Do 2022 roku Rosja wywoła wojnę w Europie lub na Bliskim Wschodzie

Książka pisana przez 2 lata. Zaczyna się sprawdzać! Ostatnie egzemplarze:

TRZECIA DEKADA. Świat dziś i za 10 lat

 

Po tak mocnym tytule, kilka faktów.

Sprzedaż węglowodorów stanowi wartość przeliczoną na USD w wysokości 53% całego eksportu Rosji (dane za 2018 rok). Dochody z tego tytułu to 14% PKB kraju, co odpowiada połowie wartości całego budżetu państwa (liczonego w USD). Największymi importerami rosyjskiego gazu to Europa łącznie z Turcją (ponad 90% sprzedaży). Europa z Turcją są też łącznie drugim największym odbiorcą ropy naftowej z Rosji. Wnioski? Rosyjski budżet jest niezwykle uzależniony od wolumenu sprzedaży surowców energetycznych, a także od ich ceny na międzynarodowym rynku. Co by się stało, gdyby Rosja musiała ograniczyć eksport gazu ziemnego, ropy naftowej i węgla? Czy taki scenariusz jest realny w najbliższych latach? Co mogłoby uratować rosyjską gospodarkę w skrajnie niekorzystnym scenariuszu?

 

Gazociągowe Trio – Braterstwo, Nord Stream i Jamał,.

Jamał-Europa czy Polska zakręci kurek?

Podtytuł może wydawać się zabawny, zwłaszcza w kontekście tego, iż to Polska zawsze borykała się z zagrożeniem „zakręcenia kurka” z gazem przez Rosjan. Po raz pierwszy w historii, sytuacja ta może się jednak odwrócić.

Jamał-Europa to jeden z trzech głównych gazociągów z Rosji do Europy. Jego maksymalna przepustowość wynosi blisko 33 mld m³ gazu rocznie. Przy czym Polska za jego pośrednictwem importuje mniej niż 10 mld m³ rosyjskiego surowca. Co za tym idzie, ponad 2/3 przepustowości gazociągu służy dostawom dla odbiorców z zachodu Europy. Do 16 maja 2020 roku między Polską, a Rosją obowiązuje umowa dotycząca tranzytu błękitnej energii na zachód (niezwykle dla nas niekorzystna, bowiem Polska praktycznie na tym nie zarabia). Ponadto jesienią 2022 roku wygasa polsko-rosyjska umowa dotycząca dostaw gazu do Polski.

Tymczasem polski rząd zapowiedział, że nie zamierza przedłużać żadnej z ww. umów. Od maja 2020 roku eksport gazu na zachód ma odbywać się na zasadach aukcji, co zwiększy ceny przesyłowe i pozwoli Warszawie zacząć zarabiać na tranzycie gazu. Brak bilateralnej umowy w tym zakresie sprawi ponadto, iż aukcje będą mogły zostać w każdej chwili „wstrzymane” z przyczyn politycznych (np. z uwagi na dalsze sankcje). Warszawa nie będzie wówczas związana z Moskwą żadną umową nakazującą przesył gazu na zachód.

Z kolei do października 2022 roku Polska ma zamiar ukończyć Baltic Pipe czyli gazociąg o przepustowości 10 mld m³ gazu/rok. Już złożona, wiążąca oferta opiewa na dostawy 8,1 mld³ norweskiego gazu rocznie do 2037 roku. Ponadto rozważane jest wynajęcie pływającego terminala LNG (najpóźniej do 2024-2025r.). Zaplanowała została również rozbudowa terminala w Świnoujściu (do końca 2021 roku zostanie rozbudowany regazyfikator, a do połowy 2023 roku trzeci zbiornik i infrastruktura kolejowa). Może się więc okazać, że do 2022 roku Polska stanie się całkowicie niezależna od dostaw gazu rurociągiem Jamał-Europa, a do 2024 roku będzie ponadto zdolna obsługiwać inne rynki. Warto podkreślić, że Polska to szósty największy importer rosyjskiego gazu w Europie i kraj, przez który surowiec ten dociera m.in. do Niemiec – największego importera rosyjskiego gazu.

 

Braterstwo w czasie wojny

Na podstawie ukraińsko-rosyjskiej umowy, przez gazociągi poprowadzone na ukraińskim terytorium (Braterstwo i Sojuz) w latach 2009-2019 Rosjanie mieli puszczać na zachód 110 mld m³ gazu rocznie. Maksymalna ich przepustowość wynosi 144 mld m³ gazu rocznie (dotyczy to kierunku zachodniego, bowiem ogólnie system gazociągów ukraińskich może przyjąć 288 mld m³ gazu i eksportować prawie 180 mld m³).  Umowa właśnie się kończy, a negocjacje dotyczące jej odnowienia trwają. Dotychczas Kijów był tutaj w pozycji znacznie słabszej. Władze z Kremla groziły, iż jeśli Ukraina nie zgodzi na tranzyt gazu na zachód, po niższych niż dotychczas cenach, to Moskwa odetnie byłą republikę sowiecką od błękitnego paliwa. Szantaż ten był tym bardziej groźny, że brak transferu lotnego surowca przez gazociąg Braterstwo Rosjanie zamierzali zrekompensować m.in. przy pomocy Nord Stream II. Jednak wraz z komplikacjami związanymi z budową i wykorzystaniem bałtyckiego gazociągu, pozycja negocjacyjna Kijowa wzrasta. Bowiem Rosjanie najprawdopodobniej będą zmuszeni przesyłać swój gaz przez Ukrainę jeszcze przynajmniej przez kolejny rok. O ile nie dłużej.

errata:

Ponadto również Ukraina stara się o uniezależnienie się od dostaw gazu z Rosji. Aktualne potrzeby Kijowa to ok. 32 mld m³ gazu na rok. Produkują około 22 mld m³, a brakujące 10 importują. Ukraina ma jednak w planach zwiększenie własnego wydobycia do poziomu 27 mld m³ gazu/rok (w najbliższych latach, plan był na 2020 rok, ale proces się wydłuża). Jednocześnie Polska i Ukraina mają zamiar zbudować dodatkowe połączenie gazociągowe między krajami, które pozwalałoby przesyłać do Kijowa norweski gaz lub LNG w ilości 5 mld m³.  Dotychczasowe możliwości Polski w tym zakresie są ograniczone do przepustowości 1,5 mld m³. Gdy projekt zostanie ukończony, Polska może odpowiadać nawet za 65% ukraińskiego zapotrzebowania importowego. Dopóki władze z Kijowa nie zwiększą własnej produkcji. To może doprowadzić w najbliższym czasie (perspektywa 2-4lat?) do całkowitej niezależności Ukrainy od Rosji w opisywanym temacie. 

Oznacza to, że w niekorzystnym dla Rosji scenariuszu około 2022-2023 roku Polska i Ukraina nie tylko zrezygnują z rosyjskiego gazu, ale i będą mogły zablokować transfer tego surowca na Zachód przez własne terytoria. Co trudno będzie zrekompensować poprzez Nord Stream I i II jeśli te będą ograniczane przez UE.

 

Nord Sream IInawet ukończony, może okazać się nieopłacalny

Obie nitki Nord Streamu miały łącznie gwarantować przesył 55 mld m³ gazu rocznie (po 27,5 mld m³ każda). Nord Stream II  ma podwoić te możliwości co łącznie da przepustowość 110 mld m³ gazu rocznie.

Tymczasem we wrześniu 2019 roku zapadło orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej podważające decyzję Komisji Europejskiej dającą Gazpromowi pełny dostęp do rurociągu OPAL będącego lądową odnogą Nord Stream. Zmniejszenie przesyłu gazu przez ten rurociąg stało się już faktem. Co każe zastanowić się nad sensownością budowy i opłacalnością Nord Stream II.  Ponadto budowa Nord Stream II wydłuża się, z uwagi na brak na brak zgody Duńczyków na przeprowadzenie gazociągu po dnie ich wód terytorialnych. Pod znakiem zapytania stoi więc nie tylko data ukończenia gazociągu, ale i także docelowa efektywność jego wykorzystywania. Nawet w przypadku ukończenia do 2020 roku drugiej nitki bałtyckiego gazociągu, będzie potrzeba aż 5 lat by osiągnęła ona docelową przepustowość. Ponadto, uzgodnienia w UE dotyczące rozszerzenia wymogów trzeciego Pakietu Energetycznego (TPE III) na podmorską infrastrukturę przesyłową może ograniczyć możliwości transportowe Nord Streamu II aż o 50%.

Wobec powyższego rodzi się pytanie, czy Niemcy podporządkują się unijnym regulacjom i czy są gotowi na ewentualne zmniejszenie dostaw rosyjskiego gazu (lub co najmniej brak wzrostu importu)? Odpowiedź na to może stanowić projekt Republiki Federalnej Niemiec dotyczący zbudowania, do 2022 roku, własnego terminala LNG. W ten sposób Niemcy będą mogli importować błękitną energię za pośrednictwem drogi morskiej z innych kierunków.

 

Amerykańska ofensywa

Jednocześnie trwa amerykańska ofensywa na europejski rynek energetyczny. Amerykanie dostarczają LNG do Europy od 2016 roku. Przy czym sprzedaż tego surowca na skalę istotną dla rynku ma miejsce dopiero od lipca 2018 roku, tj. od czasu porozumienia prezydenta Donalda Trumpa z przewodniczącym Komisji Europejskiej Jeanem-Claude’m Junckerem. Od tego momentu, przez kolejnych 10 miesięcy amerykańskich eksport LNG do Europy wzrósł prawie o 300%. I to zapewne nie jest jeszcze ostatnie słowo Amerykanów w tym zakresie.

 

Ratunek – Państwo Środka?

Istotne przy tym wszystkim jest to, że Rosjanie po części zrekompensują sobie ewentualne straty na rynku europejskim, dzięki gazociągowi Siła Syberii (ma być ukończony w grudniu 2019 roku). Jednak Siła Syberii ma osiągnąć pełną przepustowość dopiero około 2025 roku. Należy też pamiętać, że gaz płynący tym rurociągiem do Chin, będzie pochodził z innych złóż, niż te, które zaopatrują Europę. Innymi słowy, dla jamalskiego gazu, Rosjanie nadal nie mają alternatywnego odbiorcy.

errata:

Inną alternatywą może być dla Rosjan planowy gazociąg Turk Stream , jednak jego nitka dająca możliwość eksportu gazu do Europy będzie miała przepustowość jedynie 15,75 mld m3/rok. Na lata 2020-2022 planowany jest niewielki przesył surowca do Bułgarii, Grecji i Serbii. Następnie trafi na Słowację, Węgry i Austrię. Więc de facto  nie jest to kierunek, z którego będzie korzystać Europa Zachodnia. Konsumująca najwięcej rosyjskiego gazu.

Rosjanie zwiększają również możliwości eksportowe skroplonej wersji gazu – LNG. Problem tutaj jednak jest taki, iż LNG transportowane jest drogą morską. A szlaki morskie kontrolowane są przez US Navy.  To oznacza, że gro z rosyjskiego eksportu gazu może być wkrótce zależna od woli USA i jej sojuszników (Polska/Ukraina).

 

Nadchodzą chude lata dla Rosji?

Z punktu widzenia Moskwy, istnieje spore zagrożenie, iż od 2022 roku europejski, gazowy rynek zbytu może nie być już tak chłonny jak dotychczas. Jeśli Niemcy ograniczą import rosyjskiego gazu (dzięki m.in. terminalowi LNG), a Wielka Brytania, Ukraina i Polska zrezygnują z odbioru tegoż surowca, to straty budżetowe w Rosji mogą okazać się bardzo bolesne. Zwłaszcza, gdy za pośrednictwem Polski, norweski i amerykański gaz będzie płynąć do innych państw Europy środkowo-wschodniej. W tym do Ukrainy (w tym celu planowana jest rozbudowa infrastruktury). Strat tych Rosjanie nie zrekompensują sprzedażą do Chin, z uwagi na fakt, iż te będą importować surowiec z zupełnie innego złoża. Ponadto pełna przepustowość Siły Syberii zostanie osiągnięta dopiero 3 lata po 2022 roku i pozwoli na tranzyt 38 mld m³ gazu rocznie. Tymczasem cały europejski rynek chłonie z Rosji około 200 mld m³ gazu rocznie. Sama Polska w 2018 roku importowała z Rosji ponad 9 mld m³ gazu. Wielka Brytania zakupiła w tym czasie od Moskwy ponad 16,3 mld m³ tegoż surowca, a Niemcy aż 58,5 mld m³. I należy w tym miejscu przypomnieć, że w zeszłym roku Brytyjczycy zapowiedzieli rezygnację z rosyjskiego surowca i pozyskanie gazu z innych źródeł.

Tak więc lata 2022-2025 mogą okazać się dla Kremla bardzo trudnym okresem. W skrajnie niekorzystnym scenariuszu, ich eksport gazu do Europy mógłby spaść nawet o ok. 15% -20% w stosunku do aktualnego poziomu. Jednocześnie transfer gazu na zachód mógłby być podatny na naciski polityczne, gdyby Rosjanom nie udało się podpisać długoterminowej umowy przesyłowej z Ukrainą (Polska będzie już podlegać normom unijnym, więc nie ma na to szans).

O ile w niniejszym artykule skupiłem się na gazie ziemnym, o tyle pamiętać również należy, że Amerykanie bardzo wyraźnie wchodzą na europejski rynek, jeśli chodzi o ropę naftową. Choć w przypadku czarnego złota, możliwości zredukowania eksportu Rosji są bardziej ograniczone.

Widoczna jest wobec tego strategia Stanów Zjednoczonych polegająca na dociskaniu władz z Moskwy na jedynej płaszczyźnie, na której Rosja uzależniona jest od świata zewnętrznego. Pamiętać bowiem należy, iż Federacja Rosyjska to państwo heartlandowe, niezwykle odporne na zewnętrzne naciski handlowo-gospodarcze. Sankcje oraz izolacja polityczno-gospodarcza są dla rosyjskiej gospodarki stosunkowo niegroźne. O ile nie dotyczą surowców energetycznych. W tej kwestii, uzależnieni od rosyjskiego gazu i ropy Europejczycy byli gwarancją utrzymania stałego źródła dochodów dla budżetu Moskwy. Jednakże sytuacja w tej materii może w najbliższych latach ulec zmianie.

 

Rosyjski atut siły i terroru

Od 2014 roku trwają zmagania pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Rosją. Które można nazywać negocjacjami, przed przyszłym układem. Tzw. drugim resetem lub drugą Jałtą. Dlaczego, w mojej opinii, układ taki nie zostanie zawarty napisałem w analizie, poświęconej właśnie temu zagadnieniu. W tych negocjacjach, niemal wszystkie atuty leżą po stronie Amerykanów. Niemal, bowiem Rosjanie posiadają jeden, bardzo konkretny argument. Argument siły. Federacja Rosyjska jest zbyt słaba gospodarczo, finansowo, handlowo, a także politycznie, by zagrozić pozycji Stanów Zjednoczonych. Nawet w sposób pośredni. Waszyngton stanowi nieosiągalny dla Moskwy cel. Rosja praktycznie nie może symetrycznie odpowiedzieć na nałożone na nią sankcje i ograniczenia. Jednakże władze z Kremla dysponują lądową potęgą militarną, zdolną do osiągania przewag na konkretnych frontach. O ile interwencja w Syrii stanowiła szczyt rosyjskich możliwości, jeśli chodzi o działanie w bardziej odległych zakątkach świata, o tyle w swoim najbliższym sąsiedztwie Rosjanie posiadają duże przewagi. Których dotychczas NATO nie było w stanie zrównoważyć. Rosyjskie interwencje zbrojne na Krymie i Donbasie pozostały bez symetrycznej odpowiedzi. Stany Zjednoczone ściągają do Europy Środkowej pewne siły, w ramach rotacyjnej obecności, jednak wciąż jest to dużo za mało, by móc równoważyć Rosyjski potencjał militarny.

Najlepszą rosyjską walutą negocjacyjną jest więc groźba użycia siły. Waluta ta stanowi tym większą wartość, im groźba jest bardziej realna. Przy jej pomocy Kreml może dokonywać nacisków politycznych na najbliższe otoczenie. I co roku, przy okazji ćwiczeń wojskowych (tj. np. ZAPAD), o tym przypomina. Przypomnieć tutaj należy, że Stany Zjednoczone są z kolei bardzo czułe na ewentualną utratę zaufania. Cały konstrukcja NATO oraz bilateralnych amerykańskich sojuszy opiera się o wiarygodność USA oraz przekonanie, że US Army, a przede wszystkim US Navy dają gwarancję bezpieczeństwa. Rosjanie mogliby w łatwy sposób naruszyć ten wizerunek, bowiem w ich strefie oddziaływania militarnego znajdują się będące w NATO państwa bałtyckie, a także Ukraina posiadająca specjalny status sojusznika specjalnego USA. W tym kontekście, wszelkie nowe działania siłowe (w tym hybrydowe) przeciwko formalnym partnerom Stanów Zjednoczonych uderzałyby w interesy Amerykanów. I mogłyby przyczynić się do zawalenia zbudowanego przez nich systemu bezpieczeństwa światowego. Waszyngton bez sojuszników prawdopodobnie nie miałby szans konfrontować się z Chinami w taki sposób, jaki robi to w tej chwili.

 

Czas się kończy

Wbrew pozorom, Rosja nie dysponuje nieograniczonym zasobem czasu, jeśli chodzi o możliwość trwania w obecnym stanie relacji z USA i UE. Do 2030 roku ilość Rosjan może wg niektórych szacunków spaść aż o 3,5 miliona (wskazuję tutaj na małą wiarygodność oficjalnych danych, które zakładają utrzymanie wielkości populacji). Niż demograficzny, wysoka śmiertelność wśród mieszkańców (uzależnienia, słaba opieka zdrowotna, etc.etc.) i problem z niską dzietnością rdzennych Rosjanek oznaczają potężne problemy w przyszłości. Tak dla gospodarki, jak i armii (brak rekruta). Rosjanie nie są również w stanie dotrzymać kroku Amerykanom i Chińczykom w wyścigu technologicznym. Co wcześniej czy później musi przełożyć się na skuteczność uzbrojenia. Ramy czasowe mogą się jeszcze bardziej ograniczyć z uwagi na możliwość pojawienia się dziury budżetowej spowodowanej zmniejszeniem eksportu surowców lub ich ceny (vide wcześniejsza część artykułu). Niekorzystne są dla Rosji również perspektywy polityczne. Amerykanie są zdeterminowani by trzymać Berlin i Brukselę na bezpiecznej odległości od Moskwy. Jednocześnie Trump wciąż prowadzi grę na dwa fronty i zachęca Chińczyków do podpisania nowego układu. Który byłby katastrofą dla Moskwy i wykoleiłby kompletnie politykę zagraniczną Kremla. Pamiętać przy tym należy, że o ile Rosjanie są dość odporni na amerykańskie sankcje, o tyle Chińczycy są, póki co, całkowicie zależni od USA, jeśli chodzi o handel. Pekin jest zdeterminowany, by utrzymać dla siebie dotychczasowe, pokojowe warunki systemowe (ze swobodą handlową do USA i Europy).  Po to, by zdążyć zbudować własny wewnętrzny rynek z bogatą klasą średnią. Jeśli się to nie uda, Chiny może czekać katastrofa gospodarcza i kryzys, jakiego nie przechodziły od czasów Mao Zedonga. Dlatego Chiny zrobią wszystko (łącznie ze „zdradą” Rosji) by ugrać dla siebie jak najwięcej czasu. Z duetu Rosja-Chiny, to te drugie są dla Amerykanów znacznie łatwiejsze do „odwrócenia”. O czym pisałem w innej analizie. To wszystko będzie szerzej opisane w powstającej właśnie książce (informacje o niej będę wysyłał za pośrednictwem newslettera). Z tego względu pozwalam sobie pisać w dużym skrócie.

Pamiętać również należy, że z każdą kolejną umową dotyczącą obecności żołnierzy USA w Polsce, Wschodnia Flanka NATO staje się bardziej odporna na ewentualne groźby. Wzmacnianie Polski i Bałtów odbywa się miarowo, ale systematycznie. Co w końcu może ograniczyć siłę nacisku Kremla.

Wobec powyższego, decydenci z Kremla z pewnością zdają sobie sprawę, że nie mają za wiele czasu. Podatne na naciski (jak blokada handlowa, cła) Chiny mogą pójść w końcu na ugodę z USA. Dlatego Moskwa musi ubiec władze z Pekinu. Jednocześnie Władimir Putin ma świadomość, iż trzeba starać się uzyskać dla siebie jak najlepsze warunki wówczas, gdy posiada się najsilniejsze karty. Więc im dłużej Rosjanie będą zwlekać, tym ich pozycja może być słabsza. Chyba, że podbiją stawkę.

 

Przyszłe ruchy Kremla

 

Bliskowschodnie inspiracje

By zachować swoją pozycję negocjacyjną względem USA, Federacja Rosyjska musi utrzymać swoją gospodarkę i budżet państwa na powierzchni. Przy całkowitej bierności, w najbardziej niekorzystnym scenariuszu, już w 2022 roku Moskwa może stanąć przed sporym problemem. By zrekompensować sobie obniżenie wolumenu sprzedaży gazu ziemnego, władze z Kremla mogą starać się wpłynąć na cenę surowców energetycznych. Na niekorzyść Moskwy gra w tej materii fakt, iż państwa OPEC są podatne na wpływy Stanów Zjednoczonych. Które same w sobie są dużym graczem na energetycznym rynku. Współpraca na linii Waszyngton – OPEC praktycznie uniemożliwia Rosjanom wpłynięcie na ceny surowców w sposób rynkowy. Natomiast w politycznych i militarnych możliwościach Kremla jest stworzenie na Bliskim Wschodzie jeszcze większego chaosu. O ile w przypadku Syrii (sojusznika Rosji), rosyjskie działania należy uznać za czynnik stabilizujący region, o tyle w przypadku Iraku czy Iranu, Władimir Putin może grać na wywołanie chaosu i być może konfliktu zbrojnego. Blokada eksportu irańskiej ropy, niedawny atak na rafinerie w Arabii Saudyjskiej, perspektywa całkowitego zamknięcia Zatoki Perskiej (skąd wypływają tankowce z iracką, saudyjską, katarską i irańską ropą) są w jak najlepszym interesie Rosji. Największym wygranym kolejnej wojny w Zatoce Perskiej byłaby obecnie Federacja Rosyjska, o czym pisałem w ostatnim artykule.

Niewątpliwie, w kwestii Bliskiego Wschodu, Władimir Putin elastycznie dopasowuje się do sytuacji w regionie i rozgrywa wszystkie możliwe karty. Rosyjskie wsparcie dla: celów Izraela, ambicji Turcji oraz interesów Iranu przyczynia się do zwiększania napięcia między tymi graczami. Dlatego prezydent Rosji gra na wszystkich tych fortepianach licząc na to, że wzajemne animozje lokalnych graczy doprowadzą do kolejnego chaosu i destabilizacji Bliskiego Wschodu. Gdzie znajdują się najwięksi konkurencji Moskwy, jeśli chodzi o rynek surowców energetycznych. Rosjanie, przykładając rękę do powstania chaosu na Bliskim Wschodzie, upiekliby dwie pieczenie na jednym ogniu. Wyeliminowaliby konkurencję oraz doprowadziliby do wzrostu cen surowców energetycznych.

W interesie Rosji jest, by Izrael działał agresywnie i wywoływał reakcje zwrotne wśród muzułmańskich przeciwników. Dla Rosji atak na Iran nie byłby zagrożeniem, natomiast irańska blokada Cieśniny Ormuz mogłaby okazać się zbawieniem dla gospodarki i budżetu państwa. Tureckie działania przeciwko Kurdom podejmowane wbrew woli USA i Izraela, również są na rękę Putinowi. Działają osłabiająco na sojusz NATO i na identyfikacje się z tym sojuszem przez Ankarę. Wyjaśnia to liczne spotkania premiera Izraela z prezydentem Rosji, a także ostatni szczyt w Ankarze z udziałem Rosji, Iranu i Turcji.

Inspirowanie agresywnych reakcji oraz wzmaganie animozji na Bliskim Wschodzie pomiędzy poszczególnymi państwami stanowi rosyjską rację stanu. Oczywiście w tym wszystkim władze z Kremla starają się bronić Assada i swojego dostępu do regionu, za pośrednictwem portu w Tartus oraz bazy lotniczej w Latakii.

 

Plan „B”

Istnieje jednak możliwość, iż sytuacja na Bliskim Wschodzie nie doprowadzi do, wystarczających dla rosyjskiej gospodarki, podwyżek cen. W takiej sytuacji, władze z Kremla mogą zagrać bardzo agresywnie w Europie Wschodniej. Przygotowania w tym kierunku (swoistego planu „B”) są już zresztą widoczne. Opisywałem to w tekstach dotyczących znaczenia Białorusi w moskiewskiej układance.

Wówczas Federacja Rosyjska będzie prawdopodobnie wykorzystywać swoją siłę tam, gdzie ma największą przewagę. Czyli w naszym regionie. Naciski Kremla dotyczące integracji z Białorusią nie są powodowane potrzebami politycznymi czy gospodarczymi. Terytorium Białorusi jest natomiast kluczowe, jeśli chodzi o projekcję siły na całym Międzymorzu. Gdyby Rosjanie rozmieścili na Białorusi swoje wojska, wówczas mogliby zagrozić użyciem siły we wszystkich newralgicznych dla wschodniej flanki NATO kierunkach. Zagrożone byłyby państwa bałtyckie. Zagrożona byłaby Polska (z dwóch kierunków, Obwodu Kaliningradzkiego i od strony Brześcia). Wreszcie, w fatalnej sytuacji znaleźliby się okrążeni niemal Ukraińcy. Warto tutaj powrócić do ram czasowych. Kreml nalega bowiem, by do integracji z Mińskiem doszło najpóźniej do 2021 roku. Widać więc pośpiech Rosjan i zbieżność terminów z wcześniej przytoczonymi datami odnoszącymi się do umów na dostawy gazu do Europy.

W mojej opinii, Władimir Putin zamierza zakończyć sprawę negocjacji z USA i resetu jeszcze przed 2022 rokiem. Do tego czasu Rosjanom zależy na wzroście cen surowców energetycznych. Jeśli się to nie stanie w najbliższej przyszłości, decydenci z Kremla będą chcieli doprowadzić do integracji z Białorusią najpóźniej w 2021 roku. Tym, czy innym sposobem (jeśli Łukaszenko będzie dalej lawirował, to możliwe jest nawet zainspirowanie puczu). Po to, by jeszcze przed rokiem 2022 mieć możliwość siłowego szantażu Ukrainy, Polski i Bałtów (nie tylko w kontekście resetu z USA, ale i ze względu na umowy dot. dostaw gazu). Tylko w taki sposób Rosjanie zagwarantują sobie utrzymanie, a nawet wzmocnienie pozycji względem USA.

Dotychczas nakreślałem ww. zagrożenia w wielu analizach, natomiast dopiero teraz, po przeanalizowaniu kwestii związanych z rynkiem gazu ziemnego, mogłem spróbować nakreślić pewnego rodzaju ramy czasowe (to oczywiście czysta spekulacja, jednak oparta na pewnych przesłankach).

 

Możliwe skutki

Ugoda pomiędzy USA i Iranem jest, w mojej ocenie, niemożliwa do zawarcia. Z różnych, obiektywnych przyczyn (pisałem o nich m.in. w analizie dot. Iranu). Natomiast z pewnością Moskwa będzie inspirowała Teheran do bardziej agresywnych działań. Co zresztą nie powinno być trudne, bowiem Ajatollahowie nie widzą innej możliwości w starciu z USA, niż zablokowanie Cieśniny Ormuz dla wszystkich bogatych w ropę państw znad Zatoki Perskiej (skoro USA blokuje transporty z Iranu). Bliski Wschód czeka prawdopodobnie drugie przesilenie, co może bardzo mocno odbić się na Iraku. Gdzie stabilność polityczna wisi praktycznie na włosku. Póki co, wszyscy przeciwnicy Iranu (Izrael, Saudowie i USA) nie są zainteresowani wojną. Arabia Saudyjska boi się zamknięcia Cieśniny Ormuz, co uniemożliwiłoby jej eksport ropy naftowej. USA nie ma w tej chwili interesu w tym, by angażować się militarnie na Bliskim Wschodzie. I wchodzić w kolejną, kosztowną, chyba niemożliwą do wygrania, wojnę. Izrael z kolei nie jest gotowy na przeprowadzenie lotniczych ataków na terytorium Iranu by zniszczyć newralgiczne placówki nuklearne (bo chyba na tym im teraz najbardziej zależy). Bombardowanie Iranu mogłoby bowiem wywołać odwet w postaci masowego ataku rakietowego znad granic Izraela (Liban, Syria). Żelazna Kopuła to świetny system, ale jak każdy inny, nie jest niezawodny. Można ją „przeciążyć”. Dlatego Izrael w pierwszej kolejności będzie starał uporać się z Hezbollahem w Libanie. I wciąż będzie atakować bojówki irańskie na terenie Syrii.

Wstrzemięźliwa postawa przeciwników, może zachęcić Iran do bardziej stanowczych działań. Zwłaszcza, gdy Teheran będzie mógł liczyć na wsparcie Moskwy. To może z kolei jeszcze bardziej zwiększyć napięcie na Bliskim Wschodzie, a być może doprowadzić do niechcianego (na tą chwilę) przez nikogo (za wyjątkiem Rosji) konfliktu.

 

W zakresie Europy Wschodniej, trudny czas czeka Aleksandra Łukaszenkę, a być może wszystkich Białorusinów. Rosjanie będą zwiększać presję, co może odbić się na gospodarce naszego wschodniego sąsiada. Zresztą nacisk jest już i tak spory, z uwagi na fakt, że trwają negocjacje w sprawie cen gazu dostarczanego na Białoruś (teoretycznie nowa umowa miała zostać zawarta do 1 lipca 2019 roku).  Gaz ten jest dostarczany przez gazociąg Jamał-Europa. I o ile w tej chwili odcięcie Białorusi od tegoż surowca, musiałoby się wiązać z zakręceniem kurka również dla Polski i Niemiec, o tyle za trzy lata może okazać się, że rurociąg jamalski będzie służył tylko i wyłącznie Białorusi. Co kompletnie pozbawi Mińsk jakichkolwiek argumentów w negocjacjach (gdyby przeciągnęły się aż do tego czasu – co wątpliwe). Warto przypomnieć również, że w wyniku zmiany prawa podatkowego w Rosji, do 2024 roku Białoruś przestanie zarabiać na odsprzedaży rosyjskiej ropy naftowej (a zyski z tegoż już są systematycznie zmniejszane).

 

Idź na całość, albo giń

Pod względem gospodarczo-finansowym Rosja albo będzie musiała dążyć do rozstrzygnięć negocjacyjnych przed 2022 rokiem, albo zabezpieczyć sobie zdolność do przetrwania w okresie co najmniej do 2025 roku. Kiedy to eksport do Chin pozwoli na uzyskanie dodatkowego kapitału. Przy czym należy pamiętać o problemach demograficznych Rosji, które pogłębiają się z każdym kolejnym rokiem i będą już dotkliwe pod koniec tej dekady. Zwłaszcza z uwagi na coraz mniej wydolny system emerytalny. Do 2028 roku w Rosji zostanie podniesiony wiek emerytalny do 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn (co ciekawe, obecnie mężczyźni żyją średnio krócej!). Ten kolejny istotny problem może albo spowodować ogromne napięcia społeczne wewnątrz kraju, albo doprowadzić do załamania się budżetu państwa. Innymi słowy. Dla Rosji, każdy rok zwłoki powoduje, iż staje się ona coraz słabsza i przybliża władze z Kremla do konfrontacji z dotykającymi kraj ogromnymi problemami wewnętrznymi.

Dlatego najlepiej dla Moskwy byłoby uzyskanie stosownych koncesji do roku 2022, dzięki czemu, wsparta przez Niemcy i USA gospodarka Rosji, mogłaby stawić czoła przyszłym wyzwaniom. Jeśli Rosjanie nie uzyskają na czas znaczących korzyści oraz gwarancji w sferze polityczno-gospodarczej, wówczas ich państwo może wejść w okres kolejnej smuty. Ale szerzej o tym będzie napisane w książce 🙂

Niemniej, perspektywy dla Federacji Rosyjskiej nie wyglądają najlepiej. Wiadomym jest natomiast, iż im bardziej władze z Kremla będą czuły się zagrożone i przyparte do muru, tym bardziej skłonne będą do wykonania agresywnych kroków. Kto przed 2014 roku spodziewał się, że po Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Soczi, Putin wyda rozkaz zajęcia Krymu i zbrojnego wkroczenia do Donbasu?

Mając na uwadze tą analogię, nie wykluczone jest, że Władimir Putin zdecyduje się nie tylko na bardziej lub mniej przymusową integrację Białorusi, ale i, w sytuacji podbramkowej, na uderzenie zbrojne na Ukrainę. Wszystko będzie zależało od sytuacji na arenie międzynarodowej, a także na rynku surowców energetycznych. Jeśli decydenci z Moskwy stwierdzą, iż wszystko zmierza w kierunku ograniczenia eksportu rosyjskich gazu i ropy do Europy, wówczas zaczną reagować bardzo stanowczo. Najpewniej w sposób dla siebie najbardziej właściwy. Czyli siłowy.

W skrajnie niekorzystnym dla Rosji przypadku, władze z Kremla będą zdeterminowane (a może i zdesperowane) by za pomocą siły postawić Amerykanów pod ścianą. Czy to poprzez działania hybrydowe przeciwko Bałtom, czy to nawet otwartą inwazję Ukrainy w celu osadzenia pro-rosyjskich władz. Co ostatecznie doprowadziłoby do postawienia wojsk rosyjskich na całej długości polskiej granicy wschodniej. Groźba jednoczesnego ataku od strony Kaliningradu, Białorusi i Ukrainy byłaby niczym miecz Demoklesa zwisający nad szyją Paktu Północnoatlantyckiego. Amerykanie musieliby wówczas albo zdecydować się na prowadzenie drugiej Zimnej Wojny z Rosją, albo na ugodę na warunkach Kremla. Oznaczałoby to totalną porażkę dotychczasowej polityki zagranicznej USA. Rezygnację z Europy, zgodę na oś Berlin-Moskwa, a w konsekwencji porażkę, jeśli chodzi o utrzymanie hegemonii. Game over. O czym również pisałem kilkukrotnie. USA nie może bowiem prowadzić Zimnej Wojny z Rosją oraz zwozić do Europy Środkowej masy wojska i sprzętu (zdolnych ewentualnie powstrzymać dwie armie rosyjskie) w sytuacji, gdy czekają ich wyzwania na Zachodnim Pacyfiku (vide rywalizacja z Chinami).

 

Oczywiście wyżej zakreślony scenariusz, to jeden z wielu możliwych wariantów. Należy pamiętać o tym, iż Polska może nie zdążyć z Baltic Pipe, UE może nie ograniczyć możliwości korzystania z Nord Stream II, a Amerykanom nie uda się wymusić na RFN ograniczenia importu gazu ziemnego z Rosji. Niemniej, głównym celem artykułu było przedstawienie zbiorcze kilku dość istotnych informacji, w bardziej przystępnej formie z zarysem ewentualnych skutków związanych z nadchodzącymi wydarzeniami. 🙂

 

 

Krzysztof Wojczal

geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog

 

Wartościowe? Pomóż rozwijać bloga
Twitter
Visit Us
Follow Me
RSS
YOUTUBE
YOUTUBE

147 komentarzy

  1. Nasze perspektywy gazowe nie wyglądają tak różowo… budowa Nord Steam mimo wszystko postępuje do przodu, a na Baltic Stream nie ma nawet ogłoszono przetargu. Sprawa kolektora na Ukrainę tez napotyka na opór materii… https://wysokienapiecie.pl/22876-nowy-gazociag-z-ukraina-ciagle-bez-rozstrzygniec/

    A co do zawieruchy na Bliskim w Wschodzie to należy zauważyć, że kanalizuje ona prace nad Szlakiem Jedwabnym na Syberię i szlak arktyczny, gdzie kontrolę sprawują Rosjanie i stwarza ciekawy przyczółek do ekspansji gospodarczej w Arktyki.

    A co do działań Rosjan po zajęciu Białorusi to w naszym regionie powinne ograniczyć się do zajęcia Pribałtiki i utworzenia hubu transportu morskiego połączonego z NJS z możliwym ominięciem Polski. Główny nacisk powinien iść na zajęcie Ukrainy i dalsze operowanie na kierunku bałkańskim, gdzie jest prawdziwe miękkie podbrzusze Europy.

  2. Dla Kremla i Berlina w ich kalkulacji OSTATECZNYM i DOCELOWYM rozwiązaniem STRATEGICZNYM jest wspólne supermocarstwo od Lizbony do Władywostoku. Czyli stworzenie supermocarstwa silniejszego i od USA i od Chin. Takie “game over” na globalnej szachownicy. Ten scenariusz mam za nieunikniony w przypadku, gdy poziom desperacji i Kremla i Berlina przekroczy “czerwoną linię”. Ten plan jest poniekąd “spalony” w działaniach bez użycia siły, gdy Kreml i Berlin ogłosiły go w 2011 i zamierzały wprowadzić pod szyldem…wypełniania amerykańskiego planu wyłożonego przez Brzezińskiego w “Strategicznej wizji”. Pekin od razu się zorientował w PRAWDZIWYM planie Kremla i Berlina – stąd wzmocnienie rozdzielającego obu graczy bufora [czyli wzmocnienie Polski – zajmującej kluczowy przesmyk bałtycko-karpacki] strategicznym traktatem z 20 grudnia 2011, potem ogłoszenie 16+1 w Warszawie w 2012, następnie odciąganie UE [Berlina] marchewką Nowego Jedwabnego Szlaku [czyli oś Pekin-Berlin oparta [dla UE i Berlina] o marchewkę 10 razy większego rynku zbytu Chin] ogłoszonego w 2013. Naiwni Amerykanie do lata 2013 łudzili się, ze wszystko idzie wg ICH planu – dopiero w 2013 ocknęli się i odpalili późna jesienią Majdan… Jednak ten plan strategiczny budowy supermocarstwa od Lizbony do Władywostoku na pewno będzie realizowany. Bo daje najwyższą pulę wygranej przy [teoretycznie] najniższych kosztach. Kosztach opartych już o siłowe połączenie obu graczy – czyli siłowe “przejście” Polski – kluczowego łącznika [i na razie bufora] dla obu graczy. Osobiście uważam, że najpóźniejszy termin realizacji tego planu to początek lat 30-tych. Dlaczego? Bo wtedy Kreml zacznie dotkliwie czuć, że nie jest w stanie dorównać supermocarstwom w systemach RMA globalnej projekcji siły i obrony. Akcje najważniejszego aktywa Rosji – czyli atomowy młot i wojska konwencjonalne – zaczną gwałtownie tracić swa wycenę na globalnym “rynku”. Rosja nie będzie miała wiele do stracenia – a wszystko do zyskania. Rosja ostatnio demonstracyjnie dokonała kontroli…własnego statku w Arktyce. Z pomocą Straży Wybrzeża, specjalsów i “przypadkowo” obecnej dużej jednostki floty. Taki sygnał [nie tylko do USA, Kanady, Norwegii, Danii – ale także – a może nawet głównie – do Chin] – “Będziemy kontrolowali Arktykę w naszej strefie jako nasze wyłączne wody terytorialne – zero wolności żeglugi”. To sygnał do Pekinu, który właśnie chce w Arktyce wolności żeglugi ze względu na Arktyczny Jedwabny Szlak. Rozpalenie konfrontacji z Ukraina w 2014 zostało bardzo chłodno przyjęte przez Pekin – który zamiast poprzeć [jak Kreml oczekiwał] aneksję Krymu, zadeklarował, że sprawy sporne powinny być załatwiane na drodze rozmów. Nasilanie nacisku na Wschodniej Flance jest przyjmowane przez Pekin jako ustanawianie membrany kontroli Kremla nad Jedwabnym Szlakiem. Tak samo odbierane jest rosyjskie zaangażowanie na Bliskim Wschodzie – i obecny sojusz z kluczową Turcją [kluczowa dla Jedwabnego Szlaku]. Ale dopiero zdrada Iranu i zgoda Kremla na rozpętanie wielkiej wojny w Zatoce [i dalej] spowoduje zasadnicze zmiany w strategicznych planach Pekinu względem Rosji. Skoro Rosja nie chce się stać pokojowo junior-parterem Chin [czy półperyferium względem systemu-świata chińskiego – wg koncepcji Wallersteina] – i Rosja podnosi siłowo poprzeczkę i chce w oparciu o siłę sprawować kontrolę [i benefity] nad przepływami strategicznymi i zasobami – to Pekin weźmie je siłą. Czyli Syberię i Arktykę. Kiedy? Wtedy, gdy wejdzie na poziom globalnej siły miecza i tarczy systemów RMA nowej generacji – które zdeklasują stary młot [zwłaszcza atomowy] i tarczę Rosji. Chiny obronią się przed rakietami i hipersonikami Rosji w oparciu o bronie energetyczne nowej generacji [Wielki Mur Broni Skierowanych/Energetycznych], natomiast Rosja nie obroni się przed zmasowanym [na chińską skalę] uderzeniem hipersoników Chin – i przed atakiem szybkich sił konwencjonalnych. Co do Południa Eurazji – PO wielkiej zwycięskiej wojnie Izraela [i Rosji jako także “cichego” zwycięzcy zgarniającego benefity w węglowodorach po kosmicznych cenach i z przełamaniem sankcji i izolacji] – Pekin zabezpieczy Pakistan przed kontrakcją Chin – i namaści do marszu na Afganistan i świeżo złamany Iran – przynajmniej do Morza Śródziemnego – a pewnie Afryka Północna docelowo po Atlantyk… Wyjścia atomowego Pakistanu w wielki marsz scalania świata islamu w nowy Kalifat [pod sztandarem rzecz jasna Talibów] – spodziewałby się jeszcze w latach 20-tych – raczej w drugiej połowie dekady… Wnioski dla Polski – moim zdaniem “okno czasowe” w miarę spokojnego przygotowania się na konfrontację – zamknie się NAJPÓŹNIEJ na początku lat 30-tych. To nie oznacza wcale, że do tego momentu będziemy bezpieczni, że Kreml [z Berlinem] “odpuszczą” wręcz przeciwnie – temperatura będzie [z odbiciami chwilowych deeskalacji] rosła. Z różnymi aktami uderzeń w Polskę – od politycznych, przez ekonomiczno, po hybrydowe [ale raczej podprogowe]. Co w sumie oznacza po pierwsze konieczność przyśpieszenia Programu Modernizacji Technicznej WP, po drugie uzyskanie NATO Nuclear Sharing ok. 2025, zaś potem pozyskanie [pod stołem] dysponowanych suwerennie głowic ok. 2030. Zwiększenie %PKB na badania i rozwój, na Przemysł 4.0 [zwłaszcza w oparciu Skarbiec Suwalski] – ale także przejście na energetykę rozproszoną OZE [PV i wiatraki] i na geotermię głęboką HTR. A jednocześnie – skupienie się na asymetrycznej obronie przeciwrakietowej, przeciwlotniczej i przeciwrakietowej – w oparciu o bronie energetyczne pozyskane od USA [ale także szukając alternatywnych dostawców – UK – Korea Płd – Japonia – nawet Turcja]. Triggerem-wyzwalaczem dla procedury pozyskania NATO Nuclear Sharing przez Polskę winna być wojna w Zatoce. Bo od tego momentu konfrontacja Chin [z NA RAZIE przypiętą sojuszem Rosją] z blokiem pro-amerykańskim – konfrontacja stanie się już faktycznie siłowa [zwłaszcza rozdzieranie łańcuchów dostaw odbędzie się na twardo – z kijem w reku obu supermocarstw] i coraz bardziej eskalacyjna. Zaś drugi moment krytyczny [wyzwalacz] dla Polski – pozyskania suwerennie dysponowanych głowic i pozyskania od USA broni energetycznych obrony przeciwhipersonicznej/przeciwrakietowej/przeciwlotniczej – to zbliżanie się wdrożenia na skalę globalną przez supermocarstwa rewolucji nowych systemów sieciocentrycznych [globalnych real-time] RMA – opartych o systemy miecza i tarczy nowej generacji. Oczywiście w razie niekorzystnego rozwoju sytuacji – agresywne działania Rosji [zwłaszcza anschluss Białorusi i intensyfikacja działań w Donbasie, czy nawet Nadniestrzu] są jak najbardziej możliwe – ale niekonieczne w tej perspektywie czasowej. Natomiast agresję Rosji wobec Polski dla realizacji supermocarstwa od Lizbony do Władywostoku – mam za nieuniknioną przed wdrożeniem rewolucji RMA w USA i Chinach. Jedynym sposobem, by temu zapobiec, to na chwilę obecna widzę strategiczna obronę opartą o NATO Nuclear Sharing [pierwsze podniesienie poprzeczki koszt-efekt] i wkrótce pozyskanie pod stołem własnych głowic [też z uwiadomieniem Kremla, ze nimi dysponujemy – rzecz jasna też pod stołem – by Kreml znowu w kalkulacjach musiał podnieść poprzeczkę koszt-efekt]. Co więcej – oprócz bazowych “tradycyjnych” systemów antyrakietowych/plot – musimy w trybie “as quickly as possible” pozyskiwać i od USA i od kogo się da – systemy oparte o bronie skierowane [lasery dużej mocy, emitery wiązki mikrofalowej itp.] – oczywiście budując dla ich obsługi C4ISR [A2/AD Tarcze Polski II generacji] – całokrajowy i w trybie real-time. Po co w takim razie drogie antyrakiety? [skoro zastąpi je potem tarcza broni energetycznych] – ano po to są potrzebne,by “zatkać przejściową lukę obrony” do czasu przejścia na tarczę broni energetycznych. Bo przecież te bronie energetyczne będą wdrożone masowo w ramach RMA – a Rosja najpewniej zechce zaatakować Polskę PRZED wdrożeniem [przynajmniej pełnym] RMA… Zachowanie ciągłości obrony kluczowego nieba – to oczywisty wniosek z błędów popełnionych w 1939 – nastawiliśmy się od razu na supernowoczesne myśliwce [jak Wilk – potem Lampart, Ryś plus PZL.62 itp], gdzie “klasyczny” projekt PZL.50 Jastrząb rozpoczęto dopiero po klęsce programu Wilka [ZA PÓŹNO] – a powinniśmy od razu skoncentrować się na masowej produkcji PZL P.24 – i dopiero wtedy brać się za P.50 i jego wersje rozwojowe [a dopiero na końcu “uniwersalny niszczyciel” w stylu Wilka/Lamparta/Rysia] – a i to wydatki winny być strategicznie skupione na myśliwcach [bez osobnego rozpraszania się na bombowce – np. Łosia, Żubra, Karasia, Suma. Mewę, Czaplę i inne typy – np. na cywilnego/transportowego Wichra]. Systemy antyrakietowe, które nie będą w stanie zwalczyć nowszych rakiet i hipersoników – będą i tak potem dalej aż nadto dobre do zwalczania samolotów i starszych rakiet [zwłaszcza poddźwiękowych manewrujących – jak Kalibry] – odciążając główną – już energetyczna A2/AD Tarczę Polski. Wysoko podniesiona poprzeczka obrony i jednocześnie możliwość odwetu własnymi głowicami – to wszystko stworzy nieakceptowalny [już w planowaniu] rachunek koszt-efekt dla Kremla… Być może Kreml będzie próbował w desperacji swoistych “obejść” poprzez Skandynawię czy przez Bałkany [zwłaszcza w połączeniu z “pokojowym niesieniem pomocy” w razie rewolucji na Zachodzie – bo tam kontrakt społeczny trzeszczy w posadach] – ale chodzi mi przynajmniej o Polskę. Chcesz pokoju – to szykuj się [na całego] jak na wojnę: Si vis pacem – para bellum… Tak sumując – nie zakupy F-35 [które i tak w ramach “Pekin-BIS” zostaną przed “godziną W” ewakuowane do Ramstein albo raczej wprost do UK – i pożytek z nich dla Polski będzie przyzerowy], a za ta cenę [plus dodatkowe pieniądze] kupić 1,5-2 tys dodatkowych antyrakietowych rakiet PAC-3MSE i systemy C4ISR – czyli A2/AD Tarcza Polski I generacji – a dopiero potem docelowa A2/AD Tarcza Polski II generacji – na bazie głównie [choć nie tylko] broni energetycznych. Głównie od USA i wg specjalnej procedury Yockey Waiver – tak jak pozyskaliśmy IBCS. Wydaje się że strategia USA zmierza do scedowania odpowiedzialności i kontroli nad danem regionem [poza południowym Pacyfikiem] na sojuszników. W tym układzie Waszyngton widzi Izrael [i na razie Arabię Saudyjska z ZEA] jako lokalnych głównych graczy na Bliskim Wschodzie, UK z Norwegią i Dania [a szerzej z NORDEFCO] – z pewną pomocą II Floty US Navy – w Arktyce i w GIUK – zaś Polskę z pomocą Rumunii [ale i z pomocą NORDEFCO – poprzez Bałtów i Bałtyk jako “wspólne pole”] – jako gracza Wschodniej Flanki. W tym układzie winniśmy napierać na pozyskanie technologii od USA – ale także przydatnych aktywów dla wojny zwłaszcza lądowej. W końcu Grecja [dla zbalansowania Turcji] dostała swego czasu 400 Abramsów po kosztach transportu – a Polska jest dużo ważniejsza… Nie chodzi mi wcale o Abramsy – wolałbym raczej ze 3 brygady MLRS270 i przynajmniej do nich starsze ATACMS z magazynów – dla uderzeń saturacyjnych, zużywających obronę przeciwrakietowa i plot Rosji przed uderzeniami znacznie lepszych rakiet. No i starsze Javeliny i TOW 2 z magazynów w dużych ilościach dla Polski – bo w desperacji Rosja gotowa rzucić na Polskę np. przełamującą ławę 20 tys czołgów ze składnic natychmiastowego użycia [zwłaszcza w formacjach “Lawina” zdalnie sterowanych czołgów – co już jest wdrażane – i to nie jest s-f, tylko twardy real]…Gdy US Army [w tym lotnictwo armii] nasyci się nowymi JAGM [i wymieni Javeliny i TOW 2 w pełni na Hellfire] – wtedy będzie czas na takie transfery wyposażenia i uzbrojenia – dobrego na starsze, masowo zastosowane typy broni pancernej i zmechanizowanej…bo na nowsze typy rosyjskiej broni [zwłaszcza pancernej] potrzebujemy najnowszych Brimstone 3 na wszelkich nośnikach, a także rodzimych Moskitów i uzupełniających Piratów.

    1. Bajki, polin nie jest wolnym samodzielnym krajem, tak jak przed wojną, skąd miała Polska wziąć szmal na uzbrojenie, jak fabryki pracowały na 50% mocy, bo nie było pieniędzy na surowce, Nikt nam nie pozwoli na zbrojenie, produkcję uzbrojenia, jesteśmy towarem dla USA, sprzedadzą nas jak w Jałcie, od Przemyśla do Bielska-Białej wojsko niema strzelnicy, a co dopiero mówić o tysiacach rakiet i innym sprzęcie…

      1. “Dla Kremla i Berlina w ich kalkulacji OSTATECZNYM i DOCELOWYM rozwiązaniem STRATEGICZNYM jest wspólne supermocarstwo od Lizbony do Władywostoku.”
        Jesli zamienimy slowa “Kremla i Berlina” na “Europy i Rosji” to zdanie to zawiera rzeczywista, logiczna i nieuniknioną (moim zdaniem) wizje przyszłosci , realizacja której nastapi za 30-50 lat. Tylko w ten sposób cała Europa (włączając oczywiscie Rosje) pokona wielowiekowe konflikty miedzy narodami Europy, które przynisły im tyle cierpień. To bedzie dowód na to , że historia jest nauczycielką życia, a zdrowy rozsądek i narodowe interesy wziely góre nad nienawiscią i chorymi wyobrażeniami.
        Warto w tym miejscu przypomnieć Konferencje w Helsinkach , KBWE (Konferencja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie ) w 1975? roku. To była deklaracja , że kraje Europy wkraczają na droge budowy nowych , pokojowych stosunków miedzy sobą, że unikać bedą konfrontacji, że dążyć bedą do zwiekszania zaufania i współpracy. O konferencji tej zapomniano, podejrzewam, że wiekszość dyskutantów o niej nic nie wie. Panowała euforia zwyciestwa i pognebienia komuny, która łatwo przeszła w antyrosyjską histerie.

        O dalszych wywodach georealisty – mozna powiedzieć jedno – nierosadne, nieprzemyślane a nawet chore.

          1. Antyrosyjska histeria trwa już od roku 2014. Juz od 6 lat slyszymy, że armia rosyjska lada chwila napadnie na Polskę, bo napadła na Ukrainę. To jest tak, że skoro lis napadł na kurę, to równie dobrze może napaśc na jeża. Brednie! Cała antyrosyjska histeria skłąda się z bredni no i oczywiście z wyrazów uwielbienia dla USA. Tak samo było przed rokiem 1989, tyle że odwrotnie. Rzygać się chce od takich ,manipulacji “faktami”

          2. @Mieczyslaw.

            Rosja zagraża PL zupełnie inaczej, jak myślą w kategoriach 19 wiecznych twardogłowi sztabowcy odurzeni wódeczką w ordynariacie i myślący właśnie w kategoriach ura na moskala hajże na moskala, taka będzie znowu okazja do świętowania kolejnych klęsk.

            Rosja może zaszkodzić PL w sposób niemilitarny i na tutejszym forum nie było o tym wspomnienia chociażby.

            Federacja Rosyjska ma swoja eksklawę a wiec obwód kaliningradzki.

            Ten obwód jest lotniskowcem, ale on w przeciwieństwie do PL która szuka zawsze przyjaciół daleko a wrogów hoduje sobie obficie pod nosem, dbając aby stosunki sąsiedzkie były co najmniej chłodne a najlepiej aby były nieprzyjazne- obwód kaliningradzki od lat ciąży ku Europie. Dodajmy do tego mniejszość rosyjska w republikach nadbałtyckich. Kazdy z Rosjan marzy aby mieszkać w Estonii a nie w Kaliningradzie.

            Wbrew kremlowskiej propagandzie i militaryzacji tejże eksklawy oni wiedza jak żyje się w Europie. Kreml musi – musi a nie ma skąd – inwestować ogromne pieniądze (których ze względu na sytuacje na rynku węglowodorów) mu brakuje w to, aby utrzymać spokój w obwodzie.

            Niemcy maja żywotne od dziesiątek lat parcie na partnerstwo z FR ponad polskimi interesami. PL jest im wobec tych interesów niejako zbędna a najlepiej gdyby jeszcze do nich dopłacała.

            Jeżeli w pewnym momencie Niemcy obiecają coś USA aby troszkę popuścić Rosji, lub chociażby przymknąć oczy na deale DE-FR to…

            (to hipoteza i spekulacja, ale rok temu gdyby ktoś powiedział ze będzie lockdown prawie ze ogólnoświatowy to wolano by o psychiatrę)…

            Rosja moze w obliczu ogromnego ryzyka utraty tegoz terytorium badz ryzykownej pacyfikacji wlasnych obywateli zrobic tam raj podatkowy. Moze to byc druga Panama, Szwajcaria, Pralnia pieniedzy. Tak aby rosyjscy oligarchowie z Kremla, mafia i zagraniczni doradcy sie dorobili. Przy okazji wzrosnie jakosc zycia i utrzymaja owe terytorium w posiadaniu..,

            Tymczasem w PL https://www.parkiet.com/Firmy/305099981-Sytuacja-w-grupie-PKP-Cargo-jest-coraz-trudniejsza.html

            Nie wierze w zapewnienia “ekspertow“ polskiego Rzadu o kontroli nad sytuacja. Za chwile polski LOT bedzie wymagal pomocy podatnika. Znowu. Po pierwsze Corona, po drugie zarzad.

            PKP Cargo stalo sie wiodacym przewoznikiem w Europie. Inwestowali, przejmowali, restrukturyzowali. Teraz moze sie okazac ze padna a DB Cargo chetnie odzyska wiodaca pozycje na rynku europejskich przewozow cargo. Najlepiej kupujac PKP Cargo w upadlosci ( kwestie strategicznosci spolki dla PL da sie jakos rozwiazac)….

            Walniecie na jesieni gospodarki PL moze byc epickie, w Niemczech zwalniaja ludzi na potege. Nerwowka obecngo obozu wladzy pozwala mi zaryzykowac stwierdzenie, ze w szafach polskiego rzadu wiele trupow jest pochowanych, ze sytuacja jest zapewne bardziej powazna niz sie wydaje. Ze te cale zapoewnienia o byciu przygotowanym sa takimi samymi zapewnieniami jak bycie przygotowanym na COVID (nie mam tu na mysli wykorzystywania stanowisk Ministra Szumowskiego i slepocie sluzb typu CBA i tak dalej). W normalnym kraju bylaby dymisja juz ze dwa tygodnie temu.

            Wracajac do tematu- Niemcy maja mimo wszystko rezerwy, PL ma zapewnienia. Niektorzy z ekonomistow uwazaja ze gospodarczo bedzie poziom lat 90tych.

            Zachod moze to zniesc lepiej, Rosja zniesie wszystko, a PL -nie wiadomo. Wolalbym wierzyc ze podane statystyki sa prawdziwe i ze w takich DE tez falszuja wskazniki dlugu.

            Jednak z historii mam watpliwosci. Gdy Niemcy wezma co beda chcieli to Rosja robiac eksklawe rajem podatkowym przyciagnie inwestycje, w tym te z PL. Nie polskie ale biznesu, ktory dotychczas byl w PL. To moze byc solidny cios dla PL.

            Przypominam ze w polityce nie ma czegos takiego jak przyjazn czy wrog, sa tylko wieczne interesy.

          3. (…)PKP Cargo stalo sie wiodacym przewoznikiem w Europie. Inwestowali, przejmowali, restrukturyzowali. Teraz moze sie okazac ze padna a DB Cargo chetnie odzyska wiodaca pozycje na rynku europejskich przewozow cargo. Najlepiej kupujac PKP Cargo w upadlosci ( kwestie strategicznosci spolki dla PL da sie jakos rozwiazac)….(…)
            Skoro tak inwestowali to dlaczego nie rozwinął się u nas transport intermodalny, nawet tam gdzie strefa przemysłowa jest max. 5 km. do linii kolejowej? Gdzie te bocznice?

    2. “Wyjścia atomowego Pakistanu w wielki marsz scalania świata islamu w nowy Kalifat [pod sztandarem rzecz jasna Talibów] – spodziewałby się jeszcze w latach 20-tych – raczej w drugiej połowie dekady…”

      Co Pan z tym “Talibanem” czy Talibami i Kalifatem. Już któryś raz jest to wspominane w komentarzach na blogu.
      Albo ja czegoś nie dostrzegam i należy to wyjaśnić, albo wchodzimy na płaszczyznę wróżenia z fusów. Ale temat wywolywany jest tyle razy, że chyba się odniosę.

      Nie ma absolutnie żadnych geopolitycznych przesłanek, że Talibowie będą w stanie podbić Pakistan, bez którego nie da się zrobić żadnego kalifatu (ponieważ tylko Pakistan posiada atom w świecie Islamu). Na razie to siedzą w górach i walczą z pro-amerykańskim rządem. Nie mam wątpliwości, że w końcu wygrają (USA się wycofa).

      Sam pisałem analizę o tym, że Pakistan ma z nimi duży problem, ba, część terytorium PAK jest przez Talibów de facto zajęte. Tam trwa wojna domowa, choć ostatnio dłużej utrzymuje się mniej lub bardziej spokojne zawieszenie broni.
      Sam w analizach opisuję, że Pakistan to klucz dla Chińczyków i rzeczywiście państwo to może przy ich pomocy zacząć oddziaływać i ekspandować (zwłaszcza na Północ) na zewnątrz.

      Jednak stawianie tezy, że wzmacnianie Pakistanu będzie budowaniem kalifatu pod “sztandarem rzecz jasna Talibów” nie jest dla mnie wcale oczywiste. W Pakistanie wiele się jeszcze może wydarzyć. Od rozpadu państwa, po jego konsolidację i realizację mocarstwowych aspiracji. Przewidywanie, pod jakim “sztandarem” się to stanie to jak wróżenie z fusów. To tak jakby Pan napisał, że za 5 lat władzę w Niemczech przejmie AfD i zacznie “powrót do przeszłości” czyli militarnej ekspansji prowadzonej przez Hitlera. Ba, ten scenariusz z AfD jest znacznie łatwiejszy do przewidzenia (bo już są jakieś, marne bo marne ale jednak, sygnały zwrocie społeczeństwa).

      W mojej ocenie w Pakistanie władzę będzie sprawował ten, kto postawi na Chińczyków. I Pak będzie wówczas otrzymywał z Pekinu dużo wsparcia. Nie wykluczone, że będzie to nowy prezydent – Imram Khan. Dla mnie są dwie możliwości. Jedna – chaos w Pakistanie wywołany przez USA i Indie, lub wzmocnienie władzy centralnej dzięki Chinom. Gdy USA wyjdzie z regionu (a w końcu to nastąpi), wówczas duet Chiny-Pakistan będzie równoważył Indie. Które zapewne zdecydują się na podpisanie trwałego pokoju (nie będą miały wyjścia). To spowoduje możliwość ekspansji Pakistanu na północ. I zajęcie Afganistanu oraz silną presję na Azję Centralną. Formalnie, spodziewam się, że to Pakistan jako państwo, wchłonie Afganistan. Nie odwrotnie.

      pozdrawiam
      KW

  3. “Inspirowanie agresywnych reakcji oraz wzmaganie animozji na Bliskim Wschodzie pomiędzy poszczególnymi państwami stanowi rosyjską rację stanu”
    Dosyć ciekawa teoria zważywszy, że do tej pory to Amerykanie swoimi działaniami rujnowali Bliski Wschód i przy okazji Północną Afrykę. Można zatem rzecz, że Rosja przejmuje pałeczkę od USA w dziele destrukcji czy co najmniej chęci destrukcji

    1. Tak to postrzegam. Amerykanie chcieli przeorganizować Bliski Wschód. Rosjanie im te szyki pokrzyżowali, pomimo wstępnej zgody. Teraz jest niezły misz-masz, ale póki jest względny spokój póty jest stabilnie. Amerykanom już nie zależy. Od czasu Arabskiej Wiosny, nastąpiła rewolucja łupkowa. Są niezależni energetycznie a do tego sami zaczynają eksportować LNG. Więc im na uspokojeniu sytuacji już mocno nie zależy. Na wywoływaniu chaosu wielkimi nakładami, też średnio. Mają dwa ważniejsze fronty. Wschodnia Flanka NATO i Pacyfik. Korea Płn.

      Tymczasem Rosjanie obroni Assada, ale są osłabieni przez niskie ceny gazu i ropy. Więc chętnie by sprawili, by one wzrosły.

      pozdrawiam
      KW

  4. Panie Krzysztofie,

    szacunek za pracę włożoną w zdobycie tych wszystkich danych…. Ale czy Pan naprawdę wierzy w to, że pragmatyczni Niemcy, Austriacy, Włosi itd zaczną kupować w większych ilościach gaz skroplony przemierzający statkiem tysiące km z drugiego końca świata kiedy pod nosem mają rosyjski gazociąg oferujący tańszy gaz? Czy z punktu widzenia niemieckich interesów bezpieczniejsze jest poleganie na dostawach z drugiego końca świata niepewną drogą morską droższego gazu czy jednak sprowadzanie tańszego gazociągiem?
    Chyba Pan patrzy na to zagadnienie przez “polski pryzmat” o czym nawet świadczy tytuł jednego z podrozdziałów wspominający coś o braterstwie. Churchill słusznie zauważył, że w polityce nie liczą się sentymenty lecz interesy…
    A jako ciekawostka w załączeniu… Raport UE o imporcie źródeł energii przez UE. W 2018 pomimo napływu amerykańskiego gazu skroplonego do Europy, udział importu rosyjskiego gazu nie zmalał lecz wzrósł.
    Tabela strona 4

    https://ec.europa.eu/eurostat/statistics-explained/pdfscache/46126.pdf

    Pozdrawiam

    1. Hmmm…przepraszam za wtrącenie, ale wedle Pana własnego kryterium najprostsze i najbezpieczniejsze dla Niemiec jest sprowadzanie gazu prosto ze złóż Morza Północnego. I logistycznie i politycznie, a także pod względem realnych możliwości zabezpieczenia i KONTROLI trasy przesyłu np. przez własną flotę, no i z punktu widzenia kalkulacji ryzyk międzynarodowych, zwłaszcza wobec młynu na Wschodniej Flance, który będzie narastał wobec wzrostu desperacji Kremla. LNG z USA [czy ogólnie dostawy morskie od innych dostawców gazu – i ropy] były by w tym układzie dla Niemiec dywersyfikacją źródeł dostaw i obniżeniem ryzyka biznesowego i politycznego]. Zresztą – patrząc długoterminowo – Norwegowie już gotują się z Duńczykami do eksploatacji nowych złóż na krańcowym Morzu Norweskim, u wejścia do Arktyki. Inni [włącznie z Polską] jakoś mogą brać gaz [i ropę BRENT] z Morza Północnego – tylko Niemcy mają “dziwne” [a raczej “niedziwne”] opory przed zaangażowaniem się na całego w ten kierunek [i przed wejściem w kooperacji ze Skandynawami w Arktykę] ..i to pod nosem…a w kalkulacji ceny bierze się WSZYSTKIE koszty w długim okresie, także koszty umyślnego przerwania dostaw – co Rosja już ćwiczyła…a może się stać to także nieumyślnie – np. wskutek łatwego do przeprowadzenia sabotażu dżihadystów na długiej trasie z Jamału…bo patrząc długofalowo Rosja się zmienia – i jej stabilność [z punktu widzenia etnicznych Rosjan] staje się coraz bardziej podminowana żywiołem nie-rosyjskim, zwłaszcza islamskim…zatem i stabilność [i cena] dostaw – także…

        1. Długofalowo paliwa kopalne – zwłaszcza węglowodory- będą traciły – bo koszty wydobycia i dostawy “do odbiornika” paliw kopalnych rosną, a sprawność OZE rośnie i koszt za 1 kWh źródeł OZE – maleje. Krytyczne przecięcie się obu krzywych w przyszłości – nieuchronne. Tak w porównaniu do atomu [czyli uranu – paliwo kopalne] – polecam https://biznesalert.pl/raport-wnisr-klimat-atom-oze-energetyka-srodowisko/ czy https://biznesalert.pl/raport-bnef-globalne-inwestycje-oze-energetyka/ [perspektywa do 2050 – czyli s-f – ale tendencje idą jednoznaczne] czy https://biznesalert.pl/ebi-paliwa-kopalne-koniec-wspierania-gaz-oze-energetyka/ Proszę pamiętać – paliwa kopalne też są dotowane [pośrednio i bezpośrednio] – a Unia rękami KE i konkretnie EBI zamierza na ostro skończyć wszelkie formy finansowania dla paliw kopalnych. – na rzecz odnawialnych To zła wiadomość dla WSZYSTKICH dostawców węgla, gazu itd…

          1. Jako, że kilka postaci paliw nuklearnych ma podwójne zastosowanie (głowice i silniki do rosyjskich pocisków (…)konwencjonalnych(…)) to można się spodziewać szczególnego traktowania…

          2. Pytanie, czy w porównaniach kosztów wytworzenia energii bierze się pod uwagę niestabilność generatora wiatrowego, czy słonecznego. Niestabilność ta przekłada się (póki nie mamy wdrożonych technologii magazynowania energii) na konieczność zdublowania źródeł energii typu wiatr/słońce przez źródła stabilne (atom, paliwa)

  5. Co do Włochów – Izrael ma duże plany eksploatacji np. morskich złóż gazu [np. Lewiatan] – ale i Turcja pod Cyprem chce eksploatować gaz [co już budzi spory w regionie]. Na pewno Izrael chce eksportować gaz do południa UE [w tym do Italii] na wielką skalę. Co do Austrii – jej najtaniej i najłatwiej brać gaz z nitki czeskiej – czyli odnogi przez Ukrainę…ale przecież nie o logistykę, ani nie o krótką trasę tu idzie – tylko o omijanie Mitteleuropy wg koncepcji ronda…

    1. Przed obecną epoką takie zderzenie interesów nieuchronnie prowadziło do wojny… to co zrobiła Turcja na Cyprze na bleble by się nie skończyło.

      1. Turcja “bardzo przeszkadza” Izraelowi w jego planach. “Nie do zniesienia” jest, by to Turcja decydowała o możliwościach Izraela poprowadzenia gazociągów do Europy, a już “zupełnie nieakceptowalne” dla Izraela są ambicje Turcji – nawiązujące do restauracji imperium osmańskiego. Turcja jest zbyt silna, zbyt ambitna… Bardzo możliwe, że Izrael namówi Waszyngton, by Ameryka dał pod stołem koncesję dla Kremla, na uderzenie w Turcję – przy braku reakcji USA. Co byłoby takim klapsem karnym – za nieposłuszeństwo wobec USA – dokonanym per procura – rękami Rosji. Z intencją [tak to pewnie lobby izraelskie przedstawi w Waszyngtonie pod kątem marchewki dla USA], że skarcona Turcja znowu schroni się z pokorą pod skrzydła Ameryki – jak to zrobiła bodajże w 1946 – po ultimatum Stalina odnośnie cieśnin. Co dałoby USA [tak będzie widział to przekonywany usilnie Waszyngton] zarówno konkretny zysk geostrategiczny przez odbudowanie “pivotalnej” [stykowej] w Eurazji strefy wpływu i kontroli – i stanowiło by pokazową lekcję dla reszty świata [w tym dla wahających się, kogo wybrać], jak smutno kończy się krnąbrność wobec USA… Pytanie “KIEDY?” by to mogło nastąpić? – moim zdaniem jest to całkiem możliwe po wielkiej wojnie w Zatoce – która zrealizuje strategiczne cele Izraela – a przy okazji wielkim zwycięzcą ekonomicznym [przejęcie wolumenów dostaw zniszczonej konkurencji w węglowodorach – i to po kosmicznych cenach] i politycznym [przełamanie sankcji i izolacji Rosji] okaże się Rosja. Gdy Turcja zacznie dążyć do posiadania własnych głowic jako twardego “bezpiecznika” w obronie strategicznej – w obawie przed powtórzeniem losu państw Zatoki – WTEDY Kreml uzna miesiąc miodowy z Turcja za zakończony. Z całą siłą wrócą sprzeczności [wystarcza incydenty, odpowiednio rozdmuchane machiną propagandową] – sprzeczności interesów od Azji Środkowej, przez Kaukaz [i strefę Zakaukazia – ale i przedpole], po coraz bardziej uciążliwy “niezatapialny lotniskowiec” Krymu i jego projekcję siły na całe Morze Czarne [pod parasolem A2/AD], no i tradycyjny konflikt interesów i rosyjskie ambicje zdobycia cieśnin i wyjścia na Morze Śródziemne. A WTEDY udzielenie koncesji pod stołem ze strony Waszyngtonu na bezkarne uderzenie w Turcję [bo plany pozyskania atomu przez Turcję zatną biczem Izrael do kontrakcji i złamania Turcji – rzecz jasna cudzymi rękami] – ta oferta będzie jak na zamówienie Kremla, chcącego dyskontować sukces ekonomiczny i polityczny – imponującym sukcesem militarnym…Natomiast zamknięcie okna czasowego na takie uderzenie Rosji w Turcję widzę na początku lat 30-tych [powiedzmy max 2035] – bo wtedy ranking siły i możliwości Rosji gwałtownie spadnie wobec rewolucji systemów RMA, którą dokonają oba supermocarstwa [a Rosja NIE dokona tego przeskoku] – WTEDY Rosja będzie już myślała raczej o obronie – nie o ataku…

          1. Te tarcia Korea-Japonia to najlepszy sygnał, że hegemon [USA] jest zbyt słaby, by zaprowadzić na twardo “porządek” w swoim sojuszniczym stadku. Kot słaby – myszy harcują… Obaj ww gracze rozpychają się zawczasu pod pole negocjacyjne na deal’e z supermocarstwami – i obaj wolą bezpośrednie układy i między sobą [bez pośredników] i bilateralne układy i z USA i z Chinami. Korea Płd już w 2015 wolała strefę wolnego handlu z Chinami zamiast wejść w “jedynie słuszne” TPP pod berłem USA. A Japonia od zeszłego roku mocno stonowała względem Chin, robiąc ustępstwa względem trasy Arktycznego Jedwabnego Szlaku z portów Chin przez “membranę” północnych wysp japońskich [wliczając część “membrany” Kuryli] do cieśniny Beringa. Japonia boi się, że Korea Płd połączy się z Koreą Północną – i zjednoczona Korea [a jeszcze gdyby zachowała broń jądrową…] będzie w lepszej sytuacji ekonomicznej i politycznej i militarnej względem Chin [ale i względem USA – bo wtedy by udzielała Ameryce koncesji na “punkt wejścia” do kontynentalnej Azji w tak ważnym regionie – styku z granicą i Chin i Rosji] – niż by to mogła ugrać Japonia i z Chinami i z USA.

          2. Skoro grzeje my ten offtop to warto wspomnieć, że Seul chce Bomby jeszcze przed zjednoczenie, a i w Japonii też robią przymiarki… tam naprawdę trzeba solidnej osłony medialnej, bo trauma po Hiroszimie i Nagasaki jest nadal żywa.

      2. Dla USA – i dla sojuszników USA [zwłaszcza w Azji] – problemem jest słabość militarna [ale i ekonomiczna – w aktywach realnej produkcji i usług] samego USA. USA widzi, że słabnie, że czas działa na korzyść Chin. Teoretycznie JUŻ powinna mieć miejsce pokazowa operacja siły USA na Morzu Południowo-Chińskim – np. zajęcia przez US Marine Corps wszystkich spornych wysp z Chinami [spornych dla Filipin, Japonii, Wietnamu, Tajwanu -sojuszników USA]. Tu pouczający jest przykład “zygzakowania” Filipin – polityka Duterte [prócz cech osobowych] wyraźnie szuka nowej równowagi, próby rozmów, nawet prób podbicia ceny rozmowami z drugą stroną. Ot choćby artykuł Bloomberga w Forsalu [obie strony niezbyt lubią politykę Trumpa – ale argumentacja jest dość rzeczowa] – https://forsal.pl/swiat/usa/artykuly/1431766,filipiny-to-lekcja-dla-polski-zobacz-co-sie-dzieje-z-panstwami-na-granicy-stref-wplywow-w-czasie-zalamania-ladu.html Dlaczego zatem USMC nie wykona wraz z US Navy [I Z SOJUSZNIKAMI – także spoza Azji] takiej pokazowej operacji zajęcia spornych wysp dla pokazania sojusznikom [i światu] jednoznacznie siły USA i gwarancji USA jako hegemona? – bo moim zdaniem ryzyko kontrakcji siłowej i np. zatopienia okrętów US Navy jest zbyt duże… Już było ZAWCZASU na tę ww opcję [o której OBIE strony wprost nie mówią oficjalnie – jest CISZA – bo opcja jest zbyt konfrontacyjna i zawęża pole manewru politycznego] było kilka oficjalnych głosów najwyższych admirałów chińskich, pozornie “z pieca na łeb”, że “najlepszym sposobem rozwiązania sporu o Morze Południowo-Chińskie jest zatopienie 1-2 lotniskowców US Navy”…USA boją się, że taka operacja zamiast pokazowego zwycięstwa i odzyskania [przynajmniej w PR] hegemonii globalnej – skończyłaby się totalną katastrofą – i zaraz potem obrotem na Pekin azjatyckich sąsiadów lądowych i morskich Chin…a to byłby dla USA globalny “game over”… Jest i drugi koniec kija tej możliwej operacji – a mianowicie w kolejnym kroku wzrostu floty, lotnictwa, sił rakietowych i ogólnie A2/AD Chin – okaże się, że to Chiny, mając dość środków desantowych i czując się dość silne pod parasolem swoich sił [zwłaszcza A2/AD] – dokonają takiego siłowego zajęcia spornych wysp. Czyli – jako KONSEKWENTNEGO rozwinięcia strategii budowy sztucznych wysp… Chiny już mają dość dużych okrętów desantowych klasy 071 [bodajże 5 skompletowanych, a 2 w budowie], nie mówiąc o mniejszych desantowcach, a teraz weszli właśnie na wyższy poziom projekcji siły na morzu – wodując pierwszy lotniskowiec desantowy [głównie śmigłowcowiec – ale pewnie przyszłościowo pracują nad samolotami VTOL jak F-35B]] klasy 075 – niewiele mniejszy od amerykańskich odpowiedników – a większy od odpowiedników japońskich, koreańskich, australijskich, włoskich, francuskich. Zaryzykuję stwierdzenie, że ponieważ dla Chin celem nr 1 jest Tajwan [dwa cele – pełne zjednoczenie – oraz przerwanie pierwszego łańcucha wysp] – to w pewnym momencie USA pójdą ZMUSZONE pod stołem groźbami takiej operacji – pójdą na oficjalne rozmowy z Chinami nt statusu Tajwanu i jego “pokojowej integracji” z Chinami [zapewne także od razu na rozmowy ze zjednoczeniem Korei w pakiecie – bo i obie Koree, w obliczu siły Chin, staną wtedy w bardzo krytycznej sytuacji…. wymagającej przesilenia] – ale te wymuszone rozmowy USA będą tylko z Chinami – bez Rosji – co pozwoli jako tako “zachować twarz” Waszyngtonowi] – bo to będzie mniej kompromitująca opcja dla USA -[zapewne sprzedana medialnie przez Waszyngton jako “pokojowa deeskalacja” i “deklaracja dobrej woli USA” – czyli robienie z musu cnoty…] – mniej kompromitująca, niż siłowa, katastrofalna…i w konsekwencji [skutki obrotu większości świata na Chiny] globalna przegrana z Chinami. A Chiny są cierpliwe – nie dążą do zadania “już zaraz, jak najszybciej” decydującego ciosu USA [tak naprawdę starają się uniknąć wojny, przynajmniej globalnej, bo proxy wojny są praktycznie pewne] – są gotowe zrezygnować z odprawiania hałaśliwego tryumfu w zachodnim stylu – raczej wolą pomalutku i możliwie cicho długofalowo ugotować żabę w garnku wg strategii gry w go… Tak dla ciekawych polecam obejrzeć UWAŻNIE film “Operacja Morze Czerwone” [o dziwo – film puszczono po polsku na jakimś naszym kanale komercyjnym] – pomijając efekty batalistyczne i wyczyny chińskich super-Rambo – jest to jeden wielki PR i reklama jakości i zdolności Chin – ich morskiej i zamorskiej projekcji siły [NA RAZIE wstrzymywanej legalizmem szanowania np. cudzych wód terytorialnych, czekania na zgodę, na pozwolenie wejścia do portu, użycia siły itd…] – tam bazą dla specjalsów chińskich jest właśnie desantowiec klasy 071 – a końcowe kadry i scena floty chińskiej, która z “wielka tubą” idzie kontrkursem względem amerykańskich lotniskowców i krążowników rakietowych na Morzu Południowo-Chińskim – jest aż nadto czytelną deklaracją i przesłaniem zamykającym film…

  6. Tak w temacie “czy Rosja wywoła wojnę…” – dla Rosji oczkiem w głowie jest Arktyka. Z dużym wyprzedzeniem i z dużymi nakładami [jeszcze z czasów dość bogatego budżetu] zapewnili sobie spora przewagę w tym wyścigu. Flota lodołamaczy, bazy [nieraz odnawiane po czasach zimnej wojny, część nowych], brygady arktyczne ze sprzętem bojowym i logistycznym na wielki chłód [ale mogące operować w KAŻDYCH warunkach klimatycznych] . Tak swoją drogą – jest to nie wprost [przynajmniej w siłach lądowych i lotniczych] wymierzone przeciw Chinom. Koncentracja zbyt słabych wojsk Armii Czerwonej przy granicy nie ma sensu – zbyt łatwe do stracenia. Dlatego zdecydowano się na wariant rozmieszczenia baz na północy – w swoistym oddalonym bezpiecznym “sanktuarium” przed projekcją siły Chin – z możliwością szybkiego przerzutu aeromobilnego – co generalnie Rosja ćwiczy nader intensywnie we wszystkich obwodach na dalekie dystanse To jest pomysł Rosji na zatkanie niedoborów liczebnych Armii Czerwonej – ale kosztem olbrzymich nakładów na transport lotniczy i wyspową infrastrukturę – głównie lotniskową. Ale wracając do samej Arktyki i rywalizacji o Arktykę – w tym o przejście GIUK: w 2018 odtworzono II Flotę US Navy – odpowiedzialną za Północny Atlantyk, GIUK i Arktykę. II Flota US Navy została wg dealu’u z 2009 [Obama-Putin] rozwiązana w 2011 – jako realizacja planu wg “Strategicznej wizji” Brezińskiego – z przerzutem sił na Pacyfic. Gdy w 2018 przywrócono II Flotę – od razu odbyły się ćwiczenia – z udziałem lotniskowca atomowego za kołem polarnym, amerykańskich i brytyjskich atomowców podwodnych – jak za zimnej wojny. Rosjanie odpowiadają jeszcze intensywniejszym prężeniem muskułów, naruszeniami przestrzeni powietrznej, zakłócaniem GPS – a ostatnio grupy specnazu w cywilu [że niby taki “survival turystyczny”] robią Norwegom rozpoznawcze wycieczki terenowe… Generalnie strategia zastraszania od 2014 nie odniosła skutku – zamiast rozbić Skandynawów i bilateralnie ich rozgrywać – Skandynawia [z Islandią, no i z Grenlandią – jako powiernikiem Danii] założyły NORDEFCO – sojusz wojskowy Skandynawów – silnie nakierowany na USA. Szwecja i Finlandia – kraje spoza NATO – zawarły z USA tzw. “złote sojusze”. Finlandia nie dała się…sfinlandyzować jak za zimnej wojny. W ciągu kilku lat nastąpił zwrot Skandynawów [i mocno powiązanych z nimi Bałtów] na odtwarzanie armii, modernizację techniczną, sojusze. Szwecja przywróciła pobór, odtworzyła siły na Gotlandii, ba, ostatnio zdecydowała o przywróceniu podziemnego dowodzenia [odpornego na atak jądrowy] w Musko – opuszczonego po zakończeniu zimnej wojny bodajże w 1994. Ba – Finlandia na twardo kontruje Rosję – po raz pierwszy zdecydowała o budowie dużych jednostek nawodnych [faktycznie fregat, a nie nominalnych korwet], a w razie wykrycia “niezidentyfikowanego” okrętu podwodnego, namierza i wypłasza go małymi ładunkami – jak Szwecja [a nie udaje, że niby “pada deszcz”, jak było za zimnej wojny]. Co istotne – te zbrojenia Skandynawów i Bałtów zaczynają na lądzie [gdzie Rosja czuje się relatywnie silna do Zachodu – i na całej Wschodniej Flance przechodzić z ilości w nowy poziom jakościowy. Dawniej było tak, że ogień artylerii ciężkiej klasyczną amunicją niekierowaną 155 mm – to było ca 40 km max i rozrzut był w promieniu ca pół kilometra. Teraz NATO certyfikowało amunicję precyzyjną Vulcano [GPS – albo naprowadzanie półaktywne wg podświetlenia celu laserem] o zasięgu ca 80 km [dla armat 155 mm/L52]. W dodatku norweski Nammo tworzy precyzyjną amunicję strumieniową o zasięgu…130 km [a druga generacja w kooperacji z Boeingiem ma mieć zasięg 150 km]. To oznacza, że nawet niewielka ilość dział samobieżnych artylerii ciężkiej [w NATO 155 mm] może [przy pozycjonowaniu pozahoryzontalnym celów [np. z dronów] zrównoważyć przewagę wojsk rakietowych Rosji. Ba – jeden Kraba czy K9 czy Pzh2000 – jest w takich warunkach w stanie “wybić do nogi” cały batalion pancerny – i to teoretycznie na “średnim” zapleczu frontu. Rosja za najczulszy punkt NATO uznaje Bałtów. Lądem Bałtowie mają Przesmyk Suwalski – co daje przynajmniej możliwość wyprzedzającego przerzutu ciężkich sił z Polski do Bałtów. Na morzu krytyczną “pępowiną” dla Bałtów jest Zatoka Fińska [szczególnie dla Estonii]- czyli dostaw morskich na krótkim dystansie, a jednocześnie dla Rosji priorytetem jest “oswobodzenie” Zatoki Fińskiej i zablokowanego Petersburga. I to po obu stronach. Proszę popatrzeć na mapę – wyjście z Zatoki Fińskiej ma szerokość ledwie 50 km. Na całym pasie północnego wybrzeża Zatoki Fińskiej – jest Finlandia. Która w NOWYCH warunkach dla zasięgu artylerii lufowej [ i to precyzyjnej – czyli “strzelasz-trafiasz, strzelasz – trafiasz itd”] daje na kilkadziesiąt, nawet 100 km parasol przykrycia z drugiego brzegu… Wniosek – by postawić DOSTATECZNIE Bałtów pod ścianą “albo-albo”, by wymusić kapitulację w poczuciu beznadziejnej sytuacji – trzeba w optyce Kremla podporządkować sobie Finlandię. A Finlandia ma najgorsze warunki na Wschodniej Flance – długa granica [1400 km] praktycznie nie do obrony, nie jest w NATO. Tyle, że Finlandia właśnie realizuje kontrakt na 48 K9 [155mm/L52] – i z amunicją Vulcano i Nammo nagle kalkulacja sił bardzo się zmieni – wobec rosyjskich sił pancernych i zmechanizowanych. Finlandia – jak Polska – kupiła pociski manewrujące JASSM dla swoich F-18 Hornetów. Więcej – chce uzyskać kontrolę nawodną Zatoki Fińskiej [program Squadron 2020] – no i dla Hornetów szykuje następców. Analitycy kalkulują, że pewnie zwycięzcą zostanie Super Hornet – a dalej spodziewają się, że Finlandia starych Hornetów nie sprzeda [w całości], tylko przynajmniej część przeznaczy jako samoloty wsparcia bojowego, no i szkolenia dla pilotów Super Hornetów. Podobnie jak Szwecja – która buduje nowe Grippeny – ale ze starych Grippenów tworzy siły wsparcia, szturmowe i szkoleniowe [zwłaszcza dla rocznego nalotu i treningu bojowego]. Dla uzupełnienia – Litwa od Niemców kupiła 21 Pzh2000 [też 155mm/L52] – z tego teoretycznie “bojowych” 16, a 5 szkolno-treningowych – faktycznie w razie “W” wszystkie będą operacyjne… Estonia kupiła 12 K9 [155mm/L52] – z opcją na kolejne 12 K9, zaś Łotwa zdecydowała się na kupno od Austrii 47 “nadliczbowych” M109A5Oe [155mm ale lufa tylko L39, co skraca zasięg prawie 40% względem L52]. No i Norwegia właśnie dostaje 24 K9 [155mm/L52] i zaklepała opcję na kolejne 24 K9. Dla dopełnienia – Polska realizuje 120 naszych Krabów [podwozie K9 – wieża z armata 155mm/L52 od AS90] – dotychczas do służby przyjęto 48 sztuk – a na kontrakcie na 120 Krabów do końca 2024 raczej się nie skończy [nowa partia dostaw do WP po 2025] – no i dojdą kołowe Kryle [155mm/L52] po 2022. Szwecja-Polska-Rumunia – systemy Patriot. Polska i Rumunia – systemy Aegis Ashore – z antyrakietami wysokiego pułapu SM-3 [IIA Polska i IB Rumunia]. W optyce Kremla Wschodnia Flanka [jako lądowe przedłużenie GIUK i Arktyki] tężeje – a dotychczas niekwestionowana przewaga sił lądowych Armii Czerwonej – topnieje. Stąd myśl – “uderzyć w najsłabsze ogniwo łańcucha Wschodniej Flanki – nim zbytnio się wzmocnią i nim zbudują sieć wzajemnego wsparcia/przerzutu sił”. Moim zdaniem tym najsłabszym ogniwem całej Wschodniej Flanki nie są Bałtowie [są w NATO pod skrzydłami międzynarodowego Baltic Air Policing – i są tam NATOwskie międzynarodowe grupy bojowe – zbyt duże ryzyko eskalacyjne], a jest nim Finlandia – z bardzo długą granicą, ze słabą demografią – no i nie w NATO. Pytanie KIEDY? – moim zdaniem to najbardziej zależy od eskalacji w Arktyce – Kreml będzie chciał i pokazać słabość Wschodniej Flanki jako całości – i rozbić Skandynawów – i tym samym osłabić pozycję Bałtów – i osłabić zaangażowanie Skandynawów w GIUK i Arktyce. Ciekawe, że odkryto rosyjskie ślady w organizacjach nacjonalistów fińskich, którzy chcą granic z Rosją sprzed Wojny Zimowej – takie infiltrowanie pod stworzenie sobie dogodnego pretekstu…Inna ścieżka to “przyjście z bratnią pomocą” w razie zamieszek np. z muzułmanami w Finlandii [albo generalnie w Skandynawii – tam popularne są np. tzw, “patrole Odyna”]. Ryzyko takiego konfliktu, być może najpierw hybrydowego, a dopiero potem pełnoskalowego ze strony Rosji – moim zdaniem narasta.

    1. Finowie to teoretycznie słabe ogniwo – zgadzam się. Tylko mam uwagę do kwestii Bałtów. By im zagrozić, Rosji wystarczy postawić systemy rakietowe na granicy. Nie muszą ich zajmować. Wystarczy zrobić z nich zakładników. A aby to zrobić wcale nie trzeba atakować Finlandii. Więc ja tu nie widzę powiązania przyczynowo-skutkowego. Finlandia może stać się celem głównie dlatego, że to partner NATO i Finowie stawiają na USA, bez formalnego uczestnictwa w NATO. Ten brak sojuszu, może skłaniać do przetestowania jedności państw skandynawskich i pokazania siły.

      Z tym, że to ma jedną zasadniczą wadę. Każda akcja rodzi reakcję. Odpowiedzią na działania Kremla względem partnerów NATO, będzie konsolidacja sojuszu. Czyli polityczne wzcmocnienie tej struktury. Zagrożenie skłania do zgody i szukania wspólnymi siłami odpowiedzi na to zagrożenie.

      Jeśli Rosja zacznie działać w Skandynawii, to dość powściągliwi Szwedzi i Duńczycy zaczną poważnie działać na Bałtyku. Należy pamiętać, że Szwecja obudziła się i rozpoczęła reformy po symulowanym, ćwiczebnym rosyjskim ataku na bazy lotnicze w Szwecji. Wówczas Szwedzkie lotnictwo zostało ośmieszone, bo w czasie tych ćwiczeń okazało się, że żadna szwedzka maszyna nie była zdolna zareagować. Lotnicy zwyczajnie byli na urlopach, wyjazdach etc.etc. To pokazało skalę problemu i przeraziło decydentów ze Sztokholmu. I stąd to pogłębianie współpracy z NATO, powrót na Gotlandię etc.etc.

      pozdrawiam
      KW

      1. Jeżeli Rosja stawia rakiety – to nie musi ich stawiać na granicy Bałtów. Tu nie chodzi o rakiety – ale o wojska lądowe i fizyczne opanowanie terenu – ale tylko jako środek na dowód słabości NATO – a konkretnie, że USA nie są gwarantem bezpieczeństwa. Rakiety to i Hamas i Hesbollah odpala na Izrael – a nikt nie mówi, że Izrael jest słaby i że nie obroni swojej suwerenności. Chodzi o KONTROLĘ geostrategiczną ze strony Kremla – o dowód, że NATO jest atrapą bez siły – a USA nie jest gwarantem dla Europy.
        To jest cel Kremla – a w przypadku chęci rozbicia NATO i skompromitowania USA [docelowo wypchnięcia USA z Europy] atak kinetyczny na Bałtów wcale nie jest jedyną drogą. W przypadku Bałtów Kreml ma problem, że te państwa bałtyckie są w NATO, mają międzynarodowy Baltic Air Policing, międzynarodowe grupy bojowe NATO na swoim terytorium – ewentualny konflikt kinetyczny grozi eskalacją z NATO – zamiast izolacji, byłoby umiędzynarodowienie konfliktu. Te wszystkie cechy nie występują w przypadku Finlandii – zwłaszcza w przypadku szeroko zakrojonych i szybkich działań hybrydowo-sabotażowych – a na samym końcu błyskawiczne uderzenia Armii Czerwonej [np. silnych wojsk aeromobilnych] – liczone na godziny – tak, by ani Finlandia ani USA nie zdołały zareagować – by Helsinki [pewnie zajęte desantem i piątą kolumną – np. specnazu w “cywilu”] zostały postawione przed faktami dokonanymi – z nożem na gardle. WTEDY rząd fiński podpisze każdy papier za zachowanie “jakiej-takiej” państwowości – oczywiście w nowym układzie “gwaranta”…. Zrolowanie Finlandii – tu nie chodzi o jakieś wielkie totalne zwycięstwo militarne – tylko o dobrze wyliczone DOSTATECZNE siłowe obrócenie Finlandii na Kreml i na wypełnianie jego poleceń – co natychmiast oznaczałoby drastyczne pogorszenie sytuacji Bałtów. To Finlandia [która sama 90% exportu i 80% importu prowadzi morzem] jest gwarantem morskiego połączenia Bałtów z oceanem światowym i z szeroką wymianą handlową – nie mówiąc o silnych relacjach handlowych z Finami i Szwedami, o światłowodach, podwodnych mostach energetycznych itd [kłania się Rail Baltica i Via Baltica – od Helsinek do Bałtów (promy, projektowany tunel) i dalej do Polski]. Bałtowie w TAKIEJ sytuacji – de facto izolacji militarnej i handlowo-gospodarczej – SAMI by zaczęli rozmowy pod stołem z Kremlem – negocjując warunki swego przetrwania. Czyli – zachodzi W TAKIEJ sytuacji docelowe ogłoszenie przez Kreml, że “Finlandia i Bałtowie nie mogą polegać na USA, to Rosja jest nowym gwarantem stabilności dla Europy itd”. Kreml po to może uderzyć w Finlandię – by wywołać bez wojny pożądany politycznie efekt obrotu Bałtów. W ten sposób Kreml ominąłby schody eskalacyjne przynależności Bałtów do NATO. Skutek – połączenie z Obwodem Kaliningradzkim, dalsza integracja Białorusi, rozdarcie interesów i wektorów obrony Polski i Ukrainy – czyli pomostu bałtycko-czarnomorskiego. Czyli klasyczne “dziel i rządź” w dalszym etapie domina finlandyzacji – ale już Polski i Ukrainy osobno. By najpierw zmontować z Berlinem Mitteleuropę w miejsce Trójmorza ABC [czy w miejsce chińskiego 17+1] – a potem stworzyć supermocarstwo od Lizbony do Władywostoku. Notabene – odnośnie wojny hybrydowej – DLATEGO “wycieczki” specnazu w cywilu po Norwegii [a podobno nie tylko tam – ale media nabrały wody w usta] budzą tak dużą reakcję – i dlatego Kreml tak skwapliwie prowadzi dezinformację i “wyśmianie” tematu jako fejk…czy jako tzw. “rusofobię”…

        1. Problem Rosji z Bałtami polega na tym, że blokują oni wybrzeże dla Floty Bałtyckiej. .. bez niego ta flota ma tragiczne wyjście w regiony operacyjne.

    2. Rosja powoli słabnie jak napisał autor tego bloga.Do końca 2100 roku będzie ich połowę mniej około 80 mln.Czym oni taki kraj chcą obronić??W miedzy czasie stracą jak to pan nazwał ” atomowy młot” ten kraj zbójecki nikomu jest nie potrzebny.Dzięki ich działaniom Putin zbudził śpiącego olbrzyma czyli NATO

  7. Errata – nie “realizacja planu wg “Strategicznej wizji” Brezińskiego” a “realizacja planu wg “Strategicznej wizji” Brzezińskiego”. Żebym nie był gołosłowny co do roli środków precyzyjnych np. artylerii dalekiego zasięgu – polecam artykuły na d24 – nowy https://www.defence24.pl/precyzyjna-amunicja-porazi-cele-odlegle-o-150-km-koniec-artyleryjskiego-prymatu-rosji – i z poprzedniego roku – https://www.defence24.pl/pocisk-strumieniowy-dalekiego-zasiegu-rewolucja-w-artylerii w tym starszym artykule w komentarzach cierpliwie tłumaczyłem jako “Dalej patrzący” różne opcje dla Polski – z szerszej perspektywy…

  8. Tak kontynuując skutki długofalowe ewentualnego siłowego obrotu Finlandii na Kreml: tak jak obrót Bałtów, ścisłe włączenie Białorusi do FR, stworzenie pełnej łączności z Obwodem Kaliningradzkim – dałoby w rezultacie rozdzielenie ryzyka i interesów i wektorów obrony Polski i Ukrainy [rozbicie pomostu baltycko-czarnomorskiego] – tak samo utrata bufora Finlandii by rozdzieliła interesy i obronę w Skandynawii – zwłaszcza Norwegii [Arktyka] i Szwecji [Bałtyk i styk lądowy]. Efekt – rozbicie NORDEFCO, rozdzielenie pasa GIUK i Arktyki od pasa Wschodniej Flanki NATO – i pewnie dalsza erozja i finlandyzacja Skandynawii… A dalej: nawet możliwe byłoby osiągnięcie ciągłości terytorialnej kontroli do Danii i do Cieśnin Duńskich [co faktycznie by odcięło np. Polskę od oceanu światowego i strefy atlantyckiej – i pewnie wymusiło by obrót na Kreml] – a zatem budowę ciągłego pasa kontroli z Niemcami – czyli “plan B” budowania supermocarstwa od Lizbony do Władywostoku droga północną… teraz wygląda to egzotycznie, ale przykłady z historii pokazują, że liczy się tylko skuteczność w osiąganiu celu – nawet pozornie dziwnymi drogami… Znaczenie Finlandii i Skandynawowie i Kreml doskonale rozumieją geostrategicznie – dlatego już podczas Wojny Zimowej ochotnicy szwedzcy i norwescy walczyli po stronie Finów, oba państwa zapewniały też wsparcie pod stołem, umożliwiały Finlandii dostawy ze swoich portów poza teatrem wojny – ba, Szwedzi wysłali swój mieszany dywizjon myśliwców Gloster Gladiator i bombowców Hawker Hart – które dostały fińskie znaki rozpoznawcze – dla zabezpieczenia północy Finlandii [w tym dróg lądowych dostaw idących z portów norweskich]- zestrzelili przy okazji 8 sowieckich samolotów i wykonali szereg bombardowań – na ziemi Szwedzi walczyli w tzw. “brygadzie ochotniczej”… Proszę pamiętać: o decyzjach i skali działań Kremla będzie decydować długofalowa kalkulacja koszt/efekt realizacji celów geostrategicznych – moim zdaniem takie szybkie wyważone hybrydowo-desantowe uderzenie na Finlandię daje Kremlowi maksymalny zysk skokowej [in plus] zmiany sytuacji FR względem Arktyki i GIUK oraz względem Wschodniej Flanki [katastrofalne dla NATO, NORDEFCO – no i dla USA]- zwłaszcza wobec pomostu bałtycko-cząrnomorskiego. Już na koniec dla dokończenia myśli o budowaniu ciągłości terytorialnej kontroli pod ustanowienie najsilniejszego supermocarstwa na świecie – moim zdaniem “plan C” budowy supermocarstwa od Lizbony do Władywostoku dla geostrategów Kremla, to głębokie obejście południem poprzez Bałkany. W tym układzie atak na Turcję [co opisałem wyżej] wg koncesji Waszyngtonu [z lobbyingu Izraela] – byłby na pewno łączony z kontrolą cieśnin i obrotem przynajmniej Grecji i Bułgarii i innych państw bałkańskich na Kreml – by przez Austrię uzyskać łączność z Niemcami – ale i swoją drogą bezpośrednio z Włochami. Jednego jestem pewien – wszystkie 3 plany budowy supermocarstwa od Lizbony do Władywostoku są na stole – Kreml wszędzie próbuje zwiększać swoje wpływy – by potem kontynuować zintensyfikowane działania w razie sukcesu…
    ————————————————————————————————————————–
    Panie Krzysztofie – Pana książka opisująca kraje świata pod względem geostrategicznym jest Polakom wręcz “koniecznie potrzebna”. Samo pokazanie kart głównych graczy i ich ustawienia i ich pola i strategia ruchów na globalnej szachownicy – to w istocie rozszerzenie do skali globalnej “pracy u podstaw” jaką wykonał Pan Jacek Bartosiak w “Rzeczpospolita. Między lądem a morzem”. Proponowałbym rozszerzenie listy opisu graczy o Niemcy, Francję, Indie, Japonię – a może w kolejnym wydaniu/wydaniach – o Australię, Indonezję – i Turcję, Egipt i innych. Samo w sobie – wydawanie takiego aktualizowanego co rok “ordre de bataille” światowych graczy – i to głównie z punktu widzenia geostrategii i twardych zasobów i “aktywów” realnych – i zmian na przestrzeni lat – jest moim zdaniem absolutnie koniecznym źródłem informacji dla uzyskania odpowiedniej skali świadomości masowej co do geopolityki w Polsce. Polecam jako materiały źródłowe dla Pana książki np. “Potęga państw 2017 [nowe wydanie – 2018]. Międzynarodowy układ sił w procesie zmian.” Autorzy to Panowie Białoskórski, Sułek, przedtem też autorem tego raportu potęgometrycznego w zespole był Pan Kobryński – a za 2018 – Pan Kiczma. Prawdopodobnie ten sam raport – zaktualizowany za 2019 – ukaże się w listopadzie lub grudniu br. A drugie źródło do wykorzystania – to Krzysztof Kubiak “Wojny, konflikty zbrojne i punkty zapalne na świecie”, Warszawa 2005 [próbowałem namówić Pana Kubiaka na wydanie zaktualizowanego raportu – bez odzewu – może Panu się uda] i tegoż autora “Interesy i spory państw w Arktyce w pierwszych dekadach XXI wieku”, Warszawa 2012 – tu także ze względu na odtworzenie GIUK, II Floty US Navy, ze względu na chińskie plany Arktycznego Jedwabnego Szlaku – warto pozyskać od autora chociaż aktualne informacje [albo przynajmniej poczytać jego aktualne artykuły] – autor mocno siedzi merytorycznie w sprawach morskich. Zresztą – także “Działania sił morskich po drugiej wojnie światowej” tegoż autora z 2007 – wymagałyby gruntownej aktualizacji – choćby ze względu na rywalizację USA-Chiny na morzu… Polecam – bo autor zwięzły, konkretny i dość dobrze skaluje i wyważa różne czynniki…

    1. @Georealista – na innym forum wspominał Pan, że pracuje nad wydaniem książki. Czy będzie szansa ją zakupić?

      ps. cieszę się, że ponownie mogę pana poczytać w bardziej kulturalnych warunkach:-) Na tamtym forum robiło się już czasami dosyć nieprzyjemnie z uwagi na komentarze niektórych użytkowników…

      1. Tak – pracuję nad książką. Jej cel – analiza scenariuszy, jak uniknąć III wojny światowej – a jeżeli nie uda się tego osiągnąć w realu – to w ramach “planu B” zapewnić przynajmniej PRZETRWANIE Polski i Polaków – i rozwój po III wojnie światowej. Wydanie – II połowa 2020. Chętnie przeczytam wszelkie propozycje [zwłaszcza niekonwencjonalne, nawet pozornie szalone] nakierowane na te dwa wyżej wymienione cele. W moim przekonaniu – nie ma ważniejszych spraw długofalowych. No i biorąc pod uwagę długofalowy plan naznaczony przez Xi na 2035 przegonienia technologicznie USA przez Chiny [już militarnie, nie tylko w technologiach cywilnych wg “make in China 2025”] – nawet biorąc wszelkie “plus/minus” odchyłki względem tej umownej daty – jeżeli nie uda się PRZED TYM DECYDUJĄCYM PUNKTEM stworzyć systemu bezpieczeństwa globalnego, który wygasi konfrontację hegemonalną USA-Chiny i który wepnie te supermocarstwa w jeden stabilny system bezpieczeństwa i rozwoju – to III wojnę światowa mam za nieuchronną do 2040. W tym sensie np. cele wyznaczone przez Xi na 2049 mam za zmyłkę – tak samo “deadline” dla kalkulacji strategicznych i dla układania sensownych planów długofalowych – to 2040. Na razie rozdzieranie świata [zwłaszcza łańcuchów logistycznych] na świat proamerykański i prochiński pcha nas wszystkich w równię pochyłą w stronę okresu narastania Wielkiego Chaosu, pulsujących kryzysów o skali regionalnej i globalnej i do proxy-wojen i do wojen o regionalną dominację. Co będzie prowadziło do rozpadu globalnej synergii , do zasadniczych niedoborów żywności i zasobów podstawowych w najbardziej poszkodowanych państwach – a to będzie napinało spirale działań siłowych wg zasady “nie mamy nic do stracenia – a wszystko do zyskania”… Co nie znaczy, że wobec tego pesymistycznego REALISTYCZNEGO scenariusza – moim zdaniem najbardziej prawdopodobnego – należy spasować co do pierwszego i co do drugiego celu, który wyżej wymieniłem. Trzeba zrobić co się da i ile się da za wszelką cenę na rzecz obu celów – bo najgorszą alternatywą jest całkowita zagłada ludzkości i cofnięcie życia do stadium relatywnie prymitywnych zwierząt [bo akurat co do biosfery – jestem raczej pewien na 99%, że przetrwa nawet pełnoskalową wojnę jądrową, aczkolwiek zubożona znacznie bardziej, niż podczas permskiego wymierania] – a niewiele lepszym scenariuszem jest trwałe stworzenie społeczeństwa totalnej kontroli – bo świat opisany w “1984” Orwella jest już relatywnie “łagodnym anachronizmem” w porównaniu do piekła bez wyjścia, jakie możemy sobie stworzyć np. z pomocą powszechnej kontrolnej infosfery i AI. W sumie – chodzi o nowy rodzaj myślenia – nowe perspektywy i kontekst odniesienia – nowe kryteria – nowe wartości – nowe “instrumentarium” rozwiązywania problemów. Bo z tym “starym pakietem” tkwimy jak mucha w smole w zaciskającej się pułapce.

    2. Uważam, że trochę Pan przecenia planistów z Kremla. Albo inaczej. Gdy mam zadanie/cel do wykonania, najbardziej szczegółowo omawiam najbliższe kroki. Im dalej czasowo, tym więcej jest różnych wariantów potoczenia się historii. Od pewnego momentu robienie szczegółowych planów zwyczajnie się nie opłaca. Koszt i czasochłonność przy opracowywaniu kilku wariantów nigdy się nie zwraca (bo wiadomo, że spełni się tylko jeden scenariusz, o ile w ogóle, bo może być nieprzewidziana sytuacja). Dodatkowo szczegółowe opracowywanie hipotez w dalszej przyszłości, tak naprawdę odciąga czas i środki od szczegółowego planowania najbliższych ruchów. które tego planowania rzeczywiście wymagają. Zmierzam do tego, że w mojej ocenie nie ma żadnych planów B (przez Skandynawię) czy C (przez Bałkany).

      Ludziom z Kremla przyświeca jeden cel. Moskwa-Berlin (od Władywostoku po Lizbonę, czy jak to nazwiemy). Ponieważ nawet nie mają środków by przygotować się na każdy możliwy scenariusz, Moskwa zwyczajnie idzie za swoją wielowiekową tradycją. Przygotować się na ofensywę na każdym możliwym kierunku na tyle na ile ich stać. Bo bronić się nie mogą (zbyt mała demografia, zbyt rozłegłe granice).

      Nie mają konkretnego szczegółowego planu (ani nawet kilku) by ten cel zrealizować. Zwyczajnie reagują na każdą zmianę na bieżąco. Prowadzą elastyczną politykę zagraniczną w zależności od aktualnych warunków. Przy jednoczesnym pamiętaniu, jaki cel im przyświeca. To jest najbardziej efektywny i najtańszy sposób osiągania celów. Przygotować się na działanie wielowektorowe, a następnie reagować w zależności od potrzeb.

      Koncepcje przez Skandynawie czy Bałkany, mogą być oczywiście jakąś opcją, która w pewnym momencie okaże się jedyną możliwą. Ale Kreml nie ma na to żadnych planów teraz. A jak będzie trzeba, to z Archiwów wygrzebią dokumenty i koncepcje Carskiej Rosji czy ZSRR. I wdrożą je w życie z pewnymi poprawkami. Nie muszą przecież wyważać już wcześniej otwartych drzwi.

      W mojej ocenie zakładanie, że Rosjanie myślą teraz o podboju Helsinek, SZwecji czy Turcji jest zbyt daleko idące. Nikt tam z pewnością nie myśli teraz o podbijaniu cieśnin tureckich, w sytuacji gdy mają na rozkładzie sytuację na Ukrainie i Białorusi.

      Ponadto, jak im ten Plan nie wyjdzie (zajęcie Mińska i zagrożenie Bałtom, Polsce i Ukrainie) , to będzie oznaczało, że są tak słabi, iż żaden plan B czy C nie będzie wchodził w grę. Bo Plany przed Pana przedstawione są trudniejsze do wykonania niż ten , który jest realizowany.

      Rosjanie zwyczajnie będą testować reakcje. Nie będą robić żadnej inwazji na Finlandię czy Bałtów, bowiem tak jawna agresja przestraszy Berlin. Niemcy akceptują strategiczne partnerstwo o ile jest ono pokojowe. Berlin nie ma żołnierzy i czołgów. Jeśli Putin zacznie za bardzo harcować, to władze z Berlina zamiast z Rosją, połączą się z Francją. I stworzą armię przeciw Rosji. W strachu przed nią.

      Dlatego w mojej ocenie planiści z Kremla, co by złego o nich nie pisać, nie myślą o żadnym zajmowaniu Finlandii, Skandynawii, Turcji czy Bałkanów. Rosjanie mogą okazać się za słabi nawet na Ukrainę wspartą przez NATO.

      Możliwe są taktyczne, KRÓTKOTRWAŁE scenariusze (bo Moskwy nie stać na długi konflikt). Incydent-akcja hybrydowa u Bałtów. Incydent względem Finlandii. Zajęcie (pokojowo-hybrydowe – czyli ew. obalenie wladzy) Białorusi. I próba przejęcia Ukraina. Tylko tyle Niemcy będą w stanie “przełknąć” (bo akceptują rosyjskie wpływy do Bugu). Żadnego zajmowania Bałtów, Finlandii a już na pewno Turcji nie będzie. I nie jest w mojej ocenie planowane. Rosja to nie ZSRR. Brak środków, kapitału, populacji, technologii, a do tego nie stać ich na zrażenie do siebie jedynego potencjalnego sojusznika – Niemiec.

      ————————————————
      W zakresie książki. Analizy będą jedynie jej częścią. Z pewnością napiszę w niej coś o Niemczech, Francji, UE, Indiach. Ale już mniej szczegółowo (nie chce robić 1000 stron o wszystkim, tylko konkretnie 300 maks 400 dot. jednej “myśli przewodniej”).

      Natomiast połowa treści ma być moimi autorskimi przemyśleniami, prognozami i ocenami opartymi o pewne dane i analizy.

      pozdrawiam serdecznie
      KW 🙂

      P.S. Dzięki za bibliografię 🙂

      1. Jedna uwaga – nie chodzi o zajmowanie terenu – chodzi o ustanawianie kontroli – albo DOSTATECZNE osłabienie uderzeniem siłowym aktywów przeciwnika. Wojna – zwłaszcza pełnoskalowa – to wielkie koszty i wielkie związanie sobie rąk. Co innego dokładnie wyskalowane i “wycelowane” błyskawiczne działania połączone – rodzaj szybkiego i dostatecznie silnego sabotażu-napadu – zsynchronizowanego w wielu domenach naraz. Zajmowanie Turcji w grę nie wchodzi – ale zajęcie kawałka terytorium zapewniającego kontrolę nad cieśninami w Dardanelach, a potem przystawienie atomowego noża do gardła Ankary i wymuszenie akceptacji faktów dokonanych [przysłanianych zwłaszcza wobec świata mylącą “maskirowką” i zasłonami dymnymi i dezinformacją] – o, to co innego. Zwłaszcza ryzyko takiego działania narośnie gwałtownie, ZANIM Erdogan dojdzie do posiadania własnych atomówek…bo to mam za “punkt krytyczny” w stosunkach Rosja-Turcja.. To tylko kwestia determinacji Kremla – a ta determinacja słabnącej Rosji będzie tylko narastała [wraz z jednoczesnym podbijaniem stawki i stawianiem spraw “albo-albo” na ostrzu noża] – w im gorszej sytuacji będzie Rosja…. Rosja wciska się, gdzie może, a kontynuuje i eskaluje, tam, gdzie “szczęśliwy” bieg i splot zdarzeń daje szanse na sukces ich planom – pełna zgoda – takie było moje przesłanie odnośnie planów Rosji. Na pewno jednak plany ogólne “B” i “C” są jako plany ewentualnościowe – choć zapewne bez szczegółowego rozpracowania – a tylko z załącznikiem “dysponowanych w regionie” aktualnie zasobów [np. agenturalnych – ale i twardych sił dysponowanych do użycia] – no i z załącznikiem ocen pracy agentury wpływu na dany region…czyli jaka część społeczeństwa zachowa bierność, jak stawi opór, a jak…wesprze działania Rosjan – np. pod flagą “oswobadzania” od lokalnych bolączek… A i Północ i Bałkany to tradycyjne tereny infiltracji Kremla….————– Tak swoją drogą: akurat “Nowaja Gazieta” skompromitowała standardowe gadki Kremla o rzekomym fejku i o “rusofobii” odnośnie “rosyjskich turystów ze specnazu” w Norwegii. Nie dość , że byli w mundurach i przy broni na zdemilitaryzowanym Spitsbergenie – to sobie fotki na Instagramie zamieścili…[ https://www.defence24.pl/rosyjscy-specjalsi-chwalili-sie-zdjeciami-z-norwegii ] Cytat końcowy z artykułu: Na Spitsbergenie specnazowcy “bywali najwyraźniej nie raz; z bronią w ręku i tego nie ukrywają” – ocenia “Nowaja Gazieta”. Cóż… w ramach walk specsłużb Rosji o prymat mieliśmy przecież nie aż tak dawno kuriozalną sytuację rodem z opowiastek Mrożka i rysunków Mleczki, gdy dwaj “turyści” z Rosji podali jako telefon kontaktowy [bodajże na odprawie przyjezdnych na lotnisku w Anglii]…telefony do Centrali pewnej rosyjskiej specsłużby [zapewne TEJ konkurencyjnej…]. Tak wracając do operacji specsłużb, piątej kolumny, sabotażu itd – już w 1942 Niemcy planowali w ten niekonwencjonalny i błyskawiczny sposób opanować siedzibę szwedzkiego rządu, parlamentu, króla i centrali sztabu dowodzenia armii – by dokonać w drugim etapie zajęcia sparaliżowanego i zastraszonego i zdezorientowanego kraju – dzięki polskiemu wywiadowi Szwedzi zostali ostrzeżeni i na czas skontrowali ostro gros tych rezydentów…a przypomnieć warto też 17 września 1939 – doskonale przygotowaną i błyskawicznie przeprowadzoną operację, w dużym stopniu opartą o niekonwencjonalne działania dla sparaliżowania rozpoznania samej istoty sytuacji “co się właściwie dzieje” i dla zdławienia u podstaw kontrakcji polskiego dowództwa i polskiej armii…proszę przeczytać “Czarne krzyże nad Polską” Skalskiego – opisuje w ostatnim rozdziale jak lotnicy [już spieszeni – bez samolotów] spotkali się z rosyjskimi czołgami, których załogi im wmawiały, że “idą na Giermańca”…

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *