Premier Donald Tusk – po wizytach w Brukseli i Kijowie – udał się 12 lutego do Paryża, gdzie rozmawiał z prezydentem Francji Emanuelem Macronem o zacieśnieniu relacji polsko-francuskich. Na wspólnej konferencji padło nawiązanie do Traktatu o przyjaźni i solidarności podpisanego przez oba kraje jeszcze w 1991 roku. Liderzy zapowiedzieli zacieśnienie współpracy w kwestiach obronności i energetyki. Co może zwiastować przyszłe rozmowy o budowie drugiej elektrowni atomowej w Polsce z Francuzami.
W tym samym czasie Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski spotkał się odpowiednikami z Francji i Niemiec w ramach formatu Trójkąta Weimarskiego. Również utworzonego jeszcze w 1991 roku.
Następnego dnia polski premier udał się do Berlina, gdzie spotkał się z kanclerzem Olafem Scholzem w celu dyskutowania odbudowy relacji polsko-niemieckich oraz kwestii bezpieczeństwa, a także wsparcia dla walczącej Ukrainy.
Nie ulega wątpliwości, że nowy polski rząd dokonuje – spodziewanego – nowego otwarcia politycznego z zachodnimi partnerami. Sceptycy pomysłu wskazują, że dotychczas Warszawa nie była silnym partnerem dla Berlina i Paryża, a format współpracy w Trójkącie Weimarskim nie przekładał się na sukcesy w realizowaniu polskich interesów narodowych. Jest to ważki argument, za którym świadczy fakt, że dobre relacje na linii Warszawa-Berlin nie pomogły w odwiedzeniu Niemców od budowy krytykowanego przez polską stronę gazociągu Nord Stream. Gazociąg ten omijał Polskę i dawał Rosji możliwość stosowania szantażu energetycznego wobec Polski bez ryzyka wstrzymywania dostaw gazu do Niemiec.
Format Trójkąta Weimarskiego nie pomógł również w zmaterializowaniu się polskiej wizji w postaci unii energetycznej, proponowanej w 2014 roku przez MSZ Radosława Sikorskiego. Miało to doprowadzić do wspólnych unijnych zakupów surowców energetycznych z Rosji. W takim wariancie, Unia mogłaby negocjować tańsze ceny dla wszystkich członków. Jednocześnie stroną kontraktu z Rosją miała być cała UE co wzmacniałoby bezpieczeństwo w zakresie ciągłości dostaw gazu i ropy. Niemcy nie były zainteresowane taką opcją z uwagi na to, że bardziej opłacała im się sytuacja, w której ich gospodarka otrzymywała znacznie tańszy gaz niż inne unijne gospodarki, dzięki czemu Niemcy byli bardziej konkurencyjni na unijnym i światowym rynku.
Można więc postawić uproszczoną tezę, że Trójkąt Weimarski był formatem, w którym Warszawa była często jedynie informowana o strategicznych kierunkach obranych przez większych partnerów. Tego rodzaju specyfikacja pasuje zwłaszcza do okresu między 2009 a 2014 rokiem, na który przypadał moment tzw. resetu relacji z Rosją.
Czy powyższe oznacza, że format polityczny na linii Paryż-Berlin-Warszawa nie tylko się nie sprawdził, ale ponadto został definitywnie wyczerpany? Czy dotychczasowe doświadczenia powinny prowadzić do wniosku, że Trójkąt Weimarski jest Polsce niepotrzebny i nie należy do niego wracać? Odpowiedź brzmi: to zależy. Jeśli Polska miałaby wrócić do współpracy z Francją i Niemcami dokładnie w tej samej roli, jaką pełniła do 2014 roku, to rzeczywiście nie miałoby to większego sensu. Gdyby jednak polski rząd doprowadził do repozycjonowania Warszawy w układzie z Paryżem i Berlinem, wówczas omawiany format mógłby przełożyć się na korzyści dla Polski tak w przedmiotowym trójkącie, jak i w całej Unii Europejskiej. Czy tego rodzaju repozycjonowanie jest możliwe? Trudno na to pytanie odpowiedzieć całkowicie jednoznacznie, jednak nie ulega wątpliwości, że Polska znajduje się w dotychczas najbardziej dogodnym momencie by podjąć próbę zajęcia lepszej pozycji w unijnej układance.
Z Niemcami? Teraz albo nigdy
Znajdujemy się w unikalnym momencie, w którym Niemcy są niezwykle słabe politycznie, a także cierpią gospodarczo. Ponadto ich uzależnienie energetycznie od Rosji, zamieniło się w zależność od USA. Cała niemiecka strategia geopolityczna realizowana przez ostatnie dwie dekady legła w gruzach, o czym pisałem w tekście pt.: „Bankructwo niemieckiej strategii geopolitycznej”. Amerykanie są obecni w Europie, Rosjanie znajdują się poza, Polska stała się istotnym elementem w Zachodniej układance bezpieczeństwa, a Niemieckie przywództwo w UE zostało zdewastowane wizerunkowo. Tak z uwagi na wcześniejszą prorosyjską politykę Angeli Merkel jak również przez fatalny wydźwięk niefortunnych działań i zaniechań Olafa Scholza w kwestii pomocy Ukrainie.
Niemieckie elity znajdują się obecnie w sytuacji, w której po raz pierwszy od lat nie mają przed sobą mapy z jasno wyznaczonym kierunkiem. Być może jest to ten jeden moment słabości, w którym decydenci z Berlina dopuszczają myśl o nawiązaniu bardziej partnerskich – niż dotychczas – stosunków z bądź co bądź słabszą Polską. Jeśli kiedykolwiek pomiędzy Berlinem a Warszawą miałyby się zawiązać relacje, w których Polska byłaby traktowana jako partner do rozmowy (i byłyby realizowane polskie pomysły), to być może jest to właśnie ten moment. Lepszego z pewnością nigdy nie było, a nie wiadomo, czy się takowy jeszcze powtórzy.
Z kolei Francja szuka nowej równowagi w Unii Europejskiej po brexicie. Przechodzi kryzys wewnętrzny objawiający się licznymi protestami, a jednocześnie poniosła wizerunkową i polityczną porażkę w Afryce. Francuzi wciąż jednak posiadają spore ambicje, które wyrażane są często poprzez demonstrację asertywności Paryża wobec Waszyngtonu. Problemem Emmanuela Macrona jest to, że nie znalazł dotychczas w Europie partnera do antyamerykańskiej wolty. Niemcy okazały się zbyt zależne od USA, Polska i kraje tzw. wschodniej flanki NATO postawiły na Stany Zjednoczone, Hiszpania pochłonięta jest wewnętrznymi problemami, a relacje na linii Paryż – Rzym nie należą do najlepszych.
Należy także pamiętać o tym, że zarówno we Francji jak i w Niemczech elity polityczne zaczynają coraz mocniej odczuwać nacjonalistyczny oddech na plecach. We Francji coraz większe poparcie zyskuje Marine Le Pen i jej Front Narodowy, a niemiecka Alternatywa dla Niemiec rozgościła się na scenie politycznej już na stałe. Co sprawia, że francuskie i niemieckie elity jak tlenu potrzebują sukcesów, powiewu świeżości, a także pozytywnej wizji na przyszłość, w którą uwierzyliby Francuzi i Niemcy.
Wydaje się więc, że duet francusko-niemiecki wsparty państwami Beneluksu może być za słaby do przeprowadzenia kolejnych przemian i reform w Unii Europejskiej. Przydałby się partner, który wziąłby na swoje barki część ciężaru i odpowiedzialności za skierowanie UE na nowe tory. Taki, którego społeczeństwo odniosło sukces, wciąż jest optymistycznie nastawione w swojej większości do Unii Europejskiej i miałoby szansę pociągnąć za sobą resztę wspólnoty. Tego rodzaju charakterystykę spełniają Polska i Polacy.
Polska, która wyrosła w czasie konfliktu na Ukrainie na lidera wschodniej flanki NATO i UE. Zdecydowała się na ambitny rozwój armii, a także zasygnalizowała chęć brania na siebie części odpowiedzialności za bezpieczeństwo regionu. Która z uwagi na swój potencjał, a także położenie geograficzne stała się filarem organizacyjnym pomocy płynącej dla Ukrainy. Wreszcie, która stała się strategicznie ważnym parterem dla Stanów Zjednoczonych. Polska, której głos jest obecnie słyszany i słuchany w całym sojuszu NATO.
Należy oczywiście pamiętać, że wciąż posiadamy państwo średnie, o mniejszej populacji od zachodnich partnerów, ze znacznie mniejszą gospodarką zależną w dużej mierze właśnie od powiązań z gospodarką niemiecką. Jednak nigdy dotąd Polska nie była tak silna w relacji do Niemiec (na wielu płaszczyznach) i nigdy dotąd nie posiadała tak dużych atutów, które może wykorzystać w negocjacjach z Berlinem.
Żeby uzasadnić taką tezę warto porównać sytuację Polski w „starym” Trójkącie Weimarskim w okresie do 2014 roku i porównać ją z współczesnymi uwarunkowaniami anno domini 2024.
„Stary” Trójką Weimarski
Wcześniejsza polityczna słabość Polski tak w Unii Europejskiej jak i w formacie Trójkąta Weimarskiego wynikała z wielu obiektywnych przesłanek. Słabość ta zachęcała władze z Berlina do próby zdominowania Warszawy oraz stworzenia podległej sobie politycznie i gospodarczo tzw. Mitteleuropy. Narzucanie Polsce własnej wizji, a także ignorowanie polskich protestów czy propozycji zawsze przychodziło Europie Zachodniej relatywnie łatwo. Wynikało to z kilku istotnych uwarunkowań.
Stany Zjednoczone jedną nogą poza Europą
Z geopolitycznego punktu widzenia wskazać należy, że Polska w latach 2009-2014 nie posiadała alternatywy dla partnerów z Paryża czy Berlina. Taką alternatywą mogły być jedynie Stany Zjednoczone. Tymczasem administracja Baracka Obamy w 2009 roku dokonała resetu relacji z Rosją. Zabezpieczając w ten sposób Stary Kontynent, Amerykanie przestali się tak mocno angażować w Europie. Cedując niejako odpowiedzialność za bezpieczeństwo i kierunek rozwoju Europy na Niemcy i ich koncepcję strategicznego partnerstwa z Rosją.
Stało się tak z uwagi na potężne problemy Stanów Zjednoczony w owym okresie. Wspomnieć należy, że w roku 2008 wybuchł kryzys finansowy, który powalił na kolana wielkie amerykańskie instytucje finansowe i rynek nieruchomości. W tym samym czasie talibowie przeprowadzili ofensywę w Afganistanie, do którego Amerykanie musieli wysłać dziesiątki tysięcy dodatkowych żołnierzy ze sprzętem. Siły przerzucano w dużej części z… Iraku. Ten wciąż znajdował się pod amerykańską okupacją. Tylko w Iraku i Afganistanie w okresie 2009-2010 Amerykanie dysponowali siłami ok. 200 tysięcy żołnierzy. Były to ogromne przedsięwzięcia, które angażowały siły i środki, w tym finansowe. Trudną sytuację USA, która wymusiła na Amerykanach reset z Rosją opisywałem dokładnie w tekście pt.: „Reset Obamy uratował świat?”.
Ponadto niedługo po ogłoszeniu resetu relacji z Rosją, ówczesna sekretarz stanu Hilary Clinton w 2011 roku zapowiedziała amerykański piwot na Pacyfik. Co miało związek z dostrzeżeniem przez Waszyngton rosnącej konkurencji w Chinach.
Z tych wszystkich względów Stany Zjednoczone zaakceptowały koncepcję EuRosji od Władywostoku po Lizbonę. Jednocześnie USA zlikwidowało II Flote US Navy oraz zrezygnowało z tarczy antyrakietowej w Europie. Pomimo utrzymania amerykańskich baz militarnych na Starym Kontynencie można postawić tezę, że pod względem politycznym i mentalnym, Amerykanie znaleźli się poza Europą.
Rosja jedną nogą w Unii Europejskiej
Tak więc w latach 2009-2014 dominującym formatem politycznym w Europie była oś Paryż-Berlin-Moskwa dążąca do stworzenia EuRosji. Koncepcji konkurencyjnej do Chin, ale jak się również okazało w stosunku do USA. Ponieważ po 2009 roku to Rosja stała się strategicznym parterem Niemiec i Francji, Trójkąt Weimarski zawiązany z Polską stał się podrzędny i mało istotny.
Niemcy i Francuzi ustalali najważniejsze kwestie wspólnie z Rosjanami. Często podejmując istotne decyzje ponad głowami Polaków i wbrew ich interesom (jak wspomniana decyzja o budowie Nord Streamu). Warszawa była pomijalnym czynnikiem polityczny, który nie był w stanie w pojedynkę blokować inicjatyw swoich potężniejszych sąsiadów. W wielu kwestiach Polska mogła co najwyżej zgłaszać sprzeciw formalny i się przyglądać.
I rzeczywiście przyglądaliśmy się, jak dominująca na środkowoeuropejskim rynku energetycznym Rosja zwiększa niemiecką zależność od swojego gazu. Co pogarszało tylko sytuację Warszawy, ponieważ Berlin stawał się coraz bardziej podatny na wpływy i sugestie Moskwy. Rosja stała się najważniejszym dostawcą gazu do Unii Europejskiej, przejmując blisko ok. 40% rynku. Podobnie było w przypadku ropy naftowej. Co w Moskwie traktowano jako narzędzie polityczne.
Samotna i słaba Polska w ignorującym ją regionie
Wszystko to odbywało się w warunkach pokoju. Poczucie bezpieczeństwa rozlewało się na wszystkich w Unii Europejskiej. Z tego względu państwa Europy Środkowej postrzegały kwestie gospodarcze jako priorytet. Priorytetem więc była współpraca z największą gospodarką w Unii jaką były Niemcy. Priorytetem też było uzyskiwanie jak największych dotacji z unijnej kasy, do której w największym stopniu dokładały się… Niemcy.
Zależność gospodarcza od Niemiec oraz unijnych środków sprawiała, że wszyscy polscy sąsiedzi orientowali się politycznie na współpracę z Berlinem. Przy jednoczesnym ignorowaniu Warszawy. Polska była politycznie samotna w regionie. Czego jednym z objawów były fatalne relacje z Litwą, złe z Ukrainą i zdystansowane z Czechami. Władze z Wilna nie tylko dyskryminowały mniejszość polską na Litwie, ale i rozebrały tory do zakupionej przez Polskę rafinerii w Możejkach. Polska była wówczas tak słaba, że nie potrafiła wpłynąć w tym zakresie na znacznie mniejszą Litwę.
Ukraina odbijała się jednocześnie od ściany do ściany. W Kijowie raz zasiadały władze pro-rosyjskie, innym razem pro-zachodnie, które zapatrzone były na Berlin. Ten bowiem miał stać się przepustką do Unii Europejskiej. Przyjeżdżając na Ukrainę, polski prezydent mógł jedynie liczyć na obrzucenie jajkiem. Ukraińskie społeczeństwo i klasa polityczna były negatywnie nastawione do Polski i Polaków.
Należy również pamiętać o tym, że kilkanaście lat temu Polska była jeszcze państwem rozwijającym się, które niedawno weszło do Unii. Krajem zależnym od dotacji i goniącym rozwinięty Zachód. Zależnym w rozwoju od dobrej woli Zachodu, a więc występującym często w roli petenta i beneficjenta systemu. W efekcie mniejsze kraje regionu nie tylko nie traktowały Polski jako lidera, ale wręcz uznawały ją za największą konkurencję w zakresie pozyskiwania środków unijnych. Można było to porównać do sytuacji, w której prosięta walczyły o dostęp do piersi maciory, a Polska była tym największym i najbardziej rozpychającym się wśród rodzeństwa. Co nie wzbudzało u nikogo sympatii.
Tak więc w „Starym” Trójkącie Weimarskim sytuacja w skrócie wygląda tak:
- Amerykanie jedną nogą poza Europą.
- Rosja w Europie.
- EuRosja jako strategiczna koncepcja nadrzędna nad Trójkątem Weimarskim.
- Rosja jako filar energetyczny gospodarki UE.
- Polska samotna, bez wsparcia w regionie.
- Polska słaba gospodarczo, uzależniona od dotacji, nowy członek UE.
-Autoreklama-
„#To jest nasza wojna” – o polskich interesach w kontekście wojny na Ukrainie, zagrożeniach dla relacji z Kijowem w przyszłości oraz o Wielkiej Strategii Polski w kontekście budowy sił Zbrojnych RP. „Trzecia Dekada. Świat dziś i za 10 lat” – dowiedz się jak funkcjonował świat i poszczególne państwa do 2020 roku, a także sprawdź prognozy na przyszłość, z których część (tj. II inwazja na Ukrainę) już się sprawdziła. W pakiecie taniej!
„Wstawanie z kolan”
W 2015 roku rządy w Polsce objęła opcja, która na potrzeby polityki wewnętrznej stosowała unijnosceptyczną i antyniemiecką narrację. W polityce zagranicznej Warszawa nastawiała się na zwarcie z Brukselą i Berlinem, choć często wojownicza narracja nie szła w parze z czynami (vide zgoda na uzależnienie wypłaty KPO od zasady praworządności). W latach 2015-2023 Polska starała się również uwydatnić swoją asertywną postawę wobec Unii i Niemiec. Udowodnić, że jest w stanie realizować własne interesy nawet pomimo presji zewnętrznej. Polska ukończyła w terminie najważniejszą inwestycję w III RP w postaci gazociągu Baltic Pipe. Ponadto mimo sprzeciwów płynących z Niemiec:
- rozpoczęła projekt rozbudowy terminala kontenerowego w Świnoujściu,
- dążyła do rewitalizacji Odry,
- postawiła na atom w transformacji energetycznej.
Dodatkowo w czasie kryzysu migracyjnego na granicy z Białorusią polskie władze wytrzymały presję i postawiły na ostrą reakcję, używając wojska oraz budując ogrodzenie na granicy. Co okazało się być słuszną decyzją.
Nie ulega wątpliwości, że polityka prowadzona przez rząd Zjednoczonej Prawicy nie budziła entuzjazmu u naszych zachodnich sąsiadów. Nie spotykała się też ze zrozumieniem w Brukseli. Na płaszczyźnie Unii Europejskiej Polska nie posiadała trwałych sojuszników. W niektórych sprawach musiała współpracować z czarną owcą UE w postaci Węgier. W innych starała się – choć bezskutecznie – budować polityczne sojusze w regionie. Gospodarcza inicjatywa Trójmorza pozostała formatem nie wypełnionym wielką treścią. Zresztą Polska musiała zaakceptować, że do Trójmorza dołączyły – w roli obserwatora – również Niemcy. Fakty są takie, że mimo wielkich ambicji stworzenia regionalnej siły politycznej w UE tego rodzaju projekt ostatecznie się nie powiódł. Mimo, że sprzyjały po temu warunki zewnętrzne (wojna na Ukrainie i związane z nią poczucie zagrożenia).
Natomiast polityka prowadzona w latach 2015-2023 udowodniła partnerom z Zachodu, że Polska wcale nie musi być podległa i posłuszna woli Berlina czy Paryża. Może samodzielnie realizować strategicznie ważne dla siebie inwestycje, których powstanie zależało tylko od władz z Warszawy i ich determinacji. Oczywiście nie byłoby to możliwe bez prezydentury Donalda Trumpa oraz faktu, że po pierwszej inwazji na Ukrainę Stany Zjednoczone dostrzegły ważną rolę Polski w kontekście rywalizacji z Rosją.
Tak więc z jednej strony porażką zakończyły się próby poszukiwania sojuszników w Unii Europejskiej oraz stworzenia regionalnego bloku politycznego, z drugiej, Polska udowodniła, że jest sprawcza w pewnych ramach i stać ją na asertywną postawę wobec UE.
Wreszcie, w sytuacji wybuchu wojny na Ukrainie, władze z Warszawy podjęły szereg strategicznie ważnych decyzji. Stanęły w awangardzie wszystkich początkowych inicjatyw pomocowych dla Ukrainy, przyczyniając się do łamania kolejnych tematów tabu (jak dostawa sprzętu ciężkiego/ofensywnego czy samolotów). Warszawa dowiozła temat szybkiego przekazania Ukrainie potrzebnego sprzętu wojskowego. W tym kilkaset sztuk czołgów, wozów bojowych, a nawet samolotów bojowych. W kontekście zagrożenia i reakcji na nie, Polska okazała się być najskuteczniejszym i najszybciej reagującym państwem w NATO.
Jednocześnie polskie władze udźwignęły temat zbudowania w Polsce zaplecza logistyczno-tranzytowego dla Ukrainy. Ponadto to polscy: prezydent, premier i ministrowie jako pierwsi wizytowali Kijów. Na wojnę Polska zareagowała w sposób niezwłoczny i przede wszystkim skuteczny. Co zbudowało jej pozycję w regionie i w całym NATO jako państwa sprawczego, na którym można polegać.
Wreszcie, Polska rozpoczęła zbrojenia na dużą, niespotykaną dotąd w Unii Europejskiej skalę. Co zostało dostrzeżone nie tylko w regionie, ale i na Zachodzie Europy, a co musiało zostać odczytane jako sygnał, że Polska zamierza zająć pozycję lidera w regionie w zakresie bezpieczeństwa. I jest w stanie współodpowiadać za bezpieczeństwo NATO i Unii Europejskiej na ich wschodnich granicach.
Tak więc w latach 2015-2023 Polsce udało się dokonać dwóch rzeczy. Po pierwsze, udowodnić Europie Zachodniej, że wcale nie musi prezentować uległej lub podległej postawy wobec zachodnich partnerów. I jest w stanie zdobyć się na mniejszą lub większą asertywność oraz realizować samodzielnie ważne dla niej inwestycje. Przy czym generować jednocześnie jeden z największych w Europie wzrostów gospodarczych.
Po drugie, w sytuacji wojennej Polska nie tylko nie okazała się być przestraszona, bierna i polegająca na cudzych decyzjach oraz gwarancjach bezpieczeństwa, ale i potrafiła zarządzić sytuacją kryzysową. Wziąć na siebie ciężar i odpowiedzialność, a w niektórych momentach stać się elementem napędowym dla sojuszu NATO. W okresie po Drugiej Inwazji na Ukrainę Polska wyrosła na kluczowe państwo na płaszczyźnie bezpieczeństwa.
TRÓJKĄT WEIMARSKI – NOWE ROZDANIE?
Problemem poprzedniego rządu był fakt, że Zjednoczona Prawica stała się zakładnikiem własnej antyniemieckiej narracji, a także prezentowania się w kontrze do Unii Europejskiej. W związku z tym poprzedni rząd nie był w stanie wykrzesać z siebie inicjatywy do próby załagodzenia sporów i nawiązania lepszych, ale partnerskich relacji. Z drugiej strony – dla uczciwości – należy podkreślić, że Zjednoczona Prawica nie cieszyła się sympatią i uznaniem na Zachodzie. Presja z zewnątrz nastawiona na osłabienie rządów PiS-u była wyraźna. Zachodnie elity nie były w stanie uznać polskiego rządu jako partnera do dyskusji. Innymi słowy, poprzedni rząd – z obiektywnych przyczyn – nie był w stanie w relacji z Unią i Niemcami wyzyskać dla Polski przewag, które sam wypracował. Co objawiło się m.in. w problemach z uzyskaniem środków z KPO.
Jednak to, co wydawało się niemożliwe dotychczas, może okazać się zupełnie realną perspektywą do realizacji. W 2024 roku nowy rząd powołany przez premiera Donalda Tuska zrobił pierwsze kroki w celu odbudowania relacji z Paryżem i Berlinem. Również w formacie Trójkąta Weimarskiego. W sytuacji, gdy w 2024 roku pozycja Polski jest zupełnie inna niż w roku 2013 a nawet w 2015. Nasz kraj posiada obecnie niezaprzeczalne i spore atuty, które polski rząd powinien wykorzystać w nowym rozdaniu.
Sytuacja Polski na arenie międzynarodowej zmieniła się w ciągu 10 lat (2014-2024) tak bardzo, że w polskich ambicjach nie powinno być nowe otwarcie w relacjach z Paryżem a Berlinem, a właśnie nowe rozdanie. Czyli sytuacja, w której Polska zajęłaby lepszą pozycję i przyjęła ważniejszą rolę w Unii Europejskiej, a także w Trójkącie Weimarskim.
USA w Europie jak nigdy po Zimnej Wojnie
Przede wszystkim Stany Zjednoczone ponownie zaangażowały się w sprawy Europy. Dzięki temu, że wycofały wojska z Afganistanu w 2021 roku, już rok później mogły rozmieścić w Europie Środkowej dodatkowe 20 tys. żołnierzy. Nigdy wcześniej USA nie były tak bardzo zaangażowane militarnie w Polsce i szerzej, na wschodniej flance NATO.
Waszyngton postawił ponadto na strategiczne partnerstwo z Warszawą w kontekście bezpieczeństwa Paktu Północnoatlantyckiego oraz wsparcia Ukrainy. Wreszcie, Amerykanie odbili z rosyjskich rąk spory udział w europejskim rynku energetycznym. Wolumen amerykańskiego eksportu LNG i ropy naftowej do Europy bije kolejne rekordy. Ponadto to US Navy w dużej mierze odpowiada za zabezpieczanie Morza Czerwonego czy Zatoki Perskiej, przez które to akweny płyną do Europy arabskie surowce energetyczne.
Wszystko to sprawiło, że Unia Europejska stała się znacznie bardziej zależna od USA niż dotychczas. Tak na płaszczyźnie bezpieczeństwa, jak i gospodarczo. Co jest efektem dokładnie odwrotnym od tego, jaki chcieli osiągnąć decydenci z Moskwy, Pekinu, a także Berlina czy Paryża.
Rosja poza Europą
Władimir Putin dokonał czegoś, czego nigdy by się Polsce nie udało zrobić w pojedynkę. Niezainteresowanych Europą Amerykanów ściągnął na powrót na Stary Kontynent, który stał się priorytetowym kierunkiem w polityce zagranicznej USA. Jednocześnie doprowadził najpierw do ograniczenia, a później kompletnego zerwania strategicznego partnerstwa między Moskwą a Berlinem.
Ponadto rosyjski prezydent pchnął w 2014 roku rozwijającą się w błyskawicznym tempie Rosję w izolację i kryzys. Dość napisać, że rosyjskie PKB do dziś nie przebiło tego z 2013 roku. Tymczasem w latach 2009-2013 rosyjska gospodarka rozwijała się znacznie szybciej niż polska, nie wspominając już o tych z zachodu Europy.
O ile w 2014 roku Putin wbił w rosyjskie ciało jedynie kawałek ostrza, o tyle w 2022 roku dopchnął je do końca popełniając geopolityczne harakiri. Co istotne, ostrze miecza było na tyle długie, że przebiło i uśmierciło niemiecką strategię geopolityczną nastawioną na partnerstwo z Moskwą.
Rosja została całkowicie wyrzucona z jakichkolwiek formatów współpracy z Zachodem, a Unia – wraz z Niemcami i Francją – obłożyła Rosję sankcjami. Niemcy wybudowały pływające terminale LNG uniezależniając się od rosyjskiego gazu. Trzy z czterech nitek gazociągów Nord Stream zostały zniszczone. Format EuRosji upadł na dobre. Moskwa od lat nie może pozyskać kluczowych dla siebie zachodnich technologii. Władimir Putin stał się kompletnie niewiarygodny i trudno podejrzewać, że jeszcze kiedykolwiek będzie traktowany jako partner w jakichkolwiek długofalowych planach i strategiach.
Polska ważna jak nigdy dotąd
Władimir Putin zasłużył ponadto na medal z ziemniaka za zasługi na rzecz wzmocnienia pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Bez jego działań, Warszawa zapewne nigdy nie osiągnęłaby samodzielnie statusu, który posiada obecnie. Potrzeba ochrony wschodniej flanki NATO zadecydowała o tym, że to Polska stała się kluczowym członkiem w Pakcie Północnoatlantyckim i jednym z najważniejszych parterów USA. Warto także podkreślić, że wschodnia flanka NATO jest jednocześnie wschodnią flanką Unii Europejskiej, a więc Polska stała się jednocześnie najważniejszym państwem w zakresie obrony unijnych granic.
Ponadto z uwagi na strach przed rosyjskim zagrożeniem, państwa regionu zaczęły spoglądać na najsilniejsze państwo na wschodniej flance, od którego zależy również ich własne bezpieczeństwo. Z tego powodu w sposób naturalny Polska wyrosła na lidera regionu. Litwini błyskawicznie po 2014 roku załagodzili wszelkie spory z Warszawą, odbudowali tory do Możejek i rozpoczęli szeroką współpracę na płaszczyźnie bezpieczeństwa.
Dotychczas niechętni Polsce i Polakom Ukraińcy zaczęli wypatrywać w Warszawie pomocy i ratunku. I takowe otrzymali. W efekcie, relacje między społeczeństwami Polski i Ukrainy są tak dobre, jak chyba nigdy wcześniej w historii, a Kijów stał się na płaszczyźnie bezpieczeństwa zależny w dużym stopniu od Warszawy.
Oczywiście wszystkie powyższe atuty zawdzięczamy nie tylko okolicznościom wywołanym przez Putina, ale także przede wszystkim sobie. Bowiem to polskie władze i społeczeństwo podjęły działania prowadzące do wskazanych efektów. Wsparliśmy Ukrainę, dowieźliśmy projekty energetyczne tj. terminal LNG w Świnoujściu oraz gazociąg Baltic Pipe, które umożliwiły przetrwanie w sytuacji odcięcia gazu z Rosji. Niewykluczone również, że niebawem Rafineria w Gdańsku rozpocznie pracę na rzecz reeksportowania ropy naftowej do Niemiec, a konkretnie do rafinerii Schwedt w Brandenburgii.
Wreszcie, Polska zainwestowała w Siły Zbrojne RP. To wszystko zostało zauważone nie tylko w regionie, ale i w całej zachodniej hemisferze. Ponadto polska gospodarka dokonała w ostatnich kilkunastu latach olbrzymiego skoku i jest 5 największą gospodarką w UE (uwzględniając parytet siły nabywczej pieniądza). Kraj znad Wisły dołączył do państw rozwiniętych, a perspektywy gospodarcze z nim związane są optymistyczne. Co stoi w kontrze z sytuacją Hiszpanii i Włoch, które trawione są przez poważne problemy gospodarcze oraz potężne zadłużenia. O ile większe Włochy i Hiszpania stają się obciążeniem dla Niemiec, o tyle Polska może być partnerem, którego nie trzeba podtrzymywać przy życiu.
Jeśli spojrzeć na Unię Europejską nieco szerzej to okazuje się, że po Brexicie, izolacji Rosji, a także przy problemach wewnętrznych Włoch i Hiszpanii, jedynym sensownym partnerem dla Francji i Niemiec może być właśnie Polska. Kraj na tyle spory i posiadający obecnie przełożenie na sąsiadów, by móc wziąć na swoje barki część ciężaru i odpowiedzialności za Unię Europejską.
Atuty negocjacyjne
Poza obiektywnymi czynnikami, które pozycjonują Polskę znacznie wyżej w hierarchii na arenie międzynarodowej istnieją jeszcze dwie istotne kwestie, które można poruszać na poziomie negocjacji gabinetowych.
Po pierwsze, Polska wcale nie musi się godzić na warunki narzucane przez Paryż czy Berlin. Dotyczy to przynajmniej kilku płaszczyzn. Przede wszystkim bezpieczeństwa, ale i choćby transferu technologicznego czy transformacji energetycznej. Władze z Warszawy podpisywały w ostatnich latach duże kontrakty zbrojeniowe zarówno ze Stanami Zjednoczonymi jak również z Koreą Południową (te ostatnie mogą przynieść do kraju technologie). Jednocześnie nie wykluczano w pewnych obszarach współpracy z Chinami (przemysł motoryzacyjny). Polska zaczęła program budowy elektrowni atomowej z amerykańskim Westinghouse.
Waszyngton jest zainteresowany współpracą z Warszawą na wielu płaszczyznach od politycznej, przez militarną po biznesową (vide inwestycje Amazona, GP Morgan, a także chęć inwestycji w Polsce przez Intela). Polska jest postrzegana przez państwa z Azji jako potencjalne drzwi do rynku Unii Europejskiej. Umieszczenie nad Wisłą produkcji koreańskich czołgów czy haubic, czy chińskich samochodów elektrycznych może posłużyć do ekspansji w Europie.
Tak więc Polska już teraz udowodniła, że w wielu kwestiach może się obejść bez pomocy Francji czy Niemiec. Jest w stanie samodzielnie znaleźć sobie partnerów poza Unią Europejską. Tak więc w wielu przypadkach w trakcie rozmów negocjacyjnych z zachodem Europy Warszawa może posługiwać się argumentem posiadania alternatywy.
Jednocześnie w sferze stricte politycznej, nowy polski rząd posiada argument, który pozwala zbijać niemal każdą niemiecką czy unijną kartę. Z uwagi na postawę poprzedniego rządu, a także niechęć do PiS-u prezentowaną przez zachodnie elity, za każdym razem gdy Warszawa usiądzie do stołu negocjacyjnego z Paryżem, Berlinem czy Brukselą, argumentem ostatecznym może być taki:
„Nie możemy odejść od stołu z pustymi rękami, bowiem to wpisze nas w narrację stosowaną przez PiS, przez co ten ostatni może wygrać kolejne wybory. A tego byście na Zachodzie chcieli bardzo uniknąć prawda?”.
Innymi słowy, polski rząd ma w tym momencie możliwość rozgrywania partnerów poprzez stosowanie metody dobrego i złego policjanta. Tak więc na tej płaszczyźnie – paradoksalnie – oba ugrupowania polityczne w Polsce wypracowały wspólnie narzędzie do bardziej efektywnego prowadzenia polityki międzynarodowej. Perspektywa ewentualnego powrotu do władzy w Polsce sił unijnosceptycznych jest świetnym straszakiem dzięki któremu obecny rząd będzie mógł uzyskiwać lepsze warunki dla Polski.
To pokazuje, że nawet fatalną sytuację wewnętrzną w kraju – w warunkach bezpardonowej wojny politycznej – można przekuć w atuty w rozmowach z partnerami zewnętrznymi.
POLSKA POTRZEBUJE AMBITNEJ POLITYKI
To czy Polska wykorzysta nową sytuację, dostrzeże swoje atuty i zdoła wykorzystać je w relacjach z Niemcami i Francją pozostaje kwestią otwartą. Żeby jednak była na to szansa, należy najpierw dostrzec narzędzia i argumenty, którymi dysponuje nasz kraj. Niewątpliwie istnieją podstawy do repozycjonowania Polski w Unii Europejskiej oraz w samym formacie Trójkąta Weimarskiego. Co powinno ułatwić uzyskiwanie lepszych warunków choćby w kwestii negocjacji reform Unii Europejskiej. Na obecnej władzy ciąży więc obowiązek wyzyskania powyższych atutów z korzyścią dla interesów narodowych. I tego powinniśmy wszyscy oczekiwać. Niezależnie od poglądów politycznych, bowiem jeśli obecna władza zawiedzie, to odbije się to na nas wszystkich. Jeśli z kolei odniesie sukces, wszyscy będziemy jego beneficjentami.
W latach 90’ XX wieku Polacy byli biedni i głodni. Dlatego posiadali ambicje, żeby się najeść. W latach 20’ XXI wieku Polacy są już syci. I posiadają po prostu ambicje. Tak się równocześnie składa, że Polska uzyskała atuty geopolityczne, którymi wcześniej nie dysponowała. Jednocześnie dołączyła do państw rozwiniętych i szybko skraca dystans rozwojowy dzielący ją od zachodu.
Poprzednia władza wykorzystała nowe geopolityczne warunki wynikające z konfliktu na Ukrainie, a jednocześnie przez 8 lat udowadniała, że Polska w jakimś zakresie – choć oczywiście nie całkowicie – może działać samodzielnie, szukać partnerów spoza Unii, a także dowozić strategicznie ważne dla niej inwestycje. Dla Francji i Niemiec musiał być to prawdziwy szok poznawczy, bowiem do 2014 roku Paryż i Berlin nie musiały liczyć się z interesami Warszawy. Mogły ją ignorować, a mimo to Polska musiała podążać za wyznaczonym przez zachodnie stolice kierunkiem. Bo była słaba, uzależniona od funduszy unijnych, geopolitycznie samotna i mało znacząca w regionie.
Wojna na Ukrainie wprowadziła do równania element bezpieczeństwa, który dla większości na zachodzie stał się priorytetem. Polska odbiła się od tej nowej płaszczyzny i przebiła dotychczasowy szklany sufit. Nie może być w tym zakresie ignorowana i pomijana. To pozwala również na wykorzystanie innych potencjałów Polski w celu uzyskania pozycji w UE takiej, na jaką Polska i Polacy zasługują. Oczywiście, że Francja i Niemcy to inna liga potencjału państwowego. Jednak Polska wyrosła z dotychczasowej roli kopciuszka i nawet nie jest w stanie wrócić do poprzedniego uniformu. Celem polskich władz powinno być przekonanie Francji i Niemiec do tego, że Warszawa musi być traktowana jako – wprawdzie nieco słabszy – ale jednak partner. Partner, którego pomysły i inicjatywy, a także stanowisko są uwzględniane, dyskutowane, a także prowadzą do kompromisów uwzględniających jego interesy narodowe.
Tego rodzaju wizja bardziej ambitnej polityki międzynarodowej nie może być uznawana jako megalomania. Powinny być to nasze wspólne obywatelskie oczekiwania – ponad podziałami politycznymi – które wydają się łatwiejsze do zrealizowania niż kiedykolwiek wcześniej. Polska musi wykazać się ambicją w polityce międzynarodowej oraz w relacjach wewnątrz Unii Europejskiej. Nie ma zresztą od tego ucieczki, bowiem sytuacja od nas tego wymaga.
Należy również brać pod uwagę fakt, że tego rodzaju dobry moment na renegocjowanie pozycji Polski w Unii Europejskiej może się już nie powtórzyć. Niemcy znajdują się obecnie w sytuacji, w której próbują ratować swój rozwój gospodarczy. Zagrożony z uwagi na sytuację geopolityczną, ale i także konkurencję ze strony USA, a przede wszystkim Chin (rynek motoryzacyjny). Jeśli władzom z Berlina uda się przezwyciężyć problemy i dokonać ucieczki do przodu, wówczas silniejsze Niemcy znów będą spoglądać na wschód jak na Mitteleuropę, której trzeba narzucać warunki siłą. Z kolei, jeśli niemiecka gospodarka sobie nie poradzi, wówczas ucierpi także Polska. Nasz kraj jest bowiem uzależniony od współpracy gospodarczej i handlowej z zachodnim sąsiadem. Jednocześnie niemieckie władze przyparte do ekonomicznego muru będą bardziej bezwzględne wobec słabszych partnerów.
Warto więc podjąć próbę wykorzystania dobrego momentu, nawet ze świadomością, że ocieplenie relacji na linii Warszawa-Berlin, a także traktowanie Polski w sposób bardziej partnerski mogą mieć charakter tymczasowy. Wykorzystanie tegoż okna może bowiem przyśpieszyć rozwój Polski i ułatwić przygotowania do większej samodzielności strategicznej, a także kolejnych wyzwań. Tych z kolei w najbliższej dekadzie brakować nie będzie.
Krzysztof Wojczal
Geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog
Nie wierzę w zmiany u Tuska i aby mógł coś więcej ugrać od Niemiec czy Francji od czasów gdy był ostatnio Premierem. Tusk nie jest żadnym genialnym strategiem czy dyplomatą aby móc uzyskać jakieś wymierne dla Polski korzyści w relacjach z Niemcami czy Francjom. Poza tym Tusk zbyt dużo Niemcom zawdzięcza, to w dużej mierze dzięki nim zrobił karierę, jego partia wygrywała wybory w Polsce i to Niemcy zrobiły go przewodniczącym Rady Europy. To człowiek wykreowany przez Niemcy i pozostanie im wierny aż do końca.
Zgadzam się, nie będzie asertywności żadnej. Wszystkie ambitne projekty jak tylko będą naruszać Niemieckie interesy, zostaną ubite.
Nie wierzę w zmiany u Tuska i aby mógł coś więcej ugrać od Niemiec czy Francji od czasów gdy był ostatnio Premierem. Tusk nie jest żadnym genialnym strategiem czy dyplomatą aby móc uzyskać jakieś wymierne dla Polski korzyści w relacjach z Niemcami czy Francją. Nie jest też żadnym Polskim mężem stanu… Poza tym Tusk zbyt dużo Niemcom zawdzięcza, to w dużej mierze dzięki nim zrobił karierę, jego partia wygrywała wybory w Polsce i to Niemcy zrobiły go przewodniczącym Rady Europy. To człowiek wykreowany przez Niemcy i pozostanie im wierny aż do końca. Tusk zresztą nie nawidzi Polski…można gdzieś odczytać jego wypowiedzi jak to był wściekły że musi tu wracać, albo jak mówi iz Polskość to nienormalnosc…To człowiek który nie powinien nigdy więcej piastować stanowiska Premiera Polski.
Napisz to jeszcze raz bo nikt nie zauwazyl
Nie wierzę w zmiany u Tuska i aby mógł coś więcej ugrać od Niemiec czy Francji od czasów gdy był ostatnio Premierem. Tusk nie jest żadnym genialnym strategiem czy dyplomatą aby móc uzyskać jakieś wymierne dla Polski korzyści w relacjach z Niemcami czy Francją. Nie jest też żadnym Polskim mężem stanu… Poza tym Tusk zbyt dużo Niemcom zawdzięcza, to w dużej mierze dzięki nim zrobił karierę, jego partia wygrywała wybory w Polsce i to Niemcy zrobiły go przewodniczącym Rady Europy. To człowiek wykreowany przez Niemcy i pozostanie im wierny aż do końca. Tusk zresztą nie nawidzi Polski…można gdzieś odczytać jego wypowiedzi jak to był wściekły że musi tu wracać, albo jak mówi iz Polskość to nienormalnosc…To człowiek który nie powinien nigdy więcej piastować stanowiska Premiera Polski.
Francja, nie Niemcy. Owszem, Niemcy to nasz największy partner i największy eksport jest do nich (i dodatnie saldo wymiany handlowej), ale Francja potrzebuje partnera w kontrze do Niemiec.
Niemcy chcą ratować gospodarkę i uzależnieni są od Chin, ale tak bardzo żę boją się większych anty-chińskich decyzji. Choćby to że nie są w stanie postawić ceł na chińską motoryzację, a ta chce zamordować europejską. Salony chińskiego MG już pootwierano w Europie (ze 200) a ceny tam są dumpingowe. Chińskie BYD zamawia 60 (!!!!!) wielkich statków roro do przewozu 7-9 tys. aut jednorazowo, więc jak zaczną kursować do Europy to licząc z grubsza 60 statków miesięcznie x średnio 8 tysięcy aut = pół miliona aut rocznie tylko jednej chińskiej firmy motoryzacyjnej. A w elektrykach dalej zaszli, tymczasem w UE od 2035 ma być zakaz sprzedaży spalinowych. Niemcy boją się bana na chińską motoryzację, a Francuzi by chcieli (bo z Chinami tyle intersów co Niemcy nie mają). No i ich motoryzację najpierw to uderzy, bo Franzuci produkują mniejsze/tańsze auta z którymi chińskie będą konkurować najpierw, a na auta premium (czyli konkurencję niemieckich) potrzebują jeszcze czasu.
Francja to kompletny przemysł zbrojeniowy, w razie Trumpa 2.0 jest opcją wobec amerykańskiego uzbrojenia.
Moim zdaniem zachód powinien inwestować w Polskę jako mur przed wschodnim zagrożeniem, wzmocnić nas militarnie żebyś stanowili dla nich gwarancję bezpieczeństwa. Skrócić kanały dostaw broni na Ukraine umieszczając fabryki broni na terytorium walecznym, bliskim i jeszcze stosunkowo tanim. Na traktowanie poważne potrzeba jeszcze czasu i musimy sobie na to zasłużyć
Dobra analiza. Rzeczowo pokazuje, że odbudowa relacji z Berlinem i Paryżem ma sens (może to być Trójkąt Weimarski) w sytuacji ad. 2024, gdy Polska nie jest już tak słaba i regionalnie ignorowana. Więcej, wyrosła na kluczowe ogniwo bezpieczeństwa wsch flanki NATO. Wspomina Pan o kilku atutach Polski służących poprawie jej statusu. Czy do nich należy przywództwo polityczne państwa ? Patrząc na obecny skład drużyny władzy, raczej tylko premier, jego ambicje, jego zamysły mogą być brane pod uwagę. Skutecznie realizowany cel zemsty i odwetu na PiS (a potem „marginalizacji populizmu” w Polsce) może doraźnie być miłym gestem dla partnerów Trójkąta. Podobnie jak minimalizm projektów inwestycji państwowych i priorytet dla projektów ideologicznych. No i tu niestety wracają banalne pytania – dla kogo pracuje premier Tusk ? Czy niewątpliwie ambitnego, skutecznego polityka stać na ambitną politykę ? Moim zdaniem nie. Bo nie widzę żadnego argumentu tłumaczącego dlaczego Donal Tusk, jako premier rządu, po katastrofie smoleńskiej wszedł tak głęboko w objęcia Władimira Putina. Wg mnie należy to nazwać to po prostu zdradą stanu. Nierozliczoną i nieukaraną. Gwarancją że do tego nie dojdzie jest polityka miłości czyli zniszczenie drużyny Kaczyńskiego. A Trójkąt Weimarski w nowym rozdaniu – ok, będzie negocjował. Pisze Pan że Tusk będzie rozgrywał pis-owską kartą Francuzów i Niemców. Raczej będzie odwrotnie . Berlin będzie dyscyplinował Tuska groźbą braku gratyfikacji i pozostawieniem go na polskiej łące do czasu aż nie załatwi sprawy przystąpienia Polski do strefy euro. A w tym czasie może być różnie. Może się zawiązać kolejny spisek kelnerów.
Herr Wojczal chciałbym napisać to grzecznie i kulturalnie: gdyby się Pan nie podpisał, to myślałbym, że ten tekst napisał zdradek Sikorski albo Igor Janke. Poprzednio wygłosił Pan hołd paryski, teraz drugi hołd pruski, po co się tak upokarzać? W przeciwieństwie do grubych mandarynów z D24, łże doktorów czy innych klakierów jak Budzisz czy Kozubal jest Pan ostatnią nadzieją białego człowieka, ma Pan dobry aryjski wygląd i zdrowe katolickie, narodowo socjalistyczne poglądy, więc nie musi Pan czynić tak banalnych, płytkich intelektualnie i co najważniejsze kompletnie fantasmagorycznych i ahistorycznych lecz poprawnych politycznie panegiryków.
Otton III i jego piękna wizja od dawna nie żyją, a my od Cedyni mieliśmy 20 wojen z Niemcami, których nigdy nie uznawaliśmy ani nie rozumieliśmy, bo byli dla nas niemi. A my dla nich byliśmy Irokezami i państwem sezonowym zasiedlonym przez niewiarygodny motłoch, Żydów i mieszańców, który aby dobrze żyć potrzebuje batoga jak to pięknie napisał we wrześniu 1939 w liście do żony wielki niemiecki bohater narodowy graf von Stauffenberg.
Niestety nie podzielam optymizmu Autora.
Sądzę że dobry moment na dogadywanie się z Niemcami był – ale dwa lata temu, i został zmarnowany z powodu antyniemieckich i antyrosyjskich fobii prezesa PiS i jego klakierów. Zamiast bez namysłu opowiadać się po stronie Ukrainy i wrzeszczeć jak opętani że wszyscy tak powinni zrobić mogliśmy szybko zapytać Niemców. Francuzów i Rosjan – tych pierwszych jaki mają plan „długoterminowy” w sprawie Rosji i Ukrainy, a tych ostatnich co zyskamy, jesli zamiast aktywnie wspierac Ukraińców dorzucimy drugie 5 tys hełmów do puli którą zaoferowały na początku Niemcy. Przy czym absolutnie nie mam tu na myśli uczestnictwa w rozbiorze Ukrainy, wystarczyłaby długotermonowa umowa na dostawy rosyjskiego gazu rurą przez Białoruś, po cenach lepszych niż mają Niemcy. Czy to narusza jakieś akty prawne i reguły? Wątpię, a byłaby to dobra odpowiedź na NordStream. Przy czym oczywiście nie należałoby rezygnować ani a Baltic Pipe, ani terminalu LNG, ani z atomu. Co najwyżej zapytać Francuzów co by dorzucili w promocji gdyby to oni te elektrownie budowali.
Z pewnością nie zaowocowałoby to miłością ze stronu Ukraińców ani Litwinów – ale co nam ona na poziomie państwowym zapewnia? Brutalnie mówiąc – nic. Rząd Ukrainy w reakcji na polskie demonstracje na granicy odgraża sie odwetem i procesami, szybko zapominając że bez polskich dostaw uzbrojenia już by go dawno zmietli Rosjanie, a bez polskich dostaw materiałów do naprawy zniszczonej infrastruktury obaliliby go sami Ukraińcy. I od prawie dwóch lat nie ma pieniedzy ani na utrzymanie armii, ani własnej budżetówki, żyjąc od zapomogi do zapomogi. Podobnie Litwa – co tydzień poucza co należałoby zrobić z Rosją, a jakiś czas temu czytałem że właśnie zamierza kupić pierwsze kilkadziesiąt czołgów – bo do tej pory czegos takiego jej armia nie miała. Ot, mocarstwa… Co moga nam zaoferować? Bo jesli nic, to dlaczego mamy uważać że poprawa stosunków z nimi jest naszym sukcesem?
Wracając do Niemiec – nie ma się z czego cieszyć że idą na dno. Jako że to nasz największy partner handlowy – oberwiemy porządnym rykoszetem, i pojedziemy ich śladem, bo na co ich zamienimy? Z Rosją zerwaliśmy, Ukraina od dawna jest bankrutem, nawiążemy kontakty z Afryką? Cha, cha… Pewnie zapłacą lepiej niż NIemcy 😉 Już widzę te banery reklamowe: „praca w Mozambiku na budowie, 700 zł na rękę / dzień” albo „opieka nad seniorami w Namibii” 😉
Niemcy (i Francuzi) chcieli „wyrwać się spod buta” USA, dogadując się z Rosją. Bylismy w czołówce tych, którzy im w tym przeszkodzili. Nie łudźmy się że nam to zapomną. Problem w tym, że oni sobie bez nas poradzą, a my chyba nie wyobrażamy sobie że moglibysmy sobie poradzić bez nich. Dowód? Prosze bardzo: połowa naszego społeczeństwa jest święcie przekonana, że mityczne „pieniądze z KPO” uzdrowią Polskę ze wszystkich bolączek. Pominę wywód na temat że niczego nie uzdrowią, tylko przesuną ból agonii troche w przyszłość. Ważniejsze w tym momencie jest pytanie: a kto tworzy „z powietrza” a potem rozdziela te zbawienne „pieniądze z KPO”? Czyli: do kogo sie modlimy jak do zbawcy, jednocześnie wpychając mu „kij w szprychy”? Niezłe rozszczepienie jażni…
I dlatego uważam że Sz. P. Autor przesadził z optymizmem. Niemcy i Francuzi nie chcą się dogadywać z nami, bo wiedzą że jesteśmy wysoce nielojanymi członkami UE. Bardziej niż Węgry, bo Węgrzy nie chcą walczyć z Rosją – a my chcemy. Chcą tylko wysondowac jakie są nasze zamiary – żebyśmy nie wywinęli im po raz drugi takiego numeru jak w 2022, kiedy podtrzymalismy przy życiu Ukraine na tyle długo, żeby w sprawę włączyły sie USA.
No cóż, na razie emocje nadal biorą górę nad racjonalnym myśleniem więc gromadnie uważamy że zrobilismy dobrze. Pewnie minie sporo lat zanim pojawią się wypowiedzi takie jak obecnie w stosunku do większości polskich powstań – w stylu listopadowego, styczniowego czy warszawskiego – jaki był sens tych działań biorą pod uwagę wielkość strat i zerowe bądź wyłącznie spekulatywne korzyści? I żeby nie było że jestem obsesyjnym malkontentem – było udane polskie powstanie, wielkopolskie. Bo była to akcja przeprowadzona z rozsądkiem, a nie romantycznym zrywem. Czyli można… Zobaczymy czy z UE, Rosją i Ukrainą też można – niestety osobiście, na podstawie tego co widzę w TV od dwóch lat – obawiam się że nie można. A szkoda, była szansa…
Jeśli nie będzie Niemiec, to sama grawitacja polityczna sprawi, że za współpracę z Rosją w Europie wezmą się np. Węgry, Austria i Słowenia. Nie obawiałabym się tego, że Niemcy gospodarczo zatoną, bo Europa Środkowo – Wschodnia była niżej w „rankingu dziobania”, więc po prostu w części przejmie dotychczasowe biznesy z RFN i trochę się wydźwignie, co jest zarówno w interesie USA, jak i Chin, a obecnie chyba również Francji i Wielkiej Brytanii.
A i RFN weźmie się bardziej do roboty – również dosłownie.
Utrzymanie dziękim nam na poczatku w grze Ukrainy spowodowało zużycie sił Rosji na czas przewidywanego konfliktu na Pacyfiku. Francja, RFN i Rosja i bez tego ostentacyjnie nie brały nas pod uwagę w Deauville i po 100 latach Rosja ponownie „przejechała się na tym”. A my dodatkowo zyskaliśmy sąsiednie społeczeństwo, które po 75 latach wpajania mu, że „Polska jest hieną Europy”, przekonala się, że nie tylko nie jest hieną, ale wręcz oparciem w trudnych czasach, o co wcześniej z pewnością nas podejrzewano. Zresztą nie tylko Rosja wyrabiała nam złą opinię i stąd pomoc Ukraińcom wzbudziła takie zdziwienie w USA.
Nawiasem pisząc, gdyby w USA znali historię naszych stosunków z Ukrainą, na gruncie doświadczeń Wołynia i Galicji zdziwienie byłoby jeszcze większe. A co do naszych polityków, to widać, że są jak dzieci, ale właśnie ta reakcja społeczeństwa pokazała innym nardowom, że na to społeczeństwo w najbardziej trudnych chwilach można liczyć, jak na mało kogo.
Wiadomo, że czasy dobrobytu się kończą i całą gospodarkę trzeba będzie ułożyć na nowo. Jeśli nie będzie przy tym RFN i surowców z Rosji, to do powiedzenia i zarobienia więcej będą miały Skandynawia i Europa Wschodnia. Brakuje nam jedynie powrotu kształcenia automatyków, instalatorów, hydraulików, techników, tokarzy itd. byśmy byli w stanie obsłużyć potrzeby przemysłu wracającego z Chin – jakoś do Niemiec ten przemysł nie chce obecnie wracać.
Do tego my, narody wschodniej Europy mamy ludzi, którzy bardzo dobrze znają mentalność i sposób myślenia i podejmowania decyzji przez Rosjan i do czego prowadzi socjalizm ( zwłaszcza starsze pokolenie ) , więc będzie lepiej dla UE będzie jeśli te narody będą mogły chociaż ostrzec syte społeczeństwa zachodnie, że nie wszyscy wokół UE podejmują decyzje kierując się podobnymi przesłankami co Zachód.
Częściowo masz rację – bo rzeczywiście przy pomocy „akcji na Ukrainie” znowu – jak za początków II RP – została spowolniona/zatrzymana (??? zobaczymy za kilka lat co z tego wyjdzie…) ekspansja na zachód kolejnego wcielenia Rosji. Z tym sie zgodzę.
Natomiast nie zgodze się z tym że rozmiar zagrożenia oraz ponoszone koszty i ewentualne straty/korzyści są w tych dwóch przypadkach podobne.
W latach 20 XX wieku nasi przodkowie walczyli „o wszystko”, bo gdyby przegrali, to Polska stałaby się kolejną sowiecką republiką, z wszelkimi konsekwencjami (czystki społeczne, nacjonalizacja, przymusowe przesiedlenia i tak dalej) – bo bolszewicy nie nakreślili ostatecznej granicy ekspansji, wiec w zasadzie każdy kto mieszkał na zachód od Białoruskiej SRR i Ukraińskiej SRR oraz nie należał do „lumpenproletariatu” skłonnego do szybkiej transformacji w „ludzi sowieckich” mógł założyć że jego zdrowie, życie oraz majątek są wysoce zagrożone w razie przegranej wojsk II RP. Co zresztą zostało „eksperymentalnie dowiedzione” na terenie tzw. Kresów Wschodnich w latach 1939-1941. Czyli zagrożenie było duże, potencjalne straty też, a więc działania „antysowieckie” jak najbardziej wskazane.
Co innego mamy od dwóch lat, bo jakie jest zagrożenie dla nas wynikajace z wojny rosyjsko-ukraińskiej? Z całym szacunkiem dla ofiar ze wsi nad Bugiem – to był przypadkowy błąd a nie celowy atak, a i samej rakiety tez nie wystrzelili Rosjanie. I nadal do nas nie strzelają, mimo że wysłaliśmy Ukraińcom mnóstwo broni i amunicji, czyli de facto dobrowolnie opowiedzieliśmy się po jednej z wojujących stron, i nadal ja wspieramy. Ponosimy straty – bo inflacja, wysokie ceny energii, konieczność zbrojeń – ale czy to byłoby konieczne gdybyśmy dwa lata temu ogłosili się państwem neutralnym w stosunku do tego konfliktu? Nie sądzę. I dlatego nie widze zagrożeń, a skoro ich nie ma, to po co ponosić koszty?
Uprzejmie przypomnę, że w 2022 roku Polska była w UE i NATO. Co Rosjanie mogliby osiagnąć atakując Polskę zaraz po Ukrainie? Konflikt militarny z USA i gospodarczy z Niemcami, w sytuacji pozostawienia sobie „za plecami” całej antyrosyjskiej zachodniej Ukrainy??? Toż to absurd. Putin mówił o „wskrzeszeniu ZSRR”? Mówił, i co z tego? PRL nie był częścią ZSRR, koniec tematu. Litwa, Łotwa i Estonia były, wiec ich nerwowość jest w jakims sensie uzasadniona, zwłaszcza że są to kraje dość niewielkie i ludnościowo, i pod wzgledem obszaru, i na dodatek odcinają obwód kaliningradzki od „matuszki Rassiji”. Ale nawet pod ich adresem Rosja nie wyartykułowała żadnych oficjalnych żądań. No to na jakiej podstawie zakładamy że „Rosjanie po nas idą” i wydajemy kupe kasy żeby zabezpieczyć się przed ich ewentualnym przyjściem?
Na razie jest panika i gorączka – jak emocje za parę lat opadną to może wypłyną jakieś rzetelne informacje i przebiją sie przez wojenną propagandę. I obstawiałbym że będzie jak z „wojną jaruzelską” – w poczatkowych latach III RP politycy i publicyści wywodzący się z PZPR i formacji pokrewnych lansowali teorię mówiącą że „Jaruzelski wprawdzie wprowadził stan wojenny i były ofiary, ale gdyby nie on to doszłoby do sowieckiej interwencji i apokalipsy”, a potem pojawiły się dokumenty wskazujące że było akurat odwrotnie – poprosil o „bratnią pomoc” pomoc i usłyszał „radź sobie sam przecież masz wojsko”. Tak wiec uzbrojmy się w cierpliwość, w końcu dowiemy się kto i w jakich okolicznościach wepchnął nas w g***o i straty z wynikajace z entuzjastycznej acz nieuzasadnuionej polskiej partycypacji w kosztach wojny na Ukrainie. Poniesionych strat nam to wprawdzie nie zrekompensuje, ale będzie miało przynajmniej jakiś walor edukacyjny.
Moja opinia, to brak świadomości istnienia zagrożenia dla RFN i Francji ze strony Rosji w sytuacji, gdyby w wykonaniu porozumienia z Deauville rzeczywiście stworzono „jednolity obszar bezpieczeństwa od Lizbony do Władywostoku, bez udziału USA”.
Dla mnie jak 2×2 = 4 nastąpiłaby zmiana postanowień tego porozumienia na korzyść Rosji. Od razu przypomniałaby, że ma broń jądrową i wiele dywizji i mnóstwo amunicji i stopniowo przejęłaby władzę w „nowym obszarze bezpieczeństwa”, zmuszając go do produkcji broni i amunicji dla Rosji służących do pokonania USA, a potem Chin, a mozliwe, że w odwrotnej kolejności. A potem Europejczycy pomaszerowaliby do wojska przeciw tym państwom.
Fakt, że w 2022 roku Polska była w UE i NATO nie na wiele by nam się zdał, gdyż RFN w momencie, gdy tylko wyczułby jakieś korzyści poswięciłby nawet Francję, a nas tym bardziej.
Dobrze było to widać, po reakcji wojsk niemieckich stacjonujących na Litwie – wycofali się do RFN i zapowiedzieli, że jakby się coś działo, to oni w ciągu tygodnia wrócą. No po tygodniu nie byłoby już Litwy. Teraz Litwa, która była bardzo szybko rozwijającym się krajem, a który dla bezpieczeństwa przyjął walutę Euro, widzi ile to było warte. Litwa nam nie ufa, a na RFN przekonała się, że nie może polegać. W związku z tym zostają jej Skandynawowie i USA, albo jednak Polska.
A co Rosjanie mogliby osiagnąć atakując Polskę zaraz po Ukrainie?
Gdyby Ukraina nie zostałaby przez Polskę wsparta, to pokonanoby ją w kilka dni i jeszcze przejęto ukraińskie, liczące kilkaset tysięcy siły zbrojne. Nawet gdyby nie zdecydowali się uzyć ich do walki, to mogli je przenieść na wschód, do strzeżenia granic, zwalniając stamtąd jednostki rosyjskie.
Putin mówił o “wskrzeszeniu ZSRR”? Mówił, a potem jego propagandyści mówili, że życzą sobie również amerykanskich baz lootniczych w niemieckm Rammstein, włoskim Aviano i portugalskiej Lajes na Azorach. To tak, jak
90 lat temu pewien małozdolny malarz-akwarelista pomyślał, że warto byłoby coś zająć, a skończyło się duża wojną.
Rosja w 2000 roku zdecydowała się nie rozwijać gospodarki cywilnej i w 2007 roku rozpoczęła 15 letni cykl zbrojeń, w celu przywrócenia sprawności armii ( tak się składa, że w 2022 roku zakończono ten cykl i armia była gotowa ). Zapowiadało się nowe rozdanie podziału pracy i zysków na świecie, w którym Rosja dyposnowała tylko dużym terytorium, rozpitą ludnością, liczną armią i zasobami surowców energetycznych.
W związku z tym, że Rosja zorientowała się, że planowany przez UE do wprowadzenia w 2026 roku podatek CBAM uderzy w jej interesy jako producenta surowców energetycznych zdecydowała się przyśpieszyć bieg wydarzeń.
Od tego czasu nic nie uległo zmianie, wojna nie zmieniła sytuacji, więc interesy Rosji to nadal wojna w celu znalezienia finansowego żywiciela.
Do tego należy jeszcze dodać, że ani Francja, ani RFN nie uzgadniali ustaleń Z Rosją w Deauville z resztą Europy.
Francja już zaczyna się orientować, że została potraktowana instrumentalnie, RFN kręci się i próbuje jakoś ustawić w nowej sytuacji, ale jakby się nie obrócili – pupa zawsze jest z tyłu.
RFN nie ma ani sił zbrojnych, ani pomysłu co robić w tej sytuacji.
Dlatego narody wschodniej Europy muszą nie tylko głośno ostrzegać, ale tłumaczyć, co może zrobić Rosja i jak temu przeciwdziałać, ale bez zaangażowania się w reakcję największych państw nic z tego nie będzie.
Jednak my nie możemy oglądac się na resztę, tylko musimy już działać, tłumaczyć reszcie co poszczególne kraje mogą zrobić, by w razie wycofania sił USA móc się utrzymać i postawić rosyjskiemu niedżwiedziowi.
Hej Wojczał.
Odnosnie „Polska potrzebuje dziś silnej Francji”
https://www.youtube.com/watch?v=4aVLlaWs0lk
Powiem ci nieco z mojego doświadczenia
1. Mały % (z 5%) ludzi jest w stanie myśleć samodzielnie – a twój content to taka pożywka do rozmyśleń – a nie do pasywnej konsumcji jak kanał0
2. Jeszcze mniej – jeżeli poruszasz bardzo specyficzny temat do którego konstruktywnie może się odnieść tylko niewielka część tych 5% (tak samo filmy o AI miewają podobną ilość wyświetleń co twoje – a przecież to absolutna rewolucja ostatnich lat – a zwykły człowiek o AI wie tyle że jest jakiś „gadający czat”)
3. Emocje z wojną opadają, a nawet pojawiła się lekka depresja – bo Ukraina się cofa – naturalny odruch ludzki „nie chcę wiedzieć, nie będę tego oglądał”
4. Długi czas leciałeś podobnie jak Zychowicz z historii realnej na emocjach wojennych – ale to przemija. Nawet Zychowicz ostatnio zmienia nieco swój content na nie-wojenny (a wcześniej przecież zajmował się wyłącznie historią)
Trafiłeś raczej na szklany sufit i
1. z aktualnym contentem i formą (czyli „brak pogoni za sensacją, rzadsze odcinki”) będziesz go przebijał tylko jak skutecznie przewidzisz jakieś ważne wydarzenie z przyszłości
2. jak zmienisz formę – pytanie czy będzie ci to odpowiadało? Szczerze wolałbym żebyś nadawał rzadziej ale jak już rzucisz bombę to zmiata nas wszystkich (chociaż nie wiem czy dane analityczne da się w taki sposób podawać – twoja praca to przekopywanie 99% nieistotnych informacji aby wydobyć ten 1% który jest kluczowy)
Zdecydowanie nie chciałbym żebyś swoim odcinkom sztucznie podbijał popularność (zapraszał gwiazdy do tańca na lodzie, czy losowanie na wizji skrzynki harnasia) czy nawet żebrał o donejty w stylu patostreamerów
Imo powinieneś też pomyśleć nad dykcją (czystą, prostą, krótką) i skondensowanej esencji myśli którą chcesz przekazać w materiale – bo potrafisz kilka razy się powtarzać czy szukać słów a to jest męczące – nawet ja miałem problem dotrzeć do końca tego prawie 50 minutowego odcinka
Ewentualnie podawaj przez pierwsze minuty tl;dr (w punktach, imperatywy „to jest A, to jest B”, a potem je rozwijaj w materiale „A jest takie, ponieważ zxc ….””)
Świetna analiza. Panie Krzysztofie, obecnie dużo mówi się na temat zbliżającej się wojny. Czy Pana zdaniem rzeczywiście do niej dojdzie? Czy mógłby Pan przedstawić nam analizę na ten temat?
Ciekawy artykuł! Analiza Trojkąta Weimarskiego i jego roli w Unii Europejskiej w kontekście perspektywy Polski to ważny temat. Dzięki niemu możemy lepiej zrozumieć dynamikę współpracy między państwami Europy Środkowej oraz ich wpływ na decyzje podejmowane na szczeblu UE. Dzięki!