Jak Niemcy skapitulują przed USA? [Analiza geopolityczna]

Po opisaniu drabiny eskalacyjnej w rywalizacji między Chinami a USA oraz ich możliwym dealem (tekst pt.: „USA vs Chiny – będzie wojna czy sojusz?”), a także po opisaniu drabiny eskalacyjnej w rywalizacji USA – Rosja (tekst pt.: „USA Zamierzają pobić Rosję. Nie będzie resetu”), przyszedł czas na tekst dotyczący relacji i możliwego przebiegu wydarzeń na linii USA – UE lub też bardziej USA – Niemcy.

Niniejszy tekst jest też pewnego rodzaju rozwinięciem wątku polityki niemieckiej. Bowiem, gdy powiedziało się już A (w ostatnim tekście pt.: „Czy niemiecka oferta dla USA jest rzeczywiście szansą dla Polski?”) to należy konsekwentnie powiedzieć B. Oraz pokusić się o opisanie sytuacji w relacjach na linii Berlin-Waszyngton w kontekście próby odpowiedzenia sobie na pytanie czy i w jakiej treści dojdzie do porozumienia między Niemcami (i szerzej UE), a Stanami Zjednoczonymi.

 

Na blogu wielokrotnie podkreślałem, że Stany Zjednoczone obudziły się w 2013 roku tak naprawdę z trzema rywalami. Chinami, Unią Europejską i Rosją. Przy czym z tej trójki Chiny są najpotężniejsze i najtrudniejsze do podporządkowania, Rosja jest najbardziej niezależna i mało podatna na presję ze strony Waszyngtonu, a Unia Europejska to gracz najbardziej zależny od USA, wewnętrznie niespójny i jednocześnie rozgrywany przez pozostałe siły. Amerykanie zdiagnozowali zagrożenie i możliwość powstania eurazjatyckiej koalicji UE-Rosja-Chiny po czym obrali strategię rozdzielania pozostałych graczy. Zaczęto od izolacji polityczno-gospodarczej Rosji. Odgrodzono ją – za pomocą państw Europy Środkowej – od Niemiec. Proces ten zapoczątkowała jeszcze administracja Baracka Obamy co kontynuował Donald Trump, który okazał się w działaniu najbardziej antyrosyjskim prezydentem USA od czasów Ronalda Reagana (bez względu na to co mu zarzucano i jak wielką przyjaźń deklarował Putinowi). Donald Trump zrobił jednak coś więcej. Rozpoczął proces gospodarczego izolowania Chińskiej Republiki Ludowej. Niemniej, samo izolowanie rywali wymaga dużego nakładu sił i środków, tj. choćby zaangażowanie na pomoście bałtycko-czarnomorskim. Trzeba ograniczać i walczyć z dążnością izolowanych graczy do odzyskania łączności między sobą.

Celem Stanów Zjednoczonych jest podporządkowanie sobie reszty globu, a izolacja rywali miała służyć temu, by zmuszać ich do uległości jednego po drugim. Tak by nie zdołali współdziałać, ponieważ wówczas Waszyngton nie poradziłby sobie ze zwartym, kontynentalnym blokiem. Rozstawiając przeciwników pojedynczo w poszczególne narożniki, amerykański bokser mógł natomiast wybierać w jakiej kolejności zmierzy się w pojedynkach jeden na jeden. Ponieważ Chiny są najpotężniejsze, a Rosja najbardziej niezależna od Stanów Zjednoczonych, to logicznym wydaje się, że proces pacyfikacji niepokornych musi być rozpoczęty od najsłabszego gracza. Niemiec i szerzej Unii Europejskiej. Po pierwsze dlatego, że dobrze jest najpierw pokonać najsłabszych zyskując tym samym siłę do ostatecznego rozstrzygnięcia z tymi silniejszymi. Po drugiej, dopóki Rosjanie mają choć cień nadziei na uzyskanie porozumienia z Niemcami niezależnie od woli USA, dopóty ich determinacja w oporze jest nie do złamania. Jednocześnie UE jest wielkim rynkiem zbytu dla chińskich towarów. Razem USA i UE odpowiadają za połowę wartości chińskiego eksportu. Dobrze byłoby więc by zachodnie rynki współdziałały przeciw Pekinowi.

Kierując się tą logiką na początku lutego 2020 roku opublikowałem tekst pt.: „UE zostanie wasalem USA – co nas czeka po roku wyborczym 2020?”, w którym jako pierwszy postawiłem tezę, że po listopadowych wyborach USA – bez względu na ich wynik – Stany Zjednoczone będą chciały w krótkim czasie podporządkować sobie Unię Europejską. Ponieważ Amerykanom zaczyna kończyć się czas a podporządkowanie Europy pozwoli wywrzeć jeszcze większą presję na Rosję oraz Chiny. Teza ta stała została kilka miesięcy później spopularyzowana (choć nie przeze mnie), a po niemieckich ofertach hołdu względem USA można przypuszczać, że lada moment się ziści. Podobnie jak sprawdziła się inna prognoza z wyżej cytowanego tekstu mówiąca o tym, że Rosjanie postarają się o spacyfikowanie niepokornej Białorusi. Przypomnijmy, po sierpniowych wyborach Łukaszenka który wynegocjował dostarczenie gazu na Białoruś przez Litwę, nagle stanął przed społecznym buntem – co zaskoczyło dogadujących się z nim dobrze Amerykanów. W efekcie Mińsk popadł w całkowitą zależność względem Moskwy. Choć w ostatnim czasie znów zaczyna silić się na asertywność. Niemniej, wracając do tematu niemiecko-amerykańskiego. Wydaje się być pewnym, że w najbliższym czasie doczekamy się rozstrzygnięcia kwestii relacji pomiędzy USA i Niemcami oraz USA i Unią Europejską.

Z uwagi na liczne amerykańskie przewagi tj. np.:

  • kontrola zachodnich rynków finansowych,
  • kontrola morskich szlaków handlowych do Europy,
  • kontrola Trójmorza i lądowego połączenia z Rosją oraz dalej z Chinami,
  • obecność militarna w Niemczech i w Europie Środkowej,
  • bilans handlowy z Niemcami i Unią Europejską, z którego wynika, że największy importer na świecie (USA) daje Europejczykom i Niemcom zarabiać na swoim rynku, natomiast sam zarabia na Starym Kontynencie relatywnie niewiele, a więc może jako „konsument” lub „odbiorca” dyktować warunki, nakładać cła, grozić wyparciem europejskich firm i koncernów z chłonnego i wartościowego amerykańskiego rynku,

Amerykanie mają wielką przewagę w ewentualnych negocjacjach z Berlinem i Brukselą. Nic więc dziwnego, że Niemcy – pod koniec października tego roku –  zaoferowali hołd lenny starając się nie być stratnym na relacjach gospodarczo-politycznych z Waszyngtonem. Było to kwestią czasu, a stanowisko niemieckie miękło tym bardziej, im mocniej Amerykanie zaczynali naciskać. W tym miejscu historii należy się więc zastanowić, jakiego rodzaju układ może zostać zawarty pomiędzy Niemcami a Stanami Zjednoczonymi. I co on może oznaczać dla Polski.

 

Hołd pruski

By móc odpowiedzieć sobie na pytanie, jak może wyglądać ewentualne porozumienie-hołd lenny Niemiec należy w pierwszej kolejności rozpisać korzyści i koszty każdej ze stron wynikające z istniejącego stanu rzeczy. Następnie należy ocenić, czy koszty trwania zaistniałej sytuacji motywują obie strony ku zawarciu porozumienia. Na koniec można pokusić się o oszacowanie, jak i czym są w stanie zapłacić obie strony by zyskać to, na czym im zależy i zapłacić za to akceptowalną dla nich cenę.

Perspektywa Niemiec

Republika Federalna Niemiec – na obecnym etapie rywalizacji mocarstwowej – wydaje się stać w narożniku i biernie odbierać ciosy hegemona licząc na to, że garda okaże się szczelna. Co zawsze jest najgorszą taktyką. Wynika to jednak z faktu, że Berlin nie ma możliwości uderzenia w interesy Stanów Zjednoczonych, a gdyby tego spróbował – wówczas naraziłby się na potężny cios kontrujący w odsłoniętą część ciała. Niemiecki eksport składa się na ponad 40% krajowego PKB. Niemcy najwięcej eksportują wprawdzie do sąsiadów z UE, niemniej ogromnym niemieckim rynkiem zbytu są Chiny (3 największy odbiorca w 2019 roku – wartość 108 mld dolarów). Zresztą Niemcy jako jedyni byli zdolni osiągnąć dodatni bilans handlowy z Chinami. Są w tym zakresie uzależnieni od handlu morskiego, a ich flota nie jest w stanie działać globalnie oraz zabezpieczać transport niemieckich towarów. W tym zakresie Berlin zależny jest (jak niemal cały świat) od dobrej woli US Navy oraz politycznych deklaracji amerykańskich polityków w zakresie zasad swobodnego handlu.

Niemcy posiadają wysoce wydajną gospodarkę o tańszych kosztach utrzymania jeśli chodzi o potrzeby energetyczne. Wszystko dzięki importowi gazu i ropy naftowej z Rosji na bardzo dobrych warunkach. Problem w tym, że transport ten odbywa się przez: Polskę, Ukrainę oraz Nord Stream. Budowa i uruchomienie Nord Stream II mogłoby uniezależnić Niemców od woli politycznej amerykańskich stronników z Warszawy i Kijowa. Problem w tym, że Amerykanie doprowadzili do wstrzymania inwestycji i prawdopodobnie nie pozwolą na jej uruchomienie. Innymi słowy Berlin wciąż pozostaje i możliwe, że pozostanie zależny w tej kwestii od państw tranzytowych, które są sojusznikami USA.

W 2019 roku Niemcy miały nadwyżkę w bilansie handlowym z USA w wysokości 67 mld dolarów. Sprzedały wówczas do Stanów Zjednoczonych towary i usługi o łącznej wartości 133,5 mld usd. Innymi słowy USA to największy konsument dla niemieckiej gospodarki.  W tym czasie cała Unia Europejska zarobiła na rynku amerykańskim na czysto 140 mld euro. W konsekwencji Amerykanie mogą szachować Unię podobnie jak zaczęli to robić z Chinami. Przykładem na to jest nałożenie przez Donalda Trumpa w 2018 roku ceł na stal i aluminium co uderzyło głównie w niemieckiego eksportera. To był jedynie sygnał ostrzegawczy dla Europy Zachodniej pokazujący, co się może stać, gdy Waszyngton uzna UE za prawdziwego konkurenta z którym musi rywalizować. Odpowiedź Berlina była symboliczna. Nałożono cła na importowane z USA motocykle. Szczęśliwie dla Niemców, Amerykanie niespecjalnie się tym przejęli i nie wprowadzili (jeszcze) ceł na europejskie samochody. To byłaby katastrofa dla niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego, który jest jednym z wiodących sektorów niemieckiej gospodarki.

Nie do zakwestionowania jest wiec teza, że w relacjach gospodarczych, to Amerykanie są stroną finansującą. Tak więc to oni mają przewagę w narzucaniu warunków. Jednocześnie w sferze politycznej byli zdolni do wyciągnięcia Niemcom z kieszeni ich najbliższej strefy wpływów. Mitteleuropy. W 2015 roku jak jeden mąż, do amerykańskiego obozu przeszły: Polska, Litwa, Łotwa, Estonia oraz Rumunia. Amerykanie mogą liczyć również na Bułgarię oraz Chorwację. Zainicjowanie rozmów o Trójmorzu ośmieliło do asertywności względem Niemiec również Austrię oraz Czechy i Słowację. Odświeżona została inicjatywa V4 (Polska, Czechy, Słowacja, Węgry). Natomiast Wiktor Orban grał już asertywnie względem Berlina znacznie wcześniej co nie wynikało z postawy Amerykanów. Niemniej podsumowując: w 2015 roku niemal cała Europa Środkowa przeorientowała się w polityce zagranicznej na Waszyngton lub co najmniej zdystansowała do Berlina. Oprócz tego z Amerykanami rozpoczęli współdziałać Skandynawowie. Zwłaszcza Norwegowie, choć pamiętajmy o zwlekaniu Duńczyków w sprawie pozwoleń na budowę Nord Stream II co uderzało w interesy Berlina i było z pewnością zainspirowane z Waszyngtonu.

Jeśli przyjrzymy się obecnej strefie niemieckich wpływów politycznych, porównując stan np. z 2012 roku do obecnego, to mamy do czynienia z prawdziwą katastrofą. Na zachodzie znajduje się sprzyjająca Berlinowi Holandia. Niemcy muszą dzielić swoje wpływy z Francuzami w Belgii oraz Luksemburgu. Półwysep Iberyjski był zawsze poza niemieckim zasięgiem, a Włosi stali się największym krytykiem Brukseli, strefy euro oraz niemieckiej polityki fiskalnej. Za wschodnią granicą Niemiec mamy natomiast do czynienia z przestrzenią, w której warunki dyktują Amerykanie (wyłączając Węgry). W kontekście wzajemnego balansu sił na osi Paryż-Berlin, Niemcy wyglądają w tej chwili niczym uschnięta i ogołocona z igieł choinka (takie nawiązanie do zbliżających się świąt J ). Oczywiście wciąż są samodzielnie znacznie potężniejsze gospodarczo niż Francja i każdy inny członek UE. Niemniej prawda jest taka, że niemiecki ośrodek siły stracił ogromną ilość wpływów politycznych. Choć oczywiście zachował powiązania gospodarcze.

Reasumując, Niemcy pogodzili się ze swoją bezsilnością wobec amerykańskiej presji. Zrozumieli, że nie mogą już dłużej balansować siedząc okrakiem na płocie, ponieważ Amerykanie owinęli jego krawędź drutem kolczastym. To z kolei powoduje, że brak wyboru może być bardziej bolesny dla Berlina niż jego konsekwencje.

Perspektywa Stanów Zjednoczonych

Amerykański punkt widzenia jest zgoła inny niż ten niemiecki. O ile Berlin postrzega relacje z USA w kontekście powiązań gospodarczych oraz rachunku zysków i strat o tyle Amerykanom zależy przede wszystkim na podporządkowaniu politycznym. Przy czym decydenci z Waszyngtonu dysponują  twardymi atutami w sferze gospodarczej, co znacznie ułatwia nakładanie presji politycznej. Stany Zjednoczone – dzięki gwarancjom bezpieczeństwa – potrafiły pozyskać polityczne wpływy w Skandynawii i Mitteleuropie. Jest to kolejnym dowodem na to, że realna siła militarna jest efektywniejszą podstawą wywierania skutków politycznych niż same tylko powiązania gospodarcze.

Amerykanie nie ponoszą w zasadzie strat w wyniku presji wywieranej na Unię Europejską. Do tych największych należy upływ cennego czasu oraz potrzeba samodzielnego angażowania się w rywalizację z Moskwą. W Europie Środkowej nie ma odpowiednich partnerów, którym można by było powierzyć zmagania strategiczno-taktyczne na poziomie militarnym. Niemcy nie posiadają wystarczającego potencjału i dotychczas odmawiały współpracy w zakresie wywierania presji na Rosję. Polska z kolei ma duże braki, choć ze względu na swoje położenie geograficzne oraz porównanie jej potencjału do innych państw z regionu, jest najpoważniejszym kandydatem na sojusznika.

Władzom z Waszyngtonu zależy więc na czasie i szybkim podporządkowaniu politycznym Unii Europejskiej w kwestii rywalizacji z Rosją i Chinami.

Można więc z całą pewnością stwierdzić, że obie strony są zainteresowane zakończeniem napięć na linii transatlantyckiej. Niemcy z każdym kolejnym dniem sporów tracą realne zyski. Amerykanie czas, niezbędny do okiełznania chińskiego smoka.

Pozycja negocjacyjna stron

Niemiecki rząd zrozumiawszy swoją nie najlepszą pozycję względem Stanów Zjednoczonych, postanowił nie czekać aż presja osiągnie najwyższy poziom. Co wiązałoby się dla Niemców z największymi stratami. Berlin postawił na ucieczkę do przodu, a więc manewr wyprzedzający. I ustami niemieckiej MON złożył propozycję podporządkowania się USA na akceptowalnych przez Niemcy warunkach. Annegret Kramp-Karrenbauer określiła je dość wyraźnie. Republika Federalna Niemiec jest gotowa ponosić wyższe koszty związane z obronnością, a także wziąć na siebie odpowiedzialność za bezpieczeństwo Unii Europejskiej oraz wschodniej flanki NATO. Innymi słowy, Niemcy chcą sfinansować własną armię by ta równoważyła militarną presję Rosji.

Czy tego rodzaju propozycja jest dla Amerykanów korzystna i wiarygodna?

W obu przypadkach odpowiedź brzmi – nie. Po pierwsze, zbudowanie armii przez RFN zwiększy niezależność Niemiec oraz umocni ich pozycję w Europie. Przy najsilniejszej gospodarce i sile militarnej na Starym Kontynencie znów pojawi się pokusa zbudowania kontynentalnego imperium. Ponadto im większa i silniejsza Bundeswehra tym mniejsza rola amerykańskiej obecności wojskowej w RFN. Tym mniejsze pole manewru, jeśli chodzi o wywieranie presji na Berlin przez USA. Militaryzacja Niemiec jest oczywiście ostatnią rzeczą, jaką chcieliby widzieć wszyscy Europejczycy. Losy całych narodów i Europy nie mogą zależeć od ryzykownego powiedzenia: „do trzech razy sztuka, może się uda utrzymać pokój”. Nie po to Amerykanie brali udział w dwóch wojnach światowych na terenie Europy, a następnie przez pół wieku ponosili koszty zaangażowania militarnego na Starym Kontynencie by teraz powtarzać błędy przeszłości. Pomysł militaryzacji Niemiec jest tak fatalnym pomysłem dla wszystkich, że tylko Berlin mógł wpaść na to by go na poważnie zaproponować i wyłożyć jako kartę na stole negocjacyjnym. Co powinno zresztą wywołać trwogę w Paryżu i Warszawie. Francuzi woleliby jednak pozostać największą potęgą militarną w UE, a Polacy z pewnością chcieliby uniknąć sytuacji, w której to od Bundeswehry zależałoby ich poczucie bezpieczeństwa…

Budowa potęgi militarnej przez Niemcy pozwoliłaby im w dużej mierze dyktować warunki niemal całej Europie. A co za tym idzie, Berlin mógłby wówczas z większą łatwością uniezależnić UE od Amerykanów oraz zawrzeć strategiczny sojusz z Rosją. Dysponując bowiem odpowiednim orężem, Niemcy na partnerskich warunkach –  nie bojąc się rosyjskiej presji militarnej –  mogliby wrócić do umowy: surowce za know-how i kapitał. Co zadowalałoby obie strony. Natomiast sojusz Berlin-Moskwa oznaczałby koniec amerykańskiej polityki i nadziei na okiełznanie Chin w pojedynku jeden na jeden. Bez wsparcia UE oraz ze świadomością, że każde starcie między Waszyngtonem a Pekinem, wzmocni stronę, która nie będzie brała udziału w batalii. Jeszcze gorszy scenariusz mógłby wyglądać tak, że oś Paryż-Berlin-Moskwa wsparłaby Pekin. To byłby najgorszy scenariusz dla USA.

Zdając sobie z tego sprawę w polskiej przestrzeni publicznej pojawiła się myśl, by nakłonić Amerykanów do tego, by Niemcy sfinansowali Wojsko Polskie. To wyeliminowałoby zagrożenie niemieckie oraz dawało Amerykanom gwarancję, że silniejsza militarnie Polska dopilnuje, by Berlin dotrzymał złożonych Waszyngtonowi obietnic.

Problemem tego pomysłu jest to, że Niemcy go zwyczajnie nie mogą zaakceptować. Więc nie wchodzi on w grę jeśli chodzi o złożoną przez nich ofertę. Opisałem to w poprzednim tekście. Berlin składając propozycję hołdu, godzi się na podporządkowanie polityki zagranicznej UE pod Waszyngton w zamian za odzyskanie kontroli nad Mitteleuropą. Właśnie w tym celu niemiecka MON zaczęła sondować stanowisko przyszłej administracji Joe Bidena. Europa Środkowa już w tej chwili jest w strefie wpływów USA. Nielogicznym byłoby, gdyby Niemcy oferowali Amerykanom zgodzenie się na taki stan rzeczy, podegłość polityczną i jeszcze zgodziliby się na finansowanie polskiej armii, która pozwalałaby Warszawie na większą asertywność względem Niemiec. Nie. Berlin nie zamierza wprowadzać Polski do wyższej ligi na arenie międzynarodowej, bowiem Mitteleuropę traktuje jako przestrzeń państw będących przedmiotem gry.

Niemniej należy pamiętać, że niemiecka pozycja negocjacyjna jest bardzo słaba. I Amerykanie mogą nie przyjąć oferty lub narzucić siłą własne warunki. Więc może pojawić się nadzieja na to, że zmuszą Niemców do całkowitej kapitulacji i nakażą wzmocnienie Polski. Nadzieje te są jednak płonne. Amerykanie będą bowiem woleli zadbać o własny interes.

Jaki?

Po co Amerykanie mają negocjować na rzecz polskich interesów skoro mogą na Niemcach wymusić, by ci sfinansowali amerykańską obecność w Europie Środkowej? Jeśli Waszyngton może mieć cudzą armię za cudze pieniądze lub własną armię za cudze pieniądze, oczywistym jest, że wybierze tą drugą opcję.

W interesie USA jest posiadać jak największą armię, ale ograniczeniem tych ambicji zawsze będą środki finansowe. Te można pozyskać od sojuszników, którzy korzystają z amerykańskiej obecności militarnej. Amerykanie mogą przecież zagwarantować sobie sfinansowanie przez Niemców amerykańskich sił rotacyjnych na wschodniej flance NATO. Innymi słowy zwiększą własny potencjał militarny i będą mogli pozostać na kilku frontach na raz. I to nie jest wcale żadna odkrywcza myśl, tylko mam wrażenie że o tym zapomnieliśmy. Prezydent Donald Trump wielokrotnie wyrażał się jasno. Nie chciał zwiększenia niemieckiej armii tylko zwiększenia niemieckich wydatków na NATO. NATO, czyli na amerykańską obecność w Europie. Stany Zjednoczone preferują ten model od lat co jest widoczne przy renegocjacjach umów z Koreą Północną czy Japonią.  Tym bardziej niezrozumiałym jest liczenie na to, że w przypadku Niemiec będzie inaczej.  Niemożliwym będzie przekonanie Amerykanów, by zmusili Niemców do sfinansowania polskiej armii w sytuacji gdy Stany Zjednoczone chcą pokryć z niemieckiego budżetu własne koszty utrzymania obecności US Army w Europie. To są mrzonki.

Tak więc z jednej strony USA negocjuje środki finansowe dla siebie, z drugiej Niemcy chcą odzyskać kontrolę nad Mitteleuropą. Oczywistym jest więc, że tego rodzaju rozmowy na tak wczesnym etapie i zainicjowane przez Niemców, są dla Polski tylko i wyłącznie zagrożeniem. Niemcy w zamian za czas (szybka zgoda na podległość) oferują własną armię, ale w ramach kompromisu mogą zgodzić się na sfinansowanie kosztów utrzymania amerykańskich sił zbrojnych. Najgorszym scenariuszem dla Warszawy jest taki, w którym Niemcom udałoby się przekonać USA do powstrzymania się od wspierania Polski! W zamian Berlin i Waszyngton miałyby razem – ponad głowami Warszawy – decydować o tym, co się tutaj dzieje. Amerykanie mieliby własną armię w Polsce finansowaną przez Niemców. Polacy zaś staliby się biernymi obserwatorami manewrów na własnym terytorium! Oczywiście nie można do tego dopuścić.

Na szczęście Polska posiada silne argumenty do tego, by przekonywać, że w amerykańskim interesie jest utrzymanie dotychczasowej linii względem Berlina oraz jego kompletna kapitulacja. Przymuszenie Niemiec do sfinansowania amerykańskich wojsk, a jednocześnie amerykańska kontynuacja współpracy z Polską i wzmacnianie jej pozycji względem Berlina. Polska świetnie nadaje się na amerykańskiego stróża w Unii Europejskiej oraz lidera proamerykańskiego bloku w Europie Środkowej. By zostać tym liderem musi stać się silniejsza i mieć podstawy do asertywności względem Berlina. Korzyść Amerykanów z partnerstwa z Polską jest łatwo zauważalna w kontekście strategicznych interesów. Bowiem Warszawa zawsze będzie się obawiać niemiecko-rosyjskiego porozumienia ponad swoimi głowami. Warszawa zawsze będzie się obawiała niemieckiej dominacji, a także rosyjskiej agresji. Tak więc polskie interesy są naturalnie zbieżne z interesami Waszyngtonu i nie trzeba Polski specjalnie namawiać lub pilnować, by przypadkiem nie porozumiała się z Moskwą.

Liczenie Polaków na to, że umowa niemiecko-amerykańska zawarta na bazie oferty z Berlina będzie uwzględniała polskie interesy i wzmocni Wojsko Polskie byłoby więc naiwnością. To tak, jakby Ukraińcy z nadzieją spoglądali na ofertę Moskwy wystosowaną do Waszyngtonu i oczekiwali, że Putin zgodzi się jeszcze na sfinansowanie i dozbrojenie ukraińskiej armii. Tak się nie stanie, choćby miała się zawalić ziemia pod Kremlem.

Polityka zagraniczna nie może być oparta na chciejstwie. Musi uwzględniać interesy wszystkich graczy i ich zwyczajny egoizm. Skoro USA chcą pozyskać od Niemców środki na własną armię, to nie można oczekiwać, że zrezygnują z tego dzieląc się z Polakami. To jest zwyczajnie nielogiczne.

 

Warunki hołdu i nowe TTiP

Niewątpliwe jest, że Amerykanie są wstanie narzucić własne warunki Niemcom. Pytanie jest, jak szybko zmuszą ich do kompletnej kapitulacji – co byłoby najlepszym rozwiązaniem i dla USA i dla Polski. Należy pamiętać o tym, że Berlin sprzeciwiał się Waszyngtonowi już kilkukrotnie. Próbował wraz z Rosją ominąć warunki resetu Obamy, przez co Amerykanie stracili kilka lat, które miały być przeznaczone na dokonanie piwotu. Zamiast tego, USA znów musi angażować się w Europie i ścierać się z Rosją. Oprócz tego Niemcy nie zaakceptowali amerykańskiego zerwania umowy z Iranem oraz amerykańskich sankcji. Niezależnie od tego co Joe Biden myśli o polityce Donalda Trumpa, fakt jest jeden. Niemcy naruszyli wyraźny zakaz hegemona w tej sprawie. Innymi słowy, Waszyngton powinien dążyć do całkowitej kapitulacji Berlina nie tylko z tego powodu, że może do niej doprowadzić. Ale również z tego, że wizerunkowo w jego interesie jest pokazanie, jaki los czeka państwa, które nie stawią się na wezwane w szeregu za plecami hegemona. Oczywiście oprócz tego przy kapitulacji Niemiec, Amerykanie zyskają w nowym dealu najwięcej. Problemem jest tylko czas, jednak wydaje się, że Berlin nie jest w stanie długo opierać się presji ze strony Waszyngtonu.

Można więc pokusić się o przewidzenie, w jakim zakresie warunki USA zostaną narzucone, przy akceptacji ze strony Berlina. W mojej ocenie Amerykanom zależeć będzie na następujących kwestiach:

  1. Rezygnacja z Nord Stream II, co zagwarantuje brak możliwości finansowania Rosji przez Niemcy (kapitał za surowiec) oraz ograniczy potencjał ewentualnych zakulisowych negocjacji niemiecko-rosyjskich za plecami Amerykanów.
  2. Nowa transatlantycka umowa handlowa (TTiP), o którą Amerykanie zabiegali od dawna, a która wzmocni bardziej stronę amerykańską. Zwłaszcza w kontekście dostaw surowców energetycznych (LNG i ropa). Amerykanie nacisną by ograniczyć import surowców z Rosji oraz by Europa zwiększyła import z USA.
  3. Zbudowanie wspólnej platformy ekonomiczno-gospodarczej, która miałaby ograniczać wpływy i wypierać Chińczyków z zachodnich rynków (np. rezygnacja Niemców z chińskiego 5G).
  4. Finansowanie przez Niemcy amerykańskiej obecności wojskowej w Europie Środkowej. Berlin zgodzi się na to szybciej niż na finansowanie polskiej armii, bowiem nie zamierza hodować u swojego boku kolejnego asertywnego gracza, który będzie chciał odgrywać rolę lidera w Mitteleuropie – lepiej zapłacić haracz hegemonowi, którzy i tak prędzej czy później Europę będzie musiał opuścić. Pozostawiając ją pod wpływami Berlina. Niemcy nigdy nie będą finansować Polskiej armii i nigdy się na to nie zgodzą. Szerzej pisałem o tym w ostatnim tekście.

Przy temacie powyższego układu natychmiast nasuwa się też pytanie, co z Francją? W dużym skrócie (bo to odrębny temat) warto przeczytać powyższe punkty jeszcze raz. Tylko ten dotyczący transatlantyckiej umowy handlowej dotyczy interesów francuskich i uważam, że treść tej umowy zwyczajnie będzie tak negocjowana by Francuzi się na nią zgodzili. Paryż będzie też musiał zaakceptować decyzję Berlina w kwestii uległości. Francja prowadzi własną politykę zagraniczną, dysponuje silną armią, posiada ambicje kolonialne w Afryce i nad Morzem Śródziemnym. Francuzi są przekonani, że w tych kwestiach poradzą sobie nawet przy nieobecności Niemiec. I samodzielnie będą dogadywać się w tych kwestiach z USA.

Perspektywa Polski

Natomiast pozostaje jeszcze kwestia interesów Warszawy. W naszej racji stanu jest, by przedmiotem dealu nie była Polska. Tzn. kwestia partnerstwa polsko-amerykańskiego powinna pozostać bez zmian. Tak jak budowanie Trójmorza. Choćby również z tego względu, że nie możemy wciąż myśleć peryferyjnie i mieć nadzieję, że dwa inne mocarstwa będą w umowie między sobą decydować o polskich sprawach. Choćby miało to dotyczyć jałmużny. Polska musi wreszcie przebić sufit polityczny i samodzielnie negocjować warunki bezpośrednio z Niemcami i Amerykanami. A w tym drugim przypadku są na to spore szanse ponieważ Amerykanie z pewnością chętnie pozostawią sobie wpływy w Europie Środkowej – tak na wszelki wypadek. Gdyby Berlin ponownie (jak w latach 2011-2013) chciał się wymigać z umowy. I nawet gdyby amerykańskie wsparcie dla Polski (wynikające z umowy dwustronnej) miało pochodzić ze środków niemieckich, to Niemcy nie muszą, a nawet nie powinni o tym wiedzieć. Nasze rozliczenia z USA są naszymi rozliczeniami i Niemcy nie powinni mieć nic do tego. Po co mielibyśmy dawać im pretekst do tego, by grać tą kartą? Ponadto nie można błagać Amerykanów o to by załatwiali nasze sprawy z innymi państwami w naszym imieniu. To znacznie osłabia naszą pozycję w oczach ludzi z Waszyngtonu. Stajemy wówczas w roli petenta – pieska, który ma nadzieję, że mu dobry pan rzuci obgryzioną kość pod stół. W ten sposób nie można prowadzić dyplomacji, jeśli chce się zbudować swój wizerunek na arenie międzynarodowej (jakby to wyglądało też w oczach państw Trójmorza, które miałyby niby podążać za naszym przywództwem? – papierowy lider). Warunki wsparcia trzeba negocjować bezpośrednio i samodzielnie z danym państwem (USA/Niemcy). Jako podmiot i druga strona ewentualnej umowy.

Należy też powtórzyć, że dotychczasowa stanowcza polityka USA względem Niemiec powinna zostać utrzymana. Dlaczego? Ponieważ była i jest skuteczna. Niemcy miękną. Boją się amerykańskich ceł, mają problem z ukończeniem Nord Stream II, muszą godzić się na kompromisy w kwestiach klimatycznych i praworządności. I choć ustępstwa mogą wydawać się niewielkie, to stanowią precedens, który zachęci inne kraje Mitteleuropy do asertywnej postawy i budowy politycznego bloku wewnątrz Unii (vide Trójmorze). Wspieranie przez USA Trójmorza gwarantuje stały nacisk i presję na Berlin. To w czym Amerykanie mogą odpuścić pozostawiając Berlin z twarzą, to kwestie wymiany handlowej. W ramach nowego TTiP Niemcy będą mogły nadal bogacić się na eksporcie do USA bez obawy, że Waszyngton z dnia na dzień nałoży cła na import z UE.

Osobiście mam wielką nadzieję, że w opisany wyżej sposób zakończy się saga z niemiecko-amerykańskim napięciem w relacjach. Ponieważ Polska utrzyma status lidera budowanego Trójmorza (a jeszcze go nie ma). I będzie wciąż istotna dla USA  przez co wciąż będzie mogła liczyć na amerykańską obecność na wschodniej flance, a także będzie miała alternatywę dla Berlina. Co daje podstawy do asertywnej postawy względem Niemiec, a więc dbania o swoje interesy w ramach Unii Europejskiej. Natomiast armię możemy zbudować sobie sami za własne pieniądze. Celem polskiej dyplomacji powinno być uświadomienie Amerykanów, że skoro już pozyskali środki od Niemiec, to mogliby się podzielić technologią z Polską. Nawet nie za darmo, ale po cenach detalicznych z minimalnymi marżami. Bo dotychczas było inaczej. Polscy politycy powinni potrafić wykorzystać w rozmowach z Amerykanami atuty, które już posiadamy. Jakich argumentów używać? Już kiedyś o tym pisałem w tekście pt.: „Polska – kluczem do strategii USA?”. Natomiast to czego możemy żądać to wsparcie dla polskiego przemysłu zbrojeniowego w zakresie know-how, a także dla polskiej gospodarki i biznesu. Choć w tych ostatnich kwestiach to nie jałmużna powinna decydować o naszym prosperity  a mądra polityka wewnętrzna.

Tymczasem polskie ministerstwo finansów obrało sobie za cel dorżnięcie małych i średnich przedsiębiorstw oraz uzależnienie sektora prywatnego od państwa. Czego dowodem są zmiany w prawie podatkowym przeforsowane rzutem na taśmę w ostatnich dniach listopada. Opodatkowanie osób fizycznych prowadzących działalność w formie spółek osobowych podatkiem od osób prawnych jest skandalem i kuriozum – potworem prawnym. A polski tzw. “cit estoński” to jedna wielka pułapka dla polskiego biznesu. Wiosną pisałem co należy zrobić by wykorzystać szansę, jaką daje nam pandemia. Należało odblokować polski potencjał gospodarczy, uprościć system podatkowy, ujednolicić stawki – ba dokonać rewolucji podatkowej. Był to dobry moment, bo gospodarka w warunkach pełnego lockdownu i tak nie funkcjonowała. I w momencie gdy Czesi i Niemcy obniżają podatki, nasz rząd poszedł zupełnie w odwrotnym kierunku. Prawo zostało niemiłosiernie skomplikowane (co rząd czyni regularnie – co roku wprowadzając duże zmiany), państwo obłożyło spółki osobowe podwójnym podatkiem dochodowym a na mało zorientowanych zastawiono pułapkę fiskalną w postaci podatku estońskiego, gdzie lepem ma być niższe oprocentowanie (9% zamiast 19%). Sęk w tym, że to nie jest żadne obniżenie podatku tylko jego odroczenie. Jest to jednak temat na zupełnie odrębny wpis, który być może powstanie jak zejdą ze mnie emocje w tym względzie. Musiałbym teraz bowiem użyć wielu niecenzuralnych słów by opisać tę patologię wprowadzaną przez bandę patałachów z MF.

Uff. I wraz z tym mało optymistycznym akcentem już teraz życzę Wam zdrowych i wesołych Świąt oraz Szczęśliwego Nowego roku 🙂  Zapewne jest to mój ostatni tekst przed świętami, zwłaszcza, że rozpocząłem prace nad przedostatnim rozdziałem książki, który mam zamiar skończyć do 31 grudnia.

 

Pozdrawiam

Krzysztof Wojczal

Geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog

 

 

 

Wartościowe? Pomóż rozwijać bloga
Twitter
Visit Us
Follow Me
RSS
YOUTUBE
YOUTUBE

58 komentarzy

  1. Czyli nie tracić czasu na kopanie się z koniem – Berlinem w masce Brukseli – tylko [najlepiej w ramach wspólnego głosu Wschodniej Flanki] skoncentrować na dogadaniu się z Waszyngtonem ponad głową Berlina [i bez wiedzy Berlina] – kaptując zawczasu Pentagon po naszej stronie dla twardych rozmów [kaptując przez nasz SG i SG krajów Wschodniej Flanki] – do rozmów z Białym Domem. Rozmów opartych wyłącznie o geostrategię i realną politykę siły dla egzekucji i nadzoru przez Polskę i całą Wschodnią Flankę “niemieckiej” Europy dla wprzęgnięcia jej w posłuszną realizację interesów USA. Z zablokowaniem militaryzacji Niemiec [wręcz demilitaryzacją – np. wszystkie Leo 2 i Eurofightery i PzH2000 itp. na rzecz Wschodniej Flanki – a Bundesmarine przekazana dla wzmocnienia US Navy]. Docisnąć Niemcy kontrolnie do końca – dając tylko marchewkę ekonomiczną. I sprawować pełną głęboką i szczegółową kontrolę, by Niemcy pod stołem nie zbudowały głowic i rakiet do ich przenoszenia. Cała infrastruktura badawczo-rozwojowa w tych gałęziach winna być zdemontowana w Niemczech. Tak samo zero kosmodromu niemieckiego na Morzu Północnym. Tylko twarde bezpieczniki działają – a nadrzędnym jest siła Wschodniej Flanki tworząca kordon sanitarny nie do przebicia – w obie strony. Co ustawi na przegranej pozycji i Niemcy i [to równie ważne dla USA] Rosję – anuluje ich plan supermocarstwa euroazjatyckiego i detronizacji USA. Tak to trzeba – z pełnym poparciem Pentagonu – przedstawić asertywnie i maksymalnie mocno w Białym Domu. Jedna ważna kwestia: najbardziej ryzykownym dla USA momentem jest wyjście z Europy na Pacyfik. W tym momencie cała wielka strategia USA może zawalić się katastrofalnie w jeden dzień – gdy np. przy braku dostatecznej siły Wschodniej Flanki – Rosja przebije “kordon sanitarny” i z Berlinem ustanowi supermocarstwo Lizbona-Władywostok. To moment absolutnie krytyczny i decydujący – dlatego własnie USA [pośrednio czy bezpośrednio, donacjami i technologią i koncesjami] musi ZAWCZASU STRATEGICZNIE wzmacniać Polskę i Wschodnią Flankę – by WTEDY oparła się skrajnie zdesperowanej próbie siłowej Rosji. Bo Berlin pójdzie z Kremlem na to supermocarstwo [zapewne szybko dogadując się z Paryżem co do wykorzystania jego lewara atomowego dla “wyrównania” sojuszu z Kremlem] – nie byłoby to co prawda tak idealne rozwiązanie dla Berlina, jak to sobie teraz planuje wg pierwotnego projektu AKK – ale na pewno o niebo lepsze i korzystniejsze [bo w końcu uzyskają detronizację USA, zablokowanie i zlewarowanie Chin i pozycję nr 1 supermocarstwa Lizbona-Władywostok] – niż bycie drenowanym i kontrolowanym koniem pociągowym w zaprzęgu Waszyngtonu.

  2. Można połączyć inwestycje Niemiec w armię USA na wschodniej flance z naszym interesem. 1. Niemcy sfinansują sprzęt ,który zostanie dla nas po wyjściu amerykanów.Czasami zwyczajnie nie opłaca się zabierac ze sobą sprzętów (co pokazała chocby wojna w Afganistanie gdzie sporo zostawiliśmy) 2. Można uzgodnić z USA że nasza armia w pewnej części będzie pelnić w stosunku do wojsk USA role komplementarną i wynegocjować żeby w tej części sfinansowały to Niemcy.Oczywiście Niemcy nie musieliby o tym wiedziec.

  3. Jedna uwaga: wg Bartosiaka Francja jest “do upokorzenia”, by nie dogadywała się z Rosją nad naszą głową. Nie zgadzam się – Francja robi to, bo nie ma NA RAZIE innego WYSTARCZAJĄCO SILNEGO podmiotu do dogadywania się w lewarowaniu Niemiec. Powstanie Wschodniej Flanki całkowicie zmienia obraz układu sił – WTEDY to Wschodnia Flanka [w tym Polska] – stanie się dużo ważniejszym partnerem dla Paryża. A Rosja zostanie odizolowana i pozbawiona możliwości uczestniczenia w grze w Europie. Pełna zgoda, że Polska sama jest za słaba na partnerskie rozmowy z Paryżem [czy ogólniej z Berlinem czy Kremlem czy Waszyngtonem]. jednakże zupełnie co innego przedstawia sobą dla Paryża Wschodnia Flanka jako spójny konstrukt realnej siły – spójny – bo jadący na jednym wózku interesów i synergii siły wobec parcia Rosji. I to jest wehikuł, w którym w długim cierpliwym biegu “pracy organicznej” możemy stać się jądrem siły najpierw dla zbudowania Międzymorza Polska-Ukraina [lewarując i moderując ambicje Ukrainy właśnie zbiorowym konstruktem Wschodniej Flanki – czyli najpierw NORDEFCO+NATO], potem dla zbudowania Trójmorza. A Francja wg mnie dla Wschodniej Flanki to przynajmniej partner – a biorąc pod uwagę kwestię kontroli perymetru dla południa Europy [fosa Morza Śródziemnego, Afryka Północna] – w istocie de facto to sprzymierzeniec dla obrony infiltrowanej “twierdzy Europa”. Kwestia podziału zadań i bonusów – które w istocie dla Francji są przecież na umownym południu [co najlepiej pokazało Deauville 2010] – więc przy izolacji Rosji – Wschodnia Flanka nie ma konfliktu interesów z Paryżem. Nie chodzi o to by walczyć z obecną strategią Francji w naszym regionie – tylko by ją zmienić lewarem Wschodniej Flanki i obrócić na naszą korzyść. A “na zgodę” i dla zatarcia “upokorzenia” Francji Caracalami możemy kupić np. od Eurosama technologię Aster 1 NT i przyszłego Aster 2 BMD. Czyli zrobić z tego korzyść. Tak jednocześnie z zasysaniem komplementarnych technologii np. od Korei – i by pod stołem ustawić korzystnie dla nas negocjacje z poszczególnymi koncernami izraelskimi. Dobierając najlepsze kąski – i zawsze mając negocjacyjny lewar zwrócenia się do rozgrywanej z osobna konkurencji w razie odmowy. Szczęśliwie dla nas rozwój systemów prak/plot zbiegł się w czasie i osiągnął odpowiednią dojrzałość na najbliższy “średniodystansowy” okres. Jest wybór – także co do innych technologii high-tech.

    1. Naprawde wierzysz ze ktos w Polsce w ogole rozwaza tak “koronkowe” dzialania?KTO niby ma te deale negocjowac?Popatrz na przetargi sprzetu dla WP i panujacy tam chaos.
      Problemem Polski nie jest geopolityka jako taka(bo jak sam gospodarz bloga udowadnia istnieja rozne opcje)tylko kadry.W Polsce nie ma kadr aby sredniej wielkosci korporacje zbudowac od zera a co dopiero regionalne mocarstwo.
      Brutalna prawda jest taka ze jestesmy na lasce Amerykanow,nikt z naszej strony nie bedzie niczego negocjowal i zrobia co zechca-jedyna nadzieja w tym ze zechca nas nie sprzedac tylko utrzymac w swoim obozie ale to wcale nie jest pewne.

      1. @Piotr34 – Zobaczymy – teraz zbierają owoce swego lenistwa, zaniechań i nieudolności i SYMULACJI polityki. Bo okazało się, że “wystarczy nie kraść” to dużo za mało w strefie zgniotu. A z drugiej strony – teraz [wobec braku wspólnej platformy ideowej] muszą oprzeć się o geostrategię z jej lewarem i o sprawne działanie dyplomatyczne – inaczej relatywnie szybko pożegnają posady. Czyli – albo zdarzą darwinowski egzamin na przetrwanie przez dostosowanie się do twardego realu i zaczną grać w polityce wg jej prawdziwych reguł z lewarem geostrategicznym [a nie wg namiastek zastępczych na pokaz] – albo stracą stołki. A to jest jednak dość zasadnicza motywacja do mobilizacji i skutecznego działania. Zobaczymy. Ja tam uruchomiłem swoje sprężyny z dość jasnym przekazem do góry, żeby się obudzili, teraz piłka po ich stronie.

        1. @Georealista

          Masz oczywiscie racje z ta symulacja polityki ale widze z tym dwa problemy.Raz iz mam wrazenie(byc moze mylne)ze odnosisz moje slowa tylko do PIS-nie chodzi tylko o PIS a o caly nasz establishment i z tego wynika punkt drugi-ich/czyli politykow(czy to PISu czy kogokolwiek innego)”darwinowski eksperyment na przetrwanie” odbedzie sie kosztem calego narodu-bo wiadomo “rzad sie wyzywi”……albo ucieknie(juz mamy precedens z 39) a ludzie zostana zdani na laske i nielaske nowych panow.Stalin I Hitler dobrze wiedzieli co robia kiedy wykanczali nasze elity,efekty tego czujemy do dzisiaj.
          Zmierzam do tego ze pisanie o polskiej ewentualnej przyszlej geopolityce w kontekscie skomplikownaych manewrow geopolitycznych nie ma sensu-nikt w Polsce nie jest zdolny takich manewrow dokonywac a koszty porazk poniosa zwykli obywatele a nie politycy(ci jak juz napisalem i powtorze establishment zwyczajnie stad ucieknie w razie W-w zglobalizownaym swiecie to latwe gdy ma sie pieniadze i znajomosci).
          Wiec w sumie to nie widze dla polskiego establishmentu przymusu ktory by ich zmusil do zakonczenia owego SYMULOWANIA polityki-poki co sobie symuluja,kradna i zyja jak paczki w masle a jak cos nie pojdzie to sie zwina do cieplych krajow.
          Zaproponowalbym nawet jakas strategie dla Polski-prosta jak budowa cepa i kompletenie idiotoodporna(tak zeby nawet oni nie dali rady jej zepsuc)-bo taka wlasnie MUSI byc polska strategia ale jakos zadna nie przychodzi mi na mysl-wiec zostaje tylko przyslowiowy lut szczescia i fart.No ale ja mam “pesymistyczne odchylenie” wiec mam nadzieje ze cos przegapiam i ostatecznie sie myle.

          1. @Piotr34 – Ale ja już wiele razy mówiłem, że CAŁA nasza “elita polityczna” jest do opcji zerowej. Najbardziej przy tym zawiodłem się na Konfederacji – zresztą – na wszystkich – i nie rokują nadziei. Układ systemowo promuje selekcję negatywną – oszołomów otoczonych klakierami i zastępami “mierny, bierny, ale wierny”. Zresztą – powiem przewrotnie – jak będziemy na dnie – to w ramach potrzeby “odbicia” i potrzeby zastosowania zasadniczych zmian – to może być nasza szansa. Jeżeli wystartujemy od zera i patrząc tylko do przodu – bez tego narośniętego i skamieniałeg bagażu fałszywych schematów myślenia wdrukowanych w PRL-u i post-PRLu. Jedyny sposób to nowe zasoby ludzkie – i rwać zdrowe owoce w sadzie. Czyli inteligentnych, wybitnych, wyróżniających się maturzystów wrzucić w machinę przygotowanego niekonwencjonalnego maksymalnie ambitnego zestawu studiów-szkoleń na najwyższym poziomie [z ciągłym wdrażaniem teorii w praktykę – w tym w rozbudowanych grach symulacyjnych] – żeby chodzili twardo po ziemi – pod każdym względem – i w REALNEJ polityce – i w technice. By działali aktywnie i nie deklaratywnie [jak teraz – z wiecznymi opowieściami na bazie obiecanek, za które nie odpowiadają] – tylko proceduralnie i realistycznie – i to z odpowiedzialnością za skutki. I z zarobkami – choćby parę milionów rocznie. By biorąc pod uwagę ciągłą kontrolę kontrwywiadowczą i sprawdzanie – nawet nie próbowali korupcji czy zdrady. Bo byłoby to dla nich systemowo w kalkulacji zwyczajnie zbyt ryzykowne i nieopłacalne. Płacę, wymagam i rozliczam. Cóż – silna choroba wymaga silnych i zasadniczych nowych leków i metod leczenia. Stary układ w strefie zgniotu w czasach pułapki Kindlebergera i pułapki Tukidydesa – zawodzi na całej linii i jest zwyczajnie niereformowalny i musi zostać zastąpiony zupełnie nowym. Kluczem są ludzie – najwyższej klasy fachowcy interdyscyplinarni. Działający – a nie gadający. Działający ZESPOŁOWO [a właściwie – sztabowo – z własnym C5ISR osłanianym przez szeroko rozumianą WRE] non-stop 24/7/365 – by w uważnej nawigacji i dokładnie wymierzonych zwrotach przeprowadzić naszą nawę państwową przez rafy Wielkiego Chaosu i Wielkiej Konfrontacji. Idzie o PRZETRWANIE – obawiam się, że w tym długim rejsie wiele statków pochłonie dziejowa burza. Tych ludzi należy nauczyć nowego Clausewitza, że czas pokoju to w istocie rzeczy wojna niekinetyczna wg gry o sumie zerowej – i państwo musi zachować czujną gotowość operacyjną i strategiczną 24/7/365 non-stop. Mając wszelkie – nawet skrajne – scenariusze ewentualnościowe – przeanalizowane i wypracowane o dwa kroki naprzód przed innymi graczami. Bartosiak wstydzi się za kmiotkowatość i nieudolność “elit” – ja wolę nie tracić czasu i nerwów, przyjmować to jako koszt pomostowy dla wypracowania projektu kompletnie nowej struktury.

      2. Był AM w MON to go naczelnik zamienił na płaszczaka…. Naczelnik ma wyjątkowo złą rękę do ludzi, podobno nad wejściem do jego gabinetu wisi tekst “Bez ludzi zdolnych można się obejść, potrzebni są tylko posłuszni”.

  4. Bardzo fajny artykuł. Przede wszystkim podoba mi się realistyczne, tj. nie oparte na emocjach czy chciejstwie podejście do spraw polskich. No i to, że właśnie sprawy polskie, polski interes są punktem odniesienia dla analiz. Kilka uwag: nowy prezydent USA i nowa administracja. To może być problem. Trump, pomimo fatalnego, prokurowanego mu przez amerykański mejnstrim pijaru, prowadził politykę niezwykle skuteczną, bo realistyczną. W warstwie narracyjnej była to polityka łagodna, w warstwie działań – twarda. Patrz: relacje z Rosją. Bez niepotrzebnej “szabelkowej” retoryki, z dżentelmeńską kulturą – twardo marginalizował Rosję i wzmacniał region Środkowoeuropejski. Obawiam się, że czas Bidena może być odwrotnością czasu Trumpa: werbalne pohukiwania mogą być maską miękkiej, niekonsekwentnej polityki wobec Moskwy. Chińskie uwikłania i słaba legitymacja prezydentury Bidena (60% Amerykanów uważa, że wybory były sfałszowane) będą atutową kartą w grze tandemu chińsko-rosyjskiego przeciwko Stanom. Kolejna rzecz: pełna zgoda co do logiki finansowania polskiego potencjału wojskowego przez Niemcy. To im się nie opłaca, zaś przedstawione w artykule drogi obejścia przez Polskę i USA niemieckiego veta w tym zakresie są spójne. Niemiecki sprzeciw można jednak obejść inną jeszcze drogą: wspólnym działaniem polsko-izraelsko-amerykańskim w zakresie reparacji wojennych, które Niemcy są Polsce winni jak psu zupę. Skąd w tym trio Izrael – nie trzeba chyba tłumaczyć, podobnie USA. To tylko i aż – kwestia woli politycznej tych trzech podmiotów oraz tylko (i aż) sprawności i determinacji polskiej polityki, by takie trio stworzyć i uaktywnić. Reparacje niemieckie byłyby źródłem sfinansowania polskiej siły militarnej działającej – paradoksalnie, no ale Niemcy znani są z nieumiejętności odczytywania paradoksów – w interesie bezpieczeństwa samych Niemiec (nie sądzę, by nawet po freudowsku Niemcy tęsknili za Kozakami czy sowieckimi politrukami w Berlinie). Nie do końca jest tak, że USA są aż tak bardzo łapczywe na, że tak powiem, osobiste uczestnictwo wojskowe w każdym zwornikowym regionie świata. Po pierwsze taka obecność to ryzyko zdrowia i życia własnych żołnierzy/obywateli, co wiąże się z oceną wewnętrznej opinii publicznej. Po wtóre – lojalny, silny sojusznik w regionie, to możliwość uwolnienia własnego potencjału na inne kierunki. Myślę więc, że Amerykanie, mając pewność co do polskiej lojalności, stabilności i siły, bez żalu i obaw zmniejszyliby swoją obecność w Europie Środkowej i przerzucili żołnierzy np. gdzieś w okolice Japonii (i Chin). To kilka takich na gorąco sformułowanych refleksji po przeczytaniu tego interesującego artykułu. Pozdrawiam wszystkich.

    1. Taka uwaga, niezbyt pewnie mądra i do dyskusji. Po pierwsze nie nie ma co liczyć na reparacje. Gdyby nawet były realne, w obecnym i możliwym do przewidzenia układzie zakonserwują niesprawny aparat administracyjny i doprowadzą do katastrofy. Jak złoto i srebro z Ameryki Pd Hiszpanię. Bez zmiany mentalności elit i społeczeństwa to byłoby anty-błogosławieństwo jak ropa czy diamenty w Afryce. Czyli bogactwo prowadzące do nędzy i utraty suwerenności. Poza tym coś, co może być wymuszone tylko przez USA, będzie tak skonstruowane żeby służyć USA. Amerykanie pójdą w tym kierunku tylko w sytuacji, gdy uznają [z punktu widzenia ich interesów] za konieczne podpalić Europę w nadziei, że wrócą tu jak uporają się z Chinami żeby przywrócić swój dyktat.
      Siłę kraju nie tworzy się w stylu jak wygrana na loterii. Naszą słabością jest brak strategii wspólnie uznawanej przez rząd i opozycję. To nie brak zasobów i możliwości nas hamuje tylko brak wspólnego rozumienia racji stanu. Póki co, pod wpływem sił zewnętrznych i przeróżnych grup interesów w kraju, dryfujemy między zależnością polityczną i wojskową od USA, polityczną i gospodarczą od Niemiec oraz mając w opcji biologiczną i cywilizacyjną zapaść, jaką może nam przynieść Wschód. Jesteśmy w takim miejscu, że wszystkim wokół zależy żebyśmy za bardzo nie wyrośli. Akurat to, mimo ewidentnych różnic interesów i przyczyn, odpowiada wszystkim głównym graczom naszej części świata bo pozwala zachować kontrolę i wymuszać działania korzystne dla siebie.

      1. Na reparacje w pełnej kwocie możemy liczyć tylko w jednej formie – przejęcia technologii i aktywów materialnych po złamaniu Niemiec. Co możliwe za jakieś pokolenie – przy korzystnym obrocie spraw – a właściwie – przy wyzyskaniu opcji w długim biegu. Każda inna “krótsza” droga oznacza haracz dla pośredników-egzekutorów – czyli “prowizję” ca 50+%. zabraną przez USA [i Izrael na pewno swoje wyrwie też]. A na razie – pozostaje nam piractwo/szpiegostwo przemysłowe. W które włożyłbym miliardy – by zyskać dziesiątki, może setki miliardów – i dane egzystencjalnie konieczne do przetrwania w strefie zgniotu. Po prostu – stan wyższej konieczności [praktycznie: zbiorowej obrony koniecznej] i nadrzędna racja stanu “albo-albo”. I kwestia kalkulacji koszt/efekt. Mamy ludzi z IT najwyższej klasy światowej – “tylko” trzeba im zapłacić – a nie pozwalać na drenaż najcenniejszych zasobów w Polsce. Na razie idzie to jak mucha w smole, w przeciwieństwie do “bardzo potrzebnych” programów, co do których decyzje szybko zapadają, jak zakup samolotów VIP czy “modernizacja” magazynowych T-72 – czy budowa holowników dla obsługi portów w strefie absolutnej przewagi rosyjskiej A2/AD….ale jest jeszcze jedna pociecha [dla wierzących] – “plan B” – absolutnie niezawodny lewar ostateczny – czyli drugi, lepszy świat….dzięki czemu winniśmy na tym świecie robić ze spokojem ducha najlepsze co można [jakie kto ma talenty] – i robić to z właściwym dystansem – czyli konstruktywnie, konsekwentnie i bez popadania w zniechęcenie…w tej perspektywie życzę Wesołych, Zdrowych i Pogodnych Świąt Bożego Narodzenia i Szczęśliwego Nowego 2021 Roku.

  5. Zostałem wywołany do tablicy. Parę faktów: roje dronów sami Rosjanie uznają za jedyną efektywną i skalowalna projekcję siły do forsowania A2/AD i do uzyskania kontroli na ladzie. 2. US MC zrezygnowało właśnie z Abramsów – co do jednego. Powód – po analizie SWOT uznano go za “białego słonia” nieopłacalnego w kalkulacji koszt/efekt. 3. US Army nie zamówiło 2000 Abramsów – tylko za 4,62 mld dolarów modernizację aż…435 Abramsów do wersji M1A2SEP v.3. Polecam: https://www.defence24.pl/wiecej-zmodernizowanych-abramsow-dla-us-army To tak jakby w WP ograniczyć czołgi do ca 100 sztuk…albo i mniej biorąc pod uwagę obciążenie sił USA… 4. Lobby pancerniackie chce 800 nowych Wilków [np. K2 PL czy Leo 2A7V PL] co z całą oprawą szkoleniowo-logistyczną ma kosztować REALNIE min. 50 mld złotych. Realnie – raczej 60 mld zł. Czyli po kursie 3,75 PLN/USD można za to kupić [w cenie hurtowej deklarowanej ostatnio przez LM w ramach procedury FMS teraz już ca 4 mln dolarów sztuka] ok. 4 tys antyrakiet PAC-3MSE – z funkcją plot – gdzie od razu nie trzeba by Narwi [czyli Wisła – w obu etapach plus Narew – która osobno ma pochłonąć ok. 30 mld zł i być tylko plot] – zaś zwalczanie celów lotniczych małej wartości [w tym dronów] powierzyć ca 5 tys Piorunów, a obronę bezpośrednią C-RAM powierzyć LM MHTK [po 15 tys USD sztuka]. 1 PAC-3MSE pokrywa zasięgiem koło o promieniu 120 km[opieram się o dane analityków rosyjskich brane z obserwacji satelitarnej testów PAC-3 MSE] – czyli kontroluje obszar 14,4 tys km2. 4 tys PAC-3MSE pokrywa razem obszar obrony i kontroli 57 600 tys km2. Przy powierzchni Polski 312 tys km2 oznaczałoby to pokrycie każdego punktu Polski szczelną zwielokrotnioną obroną saturacyjną przez 184 PAC-3MSE. Co w praktyce oznacza dwie rzeczy – całkowitą obronę przeciwrakietową i przeciwlotnicza Polski – bez szans [nawet teoretycznie] na uzyskanie przez Rosję “korytarza włamania środków napadu rakietowego/lotniczego – zaś lokalne “wybicie” czy “zużycie” PAC-3MSE czy wyrzutni [których licencję produkcyjną kupiliśmy] i tak zostanie pokryte przez obronę wszystkich sąsiadujących wyrzutni. Operujących w całkowitym rozproszeniu i spiętych sieciocentrycznie. Jeszcze lepsze parametry dawałby koreański L-SAM [też prak/plt – 2 razy większy promień zasięgu przechwycenia i 2,5 razy wyższy pułap przechwycenia, niż PAC-3MSE] i przy tym niższy koszt zliczony [w tym serwisu] i wyższe bonusy [możliwość pozyskania know-how i własnej produkcji]. Generalnei uważam, ze w danym piętrze obrony powinien być tylko jeden uniwersalny efektor i prak i plot – by uzyskać efekt synergii, wspólnego dysponowanego worka zasobowego, standaryzacji i efekt skali. Gdzie drugie 60 mld zł winno pójść na całą sieciocentryczną C5ISR i WRE i całe spięcie systemu[nasze sensory, systemy, wszystko suwerenne] – jako jądro krajowej tarczy A2/AD. A produktem końcowym [z efektorami ofensywnymi – byłaby A2/AD tarcza i Miecz Polski. Czyli najbardziej pożądany przez średnie państwa produkt w dobie pułapki Kindlebergera i Tukidydesa… 5. Lobby pancerniackie na siłę chce utrzymać wysokie stany etatowe [kwestia stołków i drabiny awansu] – dlatego np. przeforsowało [sprzedając to politycznie pod wybory jako pozyskanie wyborców nie tylko okręgu Łabędy] tzw. “modernizację” ca 300 T-72 wziętych z magazynów za 1,8 mld zł – aby zwiększyć i utrzymać “pomostowo” etaty do czasu produkcji 800 sztuk Wilka. Gdzie owa “modernizacja” jest tłumaczona…potrzeba odpowiedniej ilości wozów do szkoleń [sic] – bo nikt zdrów na umyśle [nawet wśród pancerniaków – a może zwłaszcza tam] nie uważa ich za nadające się do boju. 6. Gdy testy Warmate 1 pokazały w WITU skuteczność [i wyższą przebijalność pancerza rzędu 220 mm RHA względem oczekiwanych 180 mm – czyli w praktyce od góry penetrujące każdy czołg] – wtedy lobby pancerniaków wymogło zmniejszenie zamówienia na Warmate 1 z ilości 1000 sztuk do 100 sztuk. Czyli – do ilości defiladowej. Więcej – gdy WB zbudował i znów z bardzo dobrymi wynikami przetestował nowy Warmate 2 [już z głowicą 5 kg zamiast 1,4 kg – co skutkuje w testach przebijalnością 650+ mm RHA] – wtedy lobby pancerniackie wymogło zablokowanie nawet kupna partii próbnej Warmate 2 czy dla WP czy dla WOT. Więcej – lobby pancerniackie sabotuje w MON i IU [i nawet w NCBiR] rozwój i jakiekolwiek wsparcie naszego kppnc Moskit – rozwijanego ze środków własnych przez WITU z pomocą MESKO. Polecam przeczytanie ze zrozumieniem między wierszami treści artykułu http://dziennikzbrojny.pl/aktualnosci/news,1,11427,aktualnosci-z-polski,moskit-kluje-coraz-mocniej i zrozumienie co kryje się za słowami: “projekt rodziny ppk Moskit […] prowadzony jest z wykorzystaniem jedynie środków własnych instytutu z niemożliwym na Zachodzie budżetem na poziomie kilku milionów złotych.” oraz ” Istnieje ryzyko, że ten budzący nie tylko sympatię, ale i nadzieję projekt, pozostanie kolejną ciekawostką. WITU nie ma możliwości i nie powinien szukać okazji do komercjalizacji projektu z partnerem zagranicznym. Wchodzi jednak na trudny grunt walki o polski przeciwpancerny tort, z podmiotami wydającymi zapewne więcej na podróże służbowe, niż wojskowy ośrodek na rozwijanie swojego produktu.” Problem w tym, że w Polsce [poza Spike i Javelin – z których każdy ma polityczne wsparcie swojego Wielkiego Brata] – zakupy czy produkcja kppanc to po prostu dramat. Moskit ma przebijalność 700-800 mm RHA i zasięg 5 km. Ale przecież to “czołgi są podstawowym ofensywnym komponentem WP, zapewniają także podstawe obrony manewrowej” – jak usłyszałem z wielką mocą wygłoszony dogmat na pewnym panelu sympozjum militarnego…. A drony i kppanc – zwłaszcza te “tfu, tfu, tfu” wpięte sieciocentrycznie, pozahoryzontalne – i tworzące o zgrozo odrębny rodzaj sił zbrojnych i stawiające pancerniaków w pozycji “kaczek do odstrzału” – to po prostu zło największe. Odbyłem wiele rozmów z naszymi ludźmi od “tych spraw”- jedyny pseudologiczny argument za czołgami to “bo inni używają i rozwijają” – tyle, że jest to owczy, w istocie całkowicie niemerytoryczny “argument”, który świadczy o świadomym chowaniu głowy w piasek przed bezwzględnym SWOT porównawczym i kalkulacją koszt/efekt – która decyduje. ŻADEN – powtarzam ŻADEN ze speców nie był wstanie dać na to ŻADNEGO kontrargumentu… Przed II w.św. też wszyscy “owczym pędem” i dlatego “że inni to robią” budowali pancerniki czy samoloty towarzyszące i inne takie “powszechnie szanowane typy broni” – mimo logicznych kalkulacji które już przed wojną przemawiały za lotniskowcami, czy użyciem samolotów szturmowych czy myśliwsko-bombowych. A potem zawsze “wielkie zdziwienie” – i krwawe ofiary – i gigantyczne straty..i zmarnowany czas, zasoby – oraz zmarnowane możliwości operacyjne… Tak a propos – MBDA UK od 2 lat stara się promować [razem z CAMM/CAMM-ER dla Narwi] najpierw kppanc Brimstone 2, potem ulepszony wieloplatformowy [nośniki lądowe, morskie, powietrzne – samoloty i śmigłowce – wg plug and fight] Brimstone 3. Taka informacja – nie dość, że nasza mobilna obrona kppanc opiera się o sprzęt posowiecki [całkowicie przestarzały] to nasze szturmowe Mi-24 mają charakter dekoracyjny – ponieważ ich kppanc kilka lat temu zakończyły resurs i szturmowce cały czas latają “gołe”… Brimstone 3 kosztuje [hurt] ca 170 tys funtów] – czyli licząc 5 PLN/GBP] – czyli jakieś 0,85 mln zł. Pomijam kwestie obniżki przy zakupie licencji i własnej produkcji. Czyli za 60 mld zł na 800 Wilków z oprawą – mógłbym kupić na wszelkie platformy [w tym i drony] ok. 70 tys Brimstone 3.Gdzie nośnikami może być praktycznie wszystko co lata i jeździ – bo i tak odpalenie jest pozahoryzontalne w trybie “hit and run:… A wtedy jakiekolwiek rozważania nt zagrożenia – nie to, że ze strony 1 Armii Pancernej Gwardii – ale nawet gdyby Rosja przeznaczyła do ataku wszystkie czołgi na stanie i jeszcze wyciągnęła ze składnic natychmiastowego użycia wszystkie czołgi – to i tak problem ataku sił pancerno-zmechanizowanych na Polskę by nie istniał. Ale przecież “czołg to podstawa WP” – a “zła” [bo lepsza operacyjnie, rozwojowa operacyjnie i nieporównanie tańsza] konkurencja – to jak na Seksmisji – “nie było, nie ma i nie potrzeba….” A tak na koniec chciałem postawić pytanie – dlaczego nasz SG w Korei oglądał K2 – a jakoś “zapomniał” obejrzeć koreańskie rakiety prak/plot, kppanc, rakiety i uskrzydlone pociski manewrujące, systemy elektroniki itd? Może czas na zwrot zasadniczy? – budowy własnej zbrojnej suwerenności opartej o swój przemysł? – przez zassanie najlepszych licencji i systemów do własnego lub wspólnego rozwoju? – jak to konsekwentnie robi Korea Południowa? A co do czołgów – chciałbym usłyszeć choć 1 [słownie jeden] argument merytoryczny “za”…

    1. I jeszcze istotna rzecz – absolutnie nie zgadzam się z Bartosiakem, że tarcza prak/plot za droga i że nie obroni polski przed rakietami. Po pierwsze – nie będzie za droga, jak skasuje się twardo większość programów rodem z zimnej wojny. Po drugie – gdy zliczyłem ponad 4 tys. antyrakiet – to głównie na rakiety balistyczne. Gdzie Rosja ze swego arsenału i strategicznego i taktycznego nie poświęci więcej jak ca 400 rakiet do ataku. Bo zdecydowana większość arsenału rakietowego jest związana już przez innych graczy atomowych – a co więcej – przy ambicjach Chin i Indii i Pakistanu – margines “zapasu” siły strategicznej [ale i taktycznej – średniego zasięgu] będzie malał. Stąd użycie 400 rakiet balistycznych to i tak moim zdaniem przeszacowanie. Artylerię rakietową [powiedzmy 220-300 mm] można zlikwidować naszą artyleria precyzyjna lufową [do ca 180-200 km przy użyciu strumieniowej Nammo II generacji przy armacie L58 155 mm], zaś dalej – powiedzmy do 500 km – mogą je zlikwidować roje dronów. Wyniesienie efektorów antyrakietowych na aerostaty HALE podwyższy pułap przechwycenia w przypadku L-SAM nawet do 100 km – czyli porównywalnie z THAAD – a znacznie lepiej względem THAAD jeżeli chodzi o skrócenie czasu reakcji – podkreślam – na naszym ciasnym podwórku to parametr krytyczny. Kalibry i inne uskrzydlone manewrujące pociski – to kwestia zwalczania przez Pioruny na dronach. Co już jest technicznie możliwe i dyskutowane jako opcja [potrzeba ok. 5 tys Piorunów – no i nosiciele]. Obrona punktowa na C-RAM [zbyt liczne i zbyt mało warte, by poświęcać antyrakiety – to LM MHTK po 15 tys USD sztuka. Jeżeli mamy 4 tys antyrakiet – to możemy zlikwidować 400 “większych” rakiet. O zapuszczaniu się samolotów to nikt w Rosji nawet nie pomyśli na odległość ca 300 km od naszej – bo zasięg przechwycenia przez antyrakiete L-SAM [o rząd wielkości tańszą od rosyjskiego samolotu – czyli koszt/efekt 10:1 na nasza korzyść – z prawdopodobieństwem zestrzelenia min 95%] będzie dużo większy niż 250 km – zwiększy się o ok 50% – czyli ca 370 km – co przy oddaleniu od granicy i tak daje bąbel antydostepowy wyparcia lotnictwa na 300 km od granicy. Jasne, że na aerostaty HALE i na drony płatowe [czy wirnikowe] trzeba wydać ca 20 mld zł. Plus na roje dronów ofensywnych 30 mld złotych i 20 mld zł na rakiety ofensywne i uskrzydlone manewrujące – o zasięgu do 3 tys km – dla rozproszenia obrony i sił Rosji i znacznego utrudnienia funkcjonowania zaplecza i logistyki. Czyli 60 mld zł na antyrakiety najwyższego pietra z funkcją plot [L-SAM i ew, PAC-3MSE], ok 60 mld zł na własny system C2/C5ISR/WRE, ok 5 mld zł na 5 tys Piorunów [z wyrzutniami/belkami podwieszenia itd], ok 20 mld zł aerostaty HALE i drony nosiciele płatowe i wirnikowe części “defensywnej”, ok 30 mld zł na roje dronów ofensywnych z efektorami, ok 20 mld zł na rakiety i uskrzydlone pociski manewrujące zasięgu min 3 tys km. Czyli A2/AD Tarcza i Miecz Polski – ca 200 mld złotych/ Drogo – ale to jest PRAWDZIWA SKUTECZNA tarcza i miecz. Dla jasności – skuteczność przechwycenia rakiety szacuje się na 90% przez 1 antyrakietę, 95% przez 2 antyrakiety, 98% przez 3 antyrakiety….99,7% przez 5 antyrakiet. Tu mamy powiedzmy 3200 antyrakiet na 400 rakiet przeciwnika [800 zostawiam na samoloty i śmigłowce i jako rezerwę] – czyli na 1 rakietę wypada 8 antyrakiet. W tym przypadku szansa przejścia obrony antyrakietowej jest szacunkowo poniżej 1/20 000. Co oznacza ryzyko “przejścia” naszej obrony antyrakietowej przez rakietę [np. z głowicą jądrową] ] na poziomie 400/20 000 – czyli 2%. To już jest akceptowalny poziom ryzyka. A na żadne przepuszczanie większych rakiet [czy uskrzydlonych pocisków manewrujących] nie możemy sobie pozwolić i pocieszać się, że “załatamy i działamy dalej”. Nie w przypadku broni jądrowej. Poprzeczka kosztowa NIESKUTECZNOŚCI agresji musi być maksymalnie podniesiona. Bo Rosja z czasem będzie tylko coraz bardziej zdesperowana do przerwania i opanowania pomostu bałtycko-karpackiego. Konfrontację z Rosją o ten kluczowy przesmyk mam za nieuniknioną – aczkolwiek dobrze by było, byśmy ją rozegrali np. na terenie Ukrainy. Dlatego musimy zakładać najgorszy wariant agresywnego podejścia kremla – i być maksymalnie przygotowani. I nie patrząc na innych – tylko konsekwentnie ustanawiając standardy wojny RMA na Polskim Teatrze Wojny. Przechwytywanie Kalibrów i innych uskrzydlonych pocisków manewrujących to nieco inna sprawa, niż balistyków- ale tu 5 tys Piorunów na dronach o prędkości w zakresie 500-700 km/h [np. JET-2A, Flaris LAR – jako drony nosiciele] wystarczy – przy wpięciu w nadrzędną sieciocentryczną C5ISR. Generalnie chcę dronizacji, by ściąć koszty osobowe [to nasza pięta achillesowa pożerająca strukturalnie PMT na sprzęt] – ale i zmniejszyć poziom strat własnych i podwyższyć maksymalnie dozwoloną poprzeczkę ryzyka misji przez użycie bezzałogowych systemów. W modelu nowego PMT nie wspomniałem o systemie detekcji i analizy celów [zwłaszcza różnych klas rakiet i pocisków manewrujących i rakiet artylerii] i odróżniania tzw. “wabików” i priorytetyzacji skalowania kontarkcji – ale to można zrobić – przy odpowiedniej gamie i saturacji sensorów i AI i szybkiej retransmisji. Sumując: w strefie zgniotu potrzebna jest [jak powietrze] nasza całokrajowa saturacyjna A2/AD Tarcza i Miecz Polski na najwyższym poziomie – dającą szczelną obronę nieba i daleką projekcję siły – co daje nam brakująca DYNAMICZNĄ głębię strategiczną. I zapewnia zgniecenie bastionow A2/AD Rosji – a w ślad za tym głębokie zrolowanie praktycznie do końca innych aktywów strategicznych i operacyjno-taktycznych Armii Czerwonej na Polskim Teatrze Wojny. Czołgi, nawet lotnictwo – to już “białe słonie” – o wtórnej i podrzędnej przydatności. Parząc całościowo: na całym pasie szeroko rozumianej Wschodniej Flanki osiągnięcie zwycęstwa i nakłonienie Rosji do stolika negocjacji pokojowych [oczywiście z pozycji zwycięzcy] – polega na zgnieceniu rosyjskich A2/AD przez nasze A2/AD – i na zrolowaniu aktywów bojowych Armii Czerwonej do poziomu krytycznego – przy pełnym panowaniu w powietrzu i przy precyzyjnej skalowalnej prjekcji siły przez rakiety, pociski manewrujące, drony i ich skalowalne efektory. Gdzie dzisiaj w DARPA pracuje się nad dronami wielkości muchy [poziom “piko”] już wdrożone są drony klasy “nano” [np. Black Hornet – waży 33 gramy, wielkość małego wróbla, zasięg 2 km, w powietrzu 25 min – mają go już nasi specjalsi z Lublinca] – przez drony i bojowe kierowane pociski odpalane ze standardowych granatników podwieszanych [40 mm] – np. Pike o zasięgu 1,5 km. I tak dalej – aż po drony dorównujące gabarytami i nawet większe od samolotu. Taki Warmate 1 można przenosić w plecaku jako broń podręczną. Skalowanie i spadający koszt napędza wzrost liczby dronów – a to znowu obniża koszty jednostkowe i napędza szersze użycie itd. — czyli działa sprzężenie zwrotne dodatnie – plus dochodzi lawinowo ciągłe rozszerzanie zakresu funkcji rozpoznawczych, retransmisyjnych, bojowych, transportowych. Nawet pojedyńczy żołnierz może stać się “opłacalnym” celem za kilak lat dla taniego drona klasy nano czy mikro. Grupa żolnierzy już jest – dla dronów klasy mini. To wszystko zupełnie roluje wszelkie podstawy i “święte zasady” wojowania w powietrzu i na lądzie – i na morzu. Polecam: https://www.defence24.pl/bezzalogowce-klasy-mini-zagrozeniem-dla-zolnierzy-na-ziemi-skaner-defence24 A nasi “specjaliści” i “stratedzy” dalej kultywują myślenie [w symulacyjnych grach wojennych i na poligonach] a la zagony pancerne i ogólnie preferują dobrze im znane i rozumiane wojowanie a la zimna wojna…cóż – kto nie zda darwinowskiego egzaminu na przystosowanie się do zmian warunków walki o byt – nie przetrwa. Tak samo patrząc od strony cybernetyki – przetrwa homeostat o odpowiedniej zdolności do adaptacji wobec zmian środowiska w którym funkcjonuje. Właśnie zdajemy ten egzamin – w strefie zgniotu.

  6. Wracając do Niemiec i propozycji AKK – Berlin ustawia sobie pole negocjacyjne do rozmów z Bidenem – czyli dyscyplinuje “na rympał” zawczasu podwórko UE, pokazując faktami dokonanymi, kto rządzi i forsując [otwarcie bezprawnie – np. Ursula wprost oświadczyła, że ustalenia RE nie będą obowiązywały – i robi to deklarując jawnie] stosowanie “praworządności”. Z Polską i Węgrami i trochę Portugalią do ukarania na pokaz. Czyli “koronaobligacje = pułapka kredytowa = egzekucja debt diplomacy = absolutna hegemonia Berlina”. A wobec prób oporu w tym wesołym obozie – tylko kij na poszczególne “zbuntowane” baraki – czyli “praworządność” definiowana i sprawowana arbitralnie przez Berlin. Z jasną deklaracją – proszę się wczytać w propozycję AKK, że nieposłusznych Niemcy będą łamali siłą. Co do polityki zagranicznej – Merkel deklaruje potrzebę “wspólnego rozwiązywania problemów na Wschodzie” i generalnie dalej Berlin obstaje przy NS2. Co do chin – Merkel właśnie rozmawia z Xi – właściwie jako dyktator UE. Nawet nie stara się zachować pozorów legalizmu, procedur itd. Ani oficjalna szefowa UE [Ursula] ani KE i jej komisarze nie mają nic do powiedzenia.
    Ja to rozumiem jako zajęcie [na całego] maksymalnie korzystnego pola przez Berlin do negocjacji z USA.
    Po to, by owszem ustępować – ale za każdym razem za drogie koncesje.
    Ukryte założenie Berlina względem tych negocjacji jest takie, że dalej będą się odbywały na zasadzie ładu konstruktywistycznego – a nie brutalnej siły. Oraz, że Merkel owinie dokoła palca Bidena słodkim gadaniem o “wspólnych wartościach” “postępie” “gender&LGBT” itd. A przynajmniej to kadzenie zasadniczo osłabi twarde podejście Bidena.
    I to jest słabość całej tej linii politycznej Berlina.
    Bo jeżeli Biden zrozumie, jak Niemcy chcą “wyrolować” USA – cóż – ja na jego miejscu zadekretowałbym niezapowiedziane ćwiczenia NATO w Niemczech, z taką ilością wojska [w tym US Army i US MC] i wszelkiej przewagi na mozru i w powietrzu, by Niemcy poczuli but na gardle. A następnie zażądałbym – z palcem na spuście i w ramach “nadrobienia zobowiązań niemieckich” – tych na ponad 350 mld dolarów “składki” zadekretowanej jeszcze przez Trumpa – przejęcia wszelkich militarnych aktywów Niemiec i ich przemysłu zbrojeniowego – i know-how podwójnego zastosowania. Z pozbawieniem Niemiec NATO Nuclear Sharing – i z przywróceniem stref nadzoru już nie “Wielkiej Czwórki ” jak w 1945, a “misji stabilizacyjnej NATO”. Z państwami Wschodniej Flanki jako kontyngentem zasadniczym wspierającym US Army i Nową Brytyjską Armie Renu. Na pewno do wzięcia przez USA cała Bundesmarine [i generalnie przemysł stoczniowy] – ale i do przejecia [i w sporej części do przydzielenia państwom Wschodniej Flanki] cała reszta – lotnictwo, wojska lądowe itd – i to do końca. Redukcja sił niemieckich do sił praktycznie policyjnych – “bo przecież Wschodnia Flaka zapewni wam bezpieczeństwo i WRESZCIE nie będziecie musieli wojować”. Z zablokowaniem i z przejęciem koncernów medialnych – i z tłoczeniem nimi non-stop propagandy Niemcom – “chcieliście demilitaryzacji i rozwoju ekonomicznego i otwartych rynków – to będziecie mieli”. Oczywiście jednocześnie należy rozmawiać z rządami landów i dać im marchewkę większej autonomii [względem Berlina – w zasadzie rząd federalny winien być marionetkowy i bez kompetencji] i zwolnienia z haraczu na rzecz rządu federalnego w Berlinie – tak samo przedstawić demilitaryzację jako obniżenie obciążeń. Jednocześnie [to chyba klucz całej sprawy] z lobby przemysłowo-handlowym sfery cywilnej należy się dogadać na bazie wspólnego rynku i marchewki wsparcia i zamówień – dając na początku promocyjną ofertę rozkręcenia machiny produkcyjno-technologicznej Europy – powiązanej wspólnym rynkiem z USA. Chodzi o to, by silne niemieckie wewnętrzne lobby “going concern” – skupione na zyskach – miało zapewnione “przepięcie” z rynku Chin na USA i generalnie otwarcie na szeroko rozumiany świat proatlantycki. A wtedy to lobby przemysłu i handlu samo najlepiej zadba, by w ramach “nowej normalności” zdusić wewnetrzne protesty i próby zerwania się Niemiec [a raczej – landów – oczywiście z zachowanym wolnym przepływem usług, ludzi i towarów] z haczyka Waszyngtonu. Pytanie, czy Biden i Harris rozumieją, że stara era konstruktywistyczna się skończyła – i jeżeli chcą utrzymać staus USA i wejść na ścieżkę kontrowania wzrostu Chin – to muszą NATYCHMIAST zastosować konsekwentnie do końca środki polityki realnej – czyli polityki SKUTECZNEJ – opartej o gołą siłę. Cóż – tak bym zrobił z miłym uśmiechem wzniosłych haseł na ustach – zobaczymy, co zrobi Biden i nowa administarcja – wystarczy poczekać od lutego na pierwsze “regulacje” co do “porządku dziobania”. Co prawda dyplomacja amerykańska i jej wielka strategia robi przynajmniej od początku tego wieku mocno bokami – i w sprawach zasadniczych zbyt często buja w życzeniowych wydumanych obłokach – ale może się obudzą i ogarną do realnego działania – dla osiągnięcia ścieżki realnych wyników i wzrostu. Inaczej pożegnają sie ze stołkiem hegemona.

    1. Od strony militarnej Merkel również chce zająć maksymalnie wygodne ustawione zawczasu pole negocjacyjne. Właśnie zamówiono fantastyczną ilość 203 tysięcy pocisków czołgowych do Leo 2. Z tego 90% to pociski szkoleniowe. Co oznacza wyrwanie Bundeswehry z letargu i ostre postawienie na gotowość bojową i rozbudowę sił. Potrzeby Luftwaffe oceniono na 90 dodatkowych samolotów – z tego już zamówiono 37 Eurofighterów [z opcją na 8 kolejnych] – w ten sposób zabezpieczyli interesy Airbusa, którego są udziałowcami. Pozostałe 45 samolotów – przeznaczonych dla NATO Nuclear Sharing – przeznaczyli na negocjacyjna marchewkę do rozmów z Bidenem. Nie chcą uzależniać się od F-35 [te mają “smycz” upgrade’ów software’u przez kodowaną sieć z USA – nie żartuję – to wyszło po pierwszych dostawach F-35A do Norwegów i mocno ich wzburzyło], zresztą zakup F-35 anulowałby w istocie rozwijanie wspólnego “myśliwca przyszłości” z Francją i trochę z Hiszpanią, [która dopchała się do programu, jak SAAB i Leonardo zdecydowały o uczestnictwie w brytyjskim Tempeście]. Prawdopodobnie Luftwaffe zakupi [w miejsce wyprowadzanych ze służby Tornado] 30 Super Hornetów do przenoszenia zmodyfikowanych bomb B61 NATO Nuclear Sharing plus 15 Growlerów, czyli Super Hornetów przeznaczonych do walki elektronicznej [do wymiatania dla Super Hornetów]. Zagrywka Merkel jest czytelna – faktem dokonanym zamówienia 37 Eurofighterów obcięła na “dzień dobry” ewentualne zamówienie wszystkich 90 samolotów w USA. 8 samolotów opcji – zostawiła sobie na dorzucenie dla pokazania “ustępliwości” i “dobrej woli”. Wszystko jest dokładnie skalkulowane – ale pod negocjacje w porządku konstruktywistycznym. Powtarzam – na miejscu Bidena – biorąc pod uwagę nóż na gardle USA – kopnąłbym w sten stolik negocjacyjny i narzuciłbym nowe reguły – oparte tylko o siłłę i jej konsekwentne wykorzystanie do końca. I to zmieniając potem sukcesywnie ten już narzucony układ jeszcze bardziej na swoją korzyść. Im Niemcy słabsze w kolejnym kroku – tym bardziej wykorzystywane. Biden ma tu wolne pole do gry siłą wobec Niemiec – bo Niemcy mają na pieńku ze wszystkimi w UE [może prócz Holandii – która przyklejona do eksportu strefy rdzeniowej Niemiec – in plus skorzystała na niemieckiej dominacji – zwiększonych obrotach eksportu i importu] – bo Berlin prowadzi swoją politykę dominacyjną kosztem reszty. I to nie tylko chodzi o państwa PIIGS czy CEE czy NORDEFCO [to ostatnie idzie wyraźnie swoją drogą – politycznie i militarnie i ekonomicznie – i na pewno żadnego nadzorcy z Berlina nie chce]. W istocie Berlin jest osamotniony – a dla Paryża zdeptanie Berlina będzie dobrą wiadomością – de facto awansem w “porządku dziobania”. I to wszystko powinno być przekazane różnymi kanałami – cywilnymi i militarnymi, formalnymi i nieformalnymi – ale zawsze pod stołem – do USA, UK, [Francji też – bo w tej zagrywce jest naszym sprzymierzeńcem dla zdławienia Berlina], a zwłaszcza “u nas” – do państw szeroko rozumianej Wschodniej Flanki. By Biden działał twardo wg nowych reguł twardej gry – zgodnie z interesem USA. – ale nie na “wiarę” jak poprzednio – tylko ZABEZPIECZONYM REALNIE OSOBNO ZORGANIZOWANĄ SIŁĄ w Europie. A jedyna siłą – dla uniemożliwienia planów Lizbona-Władywostok, siłą strukturalnie lojalną wobec Waszyngtonu [wobec presji militarnej Kremla i jeszcze dyktatorskich zapędów Berlina] – jest Wschodnia Flanka. Francja to dodatek – kontrolujący od Zachodu – POMOCNICZO. Ważny i niezastapiony – bo geostrategicznie idealnie usadowiony – jest “kordon sanitarny” Wschodniej Flanki – dla dopilnowania Berlina – i do zmuszenia Kremla do hołdu na kolanach w Waszyngtonie.

  7. 1.Ponieważ jak już pisałem, powinniśmy mieć wielowariantową “mabenę”, a znalazłem hipotetyczny, starszy już scenariusz TVN-owski, rozpadu UE i jak mogłoby to przebiegać z punktu widzenia Niemiec, więc wrzucam link do niego –
    https://tvn24.pl/magazyn-tvn24/tajny-uklad-ze-sion-tak-skonczy-sie-unia-europejska,27,625
    Rozumiem, że obecnie taki kraj jak Włochy raczej nie wszedłby do nowego EWG, bo nie byłoby to w ich interesie?
    Ciekawe byłyby alternatywy, jakie reszta krajów UE miałaby w przypadku trwania UE bez EWG.

    2. Kolejne pytanie kieruję do Georealisty.
    Dotyczy artykułu sprzed kilku lat w brytyjskim “The Guardian”, gdzie komentując 70 -tą rocznicę wyzwolenia niemieckiego obozu w Auschwitz-Birkenau przytoczyli taką opinię: “Arabów nie można winić za ich odczucie, iż ZA DŁUG KRWI, JAKI EUROPA BYŁA WINNA ŻYDOM, zapłacono tym, co oni uważają za swoje terytorium”.
    W związku z tym w sytuacji, gdy byt Izraela będzie zagrożony p. ze strony Iranu, czy Rosji, czy nie należałoby podszepnąć Amerykanom, że sprawiedliwej było przyznać Izraelowi zamiast Palestyny kawałka Niemiec i to tego położonego w tych bogatszych – zachodnich Niemczech, bo bogate Niemcy przecież sobie odrestaurują wschodnie Niemcy? Jak zmieniłoby to geopolitykę w Belgii, Holandii i Francji?

    1. Cóż – Izrael już chciał [i chce nadal] usadzić się w Polsce i na Ukrainie, by stać się niezbędnym ogniwem dla wykiwania USA i stworzenia z Kremlem i z Berlinem supermocarstwa Lizbona-Władywostok. Przypomnę tylko 9 maja 2018 i Plac Czerwony – i blatowanie paktu Putin-Netanjahu – i jednocześnie nóż w plecy Polski ze strony Trumpa [ruch idealnie pasujący i Putinowi i Netanjahu w tym antypolskim sojuszu] – czyli 447. Izrael sobie zdaje sprawę, że dotychczasowy amerykański “promotor” słabnie, otacza ich morze nienawiści i muszą wykonać ucieczkę do przodu. Bo obecna trajektoria spraw wiedzie w końcu do tego jednego “potknięcia” które unicestwi Izrael. Najlepsze wyjście – to supermocarstwo, ale własne i perspektywiczne, którego byliby niezbędnymi i preferencyjnie ustawionymi “udziałowcami” na szczycie. Czyli supermocarstwo Lizbiona-Władywostok. Choć na razie wygląda, że chcą u siebie” oczyścić przedpole, złamać lokalnych pretendentów, stworzyć sobie głębię strategiczną – od Eufratu po Synaj. Ale to wcale nie oznacza zaniechania planu usadowienia się w Europie. Raczej oba plany są komplementarne. Bo wtedy USA zobaczą w Izraelu silnego skutecznego gracza – idealnego w nowych twardych czasach na namiestnika Waszyngtonu. Oby nie w Europie. Bo Izrael w Europie – z bronią strategiczną i z preferencyjnym lobby w Waszyngtonie – to wpuszczenie lisa do kurnika. I docelowe supermocarstwo Lizbona-Władywostok – ale [w miejsce Berlina] Wielkiego Dominium Izraela z Kremlem – jak równy z równym. To widzę docelowo – pomijając kilka etapów przejściowych. Dla nas żadna różnica względem supermocarstwa Lizbona-Władywostok założonego przez Berlin z Kremlem. I tak w obu wariantach będziemy jako “naziści” do demontażu i “głębokiej resocjalizacji” a la Wielki Brat.

  8. Ciągle mówi się o naszym rozkroku strategicznym – ekonomicznym uzależnieniu od Niemiec [ze strukturalnie podrzędną rolą podwykonawcy], którzy pilnują, byśmy tkwili w pułapce średniego rozwoju – i jednocześnie o strategicznym uzależnieniu od USA. Oczywiście wzięcie pod but Niemiec przez Wschodnią Flankę [w tym Polskę] w roli żandarma USA na Europę sporo łagodzi – ale wcale nie załatwia problemu naszej pułapki średniego rozwoju ani braku strategicznej pełnej [zbrojnie gwarantowanej] suwerenności Polski. A wobec eskalacji wywołanej pułapką Kindlebergera, a potem jeszcze gorzej – pułapką Tukidydesa – obie te kwestie muszą być pozytywnie rozwiązane. Inwestycje w zbrojenia – ale w zbrojenia high-tech [a nie remontowanie T-72 ze składnic] – zbrojenia oparte o B+R, o technologię materiałową, o sieciocentryczną nową infrastrukturę Przemysłu 4.0 sprzęgniętego z Internetem Rzeczy od podstaw, o zassanie nowych technologii [które w istocie praktycznie wszystkie są technologiami podwójnego zastosowania]. I z budową kontrolowanych “well to wheel” pełnych łańcuchów wartości pod nasza kontrolą – zaczepionych w realnych zasobach [i lewarze kapitałowym na rozruch] Skarbca Suwalskiego] – ale i geotermii głębokiej HTR [bo budowę reaktorów w strefie zgniotu mam za samobójstwo na własne życzenie i dowód zupełnego niezrozumienia naszej sytuacji – i marnowanie okazji na bycie “energetycznym hegemonem” Europy]. Produktem wysoko przetworzonym zbiorowego wysiłku zainwestowania w technologię i nową infrastrukturę winna być priorytetowo saturacyjna A2/AD Tarcza i Miecz Polski. Czyli lewar umożliwiający skok w suwerenności i polu działania. A przy okazji – przez generowanie zasięgu zdalnej kontroli real-time na min. kilkaset kilometrów – konkretny lewar polityczny dla REALNEGO STARTU budowy sojuszu słabszych państw wokół Polski. Ot, choćby Ukraina – jak bardzo WTEDY zmieni się podejście Kijowa do Polski – kosztem Niemiec i innych graczy? A Bałtowie, V4, NORDEFCO, Rumunia itd? A podejście Turcji? Zupełnie inna – bo realna – perspektywa dla budowy Międzymorza, Trójmorza czy Czwórmorza. I druga rzecz – ta inwestycja zwróci się [nie tylko politycznie, ale i finansowo i ekonomicznie], jeżeli w kolejnym kroku będziemy sprzedawali ten “produkt” A2/AD innym krajom – oczywiście przy wspólnocie interesów czy za znaczące koncesje, których niezbędnie potrzebujemy. A wczasach narastania eskalacji i poczucia zagrożenia – będzie to “hit eksportowy” nr 1. Nawet nie chodzi o pieniądze – jak zawali się system finansowy – to barter w blockchainie. Nie mówię, że powyższe jest łatwe – jest trudne – ale wykonalne przy konsekwentnej mobilizacji i realizacji. nie potzrebujemy kolejnych akcyjnych bohaterskich zrywów opłaconych mrzem krwi i ruin – potrzebujemy pracy u podstaw i zorganizowania i konsekwencji krok za krokiem w długim wysiłku – jak w zaborze pruskim wobec “Kulturkampf”. Natomiast tania krytyka typu “to się nigdy nie uda” pokrywająca w istocie podejście typu “nie chcieć, to gorzej, niż nie móc” – położy wszystko, nawet gdybyśmy dostali to na tacy. A zaniechanie powyższego planu – to w długim planie “game over” dla Polski. To nie jest kwestia “chcemy – nie chcemy”… tylko MUSIMY. I na pewno żadne chowanie głowy w piasek, ani żadne działanie z dnia na dzień i podejście “jakoś to będzie”, ani nawet działanie na poziomie “innych” graczy – nawet sprawniejszych, którzy nam teraz imponują – nie jest żadnym rozwiązaniem w strefie zgniotu. Bo “inni” są w innej sytuacji. Nie możemy patrzeć na “innych” – musimy myśleć, decydować i działać i realizować sami – nieważne czy “inni” się wysmiewają [co jest dla nas bardzo dobrą opcją – bo neutralizującą z założenia wrogą kontrakcję], czy próbują nam włożyć kij w szprychy – na co musimy konsekwentnie i adekwatnie reagować – a czasami działać proaktywnie wyprzedzająco. Dla krytyków i “czepialskich” – proszę o konstruktywną krytykę. Czyli o LEPSZY [i spójny całościowo] od wyżej przedstawionego – plan wyjścia z pułapki średniego rozwoju i rozwiązanie problemu braku suwerenności strategicznej.

  9. Graczem, którego można wkomponować do rozgrywki Bidena z Merkel jest też UK. Dla UK dołączenie do “eksterytorialnego” [względem umownego przyszłego władztwa Berlina] bloku Wschodniej Flanki – to wzmocnienie pozycji – i boczna furtka na bazie “specjalnych zasad ekonomicznych Flanki” dla wejścia ponownie ekonomicznie w otwarty rynek UE – właśnie przez rynki Wschodniej Flanki. Taki rozszerzony precedens Norwegii – nie za pieniądze, ale za bezpieczeństwo strategiczne. Dla nas byłoby to mocnym początkiem budowy już proponowanego w innych wpisach sojuszu szeroko rozumianej Wschodniej Flanki od GIUK po Morze Czarne. Z UK jako morskim żandarmem i strategiczną jądrową projekcją siły dla twardego wsparcia wschodniego “kordonu sanitarnego” – choćby z racji narastającej konfrontacji w Arktyce, gdzie Royal Navy angażuje się swoimi atomowcami [lotniskowce z oprawą raczej pójdą na wsparcie koalicji Wujka Sama na Pacyfiku].. Czyli dla UK byłoby to w pięknym stylu odkucie się na Berlinie – z całkowitą zamianą ról. Zaś Francja w tej nowej sytuacji będzie musiała mocno zrewidować swą politykę – bo teraz uważa, że całkowicie trzyma nogę na gardle handlu UK [choćby te perturbacje z zablokowaniem kanału pod La Manche – Wersal wysłał bardzo czytelny komunikat strategiczny “kto tu rządzi”] – w nowym układzie rad nierad Francja będzie musiała spasować i ocieplić stosunki ze Wschodnią Flanką i UK. Czyli Paryż musiałby przejść do pojednawczych kroków – by przyłączyć się pragmatycznie do NADRZĘDNEJ uprzywilejowanej grupy państw Europy. Albo trzymając z Niemcami – twardo za to obrywać. Oczywiście wykorzystanie i UK i Francji wymaga rozpisania na etapy i zwroty akcji z odpowiednim “timing’iem” – ale jest jak najbardziej do zrobienia. Nie takie zwroty akcji i wolty odbywały się w Europie od czasów nowożytnych. Przynajmniej jest to wykonalne potencjalnie jako opcja do wykorzystania – bo na razie Biden z jego ekipą stanowi znak zapytania. Pytaniem jest, czy są fachowcami w polityce realnej w interesie USA? – czy też jak słoń w składzie porcelany, uskrzydleni zwycięstwem wyborczym i z wodą sodową w głowie, postawią na deklaratywno-życzeniowe bujanie w obłokach oparte o “wartości” “idee” i postęp”? Zobaczymy. Na pewno konstrukt Europy będzie w 2021 [i później] trzeszczał w posadach i podlegał przebudowie pod naporem wielu zdeterminowanych sił. Racja stanu jest twarda – a Biden to w sumie marionetka “deep state”. Które ma przed sobą kwadraturę koła – czyli jak dokonać tranzycji wpływów i władzy starej elity z Wall Street i z wirtualnych kolosów IT – na rzecz budowy realnej gospodarki [i przejęcia nad nią kontroli] – by mieć realne zasoby do konfrontacji z Chinami. Pogodzenie tego – a właściwie znalezienie sposobu na tę tranzycję – gdzie “trzeba zmienić wszystko, by władza została po staremu w rękach poprzedniej elity” – uważam za kluczowe dla przyszłości USA i konfrontacji z Chinami. To dużo, dużo trudniejsze, niż [mając wszystkie karty w ręku] proste wzięcie Niemiec pod but i wprzęgniecie w rydwan USA.

  10. Maa pan dobrze poukładane w głowie ….
    Na podatkach się nie znam co do reszty się zgadzam
    Wesołych Świąt Bożego Narodzenia. Pan Jezus żyje

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *