Zamów egzemplarz nim znów zabraknie w magazynie! Przedsprzedaż drugiego nakładu:
Zgodnie z koncepcją Strategy&Future zaprezentowaną jako Armia Nowego Wzoru (w dniu 18 grudnia 2021), Siły Zbrojne Rzeczpospolitej mają – niczym Powstańcy Warszawscy – walczyć metodą partyzancką wśród zgliszczy zwanych wcześniej Polską. Bez Marynarki Wojennej, osłony lotnictwa, bez systemów przeciwrakietowych i przeciwlotniczych średniego zasięgu, z małą ilością sprzętu ciężkiego. Polska – podobnie jak Warszawa w 1944 – ma przyjąć uderzenie wrogich ciężkich systemów uzbrojenia (naloty bombowe, rakietowe, ostrzał artyleryjski) „na klatę”, a po zniszczeniu newralgicznej i strategicznej infrastruktury a może nawet całych miast, żołnierze będą bohatersko walczyli z najeźdźcą ukrywając się w lasach. Dopóki starczy im pochowanej w leśnych skrytkach (jak w 1939 roku) amunicji.
Podobnie jak w Powstaniu Warszawskim – gdy na jeden karabin przypadało dziesięciu powstańców – w Armii Nowego Wzoru na jeden czołg mają przypadać trzy załogi… Czy to jest metoda na zwiększenie czy zmniejszenie potencjału pancernego Sił Zbrojnych? Czy wskutek tego, że 10 powstańców mogło z pasją i bez ustanku (mogli się przecież zmieniać i rotować) nękać przeciwnika za pomocą jednego karabinu, Niemcy w 1944 roku odnosili 10-krotnie większe straty?
Co się stanie, gdy czołgi na skutek działań wojennych będą niszczone lub tylko uszkadzane? Czy nie będzie wówczas tak, że Wojsko Polskie na każdy unieszkodliwiony czołg będzie miało trzy bezużyteczne załogi (łącznie 12 żołnierzy, którzy mogliby przecież obsługiwać inny specjalistyczny sprzęt)? Tego rodzaju „zwiększanie jakości” Sił Zbrojnych jest kompletnym zaprzeczeniem logiki z zakresu wojskowości i militariów. Przecież co do zasady, to zwiększanie (a nie zmniejszanie) nasycenia sprzętem zwiększa zdolności na polu bitwy. Tego rodzaju pomysł jest zresztą wewnętrznie sprzeczny z główną koncepcją ANW, czyli zmniejszeniem liczebności armii. ANW zakłada zmniejszenie liczebności sił zbrojnych by w pełni wykorzystać wyszkolenie i potencjał żołnierzy dając im teoretycznie lepszy sprzęt. Tymczasem jednocześnie wprowadza się pomysł marnowania potencjału ludzkiego poprzez przydzielanie wielu żołnierzy do tego samego wyposażenia… W efekcie, w przypadku sił pancernych, nie dość, że mają one zostać zmniejszone to jeszcze będzie można w linii wystawić jedynie 1/3 wyszkolonych załóg ponieważ 2/3 żołnierzy nie będzie miało sprzętu.
Po tak gorącym wstępie, czas na chłodną i merytoryczną analizę koncepcji Armii Nowego Wzoru. Metodycznie i po kolei. Przy czym zastrzegam, że będę odnosił się przede wszystkim do tych części ANW, które oceniam krytycznie. Pomimo tego obawiam się, że tekst może być nazbyt rozległy. Niemniej, dla jasności, samo zaistnienie debaty uświadamiającej społeczeństwo o potrzebie budowania silnych Sił Zbrojnych uważam za czynnik pozytywny. S&F w prezentacji ANW zawarło szereg ogólnikowych i w dużej części oczywistych, ale jednak wartych podniesienia uwag. Przede wszystkim zgadzam się co do ogólnej diagnozy (niewystarczający stan armii, potrzeba wzmocnienia wojska i państwa, reforma systemu szkolnictwa wojskowego itp.). Natomiast propozycja „lekarstwa” jest w mojej ocenie gorsza od samej choroby, co uzasadnię poniżej. Z pozytywów, podobała mi się część wystąpienia dotycząca zdolności kosmicznych (oceniam jako kompletny laik), a także pamięć o obronie cywilnej i całościowym systemie odporności państwa (co od zawsze postulował dr Leszek Sykulski) . Niezależnie od tego czy propozycje dot. programów kosmicznych są realne czy też nie, warto wprowadzić je do dyskusji i należy wywierać presję na klasę polityczną by rządzący poczuli się zobligowani do myślenia o tych kwestiach. A teraz do dzieła.
W tym miejscu zastrzegam, że z uwagi na fakt, że tekst staje się zbyt długi a wnikanie w zbytnie szczegóły po prostu rozmydli główne zarzuty, postanowiłem odnieść się tylko do najważniejszych i wybranych wątków. A i tak mam wrażenie, że w tych 30 stronach tekstu napisanych w czasie wolnym i z poczucia obowiązku, jest więcej treści niż w samej prezentacji Strategy&Future zmieszczonej na ok 450 slajdach z grafikami. Dlatego kwestie wytykania błędów faktograficznych, których nie brakuje, pozostawiam innym.
Jest za późno na rewolucje – wróg puka do bram
Już na pierwszej merytorycznej karcie prezentacji Armii Nowego Wzoru, autorzy koncepcji zdają się sugerować:
„Nie proponujemy programu reformy, tylko wirtualną koncepcję laboratoryjną, której nie da się zrealizować w rzeczywistości”.
To zostało zresztą później potwierdzone przez autorów, którzy argumentują, że oni tylko stworzyli koncepcję, ale to politycy mają ją „dowieźć” i zrealizować. To, że pomysł może być awykonalny, jest bez znaczenia. Jeśli politycy go nie zrealizują, to ich wina. To dość wygodne ustawienie się w pozycji: „nie mówimy jak, pokazujemy tylko, co naszym zdaniem należy zrobić”. Tego rodzaju manewr pozwala zaprezentować ideę, bez potrzeby dysponowania wiedzą szczegółową niezbędną do oceny tego, co jest rzeczywiście możliwe do wykonania w określonej rzeczywistości i warunkach. Co za tym idzie, adresaci prezentacji mają po prostu uwierzyć w ideę oraz dać wiarę, że jest ona wykonalna. W konsekwencji, jak każda idealistyczna wizja, koncepcja ANW jest zwyczajnie niesprawdzalna i najwyraźniej zdaniem samych autorów nie zostanie wdrożona (w zasadzie już nie została wdrożona, bowiem część sprzętu który był przez dra Jacka Bartosiaka deprecjonowany – został dawno zamówiony i lada moment będzie dostarczony, jak Patrioty czy Abramsy). Ta niesprawdzalność wizji może mieć swoje atuty, ponieważ dzięki temu będzie ona również niepodważalna – a wiec aktualna i nadająca się do promować po wsze czasy 🙂 (trzeba przyznać, że pomysł marketingowo rozpracowany na 10/10, sama prezentacja 11 godzinna to niemałe wydarzenie i precedens. Był show).
Tymczasem z punktu widzenia interesów państwa i obywateli, wprowadzenie jakiejkolwiek reformy choćby tylko trochę polepszającej sytuację jest korzystniejsze, niż nie wykonanie najlepszej wizji. Dlatego tak istotnym jest, by wraz z koncepcją wprowadzenia zmian, określić drogę i mechanizmy odpowiadające na pytanie – jak dokonać reform w istniejących warunkach by zrealizować zamiar oraz ile te reformy zajmą czasu i pochłoną pieniędzy? Odpowiedź na to niezwykle ważne pytanie nie zostało udzielone przez zespół S&F. I nic dziwnego. Projekt ANW jeszcze się dobrze nie urodził (bo to koncept wymagający wielu korekt i poprawek), a tymczasem Siły Zbrojne RP i program ich rozbudowy oraz modernizacji od kilku lat zmierza w zupełnie odwrotnym kierunku. Innymi słowy, ANW i polska bitwa manewrowa to opowieść historii (tak historii) alternatywnej pt.: „co by było gdyby”. Gdyby nie zmarnowano 30-lecia III RP i zbudowano dobrze uzbrojoną małą profesjonalną armię zgodnie z założeniami kolejnych reform Wojska Polskiego (bo to stary pomysł). Jednak popełnionych błędów nie da się odwrócić a czasu cofnąć. Dziś – gdy wróg może zapukać w każdej chwili do naszych bram – jest już za późno na oranie procesu, który od kilku lat się toczy. Można go jedynie ulepszyć i skorygować tak, by został jak najlepiej zrealizowany. Dobry moment na dokonywanie radykalnych zmian, eksperymentów i wiecznych zmian, które nie pozwalają zbudować nic trwałego już minął. Jak napisałem kilka wersów wcześniej. Lepiej zrealizować mniejszą reformę, niż nie wykonać tej najlepszej (a taką ANW z pewnością nie jest).
Niemniej, pomimo powyższej konkluzji, należy się zmierzyć merytorycznie z rozrysowanym przez zespół S&F projektem Armii Nowego Wzoru oraz planu Polskiej Bitwy Manewrowej. Co niniejszym czynię.
Rzućmy wszystko na jedną kartę (blotkę) – jeden scenariusz wojny
Po tym, jak z prezentacji S&F dowiadujemy się o braku odniesienia propozycji ANW do realiów, otrzymujemy informację, że Armia Nowego Wzoru powinna być przygotowana na zaledwie JEDEN – i to w mojej ocenie najmniej prawdopodobny – scenariusz geopolityczny. Innymi słowy zespół Strategy & Future nakreśliło Rosjanom pewną rolę i założenia. Jakie? Próżno szukać slajdu, który by to wprost tłumaczył, niemniej scenariusz geopolityczny pod jaki Polska powinna się zdaniem S&F szykować jest ukryty niejako pomiędzy wierszami. Wygląda on następująco:
- Federacja Rosyjska dąży do współpracy z Zachodem i wejście do zachodniego systemu gry o równowagę (vide slajdy nr 7 – 12).
- Rosja w celu zrealizowania założeń z pkt 1 (współpraca z Zachodem, pozyskanie kapitału i technologii) pójdzie na wojnę z NATO i Unią Europejską! (sic) (vide slajdy 19-21, 31 i dalsze).
- Wojna z NATO i Unią Europejską objawi się poprzez inwazję na Polskę (vide slajdy 19-21, 31 i dalsze).
- W tym zakresie autorzy zakładają, że Ukraina będzie wciąż niepodległa i niezależna od Rosji. Dr Jacek Bartosiak mocno podkreślał istotę tego, że Kijów pozostaje poza rosyjską strefą wpływów. Nic dziwnego, koncepcja ANW kompletnie nie uwzględnia innego scenariusza, a więc gdyby rosyjskie armie stały na granicy polsko-ukraińskiej, ANW będzie do tego kompletnie nieprzygotowana.
- Federacja Rosyjska nie użyje taktycznej broni jądrowej, ponieważ zabiłoby to ich wiarygodność oraz wizerunek (sic!) i po takim działaniu nie mogliby się porozumieć z Zachodem. Tak jakby już sam atak militarny na państwa NATO/UE był niewystarczający do kompletnego zdewastowania wizerunku Rosji i uniemożliwienia porozumień polegających na wspieraniu Rosji przez Zachód w kontekście finansowania oraz udostępniania technologii.
Jak widać, gdy rozrysujemy czarno na białym geopolityczny scenariusz forsowany przez S&F, to wygląda on bardzo mało realistycznie. Wręcz niewiarygodnie. Dlaczego? Ponieważ jest to najmniej korzystny, najgorszy wariant postępowania z perspektywy interesów Rosji – o czym będzie dalej.
Oczywiście teoretycznie, wojna pomiędzy Rosją i NATO jest możliwa choć bardzo mało prawdopodobna. Rosjanie zdają sobie sprawę z faktu, że istniałoby duże ryzyko (graniczące z pewnością), że zwyczajnie by taką wojnę przegrali (Polska mogłaby zostać zniszczona, ale NATO ma większe zasoby i możliwości, więc każdy kolejny dzień wojny przybliżałby sojusz do zwycięstwa). Założenie, że powodem inwazji na państwa NATO byłaby chęć porozumienia z Zachodem jest totalnym nieporozumieniem. Władimir Putin musiałby być skończonym idiotą, by w tym celu zdecydował się na wojnę. Prawdopodobieństwo, że ktokolwiek po czymś takim będzie chciał z Moskwą rozmawiać i ją wspierać jest bliskie zeru.
Niemniej – wyręczając niejako zespół S&F – należy się zastanowić w jakiej sytuacji Władimir Putin okazałby się tak wielkim desperatem, by iść na wojnę z Paktem Północnoatlantyckim mając jednocześnie na tyłach rosnącą potęgę Chin. Z pewnością, Rosjanie nie będą się decydowali na atak na Polskę (ryzykując wojnę z całym NATO), zanim nie rozprawią się z Ukrainą. Co powtarzałem wielokrotnie w swoich analizach, a co jest już oczywiste dzisiaj (w kontekście ostatnich wydarzeń). Wynika to choćby z prostego faktu, że Ukraina wiąże na swojej granicy niemal trzy rosyjskie armie. Atakując bezpośrednio Polskę, Rosjanie mieliby więc do dyspozycji teoretycznie jedynie 1 Gwardyjską Armię Pancerną (wzmocnioną mniejszymi zw. taktycznymi) i otwieraliby sobie drugi – po ukraińskim – front (a nawet trzeci, uwzględniając państwa bałtyckie). Byłoby to głupotą z militarnego i strategicznego punktu widzenia. Ponadto najłatwiejszym (co nie oznacza, że łatwym) celem dla Rosji jest Ukraina. Ponieważ Ukraina formalnie nie ma sojuszników, a Rosjanie mogą ją de facto okrążyć (ze wschodu, z południa – Krym, z północy – Białoruś, z zachodu – Naddniestrze). Co znacznie zwiększa szanse powodzenia inwazji i minimalizuje ryzyko włączenia się do konfliktu przez państwa trzecie. Dlatego warto zadać sobie pytanie, po co Putin ma w pierwszej kolejności atakować jakikolwiek kraj NATO ryzykując uruchomienie art. 5, skoro może najpierw sięgnąć po osamotnioną Ukrainę? Zwłaszcza, że władzom z Kremla na niczym nie zależy tak bardzo jak na odzyskaniu Kijowa dla rosyjskiej strefy wpływów. Ukraina wprawdzie nie jest w NATO ani w UE, ale nawet pomimo tego taka inwazja mogłaby zdewastować rosyjskie plany na porozumienie z Zachodem na własnych warunkach (nawet pomimo ewentualnego zwycięstwa). Niemniej, gdyby władze z Kremla były przekonane o niemożliwości zawarcia satysfakcjonującego ich porozumienia z Zachodem oraz znalazły się w trudnej sytuacji wewnętrznej (co jest prawdopodobne), wówczas pierwszym celem militarnym Kremla byłaby Ukraina a nie Polska.
Innymi słowy, o czym piszę od dawna, najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest taki, w którym Rosjanie będą chcieli odzyskać Ukrainę. I gdyby im się to udało, to… Armia Nowego Wzoru będzie bezużyteczna. Dlatego S&F nawet nie przedstawiło wariantu, w którym ANW musiałaby chronić całej polskiej wschodniej granicy. Ponieważ nie wystarczyłoby (liczebnie) sił i środków by zabezpieczyć jednocześnie kierunki: ukraiński, białoruski i kaliningradzki (pomocniczy) oraz bałtycki (pomocniczy).
Reasumując ANW jest koncepcją kompletnie nieprzygotowaną i nieprzemyślaną na najbardziej prawdopodobny, przyszły wariant wydarzeń. Konstatacja ta mogłaby w zasadzie skończyć dyskusję na temat ANW bowiem wszelkie późniejsze rozważania i koncepcje w ramach tej propozycji opierają się o założenie obrony tylko w jednym wymyślonym, mało prawdopodobnym scenariuszu. Niemniej z poczucia obowiązku, należy podnieść inne słabe punkty pomysłu S&F.
Na marginesie wskażę, że przebieg wydarzeń (podporządkowanie Białorusi, zagrożenie uderzeniem na Ukrainę) rozpisałem dokładnie w tekście jeszcze z 2018 roku pt.: „Plan Kremla na zwycięstwo z USA – czyli dlaczego Przesmyk Suwalski stanie się nieistotny”. Od tego czasu postuluję stworzenie w Siłach Zbrojnych RP piątej dużej jednostki wojskowej (nie musi być od razu dywizja, może być samodzielna brygada z osłoną OPL, dronami i artylerią), która byłaby w stanie reagować na kierunku ukraińskim. Bo proponowany przez S&F batalion na Wołyniu to zdecydowanie za mało (w zasadzie nic nie zmieni). Tak więc uwzględniając najbardziej prawdopodobny scenariusz wojenny (inwazja na Ukrainę), Polska powinna mieć dodatkową jednostkę wojskową, która będzie w stanie reagować na tym kierunku (jak i po co, pisałem odrębne artykuły). Ponieważ 4 dywizje nie będą w stanie zabezpieczyć kierunku z Kaliningradu, Białorusi, Ukrainy + gwarantować silny odwód. Zwłaszcza, gdy naprzeciw staną całe armie rosyjskie (po kilka dywizji).
Wojna na gruzach Polski?
W celu skonfrontowania się z tezami S&F w ramach ANW , na potrzeby tegoż eksperymentu intelektualnego należy przyjąć, że z jakiś bliżej nieokreślonych przyczyn, wskazany wyżej geopolityczny scenariusz przedstawiony przez dr Jacka Bartosiaka rzeczywiście się ziścił. Tak więc włodarze z Kremla zdecydowali się uderzyć prosto w polskie serce (Warszawę), narażając się na ewentualne ryzyko wojny z całym NATO, otwierając sobie nowe fronty oraz pozostawiając na tyłach groźnych Ukraińców. Ukraińców, którzy w tym czasie mogliby nie tylko uderzyć na północ (Białoruś) odcinając rosyjskiej armii drogi zaopatrzenia, ale chociażby w planie minimum (widząc zaangażowanie militarne Rosji gdzie indziej) ruszyliby odzyskać swoją własność : Krym i Donbas.
Zakładając, że włodarze z Kremla zdecydowaliby się na tak ryzykowny krok, S&F zakłada, że Rosjanie będą chcieli zrealizować krótką, maksymalnie kilkunastodniową kampanię, w której celem byłoby pokonanie przeciwnika i zajęcie lub zaszachowanie Warszawy. Dlaczego Rosjanie mieliby atakować w kierunku Warszawy? Tego S&F nie tłumaczy, a szkoda, ponieważ wariantów walki z Polską można wyobrazić sobie bez liku. Tak więc musimy – ponownie – uwierzyć na słowo, że autorzy ANW słusznie rozpisali jedyny możliwy wariant postepowania władz z Kremla. Zostawmy to jednak na później.
Sami autorzy ANW zakładają, że w przypadku błyskawicznego ataku na Polskę, Rosjanie mogliby użyć potencjału rakietowego (choć nie nuklearnego). Co rzeczywiście należy kalkulować i to niemalże jako pewnik. Tego rodzaju zagrożenie, należy zdaniem autorów prezentacji „przyjąć na klatę”. Pokazać, że nie boimy się strat, a dzięki rozproszeniu przetrwamy atak i będziemy niszczyć przeciwnika w strefie nękania i prowadzić namiętne i nieustępliwe ofensywy, działając z kryjówek w lasach. Tego rodzaju gotowość na rosyjskie uderzenie, ma zdaniem S&F charakter odstraszający bowiem Rosjanie będą wiedzieć, że obrona będzie prowadzona mimo wszystko. W ramach tej obrony autorzy wyznaczyli tzw. „Teorię polskiego zwycięstwa”, którym ma być rozejm z Rosją po pokonaniu jej wojsk w starciu konwencjonalnym.
Tyle, że założenie to jest kompletnie pozbawione sensu. Koncepcja walki z Rosją w ramach ANW zakłada, że Polska jako państwo przegrywa de facto wojnę w pierwszych jej godzinach, po czym Wojsko Polskie będzie – niczym Armia Krajowa – walczyć z przeciwnikiem w sposób partyzancki na zgliszczach kraju. Do ostatniego naboju. Po to by osiągnąć „polskie zwycięstwo” czyli nie przegrać militarnie i nie dopuścić Rosjan do zajęcia Warszawy. W tym miejscu należy sobie odpowiedzieć na pytanie:
Czym dla Polski będzie porażka w wojnie z Rosją?
Albo co będzie stanowić większą porażkę Polski: utrata kilku czołgów lub okrętów (tzw. „białych słoni”, „tłustych krów” czy innego zwierza) czy sytuacja, w której na skutek przyjęcia na klatę uderzenia bombowo-rakietowego (brak floty, Patriotów i silnego lotnictwa), zniszczone zostaną:
- Terminal LNG, przyłącze Baltic Pipe, Kopalnie ropy na Bałtyku (tak mamy platformy wiertnicze), rafineria w Gdańsku i Płocku – a więc zaplecze związane z surowcami energetycznymi,
- Największe i najważniejsze elektrownie oraz infrastruktura przesyłowa (jak np. kabel Szwecja – Polska po dnie Bałtyku, dzięki któremu możemy importować energię elektryczną),
- Strategiczna infrastruktura, jak terminale portowe, węzły kolejowe, wiadukty, mosty,
- Lotniska oraz zaplecze serwisowe dla lotnictwa,
- Bazy wojskowe, fabryki wojskowe oraz hale serwisowe dla Sił Zbrojnych,
- Cywilne kopalnie i zakłady przemysłowe,
- Magazyny surowców,
- Inne newralgiczne obiekty infrastrukturalne.
Jeśli S&F ma zamiar przy pomocy Armii Nowego Wzoru „wygrać” wojnę przy takich stratach (nie uwzględniam strat cywilnych), to należy zadać sobie pytanie, jak będzie wyglądała klęska ANW? Czy cofnięcie dobrze rozwiniętego państwa do epoki z 1945 roku nie będzie naszą totalną porażką, a jednocześnie zwycięstwem Rosji? Przecież to w dłuższej perspektywie pozbawi nas siły gospodarczo-ekonomicznej, znaczenia polityczno-militarnego oraz generalnie cofnie Polskę w rozwoju o kilka dziesięcioleci. Czy osiągnięcie takiego celu, przy zapłacie w postaci kilku zniszczonych czołgów, satysfakcjonowałoby Putina? Można z całą odpowiedzialnością założyć, że tak. Putin byłby zadowolony.
W tym kontekście należy zadać sobie kolejne pytanie, jaką wartość odstraszania mają wojska pochowane w lesie i w bunkrach, które nie reagują na ataki rakietowe (i czekające na inwazje lądową) nawet jeśli są one zdeterminowane do nieustępliwej walki w obliczu dewastacji całego Państwa?
Jak argumentowałem w jednym z wcześniejszych tekstów, odstraszaniem w kontekście zagrożenia rakietowego jest zakup systemów przeciwrakietowych. Oczywiście, że nie wyłapiemy wszystkich nadlatujących rakiet. Żadne państwo na świecie (włączając USA) nie jest przygotowane na odparcie całego arsenału rakietowego Rosji. Czy USA, Chiny, Niemcy czy ktokolwiek inny zrezygnował z systemów przeciwrakietowych? Posiadanie systemów przeciwrakietowych (jak Patriot) sprawia, że żeby przeciążyć nasze systemy obronne, Rosjanie musieliby użyć setek (a nie np. kilkunastu) rakiet w pierwszym uderzeniu, by mieć pewność, że atakiem saturacyjnym zniszczą cele. Tymczasem środki przenoszenia rakiet są ograniczone (ilościowo) i jednocześnie kosztują. Tak więc wystrzelanie się z potencjału rakietowego w pierwszych godzinach wojny byłoby dużym militarnym ryzykiem w kontekście innych zagrożeń (vide zagrożenie ze strony NATO ale nawet i Ukrainy). Ponadto, zmasowany atak rakietowy setek pocisków znacząco podwyższa ryzyko polityczne konfliktu oraz naraża Rosję na odwet NATO. Inną „ciężkość” polityczno-propagandową ma wystrzelenie „omyłkowo” kilku-kilkunastu rakiet, a inną zmasowany atak saturacyjny.
Jednak wróćmy do sztywnego scenariusza wyznaczonego przez S&F. Rosjanie atakują naszą infrastrukturę, której nie da się ukryć , przenieść i rozproszyć. Polska zostanie zdewastowana, a polskie społeczeństwo już w pierwszym dniu wojny zostaje pozbawione prądu, gazu (ogrzewanie), paliwa (komunikacja) , a nawet wody pitnej. W takich warunkach nastanie chaos w państwie. Ludzie rzucą się do nieczynnych sklepów by robić zapasy żywności i wody. Utrzymanie takiego „zaplecza” w porządku społecznym wymagać będzie ogromnego wysiłku licznego aparatu przymusu (a w co lepiej zainwestować, w kilka Patriotów czy utrzymywać latami ogromne siły policyjno-porządkowe oraz ponosić koszty znacznie większych strat w infrastrukturze i gospodarce?). Jednocześnie głodne zaplecze, nie wykarmi żołnierzy na froncie. Ci stacjonując w lasach i schronach zostaną rzeczywiście niejako odcięci od państwa, społeczeństwa, szerzej świata. Wprawdzie o to ponoć autorom S&F chodzi. Tłumaczą oni, że brak kontroli nad walczącymi oddziałami (brak kontaktu, rozproszenie) będzie atutem. Czy w oczach cierpiącego głód i niedostatki społeczeństwa – traktowanego niczym tarcza dla armii – również?
Na koniec wstawmy to wszystko w kontekst polskiej bitwy manewrowej. Zdaniem zespołu S&F Polska nie powinna ulegać groźbom Rosji oraz pójść na wojnę w celu nie dopuszczenia Rosji do europejskiej gry o równowagę. By Moskwa nie decydowała wspólnie z Berlinem o tym, co się dzieje w Warszawie. By zrealizować ten cel mamy podjąć wojnę w taki sposób, by zaakceptować dewastację państwa, cofnięcie go w rozwoju nawet o kilkadziesiąt lat, co w efekcie zmarginalizuje siłę polityczno-gospodarczą Polski w Europie, a tym samym sprawi, że nawet po przegraniu wojny kinetycznej, Moskwa będzie później narzucała warunki Warszawie przez kolejne dziesięciolecia. Innymi słowy, w celu walki o status Polski w świecie, akceptujemy, że w wyniku wojny ten status zostanie zniwelowany…. Czy zespół Strategy & Future na pewno dobrze odpowiedział na podstawowe pytanie (od tego powinno się zacząć): „Po co walczymy?”.
Żeby była jasność, nie jestem zwolennikiem zychowiczowskiego poddawania się narzuconym przez wroga warunkom oraz składania broni w sytuacji, gdy ktoś grozi wojną. Niemniej, jeśli sami autorzy projektu bitwy manewrowej uznają, że motywacja do walki staje się bezprzedmiotowa w pierwszych godzinach starcia, gdy nasz cel i powód (gra o status Polski i Rosji) zostaje zniszczony a powód do podjęcia walki obronnej znika – to znaczy, że coś tu jest nie tak.
Rosjanie grali w inną grę wojenną niż Strategy&Future
W tym miejscu wyobraźmy sobie ten szok autorów Strategy&Future oraz pochowanych w lesie i bunkrach żołnierzy-powstańców, gdy Władimir Putin nie wyda rozkazu do inwazji pancernej na Warszawę tylko zamiast tego, po zmasowanym ataku rakietowo-bombowym na Polskę i cofnięciu jej w rozwoju o 80 lat, widząc presję głodnego i przerażonego (brakiem zasobów) społeczeństwa na własne władze, zaproponuje Warszawie :
„To jak, zgadzacie się na nasze warunki, czy nadstawiacie drugi policzek i mamy powtórzyć?”.
Tego rodzaju groźba będzie tym bardziej prawdopodobna, że rosyjskie wojska rakietowe które użyją tylko znikomej części potencjału do pierwszego ataku, będą gotowe oddać drugą salwę.
Z kim wówczas będą walczyć pochowani w lesie polscy żołnierze? Z głodem i niechęcią własnego społeczeństwa, które – słusznie zresztą – stwierdzi, że polski żołnierz nie bronił obywateli i kraju, a zamiast tego schował się w lesie (i nie kiwnięto nawet palcem, nie wystrzelono jednej rakiety w obronie Polaków). Będzie to wyglądać jeszcze gorzej, przy świadomości, że dzięki zgromadzonym zapasom żołnierze nie tylko nie walczą, ale i nie cierpią głodu oraz niedostatków jak całe społeczeństwo. Polska propaganda będzie mogła przed wojną mamić oczy Putinowi, że ANW jest gotowa walczyć do ostatniego żołnierza, nawet po ataku rakietowym z głowicami jądrowymi (co sugeruje S&F). Prawda jest jednak taka, że Rosjanie pomimo tego rodzaju narracji i tak sprawdzą ten scenariusz. Zdewastują nam państwo i poczekają na efekty.
Reasumując, bezbronność i brak odpowiedzi na zagrożenie rakietowe (przyjmowanie na klatę) wręcz zwiększa ryzyko użycia pocisków rakietowych przez Rosjan. Zachęci ich do użycia uzbrojenia, które niemal bezkosztowo pozwoli zadać bolesny cios. Następnie – zamiast rzucać kolejne dywizje ryzykując straty – Rosjanie będą szantażować polskie władze użyciem tegoż samego środka. Przed którym nie będziemy mogli się bronić. W ten sposób Rosjanie mogliby powtarzać manewr do skutku, czyli do całkowicie bezkosztowego zwycięstwa wojennego. Zwiększając polskie straty, dewastując gospodarkę i infrastrukturę państwa oraz neutralizując jego znaczenie na kolejne dziesięciolecia.
Pancerne zagony nacierają wprost na przygotowaną puła…! A jednak nie
Ponieważ już drugi raz temat ANW i tzw. planu bitwy manewrowej został w zasadzie rozstrzygnięty i to jeszcze zanim weszliśmy na pułap taktyczny (na razie był polityczny i strategiczny), na potrzeby niniejszego eksperymentu należy założyć, że po rakietowym knock-downie Polska się nie poddała. Putin nie zmiękczył woli obrońców i zdecydował się na inwazję siłami lądowymi.
Koncepcja walki ANW zakłada walkę mniej licznymi Siłami Zbrojnym RP, ale za to lepiej wyposażonymi i wyszkolonymi. Problem w tym, że nawet najlepiej wyszkolony żołnierz z najlepszym sprzętem przedstawia zerową wartość bojową w miejscu gdzie go nie ma[i] (dlatego ANW jest bezużyteczna w przypadku upadku Ukrainy). Innymi słowy – jak stwierdził sam dr Jacek Bartosiak – front jest długi, przestrzeń spora, a bataliony będą się szukać na polu bitwy. Niemniej, żeby zabezpieczyć newralgiczne kierunki, trzeba siły odpowiednio rozproszyć. Rozproszenie mało licznej armii to jest coś, czego jednak z militarnego punktu widzenia należy unikać. Należy wówczas wybierać priorytety, być oszczędnym a w konsekwencji koncentrować siły i środki tylko tam, gdzie jest to niezbędne. Dbając jednocześnie by nasycenie potencjałem militarnym na danym odcinku było odpowiednie, a przeciwnik nie mógł (dzięki przewadze liczebnej) okrążyć obrońców. Bo ilość ma w tym kontekście duże znaczenie (można flankować przez „pustą” przestrzeń).
Wychodząc naprzeciw tym jakże słusznym założeniom (o potrzebie nie rozdrabniania mało licznych sił zbrojnych) , w prezentacji Armii Nowego Wzoru autorzy koncepcji obronnej sypią batalionami Wojsk Lądowych na lewo i prawo. Okruch tu, okruch tam. Może Jaś i Małgosia zdołają je dostrzec w lesie i wrócić po śladach do domu? Batalion na Wołyniu (po co?) , dwie brygady na Litwie (a jakże, bo mamy ich dużo), batalion na tzw. Przesmyku Suwalskim (bo „atak na Przesmyk Suwalski to ściema”). Dodatkowo dwie brygady wysunięte przed linią własnych sił głównych, jako partyzantka w „strefie nękania”. To wszystko może skutkować utratą aż 4 z 14 brygad liniowych i dodatkowo pomniejszych jednostek (samotne bataliony + WOT), zanim jeszcze dojdzie do decydującego starcia na kierunku warszawskim. Przy tym kompletnym nieporozumieniem jest wysyłanie dwóch brygad na Litwę, które będą podlegały różnym dowództwom (bo są z różnych dywizji). Wprowadzi to tylko chaos decyzyjny (zwłaszcza w warunkach WRE czyli zagłuszania komunikacji). Takich rzeczy się zwyczajnie nie robi.
W konsekwencji nawet na kierunku zagrożenia uznawanym przez S&F za główny (z Brześcia i Grodna), Siły Zbrojne RP nie dysponowałyby wystarczającym potencjałem militarnym zwłaszcza, jeśli mówimy o ochronie nie tylko Warszawy, ale i Trójmiasta, kierunku na Toruń/Bydgoszcz i kierunków na południe od Warszawy (Dęblin/Puławy). Należy pamiętać, że wpuszczenie przeciwnika w głąb Polski, daje mu logistyczną łatwość w rozproszeniu kierunków natarcia. W przypadku liczniejszego przeciwnika, daje mu to potencjał do skorzystania z przewagi liczebnej i stosowania flankowania oraz okrążeni korzystając z dużej przestrzeni. By się przed tym bronić, będzie trzeba rozpraszać własne, mniej liczne siły, inaczej grozić to będzie okrążeniem. O ile przekraczając polską granicę rosyjski ruch będzie dość mocno skanalizowany, o tyle z każdym kilometrem w głąb naszego terytorium, wrogie wojska będą miały miejsce do rozwinięcia wszerz i wykorzystania przewagi liczebnej.
Co zresztą wszystko mogłoby nie mieć kompletnie znaczenia. Bowiem jeśli Władimir Putin wysłuchałby prezentacji o ANW i dostrzegł, że politycy zrealizowali jej założenia, to wcale nie uderzałby na Warszawę (albo nie od razu). Gdyby Rosjanie zorientowaliby się, że Polacy uwierzyli, że „Przesmyk Suwalski to ściema” to mogliby celowo skierować główne natarcie z Białorusi na Litwę. Taka operacja odcięłaby Bałtów (ułatwiając ich zajęcie), stworzyła korytarz do Kaliningradu, a jednocześnie prowadziłaby do okrążenia dwóch polskich brygad i w efekcie do ich zniszczenia (nie przejmujemy się, przecież Armia Nowego Wzoru ma ich tak dużo). Zamiast decydować się na walne rozstrzygnięcie, Rosjanie mogliby – właśnie metodą salami – rozbijać poszczególne, wyizolowane, małe i podatne na zniszczenie zgrupowania Wojska Polskiego.
Wreszcie kompletnie niezrozumiałym jest założenie autorów koncepcji ANW, że Rosja szykuje się na krótkotrwałą wojnę. Wobec czego nie widzą potrzeby szykowania się na długi konflikt ani budowy odpowiedniego potencjału ofensywnego (czyli ciężkich zgrupowań pancernych). Stoi to w sprzeczności z najświeższymi doświadczeniami z Donbasu. Tam Rosjanie weszli w 2014 roku i wojna trwa do dziś. JUŻ SIÓDMY ROK. Ukraińcy natomiast odbudowują i rozwijają swój potencjał pancerny inwestując w modernizację oraz produkcję własnych czołgów (nawiasem mówiąc, gdyby Ukraina wprowadziła koncepcję ANW zamiast mieć jak teraz – ponad 200 tys. armię – byłoby już game over).
Jeśli Armia Nowego Wzoru zakłada „oddanie” niejako wschodu Polski (gdzie mamy walczyć metodą z partyzanta w tzw. strefie nękania), to Władimir Putin może z chęcią taki dar przyjąć. Wojska Federacji Rosyjskiej mogą wjechać na przygraniczne powiaty, zająć je, okopać się ustawić bąble A2AD, obronę PLOT i przeciw-dronową a następnie zrobić to samo co na Ukrainie i zaproponować:
„Albo zgadzacie się na nasze warunki, albo tutaj sobie posiedzimy. Latami. A Wasze państwo będzie krwawić i zamiast się rozwijać. Zapomnijcie o bezpieczeństwie i szlakach handlowych z Chin. Zrobimy tu rondo wokół czarnej dziury”.
Stworzenie „ronda” będzie tym łatwiejsze, że Polska ANW nie będzie dysponować Marynarką Wojenną… (a gdyby S&F mogło cofnąć kontrakty na F-35 to i zapewne nie mielibyśmy lotnictwa). Więc statki transportowe mogłyby spokojnie pływać między Kaliningradem lub Petersburgiem do np. Lubeki. Nie moglibyśmy przecież strzelać z brzegu do każdego napotkanego statku (a nie będzie jak ich skontrolować: czyje są, co przewożą?). Do tego mogłaby ruszyć spokojnie budowa Nord Stream III (jako np. ropociąg). A wy Polacy siedźcie sobie w tych lasach i bunkrach czekając na inwazję, która nie nadejdzie…
Wariant, w którym Rosjanie chcą uderzyć na Warszawę – jest ponownie – najbardziej dla nich ryzykownym a więc najmniej prawdopodobnym. Tymczasem ANW przygotowana została pod właśnie taki scenariusz. Sami autorzy prezentacji stwierdzają, że wojska Federacji Rosyjskiej miałyby olbrzymie problemy z dociągnięciem logistyki w głąb terytorium państwa polskiego. Im dalej od granicy z Białorusią tym gorzej. Mając na uwadze ten fakt, zespół S&F zakłada, że Rosjanie znając swoje ograniczenia będą starali się za wszelką cenę zdobyć Warszawę niemalże z marszu w kilka dni (choć dr Jacek Bartosiak sam przestrzega przed niedocenianiem intelektu przeciwnika). Wg S&F, Federacja Rosyjska ryzykowałaby starciem w polu z Wojskiem Polskim w drodze na Warszawę, zamiast zwyczajnie zdewastować przeciwnika bez kosztów (rakietami), zająć część jego terytorium bez strat (bo sam odpuścił) i rozpocząć negocjacje polityczne z pozycji zwycięzcy. Logiki w tym żadnej.
Armia Nowego Wzoru ma być mobilna i zdolna do wojny manewrowej – dlatego należy ograniczyć liczebność wojsk pancernych i ograniczyć ich mobilność
Specjalista od broni pancernej – Damian Ratka – zwykł powtarzać w dyskusjach, że na polu bitwy mierny czołg jest lepszy niż żaden. By zrozumieć siłę tego argumentu należy pamiętać, że to kawaleria zawsze dawała i wciąż daje manewr oraz potencjał przełamania obrony przeciwnika. Innymi słowy, kawaleria jest manewrem. I impetem. Współczesna kawaleria to nic innego jak zgrupowania pancerne, które oprócz manewru i przełamania dają jeszcze odporność (pancerz). Należy być świadomym, że nie da się na współczesnym polu walki prowadzić oskrzydlenia, ofensywy lub kontruderzenia bez współczesnej kawalerii (powietrznej czy pancernej). Piechotę zawsze czeka rzeź przy szturmie na przygotowanego do obrony przeciwnika lub w zetknięciu w polu z siłami pancernymi. Piechota zmotoryzowana (czyli poruszająca się na pojazdach kołowych) jest ponadto mniej mobilna. Tak. W prezentacji ANW , dr Jacek Bartosiak stwierdził, że należy postawić na mobilność wobec czego trzeba zrezygnować z podwozia gąsienicowego dla piechoty i zdecydować się na kołowe (bo jest rzekomo bardziej mobilne). Wiedzą rudymentarną jest to, że to właśnie gąsienice dają mobilność – a więc możliwość pokonywania trudniejszego terenu (niż szosa) a jednocześnie umożliwiają większą swobodę działania i zaskoczenia przeciwnika. Ta reguła jest znana od niemal stu lat. Jak piechota na transporterach kołowych będzie towarzyszyć czołgom skoro nie będzie mogła pokonać tych samych przeszkód terenowych w takim samym tempie? Na temat technikaliów powinni wypowiadać się eksperci, niemniej – jako laik hobbysta – zwróciłem uwagę na to zagadnienie.
Wracając jednak do cytatu z początku podrozdziału. O ile Pt-91 a już na pewno T-72 nie spełniają wymogów pola walki w bitwie pancernej przeciwko lepszym rosyjskim odpowiednikom, o tyle każdy PT-91 (a nawet T-72) będzie istotnym zagrożeniem dla wszelkich innych związków taktycznych przeciwnika. Umiejętne i odpowiednie użycie nawet przestarzałych – ale sprawnych – czołgów może dać przewagę na polu bitwy, doprowadzić do oskrzydlenia przeciwnika lub pozwolić na „złapanie” wrogich sił przeciwlotniczych, rakietowych, czy piechoty w ruchu. Nie jestem zwolennikiem modernizacji T-72 (należało to zrobić z 15 lat temu, teraz jest za późno), niemniej, mamy na stanie takie a nie inne czołgi. Na szczęście zostaną zastąpione – jeśli chodzi o jednostki w linii – przez zakupione Abramsy. Niemniej starsze czołgi też należy kalkulować i w razie czego wykorzystać. Po prostu. Bo się mogą przydać. Zwłaszcza PT-91, których póki co absolutnie nie można wycofywać z linii. Oczywiście jak najszybciej trzeba je zastąpić nowszym sprzętem i o tym się myśli w programie Wilk (słusznie). Temat przestarzałych BWP-1 również boli, gdy się go omawia. Niemniej, na razie to nasze jedyne transportery gąsienicowe (podobnie jak T-72 , są remontowane i mają być w części zmodernizowane). Ich rolą, jest przewieźć uzbrojoną piechotę z punktu A do punktu B (a nie walka z czołgami). Przewieźć tam, gdzie wymagać tego będzie taktyczna sytuacja i koncepcja użycia broni pancernej. Jeśli piechotę przerzucilibyśmy na koła, to mielibyśmy na polu bitwy sytuację, w której czołgi mogłyby dokonać flankowania i uderzenia na przeciwnika z zaskoczenia, ale musiałyby działać bez piechoty, bo np. Rosomak nie byłby zdolny do obejścia wrogiego ugrupowania po trudnym terenie. W efekcie, nawet jeśli czołgi wygrałyby starcie to nie mogłyby ugruntować polskiej obecności na danym odcinku, bowiem nie dojechałaby piechota, która mogłaby np. przygotować dopiero co zajęty teren do obrony przed kontrnatarciem. W konsekwencji nasze siły pancerne zostałyby pozbawione możliwości utrzymania zdobytych pozycji, a więc ewentualnego kontynuowania uderzenia wzdłuż linii natarcia oraz odniesienia większego, bardziej decydującego zwycięstwa. Niemożliwym byłoby okrążenie przeciwnika i jego rozgromienie w matni. Dodatkowo czołgi – bez osłony piechoty – byłyby bardziej podatne na błyskawiczne kontruderzenie. Dlatego tak istotnym jest posiadanie podwozia gąsienicowego transporterów piechoty w zgrupowaniach pancernych. By piechota mogła dotrzeć wszędzie tam gdzie dotrze czołg. Jest to elementarz wiedzy o współczesnym polu bitwy i walce sił pancerno-zmechanizowanych.
Zamiana mobilnych brygad powietrznodesantowych na eksperymentalne jednostki partyzanckie
Projekt ANW proponuje przebudowanie obu elitarnych brygad powietrznodesantowych (6 i 25). Innymi słowy, koncepcja zakłada zmarnowanie potencjału żołnierzy przeszkolonych w desancie powietrzno-morskim (spadochroniarze lub desant ze śmigłowców) i wykorzystanie ich do zadań prowadzenia leśnej partyzantki na lądzie. Należy pamiętać, że szkolenie sił powietrzno-desantowych jest jednym z najcięższych i najtrudniejszych wyzwań. „Spieszenie” żołnierzy posiadających umiejętność desantu z w powietrza należy uznać za kompletne nieporozumienie. Do wykonywania zadań obejmujących leśną walkę partyzancką wpisującą się w tzw. „zieloną taktykę” można oddelegować i przeszkolić dowolną brygadę piechoty. Natomiast w zakresie przeszkolenia powietrzno-desantowego, rekrutacja do tego typu jednostek jest specyficzna. Potrzebne są wyjątkowe zdolności psycho-fizyczne. Jeśli „spieszymy” żołnierzy z brygad powietrznodesantowych, to w ich miejsce nie znajdziemy szybko zastępstwa. Piechur np. ze zmechu nie przesiądzie się z dnia na dzień do śmigłowca lub nie skoczy ze spadochronem. Tymczasem może pojawić się potrzeba użycia desantu powietrznego. Taki może wykonać tylko odpowiednio wyszkolony żołnierz (a nie dowolny). Tak więc wydzielenie do zadań partyzanckich w lesie specjalistycznie wyszkolonych żołnierzy jest najgorszym możliwym pomysłem. Zmarnowaniem potencjału i wieloletniego wyszkolenia.
Jednocześnie „spieszenie” aeromobilnych brygad powietrzno-desantowych należy traktować jako rezygnację z tego rodzaju formacji (oraz modernizacji floty transporowo-śmigłowcowej co rzeczywiście jest drogą imprezą). Co za tym idzie, kolejny raz w ramach „planu polskiej bitwy manewrowej” Strategy & Future proponuje ograniczenie mobilności manewrowej Wojska Polskiego. Jest to jedna z licznych wewnętrznych sprzeczności w koncepcji Armii Nowego Wzoru, w której czasem nawet słuszne hasła i postulaty rozmijają się z rzeczywistymi skutkami zakładanych zmian i reform. Pytanie, czy autorzy mają tego świadomość? To że jakiś żołnierz z 6 czy 25 brygady chętnie przesiadłby się ze starych śmigłowców i chciał „pobawić się” dronami, to nie oznacza, że tego rodzaju rozwiązanie jest najkorzystniejsze z punktu widzenia całych Siły Zbrojnych. Powoływanie się więc na argument: „bo oni sami chcą”, jest tutaj kompletnie bez znaczenia.
Rezygnacja z sił aeromobilnych skutkować będzie znacznym zmniejszeniem „marginesu błędu” w obronie Polski. Bowiem jeśli w jakimś miejscu obrona będzie bliska załamania, lub przeciwnik złapie na danym odcinku „pustą przestrzeń” w marszu na niebronione przeprawy lub odcinki, wówczas Dowództwo Sił Zbrojnych RP nie będzie posiadało wysoce mobilnego odwodu zdolnego w bardzo krótkim czasie „załatać” dziury w obronie. W zasadzie koncepcja ANW rezygnuje z wysokiej mobilności sił aeromobilnych, które mogą okazać się przydatne tak w elastycznej obronie, jak również innego rodzaju sytuacjach, w których można byłoby wykorzystać ten potencjał nawet z zamiarem ofensywnym.
Nadto zupełnym nieporozumieniem jest tworzenie eksperymentalnych jednostek w sile brygady, lub nawet dwóch. Współczesne siły zbrojne są znacznie mniej liczne niż te z czasów II Wojny Światowej. Wówczas milionowe armie posiadające w strukturach sto i więcej dywizji, mogły sobie pozwolić nawet na „eksperymentalne dywizje”. Tymczasem Wojsko Polskie dysponuje 14 brygadami liniowymi (po 3 w każdej dywizji oraz 2 powietrznodesantowe). Wydzielenie z tych sił aż 2 brygad w celach eksperymentalnych jest obarczone dużym ryzykiem. Eksperymenty i testy nowego uzbrojenia oraz taktyki jego użycia, a także skuteczności powinny odbywać się współcześnie w jednostkach o sile batalionu lub dwóch. Eksperyment na dwóch liniowych brygadach i to elitarnych, może okazać się katastrofą. Jeśli przeciwnik będzie dysponował skutecznymi systemami anty-dronowymi (mikrofale, zagłuszanie WRE, czy wreszcie zwykła OPL), to może się okazać, że dwie nasze elitarne brygady są bezzębne a do tego nisko-mobilne. By nie rzec – bezużyteczne. Tego rodzaju eksperymenty to duże ryzyko.
Jednocześnie przeciwnik również będzie dysponował dronami, artylerią, wysoką mobilnością oraz siłami powietrznodesantowymi. Co za tym idzie, będzie miał potencjał do wyizolowania oraz okrążenia samotnie walczących po lasach w „strefie nękania” brygad (i WOT-u). Co w konsekwencji doprowadzi do ich zniszczenia. Tego rodzaju taktyka, to kolejny przykład na rozczłonkowanie i tak już skromnych sił Armii Nowego Wzoru, co narazi Wojsko Polskie na niszczenie poszczególnych brygad i mniejszych oddziałów walczących niejako w samotności ze znacznie liczniejszym przeciwnikiem dysponującym pełnym wachlarzem efektorów (artyleria, wsparcie z powietrza, siły pancerne, piechota, sily aeromobilne, drony). W przypadku gdy siły brygad 6 i 25 wspartej przez WOT będą pozostawione samotnie w „strefie nękania” ,a trzon reszty sił zostanie z tyłu (w strefie śmierci), to tego rodzaju rozłożenie sił może skończyć się zaszczuciem „leśnej partyzantki” i jej ciągłą ucieczką oraz zmianą pozycji. W konsekwencji brygady te zamiast nękać, same mogą być nękane i niezdolne do działań zaczepnych. Zwłaszcza, że będą pozbawione „ciężkiego” wsparcia w postaci artylerii, obrony PLOT (NAREW ma bronić tylko „strefy śmierci”) czy czołgów. To nie są czasy II Wojny Światowej, gdzie nawet kilkuset ludzi w lesie jest nie do odnalezienia. Przeciwnik będzie dysponował lotnictwem, śmigłowcami i dronami z kamerami na podczerwień oraz noktowizją. Będzie posiadał radary i dysponował potencjałem namierzenia, skąd wylatują polskie drony. Wystawienie dwóch brygad i WOT-u na szpicy, pozwoli przeciwnikowi skupić się na wyizolowaniu i eliminacji tych sił (bo kto powiedział, że będą chcieli atakować Warszawę?). Zwykłe podpalenie lasu może mocno ograniczyć działalność „partyzantki” tak w zakresie ruchu w wybranych kierunkach, jak i samego rozpoznania. Namierzenie danego oddziału może skończyć się bombardowaniem obszarowym (napalm, gaz bojowy etc.). Należy kalkulować, że poirytowany Iwan nie będzie się w tańcu gramolił. Tak więc nawet najlepszy kamuflaż, wyszkolenie i sprzęt mogą nie pomóc w sytuacji, w której rozproszone brygady będą ścigane z powietrza i lądu, przy użyciu wszelkich dostępnych sił i środków. Tego rodzaju taktyka partyzancka byłaby znacznie bardziej skuteczna i miała większe szanse powodzenia, gdyby niedaleko znajdował się trzon sił z obroną OPL , artylerią (ogień kontrbateryjny) oraz własnymi siłami pancernymi (kontruderzenia gdy ruszy pościg). Wówczas przeciwnik nie mógłby bezkarnie uderzać obszarowo w rozpoznane grupki partyzanckie i koncentrować się na ich eliminacji.
Nadto przeceniana jest możliwość uderzeniowa oraz skuteczność powstrzymywania i nękania przeciwnika za pomocą amunicji krążącej. Wg koncepcji ANW dopiero kompania lekkiej piechoty (114 żołnierzy w polu) dysponować będzie łącznie 56 sztukami amunicji krążącej. Można przypuszczać, że tego rodzaju „rój” rzeczywiście będzie już groźny i może przebić słabszą lub nieprzygotowaną obronę powietrzną. Do zadania naprawdę bolesnych strat potrzeba będzie batalionu piechoty (417 ludzi w polu i 168 sztuk amunicji krążącej). To spora grupa. 417 ludzi zaangażowanych w kierowanie „rojem” 168 sztuk amunicji krążącej to przerost formy nad treścią. To tak jakby do wystrzelenia 1 pocisku artyleryjskiego zaangażować 4 haubicoarmaty (bo tym jest amunicja krążąca – to jest rodzaj środka artyleryjskiego). I choć haubicoarmatę obsługuje czterech żołnierzy, to taki pojazd posiada spory zapas amunicji wobec czego może oddać kilkadziesiąt salw (z uwzględnieniem wozów amunicyjnych) a nie tylko jedną.
Obecna technologia pocisków Warmate w zakresie ich wystrzeliwania, kierowania i namierzania na cel jest niewystarczająca. Należy poczekać na udoskonalenie sprzętu ciężkiego i wprowadzenie do linii wieloprowadnicowych wyrzutni amunicji krążącej (Chińczycy już mają). Tak, by jeden pojazd w jednej salwie mógł wystrzelić ok. 30-40 pocisków. Tak więc 3 pojazdy w baterii mogłyby za jednym zamachem sformować „rój” w ilości ok. 100 pocisków i zostać błyskawicznie przeładowane dzięki bliskości wozu amunicyjnego. Należy również rozwijać technologię koordynacji, zarządzania i dowodzenia takim rojem, bo w tej chwili mogą być z tym spore trudności. Biorąc pod uwagę fakt, że tego rodzaju systemy o kilkusetkrotnie większej wydajności już powstają, zamiast robić z elitarnej jednostki powietrznodesantowej chłopców od puszczania „latawców z plecaka”, należy eksperymentalnie sformować dywizjon artyleryjski wyrzutni dronów. A więc jednostkę towarzyszącą siłom liniowym operującym w strukturze dywizji. Marnowanie potencjału całych dwóch brygad na mało wydajne plecaki z dronami to pomysł kompletnie nietrafiony. Jeden dywizjon wieloprowadnicowych wyrzutni (12-16 sztuk wyrzutni) będzie bardziej efektywny w zakresie walki za pomocą amunicji krążącej niż kilka tysięcy żołnierzy pochowanych w lesie. Tych żołnierzy można wykorzystać znacznie lepiej. We współczesnej armii to nie ilość sprzętu może okazać się problemem, a ilość żołnierzy w linii.
Należy również przypomnieć, że mamy szykować się do obrony Polski i zadania przeciwnikowi dużych strat. Tymczasem rozproszone po polskich lasach drużyny piechoty z dwóch elitarnych brygad + WOT, będą miały potencjał do zniszczenia tego lub owego pojazdu. Atakowania małych zgrupowań wroga, co nie będzie miało większego wpływu na ofensywę jednej lub nawet kilku armii. Zniszczenie kilkunastu pojazdów tu i ówdzie, w skali inwazji sił o liczebności stu tysięcy lub więcej, będzie niezauważalne dla postępu głównych sił wroga.
Reasumując, z uwagi na:
- Chęć pozbawienia Sił Zbrojnych formacji aeromobilnych,
- Bezsens wykorzystywania specjalistycznie wyszkolonych żołnierzy do zadań, które można powierzyć każdemu, w tym żołnierzom WOT-u,
- przestarzałą myśl w zakresie użytku nowych systemów pola walki (amunicja krążąca z plecaka),
- duże ryzyko wystawienia lekkiej piechot na walkę w osamotnieniu z przeciwnikiem dysponującym całym wachlarzem narzędzi eksterminacji,
- zbędne rozproszenie sił i środków, w mało liczebnej Armii Nowego Wzoru,
- małą efektywność „partyzantki”, bowiem zniszczenie tego czy innego pojazdu, nie będzie miało większego wpływu na przebieg kampanii i postęp czołówek rosyjskich, tak jak polska partyzantka miała znikome znaczenie w ciągach logistycznych III Rzeszy w czasie walki z ZSRR (Niemcy mieli ogromne problemy, ale nie z uwagi na polską partyzantkę),
pomysł przezbrajania 6 i 25 brygady powietrznodesantowej na spieszoną lekką piechotę wyposażoną w eksperymentalne uzbrojenie należy uznać za kompletnie pozbawiony logiki i sensu. Tego rodzaju „partyzantkę” (jeśli już chcemy ją tworzyć) należałoby sformować z żołnierzy mniej elitarnych jednostek, które obecnie posiadają braki sprzętowe. Dodatkowo lekka piechota musi operować w zasięgu własnej obrony przeciwlotniczej, a najlepiej również w zasięgu własnej artylerii oraz relatywnie blisko trzonu sił głównych – tak by przeciwnik nie mógł skupić się na rozproszeniu, okrążaniu i eliminowaniu ukrytych jednostek, tylko musiał liczyć się z ewentualnym kontrnatarciem. Mając w zasięgu wzroku tygrysa, wróg nie mógłby uganiać się za nękającą go muchą.
WOT i cywile na rzeź
Zadziwia również podejście autorów ANW w zakresie użycia WOT-u. Jeszcze kilka lat temu dr Jacek Bartosiak krytycznie odnosił się do formowania nowego rodzaju sił zbrojnych. I stanowczo sprzeciwiał się do używania WOT-u na froncie, zwłaszcza do walki z regularnymi wojskami przeciwnika. „To byłaby rzeź” , „Bezsensowne przelewanie krwi” – argumentował. Tymczasem w ANW w ramach prowadzenia bitwy manewrowej to WOT ma być na pierwszym froncie i fortyfikować oraz bronić wybranych miast i węzłów komunikacyjnych (Biała Podlaska, Łomża, Radzyń Podlaski). W sytuacji gdy trzon Sił Zbrojnych RP z obroną PLOT , z artylerią i ciężkim sprzętem będzie posadowiony znacznie bliżej stolicy. Dla lekkiej, nieregularnej piechoty złożonej z ochotników byłaby to zwyczajna rzeź bez szans na zwycięstwo. Zlokalizowana obrona WOT-u zostałaby zwyczajnie zbombardowana lub ostrzelana przez artylerię. Ostatecznie rozjechana przez wrogie zagony pancerne w trakcie odwrotu lub ucieczki.
Ponadto należy pamiętać, że najskuteczniejszą metodą walki z „partyzantami” jest terror. Innymi słowy przy decydowaniu się na tego rodzaju styl prowadzenia obrony trzeba zdawać sobie sprawę, że Rosjanie mogą nie mieć cierpliwości dla podejmowanych przez polską stronę działań dywersyjnych. W konsekwencji może to skutkować pacyfikacją wsi i miasteczek. Naprawdę uważamy, że tego nie zrobią, bo mamy XXI wiek? Gdy jeden rosyjski oficer z drugim stracą rękę lub oko, albo brata na polu bitwy, przestaną myśleć o humanitarnym traktowaniu cywilów. Wojna zmienia okoliczności i perspektywę. Brutalność pacyfikacji na terenach zajętych przez wroga należy wkalkulować w koszty ewentualnej taktyki oddania terenu i prowadzenia na nim walki partyzanckiej (zwłaszcza takiego wroga, który stosował już w historii taką taktykę). Co znów pokazuje, jak fatalną dla Polski będzie wojna obronna przeciw Rosji prowadzona na własnym terytorium.
„Rosjanie nie użyją atomu!…” [Boooooooooooom!]
We wrześniowej prezentacji Armii Nowego Wzoru – która pisząc szczerze okazała się zbiorem truizmów bez konkretów – dr Jacek Bartosiak zapowiedział, że zespół S&F przedstawi polską odpowiedź na zagrożenie w postaci użycia taktycznej broni jądrowej (wywołało to u mnie autentyczną ciekawość). Obietnicę pamiętamy. Czy została spełniona?
W pierwszej kolejności należy uczciwie przyznać, że Albert Świdziński (bo jak rozumiem każdy wygłaszał przygotowaną przez siebie część materiału) wykonał naprawdę dużą i dość rzetelną (na tyle na ile potrafię ocenić jako laik z tego tematu) robotę. Przeanalizował różne przykłady z różnych stron świata. Autor poświęcił się i zrobił chyba wszystko co było możliwe by wykazać, że Rosjanie jednak nie użyją taktycznej broni jądrowej… Bo próba przekonania kogokolwiek (a co obiecywał JB), że Polska będzie miała odpowiedź na takie zagrożenie skazana była oczywiście na porażkę. Nie traktujemy przecież na poważnie groźby użycia polskiej artylerii przeciwko Kaliningradowi czy bluff w postaci udawania, że posiadamy atom (który to fortel byłby całkowicie niewiarygodny dziś, jutro i zapewne w najbliższych latach). Tego rodzaju groźby Putin zbyłby pobłażliwym uśmiechem.
Z tego powodu, że nie dało się wykazać, że Polska będzie miała realną odpowiedź na zagrożenie nuklearne ze strony Rosji, zespół S&F doszedł do wniosku, że Federacja Rosyjska nie użyje przeciw Polsce taktycznej broni jądrowej. ..
Dlaczego Rosja miałaby zrezygnować z użycia taktycznej broni jądrowej? Ponieważ władze z Kremla rzekomo bałyby się utraty wizerunku co uniemożliwiłoby im zawarcie korzystnej współpracy z Zachodem (pozyskanie kapitału i technologii). Wniosek ten jest tym bardziej zaskakujący, że dr Jacek Bartosiak wielokrotnie opowiadał (a nawet opisał w książce) wariant wojny obronnej Polski, w której Wojsko Polskie wygrywa konwencjonalną bitwę lądową, co skłania Federację Rosyjską do użycia w celach deeskalacji konfliktu taktycznej broni jądrowej. Tego rodzaju scenariusz – jak opowiedział sam Jacek Bartosiak – był wynikiem gry wojennej przeprowadzonej przez Amerykanów z udziałem jego osoby. Innymi słowy, sami Amerykanie kalkulują, że Federacja Rosyjska jest zdolna do użycia broni jądrowej w celach deeskalacji w momencie, gdy zacznie przegrywać starcie konwencjonalne. I tego rodzaju założenie jest zupełnie słuszne. Dlaczego?
Ponieważ jeśli Rosjanie przegraliby konflikt konwencjonalny z Polską i NATO, wówczas nikt nie zaproponowałby Rosji żadnego korzystnego porozumienia. Nikt by Putina nie dofinansował ani nie dał mu technologii. W zasadzie Amerykanie podyktowaliby Rosjanom warunki. Innymi słowy, gdyby Federacja Rosyjska przegrała, nie uzyskałaby nic. Dlatego gdy zacznie przegrywać, może zdecydować się na użycie taktycznej broni jądrowej. Bo nie będzie miała nic do stracenia, a może coś ugrać. W konsekwencji przegrywająca wojnę Rosja będzie miała „w pompie” swój wizerunek, bowiem i tak nie będzie miała szansy na korzystne dla siebie porozumienie. Więc to jest żaden argument przeciw użyciu taktycznej broni jądrowej. Ponadto trzeba zdawać sobie sprawę z jednej kwestii. Można wykonać analizę teoretyczną o głębi książki lub 1000 slajdów, a i tak może się w rzeczywistości okazać, że z jakiś przyczyn władze z Kremla użyją taktycznej broni jądrowej. Zwłaszcza, że ocena ryzyka brutalności konfliktu dokonana w czasie pokoju, może być kompletnie nieadekwatna do warunków wojennych, w których perspektywa ludzi (w tym decydentów) oraz ich zachowania potrafią zmienić się radykalnie. Pamiętajmy, że w SS służyli również „dobrzy ojcowie” , którzy po wykonaniu rozkazu mordu bezbronnych ludzi, wracali do domu i bawili się z dzieckiem. Wojna to jest zjawisko, którego nie sposób logicznie i chłodno przeanalizować w warunkach pokojowych siedząc w papciach przy kominku. Nie ulega wątpliwości, że na wypadek wojny Polska/NATO vs Rosja, należy brać pod uwagę ryzyko użycia broni jądrowej przez Rosjan. Choćby wszystkie analizy świata wskazywały, że jest to mało prawdopodobne.
Tak więc kolejny raz powtarzam (w którym to już materiale) – dopuszczanie do sytuacji, w której Polska będzie musiała toczyć wojnę obronną na własnym terytorium, jest klęską samą w sobie. Bowiem takiej wojny nie będziemy w stanie wygrać . Ani państwowo ani militarnie. W najlepszym przypadku przegramy ją państwowo (dewastacja kraju) i nie przegramy (ale i nie wygramy) militarnie, bowiem Rosjanie nas nie pobiją, ale zniszczą nasze wojska konwencjonalnie lub taktyczną bronią nuklearną.
Marynarka wojenna i chochoły wojny
Innym – bardzo słabym w mojej ocenie fragmentem blisko 11 godzinnej prezentacji – było odniesienie się do argumentu zaorania Marynarki Wojennej. Mecenas Bartosiak walczył z chochołem. Udowadniał jak naiwni są Ci, którzy myślą, że USA wpłynie na Bałtyk lotniskowcami… Jedyną osobą w Polsce, którą znam, a z której ust padły w jednym zdaniu słowa: „lotniskowiec” i „Bałtyk” jest sam dr Bartosiak. Nie spotkałem się również z narracją, w której w czasie wojny obronnej Polski, ktokolwiek chciałby wysyłać polską flotę do Państw Bałtyckich w celu ich wsparcia (choć to miałoby sens, gdyby Polska sama nie była atakowana). Tak więc przez ok. pół godziny dr Jacek Bartosiak nieco szydził z tez, które nie mają żadnej wartości i które sam chyba wymyślił na potrzeby prezentacji, by je później łatwo wypunktować w narożniku. Podobnie było z sugestią, że znajdą się tacy mało rozgarnięci dowódcy okrętów, którzy będą w czasie wojny kierować duże jednostki blisko wrogich wybrzeży w celu walki z systemami lądowymi… Dla ludzi z marynarki oczywistym jest, że okręty trzyma się z dala od wrogiego wybrzeża, co najmniej w odległości kilkudziesięciu km, tj. w martwej strefie horyzontu radiolokacyjnego. Tak więc w celu wykazania, że MW jest niepotrzebna, wybrano do prezentacji najbardziej idiotyczne pomysły by je później obśmiać. Słabo. Opowieści/anegdotki o niemalże „szuranu” amerykańskich niszczycieli czy atomowych okrętów podwodnych po dnie Bałtyku, to bardzo żenujący fragment wystąpienia dra Jacka Bartosiaka. Przypomnijmy, że okrętem flagowym rosyjskiej Floty Bałtyckiej jest niszczyciel typu Sowriemiennyj o pełnej wyporności blisko 8 tys. ton (dwa razy większej niż standardowa fregata). Warto pamiętać, że na Bałtyku pojawiają się od czasu do czasu na ćwiczeniach i manewrach rosyjskie okręty podwodne o napędzie atomowym (pomijam sensowność tego ruchu, jednak to pokazuje, że nawet takie ogromne jednostki nie mają problemu z pływaniem i manewrowaniem na Morzu Bałtyckim i pod jego powietrznią – ostatnia ich obecność to sierpień 2021r. ). Reasumując zmarnowano sporo czasu z bardzo długiej prezentacji, który można było poświęcić na merytoryczne odniesienie się do znanych przecież i publicznie wygłaszanych przez specjalistów argumentów za utrzymaniem MW.
A właśnie zabrakło odniesienia się do najbardziej ważkich argumentów w temacie, które padały wielokrotnie w debacie publicznej i to w artykułach, które J.Bartosiak komentował zdawkowo na twitterze (a więc zna tezy). Mianowicie nie zostało przedstawione i uzasadnione:
- W jaki sposób, jakim potencjałem przy użyciu jakiej taktyki i środków Rosjanie mieliby zatopić nowoczesnej polskie fregaty w 15 minut od rozpoczęcia wojny? Bo teza o 15 minutach została rzucona bodaj 4 lata temu i do dziś nie została uzasadniona (ani się z niej publicznie nie wycofano), a eksperci od walki morskiej ten zarzut zwyczajnie obalili (problem namierzania w czasie rzeczywistym ruchomego celu oraz nakierowania na niego pocisku oraz skoordynowania ataku saturacyjnego, a także przezwyciężenia systemów obronnych a także uniknięcie „wabików”),
- W jaki dokładnie sposób ustawiona na wybrzeżu NAREW oraz Morska Jednostka Rakietowa miałyby ochronić newralgiczną infrastrukturę energetyczną w postaci kopalni ropy (polskie platformy wiertnicze na Bałtyku), terminalu LNG w Świnoujściu czy Baltic Pipe (i innych) przed saturacyjnym atakiem morskim lub lotniczym, wykonanym z pułapu poniżej horyzontu radarowego? Zwłaszcza, że dwa miesiące temu Rosjanie zademonstrowali potencjalną możliwość ataku na polską platformę:
- Dlaczego S&F postuluje zrezygnować z potencjału zdobycia przewagi nad Bałtykiem (co jest możliwe), odstraszenia rosyjskiej floty i lotnictwa z tej strefy oraz uniemożliwienia Rosjanom zagrażania Polsce od północnej strony? Fregaty to pływające „bąble” A2AD, przed którymi S&F oraz sam Jacek Bartosiak wielokrotnie przestrzegał. Czemu rosyjskie „bąble” są groźne, ale nasze byłyby łatwe do przebicia?
- Dlaczego S&F zaprezentowało „mapkę” walki na lądzie, ale zabrakło takiej w stosunku do ewentualnej bitwy powietrzno-morskiej nad Bałtykiem? Z mapy jasno wynikałoby, że polska flota mogłaby się w łatwy sposób „schować” przed rosyjskimi lądowymi rakietami przeciwokrętowymi, bowiem morze również posiada geografię, a Polskie wybrzeże posiada atuty w położeniu względem Obwodu Kaliningradzkiego. Nie przedstawiono żadnej analizy w kwestii walki o Bałtyk, ewentualnych zagrożeń ze strony Floty Bałtyckiej ,potencjalnych ruchów okrętów i samolotów rosyjskich nad Bałtykiem, słowem temat nie został w ogóle przenalizowany! Ale tezy są dość mocne.
Reasumując, temat Marynarki Wojennej i ewentualnej koncepcji walki powietrzno-morskiej został potraktowany zdawkowo i po macoszemu. Nie przedstawiono żadnych wariantów ewentualnej walki na Morzu, żadnych wniosków z tego płynących, ani argumentów. Zamiast tego stwierdzono, że „na wiarę” Marynarka Wojenna nie jest potrzebna bo zostanie zatopiona i nie odegra roli. Co dziwne, mimo ,że program Miecznik nabrał rozpędu (a więc czy Strategy & Future tego chce czy nie, prawdopodobnie będziemy mieć fregaty) , to nie przedstawiono żadnego pomysłu, w której taki potencjał można by wykorzystać. W koncepcji planu bitwy manewrowej nie ma słowa o działaniach na Bałtyku innych niż minowanie, nie przewidziano żadnego zastosowania dla Miecznika…
W tym miejscu wymaga wyjaśnienia, że temat tego dlaczego i do jakich zadań jest nam potrzebna Marynarka Wojenna nadaje się na odrębny artykuł (mam zamiar kiedyś zebrać materiały i zrobić z nich jakiś opis). Natomiast skoro to S&F przedstawia jakąś koncepcję i stawia tezę o zaoraniu Marynarki Wojennej, to ciężar udowodnienia tej tezy leży właśnie na S&F. Tymczasem użyteczność fregat i MW od kilku lat jest przez dra Jacka Bartosiaka kwestionowana, ale od kilku lat nie możemy doczekać się porządnej analizy w tym temacie. Wszystko opiera się o rzutkie hasła („fregata za duża na Bałtyk”, „zatonie w 15 minut” „hipersoniki”) i argument : „pewien Amerykanin mi powiedział, a Amerykanie mają okręty więc lepiej wiedzą”. Jeśli w oparciu o takie memo-twórcze hasła oraz nieprawdziwe tezy (że miny zatopiły więcej okrętów w czasie II WS niż cokolwiek innego) politycy podjęliby decyzję o zaoraniu Marynarki Wojennej, to byłby tylko dowód na to, że nasze państwo to paździerz i strategiczne decyzje w zakresie obronności kraju podejmowane są w oparciu o lotną, publicystyczną twórczość. Dyskutujmy poważnie w oparciu o konkretne analizy. Interes Polski tego wymaga. To zbyt poważna sprawa (podobnie jak temat orania przemysłu), by zbywać ją anegdotami, uśmieszkami, szyderstwem, mało poważnymi hasłami („lotniskowce na Bałtyku”) i mruganiem powieką. Osobiście sam miałem wątpliwości co do potrzeb w zakresie MW, jednak zgłębienie tematu i merytoryczna argumentacja specjalistów zwyczajnie mnie przekonała. Wygłupy („Białe słonie” „tłuste krowy” i reszta zoo) i buńczuczne zapowiedzi debat, do których nie dochodzi nie przemawiają do mnie wcale. Jeśli ktoś jest ciekawy i chciałby skonfrontować swój pogląd o bezużyteczności floty i fregat na Bałtyku, to namiastkę możliwości tych jednostek opisałem w artykule: „POLSKA ARMIA 2030 – CZ.II”. Bardzo mocno polecam teksty i wywiady w tym wywiad z kontradmirałem Mirosławem Ogrodniczukiem, które są bardzo pouczające.
Brak głębi strategicznej – ANW oddaje panowanie w powietrzu
Inną z wielkich bolączek ANW i planu polskiej bitwy manewrowej jest w zasadzie pogodzenie się z oddaniem Rosjanom panowania w powietrzu (a wszyscy wiemy, jak jest ono ważne!). I to nie tylko nad Bałtykiem, ale i nad połową Polski. Wielowarstwowość systemu obrony powietrznej nie polega tylko i wyłącznie na posiadaniu kilku rodzajów systemów przeciwlotniczych, które w różny sposób przeciwdziałają zagrożeniom na różnych zasięgach (różne sposoby wykrywania, namierzania i niszczenia celu + kwestia zasięgu: bardzo krótki, krótki, średni). Otóż wielowarstwowość obrony powietrznej polega również na budowaniu głębi obrony. Jest to niezbędne z uwagi na ograniczenia horyzontu radarowego, co wynika z kulistości Ziemi. Innymi słowy, jeśli posadowimy cały system przeciwlotniczy w jednym miejscu (np. w zwanym przez S&F Trójkącie Strategicznym wokół Warszawy), to dla wszystkich zamieszczonych tam radarów, martwa strefa niewidoczna dla radarów będzie podobna. Tak więc lecący poniżej linii horyzontu samolot będzie mógł podejść na np. 60km pod cel, odpalić rakiety lub naprowadzane na cel bomby i bezpiecznie wrócić do bazy. To w bardzo dużym stopniu uwrażliwi polskie siły lądowe (nawet te stacjonujące w „Trójkącie Strategicznym”) na atak z powietrza. Dlatego siły PLOT rozmieszcza się warstwami – również mając na uwadze przestrzeń. Zaraz przy froncie i na froncie funkcjonują systemy bardzo bliskiego i bliskiego zasięgu. PLOT średniego zasięgu przeważnie rozmieszcza się w „głębi”. Mając wysunięty do przodu front (np. obrona nieopodal granicy) może również rozmieścić radary bliżej pozycji wroga. Bez obawy, że zostaną zniszczone przez wrogie siły lądowe. Dzięki temu, obiekty nawet nisko lecące nad ziemią mogą zostać wykryte znacznie szybciej. A rozmieszczone w głębi terytorium systemy średniego zasięgu – w oparciu o dane przekazane z radarów znad granicy – mogą razić pociski rakietowe i statki powietrzne lecące w dużej odległości od samej wyrzutni PLOT. (Dlatego tak istotnym jest wysunięcie radaru i obrony PLOT daleko od np. bronionego wybrzeża – by stworzyć głębie – do czego nadają się idealnie pływające A2AD w postaci fregat). Nie będę się tutaj rozpisywał o taktyce bitwy powietrznej, środkach rażenia i możliwościach poszczególnych typów pocisków , radarów etc, które to czynniki mają ogromny wpływ na taktykę pola walki (to jest to o czym pisałem wcześniej, nie da się bez znajomości potencjału uzbrojenia określać taktyki dla bitwy! Jak chcemy ustalić taktykę na grę w szachy, trzeba wiedzieć jakie ruchy mogą wykonać poszczególne pionki!). Wiele na ten temat pisałem w linkowanych analizach dotyczących Polskiej Armii 2030. Poza tym nie widzę sensu wyręczania S&F w pracy, którą powinni byli wykonać (symulacje bitew powietrzno-lądowych) – a tego nie zrobili.
Efekty tego zaniechania widać gołym okiem. Federacja Rosyjska w starciu z Armią Nowego Wzoru podejmując skrajnie niekorzystne dla siebie decyzje (narzucone przez S&F)i tak miałaby miażdżącą przewagę powietrzną i możliwość uderzeń z powietrzna niemal na dowolny punkt na wschód od Wisły. O ile ANW zakłada mobilną i poruszającą się w ślad za np. czołgami obronę plot głównych związków taktycznych, o tyle kompletnie bez wsparcia przeciwlotniczego zostałoby wysunięte z przodu WOT czy spieszone brygady powietrzno-desantowe. Rosjanie mogliby ponadto bez problemu bombardować sobie dowolne obiekty infrastrukturalne i przemysłowe na wschodzie Polski. Mało tego, rosyjskie lotnictwo mogłoby próbować uderzeń nawet na bronione przez polską obronę powietrzną cele (z uwagi na wskazany powyżej brak głębi). Nie wspominam tu o naszym lotnictwie z jednej przyczyny. Rosjanie będą mieli w powietrzu ogromną przewagę. Polska byłaby w stanie uzyskać panowanie nad własnym powietrzem, ale tylko w sytuacji silnej obrony PLOT z lądu współdziałającej z mniej licznym lotnictwem. Tam gdzie nie będzie „sięgać” obrona PLOT, tam polskie lotnictwo nie ma szans przeciwdziałania. Zwłaszcza, że posuwającym się do przodu rosyjskim zagonom pancerno-zmotoryzowanymi będzie z pewnością towarzyszyła silna obrona przeciwlotnicza. W konsekwencji, jeśli Rosjanie wejdą np. na 70 km w głąb Polski, to ich systemy obrony powietrznej stworzą „parasol” nie tylko nad zajmowanym terytorium, ale i jeszcze nad częścią Polski bronionej przez Polaków. W efekcie, polskie lotnictwo będzie miało bardzo małe pole manewru w zakresie wspierania własnych sił lądowych oraz walki powietrznej z lotnictwem rosyjskim. Pomysł S&F na polską bitwę manewrową w zasadzie minimalizuje możliwości manewru dla polskiego lotnictwa!
Ewolucja dra Bartosiaka i Armii Nowego Wzoru – wiarygodność
S&F przedstawiło koncepcję Armii Nowego Wzoru oraz polskiej bitwy manewrowej. Przesłanie jest takie, że należy to zrealizować. Szybko. Problem jednak w tym, że pomijając wszelkie powyższe zastrzeżenia, stworzona przez S&F koncepcja ANW jest mało wiarygodna. Dlaczego?
Ponieważ jeszcze w 2018 roku Armia Nowego Wzoru wg Jacka Bartosiaka (vide książka: „Rzeczpospolita (…)” i liczne wystąpienia) wyglądała zupełnie inaczej. Była przeciwieństwem tego czym jest dzisiaj. Wyobraźmy sobie, że mamy doradcę który doradza w 2018 roku olbrzymie reformy i przestawienie zbrojeniówki oraz Sił Zbrojnych RP na jakieś tory. Reforma taka – siłą rzeczy – trwać może średnio dekadę a czasem nawet dłużej. Tymczasem po 3 latach rozpoczętego procesu ten sam doradca mówi nam, że jednak się mylił. Teraz zdobył więcej wiedzy, doświadczenia i uważa, że armia i zbrojeniówka powinny wyglądać kompletnie inaczej. Ma być przeciwieństwem poprzedniego pomysłu. Kto da da gwarancje, że nasz doradca, gdy zdobędzie jeszcze więcej wiedzy i doświadczenia, nie zmieni za 2-3 lata zdania ponownie? ten sposób nie zbudujemy żadnej armii. Byłoby to tym bardziej prawdopodobne, gdyby okazało się, że nasz doradca do spraw wojskowości i przemysłu zbrojeniowego zajmuje się tym tematem zawodowo zaledwie od roku… I proponuje reformę z dziedziny wojsk lądowych, powietrznych, morskich, przemysłu zbrojeniowego, cyber-przestrzeni, technologii kosmicznych i obrony cywilnej. Jednym słowem, w 365 dni stał się specjalistą w dziedzinach, w którym zawodowi eksperci poświęcają całe życie zawodowe – skupiając się tylko na jednym aspekcie. Oczywiście koronnym argumentem S&F jest to, że teraz pracowało rzekomo kilkadziesiąt osób na ANW i polską bitwę manewrową. Nie są te osoby jednak wymienione z imienia i nazwiska. Nie wiadomo jakie miały kompetencje oraz doświadczenie, czy w ogóle istniały (jeden Tomasz Dmitruk przyznał się do wykonania kilku tabel – o czym trochę dalej). Oczywistym jest np. to, że przy ANW nie pracowały żadne osoby zajmujące się wojną powietrzno-morską (tak to przynajmniej wygląda). Nadto, nic nie wytłumaczy tego rodzaju sprzeczności:
Tezy Jacka Bartosiaka przed 2021:
- Fregaty są za duże na Bałtyk i łatwo je zatopić („białe słonie”), więc niepotrzebne,
- Potrzebne są okręty podwodne z pociskami woda-ziemia,
- Czołgi są zbędne – „tłuste krowy”, łatwo zniszczyć,
- Armia ma być mobilna i manewrować (do ok 2020)
- Armia ma być mobilna i manewrować, ale bez ciężkich czołgów – ok. 2020 (sic! – przecież manewr to kawaleria, a współczesna kawaleria to siły pancerne!)
- Drony załatwią wszystko na polu bitwy,
- F-35 są niepotrzebne,
- Patrioty (system Wisła – średni zasięg) są niepotrzebne, zamiast tego więcej Narwi (krótki zasięg),
- Armia ma być większa –więcej dywizji
- Wojna będzie prowadzona na Przesmyku Suwalskim i na granicy polsko-bialoruskiej.
- WOT jest złe, a już na pewno nie powinno walczyć z jednostkami frontowymi wroga (byłaby rzeź).
Tezy Jacka Bartosiaka Anno Domini 2021
- We wrześniu: „Fregatę można zniszczyć w 15 sekund”, w grudniu: brak słowa o fregatach, ale duże okręty (a fregaty nie są duże) będą szorować po dnie płytkiego Bałtyku
- Okręty podwodne nie są potrzebne,
- Czołgi – jak już zostały kupione (Abramsy) – to je wykorzystamy w ramach Armii Nowego Wzoru (uff)
- Armia ma być bardziej mobilna w bitwie manewrowej – dlatego zamieniamy trakcję gąsienicową na kołową, rezygnujemy z sił powietrzno-desantowych, ograniczamy siły pancerne do minimum (tylko Leopardy i Ambramsy jak już je musieli kupić),
- Drony nadal załatwią wszystko na polu bitwy, innowacyjnie i eksperymentalnie uzbroimy w nie tysiące żołnierzy, którzy będą nosić je w plecakach (jeden dron na 4 osoby).
- F-35 są niepotrzebne (kontrakt zostanie zerwany? Czemu nie była szczegółowo omówiona koncepcja walki powietrznej? )
- Patrioty – jak już je musieli kupić i będą w 2022 – to mogą być, ale nie więcej!
- Wrzesień – potrzeba mniejszej armii niż jest teraz , Grudzień – potrzeba takiej samej armii jak jest teraz (miejmy nadzieję, że ewolucja będzie postępować dalej, ale nie aż tak jak u ministra Błaszczaka – bo tego to poniosło).
- Przesmyk Suwalski to ściema -wojna nie będzie prowadzona na Przesmyku Suwalskim
- Należy zaorać polski przemysł zbrojeniowy i postawić go od nowa bez komponentu ciężkiego (drony produkujemy sami, wozy bojowe sprowadzamy).
- Wrzesień : należy sprywatyzować logistykę armijną , grudzień: brak odniesienia (zapewne na skutek dużej krytyki pomysłu).
- WOT jest przydatne i powinno walczyć z jednostkami frontowymi wroga (ciężki sprzęt) i to bez wsparcia trzonu polskiej armii (bez obrony PLOT, bez osłony artylerii i wsparcia pancernego).
Jak widać rozrzut pomysłów na linii czasu jest w zasadzie skrajny.
Ponadto biorąc pod uwagę tego rodzaju ewolucję poglądów i zmiany koncepcji, należy sobie życzyć, by rząd jak najszybciej dozbroił Siły Zbrojne RP wg koncepcji budowy potencjału i zdolności (a nie przygotowywania się wąsko na 1 scenariusz) i za parę miesięcy/lat Armia Nowego Wzoru (która będzie musiała uwzględniać zakupione już uzbrojenie) będzie wreszcie zbliżona do tego, jak naprawdę powinny wyglądać Siły Zbrojne RP. Czyli elastycznym organizmem przygotowanym do różnego typu zagrożeń w różnych, prawdopodobnych scenariuszach. Tymczasem ANW i polską bitwę manewrową można traktować jako eksperyment intelektualny, który jest wciąż rozwojowy. Być może autorzy ukończą projekt dopiero za parę lat (jak to zapowiadali), co wydaje się prawdopodobne bowiem wiele aspektów wymaga dopracowania, uszczegółowienia oraz uwzględnienia. Tymczasem musimy mieć świadomość, że Siły Zbrojne RP są modernizowane od lat wg od lat funkcjonujących planów modernizacyjnych. I w zasadzie już można stwierdzić – na bazie podpisanych umów, dokonanej modernizacji oraz planów modernizacyjnych – jak wg polskich dowódców i rządzących mają wyglądać Siły Zbrojne RP około roku 2030. Co opisałem bardzo szczegółowo w długiej analizie pt: „Polska armia 2030 Cz.I”. I trzeba pilnować, by to te własne zapowiedzi politycy zdołali „dowieźć”. Tak więc należy pamiętać, że obok wirtualnych koncepcji opartych o mało prawdopodobne scenariusze, od lat trwa (z różnym powodzeniem lub nie) realny program modernizacji i rozwoju Wojska Polskiego (jakby go nie oceniać – dobry czy zły, ale fakty są takie że postępuje). W konsekwencji zanim ANW nabierze jakiś bardziej dopracowanych i wiarygodnych kształtów, Siły Zbrojne RP będą na półmetku albo i nawet pod koniec reformy i rozbudowy. I nikt zdrowy na umyśle, nie będzie w trakcie reformy lub świeżo po jej zakończeniu, a także po wydaniu ogromnych sum na zbrojenia, orał wszystkiego by zrobić zupełnie na odwrót.
Warto przy tym zauważyć, że koncepcja ANW nie jest innowacyjna w żadnym chyba względzie. Już w 2015 roku min. Macierewicz zapowiadał zakup tysięcy dronów. To akurat był postulat dobry, a nie został zrealizowany. „Małą ale zawodową i świetnie wyszkoloną armię” budowano już od początku XXI wieku. Wielokrotnie zabierał się do tego gen. Stanisław Koziej, którego traktuje się jako ojca tej koncepcji. Z generałem Koziejem dr Jacek Bartosiak zna się od dawna (gen. Koziej recenzował jego pracę doktorską). Generał zabierał się do reformy armii jako podwładny kolejnych ministrów MON: Radosława Sikorskiego, Bogdana Klicha, aż wreszcie w 2010 roku został szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Funkcję tę pełnił do 2015 roku, tak więc był jedną z najważniejszych osób w armii przez blisko 5 lat. Nie sposób nie odnieść więc wrażenia, że dr Jacek Bartosiak zwyczajnie wchłonął koncepcję od gen. Kozieja i przedstawił własną jej wersję. Tuż po tym, jak realizacja dokładnie tego samego pomysłu okazała się niemalże klęską dla Wojska Polskiego.
Nikt natomiast się do tej pory nie przyznał, że jest autorem koncepcji orania Marynarki Wojennej oraz zaorania polskiego przemysłu zbrojeniowego. To rzeczywiście mogą być przemyślenia własne dra Jacka Bartosiaka. Przy czym należy pamiętać, że potrzebę zmodernizowania floty widzą nawet generałowie wywodzący się z wojsk pancernych – jak gen. Waldemar Skrzypczak. O temacie orania przemysłu zbrojeniowego w grudniowej koncepcji ANW nie ma już słowa. Być może i ta kwestia została przemyślana, przeanalizowana i porzucona. Jeśli tak, jest to kolejny przykład na to, jak w ciągu 3 miesięcy mogą się zmienić pomysły. I tego rodzaju przykłady nie świadczą bynajmniej o elastyczności i umiejętności zmiany tez w zależności od zmiany okoliczności. Bowiem począwszy od 2014 roku okoliczności i sytuacja geopolityczna Polski się nie zmieniła. Zmieniła się jedynie wiedza autora tego rodzaju pomysłów, które spotkały się z głośną krytyką. Tak więc w tych samych warunkach, dr Jacek Bartosiak zmieniał zdanie i to czasem na przestrzeni kilku miesięcy. Tego rodzaju brak stabilizacji poglądów kompletnie wyklucza możliwość opierania o nie wieloletnich planów modernizacyjnych polskich: wojska czy przemysłu zbrojeniowego.
Rosja zaatakuje „małą armią” bez przeprowadzania mobilizacji
W projekcie ANW i polskiej bitwy manewrowej autorzy założyli, że Federacja Rosyjska uderzy w Pakt Północnoatlantycki, mając otwarty front ukraiński oraz niepewność na froncie azersko-ormiańskim, przy realizacji koncepcji tzw. „krótkiej wojny”. Innymi słowy, zdaniem zespołu S&F Federacja Rosyjska przed dokonaniem uderzenia na NATO nie przeprowadzi wcześniej mobilizacji sił i wystawi tylko te, którymi dysponuje w czasie pokoju. Ma to Rosjanom zapewnić efekt zaskoczenia oraz uniemożliwić NATO przygotowanie się do ewentualnego starcia na terytorium Polski.
Jest to założenie jednak dość ryzykowne. Bowiem Armia Nowego Wzoru jest „skrojona” na potrzeby walki z siłami mniej licznymi niż te, jakie przeciwnik mógłby wystawić choćby w wyniku częściowej tylko mobilizacji (tajnej). Mając ograniczone siły i środki, wiele kierunków potencjalnego natarcia (bo ANW ma wpuścić wroga w głąb kraju) , będąc pozbawioną marginesu błędu (w zasadzie ANW zakłada posiadanie minimum tego, co jest potrzebne do walki z takim a nie liczniejszym przeciwnikiem), koncepcja polskiej bitwy manewrowej może się szybko rozsypać, gdyby się okazało, że Federacja Rosyjska dokonała uderzenia siłami choćby tylko nieco większymi niż te zakładane.
Armia na którą nas nie stać
Autorzy ANW wskazują, że Siły Zbrojne RP muszą być mniejsze, ponieważ na większe nas nie stać (co nie do końca jest prawdą). Na potwierdzenie tego wskazali na tabele przygotowane przez Tomasza Dmitruka, które miały pokazywać niski stopień modernizacji istniejącej armii. Wydaje mi się, że tylko ja zwróciłem uwagę na fakt, że wskaźnik procentowy nie zgadzał się z tym co miał pokazywać. Temat wyjaśniłem z autorem tabel, który przyznał mi rację, że wskaźnik rzeczywiście nie pokazuje odsetku zmodernizowanego sprzętu w istniejących brygadach, tylko zrealizowany procent modernizacyjny względem potrzeb założonych przez Wojsko Polskie. Te potrzeby, to np. nowe dywizjony artyleryjskie, eskadry lotnicze etc. Innymi słowy armia założyła, że potrzebne są jej większe siły zbrojne niż te które istnieją teraz (np. 10 eskadr a nie tylko 6 które posiadamy). Autorzy S&F bezrefleksyjnie , nie weryfikując danych, powielili źle sprecyzowany opis autora tabeli (nie dopytując o to co rzeczywiście chciał wykazać) i na tej podstawie stworzyli zafałszowany obraz aktualnego stanu modernizacji Sił Zbrojnych RP. Stan znacznie gorszy, bo przy zaniżonych wskaźnikach z uwagi na to, że uwzględniały POTRZEBY zwiększenia liczby jednostek i liczebności Sił Zbrojnych jako takich.
Pokazują to na przykładzie eskadr lotnictwa. Obecnie posiadamy 6 eskadr (dwie MiG-29, jedna Su-22, trzy F-16). Wg metodologii przyjętej przez autora, z tych sześciu eskadr 3 są przestarzałe, a 3 zostały zmodernizowane na F-16. Innymi słowy stopień modernizacji aktualnej floty powietrznej wynosi nie 30% a 50%. Natomiast gdy przylecą 2 eskadry F-35 i zamienią one te 3 przestarzałe, wówczas będziemy mieli 5 eskadr przy 100% stopniu modernizacji. Jednakże, Siły Zbrojne RP określiły, że potrzebnych nam jest 10 eskadr, więc po przybyciu F35, w lotnictwie będzie 100% poziomu modernizacji (wg założeń autora) ale tylko 50% zaspokojonych potrzeb. W tym miejscu należy pamiętać, że tak naprawdę po przybyciu F-35, jedna eskadra zostanie rozformowana nie mając zastępstwa. Także realnie zmniejszy się liczebność (co widać w % w stosunku do potrzeb).
Oto przykład jaką tabelę przedstawiono na poparcie tezy, że zmniejszenie armii jest korzystne:
A jak te same dane wyglądają z uwzględnieniem wyżej opisanych uwag.
Każdą taką tabelę należy niuansować, bowiem na przykład w przypadku czołgów, stopień modernizacji został na dzień dzisiejszy określony na 35%. Tymczasem w 2022 roku mają do Polski dotrzeć pierwsze Abramsy, których ogólnie ma starczyć na 4 pełne bataliony. Czy dotrą czy nie, to osobna kwestia, natomiast rząd ujął ten zakup w budżecie tak więc jeśli chodzi o przesłankę finansową – ta została spełniona. Tak więc po dostawie 4 batalionów Abramsów sytuacja wyglądać będzie tak :
Tabela zaprezentowana w ANW:
Tabela przy uwzględnieniu powyższych uwag:
Inaczej wygląda również sytuacja w artylerii. Należy pamiętać, że Dany to wciąż bardzo dobry i użyteczny sprzęt, który był modernizowany w 2007 roku (cyfryzacja/elektronika). Dodatkowo od 2020 roku Dany modernizowane będą już znacznie głębiej do wariantu Dana-M. Co nie zostało zupełnie uwzględnione. Znów pojawia się kwestia „potrzeb” armii, czyli zwiększenia liczebności dywizjonów artyleryjskich. Niemniej na dzień dzisiejszy, obecną ilość dywizjonów, stan modernizacji to 48% , a po wprowadzeniu planowanych, nowych dywizjonów będzie to 60% i to przy zwiększonej liczbie dywizjonów w stosunku do stanu obecnego.
Pierwotnie:
Po skorygowaniu o powyższe uwagi:
Jak widać, oceniając powyższe uwarunkowania, sytuacja nie jest tak dramatyczna, jak przedstawia to S&F. Przedstawione przez Tomasza Dmitruka odsetki dotyczą często stanu planowanego (zwiększenia) obecnej ilości jednostek oraz sprzętu. Tak więc nie są tym, jak je przedstawiono w ANW (stopniem modernizacji aktualnie istniejących związków taktycznych).
Faktem jest, że tragicznie wygląda sprawa bojowych transporterów piechoty na podwoziu gąsienicowym (BWP 1), w siłach śmigłowcowych, a także w obronie przeciwlotniczej. Ta ostatnia jednak w 2022 roku otrzyma 2 baterie Patriotów, w której liczba wyrzutni będzie znacznie większa niż w normalnych bateriach. Jednocześnie ruszył wreszcie program NAREW , na który podpisano już wstępne dokumenty w 2021 roku. Regularnie dostarczane są systemy bardzo krótkiego zasięgu (POPRAD/PILICA), a także trwają zawansowane prace nad kolejnymi systemami, tak więc tutaj będziemy szybko nadrabiać (wszystko to opisywałem w tekstach Polska Armia 2030). Katastrofalna sytuacja jest natomiast w Marynarce Wojennej.
I teraz należy zapytać o priorytety. Bo mamy bardzo złą sytuację w kilku dziedzinach: transportery gąsienicowe (BWPy) , śmigłowce , okręty ale i WRE. Obronę PLOT skreślam z listy pilnych potrzeb, bowiem realizujemy już 3 szczeble (b.krótki, krótki i średni zasięg) natomiast do ogarnięcia zostają systemy przeciw-dronowe. Tyle tylko, że nowych jeszcze nie ma (mikrofale), a artylerię lufową i pociski b.krótkiego zasięgu już mamy lub wprowadzamy (Pilica, pociski Grom/Piorun). Przydałyby się również 2 kolejne dywizjony HIMARS-ów. Niezwykle istotnym będzie również zadbanie o własne samoloty rozpoznania, ponieważ tych nie mamy (latają nad nami AWACS-y NATO).
I teraz tak, w kwestii BWP-ów, cudów nie ma. Nie będziemy mieli nowych szybko (Borsuk – prace na ukończeniu, ale produkcja potrwa lata). Pozostaje remont (realizowany) i stopniowe zastępowanie Borsukami (chyba , że jakiś nagły zakup z półki jak w przypadku Abramsów, np. dla 18 dyw. Która wówczas operowałaby na amerykańskim sprzęcie). Systemy WRE oraz anty-dronowe to oczywisty priorytet, priorytetów. Podobnie ważne będą samoloty rozpoznania radarowego.
Pozostają więc śmigłowce oraz okręty. Te ostatnie to najbardziej czasochłonne jednostki do zbudowania i wdrożenia do Sił Zbrojnych RP. Innymi słowy, jeśli myśleliśmy o flocie, to trzeba było zacząć ją budować lata temu. Wielka szkoda, że obcięto finansowania i program budowy 6 korwet wielozadaniowych spełznął na niczym. Czyli jednym patrolowym Ślązaku. Wielki błąd rządzących. Skoro jednak nie mamy korwet, to można było pomyśleć o wielozadaniowych fregatach o znacznie większym potencjale. I na szczęście w końcu (po wielu latach i późno) ale jednak pomyślano. W 2021 roku została podpisana umowa z PGZ i coś w temacie się ruszyło. Tymczasem śmigłowce są teraz kupowane w ilościach śladowych. Po 4 sztuki zamówienie (dla specjalsów 4 już zrealizowano, 4 właśnie dokupiono, dla misji morski kupiono 4 szt. – na razie to tyle).
Jak widać plany modernizacyjne – z ociąganiem – ale ruszyły i są realizowane. A należy zastrzec, że w kolejnych latach Polska będzie systematycznie zwiększać finansowanie na armię. Jednocześnie rząd myśli o nowym sposobie finansowania dłużnego (dług lub dodruk), jeśli chodzi o armię. Co w mojej ocenie jest absolutną koniecznością. Bowiem w niepewnych czasach lepiej mieć dług oraz aktywa (zasoby/uzbrojenie/armię/infrastrukturę) , niż nie mieć długu ani zasobów. Bowiem jak przychodzi kryzys, a waluta np. traci na wartości, to z dnia na dzień aktywów nie wyczarujemy. Tymczasem lepiej spłacać długi własne za nabyte aktywa, niż po przegranej wojnie spłacać cudze. Bo przeciwnik może po prostu – nie bacząc na wysokie koszty (straty wojenne) – ruszyć na wojnę w oczekiwaniu, że po zwycięstwie wszystkie jego straty zostaną pokryte (i to z górką) przez stronę przegraną. Więc to jest z kolei argument za tym, by nie do końca przejmować się relacją koszt/efekt danego uzbrojenia (oo bo Patrioty czy czołgi takie drogie), bowiem w ogólnym rozrachunku, na koniec wojny – może to nie mieć w ogóle znaczenia. A chodzi o posiadanie potencjału, a ten dają wysokiej klasy, często drogie systemy uzbrojenia.
Okrajając Siły Zbrojne RP z marynarki, lotnictwa, obrony OPL i sił pancernych otrzymamy nie nowoczesną mobilną Armię Nowego Wzoru – a bieda armię, która nie będzie miała sił i środków by odstraszać, bronić i walczyć na wielu domenach (ląd, powietrze, morze), na których przeciwnik może nas zaatakować. Taka armia będzie mogła jedynie czekać na to, co zrobi przeciwnik (brak inicjatywy) i mieć nadzieję, że będzie on na tyle głupi by szturmować w najmniej korzystny dla siebie sposób na mało wygodnym kierunku, gdzie czekają przygotowane do obrony siły ANW.
W tym miejscu ponownie może się pojawić argument: „bo na inną nas nie stać”. Czyżby? Zespół S&F porównuje nakłady na zbrojenia Polski, Turcji czy Izraela i wskazuje, że nasze Siły Zbrojne/uzbrojenie/technologie są znacznie słabsze. To oczywiście tylko część – ta wygodna dla koncepcji ANW – prawdy. Ponieważ fakty są takie, że to czasokres inwestycji jest najważniejszy przy modernizowaniu Sił Zbrojnych. Tak Turcja, jak i Izrael a nawet Grecja były po 1945 roku (jako państwa frontowe) wspierane przez największe mocarstwa zagraniczne. Lały się strumienie kapitału oraz sprzętu wojskowego. Nawet po 89’ roku żadne z tych państw nie zrezygnowało z bardzo wysokich nakładów na zbrojenia (czasem kilkukrotnie większych względem PKB niż Polska). W efekcie, w sytuacji gdy Polska w latach 1990-2015 redukowała Siły Zbrojne i cięła budżet gdzie się da, Grecy, Turcji i Żydzi wciąż utrzymywali wysokie nakłady i starali się na bieżąco modernizować Siły Zbrojne. Tymczasem w Polsce – z braku finansów i chęci – problemy narastały. Dla przykładu nakłady na Marynarkę Wojenną od wielu, wielu lat stanowią ułamek całego budżetu MON. Jeśli tego rodzaju sytuacja utrzymuje się przez 30 lat, to nie powinien dziwić efekt:
Przy modernizacji armii liczy się czasokres, ponieważ nawet wyłożenie ogromnych środków w krótkim czasie nie pozwoli na postawienie armii na nogi z dnia na dzień. Sprzęt trzeba opracować (jeśli chcemy mieć swój) wyprodukować (bo nie leży w sklepie na półce) i przydzielić do niego wyszkolone kadry. To musi trwać długimi LATAMI. Zwłaszcza w czasach wysokich technologii, gdzie nie wystarczy wyklepać kawałka blachy na czołg, tylko trzeba ten system uzbrojenia wyposażyć w kilometry kabli, komputerów i precyzyjnych urządzeń (noktowizja, systemy optyczne, soft kill, hard kill, łączność czy głupia klimatyzacja).
Zespół Strategy&Future pokazało relatywnie wysoki poziom finansowania Sił Zbrojnych RP w skali światowej oraz mierne efekty. Jest to zwyczajnie słaba manipulacja. Na której pozycji w tym rankingu była Polska jeszcze 4-5 lat temu? Czy sprzęt wojskowy zestarzał nam się w ostatnich miesiącach, czy też problem narastał przez 30 lat trwania III Rzeczpospolitej? Czy naprawdę powinniśmy oczekiwać, że 30-letnie zaniedbania da się uzupełnić w rok, czy dwa? To jest temat na odrębną , głęboką analizę – wskazuję tylko tendencyjne naciąganie statystyk pod z góry założoną tezę.
Oszczędności na bunkrach i optymalizacja kadrowa
W tym miejscu – w kontekście kosztów i tego, na co nas stać – warto przypomnieć pomysł zespołu S&F na wybudowanie 100 bunkrów (o pojemności wielkich hal) , w których miałyby się chować nasze zgrupowania pancerne. Nasza współczesna husaria miałaby nieustannie wyruszać na front, nękać przeciwnika i wracać do bezpiecznych miejsc w celu uzupełnienia paliwa, amunicji oraz zmiany załogi (sztafeta, jak to jest w czasie wyścigu Le Mans).
Tak więc napiszmy to otwarcie. Zdaniem zespołu S&F nie stać nas na drogie systemy uzbrojenia, które znacząco zwiększyłyby potencjał Sił Zbrojnych i podniosłyby je na wyższy level lub zwiększenie liczebności armii (nie twierdzę, że do 300 tys. – bo to grubo za dużo, ale takie 160-180 tys. żołnierzy dla 5 dużych związków taktycznych jest nam potrzebne). Zdaniem S&F stać nas natomiast na wybudowanie 100 dużych bunkrów z myślą o zaledwie 14 – dniowej bitwie… By zrozumieć ciężar tego pomysłu należy mieć świadomość o kilku kwestiach.
Wariant I – mniejsze schrony (czyli te 100 bunkrów zaspokoi potrzeby w 100% ale nie więcej – bez rezerwy) à należy brać pod uwagę fakt, że przeciwnik dysponujący satelitami obserwacyjnymi i dobrym rozpoznaniem z powietrza szybko namierzyłby lokalizację tych bunkrów. O ile nie zrobiłby tego wcześniej (przed wojną) bo zbudowanie takiej infrastruktury oraz wyposażenie jej, byłoby trudne do utrzymania w tajemnicy. Ergo, co za tym idzie, rozpoznanie stałych baz naszych związków pancernych (znajdujących się blisko frontu – po wschodniej stronie Wisły – jak założyło S&F) równałoby się z szybką ich eliminacją. Rosjanie zwyczajnie poczekaliby aż nasza dzielna husaria po jezdnym z nękających ataków wróciłaby po uzupełnienia do wcześniej przygotowanych schronów. I z dumą przyjęłaby „na klatę” zmasowany atak pocisków rakietowych, tuż przed tym jak zdążyłaby się schować do bunkrów . Tak właśnie utracilibyśmy najbardziej wartościowy komponent sił lądowych. Pomijam kwestię tego, że uwiązanie kawalerii pancernej do stałych baz zaopatrzeniowych (a nie dowożenie zaopatrzenia tam gdzie jest potrzebne – jak to się normalnie odbywa) jest nałożeniem na nią niejako stalowych kajdan. Uwiązaniem kawalerii na logistycznej smyczy i ograniczeniem jej mobilności (to tak odnoście koncepcji bitwy manewrowej…).
Wariant II – duże i drogie schrony – czyli 100 bunkrów, ale na tyle dużych, że nasze związki pancerne będą mogły sobie wybrać do których schronów będą chciały wrócić. Innymi słowy mamy więcej bunkrów niż trzeba, rozpraszamy je i minimalizujemy ryzyko zniszczenia jak w Wariancie I. I tu zaczyna się problem. Budowa tak dużej ilości tak sporych schronów będzie niezwykle kosztowna. Załóżmy, że zbudujemy 3x więcej bunkrów niż nam trzeba (czyli upraszczając, walczące zgrupowanie pancerne może wybrać do którego miejsca wraca na „serwis”). Wówczas znów mamy do czynienia z dwoma podwariantami. W pierwszym trzeba będzie zmagazynować 3x więcej paliwa, 3x więcej części zamiennych oraz zatrudnić 3x więcej kadry serwisowej przypadającej na każdy jeden czołg. Pamiętajmy, że już przypisano do każdej z maszyn po 3-4 załogi (To odnoście likwidacji zbędnych stanowisk i zmniejszenia stanu osobowego). W drugim wariancie zakładamy , że kadra serwisowa (albo i całe zaopatrzenie!) będzie się przemieszczała pomiędzy schronami w zależności od tego, gdzie wrócą siły z pola walki. Oczywiście takie przemieszczanie się może ujawnić pozycje schronów! Przeciwnik będzie mógł bowiem dostrzec przemieszczające się zaopatrzenie lub przechwycić wiadomość/informację od powracającego zgrupowania czołgowego, w które miejsce ono zmierza. Innymi słowy, Rosjanie będą mogli łatwo dowiedzieć się, w których z bunkrów przebywają akurat polskie siły (albo do których zmierzają). W efekcie będzie można te siły łatwo „złapać” precyzyjnym uderzeniem rakietowo-artyleryjskim, a nawet lotniczym. W momencie opuszczania lub dojeżdżania do schronów.
Reasumując. Budowa sieci bunkrów i to blisko frontu, naraża polskie siły na zniszczenie (przeciwnik łatwo może dowiedzieć się gdzie będą), przywiązuje polskie związki taktyczne do nieruchomych zapleczy logistycznych (ograniczenie manewru), a ponadto będzie się wiązało z ogromnymi kosztami w tym zwiększeniem kadr, które de facto nie będą podnosić potencjału militarnego (bo będzie przypisanych wiele zespołów serwisowo-obsługowych do tego samego uzbrojenia). Nadto Strategy & Future przedstawiło pomysł budowy infrastruktury bez choćby szacunkowego określenia kosztów takiej inwestycji – co pozwoliłoby ocenić, czy gra jest w ogóle warta świeczki i jaki % budżetu MON przeznaczanego na realny potencjał Sił Zbrojnych musiałby zostać z tego tytułu uszczuplony. Pamiętając o tym, że ta ogromna „inwestycja” miałaby służyć jedynie przez kilkanaście dni starcia (pytanie o sensowność).
Nadto lokalizacja tych schronów (blisko linii frontu, na wschód od Wisły) narażałaby je na zajęcie przez przeciwnika! Z całymi magazynami paliwa, amunicji i uzbrojenia. Ponieważ S&F przewidziało główne uderzenie w kierunku Warszawy, ale nie rozważa wariantu, w którym takie uderzenie poszłoby w strefy nazwane w prezentacji strefami flankowania (z pominięciem walki o przedpole Wa-wy). Gdyby tam poszedł cały rosyjski impet, wówczas polskie skrzydło zostałoby rozbite lub odrzucone do tyłu, a schrony wraz zaopatrzeniem mogłyby zostać przejęte.
Armia Nowego Wzoru – czyli jak oddać przeciwnikowi pola na licznych szczeblach drabiny eskalacyjnej
W powyższych rozważaniach – zmierzając do końca opracowania – wskazałem, że Armia Nowego Wzoru będzie przygotowana do jednego tylko, mało prawdopodobnego scenariusza. Kompletnie nie przewidziano w polskiej bitwie manewrowej i nie rozpisano innych wariantów starcia, niż rosyjski szturm na Warszawę. Pomimo faktu, że dotychczasowe doświadczenia (Donbas/Krym) wskazują, że Rosjanie owszem, mogą liczyć na ograniczoną agresję z nastawieniem na wieloletni, jątrzący się konflikt na terytorium przeciwnika. Ba, nawet wojna błyskawiczna może przebiegać zupełnie inaczej (atak na Litwę/Przesmyk Suwalski lub po prostu obejście Warszawy od północy i południa).
W efekcie, mało liczebna i niewyposażona w drogie ale dające duży potencjał narzędzia (uzbrojenie) Armia Nowego wzoru nie będzie mogła – nawet jeszcze pod progiem wojny – odstraszać przeciwnika i zniechęcać go do ewentualnej inwazji. Brak silnej floty i oddanie pola nad Bałtykiem sprawi, że nie tylko rosyjskie samoloty mogą bezkarnie testować Polaków nad platformami wiertniczymi, ale również będą mogli flotą demonstrować swoją siłę i obecność. To przy wejściu na Zatokę Gdańską (symulując blokadę portów w Trójmieście), to przy Baltic Pipe (wprowadzając po polskiej stronie niepewność, czy przypadkiem zaraz rura nie ulegnie „awarii”). Symulując np. uderzenia na obiekty przybrzeżne z bezpiecznej dla siebie odległości i pułapu (terminal LNG w Świnoujściu).
Zakładany brak obrony przeciwrakietowej (na szczęście to założenie w ANW skorygowano , bowiem nie ma już odwrotu i Patrioty zostaną dostarczone) narażałby Państwo Polskie na niebezpieczeństwo pojedynczych uderzeń pocisków rakietowych, niszczących newralgiczną infrastrukturę państwa.
Ograniczanie sił lotnictwa (przy np. wycofaniu się F-35), przy jednoczesnym ograniczeniu obrony przeciwlotniczej średniego zasięgu, a także rozstawieniu obrony PLOT bez uwzględnienie niezbędnej głebi , rzeczywiście musiało doprowadzić zespół S&F do konstatacji, że walka o polskie niebo jest raczej stracona (ciekawe dlaczego?). Ewentualny brak samolotów V generacji, pozbawi nas potencjału ofensywnego, zaczepnego – i to jeszcze przed progiem wojny! (Szeroko opisywałem ten aspekt w Polskiej Armii 2030 Części II). Przy jednoczesnym braku fregat (silne systemy OPL i to wielowarstwowe) , w ANW nie będzie absolutnie żadnego potencjału odstraszania Rosjan znad Bałtyku. A wyobraźmy sobie F-35 patrolujące Bałtyk i wspierane systemami przeciwlotniczymi średniego, krótkiego zasięgu (oraz potężnym radarem i systemami WRE) ze strony fregat. Przy takiej sile (A2AD fregaty + stealth F-35) Rosjanie zwyczajnie baliby się nad Bałtyk wlecieć, lub na niego wpłynąć. Co za tym idzie, nie tylko nie myślelibyśmy o zagrożeniu desantem, ale i w ogóle wyeliminowalibyśmy zagrożenia z morza i powietrza, na cele przybrzeżne. Mało tego, to my byśmy mogli wywierać presję i blokować Kaliningrad od strony morskiej! Dostalibyśmy kolejny pomocniczy kierunek ataku na Kaliningrad. To my – jeszcze przed progiem wojny – moglibyśmy „testować” Rosjan latając F-35 i wykonując nimi misje zwiadowcze (doskonała maszyna do szukania potencjalnych celów na lądzie, w portach etc.). To wreszcie my, moglibyśmy pływać i latać nad nitką Nord Stream II i generować psychologiczną niepewność po stronie Rosjan! Pisałem o tym w linkowanym tekście , tutaj jedynie sygnalizuję z czego zespół S&F chce zrezygnować. Podobnie sprawa wygląda na lądzie. Rozstawione w odpowiedni sposób radary i obrona przeciwlotnicza (bliżej granicy) zniechęcałaby Rosjan do „testowania” polskiej przestrzeni powietrznej z użyciem lotnictwa i to jeszcze zanim wybuchłaby wojna. Co jednocześnie ograniczyłoby rosyjskie możliwości prowadzenia obserwacji lotniczej tego, co się dzieje po polskiej stronie granicy.
Tak więc nastawienie na stricte „podjazdową” bitwę lądową i partyzantkę, z pewnością ucieszyłoby Federację Rosyjską. Bowiem bez odpowiednich narzędzi (samolotów, okrętów, czołgów ) lub przy błędnym użyciu tego czym dysponujemy, Polska byłaby łatwym celem do „punktowania” i demonstrowania swojej przewagi, wszędzie tam, gdzie odpuściliśmy. W zasadzie oddalibyśmy Rosjanom pole na wielu szczeblach drabiny eskalacyjnej o której zespół S&F tak wiele pisze i mówi. De facto, pomimo przeciwnych zapowiedzi, Armia Nowego Wzoru byłaby przygotowana tylko na nieliczne szczeble drabiny eskalacyjnej. Z braku narzędzi, bo autorzy ANW chcieli taniej, w las i bunkry.
Niewątpliwie można przewidywać, że koncepcja ANW i polskiej bitwy manewrowej będzie wychwalana przez Amerykanów. Ci chętnie widzieliby w Polsce sojusznika, który jest kompletnie zależy od ich floty, sił powietrznych a jednocześnie byłby nastawiony na samodzielną wojnę partyzancką na własnym terytorium. Tak właśnie Amerykanie najchętniej prowadzą wojny. Na ziemi zdeterminowani i bohaterscy Kurdowie, w powietrzu F-22/F-35. O to właśnie USA chodzi. Cudze, rozproszone wojska nastawione na walkę do ostatniego naboju, z którymi nie trzeba się nawet komunikować (a nawet nie można, bo Polacy mówią że nie ma kontaktu z dowódcami prowadzącymi wojnę – wg koncepcji ANW). A więc może wcale nie trzeba im pomagać własnymi siłami lądowymi?
Podsumowanie ANW i koncepcji wojny manewrowej
Reasumując najważniejsze wnioski. Dr Jacek Bartosiak i jego zespół wybrali najmniej korzystny dla Federacji Rosyjskiej, a więc i najmniej prawdopodobny scenariusz.
Pod względem geopolitycznym . Scenariusz, w którym w nadziei na porozumienie z NATO i UE, Rosja wywołałaby wojnę z członkiem sojuszu oraz wspólnoty… Scenariusz w którym Rosjanie rzekomo nie chcieliby użyć taktycznej broni jądrowej, bo pomimo ww. inwazji, wciąż liczyliby na przychylne spojrzenie opinii publicznej np. w Niemczech…
Na pułapie strategicznym, władze z Kremla nie byłyby zdaniem S&F mądrzejsze. Rozpoczęłyby wojnę z NATO przy wrogiej, niezależnej i uzbrojonej po zęby Ukrainie. Przy ryzyku inwazji ukraińskiej na Donbas i Kijów, przy ryzyku inwazji azerskiej na Armenię, a także Turków na Kurdów (Syria). Innymi słowy, Rosjanom zapaliłby się grunt pod nogami. Na każdym froncie groziłoby im utracenie dotychczasowych wpływów lub kontroli. (w tym w arcyważnej Azji Centralnej na rzecz Chin). Przy czym przy tak szerokim spektrum zagrożeń i otwieraniu sobie najtrudniejszego frontu (Polska/NATO) Rosjanie nie dokonaliby mobilizacji sił i atakowali nas tym co mają… Narażając się jeszcze na wzmożenie wojny co najmniej w Donbasie i na Krymie.
Na poziomie taktycznym zespół S&F przygotował ANW tylko i wyłącznie do jednego wariantu wojny polsko-rosyjskiej. I to wariantu najbardziej ryzykownego dla Rosjan, w którym uderzaliby niezmobilizowanymi siłami wprost na nasze główne siły pod Warszawą mając świadomość swoich słabości w logistyce. I pod ten wariant opracowano jeden plan polskiej bitwy manewrowej (przy jednoczesnym ograniczeniu polskim związkom taktycznym manewru – vide siły powietrzno-desantowe, siły powietrzne i pancerno-zmechanizowane). Plan bitwy, który zakłada oddanie przewagi powietrzno-morskiej na Bałtyku, oddanie niemal za darmo części polskiego terytorium, a także panowania w powietrzu nad połową kraju. Jak również rozproszenie i tak już skromnych sił Wojska Polskiego, narażając je na rozbicie i okrążenie (na Litwie 2 brygady, dodatkowo 2 elitarne brygady walczące samotnie na wschodzie polski w „strefie nękania”).
Podsumowując, nawet przy podjęciu przez Rosjan bardzo złych dla siebie decyzji, Armia Nowego Wzoru w ramach polskiej bitwy manewrowej dałaby przeciwnikowi ogromne pole manewru (na morzu, w powietrzu i na lądzie), ograniczając przy tym własne. W konsekwencji nawet przy bardzo korzystnych warunkach polityczno-strategiczno-taktycznych, plan Strategy&Future zminimalizowałby szansę Sił Zbrojnych RP na zwycięstwo.
Przy czym kompletnie nie uwzględniono realiów geopolitycznych, które już dziś powinny być oczywiste dla każdego (ja pisałem o tym w 2018 roku). Pierwszym celem będzie Ukraina, a jak się Putinowi uda – to Armia Nowego Wzoru nie będzie miała już żadnych szans przeciw Federacji Rosyjskiej i jej armiom rozstawionym na całej szerokości polskiej wschodniej granicy. Tak więc Armia Nowego Wzoru będzie bezużyteczna, gdyby Ukraina przegrała starcie z Rosją.
Teoria polskiego zwycięstwa zakłada zwycięstwo militarne polegające na pewnego rodzaju akceptowalnym „remisie” z Rosjanami. Zakłada się jednak, że to „zwycięstwo” zostanie okupione totalną dewastacją kraju. Być może nawet cofnięciem jego rozwoju nawet o 80 lat (vide zniszczenia po II WŚ). Innymi słowy, zwycięstwo wg S&F to nasza kompletna klęska, bowiem kosztem np. kilku zniszczonych batalionów, Federacja Rosyjska zdewastuje polską infrastrukturę i gospodarkę, a w konsekwencji wyeliminuje państwo polskie z geopolitycznej mapy Europy (jako podmiotu) na kolejne dziesięciolecia.
Oczywiście rolą think-tanków jest rozważanie i analizowanie różnego rodzaju scenariuszy. Więc czemu nie wziąć na tapet takiego, w którym włodarze z Kremla upili się do braku świadomości, a następnie dokonali najgorszych z możliwych wyborów. Niemniej, za niezwykle szkodliwe uważam popularyzowanie idei, zgodnie z którą należy tak zbudować Siły Zbrojne RP by były one przygotowane na właśnie ten jeden scenariusz wojenny. Jak już wcześniej pisałem, Siły Zbrojne powinno się budować jako potencjał. Wielofunkcyjne narzędzie, które pozwoli na elastyczne dopasowanie się do sytuacji oraz poczynań przeciwnika. W tym kontekście, Siły Zbrojne należy rozwijać równomiernie z uwzględnieniem wszelkiego spektrum zagrożeń. Np. Obrona przeciwlotnicza musi być wielowarstwowa i mieć zdolności nie tylko przeciwlotnicze, ale i przeciwrakietowe czy przeciw-dronowe. Nie można rezygnować z sił powietrzno-desantowych tylko trzeba im kupić nowe śmigłowce! (zamiast z dobrego robić badziewie, trzeba wydać pieniądze). Należy szukać spięcia w jeden sieciocentryczny system flotę (nowoczesne fregaty), lotnictwo (F35 i F16), systemy przeciwlotnicze (Patriot/Narew/Sona), systemy artyleryjskie (HIMARS, Artyleria, amunicja krążąca), a nawet siły pancerno-zmechanizowane i zmotoryzowane.
Remedium na przewagę liczebną Rosjan nie może być zmniejszenie własnych sił i postawienie na bieda-armię walczącą jak partyzantka. Trzeba mieć siły wspierane przez znacznie lepszej jakości sprzęt tak by nasz F35 zestrzelił 5 wrogich maszyn i wrócił spokojnie na uzupełnienie uzbrojenia (nawet na lotnisko w Niemczech, bez znaczenia). Trzeba mieć takie okręty, które zatopią kilka wrogich jednostek i spokojnie odpłyną. Trzeba mieć wreszcie tak silną armię lądową, która nie będzie czekała na to, co zrobi lub czego nie zrobi przeciwnik – tylko sama będzie zdolna wyprowadzić tak nokautujący cios, że przeciwnik będzie się bał nawet zaczynać. To jest odstraszanie. Pokazanie potencjału zniszczenia wrogich systemów i zabicia wrogich żołnierzy bez strat własnych. Pokazanie zdolności ofensywnych i niszczenia. Przy wykorzystaniu technologicznej przewagi. A tą możemy teraz na wielu płaszczyznach łatwo uzyskać. Rosjanie – osamotnieni i obciążeni sankcjami – bazują tylko na myśli technicznej Iwana. Tymczasem my możemy kupić F-35, wybudować nowoczesne fregaty z najnowocześniejszym uzbrojeniem na licencjach zagranicznych. Kupiliśmy Patrioty, a NAREW będzie oparta o zachodnią technologię. To jest właśnie ta właściwa droga (można się czepiać wykonania, czy dobra umowa czy zła etc, ale kierunek jest właściwy). I oczywiście zwiększenie liczebności (jakby jej nie liczyć) armii, a więc stworzenie np. 5 dużej jednostki (np. samodzielnej brygady), modernizacja floty, rozbudowa lotnictwa będą w perspektywie kolejnego dziesięciolecia niezbędne. Bo musimy mieć potencjał militarny do różnych scenariuszy na różnych frontach.
Należy zrozumieć, że samo nastawianie się na wojnę obronną przeciwko Federacji Rosyjskiej jest już intelektualną klęską Polaków i to zanim rozpoczną się działania wojenne. Polska powinna – wzorem mocarstw tj. USA czy Rosja, ale i mniejszy państw jak Izrael – bronić własnych interesów na terytoriach państw trzecich. A do tego potrzebny jest potencjał ofensywny, z komponentem ekspedycyjnym w Siłach Zbrojnych oraz reagowanie jeszcze w strefach buforowych. Poza granicami własnego państwa. By nie narażać się na dotkliwe straty. Nie potrzebujemy armii, której lekki charakter zmusi ją do ukrywania się i czekania na ruchy i ew. inwazję przeciwnika. Niezdolną do ochrony państwa i jego zasobów. Nie potrzebujemy Armii Krajowej walczącej w podziemiu, po zniszczeniu państwa, bowiem Państwo Polskie istnieje, jest dobrze rozwinięte i należy bronić jego zasobów oraz ludność.
Najlepszym wariantem dla Polski jest odstraszenie przeciwnika i nie dopuszczenie do inwazji. Odstraszenie to musi polegać na tym, żeby pokazać agresorowi, że Polska odpowie całym potencjałem i siłą na jakiekolwiek zagrożenie jej granic lub suwerenności. Nie może być tak, że odpuszczając obronę „strefy nękania” zaprosimy Rosjan do agresywnych ruchów. Bowiem będą mogli „Za darmo” wejść i przejąć kontrolę nad granicznymi powiatami czy gminami. Nie możemy pokazać im, że jesteśmy wrażliwi na atak rakietowy, przeciw któremu nie mamy żadnej odpowiedzi i obrony. Nie możemy wreszcie nie mieć odstraszającej Marynarki Wojennej, która zniechęcałaby lub nawet uniemożliwiała wykonanie uderzeń lotniczych lub morskich na polskie platformy wiertnicze lub infrastrukturę przybrzeżną, choćby w postaci terminalu LNG w Świnoujściu lub Baltic Pipe. Zrezygnowanie z konkretnego potencjału (jak siły przeciwrakietowe, lotnictwo, marynarka etc.) sprawi, że właśnie te braki zostaną przez Rosjan wykorzystane.
Krzysztof Wojczal
geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog
P.S.
Jak widać powyżej, włożyłem bardzo dużo wysiłku oraz czasu w to, by hobbistycznie, pro publico bono i z poczucia obowiązku odnieść się merytorycznie do stworzonego przez S&F i opłaconego projektu ANW oraz planu bitwy manewrowej.
Tekst udostępniam publicznie i z pewnością osoby ze S&F (które wiem, że mnie czytają i to od początku powstania bloga) się z nim zapoznają. Mam więc nadzieję, że tym razem będzie inaczej niż było do tej pory i uniknę mało eleganckich insynuacji o to, że jestem głupi lub mam stare mapy mentalne bo się nie zgadzam z dr Jackiem Bartosiakiem (a którym to argumentem ad personam lubi zbywać merytoryczne zastrzeżenia). Chciałbym podkreślić, że to darmowe opracowanie jakie wykonałem jest doskonałym feedbackiem dla zespołu Strategy & Future, dzięki któremu mogą poprawić swoją pracę za którą otrzymują wynagrodzenie. Lub przynajmniej lepiej uzasadnić postawione przez siebie tezy – jeśli uważają, że wytrzymują one wyżej przedstawioną merytoryczną krytykę.
[i] Cytat z generała Waldemara Skrzypczaka
Witam wszystkich komentujących i serdecznie pozdrawiam pana Krzysztofa Wojczala.Dobrze że pan Jacek Bartosiak zaistniał i tak bardzo się udziela publicznie,potraktujmy to jako przyczynek do dyskusji Polaków o stanie naszego państwa,narodu,o stanie naszej armii i wszelkich koncepcji obronnych,Pan Bartosiak stawia swoje kontrowersyjne tezy i dobrze ,bo robi się coś pozytywnego gdy coraz więcej ludzi zastanawia się nad najlepszymi rozwiązaniami dla naszej przyszłości.Nie ma tego złego…….
można Bartosiaka obrażać i podważać to co robi ale dla mnie zrobił tą debatą w sprawie obronnosci Polski więcej niż wszyscy polscy generałowie przez ostatnie 30 lat
A najciekawsze, że Rosja NIGDY nie napadła na ziemie Piastów by je zająć.
Owszem… zadawali się rabunkiem i kontrolą. Sporo mogą o tym powiedzieć mieszkańcy krainy, jedynej której piastowskość podkreślano, czyli Śląska.
Jako żołnierz jestem „fanem” ANW. Wbrew pozorom, to, że na co dzień mówimy „na którą jutro do roboty” (tak… elastyczny czas, tylko działa w drugą stronę niż w cywilu), to nie znaczy, że nie służymy Rzeczypospolitej Polskiej. Bardzo się cieszę z Pańskiej krytyki – tego właśnie szukałem. Łatwiej znaleźć kogoś kto sprawdzi źródła i merytorykę niż samemu szukać. To co mnie zszokowało jak pierwszy raz (bardzo niechętnie) obejrzałem jego prezentację pół roku temu, to, że zna doskonale „MON” od środka. Cywile rzadko wiedzą co „boli” żołnierzy (przynajmniej tych, którym naprawdę zależy na sile SZRP) i jak łatwo to naprawić. Pańska ocena jest bardzo negatywna, sądzę, że połowa Pańskich argumentów jest bezzasadna i spreparowana trochę na siłę, ale cześć zwraca uwagę na poważne wady ANW. Doczepię się trochę. Może zapytam, bo nie służę w wojskach pancernych i się na tym nie znam. Czemu pomysł kilku załóg do jednego czołgu jest zły? Mamy np. 2 załogi (Bartosiak proponuje 3). Pierwsza jedzie na 8 godzin, walczy, wraca, obsługa sprzętu, tankowanie, nowa (wypoczęta) wsiada, wyjeżdża itd. Czołg pracuje cały czas (póki nie zostanie zniszczony), załogi są wypoczęte. Nie wiem czy to dobre porównanie, ale podejrzewam, że bardziej trafne niż „na jeden karabin przypadało dziesięciu powstańców”, ale czy nie tak to działa na okrętach? Okręt płynie i walczy, ale załogi się zmieniają. Cena żołnierzy cena karabinu (odwrotna sytuacja).
Uważam, że samo podjęcie próby dyskusji na temat naszej obronności jest dobre i BARDZO potrzebne. Żołnierze od najniższego szczebla widzą potrzeby zmian (bo to ten szczebel pracuje najbliżej sprzętu, poligonu czy pola walki), ale głosy rozsądku muszą się przebić przez kilka szczebli i to taka zabawa w głuchy telefon. Im wyższe stanowisko tym więcej poklepywania się po plecach „dobra robota”, „świetne ćwiczenie”, „ale wyszkolone wojsko”, „brawo”. Niestety to co robi wojsko to 20% możliwości. Wiem, że Wojska Specjalne są wyjątkiem – inicjatywa, zaufanie, motywacja. Poklepywanie po plecach? Świetne cwiczenie (z punktu widzenie człowieka z Wojsk Ladowych), przyjeżdża amerykański pułkownik i mówi: „dobra robota, ALE…” I wymienia błedy przez 10 minut, a wszyscy kiwają głowami („no tak… to można było przewidzieć, na to nie byliśmy przygotowani”). WOW, ciągłe dążenie do doskonałości… Czemu tak nie może wyglądać całe Wojsko Polskie?
Panie Krzysztofie, potrzeba dyskusji, bo na 100% część pomysłów ANW jest kompletnie nietrafionych. Ale ktoś musi się nad tym wojskiem pochylić i zastanowić co można niskim kosztem i małym wysiłkiem naprawić. Bo ja w swojej jednostce widzę wiele takich możliwości, które są na wyciągnięcie ręki, tylko: „wszystko się kręci”, „jakoś to działa”, „po co zmieniać”, „jest OK”, „lepiej nie będzie”, „lepiej to już było”, „pan każe, ja łaże” itd. Brutalna prawda.
Tymczasem w przededniu ewentualnego ataku RUS na UKR…
https://twitter.com/MariuszGierszew/status/1493117805356404736
Smutne to…
Tylko dlaczego mam wrażenie, że to tajemnica poliszynela?
Problemem polskiego wojska jak i dowolnej gałęzi polskiej jest jej rząd. Stado ludzi skorumpowanych, często obcych agentów oraz ludzi tylko patrzących na własne interesy. Pracowałem dla rządu widziałem jak na stołkach dyrektorskich departamentów zasilają osoby nie mające żądnej wiedzy w sektorze tym którym teoretycznie kierowały. Oni tylko podpisywali a cała praca oparta była na szczeblu niższym. Ci na górze nawet nie rozumieli o czym jest mowa. Oczywiście jaka partia rządziła takie osoby się pojawiały na stołkach z ich ugrupowań – co całe robiły nic nie wspólnego z pracą i wykorzystywały mienie służbowe do prywatnych celów jak własne. Dlatego po tym co widziałem zawsze twierdzę trzeba wymienić cały rząd i wszystkich wysokich urzędników państwowych.