TRÓJKĄT WEIMARSKI i UE – NOWE ROZDANIE DLA POLSKI? [ANALIZA]

Premier Donald Tusk – po wizytach w Brukseli i Kijowie – udał się 12 lutego do Paryża, gdzie rozmawiał z prezydentem Francji Emanuelem Macronem o zacieśnieniu relacji polsko-francuskich. Na wspólnej konferencji padło nawiązanie do Traktatu o przyjaźni i solidarności podpisanego przez oba kraje jeszcze w 1991 roku. Liderzy zapowiedzieli zacieśnienie współpracy w kwestiach obronności i energetyki. Co może zwiastować przyszłe rozmowy o budowie drugiej elektrowni atomowej w Polsce z Francuzami.

W tym samym czasie Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski spotkał się odpowiednikami z Francji i Niemiec w ramach formatu Trójkąta Weimarskiego. Również utworzonego jeszcze w 1991 roku.

Następnego dnia polski premier udał się do Berlina, gdzie spotkał się z kanclerzem Olafem Scholzem w celu dyskutowania odbudowy relacji polsko-niemieckich oraz kwestii bezpieczeństwa, a także wsparcia dla walczącej Ukrainy.

Nie ulega wątpliwości, że nowy polski rząd dokonuje – spodziewanego – nowego otwarcia politycznego z zachodnimi partnerami. Sceptycy pomysłu wskazują, że dotychczas Warszawa nie była silnym partnerem dla Berlina i Paryża, a format współpracy w Trójkącie Weimarskim nie przekładał się na sukcesy w realizowaniu polskich interesów narodowych. Jest to ważki argument, za którym świadczy fakt, że dobre relacje na linii Warszawa-Berlin nie pomogły w odwiedzeniu Niemców od budowy krytykowanego przez polską stronę gazociągu Nord Stream. Gazociąg ten omijał Polskę i dawał Rosji możliwość stosowania szantażu energetycznego wobec Polski bez ryzyka wstrzymywania dostaw gazu do Niemiec.

Format Trójkąta Weimarskiego nie pomógł również w zmaterializowaniu się polskiej wizji w postaci unii energetycznej, proponowanej w 2014 roku przez MSZ Radosława Sikorskiego.  Miało to doprowadzić do wspólnych unijnych zakupów surowców energetycznych z Rosji. W takim wariancie, Unia mogłaby negocjować tańsze ceny dla wszystkich członków. Jednocześnie stroną kontraktu z Rosją miała być cała UE co wzmacniałoby bezpieczeństwo w zakresie ciągłości dostaw gazu i ropy. Niemcy nie były zainteresowane taką opcją z uwagi na to, że bardziej opłacała im się sytuacja, w której ich gospodarka otrzymywała znacznie tańszy gaz niż inne unijne gospodarki, dzięki czemu Niemcy byli bardziej konkurencyjni na unijnym i światowym rynku.

Można więc postawić uproszczoną tezę, że Trójkąt Weimarski był formatem, w którym Warszawa była często jedynie informowana o strategicznych kierunkach obranych  przez większych partnerów. Tego rodzaju specyfikacja pasuje zwłaszcza do okresu między 2009 a 2014 rokiem, na który przypadał moment tzw. resetu relacji z Rosją.

Czy powyższe oznacza, że format polityczny na linii Paryż-Berlin-Warszawa nie tylko się nie sprawdził, ale ponadto został definitywnie wyczerpany? Czy dotychczasowe doświadczenia powinny prowadzić do wniosku, że Trójkąt Weimarski jest Polsce niepotrzebny i nie należy do niego wracać? Odpowiedź brzmi: to zależy. Jeśli Polska miałaby wrócić do współpracy z Francją i Niemcami dokładnie w tej samej roli, jaką pełniła do 2014 roku, to rzeczywiście nie miałoby to większego sensu. Gdyby jednak polski rząd doprowadził do repozycjonowania Warszawy w układzie z Paryżem i Berlinem, wówczas omawiany format mógłby przełożyć się na korzyści dla Polski tak w przedmiotowym trójkącie, jak i w całej Unii Europejskiej. Czy tego rodzaju repozycjonowanie jest możliwe? Trudno na to pytanie odpowiedzieć całkowicie jednoznacznie, jednak nie ulega wątpliwości, że Polska znajduje się w dotychczas najbardziej dogodnym momencie by podjąć próbę zajęcia lepszej pozycji w unijnej układance.

Z Niemcami? Teraz albo nigdy

Znajdujemy się w unikalnym momencie, w którym Niemcy są niezwykle słabe politycznie, a także cierpią gospodarczo. Ponadto ich uzależnienie energetycznie od Rosji, zamieniło się w zależność od USA. Cała niemiecka strategia geopolityczna realizowana przez ostatnie dwie dekady legła w gruzach, o czym pisałem w tekście pt.:  „Bankructwo niemieckiej strategii geopolitycznej”. Amerykanie są obecni w Europie, Rosjanie znajdują się poza, Polska stała się istotnym elementem w Zachodniej układance bezpieczeństwa, a Niemieckie przywództwo w UE zostało zdewastowane wizerunkowo. Tak z uwagi na wcześniejszą prorosyjską politykę Angeli Merkel jak również przez fatalny wydźwięk niefortunnych działań i zaniechań Olafa Scholza w kwestii pomocy Ukrainie.

Niemieckie elity znajdują się obecnie w sytuacji, w której po raz pierwszy od lat nie mają przed sobą mapy z jasno wyznaczonym kierunkiem. Być może jest to ten jeden moment słabości, w którym decydenci z Berlina dopuszczają myśl o nawiązaniu bardziej partnerskich – niż dotychczas – stosunków z bądź co bądź słabszą Polską. Jeśli kiedykolwiek pomiędzy Berlinem a Warszawą miałyby się zawiązać relacje, w których Polska byłaby traktowana jako partner do rozmowy (i byłyby realizowane polskie pomysły), to być może jest to właśnie ten moment. Lepszego z pewnością nigdy nie było, a nie wiadomo, czy się takowy jeszcze powtórzy.

Z kolei Francja szuka nowej równowagi w Unii Europejskiej po brexicie. Przechodzi kryzys wewnętrzny objawiający się licznymi protestami, a jednocześnie poniosła wizerunkową i polityczną porażkę w Afryce. Francuzi wciąż jednak posiadają spore ambicje, które wyrażane są często poprzez demonstrację asertywności Paryża wobec Waszyngtonu. Problemem Emmanuela Macrona jest to, że nie znalazł dotychczas w Europie partnera do antyamerykańskiej wolty. Niemcy okazały się zbyt zależne od USA, Polska i kraje tzw. wschodniej flanki NATO postawiły na Stany Zjednoczone, Hiszpania pochłonięta jest wewnętrznymi problemami, a relacje na linii Paryż – Rzym nie należą do najlepszych.

Należy także pamiętać o tym, że zarówno we Francji jak i w Niemczech elity polityczne zaczynają coraz mocniej odczuwać nacjonalistyczny oddech na plecach. We Francji coraz większe poparcie zyskuje Marine Le Pen i jej Front Narodowy, a niemiecka Alternatywa dla Niemiec rozgościła się na scenie politycznej już na stałe. Co sprawia, że francuskie i niemieckie elity jak tlenu potrzebują sukcesów, powiewu świeżości, a także pozytywnej wizji na przyszłość, w którą uwierzyliby Francuzi i Niemcy.

Wydaje się więc, że duet francusko-niemiecki wsparty państwami Beneluksu może być za słaby do przeprowadzenia kolejnych przemian i reform w Unii Europejskiej. Przydałby się partner, który wziąłby na swoje barki część ciężaru i odpowiedzialności za skierowanie UE na nowe tory. Taki, którego społeczeństwo odniosło sukces, wciąż jest optymistycznie nastawione w swojej większości do Unii Europejskiej i miałoby szansę pociągnąć za sobą resztę wspólnoty. Tego rodzaju charakterystykę spełniają Polska i Polacy.

Polska, która wyrosła w czasie konfliktu na Ukrainie na lidera wschodniej flanki NATO i UE. Zdecydowała się na ambitny rozwój armii, a także zasygnalizowała chęć brania na siebie części odpowiedzialności za bezpieczeństwo regionu. Która z uwagi na swój potencjał, a także położenie geograficzne stała się filarem organizacyjnym pomocy płynącej dla Ukrainy. Wreszcie, która stała się strategicznie ważnym parterem dla Stanów Zjednoczonych. Polska, której głos jest obecnie słyszany i słuchany w całym sojuszu NATO.

Należy oczywiście pamiętać, że wciąż posiadamy państwo średnie, o mniejszej populacji od zachodnich partnerów, ze znacznie mniejszą gospodarką zależną w dużej mierze właśnie od powiązań z gospodarką niemiecką. Jednak nigdy dotąd Polska nie była tak silna w relacji do Niemiec (na wielu płaszczyznach) i nigdy dotąd nie posiadała tak dużych atutów, które może wykorzystać w negocjacjach z Berlinem.

Żeby uzasadnić taką tezę warto porównać sytuację Polski w „starym” Trójkącie Weimarskim w okresie do 2014 roku i porównać ją z współczesnymi uwarunkowaniami anno domini 2024.

 

„Stary” Trójką Weimarski

Wcześniejsza polityczna słabość Polski tak w Unii Europejskiej jak i w formacie Trójkąta Weimarskiego wynikała z wielu obiektywnych przesłanek. Słabość ta zachęcała władze z Berlina do próby zdominowania Warszawy oraz stworzenia podległej sobie politycznie i gospodarczo tzw. Mitteleuropy. Narzucanie Polsce własnej wizji, a także ignorowanie polskich protestów czy propozycji zawsze przychodziło Europie Zachodniej relatywnie łatwo. Wynikało to z kilku istotnych uwarunkowań.

 

Stany Zjednoczone jedną nogą poza Europą

Z geopolitycznego punktu widzenia wskazać należy, że Polska w latach 2009-2014 nie posiadała alternatywy dla partnerów z Paryża czy Berlina. Taką alternatywą mogły być jedynie Stany Zjednoczone. Tymczasem administracja Baracka Obamy w 2009 roku dokonała resetu relacji z Rosją. Zabezpieczając w ten sposób Stary Kontynent, Amerykanie przestali się tak mocno angażować w Europie. Cedując niejako odpowiedzialność za bezpieczeństwo i kierunek rozwoju Europy na Niemcy i ich koncepcję strategicznego partnerstwa z Rosją.

Stało się tak z uwagi na potężne problemy Stanów Zjednoczony w owym okresie. Wspomnieć należy, że w roku 2008 wybuchł kryzys finansowy, który powalił na kolana wielkie amerykańskie instytucje finansowe i rynek nieruchomości. W tym samym czasie talibowie przeprowadzili ofensywę w Afganistanie, do którego Amerykanie musieli wysłać dziesiątki tysięcy dodatkowych żołnierzy ze sprzętem. Siły przerzucano w dużej części z… Iraku. Ten wciąż znajdował się pod amerykańską okupacją. Tylko w Iraku i Afganistanie w okresie 2009-2010 Amerykanie dysponowali siłami ok. 200 tysięcy żołnierzy. Były to ogromne przedsięwzięcia, które angażowały siły i środki, w tym finansowe. Trudną sytuację USA, która wymusiła na Amerykanach reset z Rosją opisywałem dokładnie w tekście pt.: „Reset Obamy uratował świat?”.

Ponadto niedługo po ogłoszeniu resetu relacji z Rosją, ówczesna sekretarz stanu Hilary Clinton w 2011 roku zapowiedziała amerykański piwot na Pacyfik. Co miało związek z dostrzeżeniem przez Waszyngton rosnącej konkurencji w Chinach.

Z tych wszystkich względów Stany Zjednoczone zaakceptowały koncepcję EuRosji od Władywostoku po Lizbonę. Jednocześnie USA zlikwidowało II Flote US Navy oraz zrezygnowało z tarczy antyrakietowej w Europie. Pomimo utrzymania amerykańskich baz militarnych na Starym Kontynencie można postawić tezę, że pod względem politycznym i mentalnym, Amerykanie znaleźli się poza Europą.

 

Rosja jedną nogą w Unii Europejskiej

Tak więc w latach 2009-2014 dominującym formatem politycznym w Europie była oś Paryż-Berlin-Moskwa dążąca do stworzenia EuRosji. Koncepcji konkurencyjnej do Chin, ale jak się również okazało w stosunku do USA. Ponieważ po 2009 roku to Rosja stała się strategicznym parterem Niemiec i Francji, Trójkąt Weimarski zawiązany z Polską stał się podrzędny i mało istotny.

Niemcy i Francuzi ustalali najważniejsze kwestie wspólnie z Rosjanami. Często podejmując istotne decyzje ponad głowami Polaków i wbrew ich interesom (jak wspomniana decyzja o budowie Nord Streamu). Warszawa była pomijalnym czynnikiem polityczny, który nie był w stanie w pojedynkę blokować inicjatyw swoich potężniejszych sąsiadów. W wielu kwestiach Polska mogła co najwyżej zgłaszać sprzeciw formalny i się przyglądać.

I rzeczywiście przyglądaliśmy się, jak dominująca na środkowoeuropejskim rynku energetycznym Rosja zwiększa niemiecką zależność od swojego gazu. Co pogarszało tylko sytuację Warszawy, ponieważ Berlin stawał się coraz bardziej podatny na wpływy i sugestie Moskwy. Rosja stała się najważniejszym dostawcą gazu do Unii Europejskiej, przejmując blisko ok. 40% rynku. Podobnie było w przypadku ropy naftowej. Co w Moskwie traktowano jako narzędzie polityczne.

 

Samotna i słaba Polska w ignorującym ją regionie

Wszystko to odbywało się w warunkach pokoju. Poczucie bezpieczeństwa rozlewało się na wszystkich w Unii Europejskiej. Z tego względu państwa Europy Środkowej postrzegały kwestie gospodarcze jako priorytet. Priorytetem więc była współpraca z największą gospodarką w Unii jaką były Niemcy. Priorytetem też było uzyskiwanie jak największych dotacji z unijnej kasy, do której w największym stopniu dokładały się… Niemcy.

Zależność gospodarcza od Niemiec oraz unijnych środków sprawiała, że wszyscy polscy sąsiedzi orientowali się politycznie na współpracę z Berlinem. Przy jednoczesnym ignorowaniu Warszawy. Polska była politycznie samotna w regionie. Czego jednym z objawów były fatalne relacje z Litwą, złe z Ukrainą i zdystansowane z Czechami. Władze z Wilna nie tylko dyskryminowały mniejszość polską na Litwie, ale i rozebrały tory do zakupionej przez Polskę rafinerii w Możejkach. Polska była wówczas tak słaba, że nie potrafiła wpłynąć w tym zakresie na znacznie mniejszą Litwę.

Ukraina odbijała się jednocześnie od ściany do ściany. W Kijowie raz zasiadały władze pro-rosyjskie, innym razem pro-zachodnie, które zapatrzone były na Berlin. Ten bowiem miał stać się przepustką do Unii Europejskiej. Przyjeżdżając na Ukrainę, polski prezydent mógł jedynie liczyć na obrzucenie jajkiem. Ukraińskie społeczeństwo i klasa polityczna były negatywnie nastawione do Polski i Polaków.

Należy również pamiętać o tym, że kilkanaście lat temu Polska była jeszcze państwem rozwijającym się, które niedawno weszło do Unii. Krajem zależnym od dotacji i goniącym rozwinięty Zachód. Zależnym w rozwoju od dobrej woli Zachodu, a więc występującym często w roli petenta i beneficjenta systemu. W efekcie mniejsze kraje regionu nie tylko nie traktowały Polski jako lidera, ale wręcz uznawały ją za największą konkurencję w zakresie pozyskiwania środków unijnych. Można było to porównać do sytuacji, w której prosięta walczyły o dostęp do piersi maciory, a Polska była tym największym i najbardziej rozpychającym się wśród rodzeństwa. Co nie wzbudzało u nikogo sympatii.

Tak więc w „Starym” Trójkącie Weimarskim sytuacja w skrócie wygląda tak:

  1. Amerykanie jedną nogą poza Europą.
  2. Rosja w Europie.
  3. EuRosja jako strategiczna koncepcja nadrzędna nad Trójkątem Weimarskim.
  4. Rosja jako filar energetyczny gospodarki UE.
  5. Polska samotna, bez wsparcia w regionie.
  6. Polska słaba gospodarczo, uzależniona od dotacji, nowy członek UE.

 


-Autoreklama-

#To jest nasza wojna” – o polskich interesach w kontekście wojny na Ukrainie, zagrożeniach dla relacji z Kijowem w przyszłości oraz o Wielkiej Strategii Polski w kontekście budowy sił Zbrojnych RP.   “Trzecia Dekada. Świat dziś i za 10 lat” – dowiedz się jak funkcjonował świat i poszczególne państwa do 2020 roku, a także sprawdź prognozy na przyszłość, z których część (tj. II inwazja na Ukrainę) już się sprawdziła. W pakiecie taniej! 

Pakiet: #To jest nasza wojna + Trzecia Dekada


 

„Wstawanie z kolan”

W 2015 roku rządy w Polsce objęła opcja, która na potrzeby polityki wewnętrznej stosowała unijnosceptyczną i antyniemiecką narrację. W polityce zagranicznej Warszawa nastawiała się na zwarcie z Brukselą i Berlinem, choć często wojownicza narracja nie szła w parze z czynami (vide zgoda na uzależnienie wypłaty KPO od zasady praworządności). W latach 2015-2023 Polska starała się również uwydatnić swoją asertywną postawę wobec Unii i Niemiec. Udowodnić, że jest w stanie realizować własne interesy nawet pomimo presji zewnętrznej. Polska ukończyła w terminie najważniejszą inwestycję w III RP w postaci gazociągu Baltic Pipe. Ponadto mimo sprzeciwów płynących z Niemiec:

  • rozpoczęła projekt rozbudowy terminala kontenerowego w Świnoujściu,
  • dążyła do rewitalizacji Odry,
  • postawiła na atom w transformacji energetycznej.

Dodatkowo w czasie kryzysu migracyjnego na granicy z Białorusią polskie władze wytrzymały presję i postawiły na ostrą reakcję, używając wojska oraz budując ogrodzenie na granicy. Co okazało się być słuszną decyzją.

Nie ulega wątpliwości, że polityka prowadzona przez rząd Zjednoczonej Prawicy nie budziła entuzjazmu u naszych zachodnich sąsiadów. Nie spotykała się też ze zrozumieniem w Brukseli. Na płaszczyźnie Unii Europejskiej Polska nie posiadała trwałych sojuszników. W niektórych sprawach musiała współpracować z czarną owcą UE w postaci Węgier. W innych starała się – choć bezskutecznie – budować polityczne sojusze w regionie. Gospodarcza inicjatywa Trójmorza pozostała formatem nie wypełnionym wielką treścią. Zresztą Polska musiała zaakceptować, że do Trójmorza dołączyły – w roli obserwatora – również Niemcy. Fakty są takie, że mimo wielkich ambicji stworzenia regionalnej siły politycznej w UE tego rodzaju projekt ostatecznie się nie powiódł. Mimo, że sprzyjały po temu warunki zewnętrzne (wojna na Ukrainie i związane z nią poczucie zagrożenia).

Natomiast polityka prowadzona w latach 2015-2023 udowodniła partnerom z Zachodu, że Polska wcale nie musi być podległa i posłuszna woli Berlina czy Paryża. Może samodzielnie realizować strategicznie ważne dla siebie inwestycje, których powstanie zależało tylko od władz z Warszawy i ich determinacji. Oczywiście nie byłoby to możliwe bez prezydentury Donalda Trumpa oraz faktu, że po pierwszej inwazji na Ukrainę Stany Zjednoczone dostrzegły ważną rolę Polski w kontekście rywalizacji z Rosją.

Tak więc z jednej strony porażką zakończyły się próby poszukiwania sojuszników w Unii Europejskiej oraz stworzenia  regionalnego bloku politycznego, z drugiej, Polska udowodniła, że jest sprawcza w pewnych ramach i stać ją na asertywną postawę wobec UE.

Wreszcie, w sytuacji wybuchu wojny na Ukrainie, władze z Warszawy podjęły szereg strategicznie ważnych decyzji. Stanęły w awangardzie wszystkich początkowych inicjatyw pomocowych dla Ukrainy, przyczyniając się do łamania kolejnych tematów tabu (jak dostawa sprzętu ciężkiego/ofensywnego czy samolotów). Warszawa dowiozła temat szybkiego przekazania Ukrainie potrzebnego sprzętu wojskowego. W tym kilkaset sztuk czołgów, wozów bojowych, a nawet samolotów bojowych. W kontekście zagrożenia i reakcji na nie, Polska okazała się być najskuteczniejszym i najszybciej reagującym państwem w NATO.

Jednocześnie polskie władze udźwignęły temat zbudowania w Polsce zaplecza logistyczno-tranzytowego dla Ukrainy. Ponadto to polscy: prezydent, premier i ministrowie jako pierwsi wizytowali Kijów. Na wojnę Polska zareagowała w sposób niezwłoczny i przede wszystkim skuteczny. Co zbudowało jej pozycję w regionie i w całym NATO jako państwa sprawczego, na którym można polegać.

Wreszcie, Polska rozpoczęła zbrojenia na dużą, niespotykaną dotąd w Unii Europejskiej skalę. Co zostało dostrzeżone nie tylko w regionie, ale i na Zachodzie Europy, a co musiało zostać odczytane jako sygnał, że Polska zamierza zająć pozycję lidera w regionie w zakresie bezpieczeństwa. I jest w stanie współodpowiadać za bezpieczeństwo NATO i Unii Europejskiej na ich wschodnich granicach.

Tak więc w latach 2015-2023 Polsce udało się dokonać dwóch rzeczy. Po pierwsze, udowodnić Europie Zachodniej, że wcale nie musi prezentować uległej lub podległej postawy wobec zachodnich partnerów. I jest w stanie zdobyć się na mniejszą lub większą asertywność oraz realizować samodzielnie ważne dla niej inwestycje. Przy czym generować jednocześnie jeden z największych w Europie wzrostów gospodarczych.

Po drugie, w sytuacji wojennej Polska nie tylko nie okazała się być przestraszona, bierna i polegająca na cudzych decyzjach oraz gwarancjach bezpieczeństwa, ale i potrafiła zarządzić sytuacją kryzysową. Wziąć na siebie ciężar i odpowiedzialność, a w niektórych momentach stać się elementem napędowym dla sojuszu NATO. W okresie po Drugiej Inwazji na Ukrainę Polska wyrosła na kluczowe państwo na płaszczyźnie bezpieczeństwa.

TRÓJKĄT WEIMARSKI – NOWE ROZDANIE?

Problemem poprzedniego rządu był fakt, że Zjednoczona Prawica stała się zakładnikiem własnej antyniemieckiej narracji, a także prezentowania się w kontrze do Unii Europejskiej. W związku z tym poprzedni rząd nie był w stanie wykrzesać z siebie inicjatywy do próby załagodzenia sporów i nawiązania lepszych, ale partnerskich relacji. Z drugiej strony – dla uczciwości – należy podkreślić, że Zjednoczona Prawica nie cieszyła się sympatią i uznaniem na Zachodzie. Presja z zewnątrz nastawiona na osłabienie rządów PiS-u była wyraźna. Zachodnie elity nie były w stanie uznać polskiego rządu jako partnera do dyskusji. Innymi słowy, poprzedni rząd – z obiektywnych przyczyn – nie był w stanie w relacji z Unią i Niemcami wyzyskać dla Polski przewag, które sam wypracował. Co objawiło się m.in. w problemach z uzyskaniem środków z KPO.

Jednak to, co wydawało się niemożliwe dotychczas, może okazać się zupełnie realną perspektywą do realizacji. W 2024 roku nowy rząd powołany przez premiera Donalda Tuska zrobił pierwsze kroki w celu odbudowania relacji z Paryżem i Berlinem. Również w formacie Trójkąta Weimarskiego. W sytuacji, gdy w 2024 roku pozycja Polski jest zupełnie inna niż w roku 2013 a nawet w 2015. Nasz kraj posiada obecnie niezaprzeczalne i spore atuty, które polski rząd powinien wykorzystać w nowym rozdaniu.

Sytuacja Polski na arenie międzynarodowej zmieniła się w ciągu 10 lat (2014-2024) tak bardzo, że w polskich ambicjach nie powinno być nowe otwarcie w relacjach z Paryżem a Berlinem, a właśnie nowe rozdanie. Czyli sytuacja, w której Polska zajęłaby lepszą pozycję i przyjęła ważniejszą rolę w Unii Europejskiej, a także w Trójkącie Weimarskim.

USA w Europie jak nigdy po Zimnej Wojnie

Przede wszystkim Stany Zjednoczone ponownie zaangażowały się w sprawy Europy. Dzięki temu, że wycofały wojska z Afganistanu w 2021 roku, już rok później mogły rozmieścić w Europie Środkowej dodatkowe 20 tys. żołnierzy. Nigdy wcześniej USA nie były tak bardzo zaangażowane militarnie w Polsce i szerzej, na wschodniej flance NATO.

Waszyngton postawił ponadto na strategiczne partnerstwo z Warszawą w kontekście bezpieczeństwa Paktu Północnoatlantyckiego oraz wsparcia Ukrainy. Wreszcie, Amerykanie odbili z rosyjskich rąk spory udział w europejskim rynku energetycznym. Wolumen amerykańskiego eksportu LNG i ropy naftowej do Europy bije kolejne rekordy. Ponadto to US Navy w dużej mierze odpowiada za zabezpieczanie Morza Czerwonego czy Zatoki Perskiej, przez które to akweny płyną do Europy arabskie surowce energetyczne.

Wszystko to sprawiło, że Unia Europejska stała się znacznie bardziej zależna od USA niż dotychczas. Tak na płaszczyźnie bezpieczeństwa, jak i gospodarczo. Co jest efektem dokładnie odwrotnym od tego, jaki chcieli osiągnąć decydenci z Moskwy,  Pekinu, a także Berlina czy Paryża.

 

Rosja poza Europą

Władimir Putin dokonał czegoś, czego nigdy by się Polsce nie udało zrobić w pojedynkę. Niezainteresowanych Europą Amerykanów ściągnął na powrót na Stary Kontynent, który stał się priorytetowym kierunkiem w polityce zagranicznej USA. Jednocześnie doprowadził najpierw do ograniczenia, a później kompletnego zerwania strategicznego partnerstwa między Moskwą a Berlinem.

Ponadto rosyjski prezydent pchnął w 2014 roku rozwijającą się w błyskawicznym tempie Rosję w izolację i kryzys. Dość napisać, że rosyjskie PKB do dziś nie przebiło tego z 2013 roku. Tymczasem w latach 2009-2013 rosyjska gospodarka rozwijała się znacznie szybciej niż polska, nie wspominając już o tych z zachodu Europy.

O ile w 2014 roku Putin wbił w rosyjskie ciało jedynie kawałek ostrza, o tyle w 2022 roku dopchnął je do końca popełniając geopolityczne harakiri. Co istotne, ostrze miecza było na tyle długie, że przebiło i uśmierciło niemiecką strategię geopolityczną nastawioną na partnerstwo z Moskwą.

Rosja została całkowicie wyrzucona z jakichkolwiek formatów współpracy z Zachodem, a Unia – wraz z Niemcami i Francją – obłożyła Rosję sankcjami. Niemcy wybudowały pływające terminale LNG uniezależniając się od rosyjskiego gazu. Trzy z czterech nitek gazociągów Nord Stream zostały zniszczone. Format EuRosji upadł na dobre. Moskwa od lat nie może pozyskać kluczowych dla siebie zachodnich technologii. Władimir Putin stał się kompletnie niewiarygodny i trudno podejrzewać, że jeszcze kiedykolwiek będzie traktowany jako partner w jakichkolwiek długofalowych planach i strategiach.

Polska ważna jak nigdy dotąd

Władimir Putin zasłużył ponadto na medal z ziemniaka za zasługi na rzecz wzmocnienia pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Bez jego działań, Warszawa zapewne nigdy nie osiągnęłaby samodzielnie statusu, który posiada obecnie. Potrzeba ochrony wschodniej flanki NATO zadecydowała o tym, że to Polska stała się kluczowym członkiem w Pakcie Północnoatlantyckim i jednym z najważniejszych parterów USA. Warto także podkreślić, że wschodnia flanka NATO jest jednocześnie wschodnią flanką Unii Europejskiej, a więc Polska stała się jednocześnie najważniejszym państwem w zakresie obrony unijnych granic.

Ponadto z uwagi na strach przed rosyjskim zagrożeniem, państwa regionu zaczęły spoglądać na najsilniejsze państwo na wschodniej flance, od którego zależy również ich własne bezpieczeństwo. Z tego powodu w sposób naturalny Polska wyrosła na lidera regionu. Litwini błyskawicznie po 2014 roku załagodzili wszelkie spory z Warszawą, odbudowali tory do Możejek i rozpoczęli szeroką współpracę na płaszczyźnie bezpieczeństwa.

Dotychczas niechętni Polsce i Polakom Ukraińcy zaczęli wypatrywać w Warszawie pomocy i ratunku. I takowe otrzymali. W efekcie, relacje między społeczeństwami Polski i Ukrainy są tak dobre, jak chyba nigdy wcześniej w historii, a Kijów stał się na płaszczyźnie bezpieczeństwa zależny w dużym stopniu od Warszawy.

Oczywiście wszystkie powyższe atuty zawdzięczamy nie tylko okolicznościom wywołanym przez Putina, ale także przede wszystkim sobie. Bowiem to polskie władze i społeczeństwo podjęły działania prowadzące do wskazanych efektów. Wsparliśmy Ukrainę, dowieźliśmy projekty energetyczne tj. terminal LNG w Świnoujściu oraz gazociąg Baltic Pipe, które umożliwiły przetrwanie w sytuacji odcięcia gazu z Rosji.  Niewykluczone również, że niebawem Rafineria w Gdańsku rozpocznie pracę na rzecz reeksportowania ropy naftowej do Niemiec, a konkretnie do rafinerii Schwedt w Brandenburgii.

Wreszcie, Polska zainwestowała w Siły Zbrojne RP. To wszystko zostało zauważone nie tylko w regionie, ale i w całej zachodniej hemisferze. Ponadto polska gospodarka dokonała w ostatnich kilkunastu latach olbrzymiego skoku i jest 5 największą gospodarką w UE (uwzględniając parytet siły nabywczej pieniądza). Kraj znad Wisły dołączył do państw rozwiniętych, a perspektywy gospodarcze z nim związane są optymistyczne. Co stoi w kontrze z sytuacją Hiszpanii i Włoch, które trawione są przez poważne problemy gospodarcze oraz potężne zadłużenia. O ile większe Włochy i Hiszpania stają się obciążeniem dla Niemiec, o tyle Polska może być partnerem, którego nie trzeba podtrzymywać przy życiu.

Jeśli spojrzeć na Unię Europejską nieco szerzej to okazuje się, że po Brexicie, izolacji Rosji, a także przy problemach wewnętrznych Włoch i Hiszpanii, jedynym sensownym partnerem dla Francji i Niemiec może być właśnie Polska. Kraj na tyle spory i posiadający obecnie przełożenie na sąsiadów, by móc wziąć na swoje barki część ciężaru i odpowiedzialności za Unię Europejską.

Atuty negocjacyjne

Poza obiektywnymi czynnikami, które pozycjonują Polskę znacznie wyżej w hierarchii na arenie międzynarodowej istnieją jeszcze dwie istotne kwestie, które można poruszać na poziomie negocjacji gabinetowych.

Po pierwsze, Polska wcale nie musi się godzić na warunki narzucane przez Paryż czy Berlin. Dotyczy to przynajmniej kilku płaszczyzn. Przede wszystkim bezpieczeństwa, ale i choćby transferu technologicznego czy transformacji energetycznej. Władze z Warszawy podpisywały w ostatnich latach duże kontrakty zbrojeniowe zarówno ze Stanami Zjednoczonymi jak również z Koreą Południową (te ostatnie mogą przynieść do kraju technologie). Jednocześnie nie wykluczano w pewnych obszarach współpracy z Chinami (przemysł motoryzacyjny). Polska zaczęła program budowy elektrowni atomowej z amerykańskim Westinghouse.

Waszyngton jest zainteresowany współpracą z Warszawą na wielu płaszczyznach od politycznej, przez militarną po biznesową (vide inwestycje Amazona, GP Morgan, a także chęć inwestycji w Polsce przez Intela). Polska jest postrzegana przez państwa z Azji jako potencjalne drzwi do rynku Unii Europejskiej. Umieszczenie nad Wisłą produkcji koreańskich czołgów czy haubic, czy chińskich samochodów elektrycznych może posłużyć do ekspansji w Europie.

Tak więc Polska już teraz udowodniła, że w wielu kwestiach może się obejść bez pomocy Francji czy Niemiec. Jest w stanie samodzielnie znaleźć sobie partnerów poza Unią Europejską. Tak więc w wielu przypadkach w trakcie rozmów negocjacyjnych z zachodem Europy Warszawa może posługiwać się argumentem posiadania alternatywy.

Jednocześnie w sferze stricte politycznej, nowy polski rząd posiada argument, który pozwala zbijać niemal każdą niemiecką czy unijną kartę. Z uwagi na postawę poprzedniego rządu, a także niechęć do PiS-u prezentowaną przez zachodnie elity, za każdym razem gdy Warszawa usiądzie do stołu negocjacyjnego z Paryżem, Berlinem czy Brukselą, argumentem ostatecznym może być taki:

Nie możemy odejść od stołu z pustymi rękami, bowiem to wpisze nas w narrację stosowaną przez PiS, przez co ten ostatni może wygrać kolejne wybory. A tego byście na Zachodzie chcieli bardzo uniknąć prawda?”.

Innymi słowy, polski rząd ma w tym momencie możliwość rozgrywania partnerów poprzez stosowanie metody dobrego i złego policjanta. Tak więc na tej płaszczyźnie – paradoksalnie – oba ugrupowania polityczne w Polsce wypracowały wspólnie narzędzie do bardziej efektywnego prowadzenia polityki międzynarodowej. Perspektywa ewentualnego powrotu do władzy w Polsce sił unijnosceptycznych jest świetnym straszakiem dzięki któremu obecny rząd będzie mógł uzyskiwać lepsze warunki dla Polski.

To pokazuje, że nawet fatalną sytuację wewnętrzną w kraju – w warunkach bezpardonowej wojny politycznej – można przekuć w atuty w rozmowach z partnerami zewnętrznymi.

 

POLSKA POTRZEBUJE AMBITNEJ POLITYKI

To czy Polska wykorzysta nową sytuację, dostrzeże swoje atuty i zdoła wykorzystać je w relacjach z Niemcami i Francją pozostaje kwestią otwartą. Żeby jednak była na to szansa, należy najpierw dostrzec narzędzia i argumenty, którymi dysponuje nasz kraj. Niewątpliwie istnieją podstawy do repozycjonowania Polski w Unii Europejskiej oraz w samym formacie Trójkąta Weimarskiego.  Co powinno ułatwić uzyskiwanie lepszych warunków choćby w kwestii negocjacji reform Unii Europejskiej. Na obecnej władzy ciąży więc obowiązek wyzyskania powyższych atutów z korzyścią dla interesów narodowych.  I tego powinniśmy wszyscy oczekiwać. Niezależnie od poglądów politycznych, bowiem jeśli obecna władza zawiedzie, to odbije się to na nas wszystkich. Jeśli z kolei odniesie sukces, wszyscy będziemy jego beneficjentami.

W latach 90’  XX wieku Polacy byli biedni i głodni. Dlatego posiadali ambicje, żeby się najeść. W latach 20’ XXI wieku Polacy są już syci. I posiadają po prostu ambicje. Tak się równocześnie składa, że Polska uzyskała atuty geopolityczne, którymi wcześniej nie dysponowała. Jednocześnie dołączyła do państw rozwiniętych i szybko skraca dystans rozwojowy dzielący ją od zachodu.

Poprzednia władza wykorzystała nowe geopolityczne warunki wynikające z konfliktu na Ukrainie, a jednocześnie przez 8 lat udowadniała, że Polska w jakimś zakresie – choć oczywiście nie całkowicie – może działać samodzielnie, szukać partnerów spoza Unii, a także dowozić strategicznie ważne dla niej inwestycje. Dla Francji i Niemiec musiał być to prawdziwy szok poznawczy, bowiem do 2014 roku Paryż i Berlin nie musiały liczyć się z interesami Warszawy. Mogły ją ignorować, a mimo to Polska musiała podążać za wyznaczonym przez zachodnie stolice kierunkiem. Bo była słaba, uzależniona od funduszy unijnych, geopolitycznie samotna i mało znacząca w regionie.

Wojna na Ukrainie wprowadziła do równania element bezpieczeństwa, który dla większości na zachodzie stał się priorytetem. Polska odbiła się od tej nowej płaszczyzny i przebiła dotychczasowy szklany sufit. Nie może być w tym zakresie ignorowana i pomijana. To pozwala również na wykorzystanie innych potencjałów Polski w celu uzyskania pozycji w UE takiej, na jaką Polska i Polacy zasługują. Oczywiście, że Francja i Niemcy to inna liga potencjału państwowego. Jednak Polska wyrosła z dotychczasowej roli kopciuszka i nawet nie jest w stanie wrócić do poprzedniego uniformu. Celem polskich władz powinno być przekonanie Francji i Niemiec do tego, że Warszawa musi być traktowana jako – wprawdzie nieco słabszy – ale jednak partner. Partner, którego pomysły i inicjatywy, a także stanowisko są uwzględniane, dyskutowane, a także prowadzą do kompromisów uwzględniających jego interesy narodowe.

Tego rodzaju wizja bardziej ambitnej polityki międzynarodowej nie może być uznawana jako megalomania. Powinny być to nasze wspólne obywatelskie oczekiwania – ponad podziałami politycznymi – które wydają się łatwiejsze do zrealizowania niż kiedykolwiek wcześniej. Polska musi wykazać się ambicją w polityce międzynarodowej oraz w relacjach wewnątrz Unii Europejskiej. Nie ma zresztą od tego ucieczki, bowiem sytuacja od nas tego wymaga.

Należy również brać pod uwagę fakt, że tego rodzaju dobry moment na renegocjowanie pozycji Polski w Unii Europejskiej może się już nie powtórzyć. Niemcy znajdują się obecnie w sytuacji, w której próbują ratować swój rozwój gospodarczy. Zagrożony z uwagi na sytuację geopolityczną, ale i także konkurencję ze strony USA, a przede wszystkim Chin (rynek motoryzacyjny). Jeśli władzom z Berlina uda się przezwyciężyć problemy i dokonać ucieczki do przodu, wówczas silniejsze Niemcy znów będą spoglądać na wschód jak na Mitteleuropę, której trzeba narzucać warunki siłą. Z kolei, jeśli niemiecka gospodarka sobie nie poradzi, wówczas ucierpi także Polska. Nasz kraj jest bowiem uzależniony od współpracy gospodarczej i handlowej z zachodnim sąsiadem. Jednocześnie niemieckie władze przyparte do ekonomicznego muru będą bardziej bezwzględne wobec słabszych partnerów.

Warto więc podjąć próbę wykorzystania dobrego momentu, nawet ze świadomością, że ocieplenie relacji na linii Warszawa-Berlin, a także traktowanie Polski w sposób bardziej partnerski mogą mieć charakter tymczasowy. Wykorzystanie tegoż okna może bowiem przyśpieszyć rozwój Polski i ułatwić przygotowania do większej samodzielności strategicznej, a także kolejnych wyzwań. Tych z kolei w najbliższej dekadzie brakować nie będzie.

 

Krzysztof Wojczal

Geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog

 

Wartościowe? Pomóż rozwijać bloga
Twitter
Visit Us
Follow Me
RSS
YOUTUBE
YOUTUBE

22 komentarze

  1. Możemy lepiej zrozumieć dynamikę współpracy….. oj dawno się tak nie uśmiałem. No to prócz uszczypliwości tak serio herr Wojczal bardzo proszę wymienić nam korzyści dla Polski udziału i pogłębienia współpracy z Berlinem i Paryżem. Tylko proszę o konkrety, a nie o takie rytualne lanie wody jak w tej Pańskiej propagandowe i banalnej analizie.
    Wymienię korzyści dla Paryża:
    1/zakup przez Polskę francuskiej elektrowni atomowej zamiast koreańskiej KHNP, która to będzie co wiemy z dotychczasowych doświadczeń w Dubaju i Oj w Finlandii trzy razy droższa i dłużej budowana. Dubaj KHNP 4 lata, Finlandia EDF 16lat.
    2/ zakup przez Polskę ich atomowych OP Barracuda lub konwencjonalnych OP Scorpene zamiast amerykańskich atomowych Virginii i szwedzkich A26 i ich oceaniczne wersji C71 lub koreańskich KSS III. Jak już wiemy z zerwanego przez Australijczyków kontraktu stulecia na 12 okrętów, te francuskie konwencjonalne Barracudy miałyby finalnie po kilkuletnich opóźnieniach kontraktu kosztować 5MLD USD za sztukę tj 1,5 razy więcej niż atomowe Virginie. Koreański KSS III budowa w serii cztery lata koszt poniżej 1MLD USD.
    3/ dalsze opóźnienia w nakazie i tonażu recyklingu opakowań dla dużych sieci handlowych. Wystarczy porównać ile ton i jak mają przerabiać markety w Austrii, Szwecji lub Francji a ile u nas;
    4/ zakup dla naszego lotnictwa pięknych, drogich i niepotrzebnych samolotów multirole RAFALE transze 4 zamiast trzech eskadr amerykańskich F15EX koszt 94MLN USD za maszynę przy porównywalnej cenie obu maszyn. F15 wyższy pułap, większy udźwig, dwa silniki i większy zasięg.
    Kolejne korzyści dla naszych największych sojuszników czyli Niemiec:
    1/ likwidacja złotówki, przejęcie rezerw walutowych i złota przez EBC czyli wprowadzenie euro, zaoranie przewagi konkurencyjnej RP mającej póki co silną, niezależna walutę, która jest kotwicą rozwoju i ekspansji eksportowej,
    2/ likwidacja CPK, portu kontenerowego w Świnoujściu oraz rozbudowy portu zbożowego i węglowego w Elblągu jako konkurencji dla wpływów z ceł i przeładunków w niemieckich lotniskach cargo i portach,
    3/ likwidacja terminala gazu FSRU w Gdańsku jako konkurencji dla terminali niemieckich szczególnie jako dostaw gazu dla Czech, Słowacji, Węgier i Austrii.
    4/ likwidacja Turowa i przyspieszenie likwidacji Bełchatowa w celu zakupu niemieckiego i ukraińskiego prądu. Tu mamy też powód sabotażu budowy amerykańskich elektrowni atomowych w RP, wypisz wymaluj jak z sabotażem tj pięcioletnim opóźnieniem budowy bazy AEGIS w Redzikowie, Gazoportu oraz Baltic Pipe.
    5/ likwidacja lokalnej, polskiej produkcji rolnej jako konkurencji dla niemieckich, niderlandzkich i ruskich koncernów rolnych na UKR, tu cel polityczny doskonale pokrywa się z celem ekonomicznym. Niemcy rękami ruskich a niby ukraińskich oligarchów pod pretekstem obrony i pomocy UKR rozregulowali wspólną politykę rolną UE.
    6/ likwidacja polskiej klasy średniej czyli mikro i małych przedsiębiorców tzw MISiów oraz rolników, którzy już nie są ciemnymi chłopami lecz po prostu przedsiębiorcami rolnymi. Przy pomocy mechanizmów dotacji, ograniczania produkcji i wpychania w pułapki kredytowe i uzależnienie od rynków finansowych – banków, firm leasingowych, dostawców niby “certyfikowanego” ziarna”, nawozów, pasz itd. Mechanizm znany i przećwiczony już z GMO w USA i krajach Mercosur. A po rolnictwie czas przyjdzie na przemysł meblarski ( łże ochrona lasow), rybołówstwo, które praktycznie nie istnieje, przetwórstwo rolne ( w 99% sprzedane obcym za czasów rządów pierwszego Tuska czyli w latach 90), itd.
    7/ pomniejsze deale jak ustawa wiatrakowa, która pod pozorem walki z ociepleniem klimatu reanimuje niemieckich producentów przestarzałej technologii, która nie jest ani zielona, ani tania, ani nie produkuje tańszego prądu w warunkach rynkowych po zdjęciu sztucznych podatków ETS nałożonych na węgiel i gaz. Zamiast budować bloki wodorowe, rozwijać zimną fuzję, atomowe SMR, zagazowywanie węgla, technologię filtrów sadzy dla budownictwa rodzinnego, zamiast zaprząc AI do rozwoju technologii magazynowania energii, modernizowania i decentralizacji i autonomii sieci przesyłowych Niemcy wraz z okupacyjnym rządem w Warschau wytresują nas do zbioru szparagów w cieniu łopat wiatraków przy dźwiękach ich rytmicznych, wojskowych marszy.
    8/ pomniejsze deale jak likwidacja drogi wodnej na Odrze pod durnym i jakże nieprawdziwym pretekstem ochrony przyrody. Albo kozice albo narciarze, albo zdychamy zdrowi z zimna i głodu albo żyjemy dłużej chorując na astmę, cukrzycę i inne choroby cywilizacyjne. Walka o klimat jak komunistyczna walka o pokój, równie durna, fałszywa i zgubna dla Europejczyków.
    9/ zgoda Polski na przyjmowanie kolorowych migrantow, co przez półtora roku nie udało się Putinowi i Lukaszence zrobił Tusk z Scholzem w tydzień po 13 grudnia.
    10/ no i zgoda na reformę KE i likwidację veta w głosowaniach, czyli kompletne uzależnienie RP od Berlina. Zamiana UE na IV Rzeszę Niemiecką, zamiana konfederacji suwerennych państw na zunifikowaną federację zarządzaną przez grupę oligarchów. To będzie oznaczać koniec Ameryki w Europie, koniec Europy euroatlantyckiej a początek Europy euroazjatyckiej od Władywostoku po Lizbonę.

    Więc może drogi Panie Krzysztofie przestanie Pan nas tutaj traktować jak stado baranów i pensjonarek Julek, którym będzie Pan serwować propagandowe banały i napisze coś równie prawdziwego i analitycznego jak wiele poprzednich swoich tekstów. Jako analityk ma Pan obowiązek NIE zgadzać się na powszechne sądy i opinie. To jak przy planowaniu operacji wojskowej ma być ten jeden, który ma zadanie tylko wynajdywać dziury w całym bo na wojnie zawsze wszystko idzie nie tak. Taka zasada. Więc grzecznie proszę o konkrety jakie to korzyści mają mieć Polacy z odnowienia i pogłębienia tego trójkąta abyśmy wszyscy tutaj w polu i okopach zrozumieli dynamikę współpracy.

  2. Brawa na stojąco za komentarze dla Pana Legion XXX-ty Ulpia Victrix oraz Pana Michael graf von Turowiecki . Chapeau bas Panie i Panowie dla tych dwóch wyzej wymienionych dzentelmenów.Sam lepiej bym tego nie ujął , a z czym w pełni sie utozsamiam . Pozdrawiam serdecznie

  3. Panie Krzysztofie, to doczekamy się jakiś poważnych argumentów na korzyść pogłębienia współpracy z Niemcami i Francuzami? Polityka jest grą transakcyjną, nie charytatywną ani życzeniową, choć wielu polityków tak ja postrzega i realizuje. Po górnolotnych frazesach na końcu zawsze jest licznik korzyści i strat. I dlatego, co sam Pan wielokrotnie napisał US wygrywają, bo najczęściej stosują zasadę win-win. Najczęściej czyli nie zawsze, czego przykładem są ostatnie wybory w RP, kiedy ewidentnie poparli opozycję i Zelenskiego przeciwko PIS, uznając moim zdaniem błędnie, że silna Polska jako IV RP/ Międzymorze nie jest im teraz potrzebna.
    Więc osobiście i grzecznie proszę, aby napisać co uzasadniałoby ten zwrot w naszej polityce zagranicznej w kierunku Berlina. Sam próbuje coś znaleźć i prócz strat korzyści nie widzę. Niestety Niemcy pozostaną Niemcami. Więc co konkretnie na tym zyskalibyśmy jako naród w nadchodzącej przyszłości, w której jest bardziej niż pewne ponowne zwycięstwo POTUS Trumpa? Który jak już wiadomo kierował się zasadą lorda Ismay’a US in, Germany down and Russia out i chyba tej zasady zmieniać nie będzie.
    I dlatego tak jak NIE ma zbawienia poza Matką Kościołem, tak nie ma alternatywy dla Pax Americana i polskiego sojuszu z US. Wszelkie próby czy odstępstwa od tej geopolitycznej zasady to są SZKODLIWE HEREZJE jak Luter, Lenin i de Gaulle.

    1. Realnie NIE MA żadnego porozumienia Polski z Niemcami i Francją, z tego prostego powodu że nie wiadomo czego NIemcy i Francja chcą. Prosty przykład: Sz. P. Prezydent Macron zadeklarował że (a) Francja wspiera Ukrainę i wyśle jej broń (pod warunkiem że wschodnio- lub południowoeuropjskie ‘jelenie” za nią zapłacą, cha, cha…) (b) wysunął propozycję aby Rosja i Francja współdziałały w walce z terroryzmem. Co absolutnie nie przeszkadza mu w tym aby akceptować sytuację w której w Afryce nap***alają się najemnicy wyszkoleni we francuskiej Legii Cudzoziemskiej i ich rosyjskie odpowiedniki czyli tzw. wagnerowcy. Którzy chętnie – mimo tego że obecnienstrzelają do siebie – “ramię w ramię” będą zwalczać np. oddziały Blackwater made in USA 😉
      Jestem tzw. “prostym człowiekiem” który nie ma dostępu do licznych ściśle tajnych danych – więc nie wiem “co jest grane”. Ale obserwując wypowiedzi “czołowych polityków” (nie mam na myśli polskich, bo to ludzie bez własnych poglądów – robia to co im każą mocodawcy zza granicy) takich jak Macron czy Scholz – mam wrażenie że oni też tak samo nie wiedzą na czym stoją ani co mają robić w przyszłości. No to jak nie oni – to kto ma wiedzieć??? Przywódcy innych krajów UE??? czyli kto? No, śmiało, proste pytanie: kto dziś rządzi w Hiszpanii czy we Włoszech? Jaka partia? Kto jest premierem? Jakie są priorytety rządzących w tych krajach? Nie wiem, bo dawno nie było żadnych wiadomości z tamtych stron. Zamiast tego słyszymy 10 razy dziennie że “Ukraina nie może przegrać”…
      Ludzie! Skoro 20 lat temu zazyczyliśmy sobie aby dołączyć do UE, to myślmy co będzie dobre dla UE. Nie dla świata, nie dla USA, nie dla Ukrainy – tylko dla UE! Na listość Boską – trochę konsewkwencji… A dla UE wojna z Rosją NIE JEST dobra – bo zburzyła deal “tanie surowce za nowe technologie”
      No cóż… “nie ma co rozpaczać nad rozlanym mlekiem”. Rozlało się i zmarnowało. Tandem UE-Rosja mógł być obok USA i Chin trzecim ze światowych ośrodków władzy. Ale nie będzie, bo UE została zwasalizowana przez USA, a Rosja przez Chiny. I dlatego III wojna światowa będzie rozgrywać się w Azji/Oceanii/Ameryce* (*niepotrzebne skreślić). I BARDZO DOBRZE, bo to nie my i nie nasze rodziny na tym bezpośrednio ucierpią, poogladamy to sobie w TV, a naszą stratą będzie inflacja i niedostępność licznych produktów pochodzacych z Azji.
      A Ukraina? na razie jest w każdym wydaniu polskich wiadomości, ale może najwyższy czas zadać sobie pytanie: a ile ona obchodzi obywatela Brazylii,Argentyny, Indii, Australii czy Indonezji??? Pytanie pomocnicze: a co wiesz o w.w. krajach (które i terytorialnie i ludnościowo są większe od Polski i Ukrainy razem wziętych?)? Jeśli odpowiedź brzmi “nic” to i byt/niebyt Ukrainy jest równie nieistotny. A zatem nasze zaangażowanie w wojnę rosyjsko-ukraińską ma takie samo – czyli żadne – “ogólnoświatowe” znaczenie. A skoro tak – to naturalną konsekwencjją takiego toku rozumowania musi być kolejne pytanie: w jakim celu wydajemy pieniądze odebrane obywatelom Polski na wspomaganie Ukrainy – skoro jej byt/niebyt nie ma istotnego znaczenia?
      Wrócę do punktu od którego zacząłem – mam bardzo ograniczony dostęp do informacji. Tym niemniej stosując podstawowe zasady logicznego rozumowania do tych nielicznych danych które do mnie docierają dochodzę do przekonania że tzw. III RP “topi” absurdalne zasoby w imprezie zwanej “niezawisimaja ukraina” – zamiast zastanowić się czy ma to jakikolwiek sens. I znowu – prosty przykład: przecież sami Ukraińcy w ten projekt nie wierzą, bo gdyby wierzyli, to średni wiek ukraińskich żołnierzy nie wynosiłby > 40 lat i nie trzeba byłoby snuc rozważań na temat “jak wcielić do ukraińskiej armii ludzi którzy uciekli przed poborem z Ukrainy do państw UE”.

  4. Lublin, odpowiem bo Autor MILCZY I NAS IGNORUJE, zamiast napisać dlaczego Polska ma pogłębiać sojusz weimarski.
    Niezależna UKR jest Polską racją stanu TYLKO jako część federacyjnej IV RP z granicami na Wałdaju, rzece Don oraz Łabie i Soławie na zachodzie. Tylko jako część lub zaprzyjaźnione suwerenne państwo w ramach konfederacji 6 wolnych narodów Polski, UKR, Litwy, Łotwy, Białorusi i Estonii ze wspólnym prezydentem, polityką zagraniczną i wojskową oraz lokalnymi rządami i parlamentami krajowymi. TYLKO wtedy. Piszę i tłumaczę to od 30 lat. Żaden Giedroyć, żaden kordon sanitarny, żadne brednie o suwerennej UKR, która przyjęła antypolską, sowiecką historiografię tj kult Chmielnickiego i banderowców tj sojuszu z Hitlerem jako mity założycielskie tego państewka od 30 lat, które dziś funkcjonuje na ziemiach, które były polskie od 800 lat. Albo IV RP albo znowu ruski mir i szwabska agentura. Zeleński mimo osobistej odwagi okazał się wioskowym głupkiem z ławeczki przed sklepem, jak nasi konfederaci. Widzi drzewa, nie widzi lasu.
    Wojna na wschodzie to okazja, z której korzystamy bo niszczy zasoby banderówców i Rosji. Daj Boże niech trwa jak najdłużej, do ostatniego ukraińskiego banderowca wychowanego przez sowietów w nienawiści do Polski i miłości do Berlina.
    To kwestia dekady kiedy wrócimy nad Dniepr i nad Don. UKR wygra te wojnę wtedy, gdy zajmie terytoria rosyjskie, bo to uruchomi w Rosji lawinę zmian. Telewizor przegra z lodówką, ruskie dopiero zrozumieją przegraną, kiedy utracą ziemię, której posiadanie jest ich historyczną obsesją. Utrata ziemi oznacza upadek Imperium.
    Dziś US przegrywa, bo wierzy, że TYLKO sankcję załatwią sprawę, a bez pobrudzenia rąk wojny nie wygrają. To kwestia czasu, gdy POTUS Trump zablokuje pomoc UKR, co spowoduje taktyczne zwycięstwa ruskich na froncie, wymianę skorumpowanej i zużytej ekipy Zelenskiego oraz panikę w Berlinie, Rzymie, Paryżu, Sztokholmie i Warszawie. Ta potrzebna jest do pacyfikacji Europy i ich mrzonek o strategicznej autonomi. Nic tak nie pobudzi europejskiej wyobraźni jak ruskie czołgi w Kijowie albo na przedpolach Warszawy i kolejna kilkumilionowa fala uchodźców. To jak ruskie czołgi w Berlinie, które w dwie godziny miały zająć Berlin Zachodni.
    TYLKO wtedy amerykaŃska czyli natowska kawaleria ruszy odbijać lewobrzezną UKR i zatrzymają się na rzece Don, która jest strategiczną rubieżą Europy gwarantującą odcięcie Rosji od Morza Czarnego oraz wyprowadzenie dwutygodniowego uderzenia na Ural, Kaukaz, Morze Kaspijskie lub Tatarstan czyli przemysłowe zaplecze Moskwy. Dlatego od lat pisze, żę UKR odzyska Swobodę tj obwody kurski, białogrodzki, część woroneskiego oraz rostowskiego.
    Celem tej wojny NIE jest zwycięstwo UKR ani Francji czy odbudowa sojuszu UKR z Berlinem lecz upadek Rosji. Upadek rozumiany jako rozpad kraju tj nowa umowa federacyjna i odcięcie Rosji od Bałtyku i Morza Czarnego, demilitaryzacja obwodów pogranicznych, denuklearyzacja czyli głowice za zwrot zamrożonych ruskich aktywów a także derusyfikacja jako likwidacja elit FSB. Tylko tak US i Chiny wygrają tę wojnę. Chiny mają największą lądową armię świata przecież nie do wojny z US lecz odbicia Chin Pólnocnych ukradzionych przez Rosję w XIX wieku hańby. Chiny wracają nad Bajkał po Góry Stanowe i rzekę Uda, Mongolia odbiera Tuwę i Ałtaj, Kazachowie i Azerowie wreszcie śpią spokojnie i wspólnie z Turkami odbudowują panturkijski sułtanat z tureckim czyli natowskim Krymem. Krym będzie jako Wolne Miasto Gdańsk pod zarządem komisarycznym Turcji i ONZ.

    A my odzyskujemy Królewiec i wracamy nad Dniepr i Don. Tak to widzę i nie ma uja we wsi aby było inaczej. Drobne korekty, incydenty jak u nas teraz rząd okupacyjny NIE zmienią biegu historii i nie zatrzymają amerykańskiego lotniskowca, bo bez euroatlantyckiej EU Ameryka stanie się Kanadą – dużym, bogatym krajem bez żadnego polityczngo znaczenia. Dziś widać, że Amerykanie uznali, że nie są gotowi na przyspieszenie ciosu tj wprowadzenie NATO do gry jako sił pokojowych ONZ.
    pozdrawiam z Tworek biały miś

  5. Autor uparcie milczy, więc przesłuchałem te kilka ostatnich pro francuskich i pro niemieckich pańskich tekstów, przeczytałem ponownie i Panie Krzysztofie sam Pan sobie zaprzecza.

    Na co nam taki sojusznik Francja, która jak sam Pan powiedział dziś ograniczyła pomoc wojskową dla UKR do miniumum, mniejszego niż Polska, bo przekazanie większej ilości NARUSZYŁOBY ich zdolnosci bojowe. Pan nam każe wejść do tej samej rzeki co w 39 i dziwnej wojny. Francuski parasol atomowy jest tak samo złudny, jak izraelska broń atomowa przy październikowym ataku Hamasu. Czołgów i brygad mają dziś mniej niż RP, więc NIE ma żadnego logicznego argumentu, który nakazywałby nam zwrot na Paryż. Za co i po co mamy wysyłać do Afryki batalion czy brygadę jak Pan proponuje?
    1/ Francuzi mieli dwa lata żeby POWSTRZYMAĆ Niemców w głodzeniu Polski i blokadzie KPO, Funduszu spojności i fikcyjnej walki z praworzadnością. Nie zrobili tego.
    2/ Francuzi mogli odblokować dyrektywę transportową, którą sami wprowadzili wbrew Traktatowi Lizbońskiemu, aby ograniczyć ekspansję polskich transportowców. Nie zrobili tego.
    3/ Francuzi mogli dofinansować budowę fabryk amunicji, magazynów sprzętu jak US w Powidzu, bazy obsługi satelitów jak US w Redzikowie. Nie zrobili tego. W zamian mamy 0,43%.
    4/ Francuzi mogli wreszcie wymóc na KE przekazanie Polsce POWAZNEJ wielomiliardowej pomocy finansowej za przyjęcie i wchłonięcie UKR 2,5MLN uchodzców wojennych. Nie zrobili tego.
    5/ Mogli wreszcie poprzeć polskie embargo zbożowe, wbrew Niemcom i Niederlandom. Nie zrobili tego.
    Więc herr Wojczal niech Pan już przestanie wypisywać te paryskie panegiryki, bo się Pan kompromituje. Francja przez de Gaulle i jego żałosnych następców zamienia się w kalifat, gdzie tylko z przyzwyczajenia mówi się jeszcze po francusku. Sami zlikwidowali swoje imperium, odcięli od swojego dziedzictwa Franków, wypraw krzyżowych, Bonapartego i kolonii niszcząc tam pied noirs a afirmując Arabów i ich plemienny system wartości. Nie ma żadnych wartości łączących tęczową dupę Francuza z białym Polakiem z Zielonej Góry. Nie ma. Są tylko interesiki, które czasami są wspólne. A Pan proponuje abyśmy z Francuzami budowali jakieś siły ekspedycyjne, podczas gdy sam Pan pisze, że oni sami uciekają z Afryki Francuskiej, bo nie chcą jej na powrót kolonizować, co jest JEDYNĄ drogą do ucywilizowania tego kontynentu. San Domingo 2.0.

    Od dwóch lat mamy wojnę w Rosją, a od sojuszników z Berlina i Paryża dostaliśmy baterię Patriotów, kilkukrotnie pary dyżurne RAFALI i rząd okupacyjny w Warschau. Paciorki dla murzynów, tak nas wspierają, traktują i postrzegają. To co Pan proponuje to SZKODLIWA herezja jak Luter, Lenin i de Gaulle.

    ps. ale lubię Pana, więc pomysł prób poligonowych polskich JASSMów lub NSM nad Obwodem Królewieckim JEST DOSKONAŁY. To przetestowałoby przede wszystkim naszych sojuszników i byłoby projekcją polskiej siły wobec UKR, Szwecji, Danii i krajów nadbałtyckich. Pisząc swoje testy na Pana blogu właśnie o to mi chodzi. Nowe, otwarte, nieszablonowe myślenie strategiczne. Poza schemat, banał, propagandę, miernotę d24, Budzisza i reszty kopistów i klakierów.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *