JAPONIA – kraj katastrof i zmarnowanego potencjału? [ANALIZA CZ.II]

Kontynuując analizę. Japońskie: gospodarka, ustrój, armia, geopolityka oraz perspektywy.

Dla tych, którzy chcieliby zacząć lekturę od początku podaję link do części pierwszej tekstu:

ANALIZA GEOPOLITYCZNA JAPONII – CZ.I.

 

INNOWACYJNY BANKRUT? [GOSPODARKA]

Garść dany

126 milionowa populacja w 2019 roku wytworzyła PKB o wartości 5,11 biliona USD. Dlatego japońska gospodarka jest trzecią największą gospodarką świata (w przeliczeniu na dolary) lub czwartą, jeśli uwzględnić parytet siły nabywczej (po Chinach, USA i Indiach).

W przeliczeniu na jednego mieszkańca przypada więc kwota 48.920 $. Przy uwzględnieniu parytetu siły nabywczej jest to rocznie 39.294 dolary.

Po tzw. „straconej dekadzie” z  lat dziewięćdziesiątych Japonia na początku XXI wieku weszła na drogę niewielkiego wzrostu, jednak kryzys z 2008 roku okazał się bolesny dla zadłużonej gospodarki. W roku następującym po wybuchu kryzysu, Japończycy odnotowali 5,4% recesję (wg Banku Światowego). Przez ostatnie dziesięciolecie, po wyraźnymi odbiciu w roku 2010 (wzrost 4,2%), utrzymywał się z reguły niewielki wzrost. W 2018 roku wyniósł on 0,8%.

Największy udział w PKB mają usługi (ok. 74%) oraz przemysł (25%), które dominują nad rolnictwem (1%). Japonia słynie z rozwiniętego przemysłu motoryzacyjnego, elektronicznego, maszynowego, stalowego, stoczniowego, kosmicznego i chemicznego. W dziedzinach tych, Japończycy starają się przodować technologicznie, z czym wiąże się również rozwój robotyki. Piętą achillesową jest tutaj brak dostępu do surowców naturalnych, przez co przemysł w 90% opiera się o import. Jest to powodem dość dużej wrażliwości gospodarczej na zmiany popytu na rynkach. Bowiem, jeśli Japończycy nie eksportują odpowiednio dużej ilości wytworzonych towarów (na bazie wcześniej zakupionych surowców), ich bilans handlowy osiąga spore ujemne wyniki. Wg danych z japońskiego Ministerstwa Finansów w 2019 roku deficyt handlowy Japonii osiągnął wartość 1,667 biliona jenów, co w dolarach daje sumę ok. 15,5 mld USD. W 2018 roku deficyt wyniósł ponad 11 mld USD. A przypomnijmy, że były to nie najgorsze lata dla światowej gospodarki. Warto przypomnieć, że jeszcze w okresie 2016-2017 Japonia notowała spore zyski z handlu. Tak drastyczna zmiana tłumaczona jest spowolnieniem gospodarczym w Chinach, które są sporym rynkiem zbytu dla Japończyków.

Problemem japońskiej gospodarki (co rozwinę nieco dalej) jest utrzymujące się od kilku dekad zjawisko deflacji. Poza, krótkimi momentami większych wahnięć, od końca XX wieku Japończycy borykają się z niewielką (oscylującą od 0 do -1%) deflacją, choć przez ostatnie trzy lata notowana była u nich niewielka inflacja (do ok. 1% ).

Poziom inflacji – wykres historyczny

W Japonii od lat utrzymuje się bardzo niski poziom bezrobocia (obecnie 2,5%). Restrykcyjna polityka migracyjna oraz problemy z demografią stanowią spore wyzwanie dla rynku pracy.

Stopa bezrobocia w Japonii

Handel

Japonia to czwarty największy importer i eksporter na świecie (dane za 2018 rok). Siódmy największy partner handlowy dla Unii Europejskiej (najwięcej handlują z Niemcami). Jednak największymi partnerami handlowymi Japonii są Stany Zjednoczone i Chińska Republika Ludowa. W 2018 roku blisko 1/5 wartości całego japońskiego eksportu przypadała na USA (140,4 mld USD). Dalszy 19,1% udział  o wartości 134,7 mld USD mieli Chińczycy. Przepaść między tymi dwoma odbiorcami, a trzecią Koreą Południową jest wyraźna (6,6% czyli 46,3 mld USD). Japonia sprzedaje gro ze swoich towarów również do Tajwanu (6,1%), Hongkongu (4,8%), Tajlandii (4,3%), Niemiec (2,9%), Singapuru (2,9%), Wietnamu (2,3%) i Australii (2,1%).

Traktując eksport nieco bardziej zbiorczo, w 2019 roku Japończycy 57,3% eksportu skierowali do państw w regionie (Chiny, Filipiny, Malezja, Indonezja, Tajwan, Korea Południowa, Singapur, Hongkong etc.). 22,7% wartości eksportu przypadło na Amerykę Północną oraz 13,5% na Europę. Japonia zarabiała głównie na sprzedaży pojazdów samochodowych (21,1% wartości całego eksportu), maszyn i komputerów (19,4%), urządzeń elektrycznych (14,6%), sprzętu medycznego (5,5%).

Tokio najwięcej importuje z Chin, Stanów Zjednoczonych, Australii, Korei Południowej, Tajwanu, Niemiec i Tajlandii. Japończycy importują głównie ropę naftową i paliwa (21,6% wartości całego importu), urządzenia elektryczne (13,7%), maszyny i komputery (9,8%) oraz sprzęt medyczny (3,9%).

Co najważniejsze, Japończycy największy deficyt handlowy w 2019 roku odnotowali w wymianie z Chinami. Import z Chin przewyższył eksport do Państwa Środka o wartość 34,5 mld USD. Podobny deficyt (31 mld USD) Japończycy odnotowują z Australią, z której ściągają surowce naturalne, a także Arabią Saudyjską (22,5 mld USD deficytu) oraz Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi (19 mld USD) i Katarem (12 mld USD) skąd kupują ropę.

Natomiast Japonia najlepiej zarabia na handlu z USA, na których w 2019 roku zarobiła 59,1 mld USD. Korzystnie również wypada wymiana z Hongkongiem (31,6 mld USD zysku) , Koreą Południową (16,6 mld USD), Tajwanem (16,1 mld USD) i Singapurem (12,4 mld USD).

 

Długie długi

Japonia to najbardziej zadłużone państwo świata, jeśli chodzi o poziom długu publicznego: 238% PKB w 2018 roku. W przypadku zadłużenia sektora prywatnego, to jego poziom wynosi 223,8% do PKB (dane za 2018 rok.).

Wzrost poziomu długu publicznego w Japonii

Przeliczając cały dług (publiczny i prywatny) na dolary, Japonia jest trzecim najbardziej zadłużonym państwem świata (po USA i Chinach), które ma do spłacenia 19,5 bln dolarów (dane z II kwartału 2019r.). Jeśli chodzi o poziom całego zadłużenia względem wielkości gospodarki, to Japończycy znajdują się już na drugim niechlubnym miejscu. Jak to się stało, że z azjatyckiego tygrysa, któremu jeszcze w latach 80-tych XX wieku przepowiadano gospodarczą dominację świata, Japonia przeistoczyła się w ociężałego i zadłużonego po uszy kolosa? By to wyjaśnić, warto opisać powojenną historię gospodarki japońskiej i przyjrzeć się genezie niezwykłego wzrostu gospodarczego z lat 60-80, a także stagnacji i załamania japońskiej gospodarki z lat 90-tych.

 

Od potęgi do krachu i przejęcia – „Watch out for banks!”

Azjatycki Tygrys

Po II WŚ Japonia i jej gospodarka upadły na kolana. Japończycy stracili między 25%-50% majątku narodowego, dwa miliony obywateli poniosło śmierć w wyniku działań wojennych, a produkcja przemysłowa spadła blisko o 90%. Jednocześnie tuż po wojnie, Amerykanie (jako okupant) chcieli rozbić centralnie zarządzany system gospodarczy oraz ograniczyć monopole i oligarchie w sektorze przemysłowym. Jednak utworzenie ChRL i Wojna Koreańska sprawiły, że w Waszyngtonie nie doprowadzono ww. procesów do końca. W związku z tym, do władzy powrócili ludzie, którzy pełnili wysokie funkcje państwowe w czasie wojny. Duże koncerny przemysłowe przetrwały, a rząd nie tylko nie zliberalizował gospodarki, ale wręcz wrócił do centralnego sterowania. Czyli do gospodarki planowej. Objawiło się to m.in. poprzez dokapitalizowywanie konkretnych sektorów i zakładów produkcyjnych. Ministerstwo Finansów wykorzystało też narzędzie kreacji pieniądza w taki sposób, że nakazywało bankowi centralnemu (ten był niezależny jednak przez wiele lat spełniał wytyczne rządu) i bankom komercyjnym prowadzenie szeroko zakrojonej akcji kredytowej (na niskim oprocentowaniu) skierowanej tylko do podmiotów z wybranych branż. Innymi słowy, fiducjarny pieniądz nie był dostępny dla wszystkich, a tylko dla wybranej części gospodarki. Co z jednej strony pozwoliło odbudować przemysł, z drugiej, nie uderzało w siłę nabywczą jena (nie wywołało to hiperinflacji).

Wspierane przez państwo przemysłowe giganty (które przetrwały do dziś i chyba każdy potrafi wymienić co najmniej kilka japońskich marek samochodowych czy elektronicznych) szybko wybiły się na rynkach międzynarodowych, zasilając gospodarkę o zyski z eksportu. Śmiało można stwierdzić, iż te same kadry (lub następcy) które próbowały zawojować świat poprzez militarny podbój, znalazły zupełnie nowy sposób na zdominowanie globu. A było to możliwe m.in. dzięki wpięciu w globalny rynek (vide dostęp do surowców i rynków zbytu), co zagwarantowały Stany Zjednoczone. Przypadek Japonii to jeden z pierwszych, które są dowodem na to, że system stworzony przez USA po II WŚ dawał sporo możliwości jego uczestnikom (jak wiemy, dziś największym jego beneficjentem są Chiny).

W wyniku działań japońskiego rządu, już w 1952 roku Japonia osiągnęła wielkość PKB odpowiadającej wartości sprzed wojny. Osiem lat później, japońska gospodarka była już 3,5 krotnie większa (Tylko w 1959 roku wzrost PKB wyniósł aż 17%). Do 1974 roku Japończycy gnali do przodu często z dwucyfrowym wynikiem wzrostu gospodarczego stając się wkrótce drugą największą gospodarką świata (po USA). Nie brakowało wówczas takich, którzy przepowiadali Japonii szybkie obalenie gospodarczej dominacji Waszyngtonu (pomimo, że populacja Japonii była o 1/3 mniejsza). I tych predykcji wcale nie zmieniono po kryzysie naftowym z 1974 roku, bowiem jeszcze przez całe lata 80-te Japonia cieszyła się całkiem wysokim wzrostem gospodarczym (choć nie tak wielkim jak wcześniej).

Skoro było tak dobrze, to dlaczego skończyło się tak źle?

Zanim postaram się to wyjaśnić, krótkie wtrącenie w zakresie przewag: wolnego rynku nad gospodarką planową (ponieważ z powyższego można wywnioskować, że kapitalizm i wolny rynek są mniej efektywne od dobrze zarządzanej gospodarki przez urzędników, co jest fałszem). Wolny rynek sprawdza się doskonale, gdy rzeczywiście jest wolny i ktoś (np. państwo) pilnuje, by wszyscy mieli jednakowe szanse. Jednak na rynku międzynarodowym nie ma szans na „sprawiedliwego” policjanta. Wobec czego, jeśli wszyscy stosują się z grubsza do jakiś ustalonych odgórnie (traktatami) reguł, a ktoś te reguły łamie (co robiły przez ostatnie lata Chiny, ponieważ rząd z Pekinu wspiera centralnie własny przemysł, tak jak robiła to wcześniej Japonia), to ten ostatni może zyskać przewagę (chyba, że zostanie ukarany przez resztę graczy na rynku). Opisywałem to bardziej szczegółowo w tekście: „Mity idei wolnościowych i konfederatów. Dlatego o ile wolny rynek jest dobry w obrębie i wewnątrz państwa (zdrowa konkurencja rozwija), o tyle brak jego ochrony przez państwo przed monopolistami i firmami zewnętrznymi wspieranymi przez obce państwa, prowadzi do zniszczenia rodzimego przemysłu (ponieważ nierówna konkurencja zabija tych grających wg reguł). W przypadku Japonii wyglądało to tak, że Amerykanie wpuszczali na swój rynek japońskie produkty, które były tańsze m.in. z uwagi na A) siłę waluty  B) dofinansowywanie japońskiego przemysłu. Efekt był taki, że Japońskie koncerny podbiły amerykański rynek, na którym rodzime amerykańskie firmy nie otrzymywały od własnego rządu podobnej pomocy.

Stracona Dekada

Problemem Japończyków był fakt, iż choć Bank Japonii (BoJ) był dość niezależny od rządu, to jego władze zmierzały do uzyskania jeszcze większej swobody. Bank Japonii był bowiem formalnie podległy Ministerstwu Finansów i musiał raportować do niego swoje działania. Chciano to zmienić. Ponadto bankierzy uważali, iż system gospodarczy Japonii należało przestawić z gospodarki planowej, na model liberalnego kapitalizmu (wzorem USA). Nie można było jednak żądać reform w sytuacji, gdy system się sprawdzał, a gospodarka odnotowywała najlepsze wyniki na świecie. Stąd, wg jednej z teorii (prof. Richarda Wernera), władze Banku Japonii celowo przestały współpracować z rządem i skierowały kraj w kierunku kryzysu. Niezależnie od tego, jaka jest prawda w zakresie intencji, faktem jest, iż w 1971 roku Bank Japonii, w oderwaniu od woli Ministerstwa Finansów, zmienił politykę kredytową i wymusił na bankach komercyjnych przeprowadzenie szeroko zakrojonej kampanii kredytowej. W odróżnieniu jednak od tych wcześniejszych (które były ograniczone i kierowane do wybranych sektorów), tym razem banki miały udzielać wielokrotnie więcej kredytów, bez ograniczeń w zakresie odbiorców. Banki komercyjne odebrały polecenie banku centralnego jak rozkaz. Problemem był jednak fakt, iż dotychczas wspierany sektor nie był na tyle chłonny by skonsumować znacznie większe środki, które zostały wyznaczone do tego celu przez Bank Japonii. Dlatego banki, nie mając już narzuconych w tym zakresie restrykcji, zaczęły udzielać wysokich kredytów każdemu, kto się po nie zgłosił (i często udzielano kredytów większych, niż te o które wnioskowano).  I tak oto lekkie przestawienie na torach zwrotnicy, skierowało pociąg w zupełnie inne rejony, niż te, do których chcieli dotrzeć pasażerowie.

W 1974 roku na świecie wybuchł kryzys naftowy, który uderzył również w japońską gospodarkę. Bank centralny otrzymał wówczas więcej swobody, a jednocześnie przestał finansować wydatki rządowe (co odbywało się poprzez emisję specjalnych obligacji). Od tego momentu rząd Japonii musiał zaciągać kredyty gdzie indziej. Jednak Japończycy szybko otrząsnęli się po tym ciosie i powrócili na ścieżkę wzrostu (choć już nie tak szybkiego jak wcześniej). Z czasem, luźna polityka monetarna szybko zaczęła generować poważne skutki. Banki, chcąc wypełniać narzucone przez Bank Japonii limity, udzielały wysokich kredytów hipotecznych znacznej części społeczeństwa. To doprowadziło do rosnącej bańki cenowej na rynku nieruchomości. Pod koniec lat 70-tych, park cesarski w centrum Tokio był wyceniany wyżej, niż całe terytorium Stanu Kalifornia… Pomimo tego, BoJ wciąż zmuszał podległe mu mniejsze banki do kontynuowania akcji kredytowej.

Do ofensywy przeszły również wreszcie Stany Zjednoczone, które dostrzegły m.in. japońskie zagrożenie dla swojej gospodarki. W 1985 podpisano w Hotelu Plaza porozumienie zwane Plaza Accord (USA, Wielka Brytania, Niemcy, Francja i Japonia) dotyczące interwencji na rynkach w celu osłabienia dolara względem innych walut (zwłaszcza do marki i jena). W latach poprzedzających to wydarzenie, wartość dolara szybko rosła co uderzało w amerykański eksport i gospodarkę. Dlatego władze z Waszyngtonu zdecydowały się na polityczne wsparcie własnej gospodarki (przypomina nam to coś? J vide polityka ceł prowadzona przez Donalda Trumpa).

Spora ilość pieniądza krążącego w Japonii oraz osłabienie dolara przyczyniło się do dwóch zjawisk. Pierwszym był japoński run na zakupy i inwestycje za granicami państwa. Drugim, osłabienie pozycji japońskich wyrobów na amerykańskim rynku (z uwagi na cenę). Efektem tego, był odwrócenie trendów w wymianie handlowej. W 1980 roku bilans handlowy Japonii wynosił netto 2 mld USD, tymczasem już w 1986 roku deficyt handlowy wyniósł 132 mld USD. Jednocześnie, od 1974 roku rząd zaczął intensywnie zwiększać zadłużenie publiczne, które zaciągał wobec podmiotów komercyjnych. To z kolei rozpoczęło japoński marsz po palmę pierwszeństwa, jeśli chodzi o poziom zadłużenia publicznego względem PKB. Od tej chwili zadłużało się już nie tylko społeczeństwo i biznes, ale i całe państwo. Co było dodatkowo stymulowane poprzez obniżenie przez bank centralny stopy procentowej z 5% do 2,5%.

W 1990 roku nastąpiła korekta notowań giełdowych, ale co istotne, Bank Japonii niespodziewanie zmienił politykę monetarna i raptownie zaostrzył kryteria kredytowe podnosząc jednocześnie stopy procentowe do 6%. Rynek zareagował niemal natychmiast. Odsetki od kredytów znacznie wzrosły, co spowodowało lawinę niewypłacalności wśród kredytobiorców, ale i zalanie rynku nieruchomości ofertami sprzedaży. Ponieważ kredyty były znacznie droższe, mniej osób mogło sobie na nie pozwolić. Wobec czego ceny nieruchomości zaczęły gwałtownie spadać. Banki zorientowały się, iż udzielone wcześniej wysokie kredyty pod hipotekę, nie są de facto dobrze zabezpieczone, bowiem spadająca wartość nieruchomości nie pozwalała odzyskać po ich sprzedaży pożyczonych pieniędzy. W panice wstrzymano udzielanie kredytów całkowicie. Co doprowadziło do prawdziwej klęski na rynku nieruchomości i wybuchu potężnego kryzysu w 1991 roku. Wartość giełdy spadła o 80%.  Japonia weszła w okres tzw. „straconej dekady” i nie zdołała otrząsnąć się po tym załamaniu po dziś dzień. W ciągu dziesięciu lat upadłość ogłosiło ponad 200 tys. firm.

Jak to się stało, że Japonia nie potrafiła powtórzyć powojennego sukcesu i po gwałtownej recesji nie wróciła na drogę wzrostu? Rząd Japonii starał się wprawdzie do tego doprowadzić, jednak na drodze stanął mu ponownie bank centralny. Ministerstwo Finansów wymusiło wprawdzie obniżkę stóp procentowych nawet do poziom 0,1%, ale głównym kołem zamachowym dla gospodarki miała być dewaluacja jena. Bank Japonii został poproszony o zakup 20 mld USD za wydrukowane (wykreowane) pieniądze,  co miało osłabić japońską walutę.  Tymczasem bank centralny zamiast tego, ściągnął realne pieniądze z gospodarki (sprzedając obligacje) i to za te środki nabył dolary. W efekcie kurs jena wcale nie spadł, a na wewnętrznym rynku pojawił się deficyt waluty, który nieco później zapoczątkował deflację. Stało się tak również przez to, że mimo niskiej stopy procentowej, banki nie udzielały kredytów. Obciążone były bowiem (na skutek krachu na rynku nieruchomości) znaczną ilością „złych długów” (NPL-non performing loans). Również społeczeństwo sparzyło się na kredytach, wobec czego nie zaciągano już ich tak chętnie.

W tym czasie dawne elity polityczne Japonii zostały już wymienione przez nowe pokolenie, które nie rozumiało meandrów dawnej polityki rządu oraz pułapek ekonomicznych. Nowe władze zastosowały się do porad finansistów i ubytek waluty na rynku wewnętrznym próbowały uzupełnić poprzez zwiększanie wydatków państwowych finansowanych przez zaciąganie długów. Co spowodowało gwałtowny wzrost zadłużenia publicznego do rekordowych poziomów. Być może tego rodzaju metoda okazałyby się skuteczna, gdyby nie fakt, iż rząd pozyskiwał pieniądze na wydatki z długu zaciąganego w sektorze prywatnym… Innymi słowy, w czasie gdy dawniej to bank centralny kreował walutę , a następnie kupował za nią rządowe obligacje (tak to nie jest nowa sztuczka), to w latach 90-tych, obligacje państwowe były skupowane na rynku. Za realną walutę. W związku z tym do gospodarki nie trafiały dodatkowe środki, a jedynie istniejąca już waluta krążyła pomiędzy rządem, a gospodarką (to duże uproszczenie, ale chodzi o ukazanie samego mechanizmu). Przy czym dług rządu sukcesywnie wzrastał. I mimo upływających lat w stagnacji gospodarczej, wzrostu zadłużenia i zbyt małej ilości pieniądza na rynku, Bank Japonii odmawiał druku jena i wpompowywania go bezpośrednio do spragnionej każdego zastrzyku gotówki gospodarki.

Dla zainteresowany tematem japońskiego, gospodarczego rise & fall gorąco polecam film pt.: „Princes of the Yen: Central Bank Truth Documentary”

Przejęcie gospodarki

W 1999 roku Bank Japonii obniżył stopy procentowe do zera, a w roku 2000 rozpoczęto wreszcie nieśmiały dodruk za który skupywano obligacje rządowe. Nadal jednak głównym stymulantem gospodarki miały być wydatki z budżetu państwa i różnego rodzaju centralne programy naprawcze. A ponieważ programy te konkurowały niejako z kredytami w sektorze prywatnym (lepiej było wziąć udział w programie rządowym i dostać pieniądze z budżetu niż zaciągać kredyt w banku), to rząd stał się narzędziem wpompowywania pieniądza na rynek (przy jednoczesnym zadłużaniu się). O środki z subwencji ubiegali się najbardziej potrzebujący, czyli podmioty najmniej rentowne i te, które ciągnęły gospodarkę w dół. Co spowodowało, że sektor prywatny zamiast się oczyścić (bankructwa nierentownych i niewydolnych podmiotów), zaczął popadać w zależność od kroplówek finansowych ze Skarbu Państwa. Oczywiście to wpłynęło negatywnie na efektywność gospodarki.

Następnie Japonia otrzymała dwa druzgocące ciosy. W 2008 roku wybuchł światowy kryzys gospodarczy, a gdy wydawało się, że kraj jest na dobrej drodze by się podźwignąć, w 2011 roku w wybrzeże Japonii uderzyły fale tsunami. Doprowadzając do uszkodzenia reaktora elektrowni jądrowej i powodując dewastujące skutki dla środowiska naturalnego i gospodarki (o czym w kolejnej podsekcji). W 2013 roku nowy prezes Banku Japońskiego poszedł wreszcie śladem innych największych banków centralnych(FED, EBC)  i rozpoczął na dobre program luzowania ilościowego (ang. quantitative easing -QE). Dodruk jena ruszył z impetem. Jeszcze w 2012 roku bank centralny dysponował jedynie 13% długu publicznego Japonii. Pod koniec 2016 roku, Bank Japonii skupił blisko 40% całego zadłużenia rządowego.  Czy to oznaczało, że nagle bank centralny zaczął grać do jednej bramki z japońskimi gospodarką i rządem? Niekoniecznie. Wszystko wygląda na to, że BoJ zwyczajnie przejmuje gospodarkę Japonii. Oprócz skupywania obligacji, bank centralny rozpoczął bowiem  wykupywanie różnego rodzaju aktywów z sektora prywatnego. Głównie nieruchomości i funduszy ETF (które dysponują akcjami giełdowymi z tokijskiej giełdy). W ostatnim roku BoJ zyskał w pewnym momencie nawet 80% udział w ETF-ach! Co oznacza, że bank centralny stał się de facto jednym z największych akcjonariuszy spółek notowanych na giełdzie. Innymi słowy, zaczął przejmować kontrolę nad sektorem prywatnym (tym notowanym na parkiecie w Tokio). Dzieje się to na taka skalę, że już 2018  roku bilans Banku Japonii przekroczył 100% PKB Japonii. Innymi słowy BoJ dysponuje aktywami o wartości przewyższającej roczną wartość gospodarki państwa… I w tej kwestii nie powiedziano jeszcze ostatniego słowa. Na skutek pandemii COVID-19, BoJ ogłosił, że znosi limity na roczny zakup rządowych obligacji i od tego momentu tempo zadłużania rządu w banku centralnym zależy tylko od woli polityków.

Wobec powyższego krąży obiegowa opinia, że Japończycy nacjonalizują gospodarkę. Co być może byłoby prawdą, gdyby nie fakt, iż Bank Japonii jest całkowicie niezależny od rządu i często grał przeciwko władzom z Tokio. Dysponując niezliczoną ilością gotówki (prawo do kreowania/druku pieniądza), skupując nieruchomości, będąc największym wierzycielem państwa i jednocześnie kontrolując największe spółki sektora prywatnego notowane na giełdzie, Bank Japonii staje się właścicielem Japonii i majątku narodowego…

Co jest niezwykle zastanawiające, to japoński eksperyment polegający na skupowaniu przez bank centralny aktywów z sektora prywatnego, jest podawany jako przykład dla innych banków centralnych (FED, ECB). Oficjalnie chodzi oczywiście o wspieranie gospodarek w czasach kryzysów, jednak formalnie, może do doprowadzić do przejęcia całych gospodarek i majątków przez centralne instytucje finansowe. Niepodlegające kontroli społecznej (tak jak np. politycy).

Reasumując, BoJ w pierwszej kolejności był skupiony na pozyskiwaniu niezależności od władz z Tokio, co uzyskano poprzez wywoływanie kryzysów dających podstawę do reform. Jednak wygląda na to, iż niezależność nie była celem samym w sobie. Dzięki jej osiągnięciu, skupywane z rynku aktywa również znajdują się w niezależnych od nikogo rękach. I to właśnie przejęcie gospodarki i majątku wydaje się być rzeczywistą agendą banku centralnego. Co musi budzić zrozumiałe obawy, zwłaszcza w kontekście tego, iż inne banki mogą pójść tym samym torem postępowania.

 

Tsunami z 11 marca 2011 roku i awaria reaktora jądrowego w Fukushimie

W pierwszych pięciu latach po katastrofie z 2011 roku, sam tylko specjalny budżet odbudowy pochłaniał 1% japońskiego PKB. Od 2017 roku środki przeznaczane na ten budżet średnio nie przekraczały 0,24% PKB (polecam rozprawę doktorską Mariusza Dąbrowskiego pt.:  „Gospodarcze skutki katastrof naturalnych w Japonii”, skąd pochodzi część zawartych w niniejszej sekcji danych). Może się więc wydawać, iż katastrofa nie miała znacznego wpływu na japońską gospodarkę. Jednak należy uwzględnić szereg innych czynników, takich jak straty w branży turystycznej (gdzie odnotowano spadek zysków) oraz w sektorze rybołówstwa (z uwagi na skażenie wód).

W 2016 roku wyceniono koszty likwidacji bezpośrednich skutków awarii elektrowni jądrowej w Fukushimie na ponad 180 mld dolarów, co stanowi aż 3,5% aktualnego rocznego PKB Japonii. Katastrofa w Fukushimie spowodowała czasowe wstrzymanie pracy wszystkich elektrowni atomowych (54 reaktorów), wobec czego energię zaczęto pozyskiwać z gazu i węgla, co znacząco wpłynęło na wzrost cen za energię, a w konsekwencji na konkurencyjność całej gospodarki. W 2013 roku Japonia wydała 270 mld USD na import ropy, gazu i węgla (o 58% więcej niż w czasie gdy elektrownie działały). Było to powodem pojawienia się olbrzymiego deficytu handlowego (112 mld USD deficytu w 2013 roku w stosunku do zysku 65 mld USD z 2010 roku). Także realne straty (i utracone korzyści) spowodowane ww. katastrofą okazały się znacznie wyższe niż te widziane gołym okiem. Zwłaszcza, że dopiero w 2015 roku zaczęto uruchamiać na powrót elektrownie jądrowe (i to bardzo wolno, bowiem w 2015 roku otworzone jedynie dwie). Do dziś nie wznowiono pracy we wszystkich reaktorach, które działały przed 2011 rokiem. Jest to spowodowane m.in. tym, iż nowe rygory bezpieczeństwa wymagają modyfikacji reaktorów, których koszty mogą sięgać nawet 1 mld usd za jeden reaktor. Jednocześnie uszkodzona elektrownia atomowa w Fukushimie generuje dziennie ok. 200 m³ skażonej wody, której nie ma gdzie już składować. Łatwo więc policzyć, że skutki tylko tego jednego tsunami z 2011 roku mogą obniżać wzrost gospodarki Japonii o całe punkty procentowe po dziś dzień… (pomijając choćby kwestie katastrofy naturalnej).

 

KRAJ STARYCH, BIEDNYCH LUDZI? [DEMOGRAFIA]

Japonia to kraj pełen skrajności. Skrajne są: klimat (tajfuny i cyklony, wysokie różnice temperatur rocznych), warunki geologiczne (trzęsienia ziemi, tsunami i erupcje wulkanów) i ukształtowanie terenu (wysokie góry tj. Alpy Japońskie, głębokie rowy oceaniczne, vide Rów Japoński). Kraj posiada największy poziom długu publicznego na świecie. W przeszłości, Japończycy walczyli z wszystkimi potęgami świata naraz, a po przegranej wojnie osiągnęli niebywały sukces gospodarczy, który trwał od lat sześćdziesiątych po lata osiemdziesiąte. Równie skrajnie sprawa wygląda w kwestii demografii. W 2018 roku w Japonii żyła rekordowa ilość stulatków: blisko siedemdziesiąt tysięcy. Jednocześnie w tym samym roku populacja tegoż kraju skurczyła się o, bagatela, 450 tysięcy mieszkańców (uwzględniając narodziny, śmierci, a także migrację, która zapewniła dodatkowych 50 tys. obywateli). Przy takim tempie ubytku obywateli, szacuje się, że w 2050 roku obecnie licząca 126 milionowa populacja skurczy się do 100 mln.

Ponadto średnia wieku mieszkańców Japonii wynosi ok. 47 lat. Tak więc oczywistym jest, iż niebawem w Japonii zacznie brakować pracowników na rynku pracy. Społeczeństwo japońskie nie kwalifikuje się już do kategorii „starzejącego się”. Ono jest już po prostu stare. Pomimo tego, wiek emerytalny w Japonii wynosi jedynie 61 lat (od 2025 roku będzie to 65 lat). Japończycy, odmiennie do innych społeczeństw, pracują jednak zazwyczaj dłużej niż muszą. Bowiem wysokość państwowej emerytury jest czterokrotnie niższa od minimum egzystencji. Przez co na emeryturę mogą pozwolić sobie tylko Ci, którzy sami zadbali o swoją starość, gromadząc oszczędności. Blisko połowa emerytów nie ma wystarczających emerytur do choćby wiązania końca z końcem. Stąd pojawiło się zjawisko, znane skądinąd wśród polskich bezdomnych, polegające na celowym łamaniu prawa, by znaleźć opiekę w więzieniu. W 2015 roku jedną piątą ogółu więźniów stanowili właśnie emeryci. Zjawisko to narasta i stało się istotnym problemem systemu penitencjarnego w Japonii. A może być jeszcze gorzej, bowiem odsetek ludzi starych stale rośnie. Niebawem 1/3 populacji kraju będą stanowiły osoby powyżej 65 roku życia. W roku 2060, wiek ten przekraczać będzie ponad 40% całego społeczeństwa.

Przyczyną jest niska dzietność (obecnie ok. 1,4 dziecka na kobietę), która utrzymuje się już trzy dekady.

MONOPOL POLITYCZNY I CESARZ W ZŁOTEJ KLATCE

Ustrój

W Japonii mamy do czynienia z dziedziczną monarchią konstytucyjną, na której czele wciąż stoi cesarz pełniący funkcję reprezentacyjną. Oprócz tego podpisuje ustawy, zwołuje i rozwiązuje parlament, a także sprawuje nadzór nad wyborami parlamentarnymi. Co istotne, cesarz nie posiada prawa veta względem uchwalanych przez parlament ustaw. Aktualnym cesarzem Japonii jest Naruhito, który objął tron w 2019 roku na skutek abdykacji cesarza Akihito (co było precedensem biorąc pod uwagę ostatnich 200 lat).

Zgromadzenie Narodowe (władza ustawodawcza) składa się z wyższej Izby Radców oraz niższej Izby Reprezentantów. Kadencja radców trwa 6 lat (choć co 3 lata zmienia się połowa jej składu), natomiast posłów 4 lata. Izba Reprezentantów wybiera premiera, który następnie konstruuje rząd stanowiący władzę wykonawczą.

Scena polityczna

Największą partią w Japonii jest Partia Liberalno-Demokratyczna, która posiada obecnie w Izbie Reprezentantów 283 posłów w 465-osobowej izbie. Co ciekawe, japońska scena polityczna jest równie konserwatywna co sam naród i jego losy. Partia powstała w 1955 roku i właśnie od tego czasu, aż po 2009 rok sprawowała władzę (poza krótką przerwą między 1993-1996 r.). Co było rekordem wśród państw uprzemysłowionych. Co więcej, już w 2012 roku PLD odzyskała większość w parlamencie i kieruje państwem po dziś dzień. Choć wskazać należy, że partia ta nie jest monolitem i w jej skład wchodzą różne frakcje. Efektem tego jest zjawisko, w którym wewnętrzna opozycja partyjna często odgrywa większą rolę niż opozycja zewnętrzna. PLD głosi program wolnego rynku, liberalizmu gospodarczego i współpracy z USA.

Obecnie, największą konkurencją opozycyjną dla prawicowej PLD jest Konstytucyjna Partia Demokratyczna (CDP), która powstała na skutek rozbicia Partii Demokratycznej (rządzącej w latach 1993-1996 oraz 2009-2012).  Partia ta stworzyła blok pacyfistyczny z  Japońską Partią Komunistyczną i Partią Socjaldemokratyczną. Głównymi postulatami bloku są programy antynuklearny, proekologiczny i pacyfistyczny.


Uwaga! Czytasz ten artykuł dzięki temu, że autor bloga znajduje dość samozaparcia i mobilizacji by go dla Ciebie pisać 🙂 Dlatego, jeśli uważasz ten tekst za wartościowy i wart tego, by zapoznało się z nim więcej osób – udostępnij lub poleć go znajomym. Kilka dodatkowych sekund, które na to poświęcisz nijak mają się do czasu, który już spędziłeś przy czytaniu niniejszego wpisu. Ja pisałem go znacznie, znacznie dłużej. Miło będzie również przeczytać Twój komentarz pod tekstem 🙂 Dziękuję. KW.

OFENSYWNE SIŁY SAMOOBRONY [ARMIA]

Na wstępie sekcji wyjaśnić wymaga, iż Japonia nie dysponuje formalnie klasycznymi siłami zbrojnymi. W 1954 roku utworzono (na bazie policji) Siły Samoobrony, których pracownicy podlegali normalnej, cywilnej jurysdykcji sądowej. Jednocześnie przyjęto zasadę, iż siły te mogą być używane tylko i wyłącznie do obrony japońskiego terytorium (co wpisano do Konstytucji Japonii w 1947 roku). Był to wynik ustaleń powojennych na podstawie których japońska armia została niejako zdelegalizowana. I dopóki w regionie komuniści nie dysponowali znaczną przewagą, to Amerykanie brali na siebie odpowiedzialność obrony Tokio. Utworzenie i wzrost potęgi Chińskiej Republiki Ludowej, Wojna Koreańska, a także Zimna Wojna, przekonały Waszyngton do powierzenia części kompetencji obronnych samym Japończykom. Jednak stworzone Siły Samoobrony były szykowane tylko i wyłącznie do jednego celu. Obrony terytorium państwa. W związku z czym, nie kupowano i nie rozwijano uzbrojenia stricte ofensywnego (jak pociski rakietowe, bombowce, lotniskowce o dużej wyporności).

W 2018 roku japoński parlament przegłosował ustawę, na mocy której siły samoobrony mogą już nie tylko bronić terytorium państwa, ale i być używane poza granicami kraju do obrony sojuszników. I choć japońska armia, formalnie wciąż nie jest wojskiem, a np. lotniskowce nazywane są niszczycielami śmigłowcowymi, to rzeczywistość jest zgoła inna.

W japońskim wojsku służby blisko ćwierć miliona aktywnego personelu i ok. 50 tys. rezerwistów. Zdolnych do służby jest ponad 43 miliony obywateli, choć trzeba pamiętać, że wielu z nich jest poza „życiową formą” z uwagi na swój wiek. W 2020 roku Japonia przeznaczy na Siły Samoobrony 49 miliardów USD (Polska 12 mld $), a uwzględniając siłę nabywczą pieniądza, budżet obronny dysponować będzie zasobem o wartości 5,5 biliona dolarów (Polska – 1,16 bln $).

Siły Lądowe

Choć Japonia jest państwem wyspiarskim, to Lądowe Siły Samoobrony zatrudniają największą ilość żołnierzy spośród trzech rodzajów sił zbrojnych. 150 tys. żołnierzy wchodzi w skład dziewięciu aktywnych dywizji podlegających pięciu różnym armiom odpowiedzialnym za obronę poszczególnych regionów Japonii. Japończycy posiadają jedną dywizję pancerną i osiem dyw. piechoty. Co ciekawe, pomimo defensywnego charakteru, w 2018 roku stworzono brygadę amfibijną, którą oficjalnie ma służyć do ewentualnego odbijania zajętych wysepek tj. te z Archipelagu Riuku. Jest to jedna z ośmiu niezależnie działających brygad, które funkcjonują dodatkowo, oprócz dziewięciu brygad wsparcia specjalistycznego (artyleryjskiej, śmigłowcowej, dwóch pplot oraz inżynieryjnych).

Na wyposażeniu armii są m.in. własnej produkcji czołgi (Type 90 oraz najnowsze Type 10), pojazdy opancerzone, helikoptery bojowe, artyleria ciągniona oraz samobieżna (155 mm), a także wyrzutnie rakiet przeciw-okrętowych. Brakuje natomiast artylerii rakietowej, którą uznano za broń o ofensywnym charakterze.

Nie da się wobec tego nie zauważyć, iż Japończycy dysponują pokaźnymi siłami lądowymi, które wydają się nieco zbyt liczne, gdyby przypisać im rolę tylko i wyłącznie defensywną w obrębie Japonii. Zwłaszcza, że pierwszą linią obrony tego państwa są morza pilnowane przez flotę i lotnictwo.

 

Lotnictwo

Japońskie Powietrzne Siły Samoobrony dysponują imponującą flotą samolotów. Za wyjątkiem Stanów Zjednoczonych, Japończycy są największym użytkownikiem samolotów przewagi powietrznej F-15 (151 sztuk w wersji J oraz 42 sztuki w dwumiejscowym wariancie DJ). Oprócz tego, przy współpracy z USA, Japończycy zbudowali na bazie F-16, własne wielozadaniowe maszyny Mitsubishi F-2 (ok. 80 sztuk). Dostarczane są również myśliwce V generacji F-35, których Japonia zakupiła 42 sztuki w celu zastąpienia starszych F-4EJ (mowa o F-35  w wariancie A, kupionych niezależnie od zamówienia podobnej ilości wariantu C dla marynarki wojennej). Pomimo tego, władze z Tokio nieustannie myślą nad wymianą powietrznej floty na maszyny najnowszej generacji. Chciano nawet zainwestować w zakup F-22 (i pokryć koszty otwarcia linii produkcyjnej w Japonii), jednak temat umarł za sprawą braku zgody USA. Dlatego Japończycy rozważają zakup dodatkowych 100 sztuk F-35, które miałyby zagwarantować utrzymanie przewagi powietrznej nad japońskim niebem.

Oprócz samolotów myśliwsko-wielozadaniowych, lotnictwo Japonii dysponuje czterema AWACS (Boeing E-767) oraz trzynastoma mniejszymi samolotami wczesnego ostrzegania Grumman E-2C Hawkeye. Dodatkowo Japończycy posiadają kilka sztuk: samolotów walki elektronicznej, tankowców powietrznych i sporą liczbę maszyn transportowych.

Warto nadmienić, iż  Lotnictwo Wojsk Lądowych ma na stanie ponad 70 sztuk śmigłowców bojowych AH-1S Cobra, a niebawem zostanie dokończona dostawa blisko pół setki AH-64 Apache.

Trzonem sił powietrznych Japonii są wciąż dwie setki F-15, co wraz z brakiem maszyn bombowych, jasno wskazuje na stricte defensywny charakter JPSS formacji. I wynika z zakazu dotyczącego posiadania ofensywnego uzbrojenia przez Japonię, po II Wojnie Światowej.

 

Flota

Japończycy dysponują nowoczesną i stosunkową liczną flotą, której trzon stanowią cztery nowe niszczyciele śmigłowcowe. Okręty te należy traktować jednak de facto jako mniejsze lotniskowce, ponieważ są zdolne do przenoszenia samolotów krótkiego startu i pionowego lądowania tj. F-35B (na wyposażeniu japońskiej floty mają znaleźć się 42 sztuki tych maszyn). Największe i najnowsze ze śmigłowcowców (oddane do służby w 2015 i 2017 roku) posiadają wyporność 27 tys. ton (typ Izumo), dwa mniejsze (typu Hyūga) o wyporności 19 tys. ton  weszły do służby w 2009 i 2011 roku. Okręty te nijak nie nawiązują do potęgi amerykańskich superlotniskowców (typu Nimitz i Ford) o wyporności 100 tys. ton, jednak stanowią pewnego rodzaju kompromis. Ponieważ projektowane były z uwzględnieniem limitów nałożonych na Japonię po II Wojnie Światowej.

Niszczyciel śmigłowcowy klasy Izumo

Ponadto Japończycy dysponują jeszcze trzema okrętami desantowymi typu Osumi o wyporności 10 tys. ton, które również posiadają pokład startowy dla jednostek lotniczych.

Eskortę dla ww. okrętów stanowi osiem niszczycieli rakietowych (typów: Ataga – 10 tys. ton wyp., Kongo – 9,5 tys. ton wyp. oraz najmniejszych i najstarszych: Hatakaze – 4,5 tys. ton wyp.), a także 36 małych niszczycieli (fregat) różnych typów i wielkości. Do tego należy dodać 25 okrętów wojny minowej. Flota podwodna składa się z 20 okrętów podwodnych (głównie rodzaju hunter killer), w tym z tuzina nowoczesnych okrętów typu Sōryū o napędzie hybrydowym (diesel-elektryczny).

Choć suma jednostek, jak na państwo wyspiarskie, nie wydaje się być imponująca, to warto wskazać, że pod względem posiadanej ilości lotniskowców, Japończycy zajmują, jak na razie, drugie (po USA) miejsce na świecie. Co pokazuje, jak elitarną i trudną w utrzymaniu jest jednostka tego typu. Japońskie Morskie Siły Samoobrony należą do światowej czołówki obok flot: USA, Chin oraz Wielkiej Brytanii. Jednak pomimo tego, wskazać należy, iż wydają się być one zbyt szczupłe, by stanowić samodzielną przeciwwagę dla Chińczyków. Ponieważ Ci już teraz dysponują najliczniejszą flotą świata z blisko czterema setkami okrętów, a kolejne budowane są w ilościach hurtowych (zwłaszcza fregaty i okręty podwodne).

Tym samym, Japonia nie jest w stanie samodzielnie zagwarantować bezpieczeństwa swoich wysp i w tym zakresie musi współpracować z silniejszym partnerem. Co doskonale ukazuje wagę proporcji siły własnej do wielkości ewentualnego zagrożenia. Z tak silną flotą, Japończycy mogliby dominować niemal każdy inny region świata (za wyjątkiem Ameryki Północnej). Jednak w porównaniu z potencjałem Pekinu, jak również aktualną siła floty Chińczyków, Japończycy wypadają dość blado. I z obawą spoglądają na to, co dzieje się na Morzu Wschodniochińskim.

 

Amerykańska baza na Dalekim Wschodzie

W Japonii, podobnie jak w RFN, Amerykanie stworzyli po wojnie własne bazy wojskowe, których tereny są pod wyłączną jurysdykcją USA. Bazy te wykorzystują siły United States Forces Japan (USFJ), które podlegają Dowództwo Indo-Pacyfiku. W Japonii stacjonuje ok. 50 tys. żołnierzy amerykańskich oraz drugie tyle personelu pomocniczego. Co ciekawe, to Japończycy ponoszą sporą część (75%) kosztów utrzymania wojsk USA na swoim terytorium. Tokio  wpłaca Waszyngtonowi co roku daninę zwaną Omoiyari Yosan (lub symphaty budget), która w 2019 roku wyniosła niemal 200 miliardów jenów (niecałe 2 mld USD). Co ciekawe, Donald Trump domaga się zwiększenia poziomu wydatków Japonii, na siły USA stacjonujące w tym kraju. Renegocjacje tych warunków mają zakończyć się w 2021 roku.

Główne bazy wojskowe USA na terytorium Japonii

Ponadto baza w Yokosuce jest główną siedzibą Siódmej Floty US Navy odpowiedzialnej za zachodnią część Oceanu Spokojnego oraz wschodnią część Oceanu Indyjskiego. Port w Yokosuce obsługuje grupę uderzeniową lotniskowca oraz eskadrę niszczycieli. Pozostała część floty stacjonuje w drugim japońskim porcie w Sasebo, a także bazie na wyspie Guam.

W Okinawie stacjonują siły ekspedycyjne Marines, natomiast myśliwce US Air Force korzystają głównie z baz Misawa i Kadena (w. Okinawa). Warto zauważyć, że Amerykanie rozlokowali w Japonii nie tylko myśliwce przewagi powietrznej F15 (Kadena), ale również wielozadaniowe F16 oraz najnowsze, trudnowykrywalne F-35 (Misawa).

Co ciekawe, ponad 62% powierzchni amerykańskich baz w Japonii, znajduje się na Okinawie. Co od lat budzi ogromne protesty społeczne na wyspie. Stanowi to również spore ryzyko militarne, bowiem tak duża koncentracja sił, w dość bliskiej odległości od potencjalnego wroga, wręcz zachęca do planowania ataku od uderzenia właśnie na Okinawę.

Istotnym jest to, że Amerykańskie bazy w Japonii są w tej chwili łatwymi celami dla chińskich rakiet. Zauważyli to sami Amerykanie, szacując, iż bazy w Japonii są w zasięgu około tysiąca  pocisków balistycznych. Rakiety mogą przebyć dzielący ich od celów dystans w około 6-9 minut, co jest czasem niepozwalającym na właściwą reakcję. Gdyby atak nastąpił z zaskoczenia, przyłapując amerykańskie siły (w tym flotę) w bazach, po 30 minutach od rozpoczęcia wojny, mogłoby być już po wszystkim. Dlatego Waszyngton chce zdywersyfikować lokalizację sił zgrupowanych w kilku dużych bazach, rozpraszając jednostki do wielu mniejszych obiektów wojskowych. Będzie to ułatwione zwłaszcza z uwagi na fakt, iż Japonia posiada wysoko rozwiniętą infrastrukturę oraz dysponuje licznymi lotniskami cywilnymi, z których część nie posiada wystarczającego obłożenia.

 

W OBLICZU POTĘGI CHIŃSKIEGO SMOKA [GEOPOLITYKA]

Dawniej, gdy Japończycy chcieli mieć „święty” spokój, zamykali wyspy na całe stulecia. Izolując się od kontynentalnych problemów i sporów. Rozwój cywilizacyjny sprawił jednak, iż dziś jest to niemożliwe. Nie wystarczy bowiem zbudowanie potężnej floty i zablokowanie Cieśniny Koreańskiej. Nie pomoże również silna armia lądowa broniąca japońskiego wybrzeża. Terytorium Japonii znajduje się w zasięgu broni rakietowej potencjalnego przeciwnika, który zmasowanym atakiem może łatwo przeciążyć systemy obronne. Co za tym idzie, Tokio stało się podatne na groźby z zewnątrz (m.in. również te kierowane z Korei Północnej). Co w konsekwencji narzuca na władze z Tokio obowiązek myślenia o geopolitycznym otoczeniu Japonii oraz aktywnym uczestnictwie tego państwa w międzynarodowych strukturach bezpieczeństwa.

Zwłaszcza, że Chińska Republika Ludowa zbudowała flotę, która ma potencjał do zdominowania Japońskich Morskich Sił Samoobrony. Tymczasem dla Japonii niezwykle ważne są morskie szlaki handlowe, bez których japońska gospodarka nie byłaby zdolna funkcjonować. Dostęp do globalnego rynku jest tutaj również kluczowy, a ten gwarantują Amerykanie. Warto odnotować, że zamknięcie chińskiej floty pomiędzy wybrzeżem Chin, a tzw. Pierwszym Łańcuchem Wysp, zabezpiecza szlaki morskie do Japonii. Dzięki temu Tokio wciąż jest stosunkowo niezależne od kontynentu w tym zakresie. Bowiem japońska flota, po chińskiej i amerykańskiej, jest najsilniejszą na Dalekim Wschodzie.

Wielki Brat

Japończycy, by zrównoważyć potęgę z kontynentu, potrzebują wsparcia. Amerykański hegemon dysponujący najpotężniejszą flotą świata nadaje się idealnie do roli sojusznika. Z jednej strony USA jest położone za największym oceanem świata i jako takie, nie stanowi bezpośredniego zagrożenia dla Japonii. Z drugiej, Waszyngton potrzebuje Tokio, jako kotwicowiska dla swoich wpływów. Stwarza to pewnego rodzaju symbiozę (choć wynikła ona pierwotnie z przyczyn historycznych, czyli przegranej Japonii w II WŚ i podporządkowania jej przez USA).

W interesie Tokio jest utrzymanie bariery w postaci Pierwszego Łańcucha Wysp, na które składają się Kuryle (aktualnie w rękach Federacji Rosyjskiej), Wyspy Japońskie, Archipelag Riuku, Tajwan, Filipiny i zachodni brzeg Bornego należący do Malezji. Póki Chińczycy nie posiadają otwartego dostępu na Morze Filipińskie i dalej na Ocean Spokojny, póty Japończycy mają niemal pełną swobodę ruchu na tych otwartych akwenach. Widoczna jest tu więc wspólnota interesów Tokio i Waszyngtonu, bowiem Amerykanie również nie chcą dopuścić do wypuszczenia chińskiego dżinna z butelki.

Japończycy mogą oddziaływać na Koreę Południową (która w przeszłości była wielokrotnie przez nich podbijana), a także na Tajwan. Priorytetem dla władz z Tokio jest utrzymanie suwerenności tych państw i nie wpuszczenie na ich terytorium chińskich wpływów. Z jednej strony południowa część Półwyspu Koreańskiego stanowi pewnego rodzaju bramę i bezpośrednie sąsiedztwo Japonii. Z drugiej, gdyby Chińczycy zajęli Tajwan, ich flota otrzymałaby wolne przejście na Morze Filipińskie. Co dawałoby możliwość kontrolowania i przecinania morskich szlaków do Japonii. Dlatego w obu kwestiach Tokio prezentuje równie stanowcze stanowisko co USA.

Kuryle i Sachalin

Nie należy zapominać o Federacji Rosyjskiej i jej terytoriach oraz wpływach na Dalekim Wschodzie. Zwłaszcza, że pomiędzy Japonią, a Rosją wciąż tli się spór terytorialny o Kuryle (ale i również Sachalin). Dla Japonii, odzyskanie kontroli na Kurylami pozwalałoby w pełni zabezpieczyć północne dojścia do Morza Japońskiego oraz Morza Ochockiego. Oba te akweny są kluczowe dla bezpieczeństwa Wysp Japońskich i zabezpieczenia ich północnych oraz zachodnich wybrzeży przed inwazją od strony kontynentu azjatyckiego. Jednakże Kuryle i Sachalin są również istotne dla Federacji Rosyjskiej, bowiem gwarantują one nieskrępowany dostęp do portu we Władywostoku. Przejęcie spornych wysp przez Japonię, izolowałoby kompletnie Władywostok, a rosyjska flota nie mogłaby w sposób nieskrępowany wypływać na Ocean Spokojny. Zamknięci na Morzu Japońskim Rosjanie, byliby całkowicie zależni na Dalekim Wschodzie (w kwestiach morskich) od woli władz z Tokio.

Korea Północna

Reżim z KRLD jest ogromnym zagrożeniem nie tylko dla Koreańczyków z południa. Również Japończycy stali się niejako zakładnikami Kima. I nie chodzi tu tylko o rakiety balistyczne oraz broń atomową, w których zasięgu znajduje się Japonia. Korea Północna posiada nadto dostęp do Morza Japońskiego, gdzie operuje jej flota podwodna. Z tych powodów, władzom z Tokio bardzo zależy na neutralizacji północnokoreańskiego zagrożenia.   W interesie Japonii jest również wspieranie bezpieczeństwa Korei Południowej by ta nie wpadła w ręce komunistycznego reżimu.

Ponadto władzom z Tokio nie specjalnie podoba się pomysł ewentualnego zjednoczenia Półwyspu Koreańskiego. Bowiem Zjednoczona Korea stałaby się silnym graczem regionu, który mógłby stanowić poważną konkurencję gospodarczo-militarną dla pozycji Japonii. Dlatego warunkiem sine qua non, jeśli chodzi o zgodę władz z Tokio na zjednoczenie narodu koreańskiego, będzie całkowita demilitaryzacja półwyspu. O czym wspominałem już w analizie: „USA vs Chiny – będzie sojusz czy wojna?” oraz kilku wcześniejszych tekstach.

Chiński olbrzym

Sąsiedztwo z gigantem w postaci Państwa Środka, nie jest dla Japończyków niczym nowym. To co się jednak zmieniło to, to, iż obecnie Japonia jest bardzo mocno związana z gospodarką chińską w kwestiach handlowych. Jednocześnie gospodarka Kraju Wschodzącego Słońca jest uzależniona od importu surowców jak nigdy dotąd. Chińczycy po raz pierwszy od setek lat dysponują flotą, która ma potencjał złamania morskiej potęgi Japonii. Jednak nawet i bez niej, Pekin może być zagrożeniem dla Tokio. Chińska Republika Ludowa znajduje się na etapie ekspansji. Tymczasem Japonia z każdym rokiem traci na sile i znaczeniu. Starzejące się społeczeństwo, niż demograficzny, stagnacja gospodarcza trwająca od blisko trzech dekad. Wszystko to działa na niekorzyść Kraju Kwitnącej Wiśni, jeśli chodzi o stosunek siły do Państwa Środka. Co istotne, nawet w kwestii innowacyjności i nowoczesnych technologii japońska przewaga zaczyna bardzo szybko topnieć. Japonia, oprócz Korei Południowej i Tajwanu, jest państwem, które najwcześniej odczuje (a w zasadzie już odczuwa) wzrost potęgi Chińskiej Republiki Ludowej. Zagrożeniem dla Japonii byłoby nie tylko wyjście Chińczyków poza strefę Pierwszego Łańcucha Wysp, ale i także zdobycie przez nich potencjału do zablokowania szlaków morskich przebiegających przez Cieśninę Malaka. Każde poszerzenie chińskich wpływów w rejonie Indo-Pacyfiku stawałoby się lewarem w rękach Pekinu przeciwko Japonii. Dlatego tak samo jak dla Amerykanów, również dla Japończyków istotnym jest, by żadne z wyspiarskich państw Dalekiego Wschodu i Indo-Pacyfiku nie wyłamało się z szeregu. I pozostały w obozie USA. Malezja, Indonezja, Filipiny, Wietnam i Tajwan stanowią łańcuch nie tylko geograficzny, ale i polityczno-gospodarczy. Chińczycy mają znacznie bliżej do Cieśniny Malakka i szlaków wokół wysp Indonezji. Gdyby posiedli potencjał do przerwania transportu morskiego w tym rejonie, wówczas mogliby odciąć Japonię od Indii, Afryki i Europy. Dzięki usypaniu wysp na Morzu Południowochińskim, Pekin już zdobył kontrolę nad szlakami morskimi na tym akwenie (co Amerykanie starają się regularnie kwestionować). Kolejnym krokiem Pekinu może być próba zawarcia sojuszu Indonezją, która najmniej obawia się potęgi Państwa Środka, nie posiada z Chińczykami istotnych sporów terytorialnych, a jednocześnie jej terytoria pozwalają kontrolować wąskie cieśniny i przejścia między Oceanem Indyjskim, a Oceanem Spokojnym i Morzem Filipińskim.

 

[PODSUMOWANIE]

Imponujący wzrost potęgi gospodarczej Japonii dawał podstawy do stawiania śmiałych tez jeszcze w latach 80-tych XX wieku. Jednak marsz całkowicie zależnego od dobrej woli Amerykanów Tokio, został brutalnie powstrzymany.  Przez Bank Japonii (począwszy od lat 70-tych) oraz polityczną reakcję Waszyngtonu (połowa lat 80-tych). Nie można w tym kontekście nie porównać tego do obecnej rywalizacji między Chinami, a Stanami Zjednoczonymi. Jednak pamiętać należy, iż Chiny są znacznie większym graczem o kilkunastokrotnie większej populacji niż Japonia. Jednocześnie chińska kraina znajduje się na kontynencie, więc ma możliwość, w pewnym zakresie, uniezależnić się od świata morskiego.

W chwili obecnej, strategiczne interesy Japonii pokrywają się z interesami USA zakotwiczonymi w regionie Dalekiego Wschodu. Bowiem Japończycy nie chcieliby popaść w zależność i podporządkowanie względem Chińskiej Republiki Ludowej. W tym celu, muszą utrzymać kontrolę nad okolicznymi akwenami (M. Japońskie, Cieśnina Koreańska, granica M. Wschodniochińskiego na archipelagu Riuku). Ponadto nie mogą wpuścić Chińczyków na Morze Filipińskie, co groziłoby możliwością przerwania szlaków morskich do Japonii (te wprawdzie obecnie funkcjonują na trasie: Malakka-M.Południowochińskie-Cieśnina Tajwańska-Japonia, jednak w razie potrzeby mogłyby omijać chińskie wybrzeże z daleka, opływając Filipiny).

W interesie Tokio jest utrzymywanie baz wojskowych USA na własnym terytorium (mimo, że ich istnienie zostało wcześniej narzucone siłą). Bowiem w tej chwili Amerykanie są w zasięgu chińskich rakiet, a więc uderzenie na Japonię, oznaczałoby również wojnę z USA. To dość poważna gwarancja bezpieczeństwa dla Tokio. Dlatego Japończycy godzą się na ponoszenie wysokich kosztów utrzymywania sił USA na swoim terytorium (choć USA posiada w tym temacie tyle lewarów, że ewentualne protesty władz Tokio byłyby raczej mało skuteczne).

Oczywiście pojawia się pytanie, czy dla Japonii nie byłaby opłacalna zmiana stron (z USA na Chiny). Jednak wątpliwości w tym zakresie mogą pojawić się tylko u tych, którzy nie posiadają bezpośredniej styczności z Chińską Republiką Ludową. Bowiem, gdy Pekin zyskuje nad daną stroną przewagę i może ją szantażować, zaczyna wykorzystywać to bezwzględnie nawet przy najmniej istotnych, światopoglądowych kwestiach. Czasem autorytarne i komunistyczne zapędy z Pekinu są widoczne nawet w dalekiej Europie (vide uderzenie w Norwegię, gdy Nagrodę Nobla przyznano chińskiemu dysydentowi Liu Xiaobo w 2018 roku).

Chińczycy grają znacznie bardziej brutalnie w swoim otoczeniu, o czym przekonują się: Malezja (próba podboju gospodarczego ze strony Chin), Tajwan (wciąż wisząca groźba inwazji) lub chociażby Australia (groźba ceł i uderzenia w gospodarkę). Sąsiadująca z Państwem Środka Japonia, musiałaby się godzić z zupełnie podrzędną rolą w duecie z Chinami. I traciłaby na znaczeniu wraz z każdym kolejnym rokiem współpracy z Pekinem. Zwłaszcza, że póki co, to US Navy rządzi na Zachodnim Pacyfiku, w związku z czym, Japonia mogłaby znacznie ucierpieć gospodarczo, gdyby Stany Zjednoczone chciały dać jej nauczkę (zwłaszcza, że to w handlu z USA Japończycy zarabiają najwięcej, a z kolei najwyższy deficyt handlowy Japonia notuje z Chinami). O ile z USA, Japończycy mogą starać się o funkcjonowanie w pewnego rodzaju symbiozie (choć na warunkach Amerykanów), o tyle bliskość Chin automatycznie stwarza realne zagrożenie dla Japonii. I ograniczoną możliwość stawiania własnych warunków wobec siłowych lewarów jakimi dysponuje Pekin.

Nie można też pominąć kwestii Banku Japonii, który (jak można domniemywać) jest podatny na wpływy amerykańskiej finansjery. Oczywiście Japończycy mogliby dokonać stosownej reformy i przy poparciu społeczeństwa, podporządkować bank centralny woli Ministerstwa Finansów. Jednak póki to Bank Światowy, dolar i Wall Street dyktują warunki na świecie, póty taki krok musiałby się wiązać z poważnymi reperkusjami. Tak więc niezależność BoJ od japońskiego rządu stanowi kolejny, dość poważny argument za tym, by jednak współpracować z USA.

Można wobec tego wyciągnąć pewien ciekawy wniosek, że w interesie Japonii jest sojusz z USA, jednak nawet gdyby tak nie było, to władze z Tokio nie mają póki co innego wyjścia. Raz, z uwagi na amerykańskie lewary na Japonię, dwa z powodu agresywnej polityki Chińskiej Republiki Ludowej, której dominacja mogłaby być znacznie bardziej uciążliwa dla Japończyków niż presja ze strony morskiego hegemona.

 

[PROGNOZA]

Na wstępie, zastrzegam, iż wszelkie predykcje należy traktować z dużą dozą ostrożności. Poniżej staram się opisać pewne tendencje, które mogą doprowadzić do określonych skutków. Niemniej, warto to traktować jako intelektualną zabawę, zwłaszcza, że każdy proces może zostać zatrzymany lub odwrócony przez jakieś wcześniej nie dające się przewidzieć wydarzenie. Jednocześnie, jako zwykli obserwatorzy, nie posiadamy całego obrazu sytuacji, nie znamy szczegółów i konkretnych warunków czy decyzji decydentów. W związku z czym, wszelkiego rodzaju prognozy opierane są de facto o szczątkowe informacje i bardzo niepełny obraz. Niemniej, warto podejmować wysiłek w celu próby odgadnięcia możliwych kierunków rozwoju wypadków. I dlatego pozwoliłem sobie poniżej pokusić się o pewnego rodzaju przewidywania.

W pierwszej kolejności należy zająć się kwestią potężnego zadłużenia Japonii i zadać sobie pytanie, czy nie grozi jej bankructwo? Albo inaczej, czy nie grozi jej bankructwo szybsze, niż w przypadku innych krajów? J W mojej ocenie, fakt, iż Bank Japonii skupił ogromną część krajowego długu oddala widmo bankructwa. Bowiem, jeśli wierzycielem jest bank centralny, to ten dług mógłby teoretycznie zostać łatwo umorzony. A ponieważ BoJ nie zamierza się póki co zatrzymywać przy skupowaniu obligacji rządowych, to można przewidywać, iż jeszcze bardziej zwiększy swój udział, jeśli chodzi o dług Japonii. Czy grozi to wobec tego niekontrolowaną hiperinflacją i upadkiem jena? (z powodu masowego dodruku i ewentualnego umorzenia długu, co również osłabiłoby walutę). Też w to wątpię. W chwili obecnej drukują na potęgę wszyscy. Chińczycy, Amerykanie, Europejczycy… W tym nawet Polacy. Jeśli system się wysypie, to ucierpią wszyscy niemal jednocześnie. Więc teoretycznie, Japonia wiele nie ryzykuje. Zwłaszcza, że jej gospodarka oraz siła militarna jest potrzebna Amerykanom (jako sojusznik i przeciwwaga dla Chin).

Drugim istotnym problemem (a może nawet ważniejszym) jest demografia. Japonia, chcąc sobie z nim poradzić, stawia na mechanizację i robotyzację produkcji. Istnieją koncepty zgodnie z którymi, opodatkowaniu uległyby roboty. Dzięki temu można by utrzymywać z socjalu ludzi, którzy utracili na ich rzecz pracę. Choć w dobie dodruku, nie wiem czy tego rodzaju opodatkowanie byłoby aż tak niezbędne. Niemniej, jeszcze długo robot nie zastąpi człowieka. Tymczasem Japonia wymiera. Czy Japończycy zdołają zrobotyzować państwo zanim niż demograficzny zmarginalizuje ich kompletnie? To pytanie pozostawiam otwarte, jednak obawiam się, że kolejne dziesięciolecia mogą mocno zweryfikować japońskie pomysły w tym temacie.

Z kolei niezależność geopolityczna Japonii zależy od kontroli nad szlakami morskimi, bowiem bez importu odpowiednich surowców, Japończycy nie są w stanie funkcjonować. A bez eksportu towarów, japoński przemysł i gospodarka upadną. Wobec tego, Japonia albo będzie lokalnym morskim hegemonem, albo też będzie musiała z kimś współpracować. W chwili obecnej Japonia znajduje się w obozie USA, jednak… Jednak, gdyby Waszyngton odpuścił Zachodni Pacyfik, a Chińczycy wydostaliby się na Morze Filipińskie, to zmiana sojuszy byłaby niemal pewna. Jeśli Tokio nie miałoby dość siły, by przeciwstawić się samodzielnie chińskiej flocie (co dziś byłoby problematyczne, a przyszłość wygląda jeszcze mniej optymistycznie w tym zakresie), to japońskie władze nie miałyby innego wyboru, jak zawrzeć sojusz z Chinami. Ponieważ żaden inny gracz w regionie nie posiada dostatecznej siły, by wespół z Japończykami stworzyć odpowiednio ciężką koalicję anty-chińską. Rosyjska flota we Władywostoku i okolicy w dużej części rdzewieje. Australia jest zbyt daleko, a jednocześnie jej flota nie posiada odpowiedniej liczebności. Tak więc dopóki Amerykanie będą obecni na Dalekim Wschodzie, dopóty Japonia będzie po stronie hegemona. Jeśli to się zmieni, Tokio może zostać zmuszone do podporządkowania się Pekinowi. Zwłaszcza, że flota to nie wszystko, a zagrożenie atakiem rakietowym wydaje się być nawet poważniejsze.

Można wszakże argumentować, iż dzięki wysoko rozwiniętym technologiom, pozyskiwaniu energii z  atomu oraz wydajnemu przemysłowi, Japończycy mogliby szybko uzyskać broń atomową oraz rakietową (co w tej chwili jest objęte restrykcjami traktatowymi). Niemniej, Chiny miałyby w tym zakresie znaczną przewagę, a jednocześnie mogłyby odciąć Japonię od dostaw surowców (w tym tych niezbędnych do budowy broni jądrowej). Także potencjalna chińska przewaga na morzach Dalekiego Wschodu wciąż odgrywałaby kluczową rolę w „negocjacjach” na linii Pekin-Tokio.

Warto również podkreślić, że Japonia jest jednym z najbardziej narażonych państw, jeśli chodzi o katastrofy naturalne. W 2016 roku wyspę Kiusiu (miasto Kunamoto) nawiedziła seria trzęsień ziemi, w wyniku której zginęła bliska setka osób. Ze zniszczonych dzielnic, musiano ewakuować około 70 tys. osób. W 2018 roku trzęsienie ziemi w Iburi (wyspa Hokkaido) zabiło kolejnych 44 os., a w jego wyniku 5,3 mln mieszkańców zostało odciętych od prądu. Trzęsienia ziemi występują w Japonii regularnie i z różną siłą, a te, które odbywają się pod wodą, powodują niszczycielskie tsunami (vide tsunami z 2011 roku).  Oprócz tego, Japończycy borykają się z regularnie ich nękającymi cyklonami i tajfunami (vide Tajfun Nabi z 2005 roku, T. Chataan z 2002 roku, T. Helen z 1972 roku), jak również erupcjami wulkanów (vide przebudzenie wulkanu Asama w 2019 roku). Wobec tego zupełnie możliwym, a nawet prawdopodobnym jest, że Japonię nawiedzi kolejna katastrofa naturalna, która może okazać się dewastująca również dla japońskiej gospodarki. Tak jak to było w przypadku trzęsienia ziemi w Kanto z 1923 roku, które spowodowało straty o wartości  aż 35% PKB Japonii z 1922 roku.

Mając na uwadze wszystko powyższe, współczesna Japonia od dawna nie przypomina już tego młodego (na arenie międzynarodowej), rzutkiego i niebezpiecznego dla otoczenia państwa, które jeszcze w latach 80-tych ubiegłego wieku rzucało wyzwanie hegemonowi. Problemy z demografią, gospodarką, uzależnieniem od handlu i szlaków morskich, siłą własnej floty (słabszej od amerykańskiej i zapewne chińskiej), a ponadto z warunkami geologiczno-klimatycznymi nakazują sceptycyzm w zakresie przewidywania odbudowy dawnej potęgi Kraju Wschodzącego Słońca.

Japonia, po całych wiekach niezależności i izolacji, przez niemal cały XX wiek testowała swoją pozycję w nowym, zglobalizowanym świecie. Kilkukrotnie rzucała wyzwania największym mocarstwom, dwukrotnie uderzyła w USA (najpierw militarnie, później gospodarczo). I oba starcia ze Stanami Zjednoczonymi przegrała. Wydaje się, że w XXI wieku Japończycy będą musieli pogodzić się ze swoją słabnącą pozycją i uzależnieniem od silniejszych graczy. Jednocześnie moment, w którym sięganie po zachodnie wzorce (gospodarczo-kulturowo-polityczne) przestanie się opłacać (takim momentem byłoby porzucenie przez USA Zachodniego Pacyfiku) lub zwyczajnie będzie rozczarowujące, Japończycy odrzucą współpracę z zachodem (jak to robili dawniej np.  w XVI wieku lub na początku XX w.). Będą wówczas musieli związać się z mocarstwem kontynentalnym w postaci Państwa Środka, chyba, że jakimś cudem zdołają odzyskać prymat na morzach Dalekiego Wschodu. O co będzie diabelnie trudno.

 

Jeśli uważasz, że tekst był ciekawy i jest wart przeczytania – podziel się nim z innymi 🙂 

Krzysztof Wojczal

Geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog

 

UWAGA!

Niniejsze opracowanie (jak każde inne na tym blogu) nie ma charakteru profesjonalnej analizy, która mogłaby służyć jako podstawa decyzji inwestycyjno-biznesowych. Tekst ma na celu ogólnie przybliżyć czytelnikowi omawiany temat i jest na tyle szczegółowy lub precyzyjny, na ile autor uznał za stosowne. Jeśli szukasz głębszych informacji na poruszane tematy, zachęcam do sięgnięcia po prace specjalistów z danej dziedziny lub zajmujących się stosownym regionem/państwem/obszarem. Sam autor, na własne potrzebny, zbiera podstawowe informacje po to, by móc wyrobić sobie poglądy na interesujące go zagadnienia. Niniejszy artykuł jest efektem dociekań autora i chęci przekazania zdobytych informacji dalej w jak najbardziej przystępnej formie. KW.

 

Pozostałe Źródła:
https://historia.uwazamrze.pl/artykul/942707/kamikaze-chroni-japonie
https://ec.europa.eu/eurostat/statistics-explained/index.php/Japan-EU_–_international_trade_in_goods_statistics
https://www.customs.go.jp/toukei/shinbun/happyou_e.htm
https://obserwatorgospodarczy.pl/gospodarka/377-dlaczego-nastapil-cud-gospodarczy-japonii
https://obserwatorgospodarczy.pl/gospodarka/409-dlaczego-skonczyl-sie-cud-gospodarczy-japonii
http://www.psz.pl/118-gospodarka/kryzysy-xx-wieku-japonska-stracona-dekada-nieodrobiona-lekcja-zachodu
Bank Japonii zakupoholikiem? Nabył więcej aktywów niż warta jest gospodarka
https://www.energetyka24.com/japonski-atom-czyli-rzecz-o-pragmatycznosci-nuklearna-relacja-prosto-z-kraju-kwitnacej-wisni http://geopolityka.org/analizy/geopolityka-japonii https://www.geopolitica.ru/en/article/21st-century-geopolitics-japan https://informatorekonomiczny.msz.gov.pl/pl/azja/japonia/ https://obserwatorgospodarczy.pl/gospodarka/377-dlaczego-nastapil-cud-gospodarczy-japonii https://obserwatorgospodarczy.pl/gospodarka/409-dlaczego-skonczyl-sie-cud-gospodarczy-japonii https://www.worldometers.info/world-population/japan-population/ https://www.populationof.net/pl/japan/ https://en.wikipedia.org/wiki/United_States_Forces_Japan https://en.wikipedia.org/wiki/Japan_Ground_Self-Defense_Force https://pl.wikipedia.org/wiki/Mongolskie_inwazje_na_Japonię https://pl.wikipedia.org/wiki/Bunt_Satsumy https://pl.wikipedia.org/wiki/Historia_Japonii https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojna_rosyjsko-japońska
Wartościowe? Pomóż rozwijać bloga
Twitter
Visit Us
Follow Me
RSS
YOUTUBE
YOUTUBE

16 komentarzy

  1. Fantastyczny art (obie części), przeczytałem z fascynacją.

    W paru miejscach piszesz „BoF” zamiast „BoJ”.
    W pierwszej części jest też „To druki” zamiast „To drugi”.
    Myślę, że do podmianki.

  2. Japonia jako kraj bardzo mnie fascynuje, mam w planach podróż w tamte rejony, aby zobaczyć to wszystko na żywo. Ciekawy i inspirujący wpis, który porusza ważne tematy, powinny się z nim zapoznać nie tylko osoby zainteresowane tą tematyką.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *