USA vs CHINY – będzie wojna czy sojusz?

Czyli o tym, czy Donald Trump powtórzy sukces Richarda Nixona i doprowadzi do taktycznego odwrócenia Chin?

Postawienie takiej tezy może się wydawać niektórym dość szalone. Zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń, kiedy to USA wprowadziło kolejne zaporowe cła na chińskie towary (10 maja), Pekin zapowiedział nałożenie ceł odwetowych (od 1 czerwca), co poskutkowało uderzeniem Amerykanów (poprzez Googla, ale i japońskie firmy tj. jak Panasonic) w chińskiego producenta smartfonów Huawei. Jednocześnie Korea Północna, będąca niejako narzędziem w rękach Chińskiej Republiki Ludowej, wróciła do testów rakiet zdolnych do przenoszenia broni jądrowej. Napięcie na linii Waszyngton – Pekin rośnie, ale z pewnością nie jest to jeszcze apogeum tej rywalizacji. W zasadzie w ciemno można obstawiać, że to dopiero początek wojny handlowo-gospodarczej między największymi gigantami świata.

Każdy proces ma jednak nie tylko swój początek, ale i koniec. I tu należy wybiec myślami w przyszłość. Przewidzieć kolejny ruch na globalnej szachownicy. Czy końcem procesu narastania napięcia między Chinami, a USA będzie wybuch wojny? Takiej, która mogłaby przerodzić się w wojnę światową, a nawet atomową? Jak widać, z tej perspektywy przewidywanie zawarcia dealu Xi-Trump (choć równie dobrze, mogą to być inni przywódcy) nie wydaje się już tak oderwane od rzeczywistości. W zasadzie śmiało można stwierdzić, że mając taki wybór (wojna, albo deal) obie strony na 99% zdecydują się na zawarcie porozumienia. Oczywiście istnieje jeszcze trzecia droga. Wieloletnia wojna gospodarczo-handlowo-polityczna na wyczerpanie przeciwnika. Czyli brak jednoznacznego rozstrzygnięcia. Taki scenariusz oceniam jednak na mało prawdopodobny. Dlaczego? Amerykanie mentalnie należą do kultury europejskiej. Grają w szachy. Nie w Go. Będą szukali rozstrzygnięcia w zdecydowanych, szybkich ruchach, zwłaszcza, że czas działa na ich niekorzyść. Muszą działać, póki posiadają jeszcze przewagi na decydujących płaszczyznach (m.in. możliwość blokady handlu morskiego, który póki co odgrywa najważniejszą rolę dla gospodarki Chin).

W tym miejscu należy wziąć pod rozwagę, dlaczego wybuch wojny lub długotrwałe zmagania na linii Waszyngton-Pekin są mniej prawdopodobne niż opcja dealu. Do dzieła.

Czy wybuchnie wojna chińsko – amerykańska?

Temat ten poruszałem już przy okazji artykułu pt.: III Wojna Światowa nie wybuchnie. Na razie„. Wojna światowa raczej nie zacznie się od konfliktu dwóch największych graczy na świecie. Czyli Chin i USA. Pisząc w dużym skrócie, powody są dość prozaiczne. Wojna osłabia strony walczące i umacnia tych, którzy nie wezmą w niej udziału. Wojna dwóch najpotężniejszych mocarstw światowych może skończyć się tak, że stracą one wszelkie swoje przewagi nad resztą globu i w efekcie utracą już zajęte przez siebie dogodne pozycje. Jednocześnie wchodzenie do konfliktu w pierwszym szeregu walczących oznacza, że prawdopodobnie dane państwo odniesie największe straty. Stany Zjednoczone doskonale rozegrały scenariusze I i II Wojny Światowej. Podczas gdy Eurazja była pochłonięta wojną, USA wyczekiwało. Na to, by w kluczowym momencie wejść do konfliktu, przeważyć szalę na jedną ze stron, zwyciężyć i jako najsilniejszy przy stole gracz narzucić własne warunki zwycięstwa. Innymi słowy. Wybuch nowej, trzeciej globalnej wojny może być rozpatrywany w kategoriach korzyści, jeśli chodzi o USA. Ale tylko wówczas, gdy hegemon pozostanie w pierwszej fazie starcia nieaktywny. Na co pozwala Amerykanom ich wspaniałe położenie geograficzne.

Posiadając tak ogromny handicap głupotą byłoby z niego rezygnować. I wikłać się w starcie militarne z symetrycznym przeciwnikiem, położonym za największym oceanem na Ziemi.

Z punktu widzenia Chin, wojna również byłaby najgorszym możliwym rozwiązaniem. Póki jest pokój, a Chiny mogą handlować – czas gra na korzyść Pekinu. Na ten moment Chińczycy są słabsi niż Amerykanie. Jednak trwający jeszcze stary ład światowy pomaga im w szybkim tempie skracać dystans do USA. Natomiast Chiny wciąż nie posiadają równorzędnej floty, nie są zdolne zagwarantować bezpieczeństwa szlakom morskim, ich gospodarka jest uzależniona od handlu i to handlu morskiego (NJS/OBOR dopiero przecież powstaje i miną jeszcze lata by przepustowość szlaków lądowych choć trochę rekompensowała ewentualną utratę możliwości wysyłania towarów drogą morską).

Nie należy ponadto zapominać o trzecim wielkim graczu. Konflikt Chiny vs USA z pewnością ucieszyłby Rosję, która mogłaby pełnić rolę rozjemcy. Podczas gdy Waszyngton i Pekin wymieniałyby się ciosami, Moskwa wespół z Berlinem mogłyby stworzyć Eurazjatycki blok, który przywróciłby europejską dominację na świecie. Z tych oczywistych względów bezpośrednia wojna Chin i USA jest niezwykle mało prawdopodobna (a jeśli już wybuchnie, to będzie raczej efektem trwającego już, globalnego konfliktu). Zwłaszcza, że dla Chin największym rywalem i zagrożeniem nie są wcale odległe Stany Zjednoczone. Chińczykom wystarczy samo wyparcie amerykańskich wpływów z przybrzeżnej strefy bezpieczeństwa i zabezpieczenie sobie komunikacji z Europą, Afryką i resztą Azji. Prawdziwym rywalem Chin, którego Pekin często się obawiał była Rosja (z uwagi na sąsiedztwo i potęgę atomową). W tej chwili Chińczycy muszą ponadto również kontrolować potęgę Indii (również sąsiad, dysponujący bronią jądrową).

Mając na uwadze powyższe, czy wobec tego nie jest możliwy chociażby konflikt zastępczy? Np. wojna chińsko-amerykańska, ale na terytorium państwa trzeciego? Korei Północnej, Korei Południowej, a może i Tajwanu?

W mojej ocenie, wbrew pozorom, Amerykanie są do takiej wojny znacznie lepiej przygotowani niż Chińczycy. Nawet pomimo tego, że ewentualne miejsca starcia znajdują się blisko granic Chin i bardzo daleko od Waszyngtonu. I wcale nie chodzi mi tutaj o przewagi militarne. Tylko handlowo-gospodarcze. Jeśli Chińczycy zaatakowaliby Tajwan lub wparli Koreę Północną przy ataku na południowego sąsiada, wówczas Pekin zostałby potępiony niemal przez całą społeczność międzynarodową. To oznaczałoby sankcje, cła, i blokadę handlową. Jednocześnie USA i ich sojusznicy zablokowaliby Cieśninę Malakka, Zatokę Perską i Kanał Sueski. Chiny stałyby się zakładnikiem mas lądowych, a ich gospodarka zaliczyłaby upadek. Z wielkiej wysokości.

Dlatego też, Chińczycy wciąż nie podejmują żadnych agresywnych ruchów w stosunku do państw trzecich. Są zbyt słabi politycznie, by móc wojować z całym światem lub przekonać go do swoich racji. Bądź co bądź, ład światowy zbudowany jest o demokratyczne wartości i żadne państwo będące militarnym agresorem nie może liczyć, że sprawę uda się jakoś załagodzić (chyba, że jest to hegemon 😉 lub wszystko dzieje się za jego zgodą). Dobrym przykładem jest tu Rosja, która znajduje się w izolacji pomimo faktu, że główni europejscy gracze (Niemcy, Francja, Włochy) najchętniej współpracowaliby z Moskwą bez żadnych ograniczeń.

Zimna Wojna na Dalekim Wschodzie

Ten scenariusz może wydawać się najbardziej prawdopodobny, ale tylko pozornie. Chinom opłaca się prowadzić z USA wymianę ciosów gospodarczo-polityczno-handlowych tak długo, jak długo będą mogły handlować (za pomocą szlaków morskich) z Europą i Bliskim Wschodem. Innymi słowy. Jak tylko Waszyngton zdecyduje się na podjęcie najbardziej rygorystycznych kroków wobec Pekinu (blokada morska, sankcje), Chińczycy utracą zdolność do utrzymania wzrostu gospodarczego, transformacji społecznej (budowa klasy średniej), jak również do budowy armii i floty (do czego potrzebny jest przemysł i kapitał). Na chiński PKB największy wpływ mają inwestycje, a w drugiej kolejności handel. Przy czym inwestycje są dokonywane z kapitału pozyskiwanego z eksportu… Dla Chin, o czym często pisałem, brak handlu = brak eksportu = brak kapitału = brak inwestycji = tąpnięcie gospodarki (PKB) = obniżenie produkcji = zwiększenie bezrobocia = zubożenie rynku wewnętrznego = dalsza utrata zbytu i załamanie produkcji = dalsza redukcja przemysłu i zatrudnienia, etc.etc. etc. Jest tak ponieważ w dalszym ciągu rynek wewnętrzny Chin nie jest w stanie zastąpić popytu zewnętrznego.

Chiny są niezwykle podatne na czynniki zewnętrzne (w przeciwieństwie do USA), a to ze względu na uzależnienie od eksportu swoich towarów (z uwagi na wciąż słabo rozwinięty rynek wewnętrzny – brak klasy średniej w odpowiedniej proporcji, spora część populacji jest zwyczajnie uboga) oraz importu surowców energetycznych. Oczywiście Chińczycy próbują przezwyciężyć te słabości, ale na razie są w tych kwestiach raczej bliżej początku, niż końca (ewentualnie w połowie, w każdym razie wiele jeszcze przed nimi).

By dokonać transformacji społeczno-gospodarczej, Pekin potrzebuje tylko jednego. Czasu. Czasu pokoju, handlu i prosperity. Dlatego Chińczycy nie będą skłonni do prowadzenia długotrwałej wojny handlowo-gospodarczej z USA. Będą woleli kupić sobie kilka lat względnego spokoju. Za wszelką cenę.

Wszystko po to, by osiągnąć względną równowagę gospodarczą, uniezależnić się od wpływów zewnętrznych, nabrać sił i stać się graczem zdolnym oddziaływać na zewnątrz nie tylko poprzez kapitał, ale i potęgę militarną. Chińczycy, by móc stawić czoła USA, potrzebują co najmniej dekady spokoju.

Odwrócenie Chin.

O tego rodzaju rozwiązaniu pisałem już ponad rok temu, przy okazji wydarzeń związanych z Koreą Północną w artykule: „Zjednoczenie Korei? Kapitulacja Kim Dzong Una?(…)„. W pierwszej kolejności należy wyjaśnić, czemu taki deal miałby służyć. Co chciałyby osiągnąć strony godząc się na układ?

Należy w tym miejscu wrócić do nieco szerszego kontekstu globalnej sytuacji na arenie międzynarodowej. I do strategii jaką obrały Stany Zjednoczone w celu utrzymania hegemonii, którą opisywałem szerzej w tekście: „Polska – kluczem do strategii USA?„.

W ogromnym skrócie, USA mierzy się w tej chwili z powstającymi blokami państw: Berlin – Moskwa, Moskwa-Pekin i szerzej: Berlin-Moskwa-Pekin. Berlin i Moskwę Amerykanie rozdzielają dzięki Polsce oraz Międzymorzu/Trójmorzu (to nie to samo). Natomiast Moskwa współpracuje w tej chwili z Pekinem, pomimo tego, iż Chiny są dla Rosji najgroźniejszym rywalem. Strategia USA,w mojej opinii, polega na graniu na rozdźwięki interesów w w/w blokach. Na próbie rozerwania więzi, izolowania poszczególnych graczy (UE, Rosja, Chiny), by następnie rozprawić się z nimi pojedynczo. Ta „rozprawa” ma na celu służyć podporządkowaniu konkretnych sił własnej woli. Począwszy od najsłabszego gracza – Rosji. Podporządkowując lub wykluczając Moskwę z gry, Amerykanie automatycznie odzyskaliby kontrolę nad Berlinem i Europą (tuta UE zwyczajnie by musiała skapitulować). To z kolei pozwoliłoby amerykańskiej administracji wrócić do walki z Chinami. Ze wsparciem całego „Zachodu” jako monolitu.

By osiągnąć ten cel, Donald Trump prowadzi, obrazowo rzecz ujmując, dyplomację kija i marchewki. Gdy negocjacje z Chinami zmierzają w dobrą stronę, Amerykanie dociskają Moskwę. Gdy na linii Waszyngton – Pekin iskrzy, wówczas dyplomaci z Waszyngtonu jeżdżą na Kreml (vide ostatnie spotkanie Mike’a Pompeo z Siergiejem Ławrowem 14 maja w Soczi). Można było to obserwować już od kilku lat. Metoda okładania kijem na przemian z oferowaniem marchewki poszczególnym rywalom ma zmusić któregoś z nich do pęknięcia i wyłamania się.

Wielu analityków i geopolityków wskazuje, że wszystko to zmierza do tzw. Drugiej Jałty, czyli porozumienia Waszyngtonu z Moskwą (na równych warunkach). Wskazują oni, że dla Rosji, Chiny są głównym rywalem i właśnie dlatego Kreml zdecyduje się na wspólną z USA walkę przeciwko chińskiemu smokowi. W jednym z ostatnich tekstów zatytułowanym: USA zamierza pobić Rosję. Nie będzie resetu wyszczególniłem argumenty za tym, dlaczego tak się jednak nie stanie.

Znów, skracają znacznie wątek (bowiem nie on jest tematem niniejszego tekstu), Rosja dąży do wielobiegunowego układu sił, w którym mogłaby zachować neutralność i zbudować blok Berlin-Moskwa. Dla USA, co wytłumaczyłem w w/w tekście, taki stan rzeczy jest nie do zaakceptowania (ani wielobiegunowość, ani oś Berlin-Moskwa).

To dlatego walka na linii USA – Rosja wciąż przybiera na sile. Amerykanie chcą złamać wolę Kremla, tymczasem Putin ani myśli o podporządkowaniu się woli USA i samobójczej dla Rosji walce przeciwko Chinom. Stawiając kropkę. Kreml nie pozwoli się odwrócić. Z wielu względów. Putin walczy o całkowitą niezależność i pozycję jednego z biegunów w wielobiegunowym układzie sił na świecie. Jednocześnie Rosja, jako jedno z nielicznych państw na globie, ma zdolność do długotrwałego opierania się wpływom i sile morskiego hegemona. Jako państwo heartlandowe, będące odporne na blokady morskie, wojnę handlową i izolację polityczną, może pozwolić sobie na grę na zwłokę. Co pokazało nam ostatnie 5 lat (począwszy od 2014r.). Oczywiście to wszystko przy zastrzeżeniu, że Rosja będzie eksportować wydobywane przez siebie surowce energetyczne. W przypadku odcięcia jej od europejskiego rynku zbytu (a przypomnijmy, że Polska już się uniezależnia w tym zakresie od Moskwy i buduje własną sieć, która może wesprzeć innych regionalnych graczy tj. choćby Ukraina), Federacja Rosyjska może wpaść w olbrzymie kłopoty. Ratunkiem jest tutaj inwestycja w sieci przesyłowe do Chin, które mogą przyjąć znaczne ilości gazu i ropy.

Zupełnie inaczej sprawy wyglądają w przypadku Chin. Chińska gospodarka jest jedną z tych najbardziej uzależnionych od świata morskiego. Władze z Pekinu są zdeterminowane by to zmienić, jednak póki co się to jeszcze nie udało. W przypadku twardej gry Amerykanów, Chińska Republika Ludowa będzie na każdym etapie zmagań kalkulować bilans zysków i strat dla każdego wariantu (wojna/zimna wojna/deal). Innymi słowy, Waszyngton, przy dostatecznie ostrej grze, jest w stanie zmusić Pekin do taktycznego dealu, który polegałby m.in. na tym, iż Chińczycy zrzekliby się wsparcia dla Rosjan. W zamian za nieskrępowany dostęp do morskich szlaków handlowych i rynków europejskich, bliskowschodnich, czy nawet afrykańskich. Jak taki deal miałby dokładnie wyglądać (co obejmować), o tym napiszę jeszcze w dalszej części artykułu.

Niemniej, reasumując. Rozważając grę między USA, UE, Rosją, a Chinami, niewątpliwie Rosja jest zawodnikiem najłatwiejszym do pokonania metodami pokojowymi. Rosjanie już otrzymali bolesne ciosy, natomiast w przyszłej perspektywie muszą liczyć się z możliwością spadku eksportu gazu ziemnego i ropy naftowej do Europy. Jak również ze spadkiem cen surowców, czy dalszymi sankcjami i izolacją. Gdyby Chińczycy zostali odwróceni, odcięli Moskwę od kredytów i kapitału oraz zaprzestali inwestować w import rosyjskich gazu i ropy, Rosja zostałaby pobita gospodarczo. Z kolei jak tylko Moskwa zostałaby wyłączona z gry jako samodzielny i niezależny zawodnik, Unia Europejska wróciłaby pod skrzydła Waszyngtonu (z wielu różnych względów). Na rozkaz.

Jednak o ile Rosja dla Amerykanów nie stanowi wyzwania (poza płaszczyzną militarną, co Kreml skrzętnie wykorzystuje), o tyle jest najbardziej odporna na amerykańskie naciski i perswazję. Odwrotnie jest z Chinami, które są potężne gospodarczo (choć mają wiele słabości), ale jednocześnie znacznie bardziej podatne na czynniki zewnętrzne. Stąd w mojej ocenie, prędzej dojdzie do odwrócenia Chin (jak za czasów Nixona i Kissingera), niż do Drugiej Jałty. Natomiast Pekin nie będzie chciał prowadzić wieloletniej dalekowschodniej Zimnej Wojny (blokada morska, wojna handlowa, walka polityczna) ponieważ nie jest na nią jeszcze gotowy.

Teatry zmagań – Korea Północna jako narzędzie Chin i potencjalny cel USA

Pomimo ogromnej gospodarki i kapitału jakimi dysponuje Pekin, w gospodarczym starciu z USA te argumenty nie wystarczą. Z jednej prostej przyczyny. Amerykańska gospodarka jest w dużej mierze samowystarczalna, niezależna od podmiotów zewnętrznych, a US Navy kontroluje najważniejsze morskie szlaki handlowe świata. Które służą w głównej mierze innym, np. Niemcom czy Chinom. Chińczycy nie są w stanie zaatakować ekonomicznie Amerykanów, bez narażenia się na olbrzymie straty. Miecz, którym mogą uderzyć (grożą sprzedażą amerykańskich obligacji) jest obosieczny. Chiny z jednej strony są wierzycielem USA, a drugiej obligacje i dolary stanowią sporą część chińskich rezerw. Jednocześnie z uwagi na deficyt handlowy z USA, na cłach i wojnie handlowej Chińczycy stracą znacznie więcej niż Amerykanie (dlatego to Waszyngton używa akurat tej formy nacisku). To dlatego Pekin nie kierował w stosunku do USA żadnych bezpośrednich gróźb czy nacisków. W starciu ze Stanami Zjednoczonym, najlepszą metodą walki dla Chin okazała się ta siłowa (czyli taktyka Rosjan). Nie chodzi tutaj jednak o rozmieszczanie wojsk, przeprowadzanie manewrów czy inwazję na sąsiadów. Pekin w tym celu wykorzystywał od wielu lat Pjongjang. Ilekroć Chińczycy chcieli Amerykanom sprawić problemy, wciskali przycisk z napisem: „Szalony Kim Dzon Un”. Gdy tylko USA było zaangażowane na innych frontach (Europa, Bliski Wschód), Korea Północna rozpoczynała swoje rakietowe demonstracje zmuszając Waszyngton do reagowania. Dla zajętych innymi sprawami Amerykanów, znacznie łatwiej było powierzyć sprawę „uspokojenia Kima” władzom z Pekinu (oczywiście nie za darmo). Stąd takie głośne apele Donalda Trumpa (2017 rok) skłaniające do tego, by to Chiny rozwiązały ten problem. Co oczywiście nie nastąpiło, dlatego amerykański prezydent podjął próbę odwrócenia Korei Północnej i wyciągnięcia jej z chińskiej sakwy. Utrąciłoby to Pekinowi ten jakże niewygodny dla Amerykanów lewar (Koreańska broń atomowa nie tyle zagraża terytorium USA, co bierze na zakładnika amerykańskich sojuszników tj. Korea Południowa czy Japonia). Dziś już wiemy, że po dwóch spotkaniach z D. Trumpa z Kim Dzong Unem, próba ta zakończyła się fiaskiem.

Na jakich płaszczyznach będą się więc rozgrywać „negocjacje” przyszłego dealu? (Ponieważ tak to można postrzegać – jako negocjacje). USA będzie nadal podwyższać stawkę na gruncie gospodarczo-handlowym. Chińczycy posłużą się Koreą Północną w celu wywołania gróźb i wzięcia na zakładników pobliskich sojuszników Waszyngtonu. Dlatego to Korea Północna stanie się odpowiednikiem Ukrainy w rywalizacji na linii USA – Rosja. Tylko tutaj, to Amerykanie będą grozić inwazją.

Prawdopodobny scenariusz na najbliższe miesiące – lata

Co nas czeka? W mojej opinii dojdzie do drugiego ostrego spięcia USA z Koreą Północną. Pierwsze obserwowaliśmy pod koniec 2017 roku, kiedy to w listopadzie Amerykanie zgromadzili w pobliżu koreańskiego półwyspu aż 3 lotniskowce wraz z grupami bojowymi wsparte przez flotę japońską. Pomimo tego Kim Dzong Un przeprowadził kolejne testy balistyczne rakiet, na skutek czego Amerykanie wespół z Koreą Południową przeprowadzili ogromne manewry lotnicze, w których symulowano uderzenia na cele Korei Północnej. USA zgromadziło wówczas w regionie ok. 200 samolotów bojowych, w tym F-22 raptor , F-35 czy bombowce B-1B. Następnie rozpoczęto manewry armii lądowych w których udział wzięło kilkanaście tysięcy żołnierzy Amerykańskich i armia Korei Południowej. Celem ćwiczeń była symulacja przejęcia broni masowego rażenia. Już wówczas sprawa wojny wisiała na włosku, choć w mediach temat ten nie był tak kategorycznie podnoszony. Jednak wszyscy chyba pamiętamy wymianę zdań D. Trumpa i Kim Dzong Una dotyczącą tego, kto dysponuje większym guzikiem jądrowym. Dopiero na skutek zabiegów dyplomatycznych przerażonych sytuacją Koreańczyków z południa, Amerykanie zgodzili się podjąć mediacje które w efekcie doprowadziły do odwilży i dwóch spotkań Kima z Trumpem.

Dziś jesteśmy w takim miejscu, w którym można z dużą dozą pewności stwierdzić, że prawdopodobnie czeka nas podobny scenariusz do tego jaki miał miejsce pod koniec 2017 roku. Tylko, że tym razem Kim Dzong Un nie będzie mógł już liczyć na drugą szansę zawarcia pokoju z Donaldem Trumpem. Byłby to bowiem afront dla amerykańskiego prezydenta, który został już de facto przez Kima upokorzony (poprzez kolejne testy rakiet, które miały miejsce 11 maja). Tym razem sprawa Korei Północnej rozstrzygnie się pomiędzy Xi a Trumpem. Kim Dzong Un stracił swoją szansę na bycie traktowanym jako odrębny, niezależny gracz i partner do dwustronnej umowy.

Negocjacje” na linii Pekin – Waszyngton mogą doprowadzić do sytuacji, w której oficjalnie będzie się mówić o groźbie wybuchu wojny (oczywiście z Koreą Płn. nie z Chinami). Nawet atomowej, ponieważ Korea Północna taką dysponuje. Pamiętać przy tym należy, że Amerykanie w czasie kryzysu pod koniec 2017 roku przećwiczyli dobrze ewentualne uderzenie na Koreę Północną. Tym razem będą dobrze przygotowani do takiego czarnego scenariusza, więc ich groźby ataku będą brzmieć bardzo realnie.

Chińczycy mogą oczywiście przeciwdziałać, poprzez rozmieszczenie wojsk na granicy chińsko-koreańskiej co już raz powstrzymało Amerykanów przed opanowaniem całego półwyspu (w 1950 roku, armia Mc Arthura mimo sukcesów militarnych musiała powstrzymać ofensywę). Jednak raczej nie będzie to miało wpływu na realność zagrożenia wykonania uderzenia z powietrza na wybrane obiekty przy pomocy samolotów z technologią stealth.

Jednocześnie należy pamiętać, że Chiny będą unikać otwartego demonstrowania siły zbrojnej przeciwko siłom USA, ponieważ będą się bały blokady handlowej na szlakach morskich. Pekin będzie raczej działał na zasadzie reagowania, a nie kreowania. To Korea Północna, jako narzędzie Chin, będzie ogrywać rolę ostrza – tymczasem Chińska Republika Ludowa będzie chciała sprawiać wizerunek ochronnej tarczy.

O ile te militarne manewry i zmagania wokół półwyspu koreańskiego będą z pewnością najbardziej dostrzegalne i nagłaśniane, o tyle w tle będzie toczyć się wojna handlowo-gospodarcza. I to ona może zaważyć na postawie Chińczyków.

Co nie zmienia faktu, iż wojna w Korei Płn. nie będzie leżeć ani w interesie Chin, ani USA. Choć to Stany Zjednoczone będą zdeterminowane by raz na zawsze pozbyć się tematu Korei Północnej i jej arsenału jądrowego. Amerykanie nie ustąpią w tej kwestii, bowiem pozostawienie tego chińskiego lewara powoduje dla nich spore komplikacje. Od strony strategiczno-wojskowej, ewentualne uderzenie Amerykanów na Koreę Północną i pobicie jej, byłoby dla Chin olbrzymim zagrożeniem. Pomijając możliwość wywołania katastrofy ekologicznej (ew. niekontrolowane detonacje arsenału jądrowego), amerykańskie wpływy mogłyby jeszcze bliżej przesunąć się w stronę Pekinu. Być może nawet aż do koreańsko-chińskiej granicy.

Oczywiście od strony technicznej, atak na Koreę Północną (choćby tylko lotniczy) byłby ogromnym ryzykiem. Ale przecież Amerykanom nie będzie chodzić o wywołanie kolejnej wojny, w którą będą musieli się zaangażować (i ponosić straty), a o przekonanie rywala (Chin), że są gotowi i zdolni do przeprowadzenia takiej inwazji. A kto nadaje się do rzucania gróźb lepiej, jak sam „nieodpowiedzialny i impulsywny” Donald Trump?

Xi- Trump deal. Możliwe warunki układu

By przewidzieć możliwe postanowienia ewentualnego dealu, należy ustalić w pierwszej kolejności priorytety dla stron porozumienia. Dla Chin, priorytetem będzie zyskanie czasu spokoju, dostęp do rynków europejskich (eksport towarów) i bliskowschodnich (import surowców). Dla USA priorytetem będzie odwrócenie Chin od Rosji oraz pozbycie się problemu Korei Północnej (czasowe zamknięcie frontu dalekowschodniego). Jeśli Chiny dostaną gwarancję dostępu do bliskowschodnich gazu ziemnego i ropy naftowej, spokojnie będą mogły zrezygnować z rosyjskich surowców. Pekin bardzo poważnie będzie rozważać „sprzedanie” Rosji w zamian za gwarancję dostępu do europejskiego rynku zbytu oraz możliwość dalszego rozwoju gospodarczego. Biznes jest biznes. Jednak dochodzą do tego aspekty geostrategiczne. Gdy Rosja zostanie osamotniona i dostanie się pod amerykański pręgierz, wówczas Chiny stracą taktycznego sojusznika. Oczywiście, jeśli celem Amerykanów będzie rozbicie Moskwy i doprowadzenie do drugiej smuty, wówczas Chińczycy będą mogli na tym zyskać (osłabienie sąsiada, zwiększenie wpływów na Syberii). Co jednak, jeśli Rosja z braku alternatyw postanowi jednak przyłączyć się do USA (jest to wątpliwe, bowiem Rosjanie wciąż będą liczyć na oś Berlin-Moskwa)? Jest to bardzo istotny aspekt negocjacji, dlatego uważam, że w zamian za „sprzedanie” Rosji, Chińczycy będą chcieli czegoś „ekstra”. Do tego zaraz wrócimy.

Administracja z Waszyngtonu będzie chciała przeprowadzić denuklearyzację Korei Północnej. Jak to przeprowadzić? Amerykanie będą musieli zyskać kontrolę (choćby pośrednią) nad tym co dzieje się w Pjongjangu. Nie uwierzą zapewnieniom ani Kim Dzong Una (lub innego, nowego lidera K.Płn), ani w gwarancje Chin. Dlatego najprostszym rozwiązaniem byłoby Zjednoczenie Korei. Posiadający ogromne wpływy w Korei Południowej Amerykanie mogliby, poprzez południowo-koreańską administrację, sprawować nadzór nad procesem denuklearyzacji i upewnić się, że Korea Północna nigdy już nie będzie stanowić zagrożenia. Zresztą przymiarki do zjednoczenia półwyspu były robione przez cały 2018 rok, a sami Koreańczycy przyjęliby to z ulgą i radością. Pozostaje kwestia co w zamian?

O ile Korea Północna z jej arsenałem jądrowym i rakietowym stanowi zagrożenie dla USA i jego interesów (a bezpośrednio dla sojuszników tj. Japonia i Korea Południowa), o tyle dla Chin zagrożeniem są bazy wojskowe w Korei Południowej. Z Seulu do Pekinu nie jest wcale daleko (teoretycznie można wykonać atak lotniczy), natomiast położenie Korei Południowej umożliwia kontrolę wyjścia z Morza Żółtego nad którym znajdują się główne porty obsługujące Pekin. Innymi słowy, Chińska Republika Ludowa może zażądać całkowitej demilitaryzacji półwyspu koreańskiego. Zjednoczona Korea jako zdemilitaryzowana, neutralna, strefa buforowa. Tak to może wyglądać w przyszłości.

Na koniec pozostaje nam jeszcze kwestia ceny, za opuszczenie Rosji. Jak pisałem, pieniądz to nie wszystko, a Chiny będą żądać czegoś ekstra. Czegoś, co ukoronowałoby politykę Jednych Chin, a co zawsze stanowiło dla Pekinu obiekt pożądania, ale i świadectwo ich historycznego upokorzenia. Tajwanu. Z pewnością ta karta będzie dla Pekinu niezwykle istotna. W zasadzie poza gwarancją wolnego handlu morskiego, Chińczycy niczego innego od Amerykanów nie potrzebują. Problemem jest jednak to, iż Tajwan znajduje się w tzw. Pierwszym Łańcuchu Wysp, który izoluje Chińską Republikę Ludową od Pacyfiku. Oddanie Pekinowi Tajwanu, byłoby uchyleniem bramy na Ocean Spokojny. Bramy, przez którą chińska flota mogłaby wychodzić na Morze Filipińskie, w stronę amerykańskiej bazy i portu na wyspie Guam.

Oczywiście chińska flota nie jest zdolna w tej chwili do nawiązania równorzędnej konfrontacji z US Navy na pełnym morzu. I jeszcze długo tej zdolności nie uzyska. Jeśli Amerykanie stwierdzą, że zanim Chińczycy będą zdolni zagrozić im na oceanie, zostaną wcześniej pobici (w jakikolwiek sposób), wówczas kto wie, jak potoczą się losy Formozy...

Korzyści

Na tego rodzaju dealu skorzystaliby wszyscy… Za wyjątkiem Rosjan. No i ewentualnie Tajwanu. Chińczycy kupiliby sobie czas, pozbyli się zagrożenia z Korei Północnej (z perspektywą na dalsze wyparcie wpływów Amerykańskich z półwyspu) i może nawet zyskaliby Tajwan. Koreańczycy wreszcie odetchnęliby z ulgą. Zagrożenie wyniszczającej wojny na ich półwyspie zostałoby zażegnane. Północ mogłaby wreszcie stanąć na nogi gospodarczo. Japonia również poczułaby się znacznie bezpieczniej i pewniej. Amerykanie z kolei mogliby skupić się na Europie i Rosji, wracając do realizacji swojej strategii. Daleki Wschód stałby się oazą spokoju. Na jakiś czas.

Oczywiście pozostają jeszcze kwestie prestiżowe. O ile Zjednoczenie Korei i demilitaryzacja całego półwyspu wyglądałaby na rozsądny kompromis, o tyle gdyby np. Amerykańska zdrada Tajwanu wyszła na jaw… USA straciłoby całkowicie wiarygodność jako sojusznik i gwarant NATO. To mogłoby rozsypać cały układ sojuszy i powiązań światowych Waszyngtonu, które są i będę niezbędne do realizacji amerykańskiej strategii utrzymania hegemonii (a której jednym z etapów jest, co ciekawe, podważanie istniejącego ładu światowego przez samych Amerykanów).

Podobnie sprawa wygląda z odwróceniem Chiny. Decydenci z Pekinu z pewnością nie chcieliby ujawnić przed kolegami z Moskwy, że sprzedali ich za kilka srebrników i odrobinę czasu. Poświęcili, by w dalszym ciągu mieć możliwość budowania własnej potęgi. Dlatego też w w.w zakresach , zapisy Xi-Trump dealu musiałyby pozostać tajne. Tym samym ewentualne przejęcie Tajwanu przez Chiny nie odbyłoby się z dnia na dzień, a wyglądałoby zapewne podobnie do procesu asymilacji i aneksji Hong-Kongu.

Zresztą proces jednoczenia Korei również wymagałby rozciągnięcia w czasie (z uwagi na jego złożoność). To wszystko sprawia, że dla przeciętnego obserwatora areny międzynarodowej, wdrażanie w życie Xi-Trump dealu mogłoby być słabo zauważalne. A jego widoczne skutki mogłyby nastąpić wówczas, gdy nie byłyby już tak istotne dla stron porozumienia.

Oczywiście niniejszy tekst należy traktować z odpowiednim dystansem, z uwagi na fakt, iż próba tak precyzyjnej prognozy co do przyszłego rozwiązania sporu na linii Waszyngton – Pekin z pewnością zostanie zweryfikowana przez rzeczywistość. Jednak w mojej ocenie przedstawiony scenariusz zawarcia ugody amerykańsko-chińskiej i odwrócenie Chin jest bardzo prawdopodobny. To jak ten deal może wyglądać, jest sprawą do dyskusji, a przedstawiony obraz jest pewnego rodzaju spekulacją. 🙂 Którą zresztą przedstawiałem już niemal rok temu również tutaj na blogu.

Krzysztof Wojczal

geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog

Wartościowe? Pomóż rozwijać bloga
Twitter
Visit Us
Follow Me
RSS
YOUTUBE
YOUTUBE

82 komentarze

  1. Mysle ze obecny wpis jedzie na fali powodzenia tematow Chinskich, Chiny to wciaz biedny kraj by sie porwac na wojne wszak bardzo nacjonalistyczny nieprzewidywalny.

    Zwalniajaca raptownnie ekonomia wymusza wskazanie ludowi naturalnego wroga i ukrycie bledow ekonomicznych pod plaszczykiem wojny handlowej.

    Jesli juz konflikt to tylko w Iranie lub Taiwanie, Chiny nie oddadza NIGDY KRLD.
    Dodam ze zyje tutaj i pracuje od dekady, tzn w Chinach i obserwuje z pierwszej reki.

    Raczej mysle ze to konflikt handlowy, wyinnscenizowany przez obie strony na dluuuuuuuuugie lata

    1. USA nie ma czasu , ja uważam że będą chcieli to rozegrać do 2025.Im dłużej czekają tym gorzej dla nich.Tak, myślę że Chiny są słabe i zobaczymy czy uda im się wyjść z kryzysu Huawei. Teraz kolejny etap się szykuje nam .Na innej stronie internetowej prognozują inwazję na Iran.To kolejny krok aby zdusić Chiny które tam własnie kupują surowce , ropę.Z USA to nie przelewki, mają ogromne doświadczenie po 2 wojnach światowych i USA NAVY cały czas na poligonie/morzu od 50 lat..Więc Chiny nie powinny posługiwać się Koreą Północną , bo to ściągnie USA w region i pod nosem Chin wyrośnie zjednoczone mocarstwo regionalne pod patronatem Ameryki.Zacytuje słowa Pana Bartosika . ” naprawdę nie wiem jak się to zakończy” .Pozdrawiam

  2. Wspomnianym jeszcze o jednym ważnym czynniku. Zbliżające się wybory w USA, których jak na razie nie zapowiada się by Trump miał je wygrać.
    Nowy prezydent to i nowa administracja. To także prawdopodobna zmiana niektórych kursów.

  3. (…)Tylko, że tym razem Kim Dzong Un nie będzie mógł już liczyć na drugą szansę zawarcia pokoju z Donaldem Trumpem. Byłby to bowiem afront dla amerykańskiego prezydenta, który został już de facto przez Kima upokorzony (poprzez kolejne testy rakiet, które miały miejsce 11 maja).(…)
    Takie są skutki się stawia ultimatum-blef.

    (…)„Negocjacje” na linii Pekin – Waszyngton mogą doprowadzić do sytuacji, w której oficjalnie będzie się mówić o groźbie wybuchu wojny (oczywiście z Koreą Płn. nie z Chinami). Nawet atomowej, ponieważ Korea Północna taką dysponuje. Pamiętać przy tym należy, że Amerykanie w czasie kryzysu pod koniec 2017 roku przećwiczyli dobrze ewentualne uderzenie na Koreę Północną. Tym razem będą dobrze przygotowani do takiego czarnego scenariusza, więc ich groźby ataku będą brzmieć bardzo realnie.(…)
    Jak realne są grożby Trumpa 2 razy przekonał się Assad… jak został (…)zrakietowany(…)

    Ponadto z chwilą uznania Guido za Prezydenta otworzyły się możliwości nacisku na środowisko Pana Legalnego Prezydenta o poproszenie o interwencję, która wymusi zaangażowanie wojskowe i uderzy w gospodarkę przez uwolnienie tsunami uchodżczego, które może się połączyć z kolejnymi (…)karawanami z Salwadoru(…) wiążąc kolejne siły do obrony granic oraz przez konieczność uruchomienia planu Marshalla dla tego kraju.

  4. Powiem tak – chciałbym aby tak było.

    Z naszej perspektywy słaba Rosja to bezpieczeństwo i zwiększenie naszych wpływów. Idealnie gdyby w Rosji była druga smuta powiązana z utratą obwodu kaliningradzkiego (zabranego zapewne za zbytnie „kozaczenie” na arenie międzynarodowej czy próbach wywołania chaosu w państwach bałtyckich).

    Widzimy, że Korea północna jest nieprzewidywalna. Pytanie jak ich nieprzewidywalność może wpłynąć na resztę wydarzeń? Jak wiele mogą zmienić?
    Czy Rosja widząc nadchodzącą smutę nie będzie równie nieprzewidywalna jak Korea północna?

    Liczę na to, że ta analiza jest najbardziej prawdopodobnym scenariuszem a nie myśleniem życzeniowym (przynajmniej dla mnie jest to życzeniowe;))

    Co by musiało się stać aby doszło do scenariusza w którym USA są w sojuszu z Rosją?
    Na pewno Rosja chciałaby drugiej Jałty tylko co potem? Czy USA mogłoby pragmatycznie nas wystawić? Powrót do czasu przed 89 w wersji 2.0?

    Zmieniając temat: z ogromną chęcią zobaczyłbym analizę na temat Izraela i pokazu możliwych scenariuszy na następne lata w przypadku tego kraju oraz jak te możliwości mogą nam zaszkodzić i jak ustawa 447 i obecna narracja na to (i na nas) wpływa. Czy jest szansa pozytywnego scenariusza dla Polski? Jest wiele niepokojących sygnałów.

    Kolejna rzecz – czy myśli Pan, że NS2 jednak dojdzie do skutku? Wychodzi na to, że Rosja i Niemcy wykorzystują to, że USA jest zajęte innymi sprawami.

  5. Dobra analiza. Chciałby dorzucić kilka uwag:
    1. Dużo mówi się, że w naturze kultury chińskiej leży cierpliwość. Jeżeli chińskie kierownictwo dojdzie do wniosku, że obecnie nie mają szans na pokonanie hegemona czy nie będzie dla nich naturalne pocałowanie pierścienia POTUS, wynegocjowanie jakiś akceptowalnych warunków i odczekanie 30-50 lat na nową próbę. Taki Długi Marsz 2.
    2. Częścią tej samej kultury jest potrzeba zachowania twarzy. Szczególnie chyba silna dla KPCh, która w ostatnich latach grała na nacjonalistycznej nucie i wspominała bez przerwy stulecie upokorzeń. Będą musieli coś z tym zrobić.
    3. W innej świetnej analizie pisał Pan o tym, że w interesie Rosji nie jest zwycięstwo Chin (USA zresztą też). Jeżeli Rosjanie rozpoczną konflikt po stronie Chin to w momencie gdy obie strony się wykrwawią dokonają wolty i za odpowiednią cenę zadadzą Chinom cios w plecy. Oczywiście Chińczycy to wiedzą.
    4. Co prowadzi do wniosku, że deal USA-Chiny może być zawarty po trupie Rosji. Trochę tak jak europejskie potęgi zawarły 18. wieku układ na trupie Rzeczypospolitej. Smuta i rozpad Rosji przywróci USA kontrolę na Europą. Odbierając tereny odebrane przez Rosję KPCh udowodni Chińczykom, że odwraca skutki stulecia upokorzeń i scali społeczeństwo wokół swego przywództwa. Zmniejszy też uzależnienie Chin od eksportu surowców. Ironią jest to, że Rosjanie najpierw sami wybudują im infrastrukturę łączą Syberię z Chinami (Siła Syberii itp.) A może to nie przypadek.

    To chyba nie jest dla nas najgorszy scenariusz.

    1. Smuta w Rosji będzie oznaczać, że uwolni się nasza strefa buforowa na wschodzie. A to umożliwi podjęcie gry o dołączenie tej strefy do Warszawy. Będzie trudno, bo rywalem w tej kwestii będzie Berlin. Ale zawsze są jakieś ryzyka i wyzwania. Grunt by takie okazje się nadarzały.
      pozdrawiam
      KW:)

      1. To nawet nie było pytanie 🙂
        Myślę, że Kreml to wie i stąd to niesamowite prężenie muskułów. Jak dzikie zwierzę zagnane w kąt. Grają o życie. Na pohybel im!!! :))
        pzdr

      2. Czym tą strefę dołączyć? Armią urzędników z kilkudziesięcioletnim zabytkowym sprzętem? Społeczeństwem emerytów jakim wkrótce będziemy? Mrzonki…

  6. Chiny od momentu ustanowienia systemu antydostępowego i pozahoryzontalnej kontroli sytuacyjnej i projekcji siły przeciw lotniskowcom, oraz dzięki kompleksowi Wielkiego Podziemnego Muru – od ca 2010 są JUŻ zbyt silne, by USA je pokonały. Natomiast USA są JESZCZE za mocne, by pokonały je Chiny. Mówię o sile militarnej. USA chcą, a w zasadzie muszą odbudować sferę realnej produkcji i postawić na realne zasoby – które był od 2003 ubogim krewnym świata finansów, który pęczniał dzięki skokowemu obniżeniu podatków od zysków ze sfery finansowej z 35 do 15%. To wymaga bardzo głębokiego przebudowania ekonomii USA, nie tylko powrotu firm i realnych zasobów do kraju, ale ustawienia Wall Street w sytuacji POMOCNIKA na rzecz świata technologii, rozwoju realnego i produkcji. Czyli detronizacja obecnego KRÓLA do roli SŁUGI. I o to rozbija się wewnętrzna zaciekła konfrontacja obu tych sfer w USA. Chiny od 2014 postawiły na rozwój technologiczny, stąd wszystkie think-tanki w USA przestrzegają przed sukcesem „make in China 2025” – który dałby realny prymat Chinom w technologiach cywilnych. A jeszcze bardziej obawiają się naznaczonego przez Xi na 2035 przegonienia USA w technologiach militarnych. W sumie – USA zbudziło się ze snów o potędze tkanych na bazie „produkcji” pustego dolara i potęgi finansowej Wall Street – i musi przełożyć dźwignię na badania i rozwój, technologię, produkcję i „twarde” usługi z tym związane. Do tego trzeba czasu – zwłaszcza, że od 2026 baza podatkowa USA zacznie słabnąc, co oznacza mniejszy budżet Pentagonu. Stąd jasne, że przyszła dekada będzie po znakiem pozornej deeskalacji ze strony USA – z powyższych powodów – ale także, jak pokazano w analizie – także ze strony Chin, które podjęły rękawicę technologicznego wyścigu w trakcie przebudowy własnego rynku, budowy klasy średniej i co ostatnio się pokazało – nader wysokiego zadłużenia [bodajże większego niż zwykle rekordowa Japonia – tzn. licząc w % PKB]. Deal USA-Chiny nt zjednoczenia Korei, a pewnie i Tajwanu [bo tego Chiny nie odpuszczą] – zapewne z pominięciem Rosji [co by pokazało twardo Kremlowi – i światu – że Rosja to II liga względem GŁÓWNYCH ROZGRYWAJĄCYCH – czyli tandemu supermocarstw USA-Chiny] – to wszystko będzie zapewne sprzedane medialnie dla ocieplenia wizerunku i USA i Chin. Ale to będzie tylko przejściowy rozejm – bo pozwoli obu supermocarstwom na intensyfikację przebudowy gospodarki wewnętrznej, na wyścig technologiczny i budowy Przemysłu 4.0 – natomiast wynikowo oba supermocarstwa w latach 30-tych zamierzają dokonać skoku generacyjnego nowych systemów militarnych [w pełni sieciocentrycznych, co zintegruje wszystkie domeny pola walki [ze sferą kosmiczną i cyberprzestrzenią włącznie], opartych o dronizację w rojach, AI, systemy pozahoryzontalne, o klastry komputerów kubitowych, łączność natychmiastową na splątaniu kwantowym – a w samym rdzeniu „bojowym” – o bronie praktycznie tylko precyzyjne, znacznie bardziej zeskalowane, bronie energii skierowanej – nie tylko lasery [już megawatowe – zapewne na tzw. wolnych elektronach], saturacyjne bronie hipersoniczne – ale także railguny – no i siły kosmiczne – zwłaszcza w tzw. „głębokiej przestrzeni”, co uniemożliwia detekcję i ich zniszczenie, a z drugiej pozwala na uzyskanie wysokich prędkości dla broni kinetycznych. Sumując: to co będzie się działo, będzie dokładną odwrotnością powiedzenia rzymskiego „chcesz pokoju szykuj się do wojny” – rozmowy o pokoju i deeskalacyjne kroki względem zjednoczenia Korei i „pokojowego powrotu do macierzy” Tajwanu, będą w istocie zasłoną dymną dla wyścigu technologiczno-przemysłowego i militarnego – z finałem w latach 30-tych [ca 2035-2040] w postaci wojny, a właściwie wojen regionalnych, które będą wzmacniały zasoby danego supermocarstwa [ale także wojen wynikłych z tzw. pułapki Kindlebergera – gdy w danym regionie wycofa się supermocarstwo – reszta lokalnych graczy rzuci się do konfrontacji o podział regionu] . Co na końcu i tak w sumie doprowadzi do konfrontacji USA-Chiny. Oczywiście wojny proxy i być może regionalne [zwłaszcza wobec ambicji Izraela, który bardzo chce wymieść przedpole, złamać islamskich pretendentów i uzyskać głębię strategiczną] będą też w latach 20-tych – moim zdaniem nie będą jednak tak drastyczne, częste i wręcz chroniczne – jak w latach 30-tych. W sumie – wyścig USA-Chiny jest wyścigiem technologicznym – a metą jest generacyjny skok systemów RMA [Revolution in Military Affairs], kto pierwszy wejdzie w RMA na wielką skalę operacyjna i strategiczną [i to w sposób domknięty wielodomenowo] w to „Eldorado” – ten uzyska decydująca przewagę militarną do ostatecznej konfrontacji.

  7. W całej tej układance graczem burzacym deeskalację może być Izrael. Dokładniej: Izrael z Rosją. Oficjalnie i jawnie [w zasadzie – demonstracyjnie] dd 9 maja 2018 na poziomie STRATEGICZNYM Izrael i Rosja to sojusznicy. Oczywiście – jest ostre TAKTYCZNE przeciąganie liny w Syrii – bo to przedmurże Izraela, a między bandytami zaufania nie ma – ale wszystko i tak odbywa się kosztem Syryjczyków. Jak izraelskie samoloty atakują [a liczba ataków np. w 2018 była liczona na tysiące], to w Latakii i Tartus wyłączają radary systemom antydostepowym S-400, żeby tylko aby nie zestrzeliły izraelskiego samolotu – dlatego Izrael tak hula w powietrzu. Izrael cały czas obiecuje USA, że korzystając ze swoich „super dobrych” kontaktów na Kremlu [zblatowanych właśnie 9 maja 2018 antypolskim paktem Ribbentrop-Mołotow czyli Netanjahu-Putin – w tym samym dniu, gdy Trump podpisywał Izraelowi 447 w Waszyngtonie – czyli okrążenie Polski z OBU STRON NARAZ], Izrael mami USA, że obróci Rosję do dealu z USA przeciw Chinom. Izrael pozycjonuje się w roli pośrednika i „dobrego gliny” w negocjacjach obu graczy – za co żąda od nich specjalnego traktowania i bonusów. A dla Rosji istnym zbawieniem i wyjściem z matni sankcji, dociskania przez USA , izolacji – jest rozpętanie wielkiej wojny przez Izrael nie tylko przeciw Iranowi – ale dla złamania i Iraku i Syrii, ale także Jemenu i Kataru. Izrael chce złamać pretendentów świata islamskiego, wymieść przedpole, uzyskać głębię geostrategiczną. Zaś Rosja oczekuje tego z największą niecierpliwością – bo wielka wojna Izraela zniszczy islamskich eksporterów ropy i gazu [i to na dłuższy czas ze względu na zaprowadzony chaos i zniszczenie infrastruktury] – jednocześnie ceny ropy i gazu skoczą do poziomu 120-150 USD/baryłkę – a Rosja przechwyci te wolumeny dostaw – i jako „energetyczny zbawca” będzie przyjmowana [zwłaszcza w Europie] na czerwonych dywanach. Iran już został zdradzony – stąd właśnie dymisja szefa MSZ Iranu – w dodatku Rosja odmówiła sprzedaży Iranowi systemów S-400. Powód prosty – te antyrakietowe i przeciwlotnicze systemy o zasięgu 400 km [takie są maksymalne przechwałki Kremla], uniemożliwiłyby Izraelowi skuteczny atak na Iran. A to by włożyło kij w szprychy całej wojnie Izraela, na której Rosjanie zamierzają się obłowić nie tylko na cenach i wolumenach ropy i gazu, ale na dostawach broni dla bratobójczej walki szyitów i sunnitów, a także przez odkucie się i zwiększenie wpływów – drogą militarnego nacisku – w strefie Kaukazu i w Azji Środkowej. W dodatku Rosja nie tylko ochładza stosunki z Iranem, ale jednocześnie intensyfikuje relacje z sunnickim Pakistanem, co szyicki Iran odbiera jako cios w plecy. W krótkim i średnim terminie i Izrael i Rosja zrealizują swoje cele – zapewne z wielkim szałem radości i pychy w mediach, natomiast długofalowo zniszczenie/ograniczenie [nawet na kilka lat max] dostaw ropy i gazu dla Chin [i olbrzymie koszty zwyżki cen węglowodorów – Chiny to największy importer na świecie], ale także zniszczenie najważniejszej południowej nitki lądowego Jedwabnego Szlaku, łączącej Chiny z portami „sznura pereł” Oceanu Indyjskiego – to wywoła wejście do gry i ZASADNICZĄ DECYZJĘ – strategiczną kontrakcję Pekinu. Który to Pekin wpisze i Izrael i Rosję [za dekady] na czarną listę państw do finalnego wykreślenia [co wykona – gdy Pekin osiągnie strategiczny poziom broni RMA nowej generacji – po ca 2035], a początkiem likwidacji i Izraela i Rosji będzie danie gwarancji Pakistanowi, że zabezpieczy go od wschodu – od Indii – by poszedł w pochodzie na zachód – akurat przez świeżo zniszczony Iran i inne wymiecione i złamane państwa islamskie. Izrael z pomocą Rosji sam na siebie spuści wspieraną przez Chiny powrotną islamską falę. Oczywiste jest, że Pakistan [mający broń atomową – więc nie do ruszenia] poprowadzi ten pochód nie pod hasłem „większego Pakistanu” – ale pod uniwersalną dla świata islamu flagą Nowego Kalifatu. Tu właśnie Talibowie [począwszy od Afganistanu] posłużą za listek figowy i forpocztę tego pochodu, który całkowicie przewróci najpierw obszary od Pakistanu do Morza Śródziemnego, a po złamaniu Arabii Saudyjskiej [przypomnę – dynastia Saudów jest znienawidzona] – to się rozleje na Afrykę [przynajmniej Afrykę Północną], bo Egipt na pewno nie będzie „stać z boku”, ani nie stanie się „stabilizatorem Afryki” na ten pochód – wobec wewnętrznej konfrontacji i wrzenia sił radykalnych. Ta powrotna fala nie tylko otoczy Izrael – ale także zagrozi Rosji od jej „miękkiego podbrzusza” – od Azji Środkowej po Kaukaz – zagrażając także [Kazachstan obrócony na Chiny] bezpośrednio obszarowi rdzeniowemu Rosji – czyli dorzeczu Wołgi z ujściem na Morzu Kaspijskim. Chiny odzyskają kontrolę nad już PREFERENCYJNYMI dla nich dostawami ropy i gazu, zabezpieczą trwale najważniejszą strategiczną nitkę Jedwabnego Szlaku i porty „sznura pereł” i bazy Oceanu Indyjskiego, ale także zyskają docelowy, także PREFERENCYJNY dla chińskich produktów rynek całego 1,5 mld świata islamskiego [bo tu skaptowanie państw islamskich południowo-wschodniej Azji z najpotężniejszą Indonezja będzie w TAKIEJ sytuacji dość łatwe] – co wraz z własnym rynkiem wewnętrznym pozwoli na uzyskanie odporności Chin na blokadę eksportu drogą morską – i na zmienny popyt Zachodu]. Czyli ze zjednoczonego [przez marsz atomowego Pakistanu] świata islamskiego [pod sztandarem nowego Kalifatu Światowego] stworzą sobie strategicznego sojusznika nr 1 – i przez to trwałą przeciwwagę dla izolowanych Indii. A mając tak silnego sojusznika połączonego świata islamu [choć pewnie wokół Indonezji zbierze się gromada państw tworzących realnie osobny blok siły – tylko nominalnie podporządkowany Kalifatowi] – zwłaszcza sojusznika w Azji – ale zapewniającego także połączenie lądowe do Europy i Afryki [czyli cała Wyspa Świata skomunikowana lądowo – z punktu widzenia Chin] – to Pekin uzna, że Rosja stanie się WTEDY niepotrzebna, a faktycznie – nader niewygodna – ZWŁASZCZA w Azji. Wtedy – po uzyskaniu strategicznej wielodomenowej przewagi systemów RMA Chin nad USA – Chiny mając wolne ręce usuną konkurenta z Azji – zagarniając Syberię [zapewne pod hasłem „Azja dla Azjatów” – reklamując się jako wyzwoliciel względem ostatniego mocarstwa kolonialnego białego człowieka…]. W efekcie Chhiny uzyskają kontrolowany bufor Syberii – i uzyskają w kolejnym etapie decydująca przewagę w Arktyce[głownie nad US Navy] , czyli w strategicznej Strefie Severskyego – przesuwając asymetrycznie perymetr zmasowanego uderzenia – i mając kolejny bufor kontrolny osłaniający Chiny… Cóż….Izrael i Rosja grają ostro [bo „toną” – i chcą wyzyskać przewagi siłowe – póki je jeszcze mają] – ale kto sieje wiatr – ten zbiera burzę. A kto mieczem wojuje – od miecza ginie.

  8. Dla jasności – skaptowanie świata islamu południowo-wschodniej Azji – czyli głównie ludnej wyspiarskiej Indonezji – nie będzie celem „samym w sobie” – czy „tylko” zwiększeniem całkowitej siły Nowego Światowego Kalifatu, który zostanie w pierwszej fazie zbudowany najpierw pochodem Pakistanu na zachód – ale geostrategicznie korzystnie dla Pekinu zlikwiduje to „dylemat Malakka” [z obrotem Singapuru na rzecz Chin – taka dodatkowa wisienka na torcie], ale co ważnie dla Chin – zapewni im bufor i zaangażowanie tej nowej sojuszniczej morskiej siły względem Australii. Australia – w planach strategów Pentagonu – jest widziana jako „idealny niezatapialny lotniskowiec” [nie za bliski – i nie za daleki] i jako zaplecze pierwszego i drugiego łańcucha wysp – ale także jako „brama” i baza do elastycznego dysponowania siłami między Pacyfikiem, a Oceanem Indyjskim. Obrót Indonezji na Nowy Kalifat pozwoli Chinom na izolację i zmarginalizowanie tych ww ról Australii – a także na zabezpieczenie operacji floty chińskiej między Pacyfikiem, a Oceanem Indyjskim – co przy okazji pogłębi izolację Indii – zarówno lądową, jak i morską. Jednak trzeba jasno podkreślić – zbudowanie takiego sojusznika strategicznego jak Nowy Kalifat całego świata islamu [albo przynajmniej rdzenia zachodniego], zabierze Pekinowi z 10-12 lat. W dodatku dla reszty świata mylącym sygnałem będzie bezwzględna rozprawa Pekinu – zapewne bardzo krwawa i zasadnicza – z islamskim separatyzmem w Sinciangu. Chiny tej rozprawy na pewno „nie odpuszczą” ze względu na nadrzędny interes utrzymania integralności obszaru i granic Chin, dla uzyskania pełnej kontroli i skonsolidowania całych Chin przez Pekin. Popularne przysłowie chińskie [i przekleństwo kolejnych dynastii] mówi: „góry wysokie – cesarz daleko”. Tylko że teraz – po raz pierwszy od powstania cesarstwa – ten „dogmat” skutkujący ciągłym pulsowaniem zbierania i rozpadu Chin – zostanie przełamany zasadniczo – Chiny zostaną spięte kontrolą siłową, która będzie pełna i nieugięta w całych Chinach – także na peryferiach – bo w każdy zakątek najodleglejszych prowincji szybka kolej w jeden dzień dowiezie [w razie potrzeby] dywizje pacyfikacyjne z wyposażeniem dla przywrócenia pełni kontroli Pekinu. Co notabene jest już ćwiczone w Chinach – i to właśnie na poziomie szybkich przewozów całych dywizji. Bo kontrola i centralizacja władzy w Chinach wzrośnie zasadniczo – system „oceny obywateli”, rozszerzany systematycznie i nadzorowany z coraz większa pomocą cyberprzestrzeni, systemów monitoringu, baz rozproszonych i AI – jest dopiero na początkowej, jeszcze dość niewinnej ścieżce wzrostu. Jednak cały ten „okres ochłodzenia” między Chinami, a światem islamu z tytułu krwawej pacyfikacji islamu w Chinach – będzie tylko PRZEJŚCIOWYM ETAPEM – bo ostatecznie górę weźmie pragmatyzm obu stron i nadrzędny wspólny strategiczny interes obu graczy i korzystna synergia ich sojuszu. Okres krwawego zduszenia islamu wewnątrz Chin na pewno będzie skwapliwie podnoszony i triumfalnie przedstawiany na Zachodzie [zwłaszcza w USA] jako życzeniowy „początek końca Chin” z oznajmianiem „nieuchronnego rozpadu Chin” a także jako „samobójstwo Chin, które ściągną na siebie trwały gniew 1,5 mld świata muzułmanów”. Nic bardziej mylnego – po okresie ochłodzenia NADRZĘDNY wspólny interes przeważy. Dla Cesarza Chin [Xi czy jego następcy] czy dla Kalifa – a TO ONI [wg chłodnej kalkulacji opartej o spodziewane bonusy] zawrą finalny traktat strategiczny – więc w tej perspektywie strategicznej to nawet miliony ofiar poddanych – to tylko środek do nadrzędnego celu – w tym celu pokonania szeroko rozumianego Zachodu i Indii – a tu korzyści sojuszu i wizja przyszłego nowego ładu światowego – przeważy nad nieistotnymi sprawami PRZESZŁYMI. Nie przypadkiem nasz najlepszy znawca Chin mówi o planach „pax sinica” poprzez parafrazę „pax cynica” – a w świecie islamu można składać przysięgi, a potem je łamać w imię „wyższego celu”, itd…. zresztą będzie zapewne tak, że „wszystko jest w rękach najwyższego spadkobiercy Proroka” – i „nie podlega jakiejkolwiek ocenie czy krytyce” – a na pewno nie wg kryteriów i logiki Zachodu…Warto zauważyć, że systematyczne rozszerzanie bańki kontroli A2/AD przez Chiny – po objęciu tą „bańką” całej Japonii [czyli po realnym odcięciu wsparcia USA] – wymusi obrót Japonii na Chiny. A na pewno cała kalkulacja na obrót Japonii zacznie się po pełnym obrocie [także militarnym] już całej zjednoczonej Korei na Chiny [zresztą – Korea Płd JUŻ to poniekąd raz zrobiła – bodajże w końcu 2015 – przystępując do strefy wolnego handlu z Chinami – i rezygnując nawet z rozmów nt wejścia do TPP – co moim zdaniem m.in. spowodowało potem wyjście USA z TPP – jako projektu nieudanego i nie mającego sensu dla USA bez Korei Płd]. Także kroplą, która być może przepełni czarę i przyśpieszy obrót Tokio na Pekin – będzie też zapewne „pokojowe” przyłączenie Tajwanu do Chin – czyli rozerwanie membrany powstrzymywania floty [i lotnictwa strategicznego] Chin na Pacyfik. Ale – jak to w Azji – o TAJNYM obrocie Japonii na Chiny [wynegocjowanym rzecz jasna pod stołem] to USA się dowiedzą poniewcześnie w „godzinie W”…czyli, gdy będzie już za późno…to zapewne wyjdzie na jaw dla USA w momencie rozpoczęcia działań wojennych – czyli w okresie 2035-2040. Można powiedzieć – taka „prywatna” odroczona o wiek dogrywka „na boku” Japonia versus USA wojny 1941-45 … – oczywiście dokonana łącznie z siłą Chin i innych sprzymierzeńców – odpychająca USA po Hawaje czy raczej dalej…

  9. Jaki będzie pierwszy ruch pochodu Pakistanu? – oczywiście JUŻ PO wielkiej wojnie Izraela – czyli już po uzyskaniu przez Pakistan „koncesji” Chin na marsz na Zachód [z zabezpieczeniem Pakistanu od Indii] i na zbudowanie Nowego Kalifatu – czyli na zbudowanie nowego całościowego strategicznego sojusznika Chin. Moim zdaniem tym pierwszym oczywistym ruchem będzie wyrwanie Afganistanu z orbity USA – i jego zajęcie pod sztandarami Talibów. Niechęć USA do wyjścia i z Bliskiego Wschodu i z Afganistanu [i to mimo potrzeby zwinięcia regionalnych wojen – celem koncentracji na Chinach [i na Arktyce – tu Wschodnia Flanka w optyce Waszyngtonu jest w istocie przedłużeniem i „flanką lądową” konfrontacji o Arktykę] – ta niechęć może spowodować kroki radykalne – nawet odpalenie bomby jądrowej [oczywiście przez „nieznanych sprawców”] by kopnąć stolik gry i przenieść grę na nowy poziom – w którym USA [ze sprzymierzonymi] nie będzie w stanie „dotrzymać pola”. Warto, by nasze władze nie angażowały się dalej pod żadnym pozorem [nawet obietnic sprzętu i technologii] w wojny ekspedycyjne na Bliskim Wschodzie [wliczając zwłaszcza Iran i Afganistan i Irak] – bo USA na pewno będą chciały cudzymi rękami utrzymać – maksymalnie per procura – kontrolę w tym regionie. Notabene – patrząc całościowo na konfrontację w Arktyce i Wschodnią Flankę – oczywistym siłowym ruchem Rosji jest uderzenie w Finlandię [granica ponad 1300 km, przy małym zaludnieniu – nie do obrony] – dla rozerwania tej linii blokowania Rosji od Arktyki [z GIUK] po Bałkany. Taka wojna jest możliwa nawet w latach 20-tych – gdy Rosja poczuje się zagoniona w matnię i zechce się „odkuć” jedynym argumentem pozostałym w ręku – czyli siła militarną. Zagonienie Rosji w narożnik spowoduje rekalkulację strategiczną Kremla na zasadzie: „niczego nie mamy do stracenia – wszystko do odzyskania” – co da decyzję o wojnie [z założenia – wojnie izolowanej]. Finlandia jest wysunięta, teoretycznie słaba – wg Kremla idealnie nadaje się do „pokazowego Blietzkriegu” – pokazowej lekcji dla reszty państw Wschodniej Flanki. W zamyśle – to miałaby być proxy war – przeciw wpływom NATO – dla pokazania – że to Rosja rozdaje karty i że liczenie na pomoc USA nie ma sensu [czyli jak zwykle chodzi o rozpad NATO i wypchnięcie USA z Europy]. Oczywiście rachuby Kremla swoją drogą, a rzeczywistość [zwłaszcza w świecie RMA i wobec możliwości wsparcia niemal bezpośrednio z Atlantyku] – swoją drogą. Finlandia do NATO nie należy, ale należy do NORDEFCO [sojuszu państw skandynawskich] – powiązanych z UK, a oficjalnie „złotymi sojuszami” Szwecji i Finlandii – powiązane są z USA. Sama Finlandia prowadzi program modernizacyjny armii [i floty – po raz pierwszy od II wojny światowej Finlandia zamierza budować większe okręty – skromnie nazywane korwetami rakietowymi] – a pewnie w ramach programu HX pozyska kolejne 64 myśliwce [wszystkie opcje w grze – choć najlepsza logistycznie jest FA-18 E/F/G Super Hornet/Growler [bo Finowie już mają „zwykłe” Hornety] ale także możliwy wybór F-35]. Samo uczestnictwo Norwegii i Danii w NORDEFCO już wpina NATO w ewentualny konflikt z Rosją. Oczywiście wszystko będzie zależało od USA i UK – i od ich deklaracji odwetowego uderzenia jądrowego w razie użycia broni jądrowej przez Rosję [także, a może zwłaszcza – użycia atomu przez Kreml w wariancie „deeskalacyjnym”]. Jeżeli Rosji nie uda się izolować konfliktu – i USA z UK się włączą – wtedy Rosja przegra.Zwłaszcza po 2026 – gdy Norwegia będzie miała 52 F-35 [stealth] w linii, Dania 27, a UK – nawet 138. Zaś Rosja – będzie miała kilkanaście sztuk serii zerowej Su-57 – i to na tymczasowych silnikach [które mają być dostępne może ok. 2027-8]. Jakkolwiek lewacka polityka rządowa państw skandynawskich [zwłaszcza Szwecji i Norwegii] przypomina całkowite bujanie od rzeczy w ideologicznych obłokach [zwłaszcza z programowa ślepotą wobec problemu imigrantów i radykalizmu islamizacji] – o tyle w sprawach stricte militarnych Skandynawowie zachowują pragmatyzm i realizują aktywne przeciwdziałanie wobec Rosji – w przeciwieństwie do prokremlowskiego „twardego jądra” UE.

    1. Na Flance Wscodniej bardziej strategiczna jest Pribałtika… która ma wybrzeże, bez którego Flota Bałtycka istnieje tylko teoretycznie oraz izoluje Obwód Kaliningradzki. Ponadto dzięki bliskości Kanału Białomorskiego obszar wokół Sant Petersburga to ciekawy obszar na odnogę Szlaku Jedwabnego, zwłaszcza po zbudowaniu Via Baltica.

      1. Bałtowie, czy jak Pan „jsc” chce „Pribałtika” [kolega z Rosji?] NIE ISTNIEJĄ bez Polski. Która jest wszelką podstawa operacyjną działań wielkoskalowych i jedynym ratunkiem Bałtów. Zajęcie Bałtów to obecnie dla Armii Czerwonej ca 48/72 h, zaś zasadnicze „oczyszczanie” terenu z resztek oporu – 1 tydzień max. Zresztą – po wkroczeniu Armii Czerwonej na Białoruś [Łukaszenka albo zostanie wkrótce całkowicie posłusznym namiestnikiem Kremla – albo zostanie zmieniony] i po ustanowieniu z Białorusi podstawy operacyjnej dla 1 Armii Pancernej Gwardii [po to ją zresztą reaktywowano] Rosja będzie miała dogodną możliwość wyboru uderzenia z Białorusi – Bałtowie od południa rolowani na całej linii – Polska w północno-wschodniej ćwiartce – Ukraina rolowana z północy z obu stron Dniepru naraz. Polska może w takich warunkach dać sobie radę z obroną [Obwód Kaliningradzki nam nie zagrozi na lądzie atakiem na południe – wystarczy popatrzeć na mapę Mazur – idealny teren do obrony] – ale Bałtowie na pewno nie obronią się. Zbyt duże rozciągnięcie – zbyt małe siły Bałtów. Stąd rozważania nad strategiczną wartością „Pribałtiki” nie ma sensu – zaś Flota Bałtycka…. będzie niezagrożona pod „bańką” A2/AD Petersburga. Owa „Pribałtika” to najsłabszy element Wschodniej Flanki NATO – i dlatego USA nie kwapi się do wystawienia stałych sił US Army i USAF, bo boi się kompromitującej dla hegemona [wizerunkowo na cały świat] „pokazowej” przegranej – no i do tego czasu nie chce tam żadnego zaangażowania [w najgorszym wariancie niemal na stale] dość sporych sił [do obrony potrzeba min 6 brygad pancernych z całą oprawą artylerii, plus drugie tyle sił zmechanizowanych i mobilnych i b. silnej plot i z 400 samolotów/śmigłowców – a głębi strategicznej brak – i na dodatek te siły od razu w szachu między A2/AD Kaliningradu, a A2/AD Petersburga – a jeszcze do 5 lat zostanie zbudowana nowa A2/AD na Białorusi]. Na pocieszenie [takie poklepywanie po plecach z mantrą „jesteśmy DUCHEM z wami”] think-tanki amerykańskie ostatnio proponują Bałtom…bohaterską obronę partyzancką do końca z wyposażeniem za…125 mln dolarów, zaś ta kwota ma być zapłacona przez…samych Bałtów…— TAK WŁAŚNIE JEST – NIE ŻARTUJĘ…. Jak widać – hegemon nie dość, że słaby na krawędzi wpływów i robi bokami – to jeszcze jedzie już bez żenady skrajnie po taniości… To Polska jest ABSOLUTNYM numerem 1 i dla Bałtów i dla Ukrainy – i dla domknięcia kontroli Bałtyku – i dla całej Flanki NATO – z zabezpieczeniem NORDEFCO od południa na dokładkę. Mówiąc krótko – bez Polski nic się nie da zrobić w całym makroregionie. Rumunia, nie dość, że znacznie słabsza, to jeszcze wystarczy veto Turcji w Bosforze – i jest odcięta od dostaw – i może liczyć tylko na Polskę przez Słowację. A Rosja Cieśnin Duńskich nie zamknie – Duńczycy w NATO i najeżeni na Rosję – a Szwecja w „złotym sojuszu” z USA. Sytuacja jest asymetrycznie korzystna dla Polski pod względem statusowym i negocjacyjnym – dlatego trzeba grać tą kartą [i nie tylko tą – są i inne – superważne: jest geostrategiczne położenie Polski jako kluczowego bufora na przesmyku bałtycko-karpackim – czyli opcja BEZPIECZEŃSTWA dla OBU supermocarstw NARAZ – i USA i Chin – że nie powstanie trzecie konkurencyjne supermocarstwo od Lizbony do Władywostoku] – i to grać i brać za to Z GÓRY [wzorem Turcji] – i do końca. Co zresztą oznacza dla Polski na najważniejszym geostrategicznie poziomie G2 – że jak nie z USA – to z Chinami. Tym bardziej – że to my TUTAJ rozdajemy karty – a obecny hegemon słabiutki na krawędzi perymetru… Zaś Chin jako alternatywa strategiczna – tak jak w istocie jest z USA – sojusz i wsparcie nie ze względu na jakieś „wartości” czy „przyjaźń” [bo to w polityce w ogóle nie istnieje – to tylko oprawa medialna] – ale ze względu na gardłową rację stanu Waszyngtonu – czy Pekinu. Przypomnę tylko – Polska na usilne zabiegi Chin podpisała traktat o strategicznej współpracy 20 grudnia 2011. Właśnie ze względu na obawy Pekinu względem powstania supermocarstwa od Lizbony do Władywostoku. Geografia się nie zmieniła ani o jotę od 2011 – i geostrategiczny globalnie liczony status Polski i dla USA i dla Chin – też się nie zmienił – a nawet wzmocnił [choćby z tytułu Jedwabnego Szlaku – od 2013]. Powiem więcej – USA nie ma alternatywy dla Polski – za to Polska ma alternatywę dla USA. Czas to sobie uświadomić REALNIE i DO KOŃCA w Warszawie.

        1. (…)zaś Flota Bałtycka…. będzie niezagrożona pod “bańką” A2/AD Petersburga(…)
          Może i tak, ale nie ma dogodnego wyjścia na obszary operacyjne.

          (…)bez Polski nic się nie da zrobić w całym makroregionie. Rumunia, nie dość, że znacznie słabsza, to jeszcze wystarczy veto Turcji w Bosforze(…)
          Nierozmieszaj moich Iskanderów… Polska to dziad Europy, którego armia to kupa złomu (patrz na seryjne katastrofy naszych MIG-ów 21), gdy Rumunia kupuje Patriota, Himarsa itp. od ręki.

          1. Kolego „jsc” Po pierwsze z MiGów-21 Polska zeszła w 2003 [konkretnie z ostatnich szkolnych dwumiejscowych MiGów-21 UM]. Po drugie – jeżeli chodzi ci o MiGi-29 – to w Rosji i wielu innych krajach świata służą nawet starsze maszyny od polskich. – a i współczynnik katastrof jest dużo większy. Notabene – to właśnie w Rumunii MiGi-21 w wersji Lancer [zmodernizowanej przez Elbita i trochę IAI] służą do tej pory. Te rumuńskie Lancery są „łatane” przechodzonymi F-16 z Portugalii – na razie kilkanaście sztuk. A Polska ma 48 F-16C/D Block52+. Polskie F-16 można łatwo zmodernizować do Vipera [Block72] – Rumuńskie nie bardzo….no i resurs… Co do Patriota – NO WŁAŚNIE – Polska kupiła nowszą wersję – sieciocentryczną [z IBCS – jako pierwsze państwo poza USA] – i większą liczbę kluczowych pocisków PAC-3MSE. Owszem – HIMARSA kupili Rumunowie więcej w wyrzutniach – ale z kolei Polska idzie w wykorzystanie GLSDB do HIMARSA. A biorąc pod uwagę, że Polska zamierza kupić 16 F-35 do 2026 – byłbym ostrożny z używaniem pojęcia „Polska – dziad Europy” – bo Rosja w tym samym czasie będzie miała do 2028 najwyżej 15 sztuk Su-57 wersji zerowej, co do której jest uzasadnione podejrzenie, że nie tylko silniki są tymczasowe, ale także elektronika, a zwłaszcza słabo wypada system sieciocentryczności. Nie pochwalam zakupu F-35 [a planuje się kolejne 16 F-35 zakupić do 2030] – bo wolę pociski przeciwrakietowe i zbudowanie przez Polskę saturacyjnej A2/AD Tarczy Polski – ale jak już drogi Towarzyszu „jsc” tak porównujesz – to proszę bardzo – W TYM porównaniu to Rosja zeszła na dziady. A co do „dogodnego wyjścia” Floty Bałtyckiej – Rosja nie będzie go miała, dopóki po drugiej stronie Zatoki Fińskiej będzie Finlandia [wyjście z Zatoki Fińskiej ma zaledwie 50 km szerokości – żaden dystans dla rakiet czy nawet torped dalekiego zasięgu – które można odpalić z brzegu]. No i Szwecja – której „niezatapialny lotniskowiec” Gotlandia zamyka dodatkowo Zatokę Fińską… Sumując – nawet bez Bałtów to NORDEFCO plus Polska – jeżeli są sprzymierzone – to panują nad Bałtykiem. Dlatego Rosja robi wszystko, by rozbijać NATO, NORDEFCO, sojusze grupowe i bilateralne – i izolować poszczególne państwa…dziel i rządź…jak zwykle… Notabene – na Bałtyku Polsce brakuje właśnie rozpięcia sieciocentrycznego, które nadejdzie wraz z IBCS, z F-35, z radarami nowej generacji [w tym polskimi – także pasywnymi] – by Polska skokowo zwiększyła realny zasięg operacyjny rakiet NSM z 70 km [co i tak wystarcza do kontroli Kaliningradu] do 250+ km – co zapewni Polsce kontrolę „od brzegu Polski do brzegu Szwecji” i mocno odepchnie Flotę Bałtycką od Polski na wschód i północ. A już o Bornholmie [niecałe 100 km od Kołobrzegu], nie mówiąc o Cieśninach Duńskich – Flota Bałtycka może zapomnieć.

          2. Fajna merytoryczna rozmowa, ale uprzedzam. Jeszcze jeden atak ad personam i nie będę publikował nawet takich długich merytorycznych wpisów. Docinki usunąłem.

          3. (…)Po drugie – jeżeli chodzi ci o MiGi-29 – to w Rosji i wielu innych krajach świata służą nawet starsze maszyny od polskich. – a i współczynnik katastrof jest dużo większy.(…)
            Co przebije 3 katastrofy w jakieś półtora roku?

            (…)Co do Patriota – NO WŁAŚNIE – Polska kupiła nowszą wersję – sieciocentryczną [z IBCS – jako pierwsze państwo poza USA](…)
            II faza wypadła z PMT więc IBCS i radary dookólne mogą się nie ziścić.

            (…)i większą liczbę kluczowych pocisków PAC-3MSE(…)
            To znaczy? Polskie zakupy pocisków i nie tylko vide (…)program śmigłowcowy(…) w ilościach śladowych… dlaczego tu miałoby być inaczej?

            (…)A biorąc pod uwagę, że Polska zamierza kupić 16 F-35 do 2026 – byłbym ostrożny z używaniem pojęcia “Polska – dziad Europy” – bo Rosja w tym samym czasie będzie miała do 2028 najwyżej 15 sztuk Su-57 wersji zerowej, co do której jest uzasadnione podejrzenie, że nie tylko silniki są tymczasowe, ale także elektronika, a zwłaszcza słabo wypada system sieciocentryczności.(…)
            48 F-16 + 16 F-35 vs. wszystko co nas rzuci Rosja, w tym Iskandery, Kalibry itp. wycelowane lotniska… jak nic zjedzą nas saturacją.

            (…)A co do “dogodnego wyjścia” Floty Bałtyckiej – Rosja nie będzie go miała, dopóki po drugiej stronie Zatoki Fińskiej będzie Finlandia [wyjście z Zatoki Fińskiej ma zaledwie 50 km szerokości – żaden dystans dla rakiet czy nawet torped dalekiego zasięgu – które można odpalić z brzegu].(…)
            Już raz Armia Czerwona próbowała podbić Finlandię… zanim ich dojechali Niemcy uruchomili plan Barbarossa.

            (…)Notabene – na Bałtyku Polsce brakuje właśnie rozpięcia sieciocentrycznego, które nadejdzie wraz z IBCS, z F-35, z radarami nowej generacji [w tym polskimi – także pasywnymi] – by Polska skokowo zwiększyła realny zasięg operacyjny rakiet NSM z 70 km [co i tak wystarcza do kontroli Kaliningradu] do 250+ km – co zapewni Polsce kontrolę “od brzegu Polski do brzegu Szwecji” i mocno odepchnie Flotę Bałtycką od Polski na wschód i północ. A już o Bornholmie [niecałe 100 km od Kołobrzegu], nie mówiąc o Cieśninach Duńskich – Flota Bałtycka może zapomnieć.(…)
            W powietrzu i na morzu obiecujesz sobie pełną dominację… a co na ziemii? Najlepsze co mamy to HIMARS i Rosomaki.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *