Oferta Niemiec dla Polski

Rok 2015 z pewnością jest pamiętany przez niemieckich geopolityków oraz polityków. Jest to data, w której Republika Federalna Niemiec straciła kontrolę nad swoją wschodnią strefą buforową. Posypał się zmodyfikowany – ukryty pod unijnym płaszczem – projekt Mitteleuropy. I nie chodzi tutaj tylko o polski zwrot w polityce zagranicznej w stronę Stanów Zjednoczonych. Niemcy stracili również Rumunię, ale i Litwę, Łotwę oraz Estonię. Wcześniej pierwszego wyłomu w niemieckiej architekturze polityczno-gospodarczej regionu dokonał Wiktor Orban. Było to wszystko efektem niczego więcej, jak tylko słabości Niemiec. Naciski na Wiktora Orbana okazały się nieskuteczne, a Stany Zjednoczone bez wysiłku wyciągnęły z niemieckiej strefy politycznych wpływów całą Europę Środkową. Nie trzeba chyba wyjaśniać, jak bardzo uderzyło to w autorytet Berlina w Unii Europejskiej. Dziś asertywność wobec Niemców pokazują Włosi, ale i niewielka Austria. Cały konstrukt Unii Europejskiej i jej spójności chwieje się w posadach. Pytanie brzmi, dlaczego?

W 2012 roku polski Minister Spraw Zagranicznych – Radosław Sikorski, apelował do Niemców, by Ci wzięli na siebie odpowiedzialność za Unię Europejską. By – jako jej największy beneficjent – zaczęły przewodzić. W Berlinie przyjęto te słowa z wielkim zadowoleniem. Chwalono polskiego ministra i przyznano mu rację. Następnie niemieckie władze poszły w zupełnie innym kierunku. Być może doszło do braku zrozumienia, co mogło wyniknąć z różnicy kulturowej. Bowiem w języku polskim przywództwo polega na dawaniu przykładu, braniu na siebie odpowiedzialności oraz samodzielnym wytyczaniu ścieżki, którą następnie podążą inni. W kulturze niemieckiej, przywództwo kojarzyło się dotychczas z silną autorytarną władzą oraz narzucaniem woli przywódcy całej reszcie. Samym wskazywaniu kierunku, w którym mają podążać inni. I dokładnie takim modelem rządzenia Unią zaczęli podążać Niemcy. O ile muszą się oni liczyć ze zdaniem Francji, o tyle względem słabszych tj. Polska czy Węgry, niemieccy decydenci postanowili zastosować pruskie sposoby wprowadzania porządku. Wykorzystując instytucje unijne, siłą i przymusem chcą wpływać na decyzje podejmowane w Budapeszcie czy Warszawie. Efekt traktowania tych stolic, jako członków UE drugiej kategorii, może być odwrotny od zamierzonego. Stosowanie jedynie kija, nie zbuduje trwałych powiązań i pola do współpracy. Niemcy nie chcą zrozumieć, że partnerów należy traktować po partnersku. Wciąż myślą kategoriami: słabsi winni słuchać się silniejszych. To prowadzi Unię na skraj katastrofy, bowiem bez tych licznych słabszych – unia nie będzie istnieć. A to dzięki niej, rośnie niemiecka potęga gospodarcza.

 

Trzeci podbój Europy po niemiecku

Niemcy posiadają nie tylko największą gospodarkę w Unii Europejskiej, ale i najsilniejszą pozycję traktatową. Przysługuje im największa liczba europosłów w Parlamencie Europejskim, a konkretnie 96 spośród ogólnej liczby 705. Niemcy zajmują również największą ilość stanowisk w strukturach unijnych. Od 1 grudnia 2019 roku najważniejszą funkcję przewodniczącego Komisji Europejskiej zajmuje Ursula von der Leyen. Jej jedynym niemieckim poprzednikiem był Walter Hallstein, który złożył urząd w 1967 roku. Co może być odczytywane jako pewien symbol powrotu Niemiec do oficjalnego przywództwa w Unii Europejskiej.

Należy również pamiętać o tym, że Europejski Bank Centralny posiada swoją główną siedzibę we Frankfurcie nad Menem. I powstał w zasadzie na bazie Deutsche Bundesbanku (choć ten wciąż istnieje w okrojonej formie). Natomiast kierownictwo nad EBC sprawowali dotąd: Holender, Francuz i Włoch. Obecnie prezesem tego banku jest Francuzka – Christine Lagarde. Co każe dostrzegać polityczne ustępstwa Berlina na rzecz najważniejszych partnerów.

Republika Federalna Niemiec powoli, choć systematycznie wzmacnia swoją pozycję gospodarczą w Unii Europejskiej. W 2008 roku PKB Niemiec stanowiło 19,6% całego PKB UE. Dziś udział Niemców wynosi ponad 21%. Co oznacza korzystną tendencję, a także dowodzi, że projekt europejski służy niemieckiej gospodarce. Pomimo faktu, że RFN wpłaca do unijnego budżetu najwięcej, bo ponad 25 mld euro rocznie, a otrzymuje w bezpośrednich dotacjach ponad połowę mniej – ok. 12 mld euro rocznie. Jednak same przepływy pieniężne pomiędzy Berlinem a Brukselą nie pokazują wszystkiego. Bowiem niemieckie firmy posiadają tak mocną pozycję w Europie Środkowowschodniej, że z każdego jednego euro dotacji udzielonej Polsce, do Niemiec wraca aż 86 centów, co przyznał niemiecki komisarz ds. budżetu i zasobów ludzkich – Günther Oettinger (a wg. Johannesa Hahna, byłego komisarza ds. polityki regionalnej, w 2012 roku było to nawet 89 centów). Jeszcze korzystniej dla Berlina wygląda to w przypadku państw bałtyckich czy reszty państw Grupy Wyszehradzkiej, gdzie zwroty przekraczają 90%. Jest to spowodowane m.in. faktem, że inwestycje w infrastrukturę refinansowane z UE są powierzane firmom z Niemiec.

Z zalet wspólnego rynku i otwartych granic korzystają niemieccy producenci. Bliskość RFN do państw byłego Bloku Wschodniego dała niemieckim firmom olbrzymią przewagę. Po upadku ZSRR i rozpadzie Bloku Wschodniego, powstały niepodległe, demokratyczne państwa o kapitalistycznym modelu gospodarczym. Największym ich zmartwieniem był jednak… brak kapitału. I państwowego, ale i przede wszystkim tego w sektorze prywatnym. Wykorzystały to koncerny i większe firmy z zachodu, które dysponując sporą ilością gotówki liczonej w dużo silniejszej walucie, czuły się na rynkach środkowoeuropejskich jak na przecenach. Jednak w miejsce wykupywanych zakładów państwowych, powstawały kolejne. Prywatne. Intensywnie rosła klasa średnia i mały biznes. Na początku XXI wieku sektor prywatny w regionie ustabilizował się i zaczął nabierać siły. Bowiem to co wcześniej pozwalało zachodniej konkurencji zdobyć olbrzymią przewagę, stało się też dużym atutem firm lokalnych. Słaba waluta i niskie koszty własne pozwoliły eksporterom z Europy Środkowej rozwinąć się i zacząć konkurować z drogimi produktami z zachodu. Jednak wówczas poszerzono Unię Europejską i za cenę doraźnych dotacji, nowi członkowie otworzyli swoje rynki dla zagranicznych inwestorów. Innymi słowy, wymieniono wędkę na rybę. Zachodnie firmy – korzystając z otwartych granic – przeniosły zakłady produkcyjne do Europy Środkowej. Efekt był taki, że koszty produkcji znacząco im spadły. Bowiem np. w niemieckich fabrykach pracowali Polacy, Węgrzy, Czesi czy Słowacy za stawki odpowiadające lokalnym warunkom. Tym samym, lokalni przedsiębiorcy utracili atut niższej ceny dla własnych produktów. Jednocześnie nie dysponowali tak dużym kapitałem i potencjałem jak zagraniczne koncerny. Te drugie, dzięki większemu wolumenowi sprzedaży mogły stosować niższe marże. I pozbyć się niewygodnej konkurencji. Tak oto, niemiecki przemysł zawojował Europę i Świat, ograniczając europejską konkurencję, zmniejszając koszty i stając się konkurencyjnym cenowo na światowych rynkach.

Ponadto dzięki zniesieniu barier handlowych i unifikacji europejskich rynków, do Niemiec każdego roku płynie szeroka rzeka kapitału. Niemiecka gospodarka będąca jednocześnie największym eksporterem dóbr w Europie, wręcz wysysa gotówkę z całej strefy euro. Za każdym razem gdy np. Portugalczyk, Hiszpan, Grek czy Irlandczyk kupi niemieckie: samochód, zabawkę dla dziecka czy maszynkę do golenia, zyski ze sprzedaży są transferowane do niemieckich producentów. Bez potrzeby uiszczania ceł. Co istotne, niemiecki producent może zarobione w Grecji euro wypłacić i wydać w Niemczech. Lub w którymkolwiek innym państwie ze strefy euro. W ten sposób, mniejsze i słabsze krajowe rynki europejskie, które posiadają ujemny bilans handlowy, z każdym rokiem tracą kapitał. Niemcy z kolei zyskują. Proces ten nasila się, bowiem południowcy odzyskiwali część traconego kapitału dzięki zyskom z turystyki. Jednak w dobie migracji ludności z regionów pogrążonych w chaosie,  a także gospodarczego kryzysu, a także pandemii, sektor turystyczny jest tym, który cierpi najbardziej. A wraz z nim cierpią: Portugalia, Hiszpania, Włochy czy Grecja.

Nieco inaczej sprawa wygląda w przypadku państw należących do UE, ale nie operujących w eurowalucie. Gdy dla przykładu Polak kupi w Polsce mercedesa, to płaci za niego złotówkami. By w tym przypadku skonsumować zysk gdziekolwiek indziej niż w Polsce, producent musi najpierw wymienić złotówki na euro. Ponieważ nie zapłaci za chleb w niemieckim sklepie w polskiej walucie. Ta jest akceptowalnym środkiem płatniczym tylko na terenie Polski. Tym samym, producent ma dwa wyjścia. Albo zarobione złotówki wydać na inwestycje w Polsce (np. budując lub rozbudowując tam fabryki), albo sprzedać złotówki i zakuć euro. Przy czym w tym drugim przypadku, musi znaleźć się ktoś, kto będzie chciał złotówki kupić, a sprzedać euro. Tym kimś są najczęściej polscy eksporterzy, którzy zarabiają w euro, ale chcą konsumować zyski w Polsce. Płacąc złotówkami. Między innymi dlatego, na polskim rynku nie zabraknie złotówek, natomiast na greckim rynku w czasie kryzysu brakowało euro. Przy czym w dobie kryzysu – takiego jak choćby w trakcie gospodarczego lockdownu spowodowanego pandemią COVID-19 – Narodowy Bank Polski może dokonać dodruku pieniądza (konstytucyjnie jest to wprawdzie zabronione, niemniej jest to łatwo wykonalne, czego dowiodło szybkie uruchomienie subwencji z Tarczy Finansowej wypłacanych przez Polski Fundusz Rozwoju). Natomiast Grecy nie mogą drukować euro. Europejski Bank Centralny znajduje się bowiem w Niemczech. I to ten bank kontroluje tzw. luzowanie ilościowe. Dlatego właśnie Niemcy chętnie przywitaliby Polaków w strefie euro, natomiast władze z Warszawy zwlekają z jasnym określeniem się, kiedy Polska miałaby do niej przystąpić.

Istotną rolę w całej ekonomicznej układance pełni również kurs waluty. Gdy wprowadzano euro, niemiecka marka była znacznie od niego silniejsza. To sprawiało, że niemieckie produkty były niezwykle drogie na światowym rynku. Gdy władze z Berlina przyjęły walutę euro, natychmiast przystąpiły do eksportowej ofensywy. To był pierwszy i chyba najważniejszy impuls do niebywałego wzrostu niemieckiej gospodarki oraz bogactwa. Nie przeszkodziły w tym znacznie koszty związane z integracją Republiki Federalnej Niemiec z Niemiecką Republiką Demokratyczną. Gdyby dziś projekt wspólnej unijnej waluty się rozpadł, niemiecka narodowa waluta z pewnością byłaby znacznie silniejsza. Co uderzyłoby w krajowy eksport, a więc i gospodarkę, której połowę PKB generuje właśnie handel międzynarodowy. Tymczasem kurs euro osłabiany jest przez wyniki greckiej, portugalskiej, hiszpańskiej czy nawet włoskiej gospodarki. Te cierpią, ponieważ dla nich kurs wspólnotowego pieniądza jest z kolei za wysoki (z uwagi na siłę niemieckiej gospodarki). Co hamuje ich rozwój, a więc i nie pozwala konkurować z Niemcami.

Warto przytoczyć wyniki badań Centrum Polityki Europejskiej we Fryburgu z pracy: „20 lat euro: zwycięzcy i przegrani”, wg których dane z 20 lat (1999-2017) świadczą o tym, że tylko dwa kraje w strefie euro zyskały na wprowadzeniu wspólnej waluty. Są to Niemcy, które zarobiły najwięcej, bo aż 1,9 biliona euro oraz Holandia (ok. 350 mld euro zysku). Grecja wyszła mniej więcej na zero. Reszta państw poniosła straty. Największe dotyczą Włoch i Francji. Rezygnacja z liry kosztowała Włochów potężną sumę 4,3 biliona euro, natomiast utrata franka wyceniona została aż na 3,6 biliona euro. Co istotne, ogólny bilans  wprowadzenia euro (sumując zyski i straty) jest ujemny. Łącznie kraje strefy euro poniosły straty w wysokości 6,4 biliona euro. Innymi słowy. Wspólna waluta osłabia Europę jako całość, natomiast niezwykle mocno wspiera niemiecką gospodarkę. Nie powinno więc dziwić, że Włosi od kilku lat grożą wyjściem ze strefy euro i powrotem do liry, jeśli Niemcy nie zgodzą się na to, by Europejski Bank Centralny za dodrukowane euro skupował włoskie długi. Tak z sektora państwowego (obligacje) jak i z prywatnego.

Jednak i to nie ukazuje wszystkich niemieckich korzyści ze stworzenia Unii Europejskiej. Bowiem niemiecka gospodarka zarabia jeszcze pośrednio na decyzjach politycznych. Niemcy mają duży wpływ na to, jakie programy i cele są dotowane z Unii. W pierwszych latach członkostwa Polski w UE, finansowanie na infrastrukturę drogową dotyczyło w pierwszej kolejności szlaków komunikacyjnych wschód-zachód. Prowadzących z Niemiec do Rosji i na Ukrainę. Polska budowała więc drogi łączące niemieckie fabryki ze wschodnimi gospodarkami. Tymczasem szlaki komunikacyjne na linii północ-południe (łączące Bałkany z Bałtykiem), które wzmocniłyby znaczenie polskiej gospodarki i polskich portów morskich kosztem interesów niemieckich nad Morzem Bałtyckim – czekały całe lata na swoją kolej.

Starsi czytelnicy z pewnością pamiętają kampanię na rzecz przeorientowania gospodarek państw byłego Bloku Wschodniego na „nowoczesny” model. W ramach tej kampanii przekonywano, że należy zrezygnować z produkcji i postawić na usługi. Programy dotacji unijnych były w dużej mierze zakrojone na promowanie tego rodzaju działalności. Dofinansowywane były wszelkiego rodzaju szkolenia, mające na celu podnoszenie kwalifikacji zawodowych. Oczywiście w tym samym czasie niemiecka gospodarka wciąż stawiała na „przestarzały” model rozwijania przemysłu i produkcji. Z drugiej strony, pod pretekstem unijnych restrykcji, zakazywano dotowania zakładów przemysłowych przez nowe państwa członkowskie. W czasie, gdy – ze względu na Unię Europejską – władze z Warszawy zablokowały wsparcie dla m.in. stoczni w Szczecinie, decydenci z Meklemburgii-Pomorza Przedniego udzielali pomocy dla konkurencyjnych względem niej własnych stoczni w Wolgaście i Stralsundzie. Gdy polskie stocznie upadły, niemieckie zakłady nad Bałtykiem wróciły na tor rozwoju. Wszystko za zgodą Komisji Europejskiej.

Dobrym przykładem instrumentalnego prowadzenia spraw unijnych jest też polityka klimatyczna. Nie jest tajemnicą, że Niemcy są producentami paneli fotowoltaicznych oraz wiatraków do elektrowni wiatrowych. Panele fotowoltaiczne pierwszych generacji były jednak bardzo mało efektywne. Dekadę temu inwestycje w te instalacje były nieopłacalne. Wobec czego wprowadzono szereg ulg oraz programów z dofinansowaniem, dzięki którym sektor prywatny dał się przekonać do energetycznych farm słonecznych i wiatrowych. Biznes nie wyszedł tak dobrze jak oczekiwano, bowiem na rynek energii odnawialnej z powodzeniem weszły firmy chińskie. Oferując znacznie tańsze produkty i wypierając niemieckich producentów z ich własnego, europejskiego rynku. Niemniej Unia Europejska, a w tym głównie Niemcy, wciąż naciska kraje uboższe Unii na przestawienie się na odnawialne źródła energii. Pomimo faktu, że RFN jeszcze w 2019 roku była największym producentem energii pozyskiwanej z węgla, a w 2020 roku otworzono nową elektrownię węglową Datteln IV. Niemcy doskonale radzą sobie w UE nie tylko na pułapie instytucjonalnym, ale i w inicjatywach na samych dole. Po niemieckiej stronie Nysy Łużyckiej od 1974 roku funkcjonuje kopalnia odkrywkowa węgla brunatnego, która zaopatruje pobliską elektrownię w Jaenschwalde. To czwarty największy emitent dwutlenku węgla w całej Europie. Okazało się, że eksploatowane przez Niemców złoże rozciąga się również po polskiej stronie granicy. Od 2009 roku Polacy bezskutecznie starają się o uruchomienie własnej kopalni. Przeszkodą są liczne inicjatywy i protesty społeczne, w które bardzo mocno zaangażowała się strona niemiecka. Biorąc pod uwagę te okoliczności należy zadać podstawowe pytanie, czy naprawdę chodzi tutaj o ochronę środowiska?

Wyjaśnić w tym miejscu należy, że wytwarzanie energii z kopalin jest zwyczajnie tańsze. Tańsza energia oznacza mniejsze koszty produkcji, a więc większą konkurencyjność na rynku. Tymczasem od dekad, bogatsze i większe kraje Unii zwalczają tańszą konkurencję ze wschodu. Niska cena, której powodem są niższe płace i koszty produkcji, jest jedną z nielicznych, jak nie jedyną przewagą gospodarek państw Europy Środkowowschodniej nad gospodarkami z zachodu Europy. Stan ten jednak ulega zmianie. W drodze politycznych decyzji zmusza się do korzystania z droższej energii, podwyższania płac i zwiększania kosztów prowadzenia działalności pod pretekstem wprowadzania wysokich standardów jakości oraz ochrony środowiska. Ta ostatnia kwestia jest oczywiście niezwykle istotna, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że jest jedynie pretekstem i narzędziem do wzmacniania niemieckiej gospodarki przy jednoczesnym osłabianiu unijnej konkurencji. Co może zaszkodzić nie tylko samej idei ochrony środowiska, ale i spójności oraz integralności UE.

 

Solidarność solidarnością, a biznes jest biznes

Niewątpliwym jest, że projekt Unii Europejskiej jest dla Niemiec niezwykle korzystny i opłacalny. Gdyby tak nie było, władze z Berlina naciskałyby na rozwiązanie UE, a nie na jej dalszą integrację. Niemcy są na tyle silni, by nadawać ton Unii oraz kontrolować poprzez jej instytucje kierunek rozwoju innych jej członków. Przy jednoczesnym ignorowaniu narzuconych przez siebie, krępujących gospodarkę i politykę zasad i reguł. Jednak stosowanie podwójnych standardów sprawia, że pierwszy zachwyt i zauroczenie projektem unijnym prysło. Zwłaszcza wśród państwa Europy Południowej i Środkowowschodniej.

Na tle waluty euro zarysował się konflikt między Włochami i Francuzami, a Niemcami. Bowiem luzowanie ilościowe w strefie euro oznacza wzrost inflacji (a więc wzrost cen za towary i usługi). To z kolei oznacza, że koszty związane z obsługą długów zostałyby niejako przerzucone – poprzez inflację – na Niemców. Wzrost cen niemieckich towarów oznacza mniejszą konkurencyjność na światowych rynkach, a więc zmniejszenie wpływów z eksportu. Ponadto należy przypomnieć, że w Niemczech inflację zaczęło wywoływać jeszcze inne zjawisko. Wzrost produkcji i zmniejszenie bezrobocia do minimalnych poziomów doprowadziło do deficytu na rynku pracy. Pracodawcy zaczęli konkurować o pracowników, podwyższając pensje (również w zakładach zlokalizowanych w krajach dawnego Bloku Wschodniego). Wyższe wynagrodzenia oznaczały wzrost cen, a więc inflację. Droższa produkcja oznaczała mniejszą konkurencyjność niemieckich towarów. Wobec czego Europejski Bank Centralny zapowiedział w 2017 roku walkę z inflacją narzędziami systemowymi. Czyli wstrzymaniem luzowania ilościowego. To z kolei oznaczało katastrofę dla innych mocno zadłużonych państw strefy euro. Spór o politykę monetarną EBC trwał niemal trzy lata, do czasu, gdy na skutek gospodarczego lockdownu spowodowanego pandemią COVID-19, Niemcy zgodzili się na ponowny dodruk pieniądza i ratowanie gospodarek strefy euro.

Należy także podkreślić, że pomimo tego, że państwa strefy euro posługują się wspólną walutą, oprocentowanie ich obligacji państwowych jest różne. W 2018 roku rentowność niemieckich obligacji 10-letnich spadła niemal do zera, natomiast włoskie obligacje były oprocentowane w październikowym szczycie na blisko 3,5%. Oznaczało to, że państwo włoskie zadłużając się, zobowiązywało się spłacać odsetki od obligacji w wysokości 3,5%, podczas gdy Niemcy odsetek od sprzedawanych w tym czasie obligacji nie płacili wcale (później rentowność niemieckich papierów wartościowych spadła wręcz do ujemnych poziomów). Różnica ta wynika z faktu, że włoska gospodarka jest w tak tragicznym stanie, że gdyby włoskie obligacje były wycenione tak samo jak niemieckie, nikt nie chciałby Włochom pożyczać pieniędzy (skupować ich obligacji). Tak więc Włosi płacą znacznie większe odsetki od zadłużenia niż Niemcy. Natomiast muszą posługiwać się tą samą walutą, której wysoki kurs uderza w ich gospodarkę, czyniąc ją mniej konkurencyjną w stosunku do niemieckiej. To dlatego włoski rząd w maju 2020 roku tak bardzo nalegał na wyemitowanie wspólnych euroobligacji za sprzedaż których można by wesprzeć gospodarki poszczególnych krajów dotkniętych przez skutki pandemii (a konkretnie zamknięcia gospodarek). Chodziło o to, że unijne obligacje nie tylko byłyby spłacane przez wszystkich członków UE (nazwano to uwzspólnieniem długu), ale ich oprocentowanie byłoby niższe niż obligacji włoskich. I wyższe, niż obligacji niemieckich.

 

Metoda kija

Władze z Berlina – regularnie od 2015 roku – okładają Warszawę (ale i Budapeszt) unijnym kijem. Wszczęto procedury dotyczące praworządności w Polsce, a także straszy się wprowadzeniem uzależnienia wypłat dotacji unijnych od spełnienia kryterium praworządności. Cios zadano również polskiemu biznesowi, a konkretnie przewoźnikom, których działalność ma objąć tzw. pakiet mobilności. Jest to kontynuacja niemiecko-francuskich regulacji krajowych, które miały na celu obniżenie konkurencyjności polskich firm transportu drogowego. Na Polskę wywiera się również presję w zakresie sektora energetycznego. Mimo, że w 2019 roku Niemcy były największym producentem energii pochodzącej z węgla, to Polska ma zrezygnować z tego surowca.

Stosowanie wyłącznie metody bicia kijem jest doskonałą metodą na zniechęcenie polskiego sąsiada. Fatalną, by go przekonać do politycznej współpracy, a już z pewnością nie da się Polaków zwyczajnie podporządkować. Nie udało się to jeszcze nikomu, nawet pomimo faktu, że niepodległa Polska istniała tylko przez 50 lat z ostatnich 225. Niemcy jak nikt inny powinni się wreszcie nauczyć, że przy pomocy siły nie da się nad Wisłą niczego osiągnąć i utrzymać na dłuższą metę. Warto natomiast wskazać, że Polacy są z kolei świetnym materiałem na sojusznika i partnera. Unia polsko-litewska istniała od 1385 do 1795 roku, czyli przez 410 lat. To najdłuższa i najbardziej trwała tego rodzaju współpraca w historii Starego Kontynentu. Unia Europejska obchodzić będzie niedługo dopiero 30-lecie i już teraz widać poważne rysy mogące ją podzielić. Tajemnica sukcesu tkwi w równym traktowaniu członków unii. Kolejne traktaty polsko-litewskie zrównywały polską i litewską szlachtę w prawach. Uznawano również prawa licznych mniejszości: Rusinów, Białorusinów, Żydów, Bałtów i Niemców. Na tronie Polski zasiadali królowie z litewskiego rodu Jagiellonów, a także pochodzenia: węgierskiego (Stefan Batory), ruskiego (Michał Korybut Wiśniowiecki), niemieckiego (dynastia Sasów), szwedzkiego (Zygmunt III Waza), a nawet francuskiego (Henryk III Walezy).  Rzeczpospolita Obojga Narodów była najbardziej liberalnym tworem politycznym w ówczesnej Europie i tylko dlatego przetrwała w jedności ponad cztery wieki. Tymczasem polityka wewnętrzna Unii Europejskiej zaczyna stosować metody gestapo. Zamiast liberalizmu, narzucany jest model podporządkowania się odgórnie ustalanym regulacjom pod groźbą sankcji. Unia Europejska nie ma szans powtórzyć sukcesu unii polsko-litewskiej, jeśli będzie jej członkowie będą dzieleni na lepszych i gorszych, a ci pierwsi będą narzucali tym drugim reguły, do których sami się nie stosują.

     Jeśli Republika Federalna Niemiec chce rzeczywiście odzyskać kontrolę nad Unią Europejską oraz wyprzeć wpływy USA ze Starego Kontynentu, to musi przestać grozić i zacząć składać dobre oferty. Polacy, Rumuni, państwa bałtyckie, a także skandynawskie zaczęły obawiać się Federacji Rosyjskiej. Kwestie bezpieczeństwa na wschodnim pograniczu Unii Europejskiej stały się dalece ważniejsze niż korzyści gospodarcze. Tymczasem Republika Federalna Niemiec nie posiada realnych zdolności i potencjału do złożenia wiarygodnych gwarancji w tym zakresie. Wojska Stanów Zjednoczonych stacjonują w dużej ilości w samych Niemczech, ale i zostały wysłane na tzw. wschodnią flankę NATO. I nie chodzi tutaj nawet o wielkość kontyngentu wojskowego, ale o sam fakt. Wymienione wyżej kraje czują się znacznie bezpieczniej wiedząc, że Amerykanie są z nimi na pierwszej linii frontu. USA dało sygnał, że w przypadku ataku Rosjan, weźmie w wojnie udział. To Waszyngton zmobilizował NATO do obecności sojuszu w Polsce, Litwie, Łotwie i Estonii. Niemcy w tym czasie kontynuowali interesy z Rosją i budowali gazociąg Nord Stream II. Przedkładając interesy polityczno-gospodarcze nad bezpieczeństwo unijnych partnerów.

Historia w relacjach polsko-niemieckich

W polityce międzynarodowej nie liczą się tylko i wyłącznie gospodarka, geografia i interesy. Tak jak w biznesie, liczy się  również zaufanie do drugiej strony oraz historia transakcji z danym kontrahentem. Doskonały przykładem na to są relacje polsko-niemieckie. Polskie społeczeństwo doświadczone historią, jest mocno wyczulone na sytuacje, w których ktoś obcy zamierza oceniać co jest w Polsce dobre, a co złe. I mieszać się w sprawy wewnętrzne kraju, którego niepodległość kosztowała tak wiele. A już szczególną nieufność u Polaków wzbudza fakt, że to właśnie Niemcy zamierzają ich uczyć praworządności. Jeśli narody rzeczywiście posiadają swoje charaktery, a społeczeństwom można przypisać pewne dominujące wśród ich członków cechy, to wśród Polaków króluje nieustępliwość wobec przymusu i agresji. Wykształcona w czasie: 123 lat zaborów, wojny polsko-bolszewickiej z lat 1919-1920, wojny obronnej z 1939 roku oraz w czasie krwawej niemieckiej okupacji wojennej, a także sowietyzacji kraju po II Wojnie Światowej. Oczywiście można Polakom zarzucać sentymentalizm w relacjach z Niemcami i Rosją. Jednak jest on całkowicie uzasadniony oraz osadzony w historii relacji z tymi państwami. Polacy nigdy nie przejdą do porządku dziennego nad faktem, że w latach 1939-1945 zamordowano blisko 6 milionów polskich obywateli, co stanowiło aż 1/5 ogółu ludności II Rzeczpospolitej Polskiej. Co piąty obywatel II RP został zabity. Zaledwie 10% ofiar poległo wskutek działań wojennych. Cała reszta to byli cywile rozstrzeliwani na ulicach, mordowani w obozach i katowani w przymusowych zakładach pracy. Połowę ofiar stanowili rdzenni Polacy, przy czym Niemcy (podobnie jak Rosjanie) dokonywali egzekucji często w sposób selektywny. Wybierając elity narodu. Zabita została trzecia część wszystkich polskich naukowców, nauczycieli, lekarzy, prawników i księży. W Polsce nietrudno jest znaleźć osobę, której przodek był ofiarą ludobójstwa. Ten przerażający bagaż historyczny wydaje się dziś zupełnie nieistotny. Jednak wydarzeń tych nie da się zapomnieć. Nic więc dziwnego, że ilekroć Niemcy zrobią groźną minę, tylekroć w Polsce bije się na alarm. Jest to zupełnie naturalne i logiczne. Oczywistym jest, że gdy przy jednym stole biznesowym spotykają się dawny złodziej i oprawca oraz jego ofiara, to podejrzliwość u tej drugiej jest jedynie przejawem zdrowego rozsądku i przezorności. Zwłaszcza, gdy szkody nie zostały w żaden sposób zrekompensowane. Gdy zaś były oprawca sięga w takiej sytuacji do kieszeni po chusteczkę, może to zostać odebrane jako próba wyciągnięcia ukrytego pistoletu. W takiej sytuacji, bez wątpienia odpowiedzialność za powodzenie przyszłych rozmów oraz za właściwe odczytanie intencji przez drugą stronę, ciąży na stronie silniejszej. I tej, która z racji dawnych czynów, winna udowodnić swoje uczciwe zamiary.

Niemcy powinni brać ten czynnik pod uwagę, bowiem również od niego zależą relacje między krajami. Polska jest ważnym partnerem dla Niemiec tak gospodarczo, jak i politycznie (i vice versa). A to wokół niej Amerykanie starają się zbudować blok polityczny, który pilnowałby interesów Waszyngtonu w Europie Środkowowschodniej. Obranie złych metod perswazji, może kosztować Niemców rozpad Unii Europejskiej.

 

Armia Europejska rozwiązaniem problemów?

Oprócz gospodarczych profitów, Republika Federalna Niemiec notuje również spore oszczędności z tytułu funkcjonowania Unii Europejskiej. Przystąpienie Polski do NATO, ale i do UE, zabezpieczyło Niemcom wschodnią granicę. W efekcie, Berlin nie musi ponosić wysokich kosztów bieżącego utrzymania silnej i gotowej do działania armii. Niemcy wydają na zbrojenia jedynie 1,23% PKB pomimo tego, że wchodzą w skład NATO i obowiązuje ich 2% limit. Innymi słowy, Berlin wydaje niemal dwukrotnie mniej niż powinien na zbędne w czasie pokoju i prosperity zbrojenia. Zaoszczędzone w ten sposób środki mogą zostać wykorzystane w inny sposób. Tymczasem Polska (ale i Rumunia, państwa bałtyckie oraz skandynawskie), z uwagi na zagrożenie rosyjskie, musi przeznaczać znaczne kwoty na wydatki zbrojeniowe.

Rozwiązaniem kwestii bezpieczeństwa europejskiego nie będzie francuska oferta gwarancji bezpieczeństwa na tzw. wschodniej flance NATO. Po pierwsze dlatego, że Francuzi nie posiadają wspólnoty interesów z państwami tej flanki w polityce zagranicznej względem Rosji. Po drugie, z uwagi na swoje zaangażowanie w basenie Morza Śródziemnego oraz w Afryce, nie posiadają potencjału do realnego wsparcia Europy Środkowej.

Oczywiście powyższy wywód nie zmierza do tego, że to Niemcy powinny zbudować potężną armię, którą wysłaliby do stacjonowania np. w Polsce. Dawna ofiara nie poczuje się bardziej bezpieczna, gdy jej oprawca ponownie zakupi pistolet i obieca, że tym razem skieruje lufę w inną stronę. Europa nie może pozwolić sobie na trzecią militaryzację Niemiec. Jednak Berlin musi zacząć ponosić koszty utrzymania bezpieczeństwa Unii Europejskiej. Zwłaszcza, że jest jej największym beneficjentem. Armia Unii Europejskiej byłaby doskonałym narzędziem pod warunkiem, że nie byłaby dowodzona przez Niemców. Ta konstatacja z pewnością jest niewygodna dla elit z Berlina, podobnie jak fakt, że RFN finansowałoby siły, na które nie miałoby wpływu. To jest jednak koszt braku zaufania do Niemców, na które sobie wcześniej zasłużyli. Jednocześnie tego wymaga bezpieczeństwo i stabilność Unii Europejskiej. To jest właśnie przywództwo. Ponoszenie kosztów i wzięcie na siebie odpowiedzialności. Również w kwestiach bezpieczeństwa. To na Niemcach ciąży obowiązek skonstruowania armii UE w takim kształcie, by czuli się bezpiecznie zarówno Portugalczycy, jak i Łotysze. Oddanie przywództwa Francuzom nie rozwiąże problemu, bowiem Paryż nigdy nie zrozumie dylematów bezpieczeństwa dotyczących państw graniczących z Federacją Rosyjską. Tak jak i państwa te niekoniecznie muszą rozumieć francuskich interesów w Afryce. Dlatego wydaje się, że europejska armia powinna zostać podzielona na flanki, za które odpowiedzialne byłyby różne grupy państw. Utworzenie wschodniej flanki UE – na budżet której składałaby się Republika Federalna Niemiec – miałoby wiele pozytywnych aspektów. Dowództwo należałoby do państw regionu, które w ten sposób czułyby się bezpieczne i nie miałyby obaw przed wzrostem potęgi militarnej Niemiec. Berlin z kolei zabezpieczyłby swoje wschodnie granice finansując rozwój i modernizację sił Europy Środkowowschodniej. Nie istnieje chyba lepszy sposób na odbudowę wcześniej utraconego zaufania jak to, gdy dawny napastnik wręcza pistolet swojej ofierze. Nie na darmo motyw ten często wykorzystywany jest w filmografii.

 

Przewodzić, a nie wydawać rozkazy

        Jeśli Niemcy chcą osiągać korzyści z Unii Europejskiej w taki sposób jak dotychczas, muszą zacząć przewodzić, a nie dominować. Inaczej ten kruchy konstrukt może się rozsypać. Członkowie strefy euro zorientowali się jak destruktywnie na ich gospodarki działa wspólna waluta. Kraje graniczące z Federacją Rosyjską nabrały przekonania, że Unia nie jest zainteresowana inwestycją w ich bezpieczeństwo. Ba, takiego przekonania nabrały również Grecja i Włochy, które nie otrzymały wsparcia w czasie kryzysu migracyjnego. Niemcy i Francja nie zamierzały partycypować w kosztach uszczelniania morskiej granicy UE na Morzu Śródziemnym pozostawiając południowców zdanych na własne siły. To wszystko sprawia, że za wyjątkiem Francji, państw Beneluksu oraz Niemiec, wszyscy inni czują się w Unii Europejskiej jak członkowie drugiej kategorii. Zanika również wspólnota interesów, a ta jest niezbędna do utrzymania Unii Europejskiej w całości. Winą za to obarczane są wprawdzie państwa, które nie chcą podążać zgodnie z linią ustaloną w Paryżu czy Berlinie. Jednak największa odpowiedzialność za UE ciąży na jej największych i najbardziej wpływowych członkach. To oni powinni wyciągać rękę i szukać porozumienia. Zwłaszcza, że zamierzają zmieniać reguły gry w czasie jej trwania. Unia Europejska jeszcze 15 lat temu miała zupełnie inny kształt. Nowi członkowie przystępowali do UE akceptując istniejące warunki (formę prawną oraz regulacje), a także godząc się na pewne ryzyka (związane z otwarciem rynków i spodziewaną ekspansją na nich bogatszych podmiotów z zachodu). W zamian za to, obiecano im doraźne korzyści w formie dotacji, które miały zrekompensować spodziewane straty. Dziś, Niemcy zdominowali słabsze unijne gospodarki z czego czerpią ogromne zyski. Jednocześnie chcą narzucać nowe regulacje i wymagania, a także federalizować Unię, co de facto prowadzić będzie do podporządkowania politycznego jej mniejszych członków względem tych najsilniejszych. Zamiast oferować coś w zamian, elity z Berlina przekonują do nowej koncepcji za pomocą nacisków polityczno-gospodarczych.  Co budzi zrozumiały sprzeciw tak u Greków, Włochów, Węgrów, Polaków i innych. Sprzedając koncept wspólnoty i solidarności europejskiej, Niemcy i Francuzi kierują się zasadą partykularnych interesów narodowych. Cynizm ten został dostrzeżony, dlatego każda próba pogłębienia integracji europejskiej może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego. Bowiem będzie odczytywana – słusznie zresztą – jako zagrożenie dla interesów słabszych państw UE.

Zamiast kolejnego strukturalnego i sztucznego przepoczwarzenia Unii, Niemcy i Francuzi powinni stworzyć wspólnotę interesów. Zaproponować na przykład wspólną politykę energetyczną, a więc negocjowanie umów na dostawy surowców od państw trzecich na tych samych warunkach dla wszystkich członków. Dawałoby to przecież doskonałą pozycję negocjacyjną z ewentualnymi dostawcami. Duży kontrakt pozwala na uzyskanie dużych zniżek. Tego rodzaju polityka jest jednak dla Niemiec nieopłacalna. Bowiem gdy Berlin wynegocjuje własne, znacznie niższe ceny dostaw gazu od Rosji niż inni członkowie UE, to niemiecka gospodarka będzie zaopatrywana w tańszą energię. Co oznacza, że będzie bardziej konkurencyjna niż gospodarki pozostałych państw UE, które płaciłyby za import gazu lub ropy drożej. Okoliczności te sprawiają, że Republika Federalna Niemiec posiada nieustający konflikt interesów z pozostałymi członkami Unii. Co skłania wręcz władze Berlina do porozumień z państwami trzecimi wycelowanym przeciwko interesom innych członków Unii. Tak właśnie było z projektem gazociągu Nord Stream i Nord Stream II. Ukończenie tego drugiego pozwoliłoby Rosjanom transferować gaz do Niemiec bez pośrednictwa Polski. W przypadku braku alternatyw, Warszawa musiałaby się godzić na cenowe warunki narzucone przez Moskwę. Tymczasem im większa różnica w cenach między gazem sprzedawanym do Niemiec, a tym transferowanym do Polski, tym niemiecka gospodarka jest bardziej konkurencyjna względem polskiej. Oczywiście za Polskę, można tu podstawić dowolnie inny kraj, niemniej na przykładzie Polski najłatwiej jest omawiać politykę niemiecką wobec słabszych partnerów. Bo spośród nich, Warszawa jest: najbliższa, najważniejsza i najbardziej cenna dla Niemiec. Stąd tak olbrzymie zaangażowanie Berlina w sprawy nad Wisłą.

 

Polskie oczekiwania

Niemcy straciły Europę Środkową nie tylko dlatego, że Stany Zjednoczone okazały się od nich silniejsze. Stało się tak, ponieważ Republika Federalna Niemiec nie traktowała innych członków UE jak równorzędnych partnerów. Niemcy nie złożyły nigdy korzystnej oferty, która prowadziłaby do sytuacji win-win. Wszelkie mechanizmy w Unii Europejskiej działają na korzyść niemieckiej gospodarki i interesów politycznych. Wskazać należy, że polskie rządy z lat 2007-2015 były chyba najbardziej proniemieckimi władzami w Warszawie w całej znanej nam tysiącletniej historii Polski. Mimo tego, to właśnie wówczas Niemcy zbudowali gazociąg Nord Stream uderzając w polskie interesy.

Posiadając alternatywę w postaci Waszyngtonu, Polska przestała być podatna na polityczne naciski ze strony Berlina i Brukseli. Takie są fakty i choćby z tegoż względu, Niemcy, chcąc wyprzeć Amerykanów z Europy, powinny złożyć dobrą ofertę współpracy. Skoro Niemcy chcą być traktowani na równi z Amerykanami, ich oferta powinna zawierać aspekty związane z wypełnieniem luki po ewentualnym wyjściu hegemona z Europy. Ponadto Berlin musi pokazać, że jest zdolny przeciwstawić się Waszyngtonowi, a więc prowadzić całkowicie niezależną politykę oraz brać na siebie odpowiedzialność za innych. Przeciągać ich do swojego obozu. Stanowić siłę grawitacyjną zdolną zneutralizować wpływy USA. Dotychczas tego nie było zupełnie widać. Jeśli jednak Niemcy czują się na tyle mocni, by rzeczywiście stworzyć na kanwie UE nowy światowy biegun siły międzynarodowej, to dobrze jest więc zastanowić się, jaka oferta nakazywałaby polskiej stronie poważne rozważenie propozycji oraz zaufanie stronie niemieckiej, że ta wypełni swoje zobowiązania:

  1. Rezygnacja z ukończenia Nord Stream II – to jest warunek sine qua non, ponieważ projekt ten mocno uderza w polskie (i nie tylko) interesy, wzmacnia pozycję Rosji względem wszystkich państw Mięrzymorza, a przede wszystkim tą rezygnacją Niemcy pokazaliby, że ich oferta jest poważna, są gotowi do poświęceń w imię porozumienia, a ich dalsze zapewnienia należy traktować jako obietnice, które zostaną rzeczywiście spełnione,
  2. Utworzenie Europejskiej Armii podzielonej na flanki podlegające różnym dowództwom, przy czym Niemcy dokładaliby się finansowo do budżetu obronnego tzw. wschodniej flanki UE w kwocie odpowiadającej 1% niemieckiego PKB,
  3. Rozmieszczenie bazy wojskowej francuskiej lub niemieckiej na przesmyku suwalskim (nawet niewielkiej i niekoniecznie w Polsce, może to być na Litwie), a także utworzenie placówek wojskowych UE w państwach granicznych,
  4. Współpraca w przemyśle zbrojeniowym z uwzględnieniem transferu technologii i produkcji,
  5. Zgoda na zbudowanie przez Polskę elektrowni jądrowej, co zobowiązaliby się zrobić Francuzi na korzystnych warunkach finansowych,
  6. Wprowadzenie wspólnej unijnej polityki energetycznej tj. wspólne negocjowanie cen dostarczanych surowców na teren UE z państw trzecich,
  7. Zrezygnowanie z federalizacji Unii Europejskiej oraz ograniczania suwerenności państw członkowskich,
  8. Reforma systemu prawno-podatkowego, zliberalizowanie przepisów podatkowo-gospodarczych, zlikwidowanie restrykcji dyskryminujących konkretne sektory gospodarcze, powrót do wolnej konkurencji,
  9. Zgoda na akcesję Ukrainy do UE,
  10. Wypracowanie modelu prowadzenia wspólnej polityki zagranicznej UE w wyznaczonych sprawach (w dowolnych, w których państwa UE chciałyby występować wspólnie), poprzez wyznaczanych do konkretnych spraw trzech pełnomocników wybieranych przez państwa w sposób demokratyczny.

Jak widać, oferta nie może zostać złożona tylko i wyłącznie przez RFN, ale powinna w niej uczestniczyć również Francja. Gdyby państwa te przedstawiły taką ofertę Polsce, wówczas polski rząd nie mógłby jej nie rozpatrzyć. Ponieważ dawałaby ona odpowiedź na polskie (ale i regionalne) obawy w zakresie bezpieczeństwa. Jednocześnie gwarancja konkurencyjności rynków wewnątrz UE oraz nie krępowanie ich regulacjami z Brukseli, dawałaby Polsce możliwość korzystania ze swojego położenia oraz uczestniczenia w rozmowach na linii Berlin-Moskwa, bez pominięcia Warszawy. Polska nie może bowiem sobie pozwolić na to, by doszło do porozumienia Niemcy-Rosja, w sytuacji gdy sama byłaby skrępowana unijnym zwierzchnictwem i nie mogłaby osiągać zysków z korzystania przez ww. państwa z jej terytorium jako tranzytowego łącznika. Dlatego tak istotne jest zrzeczenie się przez Niemców z projektów ominięcia Polski w kontaktach gospodarczych z Rosją (tj. jak Nord Stream 2).

Otton III – król Niemiec, a następnie cesarz Świętego Imperium Rzymskiego (źródło: wikipedia.org)

Niemcy nie mogą przedkładać swoich interesów z państwami trzecimi, nad interesy partnerów z Unii Europejskiej, a nawet wręcz działać przeciw interesom innych członków UE. Niezwykle istotnym czynnikiem jest też powrót do liberalizmu gospodarczego, który wcześniej cechował Wspólnotę Europejską. Jest to nie tylko ważne z uwagi na zniesienie restrykcji i  stosowanie podwójnych standardów, ale i z uwagi na ekonomię całej UE, która stała się z tych powodów mało konkurencyjna względem Azji czy Stanów Zjednoczonych. Z kolei przyjęcie Ukrainy do Unii Europejskiej byłoby zabezpieczeniem części wschodniej granicy UE przed powrotem władz z Kremla do ekspansywnej polityki. Niemcy, jako lider UE, a także najważniejszy partner rosyjski, winny wziąć odpowiedzialność za bezpieczeństwo całej Unii, a nie kosztem tego bezpieczeństwa działać na rzecz państw trzecich (w tym Federacji Rosyjskiej). Dotychczas, w relacjach z Rosją, Niemcy traktowały Moskwę priorytetowo, a interesy partnerów z Unii Europejskiej były wątkiem pobocznym. To się musi zmienić, a Berlin i Paryż winny stać po jednej stronie z resztą europejskich stolic, negocjując warunki z Moskwą.

Niemcy i Francuzi powinni zapraszać innych członków do brania udziału w procesach polityki międzynarodowej, by Ci poczuli rzeczywistą wspólnotę wartości i interesów, nie natomiast wykluczać resztę państw. Jak było to robione dotychczas. Unia Europejska winna działać na zewnątrz przez pełnomocników umocowanych do pewnych czynności przez ogół. Niemcy i Francja nie mogą podejmować decyzji za całą UE bez porozumienia się wcześniej ze wszystkimi członkami i bez ustalenia, w ramach jakich granic winni poruszać się unijni pełnomocnicy. Nic nie stoi na przeszkodzie, by np. w sprawie Białorusi, państwa UE zagłosowały nad wyborem np. 3 pełnomocników UE, którzy byliby kompetentni do ustalenia wspólnego działania. W ten sposób, każde państwo UE mogłoby oddać jeden głos na dowolnie wybrane inne państwo, które miałoby reprezentować Unię w danej sprawie. W ten sposób można się spodziewać, że Państwa południowe (które posiadają wiele wspólnych interesów) miałyby jednego reprezentanta, państwa zachodnie drugiego reprezentanta, a państwa ze Środka Europy trzeciego reprezentanta. Ta trójka miałaby za zadanie wypracować wspólne stanowisko i reprezentować UE w wybranej sprawie międzynarodowej. Taka metoda załatwiania spraw nie wykluczałaby żadnej grupy interesów w UE, a jednocześnie odzwierciedlałaby demokratyczne wartości. Jednocześnie decyzje podejmowane przez pełnomocników byłyby akceptowane przez wszystkich w UE, bowiem wszyscy braliby udział w ich wyborze. Nie rodziłoby to później sporów i oskarżeń o to, że dane państwo, z pominięciem innych, podjęło takie a nie inne decyzje.

Rozdźwięki interesów wewnątrz Unii pojawiają się i będą się pojawiać, a im bardziej głosy słabszych członków będą tłumione, tym większy będzie rodziło to sprzeciw. Unia Europejska musi wrócić do swoich wartości, akceptować różnorodność (w tym różnorodność interesów) i wypracować model, w którym w sposób liberalny i bez wymuszania zrzeczenia się części swojej suwerenności, państwa będą mogły w sposób sprawny działać wspólnie. Francja i Niemcy muszą również zrozumieć, że by UE przetrwała, Berlin oraz Paryż powinny przewodzić (dając przykład), a nie wydawać rozkazy. Tylko tak mogą zyskać autorytet i zaufanie pozostałych członków.

Krzysztof Wojczal

geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog

Wartościowe? Pomóż rozwijać bloga
Twitter
Visit Us
Follow Me
RSS
YOUTUBE
YOUTUBE

209 komentarzy

  1. Tekst Pana Krzysztofa mógł powstać w Polsce ale nie w Niemczech. Z naszej perspektywy europejska wspólnota równych państw byłaby bytem trwałym i optymalnym dla wszystkich. Również dla Niemiec. Przecież bogacący się, bezpieczny i stabilny Wschód Europy byłby korzystny również dla Niemiec. Podobnie dopuszczenie naszej strefy do konkurencji europejskiej wyszłoby na korzyść wszystkim gospodarkom. Jednak Niemcy wybrali inny kierunek. Piszę “wybrali” ze świadomością pewnego nadużycia. Niemcy ze swoją mentalnością bytu wyższego, któremu podporządkowuje się byty niższe nie potrafią inaczej. Potwierdzenie tezy otrzymujemy niemal codziennie. Ostatnio w wypowiedzi pani Barley – wiceprzewodniczącej PE o zagłodzeniu Polski i Węgier oraz opinii, że Polska i Węgry żyją z pieniędzy europejskich (czytaj: niemieckich). Skoro polityk na wysokim stanowisku posługuje się takimi stereotypami, co ma myśleć przeciętny Niemiec? Poza tym Niemcy pod przykrywką rożnych organizacji (które w rzeczywistości żyją z niemieckich pieniędzy), korumpowanych stanowiskami polityków, poparciem “europejskiej” opozycji i całej szeroko zakrojonej akcji mającej wyłonić tzw rządy proeuropejskie w swojej gospodarczej strefie wpływów (wykorzystując przy tm siłę gospodarki, wpływy korporacji i bizantyjski konstrukt europejski), aktywnie ingerują w nasz region. Nie dla zyskania partnerów ale zależnych prowincji. Póki Niemcy mają zdecydowaną przewagę, nie przewartościują swojego podejścia. Idea mitteleuropy ciągle żywa.

      1. Równie dobrze można napisać, że Niemcy boją się zmian klimatu, utraty pracy, choroby, rozpadu związku, tego, że nie będą mogli wyjechać na Majorkę, ciasnych pomieszczeń czy pająków. Na wszystko (i wiele więcej) znajdzie Pan artykuł. Tyle, że to nie na temat.

        1. Bo to są bolączki normalnych ludzi Polaka, Niemca, Rosjanina itd… ciągnąc analogię z zagłodzeniem to jakie wg. ciebie muszą mieć Polacy skoro, niektóre wypowiedzi nowego ministra edukacji możnaby wyjąć w wprost z ust nazistów?

      2. Zgadza się. “Patrioci” za pięć groszy od tanich wymówek dla swego złodziejstwa. W interesie samych Polaków leży ich karanie. Kradną gdzie popadnie – i kogo można okraść. Kryminalista to kryminalista.

        1. (…)“Patrioci” za pięć groszy od tanich wymówek dla swego złodziejstwa.(…)
          To jakaś sugestia? Ja jakoś tego frazesu o słowiańskiej (gdyby się dało to bym to słowo pogrubił) sprawiedliwości nie kupuję… a po za tym (…)patriotów(…) bardziej bym szukał w mafii okołostadionowej.

  2. Niemcy mają 1000-letni okres poczucia wyższości nad narodami na wschód od nich, dlatego nie wierzę, że są mentalnie w stanie dźwignąć to wyzwanie jakie przed nimi stoi w postaci misji tworzenia prawdziwej wspólnoty. W naszej z kolei historii jest przykład Unii, która trwała ponad 400 lat, w ramach której nasza elita dzieliła się władzą od samego początku, zabrakło jednak refleksji w odpowiednim momencie i ugoda hadziacka była spóźniona. Obecnie jesteśmy w ciekawym momencie naszej historii, kiedy mamy dobrą pozycję startową do stworzenia własnej Strategii, nie z Niemcami , ale obok nich. A powyższy tekst pana Krzysztofa Wojczala jest znakomitą wskazówką jak należy postępować tworząc wspólnotę z innymi narodami i jakich błędów unikać

    W każdej strategii powinien być nakreślony cel, określona wizja do której się dąży. Dlatego również w strategii Rzeczypospolitej w XXI wieku powinna być stworzona wizja Rzeczypospolitej przyszłości. Powinna to jednak być taka jej formuła i z takimi granicami, które będą do udźwignięcia przez naszą, polską demografię w postaci sprawczego wpływu i najlepiej obsługująca nasze interesy. Chodzi o wizję Rzeczypospolitej federacyjnej budowanej w perspektywie następnych 20-50 lat, która byłaby uwspółcześniona, miała rozmach, ze swoją wagą i znaczeniem, była w miarę realistyczna i optymalna dla tego konstruktu.

    Takimi wizjami dzielił się dr Jacek Bartosiak, co przedstawił w swojej książce „Rzeczpospolita między lądem a morzem, o wojnie i pokoju” oraz na licznych wykładach. Oprócz prezentowanej mapy, na której oznaczony jest konkretny zarys tej przestrzeni, autor również opisuje tzw. „naszą przestrzeń” na kartach swej książki. Generalnie, dr Bartosiak „naszą przestrzeń” opisuje z punktu widzenia geografii i to jej elementy stanowią te granice, jak rzeki, góry i wybrzeża morskie. Opis ten, mówiący o niemal zazębiających się dopływach rzek Odry, Wisły, Dniepru i Dźwiny w zasadzie jest przekonujący, ale raczej w kontekście historycznym kiedy komunikacja rzeczna była tą najistotniejszą. Natomiast obecnie, kiedy te rzeki są mało spławne i dominuje komunikacja drogowa i kolejowa to ich znaczenie jest znacznie mniejsze, oczywiście nie zapominając o ich militarnym wpływie na działania operacyjne. Niemniej jednak, wydaje się, że na tą naszą przestrzeń należałoby spojrzeć jeszcze raz, uwzględniając współczesne realia, również te polityczne. Gdyby pokazać mapę dr Bartosiaka jakiemuś mieszkańcowi Ukrainy, to pewnie pierwsze co by mu przyszło do głowy, to że Polacy planują rozbiór Ukrainy i nie będzie chciał dalej dyskutować. Przyszły konstrukt powinien więc obejmować całą Ukrainę. Jest to kraj, który jest niezbędny w omawianym projekcie, gdyż stanowi bardzo potrzebny wkład demograficzny i terytorialny umożliwiając osiągnięcie odpowiedniej wagi, co jest konieczne aby wyjść z pozycji państw małych i średnich i nabrać podmiotowości. Poza tym z Ukrainą można spiąć całą przestrzeń na pomoście bałtycko-czarnomorskim, co automatycznie powoduje powstawanie lewarów w przepływach wszelkich dóbr oraz daje znacznie większe możliwości operacyjne na wschodnim teatrze wojennym. Konstrukt ten obejmować zatem powinien Ukrainę ze względów gospodarczych i bezpieczeństwa. Drugim niezwykle istotnym krajem jest Białoruś, przy czym jej obszar głównie ze względów bezpieczeństwa. Nie trzeba tego chyba szczegółowo wyjaśniać, że przez Białoruś wiedzie najkrótsza droga ze Smoleńska do Warszawy i nie ma na niej żadnych istotnych przeszkód terenowych co stanowi niemal idealną autostradę dla wojsk zmechanizowanych. Dlatego kontrolowanie tego obszaru zabezpiecza przed szybkim
    wtargnięciem do samego serca polskiego obszaru siły dając potrzebną głębię strategiczną. Przyjęcie Białorusi do nowego podmiotu powinna ułatwić bliskość kulturowa, wspólna historia i fakt iż jest to jedyny naród spośród naszych sąsiadów, z którym nie mieliśmy w historii żadnych poważnych zatargów. Republiki bałtyckie mogłyby się również znaleźć w strukturach projektowanej federacji, lecz w ich przypadku obecność ta nie byłaby bezwzględnie niezbędna. Przyłączenie z kolei Niemiec nie wchodzi w grę, bo to oni zdominowali by nie tylko Polskę ale cały tworzony podmiot. Mają oni takie same przewagi nad Polską jak Polska w odniesieniu do krajów od niej na wschód, czyli w obszarze gospodarczym, organizacyjnym, kulturowym, politycznym, a do tego w przypadku Niemiec dochodzi jeszcze przewaga populacyjna. Odnośnie krajów na południe od Karpat jest wątpliwe by były zainteresowane przystąpieniem. Mają zbyt duże poczucie niezależności i odrębności oraz rozbieżności interesów. Raczej nie będziemy dla nich źródłem siły i bezpieczeństwa, gdyż nie czują podobnego poziomu zagrożenia ze strony Rosji jak Polska, Ukrainy czy Białoruś (oderwana od Rosji). W większym stopniu będą się orientowały na Niemcy. Spośród naszych sąsiadów pozostaje jeszcze Federacja Rosyjska. O ile całej Rosji nie jesteśmy w stanie wciągnąć do tej struktury gdyż ze względów demograficznych i historycznych to ona próbowałaby dominować, to jednak jej części składowe jak najbardziej będą się nadawały. Tym bardziej, że Rosja ma skłonności do wzlotów i upadków, a wiele jej terytoriów jest zamieszkałych przez różne etnicznie ludy. Takim elementem Federacji Rosyjskiej, który należałoby przyjąć to niewątpliwie Obwód Kaliningradzki, aby zamknąć raz na zawsze temat błędu Konrada Mazowieckiego. Kolejnym będzie Krym, gdyż silny organizm na pomoście bałtycko-czarnomorskim, będzie chciał swobodnie działać w swojej części południowej i Krym będzie niezbędny, więc trzeba będzie cały czas wspierać Ukrainę, aby nigdy nie przestała upominać się o ten półwysep i w momencie smuty pozwolić mu przyłączyć się do Rzeczypospolitej. Ponadto, szczególnie przydatne byłoby przyłączenie Kozaków dońskich, kubańskich i astrachańskich co pozwoliłoby zmniejszyć możliwości odzyskania siły przez Rosję po okresie smuty, odcinając ją całkowicie od Morza Czarnego i Kaspijskiego i połączyć granicę Rzeczypospolitej z Kazachstanem. To z kolei umożliwiłoby zmonopolizowanie lądowej części nowego jedwabnego szlaku praktycznie tylko z Chinami, które do tego czasu prawdopodobnie będą miały już bardzo silną pozycję w Kazachstanie. Niemniej jednak wspieranie niezależności Kazachstanu będzie dla nas ważnym zadaniem, aby nie graniczyć bezpośrednio z Chinami.

    Mamy więc nakreśloną przestrzeń o powierzchni ok. 1,7 mln km kw. oraz populacji ok. 110 mln obywateli, która kanalizuje ruch wszelkich przepływów na linii wschód zachód i północ południe między Europą i Azją, który ma szansę prowadzić podmiotową politykę na arenie międzynarodowej, z olbrzymim potencjałem rozwojowym, militarnym a nawet cywilizacyjnym, utrwalającym swoją odrębną tożsamość. Stworzenie takiego konstruktu byłoby optymalne dla narodu polskiego, gdyż zbyt duża struktura marginalizuje nasze wpływy, natomiast w tej przestrzeni nasza atrakcyjność cywilizacyjna jest największa, a dodając do tego przewagę gospodarczą możemy mieć wpływy sprawcze obsługujące w wystarczającym stopniu nasze interesy.

    Jak zatem urzeczywistnić takie wyobrażenie przyszłej Rzeczypospolitej? Budowa takiego podmiotu na pewno nie będzie łatwa i oczywiście nie można jej przeprowadzić siłą, bo jak historia pokazała, mamy za małą demografię, żeby takimi metodami to tworzyć. Jednakże, należy wyraźnie podkreślić, że silna armia mimo wszystko będzie niezbędna aby móc przeprowadzić proces tworzenia federacyjnej Rzeczypospolitej w sposób pokojowy. Podjęcie procesu tworzenia tego podmiotu musi się odbywać na zasadzie współpracy i to współpracy partnerskiej, bo inaczej nic z tego nie wyjdzie. I tak będzie nam trudno ukryć nasze przewagi, ale będzie można to przedstawiać jako atut umożliwiający wsparcie słabszych terytoriów, gdyż najprawdopodobniej konieczne będzie na starcie wprowadzenie szeroko zakrojonego programu pomocy, na zasadzie planu Marshalla. Przede wszystkim, aby taki konstrukt udźwignąć bez większych tarć wewnętrznych trzeba będzie stworzyć jakąś uniwersalną narrację założycielską i zapewnić równość wszystkich obywateli, aby czuli się prawdziwie obywatelami tej przestrzeni a nie wyzyskiwanymi przez kolonizatorów ludźmi niższej kategorii. Z pewnością już nazwa musiałaby być odpowiednio uniwersalna, np. Rzeczpospolita Polsko-Ruska. Dawałaby możliwość identyfikowania się z nią różnym narodom tam zamieszkującym, podkreślając swobody obywatelskie tam gwarantowane w przeciwieństwie do ucisku i terroryzowania obywateli w Rosji. Część tych narodów należałoby wydobyć z przeszłości działaniami prometejskimi jak np. Kozaków kubańskich, dońskich i astrachańskich i być może w taki sposób wpłynąć na rozpad Rosji. Należy w tym miejscu zaznaczyć, że naszym współistniejącym celem powinna być demonopolizacja tzw. Ruskiego Miru opartego o moskiewski ośrodek siły. Powinniśmy dążyć do rozdrobnienia Federacji Rosyjskiej na mniejsze, niepodległe organizmy państwowe, a następnie nie dopuścić do ponownego scalenia tych ziem. Należy też wytrącić Moskwie argumenty o jedności ruskiego świata, które wykorzystuje do tworzenia narracji o misji zbierania ruskich ziem. Podkreślać należy różnorodność tego świata, jego bogactwo i odrębność różnych jego części. Przyciągnięcie każdego z terytoriów powinno się odbywać w ramach przekonywania o przyłączaniu do obszaru dobrobytu i wolności poprzez umożliwienie wypowiedzenia się danej ludności w wolnym głosowaniu zapewniając jednak odpowiednią ochronę organizacyjną i bezpieczeństwa aby siły nieprzyjazne nie mogły ingerować w demokratyczny proces. Dlatego też aby rozpocząć ten proces musimy dysponować odpowiednim potencjałem gospodarczym i militarnym. Obecnie jest za wcześnie na takie ruchy. Jesteśmy zwyczajnie jeszcze za słabi. Wiele już dokonaliśmy, bo od bankruta w 1989 r. doszliśmy do poziomu średniej gospodarki europejskiej, co pokazują dane historyczne. W 1990 r. PKB Polski był 26 razy mniejszy od niemieckiego, obecnie jest 6 razy mniejszy. Do hiszpańskiego PKB brakuje nam ok. 2,3 krotnego przyrostu. Jeśli nie będziemy mieli większych zawirowań, hiszpańskie PKB dogonimy za ok. 15 lat. I będzie to ta wielkość gospodarki, która w tym miejscu, Europy środkowowschodniej, umożliwi nam realne oddziaływanie na naszą przestrzeń. W tym czasie powinniśmy dokończyć w Polsce duże inwestycje infrastrukturalne i będziemy potrzebowali przestrzeni na ekspansję. Również za ok. 15 lat będziemy dysponowali wystarczająco silną armię, która będzie czynnikiem znaczącego ryzyka w kalkulacjach militarnych naszego potencjalnego przeciwnika. Obecnie niestety, w przypadku choćby opl. jest na tyle słabo, że nie kontrolujemy żadnego ze szczebli drabiny eskalacyjnej. Do tego czasu naszym najważniejszym zadaniem będzie przetrwanie, bez wdawania się w awantury, które mogłyby cofnąć nas w rozwoju lub zupełnie skasować nasze ambicje. Potrzebujemy dalszego, mozolnego wzmacniania naszej gospodarki i siły militarnej. Dlatego musimy wpływać na podtrzymanie obecnej infrastruktury bezpieczeństwa, którą stanowią NATO i UE, utrzymywać i rozwijać nasze bilateralne stosunki ze Stanami Zjednoczonymi będącymi głównym dostarczycielem twardej siły oraz rozwijać współpracę regionalną. Taką niewykorzystywaną możliwością jest współpraca z państwami nordyckimi, którzy posiadają już sformalizowaną strukturę kooperacji w postaci NORDEFCO. Powinniśmy z nimi ćwiczyć konkretne scenariusze militarne z rozpisaniem zadań i pełnionych ról, żeby się uzupełniać i wspomagać, co by ułatwiło nam zabezpieczenie północnej flanki wschodniego teatru wojennego. Jest tu też znaczące pole do współpracy w ramach rozwoju przemysłu zbrojeniowego, co już częściowo robimy z Kongsbergiem i Patrią. Inne działania to przede wszystkim budowa softpower i miękkie odziaływanie na obszarze naszej przestrzeni we wszelkich dziedzinach, tj. gospodarczej, informacyjnej, historycznej, kulturowej, ideologicznej, naukowej a nawet towarzyskiej.

    Podsumowując, mamy obecnie dobrą pozycję wyjściową aby opracowywać takie strategie dla Rzeczypospolitej na XXI wiek. Przez ostatnie 30 lat mimo wielu trudności stworzyliśmy dosyć
    solidne państwo, średniej wielkości i o średniej sile w Europie. Pomimo różnych zastrzeżeń można uznać, że wykorzystaliśmy pauzę geopolityczną, w której królował jeden hegemon światowy. Obecnie trwająca już rywalizacja hegemoniczna pomiędzy USA i Chinami powoduje jednak, że nadchodzi dla nas okres niebezpieczny i nieprzewidywalny w zakresie bezpieczeństwa. Dlatego musimy przyspieszyć rozbudowę naszych sił zbrojnych, a na arenie międzynarodowej powinniśmy postępować bardzo ostrożnie, aby nie dać się wplątać w awanturę o potencjale militarnym gdyż właśnie teraz dysproporcja między naszymi zdolnościami militarnymi a rosyjskimi jest bardzo duża. I pomimo pozytywnie zarysowujących się perspektyw możemy zostać surowo skarceni i stracić szansę na przyszłe wyparcie wpływów moskiewskich z pomostu bałtycko-czarnomorskiego i ostateczne zwycięstwo w tym wielowiekowym starciu cywilizacyjnym. Projekt Rzeczypospolitej Polsko-Ruskiej jest wizją uniwersalnej platformy dla narodów mających zbliżony kod kulturowy, a jednocześnie mających głęboko zakorzenioną potrzebę wolności osobistej, co potwierdzają dawne zwyczaje kozaczyzny, a które to narody funkcjonują pod wpływem Moskwy tylko w wyniku oddziaływania jej siły militarnej i służb siłowych. Wielkość tego konstruktu jest skalibrowana w taki sposób aby nie był za mały i miał możliwość prowadzenia podmiotowej polityki na arenie międzynarodowej, a jednoczenie nie był za duży i pozwalał na realny wpływ na jego funkcjonowanie przez naród polski. Kierunek wschodni budowy państwa federalnego jest nieprzypadkowy, gdyż współistniejącym celem i polską racją stanu jest doprowadzenie do rozczłonkowanie Federacji Rosyjskiej na mniejsze organizmy państwowe, aby raz na zawsze zdjąć z nas wschodnie zagrożenie bezpieczeństwa. Uczestnictwo tego podmiotu w sojuszach globalnych powinno być elementem elastycznej polityki.

    1. (…)I tak będzie nam trudno ukryć nasze przewagi, ale będzie można to przedstawiać jako atut umożliwiający wsparcie słabszych terytoriów, gdyż najprawdopodobniej konieczne będzie na starcie wprowadzenie szeroko zakrojonego programu pomocy, na zasadzie planu Marshalla.(…)
      A skąd kasa Ms. Marshall? Przymypominam, że nie wiadomo, czy tegoroczna dziura budżetowa nie spowoduje przekroczenie konstytucyjnych limitów zadłużenia zagranicznego co spowoduje Grecję w Polsce…

      1. Na pewno będzie przekroczone dopuszczalne 3% zadłużenie budżetu – czyli ograniczenie unijne. Nie tylko Polski – wszystkich krajów [Polska jeszcze wygląda w tym względzie dość dobrze]… Zresztą – zadłużenie będzie świadomie i “urzędowo” pogłębione w ramach UE – przez te “koronaobligacje” – czyli dalsze, już “uwspólnotowione” zadłużenie. Z nadzieją, że owe 750 mld euro wygenerowane z powietrza – da impuls a la Keynes – i zwróci się rozwojem gospodarki. W co watpię zasadniczo – moim zdaniem to jeszcze bardziej zmniejszy konkurencyjność i innowacyjność gospodarki unijnej. Przynajmniej na Zachodzie – pod wypracowane i utrwalone podtrzymywanie “zbyt wielkich by upaść” i pod kroplówkę rolowania długów. Swoją drogą – wygląda na to, że Morawiecki świadomie prowadzi mini-wojnę walutową i zamierza wycisnąć “ile się da” z niezależności kursu i emisji złotówki względem euro. Podbija zarobki [1 października płaca minimalna z 2600 na 2800 zł – zaś od 2021 skok do 4000 zł] i inflację – by w ten sposób “zjeść” dług i jednocześnie zwiększyć konkurencyjność eksportową polskiej gospodarki względem strefy euro [z Niemcami na czele]. Zobaczymy – zaczyna się jazda bez trzymanki – i wymiana pro i contra.

        1. Mi nie chodzi o kryteria Maastricht tylko o naszą ustawę zasadniczą, w której stoi…
          art 216
          5) (…)Nie wolno zaciągać pożyczek lub udzielać gwarancji i poręczeń finansowych, w następstwie których państwowy dług publiczny przekroczy 3/5 wartości rocznego produktu krajowego brutto. Sposób obliczania wartości rocznego produktu krajowego brutto oraz państwowego długu publicznego określa ustawa.(…)
          Oczywiście można to załatwić ustawą czy zmianą konstytucji, ale zrobienie tego akurat w tym momencie to proszenie się o bankructwo…

          (…)Podbija zarobki [1 października płaca minimalna z 2600 na 2800 zł – zaś od 2021 skok do 4000 zł] i inflację – by w ten sposób “zjeść” dług i jednocześnie zwiększyć konkurencyjność eksportową polskiej gospodarki względem strefy euro [z Niemcami na czele]. Zobaczymy – zaczyna się jazda bez trzymanki – i wymiana pro i contra.(…)
          Znaczy się idzie w hiperinflację? To nigdy nie skończyło się dobrze…

      2. @JSC – Grecja wpadła w pułapkę wspólnej waluty euro, Polska ma złotówkę. Której dewaluacja zwiększa konkurencyjność eksportową Polski. Czego Grecja z definicji nie może wykonać. Zasadnicza różnica. Dlatego wchodzenie do strefy euro to w istocie pułapka dla słabszych [od Niemiec] państw w razie kryzysu.

        1. Już raz zasugerowałem, że Grecja różni się od Polski tym, że przez ich gospodarkę gotówka głównie przepływa, a naszej krąży, a zatem tzw. rynki mają na nich gigalewary. A dodajmy do tego, że Grecja to jedna wielka strefa przygraniczna, a zatem żeby trzeba sporej dewaluacji, żeby wygrać z przemytem (od którego z zasady nie są pobierane podatki)… swoją drogą, wydaje się, że zredefiniowałem pojęcie optymalnego obszaru walutowego.

          A zatem skoro utrzymanie suwerennej waluty nie wydaje się dużo lepszym rozwiązaniem niż Euro to trzeba szukać, gdzie indziej… może najlepiej scedować politykę monetarną na ulicę. A w dobie internetu XXI w. idąc za ciosem mogliby i ogłosić się strefą przyjazną dla kryptowalut i barteru (w internecie są tacy co się w to bawią np. https://bartersystem24.pl/), a jak dobrze można rozszerzyć korzystne uregulowania na inne dziedziny tzw. nowej ekonomii czy platform obliczeń rozproszonych (chociaż przy drobnym szacher macher można pod nie podpiąć i inne systemy blockchainowe) i innych pokrewnych technologii (np. takie, które zamiast powierzać pewne zadania algorytmom wciska je do CAPTCHA’y).

          1. Nie będę się powtarzał z argumentacją, dlaczego złotówka lepsza od euro. Inna rzecz, że musimy odzyskać konstytucyjne prawo pełnej emisji złotówki i konstytucyjny zakaz zadłużania budżetu w walutach obcych [a teraz taki zapis funkcjonuje]. Co do kryptowalut – to jedna wielka piramida finansowa sterowana z ukrycia przez silnych graczy Obecnie jest etap testowy. Nie ma kryptowaluty bez szyfrowania – a te szyfrowanie nie do złamania – to jedynie stać na nie wielkich graczy. Jedyna pewna waluta w ciężkich czasach to dobra realne w swoim ręku – dom z własną studnią, fotowoltaiką, z własną ziemią lub lepiej z dużą szklarnią hydroponiczną całoroczną z zamkniętym obiegiem wody. I warsztat i własna działalność na krótkich lokalnych łańcuchach dostaw i usług. A w rozliczeniach wielkich graczy – jako prawdziwa waluta liczy się siła [soft/hard], informacja o innych graczach – oraz technologia. Świat finansowy [w tym i kryptowaluty] już dawno oderwał się od realu – nie CZY? tylko KIEDY? jest pytaniem, jak skończy się to zasadniczym “resetem”.

          2. (…)Nie będę się powtarzał z argumentacją, dlaczego złotówka lepsza od euro.(…)
            I nie zamierzam z nimi dyskutować… mi się rozbiega o drachmę i lira.

            (…)Jedyna pewna waluta w ciężkich czasach to dobra realne w swoim ręku – dom z własną studnią, fotowoltaiką, z własną ziemią lub lepiej z dużą szklarnią hydroponiczną całoroczną z zamkniętym obiegiem wody.(…)
            Kryzys kryzysowi nierówny, a zatem nie zawsze ta recepta zadziała… a jeśli chodzi chomikowanie funduszy to najlepiej iść w dywersyfikację, czyli waluty lokalna i sąsiednich krajów oraz krajów przez które ew. planujesz ucieczkę*, tzw. waluty zapasowe (czyli takie, które można wydawać w sporych obszarach świata), kruszce, krypto, towary na barter itp.
            * A jak już planujesz ucieczkę to trzeba też pomyśleć o środkach transportu i dostępu do informacji, które też wypadałaby zdywersyfikować.
            I tak dochodzimy, że bycie prepersem to zabawa dla bogatych.

  3. JSC – nie nie planuję ucieczki. To naiwne – bo DOKĄD? Globalnie – tylko ewentualnie Nowa Zelandia – ale ta już zapchana i obstawiona. Za tuzin lat to do Polski będą ściągali np. z Zachodu Europy – bo tam zderzenie radykalizującego się islamu z Zachodem [Europy] nieuchronne. Zwłaszcza, gdy Atomowy Kalifat doda skrzydeł islamistom w Europie – i ich roszczeniowej postawie. A to niestety mam za nieuchronne w czasach koncentracji siły i rozdarcia na dwa obozy. Zresztą w kalkulacji Polaków – jeżeli chodzi o życie [zwłaszcza rodziny] – to mówimy o długim biegu bardzo ciężkich czasów. A to wymaga własnego miejsca i własnych zasobów. Ucieczka to w istocie zaczynanie od zera w bardzo nieprzyjaznym środowisku. Nie byłbym zdziwiony, gdyby taki imigrant miał prawo “wejść” – ale za cenę przekazania wszelkich wymienionych przez Ciebie aktywów. Normalka w ciężkich czasach. WTEDY Zachód pokaże swoje prawdziwe oblicze – skrajnie egoistyczne. Tylko w Polsce Polak nie będzie bezwzględnie wykorzystywanym obywatelem drugiej czy trzeciej kategorii. Polska ma wystarczający potencjał [zwłaszcza w koalicji regionalnej – Wschodniej Flanki – i przy wsparciu OBU supermocarstw – które na pewno włącza sie na poziomie strategicznego zagrożenia – bo są egoistycznie i żywotnie zainteresowane utrzymaniem się bufora Polski miedzy Kremlem a Berlinem] – ma wystarczające siły, by na czas Wielkiego Chaosu i Wielkiej Konfrontacji stworzyć bezpieczną i pro-rozwojową strefę. Będzie jeszcze [w latach 30-tych] jak w starym kultowym już kawale, że Szydło dzwoni do Merkel, czy ma wpuścić 100 tys imigrantów do Polski – Merkel, że no oczywiście – cóż za pytanie?…. , a na to Szydło: “Ale to są wszystko Niemcy…”

  4. (…)Za tuzin lat to do Polski będą ściągali np. z Zachodu Europy – bo tam zderzenie radykalizującego się islamu z Zachodem [Europy] nieuchronne. Zwłaszcza, gdy Atomowy Kalifat doda skrzydeł islamistom w Europie – i ich roszczeniowej postawie. A to niestety mam za nieuchronne w czasach koncentracji siły i rozdarcia na dwa obozy.(…)
    O ile dobrze rozumiem mówisz o sytuacji, kiedy USA uzna już bezwarunkową kapitulację, po tym jak ten cały Chiński Kalifat Pakistanu zdemoluje Rosję… jeśli tak to nie widzę ratunku, bo nie widzę powodu, żeby postawili ultimatum (…)albo wprowadzicie szariat albo skończycie jak Rosja(…).

    1. @JSC – pomieszanie z poplątaniem. W następstwie deal’u USA-Chiny, który m.in. zmarginalizuje Rosję i de facto “wystawi” Europę jako dominium i zasób USA – Chiny zaczną animować “wysadzanie” tegoż zasobu USA – przez V kolumnę radykalnego “rodzimego” islamu w Europie. W momencie deal’u wątpię by Atomowy Kalifat [jeżeli już się utworzy w przewrocie w Pakistanie] był już znaczący w skali strategicznej – Chiny zaczekają na deal z USA [który moim zdaniem nastąpi dopiero po zniszczeniu Iranu i po “szarogęsieniu” się Rosji, która na tym zbyt mocno skorzysta – w optyce obu supermocarstw] i dopiero potem Chiny zaczną na całego [ale pod stołem] wspierać pochód Atomowego Kalifatu [dając strategiczne zabezpieczenie Atomowemu Kalifatowi od wschodu – od Indii] – pochód na zachód [dla odtworzenia południowej nitki Jedwabnego Szlaku i zapewnienia przepływów strategicznych lądem pod osłoną pasa nadbrzeżnych A2/AD – zwłaszcza dla surowców] – i zaczną rękami islamu wywracanie od środka Europy – szczególnie zachodniej. Zaś Rosja – to jest ciastko dla Chin – nie dla islamu. Ze względu na potrzebę absolutnej dominacji w Azji, przestrzeń demograficzną, strefę buforową Syberii i Arktyki [strefa Seversky’ego] – pod ostateczną rozprawę z USA. Pas islamski i Europa i kawałek Afryki – to jest “wynagrodzenie” i kierunek ekspansji dla Atomowego Kalifatu jako strategicznego sojusznika Chin. Zaś dla islamskiej Indonezji – za jej obrót na Chiny [i rozdzielenie Indopacyfiku i likwidację “dylematu Malakka” i za bazy i za ogólne przewrócenie sytuacji na korzyść Chin] – zapewne jakieś udziały w Oceanii i Australii. Szczególnie Australia będzie widziana jako “bezpieczny ląd” dla przeludnionej Indonezji – państwa wyspiarskiego, któremu zmiany klimatu dokuczą w sposób krytyczny w latach 30-tych. Sumując – celem Chin będzie kluczowa strefa Heartlandu z Arktyką plus przepływy strategiczne min. w ramach Wyspy Świata, dla Atomowego Kalifatu niejako odśrodkowo względem Chin – likwidacja i zajęcie proamerykańskich “zasobów”.

      1. (…)Zaś Rosja – to jest ciastko dla Chin – nie dla islamu.(…)
        Rozmawiamy o Polsce czy o Rosji… chyba, że stawiasz śmiałą tezę, że do pory przewidywanego przełomu Rosja anektuje Polskę. Może i tak… bo skoro i tak conajmniej muzułmańska część Bałkanów ma przypaść, a prawdopodobniej historyczny zasięg imperium Osmanów to i tak konstrukt Międzymorza traci podstawy istnienia to można podpuścić Rosję do zajęcia Finlandii, Pribałtyki i Polski, a pod pozorem bratniej pomocy wysłać całkiem sporą forpocztę sił okupacyjnych. Idealny przepis na to, żeby Chiński Kalifat Pakistanu zgarnął całą pulę.
        Z drugiej strony bardziej na biorcę ofiar kalifatu rzeczywiście bardziej się nadaje Rosja niż Polska:
        1) Szybko zabraknie Polsce pojemności
        2) Polskie społeczeństwo nie jest przyjaźnie nastawie do cudzoziemców
        3) Tzw. katechon jest upatrywany w nie osobach zbawców Polski, nawet emerytowanych (posada-marzenie Kaczyńskiego) tylko w Putinie. Ba, on w tym rankingu bije na głowę nawet Papieży!

        1. @JSC – nie – Rosja nie anektuje Polski. Ani Berlin. Za słabi gracze wobec obu supermocarstw, dla których suwerenna wobec Kremla i Berlina Polska – jest gwarancją na poziomie strategicznym, że nie urośnie im trzeci, silniejszy konkurent supermocarstwowy od Lizbony do Władywostoku. A konstrukt Międzymorza nie wymaga Bałkanów – wymaga pomostu bałtycko-czarnomorskiego – czyli Polski z Ukrainą w wariancie minimum. Inna rzecz, że kalkulacje strategiczne podboju Europy przez islam – oparte na pogardliwej przesłance “miękkości” i “słabości” “białych” – mogą zostać skonfrontowane z rzeczywistością. Naprawdę niewiele trzeba, aby w stanie egzystencjalnego zagrożenia społeczeństwo – z kultu konsumpcji – przestawiło się na tory wojennej mobilizacji. Obecna słabość polityczno-społeczno-militarna Europy, napędzana sztucznie zaplanowanym i konsekwentnie wdrażanym totalitarnym łamaniem jej chrześcijańskich podstaw, bazy kulturowo-społecznej opartej o rodzinę, z samobójczym forsowaniem LGBTQX/geneder i całego wydumanego chciejstwa życzeniowego [i samobójczego roszczeniowego socjalizmu – wręcz komunizmu] – to stan moim zdaniem przejściowy. Gdy ludzie na Zachodzie zaczną bać się o życie w sposób gardłowy [dosłownie i w przenośni] – cała ta ideologia pryśnie i żaden bat terroru politycznej poprawności i ścigania za tzw. “mowę nienawiści” [w której sami wręcz celują] itp instrumenty soc-manipulacji – padną jak domek z kart.. Zapewne za późno, by zjednoczyć cały zachód i powstrzymać islam na przedpolach Europy – ale podboju Europy też nie widzę. Owszem – dla południowej, śródziemnomorskiej Europy to będzie wojna totalna, ale już dla Polski na północy – zasadniczo jednorodnej jako kraj nie-islamski – i chronionej buforami południa i Alp/ Karpat – raczej nie. Tym bardziej, że polityka siły Rosji budzi kontrakcję w całej Europie – nie tylko w Polsce i na Wschodniej Flance [po Rumunię i Bułgarię]. Można powiedzieć – mamy, niczym “szczepionkę”, pierwsze przebudzenie na ciężkie czasy Wielkiego Chaosu i Wielkiej Konfrontacji. W wyżej opisanych warunkach SWOT Polski – tym bardziej nie ma sensu migracja z Polski – za to ma sens budowanie oddolne społeczeństwa i jego siły i przygotowanie się na ciężkie czasy.

          1. (…)@JSC – nie – Rosja nie anektuje Polski.(…)
            Sama nie, ale wsparta przez Chiny, które mają które w zamiarze jej zagarnięcia zadbają o to, żeby była jak największa i odciągnięcie przynajmniej części rosyjskiej od granicy z Chinami… 2 pieczenie na jednym ogniu, a nawet 3, bo likwiduje ostatnią enklawę amerykańskich wpływów w regionie. Ta ostatnia jako doprowadzenie sprawy do końca jest nawet cenniejsze od pozostałych.

            (…)Gdy ludzie na Zachodzie zaczną bać się o życie w sposób gardłowy [dosłownie i w przenośni] – cała ta ideologia pryśnie i żaden bat terroru politycznej poprawności i ścigania za tzw. “mowę nienawiści” [w której sami wręcz celują] itp instrumenty soc-manipulacji – padną jak domek z kart..(…)
            Obyś nie dostał tego czego chcesz, bo poprawność polityczna nie broni społeczeństwo przed radykalizacji tych wszystkich odmieńców… bo skoro zradykalizowani narodowcy są już na miejscu to dlaczego geje mieliby mieć coś przeciwko islamistom… W sumie, co ich obchodzi, kto będzie szefem Dachau 2.0?

          2. @JSC – Rosja wspierana przez Chiny dla podboju Polski? Rozumiem to jako żart, bo zakładam, że znasz reguły gry geopolitycznej. Chiny NIGDY nie pomogą Rosji podbić Polski – bo pomaganie w budowie konkurencyjnego supermocarstwa od Lizbony do Władywostoku – to dla Chin najgorszy koszmar. Dla USA zresztą też. Dla OBU supermocarstw byłoby to “game over” ich dotychczasowej konfrontacji hegemonalnej w G2. OBA supermocarstwa w sytuacji zagrożenia “połknięcia” Polski przez Rosję [lub Berlin – ale w tym przypadku raczej ekonomicznie, niż siłowo] – powtarzam OBA supermocarstwa ZGODNIE zrobią wszystko w swoim własnym egoistycznym interesie narodowym i żywotnej racji stanu – by Polska pozostała suwerenna względem Kremla i Berlina. Taktyczna “przyjaźń” Pekinu względem Kremla jest tylko tymczasowa i w ściśle określonym celu – wyzyskania Rosji jako “pożytecznego idioty” przeciw USA. Ale gdy na poziomie strategicznym Rosja z Niemcami zbliża się do progu realizowalności supermocarstwa Lizbona-Władywostok – WTEDY wszelka “przyjaźń” Pekinu do Kremla [i do Berlina] zostanie odwrócona o 180 stopni. W Waszyngtonie zresztą też. I to jest nieuchronne i pewne – i żaden spryt i lawirowanie Kremla i Berlina tego nie “przeskoczy”. I Kreml i Berlin “spaliły temat” w 2010-11. Co prawda Waszyngton dopiero w 2013 ostatecznie zrozumiał, ze Kreml z Berlinem realizują swoją supermocarstową konkurencyjną agendę [Chiny zrozumiały to już w 2011] – ale jak już tam to do nich dotarło i zrozumieli do końca – to już “nie odpuszczą” ani Kremlowi ani Berlinowi w tej sprawie – gardłowej dla USA. Co zreszta powinniśmy pragmatycznie wykorzystywac do końca – siły USA w Polsce i na Wschodniej Flance nie są z dobrego serca Trumpa – ale z KONIECZNOŚCI, w jakiej jest USA. Nie musimy nic kupować od USA, możemy iść całkowicie swoją drogą – owszem, będą z Waszyngtonu straszyli nas wycofaniem wsparcia, wojsk i “konsekwencjami” – ale tego nie zrobią – na 100%. Pora sobie to uświadomić – do końca.

          3. JŚC – teraz islam wspiera LGBTQX na Zachodzie – bo to osłabia Zachód. Ale jak wkrocza do Europy – to LGBTQX będzie pierwsze na listach likwidacyjnych. Tu nie stosunek LGBTQX do islamu decyduje – ale stosunek islamu do LGBTQX. Zas narodowcy w danych krajach nie będą siła rozsadzającą i osłabiająca dane państwo – jak sugerujesz – ale odwrotnie, będą głównym zaczynem obronnej mobilizacji przeciw inwazji islamu.

          4. (…)@JSC – nie – Rosja nie anektuje Polski. Ani Berlin. Za słabi gracze wobec obu supermocarstw, dla których suwerenna wobec Kremla i Berlina Polska – jest gwarancją na poziomie strategicznym, że nie urośnie im trzeci, silniejszy konkurent supermocarstwowy od Lizbony do Władywostoku.(…)
            Ta pomoc to tylko gambit… manewr polega na pomocy Rosji w zajęciu co się da i zanim się ktoś zorientuje zająć całą, podkreślam CAŁĄ, Rosję.

          5. JSC – to nie patrioci będą wzywać LGBTQX wg Twego obrazu “Już widzę te sceny jak narodowcy wzywają (…)Bracia Geje! Chodźcie na krucjatę!(…)…” Będzie dokładnie odwrotnie – to ludzie z LGBTQX – już z podkulonym ogonem i bez obecnej pychy i bez samochwalstwa, będą za wszelką cenę lepili się do patriotów. Żeby przetrwać.

          6. (…)już z podkulonym ogonem i bez obecnej pychy i bez samochwalstwa, będą za wszelką cenę lepili się do patriotów.(…)
            Nie wiem co musiałoby się stać, żeby środowiska LGBTQX przestały się śmiertelnie bać środowisk, które obecnie epatują hasłami w stylu (…)Pedały do gazu(…)…

          7. JSC – “środowiska LGBTQX” najmniej boją się narodowców, a szerzej – patriotów. Bo te środowiska są w ekstazie natarcia i są na fali agresywnych akcji – których celem rozbicie i atomizacja społeczeństwa i zaprowadzenie terroru politycznej poprawności. No i wytworzenie casusów “łamania praworządności” – w ramach zmasowanej akcji podporządkowywania sobie Polski – pod Mitteleurope – a potem supermocarstwo Lizbona-Władywostok. Przy czym sami “zainteresowani” – czyli geje i lesbijski itd. – są tym ruchem “środowisk LGBTQX” najmniej zadowolenie [poza oszołomami]. Z ciekawości po forach odbyłem ze 40 rozmów. Schemat odpowiedzi jest praktycznie ten sam – żyli sobie spokojnie bez afiszowania się – kontrakt społeczny działał w obie strony, był spokój. Polska z jej absolutnym brakiem karania więzieniem – w przeciwieństwie do Zachodu [który teraz jak nawiedzony neofita nas poucza!] – wypracowała model asymilacji – model zbalansowanego kontraktu społecznego. A teraz przyszły oszołomy “środowisk LGBTQX” – i przyprawiają im gębę za pieniądze Sorosa. I bardziej się boją “środowisk LGBTQX” niż narodowców. Z prostych powodów – bo owe “środowiska LGBTQX” mają zaplecze np. Antify i innych bojówek od akcji bezpośrednich – napędzanych medialnym parciem do wdrażania “tolerancji” z maską na twarzy i bejsbolem w ręku. Czym zresztą się chwalą i afiszują na zbiorowych zdjęciach – pewni swej bezkarności pod szyldem “postępu”. Po prostu – ci W ZDECYDOWANEJ WIĘKSZOŚCI ZWYKLI LUDZIE z LGBTQX [a nie aktywiści, którzy pod szyldem “wyzwalania” ich wykorzystują jako marionetki do swych politycznych celów] – chcą żyć spokojnie. Polskie społeczeństwo jest inne od zachodniego. Socjologowie określają polskie społeczeństwo mianem “orzecha” – czyli najpierw twarda skorupa [trzeba pokazać, że umie się żyć ze społeczeństwem], a potem dość łatwo miększy owoc w środku – egzystowania w społeczeństwie. Natomiast na Zachodzie odwrotnie – na pokaz tania “tolerancja i pozytywne podejście” – natomiast wejść do wnętrza społeczeństwa trudne – jest twardy szklany sufit. Zresztą m.in. dlatego taka klęska asymilacji imigrantów na Zachodzie. A w Polsce udała się długofalowa i trwała w długim trwaniu asymilacja muzułmanów – od czasów Sobieskiego – i znalezienie przez nich miejsca w polskim społeczeństwie – przez nich samych uważających się i identyfikujących jako Polaków. Ciekawe że na PRAWDZIWĄ tolerancję i zbudowanie społecznego balansu w Polsce – karoliński zachód pod “wyzwoleńczym” sztandarem Marksa – jest całkowicie ślepy. Woli samemu szczuć i budować konflikty – by mieć pretekst do “sprawiedliwego ukarania polskich nazistów” itd.

          8. Georealista
            (…)JSC – “środowiska LGBTQX” najmniej boją się narodowców, a szerzej – patriotów. Bo te środowiska są w ekstazie natarcia i są na fali agresywnych akcji – których celem rozbicie i atomizacja społeczeństwa i zaprowadzenie terroru politycznej poprawności. No i wytworzenie casusów “łamania praworządności” – w ramach zmasowanej akcji podporządkowywania sobie Polski – pod Mitteleurope – a potem supermocarstwo Lizbona-Władywostok.(…)
            To już zakrawa na teorię spiskową… a po za tym w członie kryjącym się pod Władywostokiem to problem prawdziwej przemocy wobec osób nienormatywnie seksualnych jest naprawdę palący…

            (…)Przy czym sami “zainteresowani” – czyli geje i lesbijski itd. – są tym ruchem “środowisk LGBTQX” najmniej zadowolenie [poza oszołomami]. Z ciekawości po forach odbyłem ze 40 rozmów. Schemat odpowiedzi jest praktycznie ten sam – żyli sobie spokojnie bez afiszowania się – kontrakt społeczny działał w obie strony, był spokój.(…)
            To samo można o relacjach patriotów z tą częścią Marszu Narodowego*, z którego on (…)słynie(…) czy kibiców z bywalcami tzw. żylety.

            * I wcale nie nie chodzi oskarżenia o ruską agenturę… które są na prawdę świeże.

            (…)Z prostych powodów – bo owe “środowiska LGBTQX” mają zaplecze np. Antify i innych bojówek od akcji bezpośrednich – napędzanych medialnym parciem do wdrażania “tolerancji” z maską na twarzy i bejsbolem w ręku.(…)
            Powtarzam, od tego typu działalności jest wydział do zwalczania terroru kryminalnego… to samo sugeruję w kwestii środowisk, które wymieniłem kontekście patriotów i kibiców. Bo to one wszystkie rozbijają spójność społeczną i to niezależnie od tego co mają na sztandarach… ponadto akcje takie jak w Hajnówce stanowią idealny pretekst do wkroczenia zielonych ludzików.

            (…)A w Polsce udała się długofalowa i trwała w długim trwaniu asymilacja muzułmanów – od czasów Sobieskiego – i znalezienie przez nich miejsca w polskim społeczeństwie – przez nich samych uważających się i identyfikujących jako Polaków.(…)
            Z protestantami też jakoś się udało, ale z prawosławnymi nie pykło i to mocno… wystarczy wspomnieć to co się działo na Ukrainie.
            Podobny paradoks widać w przypadku UK do tej pory ludność krajów reprezentujących ileś tam kultur, w tym islam, nadal uznaje się za poddanych Królowej, ale za to kosa z Irlandczykami Północnymi jest straszliwa… w latach ’70 IRA przodowała w liczbie ofiar śmiertelnych w organizowanych przez siebie zamachach bombowych. A i teraz mimo Porozumienia Wielopiątkowego nadal zdarzają się akty przemocy politycznej… o to przykłady z przeciągu roku…
            https://wiadomosci.onet.pl/swiat/policyjna-akcja-przeciwko-nowej-ira-w-irlandii-polnocnej/w0686cj
            https://tvn24.pl/swiat/irlandia-polnocna-mezczyzna-oskarzony-po-smierci-dziennikarki-lyry-mckee-4045351

          9. JSC – od 2010, gdy po szczycie w Deauville Putin z Merkel ogłosili tworzenie “nowej lepszej unii od Lizbony do Władywostoku” – nie ma żadnej teorii spiskowej – jest tylko realizacja planu budowy supermocarstwa euroazjatyckiego. Ponieważ potrzebny jest bat do złamania Polski jako bufora uniemożliwiającego ten plan – dlatego jądro karolińskie wspiera siłową presję Kremla [który robi to wprost nieustannie od szantażu atomowych ćwiczeń ZAPAD2009] przez presję “karania za niepraworządność”. Ponieważ w Polsce sprawy LGBTQX były od dawna załatwione i poddane kontraktowi społecznemu i stabilizacji – dlatego są animowane w aktach prowokacyjnych – by “problem” stworzyć, rozdmuchać [widać to wprost po reakcjach komisarzy eurokołchozowych np. po aresztowaniu bandyty tzw. Margot] – by mieć pretekst [całkowicie sztucznie wytworzony via wszelkiego typu “postępowe” organizacje zorganizowane i zadaniowane z zagranicy – z czym się nie kryją – odwrotnie – mają to za powód do chwały i szczycenia się “europejskością”] – by owo “sprawiedliwe karanie” uruchomić.

          10. Georelaista
            Postępowanie w sprawie art. 7 zaczęło się już na początku DobrejZmiany, a sprawa Margot wybuchła jakiś rok po działania rządu już II kadencji… a jeśli już idziemy po linii światopoglądówki to łatwo wykazać, że osoby niezgodne z linią partyjną np. czarne parasolki były głównie ofiarami, a nie sprawcami przemocy.

        2. @JSC – a cóż to za propaganda na słabych nóżkach? Putin jako katechon [czyli kadrowy oficer KGB z czasów wojującego ateizmu ZSRR – sic] jest promowany przez “wierchuszkę” cerkwi prawosławnej w Rosji, w Serbii i w Grecji [chodzi o Atos]. Tyle że w samym Atos i nie tylko [ogólnie w Grecji] “dół” duchowieństwa zupełnie przeciwnie do patriarchów – widzi w Putinie wilka w owczej skórze i zupełnie mu nie ufa.Wiem, bo pytałem z ciekawości na miejscu w Grecji zwiedzając aktywnie “szlakiem monastycznym”. Ale już w Bułgarii, Rumunii, nie mówiąc o Ukrainie czy np…Kanadzie – tamtejsze prawosławie [także “góra”] ostatnie co, to widzi w Putinie katechona. W ośrodkach starego chrześcijaństwa, jak Armenia i Gruzja – również postać Putina budzi negatywne skojarzenia od strony religijnej. A i na Białorusi – tamtejsze prawosławie [mówię o dole kapłanów na parafiach] jest co najmniej podzielone. Tak przy temacie – Rosjanie np. lubią się powoływać w swej propagandzie na przepowiednie tzw. Baby Wangi, zapowiadające wielkość Rosji – nawet podała terminarz, który zresztą się nie sprawdza [np. w 2011 cała nasza półkula miała być śmiertelnie skażona i życie na niej wygubione]. Tyle, że w Bułgarii Baba Wanga to uosobienie szatańskiego opętania – wszyscy tam wiedzą, że jak przyszedł pop z krucyfiksem, to Baba Wanga krzyczała, by go zabrać, “bo ją pali”. Co ciekawsze – w samej Rosji ideolodzy związani z ruchem tzw. Trzeciego Rzymu [pomysł niedouczonego mnicha Filoteusza na przełomie XV/XVI w. podchwycony przez carów jako namaszczenie do podbojów – czyli Rosja ostatnim Rzymem – docelowo hegemonem globalnym i zwycięstwo carskiego prawosławia na całym świecie] najpierw byli za Putinem, obecnie suchej nitki na nim nie zostawiają i w artykułach, filmach itd – cytują świętych mężów prawosławia z ostatnich dwóch wieków – przestrzegających przed zagłada Rosji nie z zachodu – ale z Chin. Co rzecz jasna Kreml skrupulatnie pomija i trzyma z wierną mu “wierchuszką” patriarchatu moskiewskiego. Polecam do zapoznania oficjalny portal Trzeciego Rzymu: https://3rm.info/

          1. Co do prawosławnej części Europy przyznam ci rację, ale co katolickiej, w szczególności Polski katechonem jest jest jednak Putin… naszym konserwatystom łatwiej wybaczyć Putinowi pracę w KGB niż co niektóre (…)grzechy(…) (oni zaliczają do ich takie sprawy jak, Sobór Watykański II, rzekome krycie afery pedofilskiej, ekskomunikę na lefebrystów, poparcie dla akcesji do UE i jeszcze parę rzeczy się znajdzie) Janowi Pawłowi II czy Franciszkowi rzekomą teologię wyzwolenia.

          2. @JSC – na pewno w Polsce ostatnie co, to Putin przyjmowany jako “zbawca chrześcijaństwa”. Tak – i owszem, udało się przedstawić agenturze wpływu Putina jako ostoję prawicowych i konserwatywnych wartości chrześcijańskich na Zachodzie. Tu zgoda – stąd ta schizofrenia, że na Zachodzie tzw. “prawica” i jednocześnie skrajna lewica – są zapatrzone zgodnie w Putina jak w ikonę ich ideałów. To tylko pokazuje nędzę polityki Zachodu, który Putin owinął sobie wokół palca. Na pewno już w UK nie jest Putin postrzegany pozytywnie [pod względem “świeckim” i religijnym], tak samo przez Skandynawów. Główne ogniska miłości do Putina to Niemcy, w dużym stopniu Francja, ale i Italia. Oraz Hiszpania, gdzie prym wiodą lewacy. Tylko, że ten obraz “dobrego” Putina zaczyna stopniowo erodować – i na Zachodzie – i w samej Rosji…

          3. (…)@JSC – na pewno w Polsce ostatnie co, to Putin przyjmowany jako “zbawca chrześcijaństwa”(…)
            Moje obserwacje blogu Konserwatyzm.pl sugeruje, jednak że pierwsze.

          4. JSC – są portale konserwatywne i chrześcijańskie – i takie które tylko je udają – z całą rozbudowaną maskirowką sztafażu dla ukrycia manipulacji. Gdzie przeważnie narracja odwraca kota ogonem – wszystkie wrogie akty Rosji – wynikające z zimnej kalkulacji geostrategicznej likwidacji Polski – czyli bufora bałtycko-karpackiego – na siłę wpiera jako spowodowane …”złym nastawieniem Polski i Polaków”. Słodkie sentymentalne bajeczki dla naiwnych i zatrute gadanie Sarumana – dla tych, którym mózgi wyprano słodkim i pokrętnym gadaniem o “bractwie słowiańskim” o “przyjaźni” itp. wydumanymi zasługami – których Rosja nigdy nie miała [i nie chciała] wobec Polski. A którzy to naiwni czytelnicy-laicy nigdy nie czytali najważniejszego i oficjalnego geostratega Kremla ery Putina – Alexandra Dugina [“jego “Podstawy geopolityki” to obowiązkowa lektura w Rosji na wszystkich uczelniach wojskowych, ale i w cywilu – na kierunkach społecznych]. Z jego kluczowym stwierdzeniem – niezmiennego fundamentu geostrategii Kremla wobec Polski [od 1999 – gdy wszedł Putin i od razu Dugin został “pierwszym myślicielem” kremlowskiej geostrategii]: – cytuję – “Rosja nie jest zainteresowana istnieniem Polski w żadnej postaci…”. Zwykła sprawa w rosyjskiej agenturze wpływu – przecież nie będą sączyli swoich zatrutych manipulacji pod szyldem “KremlowskaPropaganda.pl”….tylko wręcz odwrotnie.. Ja np. polecam Prawy.pl albo Jagiellonia.org albo Kresy.pl albo pch24.pl. Swoją drogą – czy WdoRzeczy.pl lub wPolityce.pl jest chwalenie Putina? Albo na Fronda.pl? Czy w NamZależy lub w Realu24 na YT?

  5. Nałożenie sankcji UE na Rosję za otrucie Nawalnego – gdzie pozornie “dziwnie” za sankcjami lobbowały Niemcy – ma swoje drugie dno. Dla Niemiec sprawa Nawalnego to dobry pokazowy pretekst, by z musu zrobić cnotę, czyli zabezpieczają sobie “wyjście z twarzą” – ewentualnego anulowania udziału Niemiec w NORD STREAM 2 pod nader cnotliwym pretekstem. Bo groźby USA sankcji już bezpośrednio przeciw portowi [Stralsund] i Niemcom – podwyższają koszty Nord Stream 2 do poziomu [stopniowo] nieopłacalnego dla Niemiec. A w szerszym zakresie – to zabezpieczanie sobie pola przez Berlin do ewentualnego ograniczenia Ostpolitik na rzecz Westbindung. Moim zdaniem Berlin raczej stara się stworzyć WRAŻENIE takiego zwrotu [ewentualnie zrobić tylko tymczasową maskirowkę odbudowy Westbindung i porzucenia planów z Kremlem] – idzie na przeczekanie i na wykpienie się tanimi gestami.

  6. Niemcy, w ślad za Francją – “nagle” i “niespodziewanie” zaczynają dostrzegać mniej różowe aspekty multi-kulti, w tym zagrożenie radykalizmem wojującego islamu. Polecam: https://www.fronda.pl/a/niemcy-przerywaja-milczenie-imigranci-zagrazaja-europie,151661.html Oczywiście ZERO przeprosin Polski [czy Węgier] za dotychczasowe oczernianie w tej kwestii forsowanej przez “jedynie słusznych wielkich braci” w ramach szerzenia “postępu” batem politycznej poprawności. Gdyby nasi sternicy mieli nieco refleksu – do końca by się odwinęli Berlinowi i Paryżowi – z przeczołganiem i rozliczeniem kłamstw i hipokryzji – koncertowo na oczach całej UE. Może właśnie po to opozycja “pro-unijna” tak rozpala wewnętrzną walkę w piaskownicy – by od tego odciągnąć…

    1. O ile Orban rzeczywiście wiele zadziałał w tym zakresie, to rząd PISu można porównać do wilka w owczej skórze. W warstwie retorycznej byli przeciwni przyjmowaniu imigrantów, ale faktycznie szeroko otwarli granice dla cudzoziemców i zliberalizowali prawo, co widać na ulicach naszych miast.
      Tak swoją drogą to ten młodzieniec, który zamordował nauczyciela w Francji był Czeczenem, których tak ochoczo przyjmujemy w Polsce, dając nawet polskie obywatelstwo. Niektórzy ludzie w Polsce myślą, że jak ktoś walczy( walczył) z Rosją to jest naszym sprzymierzeńcem – stąd wpuszczanie Czeczenów czy banderowców, co nam się w końcu czkawką odbije. Niestety ale w kwestii imigracji popełniamy te same błędy co Zachód, tyle tylko, że jesteśmy w stosunku do nich opóźnieni ( podobnie było z pandemią na wiosnę, ale teraz już w żaden sposób nie odstajemy).

  7. Przeprosiny dla Polski i Węgier? A za co? Przeprosiny się należą Grecji i Włochom, że reszta Europy (także od Polski i Węgier) wygodnie się powoływała na tzw. pierwsze bezpieczne terytorium, czyli odmawiając im prawa do odesłania kogokolwiek choćby szły na nich cała Afryka i pół Azji.

    1. @JSC – zgodnie z konwencją dublińską pierwszy kraj [graniczny] UE ma pełnię władzy do rozpatrzenia podania o azyl. W tym prawo odmowy i deportowania z UE. A cała ta “hurra” presja pt “Wir schaffen” ze strony Merkel&Co z “zapraszaniem” imigrantów – był złamaniem prawa. Pod hasłem dobrych intencji – czyli brukowania piekła. Państwa działające wg prawa unijnego – były odsądzane od czci i wiary – jakby były przestępcami. Za złamanie prawa i konsekwencje – Niemcy winni zapłacić. Paryż też zresztą. Czyli wg tejże unijnej praworządności konieczne jest przeczołganie jądra karolińskiego przez paragrafy prawa unijnego. Bez typowego dla komisarzy unijnych podejścia “Niemcy i Francja to co innego” – czyli bez podwójnej moralności – i bez podwójnego egzekwowania prawa. Skoro się mają za liderów – to z podwójną surowością.

  8. @Georealista
    (…)zgodnie z konwencją dublińską pierwszy kraj [graniczny] UE ma pełnię władzy do rozpatrzenia podania o azyl. W tym prawo odmowy i deportowania z UE.(…)
    Piszesz jakby kraje graniczne mogły deportować po uważaniu. A jednak Grecja nie znalazła na paragrafu z twierdzeniami takich uprawnień i dlatego zatkała się Lampedusa, a dopiero reszta kraju… i zwracam uwagę, że nie było jeszcze wtedy krzyków, że nachodźcy… To miało nastąpić póżniej kiedy po przerzuceniu na drugą stronę kraju ruszyli przez Europę, gdy się zaczęły zadymy na granicy Serbsko-Węgierskiej. I dopiero teraz dochodzimy do Wilkommen Merkel… a zatem narracja o tej genezie kryzysu jest z gruntu fałszywa, bo genezą były idiotyczne pomysły na pomoc humanitarną pod tytułem koszarowanie w obozach dla uchodźców i to najlepiej w zasięgu agresorów… tak aby mogły powstawać sceny jak w Panu Życia i Śmierci. Oczywiście Lampedusa, ani reszta Grecji i Włoch nie podlega temu kryterium niesienia pomocy na miejscu tego typu.

    1. Wręcz odwrotnie – kraj graniczny ma prawo odmówić azylu i deportować z pomocą Frontexu. Co zresztą po ostatnich wyborach Włosi zaczęli stosować. Właśnie dlatego, aby takie PRAWNE i LEGALNE działania zastopować w 2015 – wtedy urządzano w ramach pressingu kampanię medialna i szopki w Brukseli – w tym szantaż emocjonalny z tym utopionym dzieckiem na plaży, czyli synem chciwego przestępcy – człowieka od nielegalnego przemytu ludzi. Cały ten proceder i całe to zapraszanie imigrantów animowane przez Berlin [i Brukselę] od początku do końca było i jest nielegalne – i właśnie dlatego oponenci byli poddany takiemu pressingowi medialnemu – gdzie prawne i racjonalne podejście zastępowano zwykłymi kłamstwami i szantażem emocjonalnym opartym o tanie chwyty. Na to nakładała się forsowana propaganda o “uchodźcach wojny” – gdy tymczasem większość to byli cwaniacy spoza strefy wojny, których było stać na opłacenie przemytników, a których głównym zmartwieniem nie była żywność [tę zwyczajnie z pogardą odrzucali np. od wolontariuszy Czerwonego Krzyża] a…naładowanie smartfona. Gdzie ewidentnie dorosłych młodych mężczyzn [stanowiących 80%] przedstawiano jako “biedne dzieci”. Co ciekawsze – indagowani bezpośrednio na plaży w ca 40% deklarowali swoje poparcie dla ISIS – więc absolutnie się nie bali deportacji – drogę mieli przygotowaną i zorganizowaną zawczasu – włącznie z wydrukowanymi dla nich przewodnikami informacyjnymi – co i jak mówić, do kogo się zgłosić itd. Dobrze pamiętam zwykłe kłamstwa np. w TVN, gdzie pokazywano praktycznie samych młodych mężczyzn lądujących na greckiej plaży, a reporterka tokowała o “biednych kobietach i dzieciach”. Polecam wpis w http://amerbroker.pl/?go=content&action=show&id=463 – np. z 28 września 2015 r. pt “W Europie możesz gwałcić i nie będziesz za to karany”

      “Obiecują gwałty na białych kobietach.
      Napis na dole brzmi: „Nie będziesz ukarany!” Niesamowite jak wielkie pieniądze idą na to aby zachęcać Afrykańczyków do wyjazdów do Europy. Finansowi sponsorzy tego exodusu mają wielki plan podpalenia EU i zniszczenia Europy narodów. Europa zachodnia zmierza do bankructwa, upodlenia i wojen. Polacy – czas się obudzić i zainteresować polityką !!” Napisy na bilboardzie: GWAŁĆ GWAŁĆ GWAŁĆ Możesz to robić w Finlandii. Uchodźcy mogą robić wszystko! Nie będziesz ukarany.” itd

      Panie Krzysztofie – da Pan radę wkleić to zdjęcie dla niedowiarków? Bo widzę po wpisach Pana JSC, że co niektórzy [zwłaszcza “postępowi” i “multi-kulturalni”] pewnie włączyli sobie w mózgach amnezję selektywną wg “jedynie słusznych” odgórnych dyrektyw. Ja akurat z pamięcią nie mam problemu.

      1. @Georealista
        (…)Właśnie dlatego, aby takie PRAWNE i LEGALNE działania zastopować w 2015 – wtedy urządzano w ramach pressingu kampanię medialna i szopki w Brukseli – w tym szantaż emocjonalny z tym utopionym dzieckiem na plaży, czyli synem chciwego przestępcy – człowieka od nielegalnego przemytu ludzi.(…)
        Niestety, ale to co teraz wyprawiają na Morzu Śródziemnym kwalifikuje się pod zbrodnie przeciwko ludzkości… https://oko.press/migranci-niech-tona/

        (…)Na to nakładała się forsowana propaganda o “uchodźcach wojny” – gdy tymczasem większość to byli cwaniacy spoza strefy wojny, których było stać na opłacenie przemytników, a których głównym zmartwieniem nie była żywność [tę zwyczajnie z pogardą odrzucali np. od wolontariuszy Czerwonego Krzyża] a…naładowanie smartfona.(…)
        Chińscy żebracy masowo (…)pracują(…) z smartfonem w ręku. A zatem ten argument nie robi na mnie wielkiego wrażenia, chyba że to były flagowce. A te odrzucane z pogardą jedzenie to była bodajże wieprzowina, która jako towar niekoszerny ma dużo niższą wartość dla muzułmanina, który znalazł się na nieznanym terenie, niż dostęp do informacji.

        (…)“Obiecują gwałty na białych kobietach.
        Napis na dole brzmi: „Nie będziesz ukarany!”(…)
        A #MałaEmi dostała obietnicę: (…)Za czynienie dobra nie wsadzamy(…). Zatem to są obietnice, do których trzeba podchodzić z wielkim sceptycyzmem.

        (…)Panie Krzysztofie – da Pan radę wkleić to zdjęcie dla niedowiarków? Bo widzę po wpisach Pana JSC, że co niektórzy [zwłaszcza “postępowi” i “multi-kulturalni”] pewnie włączyli sobie w mózgach amnezję selektywną wg “jedynie słusznych” odgórnych dyrektyw. Ja akurat z pamięcią nie mam problemu.(…)
        Skoro Niemcy zapraszają to po co zamiast dostarczać im migrantów to pakują się w incydenty takie jak ten opisany pod linkiem… https://www.tvp.info/21654452/reporter-tvp-pobity-na-granicy-serbskowegierskiej-dostalem-policyjna-palka ?

        1. Widzę JSC, że śmieszkujesz ze zwyczajnej bandyckiej, zorganizowanej i mocno finansowanej akcji przeciw Europie. Owszem smatfony – jak patrzyłem – to były flagowce – minimum Apple – a mieli też z zupełnie górnej półki – jakich u Europejczyków byś nie uświadczył [poza elitami] . A i ci ludzie nie pochodzili z Chin – tylko z regionów, gdzie od dekad coraz gorzej i wielu naprawdę potrzebujących całe życie spędza pod namiotem, albo pod gołym niebem – i dla nich Chiny to raj – dlatego to porównanie do żebraków w Chinach tylko bije podwójnie w Twą argumentację. Koszulki i inne ciuszki też owi młodzieńcy-nachodzcy mieli pierwsza klasa. Plus… perfumy – TAK. Wiem – spotkałem się kilkoma takimi grupkami w Austrii i na Węgrzech. I plus całe ich to en bloc podejście roszczeniowe – dlatego sami palili kontenery mieszkalne – bo oczekiwali z marszu mieszkań z komfortem i socjału… Niemcy zapraszali – ale tylko po to, by selekcjonować imigrantów i wybierać sobie śmietankę tych lepiej wykształconych i z kompetencjami, reszta [czyli większość] miała być przymusowo relokowana do innych państw UE. Właśnie dlatego inne państwa – jak Polska – musiały walczyć z tą bezprawną hucpą narzucana siłą emocjonalnych szantaży i gadania o “tolerancji” “postępie” i takie tam…mechanizmem przymusowych kontyngentów z nadania odgórnego Brukseli [czytaj: Berlina]. To miała być taka linia transmisyjna zasilająca Niemcy w wykwalifikowaną siłę roboczą dla zatkania dziury demograficznej w przemyśle [i częściowo w usługach] – i jednocześnie obarczająca i osłabiająca “gorszym i bardziej problemowym materiałem ludzkim” inne państwa UE. Nie udało się – a kilka razy wracali z uporem maniaka do tej przymusowej relokacji – i teraz Berlin zjada żabę – co mu się już przejada. Dlatego reakcja we Francji była dobrym pretekstem dla Berlina do zmiany frontu…jakby nigdy nic. Tymczasem i Polska, Węgry i inne kraje – tak sekowane zaciekle – teraz powinny się odwinąć na całego – i przeczołgać do końca – merytorycznie, prawnie i z konsekwencjami finansowymi – i Berlin i Paryż. Bardzo dobry moment – do słonego ukarania Berlina i Paryża za RZECZYWISTĄ NIEPRAWORZĄDNOŚĆ. I to niepraworządność w skali całej UE – czyli na poziomie “świętych wartości europejskich”. Co miałoby też określone konsekwencje w rozdziale głosów w KE i PE i strukturach UE – kosztem jądra karolinskiego. Niestety – nasza dyplomacja i sternicy nawy państwowej …no comment…na razie marnują okazje podawane im na talerzu ze wskazaniem palcem…

          1. @Georealista
            Ja nie śmieszkuję za to ty tworzysz jakieś wizję, w których osoby najwyraźniej zamożne dają się zamykać w kontenerach…

          2. Właśnie dlatego ci ludzie zachowują się tak roszczeniowo – bo większość biedy nie zaznała. Nie mają nic wspólnego z tymi, którzy naprawdę są w biedzie i są non-stop miotani nędzą żyjąc w obozach przejściowych – pod namiotem, albo i nie… I którzy nawet nie mogą marzyć o opłaceniu haraczu dla przemytnika. Bo i skąd?

          3. @Georelista
            Nadal jednej rzeczy nie rozumiem… skoro stać ich na smartfony, które można zamienić na całe miesiące rozsądnego zakwaterowania to dlaczego dają meldować do tych kontenerów?

          4. Właśnie o to chodzi, że ci najbardziej niecierpliwi i roszczeniowi imigranci sami podpalają kontenery mieszkalne. Jakby mieszkali przedtem w namiotach – do głowy by im to nie przyszło – bo mieliby te kontenery za luksus. Zdecydowana większość oczekuje mieszkania z komfortem. I socjalu. I żeby im się nie wtrącać.Co buduje im wygodną bazę dla szemranych interesów, a często działalności bandyckiej i mafijnej. W tym narkobiznesu, handlu ludźmi, sexbiznesu, handlu bronią, złotem, diamentami. Stąd takie walki miedzy gangami – chociaz najwięcej w walce o władzę i wpływy kotłuje się skrycie, zwłaszcza w strefach “no go”… Z tego całego “interesu” idzie wsparcie dla radykalnych ruchów islamskich, by mieć “glejt” jako “dobry” muzułmanin wspierający dżihad. I koło się zamyka.Obecnie odbywa się etap tzw. “pokojowego zajmowania ziem dla islamu” – czyli tzw. takija. Socjal i wsparcie są traktowane jako tzw. dżizja – czyli haracz płacony przez niewiernych za pozostawianie ich w spokoju. Gdy socjał i wsparcie osłabną lub całkowicie zlikwidują [np. w ramach kontr-działania w wielkim kryzysie] – dopiero WTEDY biali tubylcy na Zachodzie poznają, jaki mieli spokój, bo dotychczas IS tylko się po cichu umacnia [sprowadza kontenery z bronią, umundurowaniem i innymi zasobami] i buduje organizacyjnie i rozpoznaje teren i opracowuje taktykę i strategię, a dotychczasowe zamachy robią zwykle tzw. “samotne wilki”. Oczywiście potem, po zamachu, IS czy inni radykałowie spod znaku wdrażania szariatu i dzihadu – chętnie się do tych aktów przyznają dla PR swojego ruchu. Ale to tylko cisza przed burzą – moim zdaniem zorganizowane długofalowe i międzynarodowo synchronizowane działania tej V kolumny zaczną się dopiero po wielkim kryzysie [przycięciu socjału i narastania wrzenia islamistów] i po powstaniu Atomowego Kalifatu i jego pochodu – gdzie zamęt w Europie będzie dywersyjnie odciągał od reakcji i potem od kontroli przedpola – i dalekiego przedpola Europy. Przy czym dokona się obrócenie “starych działaczy IS” na nowy Atomowy Kalifat – a to tez będzie swoje “kosztowało”. Czyli ca 2 połowa lat 20-tych, a raczej przełom lat 20-30-tych. Co wcale do “godziny W” nie wyklucza pojedyńczych większych aktów zamachów nawet grupek radykałów. Tyle, że jakjuz dywersja zorganizowana za ca “dekadę+” ruszy – to jednocześnie w wielu krajach – i w sposób zsynchronizowany – i bez ustanku – rozpraszając wielokrotnie słabsze resorty siłowe. Elementaria wojny asymetrycznej.

          5. @Georealista
            Widzę, że dalej brniesz… Po co gangsterzy obracający milionami mieliby cokolwiek udawać, skoro mogą kupić doskonale podrobione dokumenty poświadczające co tylko zechcesz?

          6. @JSC – nie rozumiesz, bo pojmujesz muzułmanów w kategoriach naszej cywilizacji – z jej rozumieniem rozdziału ołtarza od tronu [przynajmniej w cywilizacji łacińskiej] – a w świecie ummy islamskiej wszelkie działanie “świeckie musi mieć stempel zgodności z islamem, który szczegółowo reguluje każdy aspekt życia. Pamiętaj, że w “prawidłowym” świecie islamu nie ma zwyczajnie miejsca dla ateistów, zaś innowiercy to obywatele drugiej kategorii, którym ledwie pozwala się żyć [oczywiście tam, gdzie islam jest u władzy]. Generalnie jest to świat, który w idealnym modelu, który każdy muzułmanin ma obowiązek budować, będzie zorganizowany “żywcem” jak w VII w. za życia Mahometa. Wszelka niszcząca “niewierne” społeczeństwo działalność – np. narkobiznes – w świecie ummy islamskiej surowo zakazana i karana śmiercią – jest namaszczana przez imamów jako element obowiązkowego dżihadu. Oczywiście indagowani imamowie mówią wręcz przeciwnie – co jest jednym z kanonów ich wiary – czyli dozwolone i wręcz pochwalone oszustwo wobec “niewiernych”. Tak samo naiwne jest przekonanie o “europeizacji” i “asymilacji” tych ludzi, bo znają języki, noszą najnowsze garnitury od Armaniego, ostentacyjnie najnowsze smartfony, pokazują się na różnych przyjęciach elit europejskich, piją przy tym hektolitry wódki i wina i słyną z lekkich obyczajów. TAK – ale to wszystko wobec środowiska “niewiernych” jest pochwalone jako zwodzenie “niewiernych” i penetracja ich środowisk. A co do Twego zasadniczego zastrzeżenia: NIE można “kupić poświadczających dokumentów” – bo tam muzułmanin w swej społeczności jest doskonale znany – to imamowie nadają im odpowiedni status – i to poprzez kontakty osobiste. Wszyscy znają wszystkich – na swoim poziomie. Sumując – to właśnie rzutcy, młodzi muzułmanie, w swoich ojczystych kręgach wywodzący się z elit – elit muzułmańskich – przybywają do Europy. Po to, by te miliony zarobić – z glejtem “dobrego muzułmanina” udzielonym przez imamów. Którzy zresztą są pierwszymi, którzy ich na miejscu “asymilują” – ale do świata muzułmańskiego – przygotowując ich do tej religijnie dozwolonej [i NAKAZANEJ] maskirowki w świecie “niewiernych”. Oczywiście milionerami zostaje mała część – ale wszyscy przybywający do Europy chcą nimi zostać. To taki “manifest przeznaczenia” i “european dream”, z jakim przybywają – od początku mając własne cele wg zasad swojej kultury, w której islam reguluje każdy aspekt życia. W tym sensie w islamie nie ma nawet pojęcia “świeckości” – jest absurdalna i niewykonalna w świecie islamu. Oczywiście zarzucisz mi, że maluje jakiś obraz spisku mafijnego itd. – NIE – to jest właśnie cywilizacja islamu – dokładniej jej sunnicko-wahabicki najbardziej radykalny odłam, który teraz góruje w całym świecie islamu – i który otwarcie chce wprowadzić szariat, manifestując z hasłami “Freedom to hell” “Democracy to hell” – co dotychczas było w sposób skrajnie absurdalny wypierane przez “postępowych” eurokratów i zakłamywane opowieściami o “religii pokoju”. Owszem – pokój jest celem świata islamu – po całkowitym podbiciu i faktycznej likwidacji świata niewiernych. Podkreślam – zdaję sobie sprawę z różnorodności świata islamu – np. szyici są znacznie bardziej tolerancyjni – niestety islam [w tym w Pakistanie – wg mnie przyszłym mateczniku Atomowego Kalifatu] – następuje coraz większa radykalizacja – właśnie nawiązująca do wprowadzania surowego wzorca świata islamu Mahometa i pierwszych kalifów-zdobywców. A Europa brnie [z pomocą eurokratów] w zupełnie błędne odczytywanie zwodzenia muzułmanów – bierze je za dobrą monetę. W 2015 miały miejsce pierwsze masowe akty molestowania seksualnego białych kobiet. Po tym pewna organizacja wpadła na pomysł, że białe kobiety rozdawały kwiaty mężczyznom-muzułmanom – taki gest nawołujący do pojednania, do asymilacji w Europie. Muzułmanie chętnie te kwiaty przyjmowali – i organizacja i środowiska “postępowe” otrąbiły co sił “wielki sukces” akcji, że niby sprawy idą w dobrym kierunku. Nic bardziej mylnego – muzułmanie mieli te kwiaty za dowód uświadomienia sobie przez białe “niewierne” kobiety ich winy, jak bardzo niewłaściwie zachowały się opierając się muzułmanom. Kompletny kulturowy rozjazd rozumienia sprawy – z brnięciem środowisk “postępowych” w myślenie i działanie życzeniowe, bujające w wydumanych różowych obłokach, całkowicie odklejone od realu…

          7. @Georealista
            (…)dokładniej jej sunnicko-wahabicki najbardziej radykalny odłam, który teraz góruje w całym świecie islamu(…)
            Wahabici są najgłośniejsi, ale bez głębszej analizy można twierdzić równie dobrze, że najbardziej wpływowe towarzystwo w Polsce zgromadził wokół siebie Rydzyk…

    2. A jak jesteśmy w temacie (…)nachodźców(…) to zwrócę uwagę na obecne wydarzenia… wczoraj w Francji zginęły raptem 4 osoby i Polsat kręci panikę moralną, dzisiaj gdy oficjalne stwierdzenie, że muzułmanie robią faktyczny genocid… https://www.konflikty.pl/aktualnosci/wiadomosci/gorski-karabach-33-dzien-wojny-zagrozeniu-ludobojstwem/ (…) to Polsat robi ani mru mru. Aż chce się pójść wzorem Sienkiewicza i wołać: Krzetuscy naszych czasów! Gdzie jesteście? Nie słyszycie? Tarabany grają!

      PS. Moja siostra dopiero co wróciła z domu z krzykiem (…)Kaśka uciekała przed nożownikami!(…) – nie uciekała przed żadnymi nachodżcami tylko tzw. Prawdziwymi Polakami… działo to się w Warszawie.

  9. Dziękuje autorowi za jakże wartościowe treści które za darmo udostępnia. Czekam na książkę którą z chęcią kupię.
    Dziękuje także GEOREALIŚCIE za interesujące komentarze zamieszczane w sieci, a zwłaszcza na łamach tego blogu.
    Oczywiście proszę o nieustanną aktywność obu Panów w tym zakresie.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *