Oferta Niemiec dla Polski

Rok 2015 z pewnością jest pamiętany przez niemieckich geopolityków oraz polityków. Jest to data, w której Republika Federalna Niemiec straciła kontrolę nad swoją wschodnią strefą buforową. Posypał się zmodyfikowany – ukryty pod unijnym płaszczem – projekt Mitteleuropy. I nie chodzi tutaj tylko o polski zwrot w polityce zagranicznej w stronę Stanów Zjednoczonych. Niemcy stracili również Rumunię, ale i Litwę, Łotwę oraz Estonię. Wcześniej pierwszego wyłomu w niemieckiej architekturze polityczno-gospodarczej regionu dokonał Wiktor Orban. Było to wszystko efektem niczego więcej, jak tylko słabości Niemiec. Naciski na Wiktora Orbana okazały się nieskuteczne, a Stany Zjednoczone bez wysiłku wyciągnęły z niemieckiej strefy politycznych wpływów całą Europę Środkową. Nie trzeba chyba wyjaśniać, jak bardzo uderzyło to w autorytet Berlina w Unii Europejskiej. Dziś asertywność wobec Niemców pokazują Włosi, ale i niewielka Austria. Cały konstrukt Unii Europejskiej i jej spójności chwieje się w posadach. Pytanie brzmi, dlaczego?

W 2012 roku polski Minister Spraw Zagranicznych – Radosław Sikorski, apelował do Niemców, by Ci wzięli na siebie odpowiedzialność za Unię Europejską. By – jako jej największy beneficjent – zaczęły przewodzić. W Berlinie przyjęto te słowa z wielkim zadowoleniem. Chwalono polskiego ministra i przyznano mu rację. Następnie niemieckie władze poszły w zupełnie innym kierunku. Być może doszło do braku zrozumienia, co mogło wyniknąć z różnicy kulturowej. Bowiem w języku polskim przywództwo polega na dawaniu przykładu, braniu na siebie odpowiedzialności oraz samodzielnym wytyczaniu ścieżki, którą następnie podążą inni. W kulturze niemieckiej, przywództwo kojarzyło się dotychczas z silną autorytarną władzą oraz narzucaniem woli przywódcy całej reszcie. Samym wskazywaniu kierunku, w którym mają podążać inni. I dokładnie takim modelem rządzenia Unią zaczęli podążać Niemcy. O ile muszą się oni liczyć ze zdaniem Francji, o tyle względem słabszych tj. Polska czy Węgry, niemieccy decydenci postanowili zastosować pruskie sposoby wprowadzania porządku. Wykorzystując instytucje unijne, siłą i przymusem chcą wpływać na decyzje podejmowane w Budapeszcie czy Warszawie. Efekt traktowania tych stolic, jako członków UE drugiej kategorii, może być odwrotny od zamierzonego. Stosowanie jedynie kija, nie zbuduje trwałych powiązań i pola do współpracy. Niemcy nie chcą zrozumieć, że partnerów należy traktować po partnersku. Wciąż myślą kategoriami: słabsi winni słuchać się silniejszych. To prowadzi Unię na skraj katastrofy, bowiem bez tych licznych słabszych – unia nie będzie istnieć. A to dzięki niej, rośnie niemiecka potęga gospodarcza.

 

Trzeci podbój Europy po niemiecku

Niemcy posiadają nie tylko największą gospodarkę w Unii Europejskiej, ale i najsilniejszą pozycję traktatową. Przysługuje im największa liczba europosłów w Parlamencie Europejskim, a konkretnie 96 spośród ogólnej liczby 705. Niemcy zajmują również największą ilość stanowisk w strukturach unijnych. Od 1 grudnia 2019 roku najważniejszą funkcję przewodniczącego Komisji Europejskiej zajmuje Ursula von der Leyen. Jej jedynym niemieckim poprzednikiem był Walter Hallstein, który złożył urząd w 1967 roku. Co może być odczytywane jako pewien symbol powrotu Niemiec do oficjalnego przywództwa w Unii Europejskiej.

Należy również pamiętać o tym, że Europejski Bank Centralny posiada swoją główną siedzibę we Frankfurcie nad Menem. I powstał w zasadzie na bazie Deutsche Bundesbanku (choć ten wciąż istnieje w okrojonej formie). Natomiast kierownictwo nad EBC sprawowali dotąd: Holender, Francuz i Włoch. Obecnie prezesem tego banku jest Francuzka – Christine Lagarde. Co każe dostrzegać polityczne ustępstwa Berlina na rzecz najważniejszych partnerów.

Republika Federalna Niemiec powoli, choć systematycznie wzmacnia swoją pozycję gospodarczą w Unii Europejskiej. W 2008 roku PKB Niemiec stanowiło 19,6% całego PKB UE. Dziś udział Niemców wynosi ponad 21%. Co oznacza korzystną tendencję, a także dowodzi, że projekt europejski służy niemieckiej gospodarce. Pomimo faktu, że RFN wpłaca do unijnego budżetu najwięcej, bo ponad 25 mld euro rocznie, a otrzymuje w bezpośrednich dotacjach ponad połowę mniej – ok. 12 mld euro rocznie. Jednak same przepływy pieniężne pomiędzy Berlinem a Brukselą nie pokazują wszystkiego. Bowiem niemieckie firmy posiadają tak mocną pozycję w Europie Środkowowschodniej, że z każdego jednego euro dotacji udzielonej Polsce, do Niemiec wraca aż 86 centów, co przyznał niemiecki komisarz ds. budżetu i zasobów ludzkich – Günther Oettinger (a wg. Johannesa Hahna, byłego komisarza ds. polityki regionalnej, w 2012 roku było to nawet 89 centów). Jeszcze korzystniej dla Berlina wygląda to w przypadku państw bałtyckich czy reszty państw Grupy Wyszehradzkiej, gdzie zwroty przekraczają 90%. Jest to spowodowane m.in. faktem, że inwestycje w infrastrukturę refinansowane z UE są powierzane firmom z Niemiec.

Z zalet wspólnego rynku i otwartych granic korzystają niemieccy producenci. Bliskość RFN do państw byłego Bloku Wschodniego dała niemieckim firmom olbrzymią przewagę. Po upadku ZSRR i rozpadzie Bloku Wschodniego, powstały niepodległe, demokratyczne państwa o kapitalistycznym modelu gospodarczym. Największym ich zmartwieniem był jednak… brak kapitału. I państwowego, ale i przede wszystkim tego w sektorze prywatnym. Wykorzystały to koncerny i większe firmy z zachodu, które dysponując sporą ilością gotówki liczonej w dużo silniejszej walucie, czuły się na rynkach środkowoeuropejskich jak na przecenach. Jednak w miejsce wykupywanych zakładów państwowych, powstawały kolejne. Prywatne. Intensywnie rosła klasa średnia i mały biznes. Na początku XXI wieku sektor prywatny w regionie ustabilizował się i zaczął nabierać siły. Bowiem to co wcześniej pozwalało zachodniej konkurencji zdobyć olbrzymią przewagę, stało się też dużym atutem firm lokalnych. Słaba waluta i niskie koszty własne pozwoliły eksporterom z Europy Środkowej rozwinąć się i zacząć konkurować z drogimi produktami z zachodu. Jednak wówczas poszerzono Unię Europejską i za cenę doraźnych dotacji, nowi członkowie otworzyli swoje rynki dla zagranicznych inwestorów. Innymi słowy, wymieniono wędkę na rybę. Zachodnie firmy – korzystając z otwartych granic – przeniosły zakłady produkcyjne do Europy Środkowej. Efekt był taki, że koszty produkcji znacząco im spadły. Bowiem np. w niemieckich fabrykach pracowali Polacy, Węgrzy, Czesi czy Słowacy za stawki odpowiadające lokalnym warunkom. Tym samym, lokalni przedsiębiorcy utracili atut niższej ceny dla własnych produktów. Jednocześnie nie dysponowali tak dużym kapitałem i potencjałem jak zagraniczne koncerny. Te drugie, dzięki większemu wolumenowi sprzedaży mogły stosować niższe marże. I pozbyć się niewygodnej konkurencji. Tak oto, niemiecki przemysł zawojował Europę i Świat, ograniczając europejską konkurencję, zmniejszając koszty i stając się konkurencyjnym cenowo na światowych rynkach.

Ponadto dzięki zniesieniu barier handlowych i unifikacji europejskich rynków, do Niemiec każdego roku płynie szeroka rzeka kapitału. Niemiecka gospodarka będąca jednocześnie największym eksporterem dóbr w Europie, wręcz wysysa gotówkę z całej strefy euro. Za każdym razem gdy np. Portugalczyk, Hiszpan, Grek czy Irlandczyk kupi niemieckie: samochód, zabawkę dla dziecka czy maszynkę do golenia, zyski ze sprzedaży są transferowane do niemieckich producentów. Bez potrzeby uiszczania ceł. Co istotne, niemiecki producent może zarobione w Grecji euro wypłacić i wydać w Niemczech. Lub w którymkolwiek innym państwie ze strefy euro. W ten sposób, mniejsze i słabsze krajowe rynki europejskie, które posiadają ujemny bilans handlowy, z każdym rokiem tracą kapitał. Niemcy z kolei zyskują. Proces ten nasila się, bowiem południowcy odzyskiwali część traconego kapitału dzięki zyskom z turystyki. Jednak w dobie migracji ludności z regionów pogrążonych w chaosie,  a także gospodarczego kryzysu, a także pandemii, sektor turystyczny jest tym, który cierpi najbardziej. A wraz z nim cierpią: Portugalia, Hiszpania, Włochy czy Grecja.

Nieco inaczej sprawa wygląda w przypadku państw należących do UE, ale nie operujących w eurowalucie. Gdy dla przykładu Polak kupi w Polsce mercedesa, to płaci za niego złotówkami. By w tym przypadku skonsumować zysk gdziekolwiek indziej niż w Polsce, producent musi najpierw wymienić złotówki na euro. Ponieważ nie zapłaci za chleb w niemieckim sklepie w polskiej walucie. Ta jest akceptowalnym środkiem płatniczym tylko na terenie Polski. Tym samym, producent ma dwa wyjścia. Albo zarobione złotówki wydać na inwestycje w Polsce (np. budując lub rozbudowując tam fabryki), albo sprzedać złotówki i zakuć euro. Przy czym w tym drugim przypadku, musi znaleźć się ktoś, kto będzie chciał złotówki kupić, a sprzedać euro. Tym kimś są najczęściej polscy eksporterzy, którzy zarabiają w euro, ale chcą konsumować zyski w Polsce. Płacąc złotówkami. Między innymi dlatego, na polskim rynku nie zabraknie złotówek, natomiast na greckim rynku w czasie kryzysu brakowało euro. Przy czym w dobie kryzysu – takiego jak choćby w trakcie gospodarczego lockdownu spowodowanego pandemią COVID-19 – Narodowy Bank Polski może dokonać dodruku pieniądza (konstytucyjnie jest to wprawdzie zabronione, niemniej jest to łatwo wykonalne, czego dowiodło szybkie uruchomienie subwencji z Tarczy Finansowej wypłacanych przez Polski Fundusz Rozwoju). Natomiast Grecy nie mogą drukować euro. Europejski Bank Centralny znajduje się bowiem w Niemczech. I to ten bank kontroluje tzw. luzowanie ilościowe. Dlatego właśnie Niemcy chętnie przywitaliby Polaków w strefie euro, natomiast władze z Warszawy zwlekają z jasnym określeniem się, kiedy Polska miałaby do niej przystąpić.

Istotną rolę w całej ekonomicznej układance pełni również kurs waluty. Gdy wprowadzano euro, niemiecka marka była znacznie od niego silniejsza. To sprawiało, że niemieckie produkty były niezwykle drogie na światowym rynku. Gdy władze z Berlina przyjęły walutę euro, natychmiast przystąpiły do eksportowej ofensywy. To był pierwszy i chyba najważniejszy impuls do niebywałego wzrostu niemieckiej gospodarki oraz bogactwa. Nie przeszkodziły w tym znacznie koszty związane z integracją Republiki Federalnej Niemiec z Niemiecką Republiką Demokratyczną. Gdyby dziś projekt wspólnej unijnej waluty się rozpadł, niemiecka narodowa waluta z pewnością byłaby znacznie silniejsza. Co uderzyłoby w krajowy eksport, a więc i gospodarkę, której połowę PKB generuje właśnie handel międzynarodowy. Tymczasem kurs euro osłabiany jest przez wyniki greckiej, portugalskiej, hiszpańskiej czy nawet włoskiej gospodarki. Te cierpią, ponieważ dla nich kurs wspólnotowego pieniądza jest z kolei za wysoki (z uwagi na siłę niemieckiej gospodarki). Co hamuje ich rozwój, a więc i nie pozwala konkurować z Niemcami.

Warto przytoczyć wyniki badań Centrum Polityki Europejskiej we Fryburgu z pracy: „20 lat euro: zwycięzcy i przegrani”, wg których dane z 20 lat (1999-2017) świadczą o tym, że tylko dwa kraje w strefie euro zyskały na wprowadzeniu wspólnej waluty. Są to Niemcy, które zarobiły najwięcej, bo aż 1,9 biliona euro oraz Holandia (ok. 350 mld euro zysku). Grecja wyszła mniej więcej na zero. Reszta państw poniosła straty. Największe dotyczą Włoch i Francji. Rezygnacja z liry kosztowała Włochów potężną sumę 4,3 biliona euro, natomiast utrata franka wyceniona została aż na 3,6 biliona euro. Co istotne, ogólny bilans  wprowadzenia euro (sumując zyski i straty) jest ujemny. Łącznie kraje strefy euro poniosły straty w wysokości 6,4 biliona euro. Innymi słowy. Wspólna waluta osłabia Europę jako całość, natomiast niezwykle mocno wspiera niemiecką gospodarkę. Nie powinno więc dziwić, że Włosi od kilku lat grożą wyjściem ze strefy euro i powrotem do liry, jeśli Niemcy nie zgodzą się na to, by Europejski Bank Centralny za dodrukowane euro skupował włoskie długi. Tak z sektora państwowego (obligacje) jak i z prywatnego.

Jednak i to nie ukazuje wszystkich niemieckich korzyści ze stworzenia Unii Europejskiej. Bowiem niemiecka gospodarka zarabia jeszcze pośrednio na decyzjach politycznych. Niemcy mają duży wpływ na to, jakie programy i cele są dotowane z Unii. W pierwszych latach członkostwa Polski w UE, finansowanie na infrastrukturę drogową dotyczyło w pierwszej kolejności szlaków komunikacyjnych wschód-zachód. Prowadzących z Niemiec do Rosji i na Ukrainę. Polska budowała więc drogi łączące niemieckie fabryki ze wschodnimi gospodarkami. Tymczasem szlaki komunikacyjne na linii północ-południe (łączące Bałkany z Bałtykiem), które wzmocniłyby znaczenie polskiej gospodarki i polskich portów morskich kosztem interesów niemieckich nad Morzem Bałtyckim – czekały całe lata na swoją kolej.

Starsi czytelnicy z pewnością pamiętają kampanię na rzecz przeorientowania gospodarek państw byłego Bloku Wschodniego na „nowoczesny” model. W ramach tej kampanii przekonywano, że należy zrezygnować z produkcji i postawić na usługi. Programy dotacji unijnych były w dużej mierze zakrojone na promowanie tego rodzaju działalności. Dofinansowywane były wszelkiego rodzaju szkolenia, mające na celu podnoszenie kwalifikacji zawodowych. Oczywiście w tym samym czasie niemiecka gospodarka wciąż stawiała na „przestarzały” model rozwijania przemysłu i produkcji. Z drugiej strony, pod pretekstem unijnych restrykcji, zakazywano dotowania zakładów przemysłowych przez nowe państwa członkowskie. W czasie, gdy – ze względu na Unię Europejską – władze z Warszawy zablokowały wsparcie dla m.in. stoczni w Szczecinie, decydenci z Meklemburgii-Pomorza Przedniego udzielali pomocy dla konkurencyjnych względem niej własnych stoczni w Wolgaście i Stralsundzie. Gdy polskie stocznie upadły, niemieckie zakłady nad Bałtykiem wróciły na tor rozwoju. Wszystko za zgodą Komisji Europejskiej.

Dobrym przykładem instrumentalnego prowadzenia spraw unijnych jest też polityka klimatyczna. Nie jest tajemnicą, że Niemcy są producentami paneli fotowoltaicznych oraz wiatraków do elektrowni wiatrowych. Panele fotowoltaiczne pierwszych generacji były jednak bardzo mało efektywne. Dekadę temu inwestycje w te instalacje były nieopłacalne. Wobec czego wprowadzono szereg ulg oraz programów z dofinansowaniem, dzięki którym sektor prywatny dał się przekonać do energetycznych farm słonecznych i wiatrowych. Biznes nie wyszedł tak dobrze jak oczekiwano, bowiem na rynek energii odnawialnej z powodzeniem weszły firmy chińskie. Oferując znacznie tańsze produkty i wypierając niemieckich producentów z ich własnego, europejskiego rynku. Niemniej Unia Europejska, a w tym głównie Niemcy, wciąż naciska kraje uboższe Unii na przestawienie się na odnawialne źródła energii. Pomimo faktu, że RFN jeszcze w 2019 roku była największym producentem energii pozyskiwanej z węgla, a w 2020 roku otworzono nową elektrownię węglową Datteln IV. Niemcy doskonale radzą sobie w UE nie tylko na pułapie instytucjonalnym, ale i w inicjatywach na samych dole. Po niemieckiej stronie Nysy Łużyckiej od 1974 roku funkcjonuje kopalnia odkrywkowa węgla brunatnego, która zaopatruje pobliską elektrownię w Jaenschwalde. To czwarty największy emitent dwutlenku węgla w całej Europie. Okazało się, że eksploatowane przez Niemców złoże rozciąga się również po polskiej stronie granicy. Od 2009 roku Polacy bezskutecznie starają się o uruchomienie własnej kopalni. Przeszkodą są liczne inicjatywy i protesty społeczne, w które bardzo mocno zaangażowała się strona niemiecka. Biorąc pod uwagę te okoliczności należy zadać podstawowe pytanie, czy naprawdę chodzi tutaj o ochronę środowiska?

Wyjaśnić w tym miejscu należy, że wytwarzanie energii z kopalin jest zwyczajnie tańsze. Tańsza energia oznacza mniejsze koszty produkcji, a więc większą konkurencyjność na rynku. Tymczasem od dekad, bogatsze i większe kraje Unii zwalczają tańszą konkurencję ze wschodu. Niska cena, której powodem są niższe płace i koszty produkcji, jest jedną z nielicznych, jak nie jedyną przewagą gospodarek państw Europy Środkowowschodniej nad gospodarkami z zachodu Europy. Stan ten jednak ulega zmianie. W drodze politycznych decyzji zmusza się do korzystania z droższej energii, podwyższania płac i zwiększania kosztów prowadzenia działalności pod pretekstem wprowadzania wysokich standardów jakości oraz ochrony środowiska. Ta ostatnia kwestia jest oczywiście niezwykle istotna, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że jest jedynie pretekstem i narzędziem do wzmacniania niemieckiej gospodarki przy jednoczesnym osłabianiu unijnej konkurencji. Co może zaszkodzić nie tylko samej idei ochrony środowiska, ale i spójności oraz integralności UE.

 

Solidarność solidarnością, a biznes jest biznes

Niewątpliwym jest, że projekt Unii Europejskiej jest dla Niemiec niezwykle korzystny i opłacalny. Gdyby tak nie było, władze z Berlina naciskałyby na rozwiązanie UE, a nie na jej dalszą integrację. Niemcy są na tyle silni, by nadawać ton Unii oraz kontrolować poprzez jej instytucje kierunek rozwoju innych jej członków. Przy jednoczesnym ignorowaniu narzuconych przez siebie, krępujących gospodarkę i politykę zasad i reguł. Jednak stosowanie podwójnych standardów sprawia, że pierwszy zachwyt i zauroczenie projektem unijnym prysło. Zwłaszcza wśród państwa Europy Południowej i Środkowowschodniej.

Na tle waluty euro zarysował się konflikt między Włochami i Francuzami, a Niemcami. Bowiem luzowanie ilościowe w strefie euro oznacza wzrost inflacji (a więc wzrost cen za towary i usługi). To z kolei oznacza, że koszty związane z obsługą długów zostałyby niejako przerzucone – poprzez inflację – na Niemców. Wzrost cen niemieckich towarów oznacza mniejszą konkurencyjność na światowych rynkach, a więc zmniejszenie wpływów z eksportu. Ponadto należy przypomnieć, że w Niemczech inflację zaczęło wywoływać jeszcze inne zjawisko. Wzrost produkcji i zmniejszenie bezrobocia do minimalnych poziomów doprowadziło do deficytu na rynku pracy. Pracodawcy zaczęli konkurować o pracowników, podwyższając pensje (również w zakładach zlokalizowanych w krajach dawnego Bloku Wschodniego). Wyższe wynagrodzenia oznaczały wzrost cen, a więc inflację. Droższa produkcja oznaczała mniejszą konkurencyjność niemieckich towarów. Wobec czego Europejski Bank Centralny zapowiedział w 2017 roku walkę z inflacją narzędziami systemowymi. Czyli wstrzymaniem luzowania ilościowego. To z kolei oznaczało katastrofę dla innych mocno zadłużonych państw strefy euro. Spór o politykę monetarną EBC trwał niemal trzy lata, do czasu, gdy na skutek gospodarczego lockdownu spowodowanego pandemią COVID-19, Niemcy zgodzili się na ponowny dodruk pieniądza i ratowanie gospodarek strefy euro.

Należy także podkreślić, że pomimo tego, że państwa strefy euro posługują się wspólną walutą, oprocentowanie ich obligacji państwowych jest różne. W 2018 roku rentowność niemieckich obligacji 10-letnich spadła niemal do zera, natomiast włoskie obligacje były oprocentowane w październikowym szczycie na blisko 3,5%. Oznaczało to, że państwo włoskie zadłużając się, zobowiązywało się spłacać odsetki od obligacji w wysokości 3,5%, podczas gdy Niemcy odsetek od sprzedawanych w tym czasie obligacji nie płacili wcale (później rentowność niemieckich papierów wartościowych spadła wręcz do ujemnych poziomów). Różnica ta wynika z faktu, że włoska gospodarka jest w tak tragicznym stanie, że gdyby włoskie obligacje były wycenione tak samo jak niemieckie, nikt nie chciałby Włochom pożyczać pieniędzy (skupować ich obligacji). Tak więc Włosi płacą znacznie większe odsetki od zadłużenia niż Niemcy. Natomiast muszą posługiwać się tą samą walutą, której wysoki kurs uderza w ich gospodarkę, czyniąc ją mniej konkurencyjną w stosunku do niemieckiej. To dlatego włoski rząd w maju 2020 roku tak bardzo nalegał na wyemitowanie wspólnych euroobligacji za sprzedaż których można by wesprzeć gospodarki poszczególnych krajów dotkniętych przez skutki pandemii (a konkretnie zamknięcia gospodarek). Chodziło o to, że unijne obligacje nie tylko byłyby spłacane przez wszystkich członków UE (nazwano to uwzspólnieniem długu), ale ich oprocentowanie byłoby niższe niż obligacji włoskich. I wyższe, niż obligacji niemieckich.

 

Metoda kija

Władze z Berlina – regularnie od 2015 roku – okładają Warszawę (ale i Budapeszt) unijnym kijem. Wszczęto procedury dotyczące praworządności w Polsce, a także straszy się wprowadzeniem uzależnienia wypłat dotacji unijnych od spełnienia kryterium praworządności. Cios zadano również polskiemu biznesowi, a konkretnie przewoźnikom, których działalność ma objąć tzw. pakiet mobilności. Jest to kontynuacja niemiecko-francuskich regulacji krajowych, które miały na celu obniżenie konkurencyjności polskich firm transportu drogowego. Na Polskę wywiera się również presję w zakresie sektora energetycznego. Mimo, że w 2019 roku Niemcy były największym producentem energii pochodzącej z węgla, to Polska ma zrezygnować z tego surowca.

Stosowanie wyłącznie metody bicia kijem jest doskonałą metodą na zniechęcenie polskiego sąsiada. Fatalną, by go przekonać do politycznej współpracy, a już z pewnością nie da się Polaków zwyczajnie podporządkować. Nie udało się to jeszcze nikomu, nawet pomimo faktu, że niepodległa Polska istniała tylko przez 50 lat z ostatnich 225. Niemcy jak nikt inny powinni się wreszcie nauczyć, że przy pomocy siły nie da się nad Wisłą niczego osiągnąć i utrzymać na dłuższą metę. Warto natomiast wskazać, że Polacy są z kolei świetnym materiałem na sojusznika i partnera. Unia polsko-litewska istniała od 1385 do 1795 roku, czyli przez 410 lat. To najdłuższa i najbardziej trwała tego rodzaju współpraca w historii Starego Kontynentu. Unia Europejska obchodzić będzie niedługo dopiero 30-lecie i już teraz widać poważne rysy mogące ją podzielić. Tajemnica sukcesu tkwi w równym traktowaniu członków unii. Kolejne traktaty polsko-litewskie zrównywały polską i litewską szlachtę w prawach. Uznawano również prawa licznych mniejszości: Rusinów, Białorusinów, Żydów, Bałtów i Niemców. Na tronie Polski zasiadali królowie z litewskiego rodu Jagiellonów, a także pochodzenia: węgierskiego (Stefan Batory), ruskiego (Michał Korybut Wiśniowiecki), niemieckiego (dynastia Sasów), szwedzkiego (Zygmunt III Waza), a nawet francuskiego (Henryk III Walezy).  Rzeczpospolita Obojga Narodów była najbardziej liberalnym tworem politycznym w ówczesnej Europie i tylko dlatego przetrwała w jedności ponad cztery wieki. Tymczasem polityka wewnętrzna Unii Europejskiej zaczyna stosować metody gestapo. Zamiast liberalizmu, narzucany jest model podporządkowania się odgórnie ustalanym regulacjom pod groźbą sankcji. Unia Europejska nie ma szans powtórzyć sukcesu unii polsko-litewskiej, jeśli będzie jej członkowie będą dzieleni na lepszych i gorszych, a ci pierwsi będą narzucali tym drugim reguły, do których sami się nie stosują.

     Jeśli Republika Federalna Niemiec chce rzeczywiście odzyskać kontrolę nad Unią Europejską oraz wyprzeć wpływy USA ze Starego Kontynentu, to musi przestać grozić i zacząć składać dobre oferty. Polacy, Rumuni, państwa bałtyckie, a także skandynawskie zaczęły obawiać się Federacji Rosyjskiej. Kwestie bezpieczeństwa na wschodnim pograniczu Unii Europejskiej stały się dalece ważniejsze niż korzyści gospodarcze. Tymczasem Republika Federalna Niemiec nie posiada realnych zdolności i potencjału do złożenia wiarygodnych gwarancji w tym zakresie. Wojska Stanów Zjednoczonych stacjonują w dużej ilości w samych Niemczech, ale i zostały wysłane na tzw. wschodnią flankę NATO. I nie chodzi tutaj nawet o wielkość kontyngentu wojskowego, ale o sam fakt. Wymienione wyżej kraje czują się znacznie bezpieczniej wiedząc, że Amerykanie są z nimi na pierwszej linii frontu. USA dało sygnał, że w przypadku ataku Rosjan, weźmie w wojnie udział. To Waszyngton zmobilizował NATO do obecności sojuszu w Polsce, Litwie, Łotwie i Estonii. Niemcy w tym czasie kontynuowali interesy z Rosją i budowali gazociąg Nord Stream II. Przedkładając interesy polityczno-gospodarcze nad bezpieczeństwo unijnych partnerów.

Historia w relacjach polsko-niemieckich

W polityce międzynarodowej nie liczą się tylko i wyłącznie gospodarka, geografia i interesy. Tak jak w biznesie, liczy się  również zaufanie do drugiej strony oraz historia transakcji z danym kontrahentem. Doskonały przykładem na to są relacje polsko-niemieckie. Polskie społeczeństwo doświadczone historią, jest mocno wyczulone na sytuacje, w których ktoś obcy zamierza oceniać co jest w Polsce dobre, a co złe. I mieszać się w sprawy wewnętrzne kraju, którego niepodległość kosztowała tak wiele. A już szczególną nieufność u Polaków wzbudza fakt, że to właśnie Niemcy zamierzają ich uczyć praworządności. Jeśli narody rzeczywiście posiadają swoje charaktery, a społeczeństwom można przypisać pewne dominujące wśród ich członków cechy, to wśród Polaków króluje nieustępliwość wobec przymusu i agresji. Wykształcona w czasie: 123 lat zaborów, wojny polsko-bolszewickiej z lat 1919-1920, wojny obronnej z 1939 roku oraz w czasie krwawej niemieckiej okupacji wojennej, a także sowietyzacji kraju po II Wojnie Światowej. Oczywiście można Polakom zarzucać sentymentalizm w relacjach z Niemcami i Rosją. Jednak jest on całkowicie uzasadniony oraz osadzony w historii relacji z tymi państwami. Polacy nigdy nie przejdą do porządku dziennego nad faktem, że w latach 1939-1945 zamordowano blisko 6 milionów polskich obywateli, co stanowiło aż 1/5 ogółu ludności II Rzeczpospolitej Polskiej. Co piąty obywatel II RP został zabity. Zaledwie 10% ofiar poległo wskutek działań wojennych. Cała reszta to byli cywile rozstrzeliwani na ulicach, mordowani w obozach i katowani w przymusowych zakładach pracy. Połowę ofiar stanowili rdzenni Polacy, przy czym Niemcy (podobnie jak Rosjanie) dokonywali egzekucji często w sposób selektywny. Wybierając elity narodu. Zabita została trzecia część wszystkich polskich naukowców, nauczycieli, lekarzy, prawników i księży. W Polsce nietrudno jest znaleźć osobę, której przodek był ofiarą ludobójstwa. Ten przerażający bagaż historyczny wydaje się dziś zupełnie nieistotny. Jednak wydarzeń tych nie da się zapomnieć. Nic więc dziwnego, że ilekroć Niemcy zrobią groźną minę, tylekroć w Polsce bije się na alarm. Jest to zupełnie naturalne i logiczne. Oczywistym jest, że gdy przy jednym stole biznesowym spotykają się dawny złodziej i oprawca oraz jego ofiara, to podejrzliwość u tej drugiej jest jedynie przejawem zdrowego rozsądku i przezorności. Zwłaszcza, gdy szkody nie zostały w żaden sposób zrekompensowane. Gdy zaś były oprawca sięga w takiej sytuacji do kieszeni po chusteczkę, może to zostać odebrane jako próba wyciągnięcia ukrytego pistoletu. W takiej sytuacji, bez wątpienia odpowiedzialność za powodzenie przyszłych rozmów oraz za właściwe odczytanie intencji przez drugą stronę, ciąży na stronie silniejszej. I tej, która z racji dawnych czynów, winna udowodnić swoje uczciwe zamiary.

Niemcy powinni brać ten czynnik pod uwagę, bowiem również od niego zależą relacje między krajami. Polska jest ważnym partnerem dla Niemiec tak gospodarczo, jak i politycznie (i vice versa). A to wokół niej Amerykanie starają się zbudować blok polityczny, który pilnowałby interesów Waszyngtonu w Europie Środkowowschodniej. Obranie złych metod perswazji, może kosztować Niemców rozpad Unii Europejskiej.

 

Armia Europejska rozwiązaniem problemów?

Oprócz gospodarczych profitów, Republika Federalna Niemiec notuje również spore oszczędności z tytułu funkcjonowania Unii Europejskiej. Przystąpienie Polski do NATO, ale i do UE, zabezpieczyło Niemcom wschodnią granicę. W efekcie, Berlin nie musi ponosić wysokich kosztów bieżącego utrzymania silnej i gotowej do działania armii. Niemcy wydają na zbrojenia jedynie 1,23% PKB pomimo tego, że wchodzą w skład NATO i obowiązuje ich 2% limit. Innymi słowy, Berlin wydaje niemal dwukrotnie mniej niż powinien na zbędne w czasie pokoju i prosperity zbrojenia. Zaoszczędzone w ten sposób środki mogą zostać wykorzystane w inny sposób. Tymczasem Polska (ale i Rumunia, państwa bałtyckie oraz skandynawskie), z uwagi na zagrożenie rosyjskie, musi przeznaczać znaczne kwoty na wydatki zbrojeniowe.

Rozwiązaniem kwestii bezpieczeństwa europejskiego nie będzie francuska oferta gwarancji bezpieczeństwa na tzw. wschodniej flance NATO. Po pierwsze dlatego, że Francuzi nie posiadają wspólnoty interesów z państwami tej flanki w polityce zagranicznej względem Rosji. Po drugie, z uwagi na swoje zaangażowanie w basenie Morza Śródziemnego oraz w Afryce, nie posiadają potencjału do realnego wsparcia Europy Środkowej.

Oczywiście powyższy wywód nie zmierza do tego, że to Niemcy powinny zbudować potężną armię, którą wysłaliby do stacjonowania np. w Polsce. Dawna ofiara nie poczuje się bardziej bezpieczna, gdy jej oprawca ponownie zakupi pistolet i obieca, że tym razem skieruje lufę w inną stronę. Europa nie może pozwolić sobie na trzecią militaryzację Niemiec. Jednak Berlin musi zacząć ponosić koszty utrzymania bezpieczeństwa Unii Europejskiej. Zwłaszcza, że jest jej największym beneficjentem. Armia Unii Europejskiej byłaby doskonałym narzędziem pod warunkiem, że nie byłaby dowodzona przez Niemców. Ta konstatacja z pewnością jest niewygodna dla elit z Berlina, podobnie jak fakt, że RFN finansowałoby siły, na które nie miałoby wpływu. To jest jednak koszt braku zaufania do Niemców, na które sobie wcześniej zasłużyli. Jednocześnie tego wymaga bezpieczeństwo i stabilność Unii Europejskiej. To jest właśnie przywództwo. Ponoszenie kosztów i wzięcie na siebie odpowiedzialności. Również w kwestiach bezpieczeństwa. To na Niemcach ciąży obowiązek skonstruowania armii UE w takim kształcie, by czuli się bezpiecznie zarówno Portugalczycy, jak i Łotysze. Oddanie przywództwa Francuzom nie rozwiąże problemu, bowiem Paryż nigdy nie zrozumie dylematów bezpieczeństwa dotyczących państw graniczących z Federacją Rosyjską. Tak jak i państwa te niekoniecznie muszą rozumieć francuskich interesów w Afryce. Dlatego wydaje się, że europejska armia powinna zostać podzielona na flanki, za które odpowiedzialne byłyby różne grupy państw. Utworzenie wschodniej flanki UE – na budżet której składałaby się Republika Federalna Niemiec – miałoby wiele pozytywnych aspektów. Dowództwo należałoby do państw regionu, które w ten sposób czułyby się bezpieczne i nie miałyby obaw przed wzrostem potęgi militarnej Niemiec. Berlin z kolei zabezpieczyłby swoje wschodnie granice finansując rozwój i modernizację sił Europy Środkowowschodniej. Nie istnieje chyba lepszy sposób na odbudowę wcześniej utraconego zaufania jak to, gdy dawny napastnik wręcza pistolet swojej ofierze. Nie na darmo motyw ten często wykorzystywany jest w filmografii.

 

Przewodzić, a nie wydawać rozkazy

        Jeśli Niemcy chcą osiągać korzyści z Unii Europejskiej w taki sposób jak dotychczas, muszą zacząć przewodzić, a nie dominować. Inaczej ten kruchy konstrukt może się rozsypać. Członkowie strefy euro zorientowali się jak destruktywnie na ich gospodarki działa wspólna waluta. Kraje graniczące z Federacją Rosyjską nabrały przekonania, że Unia nie jest zainteresowana inwestycją w ich bezpieczeństwo. Ba, takiego przekonania nabrały również Grecja i Włochy, które nie otrzymały wsparcia w czasie kryzysu migracyjnego. Niemcy i Francja nie zamierzały partycypować w kosztach uszczelniania morskiej granicy UE na Morzu Śródziemnym pozostawiając południowców zdanych na własne siły. To wszystko sprawia, że za wyjątkiem Francji, państw Beneluksu oraz Niemiec, wszyscy inni czują się w Unii Europejskiej jak członkowie drugiej kategorii. Zanika również wspólnota interesów, a ta jest niezbędna do utrzymania Unii Europejskiej w całości. Winą za to obarczane są wprawdzie państwa, które nie chcą podążać zgodnie z linią ustaloną w Paryżu czy Berlinie. Jednak największa odpowiedzialność za UE ciąży na jej największych i najbardziej wpływowych członkach. To oni powinni wyciągać rękę i szukać porozumienia. Zwłaszcza, że zamierzają zmieniać reguły gry w czasie jej trwania. Unia Europejska jeszcze 15 lat temu miała zupełnie inny kształt. Nowi członkowie przystępowali do UE akceptując istniejące warunki (formę prawną oraz regulacje), a także godząc się na pewne ryzyka (związane z otwarciem rynków i spodziewaną ekspansją na nich bogatszych podmiotów z zachodu). W zamian za to, obiecano im doraźne korzyści w formie dotacji, które miały zrekompensować spodziewane straty. Dziś, Niemcy zdominowali słabsze unijne gospodarki z czego czerpią ogromne zyski. Jednocześnie chcą narzucać nowe regulacje i wymagania, a także federalizować Unię, co de facto prowadzić będzie do podporządkowania politycznego jej mniejszych członków względem tych najsilniejszych. Zamiast oferować coś w zamian, elity z Berlina przekonują do nowej koncepcji za pomocą nacisków polityczno-gospodarczych.  Co budzi zrozumiały sprzeciw tak u Greków, Włochów, Węgrów, Polaków i innych. Sprzedając koncept wspólnoty i solidarności europejskiej, Niemcy i Francuzi kierują się zasadą partykularnych interesów narodowych. Cynizm ten został dostrzeżony, dlatego każda próba pogłębienia integracji europejskiej może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego. Bowiem będzie odczytywana – słusznie zresztą – jako zagrożenie dla interesów słabszych państw UE.

Zamiast kolejnego strukturalnego i sztucznego przepoczwarzenia Unii, Niemcy i Francuzi powinni stworzyć wspólnotę interesów. Zaproponować na przykład wspólną politykę energetyczną, a więc negocjowanie umów na dostawy surowców od państw trzecich na tych samych warunkach dla wszystkich członków. Dawałoby to przecież doskonałą pozycję negocjacyjną z ewentualnymi dostawcami. Duży kontrakt pozwala na uzyskanie dużych zniżek. Tego rodzaju polityka jest jednak dla Niemiec nieopłacalna. Bowiem gdy Berlin wynegocjuje własne, znacznie niższe ceny dostaw gazu od Rosji niż inni członkowie UE, to niemiecka gospodarka będzie zaopatrywana w tańszą energię. Co oznacza, że będzie bardziej konkurencyjna niż gospodarki pozostałych państw UE, które płaciłyby za import gazu lub ropy drożej. Okoliczności te sprawiają, że Republika Federalna Niemiec posiada nieustający konflikt interesów z pozostałymi członkami Unii. Co skłania wręcz władze Berlina do porozumień z państwami trzecimi wycelowanym przeciwko interesom innych członków Unii. Tak właśnie było z projektem gazociągu Nord Stream i Nord Stream II. Ukończenie tego drugiego pozwoliłoby Rosjanom transferować gaz do Niemiec bez pośrednictwa Polski. W przypadku braku alternatyw, Warszawa musiałaby się godzić na cenowe warunki narzucone przez Moskwę. Tymczasem im większa różnica w cenach między gazem sprzedawanym do Niemiec, a tym transferowanym do Polski, tym niemiecka gospodarka jest bardziej konkurencyjna względem polskiej. Oczywiście za Polskę, można tu podstawić dowolnie inny kraj, niemniej na przykładzie Polski najłatwiej jest omawiać politykę niemiecką wobec słabszych partnerów. Bo spośród nich, Warszawa jest: najbliższa, najważniejsza i najbardziej cenna dla Niemiec. Stąd tak olbrzymie zaangażowanie Berlina w sprawy nad Wisłą.

 

Polskie oczekiwania

Niemcy straciły Europę Środkową nie tylko dlatego, że Stany Zjednoczone okazały się od nich silniejsze. Stało się tak, ponieważ Republika Federalna Niemiec nie traktowała innych członków UE jak równorzędnych partnerów. Niemcy nie złożyły nigdy korzystnej oferty, która prowadziłaby do sytuacji win-win. Wszelkie mechanizmy w Unii Europejskiej działają na korzyść niemieckiej gospodarki i interesów politycznych. Wskazać należy, że polskie rządy z lat 2007-2015 były chyba najbardziej proniemieckimi władzami w Warszawie w całej znanej nam tysiącletniej historii Polski. Mimo tego, to właśnie wówczas Niemcy zbudowali gazociąg Nord Stream uderzając w polskie interesy.

Posiadając alternatywę w postaci Waszyngtonu, Polska przestała być podatna na polityczne naciski ze strony Berlina i Brukseli. Takie są fakty i choćby z tegoż względu, Niemcy, chcąc wyprzeć Amerykanów z Europy, powinny złożyć dobrą ofertę współpracy. Skoro Niemcy chcą być traktowani na równi z Amerykanami, ich oferta powinna zawierać aspekty związane z wypełnieniem luki po ewentualnym wyjściu hegemona z Europy. Ponadto Berlin musi pokazać, że jest zdolny przeciwstawić się Waszyngtonowi, a więc prowadzić całkowicie niezależną politykę oraz brać na siebie odpowiedzialność za innych. Przeciągać ich do swojego obozu. Stanowić siłę grawitacyjną zdolną zneutralizować wpływy USA. Dotychczas tego nie było zupełnie widać. Jeśli jednak Niemcy czują się na tyle mocni, by rzeczywiście stworzyć na kanwie UE nowy światowy biegun siły międzynarodowej, to dobrze jest więc zastanowić się, jaka oferta nakazywałaby polskiej stronie poważne rozważenie propozycji oraz zaufanie stronie niemieckiej, że ta wypełni swoje zobowiązania:

  1. Rezygnacja z ukończenia Nord Stream II – to jest warunek sine qua non, ponieważ projekt ten mocno uderza w polskie (i nie tylko) interesy, wzmacnia pozycję Rosji względem wszystkich państw Mięrzymorza, a przede wszystkim tą rezygnacją Niemcy pokazaliby, że ich oferta jest poważna, są gotowi do poświęceń w imię porozumienia, a ich dalsze zapewnienia należy traktować jako obietnice, które zostaną rzeczywiście spełnione,
  2. Utworzenie Europejskiej Armii podzielonej na flanki podlegające różnym dowództwom, przy czym Niemcy dokładaliby się finansowo do budżetu obronnego tzw. wschodniej flanki UE w kwocie odpowiadającej 1% niemieckiego PKB,
  3. Rozmieszczenie bazy wojskowej francuskiej lub niemieckiej na przesmyku suwalskim (nawet niewielkiej i niekoniecznie w Polsce, może to być na Litwie), a także utworzenie placówek wojskowych UE w państwach granicznych,
  4. Współpraca w przemyśle zbrojeniowym z uwzględnieniem transferu technologii i produkcji,
  5. Zgoda na zbudowanie przez Polskę elektrowni jądrowej, co zobowiązaliby się zrobić Francuzi na korzystnych warunkach finansowych,
  6. Wprowadzenie wspólnej unijnej polityki energetycznej tj. wspólne negocjowanie cen dostarczanych surowców na teren UE z państw trzecich,
  7. Zrezygnowanie z federalizacji Unii Europejskiej oraz ograniczania suwerenności państw członkowskich,
  8. Reforma systemu prawno-podatkowego, zliberalizowanie przepisów podatkowo-gospodarczych, zlikwidowanie restrykcji dyskryminujących konkretne sektory gospodarcze, powrót do wolnej konkurencji,
  9. Zgoda na akcesję Ukrainy do UE,
  10. Wypracowanie modelu prowadzenia wspólnej polityki zagranicznej UE w wyznaczonych sprawach (w dowolnych, w których państwa UE chciałyby występować wspólnie), poprzez wyznaczanych do konkretnych spraw trzech pełnomocników wybieranych przez państwa w sposób demokratyczny.

Jak widać, oferta nie może zostać złożona tylko i wyłącznie przez RFN, ale powinna w niej uczestniczyć również Francja. Gdyby państwa te przedstawiły taką ofertę Polsce, wówczas polski rząd nie mógłby jej nie rozpatrzyć. Ponieważ dawałaby ona odpowiedź na polskie (ale i regionalne) obawy w zakresie bezpieczeństwa. Jednocześnie gwarancja konkurencyjności rynków wewnątrz UE oraz nie krępowanie ich regulacjami z Brukseli, dawałaby Polsce możliwość korzystania ze swojego położenia oraz uczestniczenia w rozmowach na linii Berlin-Moskwa, bez pominięcia Warszawy. Polska nie może bowiem sobie pozwolić na to, by doszło do porozumienia Niemcy-Rosja, w sytuacji gdy sama byłaby skrępowana unijnym zwierzchnictwem i nie mogłaby osiągać zysków z korzystania przez ww. państwa z jej terytorium jako tranzytowego łącznika. Dlatego tak istotne jest zrzeczenie się przez Niemców z projektów ominięcia Polski w kontaktach gospodarczych z Rosją (tj. jak Nord Stream 2).

Otton III – król Niemiec, a następnie cesarz Świętego Imperium Rzymskiego (źródło: wikipedia.org)

Niemcy nie mogą przedkładać swoich interesów z państwami trzecimi, nad interesy partnerów z Unii Europejskiej, a nawet wręcz działać przeciw interesom innych członków UE. Niezwykle istotnym czynnikiem jest też powrót do liberalizmu gospodarczego, który wcześniej cechował Wspólnotę Europejską. Jest to nie tylko ważne z uwagi na zniesienie restrykcji i  stosowanie podwójnych standardów, ale i z uwagi na ekonomię całej UE, która stała się z tych powodów mało konkurencyjna względem Azji czy Stanów Zjednoczonych. Z kolei przyjęcie Ukrainy do Unii Europejskiej byłoby zabezpieczeniem części wschodniej granicy UE przed powrotem władz z Kremla do ekspansywnej polityki. Niemcy, jako lider UE, a także najważniejszy partner rosyjski, winny wziąć odpowiedzialność za bezpieczeństwo całej Unii, a nie kosztem tego bezpieczeństwa działać na rzecz państw trzecich (w tym Federacji Rosyjskiej). Dotychczas, w relacjach z Rosją, Niemcy traktowały Moskwę priorytetowo, a interesy partnerów z Unii Europejskiej były wątkiem pobocznym. To się musi zmienić, a Berlin i Paryż winny stać po jednej stronie z resztą europejskich stolic, negocjując warunki z Moskwą.

Niemcy i Francuzi powinni zapraszać innych członków do brania udziału w procesach polityki międzynarodowej, by Ci poczuli rzeczywistą wspólnotę wartości i interesów, nie natomiast wykluczać resztę państw. Jak było to robione dotychczas. Unia Europejska winna działać na zewnątrz przez pełnomocników umocowanych do pewnych czynności przez ogół. Niemcy i Francja nie mogą podejmować decyzji za całą UE bez porozumienia się wcześniej ze wszystkimi członkami i bez ustalenia, w ramach jakich granic winni poruszać się unijni pełnomocnicy. Nic nie stoi na przeszkodzie, by np. w sprawie Białorusi, państwa UE zagłosowały nad wyborem np. 3 pełnomocników UE, którzy byliby kompetentni do ustalenia wspólnego działania. W ten sposób, każde państwo UE mogłoby oddać jeden głos na dowolnie wybrane inne państwo, które miałoby reprezentować Unię w danej sprawie. W ten sposób można się spodziewać, że Państwa południowe (które posiadają wiele wspólnych interesów) miałyby jednego reprezentanta, państwa zachodnie drugiego reprezentanta, a państwa ze Środka Europy trzeciego reprezentanta. Ta trójka miałaby za zadanie wypracować wspólne stanowisko i reprezentować UE w wybranej sprawie międzynarodowej. Taka metoda załatwiania spraw nie wykluczałaby żadnej grupy interesów w UE, a jednocześnie odzwierciedlałaby demokratyczne wartości. Jednocześnie decyzje podejmowane przez pełnomocników byłyby akceptowane przez wszystkich w UE, bowiem wszyscy braliby udział w ich wyborze. Nie rodziłoby to później sporów i oskarżeń o to, że dane państwo, z pominięciem innych, podjęło takie a nie inne decyzje.

Rozdźwięki interesów wewnątrz Unii pojawiają się i będą się pojawiać, a im bardziej głosy słabszych członków będą tłumione, tym większy będzie rodziło to sprzeciw. Unia Europejska musi wrócić do swoich wartości, akceptować różnorodność (w tym różnorodność interesów) i wypracować model, w którym w sposób liberalny i bez wymuszania zrzeczenia się części swojej suwerenności, państwa będą mogły w sposób sprawny działać wspólnie. Francja i Niemcy muszą również zrozumieć, że by UE przetrwała, Berlin oraz Paryż powinny przewodzić (dając przykład), a nie wydawać rozkazy. Tylko tak mogą zyskać autorytet i zaufanie pozostałych członków.

Krzysztof Wojczal

geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog

Wartościowe? Pomóż rozwijać bloga
Twitter
Visit Us
Follow Me
RSS
YOUTUBE
YOUTUBE

209 komentarzy

  1. 1.Niemcy nie postrzegaja UE jak konstruktu długotrwalego ,dlatego chcą go max. wykorzystac póki jeszcze jest nawet kosztem innych panstw. UE w swojej obecnej postaci ma systemowe słabości ,które na dłuższą metę najprawdopodobniej spowoduja jej kolaps 2.Niemcy mogą dominowac na swiecie a zarazem uciec spod amerykanskiej protekcji jedynie poprzez zwiazek z Rosją. Czyli stworzenie nowego imperium . silniejszego od USA i od Chin w ktorym będa obok Rosji głównym graczem. A zatem taki konstrukt odpowiada na odwieczne dążenie tego narodu do przywództwa. W takim związku Rosja ma nadzieje przewodzic dzieki silnej armii a Niemcy dzieki swojej gospodarce. Kazde z nich ma nadzieje na to że ostatecznie okaże sie głównym rozgrywającym. Jest to jedyna szansa zarowno dla Rosji jak i dla Niemiec na zostanie głównym graczem na swiecie. Dlatego Niemcy na dłuższa mete nie sa zainteresowani UE.Nie jest to dla nich ostateczna opcja.Sa zainteresowani dopoki moga ciagnąc korzysci.

    1. Póki nie składają takiej oferty jaką opisałem powyżej, to wszystkie Pańskie tezy są całkowicie uzasadnione.
      Wobec czego nie możemy się przejmować ich presją.
      pozdrawiam
      KW

      1. Ciekawym czy Nowy Jedwabny Szlak Chińczyków wzmacnia czy osłabia ewentualny “sojusz” Rosyjsko Niemiecki. Moim zdaniem wzmacnia i spycha Rosję na nr 3 w tym projekcie.

  2. Panie Krzysztofie,
    Jestem stałym czytelnikiem Pańskiego bloga przynajmniej od kilku lat. Jako absolwent kierunku Stosunki Miedzynarodowe zawodowo zajmujący się handlem międzynarodowym podziwiam Pańską wnikliwość, merytoryczne przygotowanie każdego z tekstów a także pasję którą da się wyczuć w Pańskich analizach. Gratuluję pomysłu na bloga, tworzy Pan zupełnie nową jakość wśród innych, na pierwszy rzut oka podobnych projektów. Zdaje sobie sprawę, że blog jest pomysłem zwyczajnie hobbystycznym, natomiast jeśli istnieje możliwość wsparcia tej inicjatywy np. poprzez strony crowdfundingowe – proszę o taką informację 😉

  3. No to zalozmy ze Niemcy zloza taka oferte.No i co z tego?Jak mozna im wierzyc,jak dlugo beda ja realizowac?-czy tylko do momentu wyparcia USA z Europy czy jednak “az” jeden dzien dluzej?
    Jak nawet rozumiem pewna “teskonte” za taka oferte z Niemiec(sam kiedys takowa “tesknote” gdzies tam wyrazilem) bo taka szczera oferta rozwiazalby problemy Europey na kolejne sto lat albo i dluzej.
    Jednakowoz prage takze zauwazyc iz idealny czas na jej zlozenie byl w latach 90-tych XX wieku-wtedy NIemcy za wzglednie male pieniadze mogly sobie zbudowac prawdziwie przyjazna wschodnia flanke ktora dzisiaj cementowalaby ich wladze w UE-zamiast tego Niemcy wybrali krotkoterminowe korzysci i “podbili” nas uzywajac bankow i sieci supermarketow co dzisiaj zaczyna im sie odbijac czkawka(jak sam Pan zauwazyl).
    Sam Pan zwrocil uwage na aspekt kulturowy(omawiajac kwestie rozumienia slowa “przywodztwo”) i to wlasnie o kulture i tzw.charakter narodowy tu chodzi-dla Niemcow Polacy NIGDY w ciagu ponad tysiacletniej historii nie byli partnerami-zawsze bylismy “podludzmi ” ze Wschodu(ktorych trzeba a to chrystainizowac a to germanizowac a to ektreminowac a to “europeizowac”).Postawa Niemiec wobec szczegolnie Polski to nie latwo zmienna kwestia polityczna tylko CONSTANT kulturowo-cywilizacyjny i w zwiazku z tym oni NIGDY nie zloza nam SZCZERZE takiej oferty(oni nawet maja problem aby zlozyc taka ofere chocby i nieszczerze a co dopiero szczerze i z wola dotrzymania warunkow).
    Poza tym zauwazmy iz Niemcy historycznie nie potrafia budowac imperiow i kazda proba budowy kolejnej Rzeszy dosc szybko konczy sie dokladnie tym co teraz czyli antagonizowaniem wszystkich dokola i kolapsem-NIemcy to “nieudacznicy imperialni” i jest to pochodzna wlasnie ich “pyszalkowatej” mentalnosci i nawet pewnego barbaryzmu-jak sam Pan zauwazyl brak idei przewodzneia przez przyklad i idee a zamiast tego narzucanie swojej woli metoda SILOWA(wojskowa lub biurokratycnza jak obecnie-w sumie mala roznica)-to tacy “barbarzyncy z pieczatkami”.
    Reasumujac:poniewaz to kwestia cywilizacyjno-kulturowo Niemcy nigdy nie zloza nam takiej ofery a nawet jesli zloza to bedzie ona nieszczera i zlamia jej warunki jak tylko USA sie wycofa z Europy.Ergo sojusz z Niemcami jest niemozliwy(bo wymagaloby to zmiany uguntowanej przez ponad tysiac lat niemieckiej mentalnosci “ubermenscha”)i nie ma tu sensu czekac na cokolwiek tylko trzeba grac przeciw Niemcom-z USA a takze lokalnie moze z Turcja albo nawet i Francja(choc to “sojusz” z “diablem” ale to jednak “diabel” slabszy niz niemiecki).

    1. Dobre pytanie i wydaje mi się, że geopolityczna odpowiedź brzmi następująco: Niemcy będą honorować swoje zobowiązanie tak długo, jak będą czuli, że muszą.

    2. Czy mentalność ma decydujące znaczenie w geopolityce? Wątpię. Nie wiem nawet, czym jest ta „mentalność” w przypadku narodu. Sądzę, że Niemcy nie są skłonni przedstawić oferty, która zabrzmi, jak spełnienie większości polskich narodowych celów i uciszy wszelkie obawy, bo Niemcy są zbyt silne w stosunku do Polski. Po prostu czują, że mogą sobie pozwolić na realizację interesów bez głaskania po główce. Wystarczy kilka frazesów ambasadora RFN w kierunku Polaków, a na drugi dzień wracają do NS2 i „obrony praworządności”.

    3. Idealnie w punkt. Nic dodać, nic ująć. Z Niemcami nam nie po drodze. Ktoś kto tego nie rozumie, niech weźmie podręcznik do historii do 6. klasy podstawówki.

  4. (…) Proces ten nasila się, bowiem południowcy odzyskiwali część traconego kapitału dzięki zyskom z turystyki. Jednak w dobie migracji ludności z regionów pogrążonych w chaosie, a także gospodarczego kryzysu, a także pandemii, sektor turystyczny jest tym, który cierpi najbardziej. A wraz z nim cierpią: Portugalia, Hiszpania, Włochy czy Grecja.(…)
    Portugalia, Hiszpania, Włochy i Grecja, czyli kraje graniczne… tylko i wyłącznie. Te ofiary padły ofiarą tego, że polityka migracyjna zostaje w obszarze państwa narodowego. A zatem polityka migracyjna UE to brzmi mniej więcej tak: Drogo Grecjo masz obowiązek przyjąć każdą osobę, która twierdzi, że jest uchodźcą… choćby szła na ciebie cała Afryka…

    (…)Tymczasem kurs euro osłabiany jest przez wyniki greckiej, portugalskiej, hiszpańskiej czy nawet włoskiej gospodarki. Te cierpią, ponieważ dla nich kurs wspólnotowego pieniądza jest z kolei za wysoki (z uwagi na siłę niemieckiej gospodarki). Co hamuje ich rozwój, a więc i nie pozwala konkurować z Niemcami.(…)
    W przypadku Grecji i Włoch jednak bym polemizowałbym… w gospodarkach tych krajów pieniądz nie krąży tylko się przelewa, a zatem zadanie prowadzenia suwerennej polityki monetarnej to zadanie skrajnie trudne, ponieważ to co się dzieje na rynkach światowych ma dramatycznie silniejszy wpływ na wskaźniki niż gdzie indziej… np. łatwo zalać je kontrabandą (możliwe, że mogłyby dokonać tego same mrówki).

    (…)Oferując znacznie tańsze produkty i wypierając niemieckich producentów z ich własnego, europejskiego rynku. Niemniej Unia Europejska, a w tym głównie Niemcy, wciąż naciska kraje uboższe Unii na przestawienie się na odnawialne źródła energii.(…)
    Gratuluję logiki… poszerzmy rynki, na których Chińczycy mają przewagę konkurencyjną, a najbardziej ciśnijmy ten segment, który najbardziej patrzy na cechy, gdzie te przewagi wybrzmiewają w stopniu wybitnym.

    (…)Mimo, że w 2019 roku Niemcy były największym producentem energii pochodzącej z węgla, to Polska ma zrezygnować z tego surowca.(…)
    Widzę, że lubi Pan manipulować… Niemcy mają wygasić energetykę węglową do 2038.

    (…)Unia polsko-litewska istniała od 1385 do 1795 roku, czyli przez 410 lat. To najdłuższa i najbardziej trwała tego rodzaju współpraca w historii Starego Kontynentu.(…)
    Litwini z tym stwierdzeniem by się nie zgodzili… do tego stopnia stopnia, że Władysław Jagiełło wyrokiem sądu na dworcu w Koszedarach został skazany na wykreślenie z historii, za zawarcie właśnie tej unii.

    (…)Wojska Stanów Zjednoczonych stacjonują w dużej ilości w samych Niemczech, ale i zostały wysłane na tzw. wschodnią flankę NATO.(…)

    (…)Europa nie może pozwolić sobie na trzecią militaryzację Niemiec.(…)
    Za przeproszeniem… ale albo ograniczamy siły zbrojne Niemiec do poziomu japońskich sił samoobrony albo rezygnujemy z tego wypominania Hitlera.

    (…)Niemcy i Francja nie zamierzały partycypować w kosztach uszczelniania morskiej granicy UE na Morzu Śródziemnym pozostawiając południowców zdanych na własne siły.(…)
    A co mają robić? Jak ich marynarki przechwycą uchodźców to odstawią ich do krajów Południa i wtedy odpalą się przepisy procedury dublińskiej.

    (…)Posiadając alternatywę w postaci Waszyngtonu, Polska przestała być podatna na polityczne naciski ze strony Berlina i Brukseli.(…)
    Dziwnym trafem jeden tweet Pani Ambasador bardziej nas zniewala niż cała procedura art. 7, która póki nie miała żadnego praktycznego efektu i to zmieni się najwcześniej w sylwestra… który swoją drogą jest datą graniczną na wydzielenie Województwa Warszawskiego. A zatem na polu polityki godnościowej to jesteśmy raczej izolowani, czego dowodami są ustawa 447 i niedawny list w sprawie LGBT, której sygnatariuszem była Pani Ambasador.

    (…)Rozmieszczenie bazy wojskowej francuskiej lub niemieckiej na przesmyku suwalskim (nawet niewielkiej i niekoniecznie w Polsce, może to być na Litwie), a także utworzenie placówek wojskowych UE w państwach granicznych(…)
    Wg. specjalistów Bartosiaka Przesmyk Suwalski to kocioł.

    (…)Współpraca w przemyśle zbrojeniowym z uwzględnieniem transferu technologii i produkcji,(…)
    Po aferze z Caracalami i Adelaidami?

    (…)Zgoda na zbudowanie przez Polskę elektrowni jądrowej, co zobowiązaliby się zrobić Francuzi na korzystnych warunkach finansowych,(…)
    To nie wina Niemiec, że Polacy nie umieją w decyzje lokalizacyjne.

    (…)Zgoda na akcesję Ukrainy do UE,(…)
    Bez uregulowania kwestii Donbasu nikt Ukrainy nigdzie nie przyjmie…

    1. 1) Południowcy padli ofiarą nie tego, że w praktyce zabroniono im bronić swoich granic, a Merkel wręcz zaprosiła migrantów do UE bez konsultacji z nikim. Gdyby Merkel nie zapraszała, a państwa graniczne pilnowały granicy UE zgodnie z traktatem i pierwsze łódki byłyby cofane – to nie ruszyłaby żadna fala uchodźców.

      2) Odkrył Pan manipulację – gratulacje. Ale nie moją tylko Niemiec. Na papierze zobowiązują się zlikwidować węgiel do 2038, a w praktyce w 2020 roku otwierają nową kopalnię węglową… Zostawmy na razie to co Niemcy obiecują i do czego się zobowiązują, a patrzmy na to co robią. To jest ten cynizm , o którym pisałem.

      3) Przykład z Unią Polsko-Litewską jest właśnie bardzo dobry. Polska osiągnęła z Litwinami to , co chciałyby osiągnąć Niemcy z UE. Czyli Europeizacja Europy w rozumieniu kulturowym i społecznym. Do tego się nie da nikogo zmusić, co wielokrotnie próbowali robić Niemcy poprzez germanizację (chyba słabo uczą się na błędach). Do tego trzeba zachęcić.

      4) Już proszę nie straszyć tą ustawą 447 bo raport się niedawno ukazał i nic tam dla nas groźnego nie ma, a wręcz wspomina się że Polska była ofiarą w II WŚ. Sprawa wyglądała na groźną gdy się pojawiła. Dobrze, że ją nagłaśniano i być może właśnie presja społeczna spowodowała, że z dużej chmury spadł mały deszcz. Niemniej fakty to są takie że ta ustawa jest bez w tej chwili bez znaczenia.

      5)Gdy na początku straszono przesmykiem suwalskim, napisałem artykuł o tym, że to ostatnie miejsce w którym chcielibyśmy mieć wojska. Później narracja się zmieniła. To kocioł i to prawda, ale właśnie dlatego jeśli ktoś chce pokazać że chce gwarantować nasze bezpieczeństwo, to właśnie w takim miejscu powinien rozlokować wojska. Na 1 linii frontu w kluczowym odcinku. Nie chodzi o dywizję, ale np. stu, dwustu ludzi i stałą bazę z jakimś generałem.

      6) I co Caracale mają do tego. USA tutaj weszło i to oni postawili wojska NATO na wschodniej flance. Więc to od nich kupujemy. To jest zupełnie zrozumiałe i nikt się za to nie obraził. Jak będzie biznes , to Francuzi jeszcze raz przystąpią do przetargu bo będąchcieli zarobić. Zwłaszcza jak będzie do tego klimat polityczny.

      7) Niemcy są przeciwni el. atomowej w Polsce w ogóle, a nie w danym miejscu.

      8) Donbas nie ma nic do rzeczy. Nie ma znaczenia strategicznego tak jak Abchazja i Osetia Płd w Gruzji. Po prostu granica Rosji przesunęła się nieco bardziej na zachód. Poza tym jeśli Amerykanie wyjdą, to i w Donbasie się uspokoi, a Niemcy z Rosją jakoś ten temat doklepią. To kwestia twardych niemieckich negocjacji z Rosją, a jak na razie Niemcy jakoś z Rosją twardo negocjować nie chcą. Jak chcą mieć spójną i trwałą UE to będą musieli.

      pozdrawiam
      KW

      1. 1) (…)Południowcy padli ofiarą nie tego, że w praktyce zabroniono im bronić swoich granic(…)
        Tych migrantów nie chcą przyjmować kraje, z których wyruszyły… a zatem z skutecznych sposób na obronę granic zostało tylko ludobójstwo.

        (…)a Merkel wręcz zaprosiła migrantów do UE bez konsultacji z nikim. Gdyby Merkel nie zapraszała, a państwa graniczne pilnowały granicy UE zgodnie z traktatem i pierwsze łódki byłyby cofane – to nie ruszyłaby żadna fala uchodźców. (…)
        O ile pamiętam to Wilkommen nastąpił w okresie, kiedy były zadymy na granicy z Węgrami…

        3) To dlaczego doszło do tego sądu na dworcu?

        4) Nie straszę tylko zwracam uwagę na to, że w Polsce odebrano ją obraźliwa… a to, że jesteśmy Polska jest w niej wymieniona jako ofiara nie zmienia faktu, że ten kraj jest jedynym krajem, który nie przeprowadził reprywatyzacji. A zatem jeśli miał kimś tu straszyć to najprędzej czyścicielami kamienic.

        5) Aha! Chodzi o tego Amerykanina, który ma zginąć…

        6) No to ile kupiliśmy tych Black Hawków w miejsce tych Caracali?

        7) EJ1 zaczęliśmy (..)budować(…) na długo przed Fukushimą, a zatem nie widzę związku.

        8) (…)Nie ma znaczenia strategicznego tak jak Abchazja i Osetia Płd w Gruzji.(…)
        Skoro Ukraina twierdzi, że Donbas do nich należy to będzie musiała tam wdrażać prawo wspólnotowe…

        1. To czy kupiliśmy coś w miejsce caracali nie ma związku z tematem. Domagamy się współpracy w przemyśle zbrojeniowym, a czy go później u siebie zdołamy wykorzystać to nasz problem.

          Z Niemcem dokładnie o tą analogię chodzi co z Amerykaninem.

          Ukraina – to są kwestie techniczne. Można zapisac, że nie muszą tam wdrażać i granica UE kończy się na granicy z Donbasem. Można też przekonać Ukrainę, że nikt o Donbas się bić nie będzie – chyba, że chcą sami go odbić. To proszę bardzo – ale muszą to zrobić zanim wejdą do UE.

          To wszystko są detale, które da się łatwo rozwiązać. Jak Ukraina nie będzie chciał wchodzić do UE to jej przecież nie zmusimy. A jak będzie chciała, to musi zaakceptować pewne ustępstwa.

          1. (…)Domagamy się współpracy w przemyśle zbrojeniowym, a czy go później u siebie zdołamy wykorzystać to nasz problem.(…)
            Do współpracy to trzeba mieć wiarygodność… a po aferze z Adelaidami to wyszedł w świat sygnał, że kosztem krajowego przemysłu uwalimy sprzęt nawet za darmo.

            (…)Ukraina – to są kwestie techniczne. Można zapisac, że nie muszą tam wdrażać i granica UE kończy się na granicy z Donbasem. Można też przekonać Ukrainę, że nikt o Donbas się bić nie będzie – chyba, że chcą sami go odbić. To proszę bardzo – ale muszą to zrobić zanim wejdą do UE.(…)
            To nie jest taka sprawa techniczna:
            – Każdy polityk, który podpisze papiery przewidujące utratę terytorium będzie podlegał odpowiedzialności karnej z paragrafu o zdradę stanu, co oznacza prawdopodobnie dożywocie.
            – Próba odbicia Donbasu oznacza z kolei pełnowymiarową wojnę z Donbasu, która z kolei jest zapowiedzią ostatecznego upadku państwa

        2. Adn. 4)
          Jeszcze gorsza okazuje się ustawa COVID’owa… bo się okazuje, że na jej podstawie można przeforsować decyzję o wyburzeniu nawet Sejmu i Belwederu… tak na rympał. Oczywiście żaden developer nie będzie taki bezczelny, bo gdyby miałby się bawić w rozwałkę zabytków to szukałby mało medialnych, a blokujących cenne tereny.

          1. A do tego dochodzi zapakowanie w złe kredyty… https://oko.press/zamiast-szpitali-wiezowce-i-deweloperskie-osiedla-w-lesie-kto-skorzystal-na-ustawie-antycovidowej/
            (…)Gdy wyraziłem wątpliwość, uzyskałem odpowiedź, która mnie zażenowała: czy pan myśli, że ja chcę na tej nieruchomości coś budować? Chodziło generalnie o to, żeby na podstawie decyzji o warunkach zabudowy uzyskać wysoki szacunek wartości tej nieruchomości, a ona miała służyć zabezpieczeniu kredytu w zaprzyjaźnionym banku na całkowicie inny cel.(…)

  5. Panie Krzysztofie długo kazał Pan czekać na tak ciekawy wpis. Poziom dobry świetnie się czyta. Wrodzone polskie narzekanie każe słyszeć w Panskich słowach pewien sentymentalizm do relacji Polsko Niemieckich. Kto wie może i tak się zdarzy. Niemniej należy sądzić że Niemcy doskonale zdają sobie sprawę z tego co my byśmy chcieli i czego sobie życzyli. Stad potrzebny im groźny Wania na wschodzie aby Polacy instynktownie obracali się na zachód(ujął to Pan w swoim artykule) Znają nasza naturę. A historia (ich historia) podpowiada im że polskiego marzyciela bez kija nie przekonasz. I wcale ich wywyższania się nie można odeprzeć ot tak. Prawie cała nasza historia to przejmowanie osiągnięć zachodu i dystrybucja dalej na wschód. Nie w przeciwnym kierunku. Nigdy. Tak było i jest. Konkludując: na równe szanse i traktowanie bym nie liczył. Na uznanie za równego z Niemcami i z francja też nie. Raczej obserwując dzieje historii należałoby konfabulowac udawać brac ile w lezie gdy się da. Szantażowac blefowac cofac się gdy trzeba. Ergo tak balansować w tej Uni aby nie zatracić się w niej.

  6. Nie jestem pewien czy Niemcy straciły kontrolę nad tzw. Nową Europą. Proszę przyjrzeć się jak sprytnie korumpuje się polityków, “niezależne” organizacje z tych krajów i popiera każdą inicjatywę osłabiającą nieśmiałe próby samodzielnego podejmowania decyzji. Tusk jest tu dobrym przykładem ale nie jedynym. Rozgrywa się konkurencję krajów naszego regionu o niemieckie inwestycje, gdzie dotacje do niemieckich montowni wspomagane są z podatków zbieranych w tych krajach a wybór lokalizacji odbywa się na zasadzie, kto da więcej. Chętnych nie brakuje. Obecny kryzys pogłębi przewagę Niemiec. Dotacje covidowe trafiają w znacznej części do niemieckich firm a spłacane będą przez lokalne społeczeństwa. Niemcy się nie starają o partnerskie stosunki, bo uważają, że nie muszą. Nie mają też takiej tradycji. Zarówno Niemcy jak i Rosja szanują silnych. Stąd przyciągają się wzajemnie. Jako naród są przekonani, że ich siła bierze się z ich ciężkiej pracy, przewagi intelektualnej i świetnej organizacji (Grek, Włoch to lenie co tylko czekają na ciężko zarobione przez Niemców pieniądze, Polak, Słowak to rodzaj trochę gorszego gatunku człowieka, którego się toleruje póki jest pożyteczny). Niemcy pozbyły się też odpowiedzialności za minione wojny opłacając się Żydom i kreując się na ofiarę nazistów. Rząd niemiecki i biznes niemiecki to jedna maszyna. Im będzie gorzej na niemieckim rynku wewnętrznym tym bardziej nasilą się naciski na “swoje” prowincje aby wyrównać sobie straty. Czy to wróży dobrze UE? Na pewno nie. Jednak rozpad UE na blok niemiecko-francuski z Beneluxem i resztę w proszku przyniesie nam katastrofę. Chyba, że zdążymy stworzyć blok wspólnych interesów w regionie. Blok wspomagany lecz nie kierowany przez USA. Bo przecież Amerykanie też nie traktują nas po partnersku.

  7. Niemcy mogłyby inaczej załatwić sprawę finansowania flankowych obszarów. PKB UE to około 20 000 mld USD. Można przyjąć taki model finansowania armii. Każdy kraj UE płaciłby 1,25% PKB na własną armię (w sumie 250 mld USD głównie na siły morskie i lotnicze) i 0,25% PKB na dofinansowanie zagrożonych obszarów flankowych co dałoby 50 mld USD. W obecnej sytuacji głównymi beneficjentami tego funduszu byłyby Polska i Rumunia. Podzieliłbym to tak: Polska wraz z wspólną dużą 6-brygadową dywizją bałtycką (LIT -3, ŁOT-2, EST-1) pod polskim dowództwem i wpiętą w polskie planowanie strategiczne otrzymywałaby 35 mld USD, zaś Rumunia 15 mld USD. Po ukończeniu wzmacniania flanki wschodniej można byłoby część tych funduszy (50%) przekazywać flance zachodniej dla wzmocnienia ich marynarek by UE mogłaby być bardziej asertywna względem USA. Dzięki temu każdy kraj płaciłby relatywnie niską kwotę 1,5% PKB na obronność a fundusze trafiały by tam gdzie są realnie potrzebne – Portugalia, Hiszpania, Włochy czy Francja nie potrzebują np. czołgów i dużych armii lądowych, za to powinny wzmocnić swoje marynarki i lotnictwo.

    1. Największym problemem NATO nie jest ta nieszczęsna składka tylko bezmyślna unifikacja armii… np. skoro armie kontynentalne mają wojska pancerne to i UK musi mieć jakąś dywizję, a Polska musi mieć MW godną krajów morskich, choć jest wybitnie lądowa. A jak jesteśmy w naszym regionie to należy zauważyć, że wojska umieszczone w Pribałtice nie mają się, gdzie cofać… a zatem trzeba się zastanowić, żeby postawić tam nowoczesną wersję linii Maginota.

      1. Dzisiejsza [i przyszłościowa] nowoczesna wersja linii Maginota to budowa saturacyjnej strefy antydostępowej A2/AD. Która zapewnia też kontrolę obszaru poza granicami. Czyli zapewnia w istocie DYNAMICZNĄ [a nie statyczną] głębię strategiczną – uzyskaną kosztem buforowego terenu nieprzyjaciela. Niestety – nasi politycy, generałowie i eksperci są nadal na poziomie wojowania a la zimna wojna – na dodatek dalej z kompleksem przyjmowania jako oczywistej roli “tego gorszego i głupszego”, który sprawy strategiczne ceduje na tego czy innego Wielkiego Brata. Mimo, że wycofywanie Amerykanów i sytuacja geostrategiczna wyraźnie zmusza sterników Polski do aktywnych podmiotowych i świadomych kroków ZAWCZASU dla zabezpieczenia naszego prymarnego interesu narodowego – właśnie na poziomie strategicznym. Im później się za to zabierzemy – tym większą cenę zapłacimy za skuteczną zmianę kursu.

  8. Wielka strategia Niemiec w największym skrócie to zbudowanie IV Rzeszy Paneuropejskiej, wypchnięcie USA z Europy, następnie połączenie z Rosją – po to by mieć pozycję geostrategiczną, przestrzeń, surowce, dodatkowy rynek zbytu – oraz lewar militarny Rosji względem USA i Chin. Przy czym względem Chin IV Rzesza ma stać się zbawczym balanserem ekonomicznym dla Rosji przygniatanej nierównowagą relacji z Chinami [właśnie głównie nierównowagą ekonomiczną] – sama zaś IV Rzesza planuje uzyskanie preferencyjnej pozycji w handlu z Chinami – dzięki militarnemu lewarowi Rosji. Docelowo handel śródkontynentalny – z ominięciem szlaków morskich. Na przeszkodzie stoi wrażliwość Niemiec na handel morski zależny od USA z jego sojusznikami, decoupling globalny, Wschodnia Flanka [GIUK, NORDEFCO, NATO] z Polską na kluczowym przesmyku bałtycko-karpackim – oraz wspólny interes USA i Chin, by nie dopuścić do powstania konkurencyjnego supermocarstwa Lizbona-Władywostok. Ponadto Paryż, prócz forsowania swojej wizji polityki, nie chce oddać atomowego guzika Berlinowi, nie chce scedować też na UE [czyli na Berlin] swego głosu i prawa veto w Radzie Bezpieczeństwa ONZ.Ponadto szlaki lądowe są nadal niewydolne kosztowo i w wolumenach transportu względem szlaków morskich, a inicjatywa NJS jest w początkowej fazie. Sam Berlin jest słaby militarnie wobec twardych lewarów siły, zaś wielkie zadłużenie euro w ramach federalizacji [czyli reakcja na wyraźna tendencję rozpadową “każdy sobie” wobec stress-testu COVID-19] najprawdopodobniej doprowadzi do bankructwa strefy euro i planu centralizacji. Gdyż OSŁABI trendy innowacyjno-modernizacyjne na rzecz podtrzymywania podmiotów “zbyt wielkich, by upaść” i rolowania starych długów nowymi, a to tym bardziej postawi na przegranej pozycji i podetnie firmy rozwojowe na etapie start-up-ów. Bo spłata obecnego wielkiego zadłużenia “ratunkowego” [w istocie robionego dla ustanowienia centralizacji i IV Rzeszy Paneuropejskiej] – zadłużenia robionego pod płaszczykiem COVID-19, musi być oparta o wytworzenie realnych wartości dodatkowych – to zaś wymaga konkurencyjności UE na świecie – a z tym jest coraz gorzej – właśnie z uwagi na pasożytniczą i blokująca strukturalnie innych graczy europejskich – rolę Niemiec. Bo na wyprzedaży technologicznych sreber rodowych UE niedaleko zajedzie. Sumując: obecnie UE zmierza do zwiększenia strukturalnej nierównowagi i do systemowej suboptymalizacji na rzecz partykularnych interesów Niemiec – z jednoczesną pogłebioną blokadą synergii rozwojowej państw UE. Pytanie – kiedy reszta graczy europejskich się zorientuje i zbuntuje? W naszym przypadku tym bardziej warto zawczasu budować Wschodnia Flankę na bazie rozszerzanego wyjściowego NORDEFCO jako jądra krystalizacji. W wersji “pełnej” nowy konstrukt konfederacyjny i partnerski – objąłby w planie długofalowym większość państw Europy [za wyjątkiem jądra karolińskiego i pewnie Rosji] – jako silny konstrukt ekonomiczno-militarny.W jeszcze szerszym układzie ten konstrukt byłby jądrem krystalizacji globalnej konfederacji państw [z Indiami, Japonią, Australią itp] zainteresowanych deeskalacja konfrontacji USA-Chiny dla uniknięcia wojny światowej.

  9. Dla ilustracji metod Berlina przedstawiam mój wpis na Forsalu do artykułu – https://forsal.pl/gospodarka/polityka/artykuly/7838062,wojna-prawicy-z-lgbt-staje-sie-coraz-bardziej-kosztowna-dla-polski.html,komentarze-popularne,1 gdzie rzecz jasna odwrócono kota ogonem w ramach tworzenia narracji “niepraworządności” w Polsce dla budowy pseudo-pretekstu dla obcinania funduszy unijnych i do niewypłacenia reparacji za II w.św – tekst jak poniżej:
    “Polska jest JEDYNYM państwem w Europie, gdzie LGBTQX nie było poddane prawnym represjom. Środowiska “LGBTQX” wykorzystują przedmiotowo naiwnych, którzy chcą mieć [jak tzw. Margot] swoje 5 minut. Akcje animowanych z zagranicy aktywistów rzekomo wspierających LGBTQX mają charakter czysto instrumentalnego budowania terroru politycznej poprawności – który ma służyć Niemcom do zwykłego złodziejskiego zabierania wsparcia unijnego. Chodzi o pieniądze. W ostatecznym rozrachunku Polacy ze środowisk LGBTQX zostaną OKRADZENI przez Niemców. A także ich rodziny. Chodzi o stworzenie wydumanego problemu, nadymanie go przez proniemieckie media i budowanie fałszywych lipnych pretekstów dla tradycyjnej grabieży Polaków przez Niemców. Chodzi także o to, by stworzyć absurdalny powód, by Niemcy nie zapłaciły należnych Polsce 853 mld dolarów reparacji za zniszczenia i zbrodnie wojenne i ludobójstwo na narodzie polskim podczas II wojny światowej. Przypominam, że dopiero dwa lata temu Niemcy zapłaciły ostatnią ratę reparacji Wielkiej Brytanii za I wojnę światową – więc próba wymigania się od reparacji za II w.ś przez Niemców wobec Polski – jest tak wielkim łamaniem samej istoty praworządności, że moim zdaniem Niemcy powinny zostać objęte nadzorem komisarycznym najlepiej pod egidą ONZ, celem egzekucji komorniczej – z zaległymi odsetkami. Co zresztą w największym stopniu by poprawiło sytuację środowisk LGBTQX w Polsce. Nieopublikowanie tego wpisu uważam za powód do oskarżenia Forsala o dyskryminację i mataczenie na niekorzyść polskich środowisk LGBTQX – 03-10-2020 g.22:40″ Jak widać – przy zastosowaniu chłodnej logiki można tę niemiecką narrację obrócić przeciw samym Niemcom – potwierdza się też [bo wpis opublikowano – choć wiele innych moich wpisów Forsal nie opublikował] , że każdy kij ma dwa końce… Dla informacji – ostatniego homoseksualistę ukaranego za bycie homoseksualistą [! – dla Polaków to absurd – bo żyjemy w tolerancyjnym kraju] wypuszczono z więzienia na początku lat 2000-nych… Niedawno był list 50 ambasadorów w sprawie “bronienia” środowisk LGBTQX w Polsce. Najbardziej absurdalne były gromkie pouczenia Indii – gdzie kara więzienia za homoseksualizm została anulowana w…2018 – tj. dwa lata temu… Przypomina się powiedzenie bodajże Ziemkiewicza, że wiele z tych akcji przypomina sytuację,jakby to esesmani organizowali wiece w obronie Żydów… a “logika” przypinana na siłę dla rzekomej “obrony” środowisk LGBTQX – jest żywcem wzięta “kopiuj-wklej” z Monty Pythonaz lat 70-tych [radzę obejrzeć kilka filmów] – tyle, że owe absurdy są propagowane z wielkim bębnem propagandowym i ze śmiertelną powagą – która wynika ze śmiertelnej powagi, jaką Berlin przywiązuje do spraw WIELKICH PIENIĘDZY – które chce nam bezczelnie ukraść.

    1. (…)Chodzi także o to, by stworzyć absurdalny powód, by Niemcy nie zapłaciły należnych Polsce 853 mld dolarów reparacji za zniszczenia i zbrodnie wojenne i ludobójstwo na narodzie polskim podczas II wojny światowej(…)
      DobraZmiana już dawno wyłączyła Mularczyk mode, a nawet w tym roku nasz MSZ potwierdził, że Polska zrzekła się tych roszczeń. A swoją w drogą dla Polski większe zagrożenie stanowi zapuszczona reprywatyzacja, która dopuściła do zrujnowania co niektórych dzielnic polskich miast w tym Warszawy, że zagrożenie powstałe z tego tytułu jest porównywalne do zagrożenia szkodami górniczymi. Dla pełnego obrazu dorzućmy jeszcze czyścicieli kamienic i wylęgarnie gruźlicy.
      A co do zadym czy były inspirowane, podżegane itp. to powinien ustalać policyjny wydział do zwalczania terroru kryminalnego.

      1. Z tym rzekomym zrzeczeniem się odszkodowań od Niemiec jest dokładnie jak w powiedzeniu “pół prawdy to całe kłamstwo”. Status sprawy jest dokładnie taki: “Obecnie MSZ, wspólnie z innymi instytucjami państwowymi, kompleksowo bada przedmiotową problematykę.” Polecam: https://dorzeczy.pl/kraj/38789/MSZ-Polska-w-1953-roku-zrzekla-sie-reparacji-wojennych-od-Niemiec.html Zrzeczenie się w 1953 miało charakter przymusu Moskwy, zaś to z 2004 – zwykłego szantażu Berlina [z uwagi na WARUNKOWY głos Niemiec za przyjęciem Polski do UE – notabene przyjęcie było obarczone innymi DYSKRYMINACYJNYMI warunkami, które kosztowały Polaków ponad 50 mld euro]. Co czyni obie deklaracje “zrzeczenia” nieprawnymi. Nie mówiąc o tym, że w obu przypadkach Polaków jako naród o zdanie nie pytano. Kwestia DEMOKRATYCZNEGO powszechnego referendum winna to rozstrzygnąć – dając DEMOKRATYCZNY i PRAWNY i POWSZECHNY bilet do rozstrzygnięcia kwestii. I na pewno w tej sprawie Niemcy czy inne nacje nie mają prawa głosu. Zwłaszcza Niemcy – i zwłaszcza zdrajcy UK i Francja – a także państwa, które zgotowały nam Jałtę. Albo państwa w Europie, które kolaborowały z Niemcami. Sprawa jest jasna – jeżeli chce się tylko RZETELNIE do niej podejść.

        1. (…)Co czyni obie deklaracje “zrzeczenia” nieprawnymi.(…)
          Ostrożnie z agumentami tego typu, bo argumentami przymusu i szantażu można unieprawnić same reperację… a jak jeszcze pójdą za tym ziomkostwa to jeszcze na ty interesie stracimy.

        2. Skąd u Pana tyle moralności i prawa „słuszności” w myśleniu geopolitycznym? Jeżeli się należy prawnie, a nie mamy siły tego wyegzekwować, to reparacji nie uzyskamy. Gdyby się jednak nie należało, ale mielibyśmy wystarczająco mocne instrumenty nacisku (większą potęgę w relacji do Berlina), to powinniśmy (i byśmy to robili) domagać się reparacji. Przecież co drugi tekst o geopolityce przypomina o tym, że między państwami (poza „pauzą geopolityczną”) obowiązuje prawo dżungli i zjadanie słabszego przez silniejszego. Mocarstwa tak postępują, więc tak trzeba działać. Cynicznie, bezwzględnie, nawet powiem, że dosłownie „na chama” (Stalin chciał Królewca? To sobie wziął), jeżeli to tylko możliwe, a argumentów moralnych używa słabsza strona i – jak twierdzi dr Bartosiak – budzą one pogardę u silniejszych. Nic nam to nie da.

          1. TERAZ nie mamy szans na egzekucję odszkodowań. Co nie znaczy, że winniśmy zaniechać drobiazgowego przygotowania całej dokumentacji prawnej – ale i propagowania tego – konsekwentnie i długofalowo. Gdy Niemcy wg oceny Waszyngtonu zerwą Westbindung – a do tego swojej pysze zmierzają – WTEDY nastąpi zasadnicza zmiana podejścia USA do Niemiec [na razie traktowanych jako partner do skaptowania] – WTEDY poparcie odszkodowań dla Polski – jako bat na Niemcy – będzie sprawą naturalną. Kwestia, by to rozumieć. Do tego czasu musimy się wzmacniać – i owszem – utrzymywać dalej sojusz z USA – ale dokładnie nakierowany na nasz interes strategiczny. Z budowaniem siły Wschodniej Flanki – przez sojusz NORDEFCO z Polską i Bałtami [w pierwszym kroku]. By nie tylko w kwestiach bezpieczeństwa stać się dla USA nr 1 na kontynencie – ale jako jądro koalicyjnego niekarolińskiego rdzenia siły politycznej – sprzymierzonej [z punktu widzenia Waszyngtonu] z USA. Przypominam – na poziomie taktycznym Chiny wspierają Niemcy – ale i one po przekroczeniu “czerwonej linii” groźby powstania supermocarstwa Lizbona-Władywostok: WTEDY Chiny zareaguja na poziomie strategicznym – i zawrą deal z USA i doprowadzą razem do marginalizacji Rosji – oraz zgodzą się na Europę jako amerykańskie dominium. I wtedy Niemcy zostaną siłą upokorzone i odcięte od przepływów strategicznych – zapewne wraz z Francją i Beneluxem – czyli w ramach zbyt ambitnego jądra karolińskiego. Kwestia odrobienia lekcji z naszej strony i przygotowania się do tej rozgrywki – z gotowymi kartami w ręku, z dogadaniem się z NADRZĘDNYMI graczami – i z przytomnym wyzyskaniem SWOT całej sytuacji. Osobiście sądzę, że po takim upokorzeniu i złamaniu – Niemcy zaczną się w środku kotłować w desperacji – jak Republika Weimarska w kryzysie. WTEDY – przy radykalnym rozwoju sytuacji wewnętrznej w Niemczech – niewykluczone różne wrogie ruchy militarne, gdy niezmienna istota mentalności “nadludzi” IV Rzeszy wyjdzie na jaw w całej pełni – toteż WTEDY musimy być czujni także względem zachodniej granicy. Powiedzmy otwarcie – nigdy nie było żadnej denazyfikacji, a przynajmniej od czasów zjednoczenia Niemiec 30 lat temu, wszelkie pozoranckie namiastki skruchy zostały odrzucone – na rzecz coraz większego samouwielbienia swej sprawności instrumentalnej i organizacyjnej i kultu wszelkich asów i niemieckiej technologii wojennej III Rzeszy. Odrzucanie “przestarzałej” moralności i ucieczka do przodu w świat lewackich ideałów i jego “relatywnych standardów” – to tylko zwieńczenie całej drogi maskirowki i wykrętów chroniących przed uczciwym rozliczeniem za zbrodnie II w.św. W ramach owych “postępowych standardów” – ustanawianych “jakoś tak” w Brukseli – czytaj: w Berlinie – to Polska jest “niepraworządnym” krajem, który koniecznie trzeba ukarać – zaś sprawy jakichś tam odszkodowań za zbrodnie – w w tej nowej “moralności” nie mają racji bytu – jako przestarzałe i bezsensowne w nowej “jedynie słusznej” optyce. O to własnie chodzi Berlinowi. Ale żadne wydumane naciąganie rzeczywistości i tumanienie “postępem” nie będzie miało najmniejszego wpływu na strategiczne wspólne decyzje Waszyngtonu i Pekinu – gdy Berlin z Kremlem przekroczą czerwona linie budowy konkurencyjnego euroazjatyckiego supermocarstwa Lizbona-Władywostok.

          2. Tak, należy się przygotowywać, ale jeżeli Polska uzyska reparacje, to nie dlatego, że się moralnie i prawnie należą, tylko dlatego, że Rzeczpospolita zdołała zogniskować na tym celu odpowiednio dużą potęgę własną i sojuszników (którym się taki nacisk na Berlinie opłaca). Zaskakuje mnie Pana stwierdzenie, że dostrzeżenie braku kategorii moralności w stosunkach międzynarodowych to cześć antyludzkiej agendy lewicowej (postępowej, progresywnej). Sądziłem, że panuje konsensus co do tego, że państwa nie kierują się przesłankami pozasiłowymi.

      2. Na 850 mld USD wyceniono same straty materialne. Ale my ponieśliśmy również olbrzymie straty ludzkie. W rozwiniętych krajach przyjmuje się, że każdy podatnik w ciągu swojej kariery zawodowej odpowiada za 1 mln USD PKB (40 lat pracy średnio po 25 tyś USD). II RP straciła 6 mln obywateli. Od 1945 roku populacja wzrosła z 24 do 38,5 mln. Czyli te brakujące 6 mln w 1945 roku przełożyłoby się na dodatkowe 9,625 mln w 1990 roku. I mamy: 850 mld + 9,625 mln x 1 mln USD = 0,85 bln + 9,625 bln = 10,475 bln USD w zaokrągleniu 10,5 bln USD – około 131 lat płacenia po 2% PKB ich obecnego PKB. Można pójść na kompromis redukując o 50/5 roszczenia – spłacili by je wówczas po 65 latach – pod koniec obecnego wieku.

    2. Jak widać – bat ewentualnej dyskryminacji polskich środowisk LGBTQX podziałał – Forsal bał się pomówienia o homofobię itd. Kto mieczem wojuje – od miecza ginie… Artykuł, gdy pisałem go dość późno 3 października [22:40]- był wtedy na samej górze czołówki artykułów Forsala. Który to Forsal, jak chce grillować Polskę – to trzyma takie artykuły na pierwszym planie ładnych kilka dni [a te artykuły niewygodne szybko znikają – na tym polega m.in. polityka MANIPULACJI w massmediach]. Rano 4 października o 9:18 z ciekawości zajrzałem na Forsala. Artykuł znikł z całej czołówki [od góry do dołu]. Wiec dałem do wyszukiwania LGBTQ i znalazł artykuł. Mój artykuł był [to sprawdziłem jeszcze przed 23:00] – i co ciekawe miał 17 polubień i 2 niepolubienia. Oraz dwa komentarze – z tego jeden znaczący z 5 polubieniami niejakiego Gala Anonima: (2020-10-03 23:05) ” Nie jestem prawicowcem, ale podpisuje się rękami i nogami”…. Jak widać można po DOKŁADNEJ analizie i pokazaniu CAŁEJ prawdy [bez ćwierć-prawd] odwrócić całą narrację 180 stopni i znaleźć silny lewar na antypolskich animatorów “wspierających” w swojej egoistycznej instrumentalnej manipulacji WYKORZYSTYWANE LGBTQX w Polsce. Polecam to do zastosowania i propagowania szerzej – podkreślam – ZGODNIE z rzeczywistym interesem polskiego LGBTQX. Tak patrząc szerzej – niemieccy homoseksualiści w szeregach NSDAP, SS, gestapo itd. mordowali polskich homoseksualistów. I zero skruchy i zadośćuczynienia [w worku pokutnym, na kolanach i posypując głowę popiołem – i z czekiem na wysoką kwotę odszkodowania w ręku] ze strony niemieckich LGBTQX wobec polskich. Nie mówiąc o koniecznej pokucie i zadośćuczynieniu niemieckiego LGBTQX za zbrodnie na ogóle Polaków…. Polecam bardzo niewygodną w tym względzie [dla Niemiec] książkę “Różowa swastyka” Scott’a Lively z 1995 – o szerokim udziale środowisk homoseksualnym w ruchu nazistowskim i tworzeniu “nowoczesnego” i “postępowego” “etosu” III Rzeszy. Książka wydana w Polsce w 2017 przez Wektory.

    3. Reparacji nie będzie jeżeli nie stanie się to elementem akcji USA wymierzonej w Niemcy. Tylko, że to broń atomowa, po której nie będzie takiego pola manewru jaki amerykanie mają teraz. To droga w jedną stronę. Póki co Niemcy są ważniejszym partnerem dla Ameryki niż Polska. Oczywiście kij reparacji ma pewnie dla USA swoją wartość, jest analizowaną opcją i wierzę, że prawnicy amerykańscy byliby w stanie tego dokonać. Oficjalnie Polskie roszczenia miały być zaspokojone z sowieckiej strefy okupacyjnej w Niemczech. Ponieważ Polska też leżała w sowieckiej strefie, Polska w ramach otrzymanych reparacji dostarczała za darmo węgiel z polskich kopalń do sowietów. Więc gdy tylko zdarzyła się sposobność, Polska zrzekła się takich reparacji bo rujnowały naszą gospodarkę. Nie szukałbym porównania do świata zachodu, ponieważ mimo tego co wypada mówić, w ich mentalności jesteśmy dzikimi polami za horyzontem cywilizacji, ziemią do zagospodarowania, czymś tymczasowym pomiędzy dwiema cywilizacjami.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *