Rok 2015 z pewnością jest pamiętany przez niemieckich geopolityków oraz polityków. Jest to data, w której Republika Federalna Niemiec straciła kontrolę nad swoją wschodnią strefą buforową. Posypał się zmodyfikowany – ukryty pod unijnym płaszczem – projekt Mitteleuropy. I nie chodzi tutaj tylko o polski zwrot w polityce zagranicznej w stronę Stanów Zjednoczonych. Niemcy stracili również Rumunię, ale i Litwę, Łotwę oraz Estonię. Wcześniej pierwszego wyłomu w niemieckiej architekturze polityczno-gospodarczej regionu dokonał Wiktor Orban. Było to wszystko efektem niczego więcej, jak tylko słabości Niemiec. Naciski na Wiktora Orbana okazały się nieskuteczne, a Stany Zjednoczone bez wysiłku wyciągnęły z niemieckiej strefy politycznych wpływów całą Europę Środkową. Nie trzeba chyba wyjaśniać, jak bardzo uderzyło to w autorytet Berlina w Unii Europejskiej. Dziś asertywność wobec Niemców pokazują Włosi, ale i niewielka Austria. Cały konstrukt Unii Europejskiej i jej spójności chwieje się w posadach. Pytanie brzmi, dlaczego?
W 2012 roku polski Minister Spraw Zagranicznych – Radosław Sikorski, apelował do Niemców, by Ci wzięli na siebie odpowiedzialność za Unię Europejską. By – jako jej największy beneficjent – zaczęły przewodzić. W Berlinie przyjęto te słowa z wielkim zadowoleniem. Chwalono polskiego ministra i przyznano mu rację. Następnie niemieckie władze poszły w zupełnie innym kierunku. Być może doszło do braku zrozumienia, co mogło wyniknąć z różnicy kulturowej. Bowiem w języku polskim przywództwo polega na dawaniu przykładu, braniu na siebie odpowiedzialności oraz samodzielnym wytyczaniu ścieżki, którą następnie podążą inni. W kulturze niemieckiej, przywództwo kojarzyło się dotychczas z silną autorytarną władzą oraz narzucaniem woli przywódcy całej reszcie. Samym wskazywaniu kierunku, w którym mają podążać inni. I dokładnie takim modelem rządzenia Unią zaczęli podążać Niemcy. O ile muszą się oni liczyć ze zdaniem Francji, o tyle względem słabszych tj. Polska czy Węgry, niemieccy decydenci postanowili zastosować pruskie sposoby wprowadzania porządku. Wykorzystując instytucje unijne, siłą i przymusem chcą wpływać na decyzje podejmowane w Budapeszcie czy Warszawie. Efekt traktowania tych stolic, jako członków UE drugiej kategorii, może być odwrotny od zamierzonego. Stosowanie jedynie kija, nie zbuduje trwałych powiązań i pola do współpracy. Niemcy nie chcą zrozumieć, że partnerów należy traktować po partnersku. Wciąż myślą kategoriami: słabsi winni słuchać się silniejszych. To prowadzi Unię na skraj katastrofy, bowiem bez tych licznych słabszych – unia nie będzie istnieć. A to dzięki niej, rośnie niemiecka potęga gospodarcza.
Trzeci podbój Europy po niemiecku
Niemcy posiadają nie tylko największą gospodarkę w Unii Europejskiej, ale i najsilniejszą pozycję traktatową. Przysługuje im największa liczba europosłów w Parlamencie Europejskim, a konkretnie 96 spośród ogólnej liczby 705. Niemcy zajmują również największą ilość stanowisk w strukturach unijnych. Od 1 grudnia 2019 roku najważniejszą funkcję przewodniczącego Komisji Europejskiej zajmuje Ursula von der Leyen. Jej jedynym niemieckim poprzednikiem był Walter Hallstein, który złożył urząd w 1967 roku. Co może być odczytywane jako pewien symbol powrotu Niemiec do oficjalnego przywództwa w Unii Europejskiej.
Należy również pamiętać o tym, że Europejski Bank Centralny posiada swoją główną siedzibę we Frankfurcie nad Menem. I powstał w zasadzie na bazie Deutsche Bundesbanku (choć ten wciąż istnieje w okrojonej formie). Natomiast kierownictwo nad EBC sprawowali dotąd: Holender, Francuz i Włoch. Obecnie prezesem tego banku jest Francuzka – Christine Lagarde. Co każe dostrzegać polityczne ustępstwa Berlina na rzecz najważniejszych partnerów.
Republika Federalna Niemiec powoli, choć systematycznie wzmacnia swoją pozycję gospodarczą w Unii Europejskiej. W 2008 roku PKB Niemiec stanowiło 19,6% całego PKB UE. Dziś udział Niemców wynosi ponad 21%. Co oznacza korzystną tendencję, a także dowodzi, że projekt europejski służy niemieckiej gospodarce. Pomimo faktu, że RFN wpłaca do unijnego budżetu najwięcej, bo ponad 25 mld euro rocznie, a otrzymuje w bezpośrednich dotacjach ponad połowę mniej – ok. 12 mld euro rocznie. Jednak same przepływy pieniężne pomiędzy Berlinem a Brukselą nie pokazują wszystkiego. Bowiem niemieckie firmy posiadają tak mocną pozycję w Europie Środkowowschodniej, że z każdego jednego euro dotacji udzielonej Polsce, do Niemiec wraca aż 86 centów, co przyznał niemiecki komisarz ds. budżetu i zasobów ludzkich – Günther Oettinger (a wg. Johannesa Hahna, byłego komisarza ds. polityki regionalnej, w 2012 roku było to nawet 89 centów). Jeszcze korzystniej dla Berlina wygląda to w przypadku państw bałtyckich czy reszty państw Grupy Wyszehradzkiej, gdzie zwroty przekraczają 90%. Jest to spowodowane m.in. faktem, że inwestycje w infrastrukturę refinansowane z UE są powierzane firmom z Niemiec.
Z zalet wspólnego rynku i otwartych granic korzystają niemieccy producenci. Bliskość RFN do państw byłego Bloku Wschodniego dała niemieckim firmom olbrzymią przewagę. Po upadku ZSRR i rozpadzie Bloku Wschodniego, powstały niepodległe, demokratyczne państwa o kapitalistycznym modelu gospodarczym. Największym ich zmartwieniem był jednak… brak kapitału. I państwowego, ale i przede wszystkim tego w sektorze prywatnym. Wykorzystały to koncerny i większe firmy z zachodu, które dysponując sporą ilością gotówki liczonej w dużo silniejszej walucie, czuły się na rynkach środkowoeuropejskich jak na przecenach. Jednak w miejsce wykupywanych zakładów państwowych, powstawały kolejne. Prywatne. Intensywnie rosła klasa średnia i mały biznes. Na początku XXI wieku sektor prywatny w regionie ustabilizował się i zaczął nabierać siły. Bowiem to co wcześniej pozwalało zachodniej konkurencji zdobyć olbrzymią przewagę, stało się też dużym atutem firm lokalnych. Słaba waluta i niskie koszty własne pozwoliły eksporterom z Europy Środkowej rozwinąć się i zacząć konkurować z drogimi produktami z zachodu. Jednak wówczas poszerzono Unię Europejską i za cenę doraźnych dotacji, nowi członkowie otworzyli swoje rynki dla zagranicznych inwestorów. Innymi słowy, wymieniono wędkę na rybę. Zachodnie firmy – korzystając z otwartych granic – przeniosły zakłady produkcyjne do Europy Środkowej. Efekt był taki, że koszty produkcji znacząco im spadły. Bowiem np. w niemieckich fabrykach pracowali Polacy, Węgrzy, Czesi czy Słowacy za stawki odpowiadające lokalnym warunkom. Tym samym, lokalni przedsiębiorcy utracili atut niższej ceny dla własnych produktów. Jednocześnie nie dysponowali tak dużym kapitałem i potencjałem jak zagraniczne koncerny. Te drugie, dzięki większemu wolumenowi sprzedaży mogły stosować niższe marże. I pozbyć się niewygodnej konkurencji. Tak oto, niemiecki przemysł zawojował Europę i Świat, ograniczając europejską konkurencję, zmniejszając koszty i stając się konkurencyjnym cenowo na światowych rynkach.
Ponadto dzięki zniesieniu barier handlowych i unifikacji europejskich rynków, do Niemiec każdego roku płynie szeroka rzeka kapitału. Niemiecka gospodarka będąca jednocześnie największym eksporterem dóbr w Europie, wręcz wysysa gotówkę z całej strefy euro. Za każdym razem gdy np. Portugalczyk, Hiszpan, Grek czy Irlandczyk kupi niemieckie: samochód, zabawkę dla dziecka czy maszynkę do golenia, zyski ze sprzedaży są transferowane do niemieckich producentów. Bez potrzeby uiszczania ceł. Co istotne, niemiecki producent może zarobione w Grecji euro wypłacić i wydać w Niemczech. Lub w którymkolwiek innym państwie ze strefy euro. W ten sposób, mniejsze i słabsze krajowe rynki europejskie, które posiadają ujemny bilans handlowy, z każdym rokiem tracą kapitał. Niemcy z kolei zyskują. Proces ten nasila się, bowiem południowcy odzyskiwali część traconego kapitału dzięki zyskom z turystyki. Jednak w dobie migracji ludności z regionów pogrążonych w chaosie, a także gospodarczego kryzysu, a także pandemii, sektor turystyczny jest tym, który cierpi najbardziej. A wraz z nim cierpią: Portugalia, Hiszpania, Włochy czy Grecja.
Nieco inaczej sprawa wygląda w przypadku państw należących do UE, ale nie operujących w eurowalucie. Gdy dla przykładu Polak kupi w Polsce mercedesa, to płaci za niego złotówkami. By w tym przypadku skonsumować zysk gdziekolwiek indziej niż w Polsce, producent musi najpierw wymienić złotówki na euro. Ponieważ nie zapłaci za chleb w niemieckim sklepie w polskiej walucie. Ta jest akceptowalnym środkiem płatniczym tylko na terenie Polski. Tym samym, producent ma dwa wyjścia. Albo zarobione złotówki wydać na inwestycje w Polsce (np. budując lub rozbudowując tam fabryki), albo sprzedać złotówki i zakuć euro. Przy czym w tym drugim przypadku, musi znaleźć się ktoś, kto będzie chciał złotówki kupić, a sprzedać euro. Tym kimś są najczęściej polscy eksporterzy, którzy zarabiają w euro, ale chcą konsumować zyski w Polsce. Płacąc złotówkami. Między innymi dlatego, na polskim rynku nie zabraknie złotówek, natomiast na greckim rynku w czasie kryzysu brakowało euro. Przy czym w dobie kryzysu – takiego jak choćby w trakcie gospodarczego lockdownu spowodowanego pandemią COVID-19 – Narodowy Bank Polski może dokonać dodruku pieniądza (konstytucyjnie jest to wprawdzie zabronione, niemniej jest to łatwo wykonalne, czego dowiodło szybkie uruchomienie subwencji z Tarczy Finansowej wypłacanych przez Polski Fundusz Rozwoju). Natomiast Grecy nie mogą drukować euro. Europejski Bank Centralny znajduje się bowiem w Niemczech. I to ten bank kontroluje tzw. luzowanie ilościowe. Dlatego właśnie Niemcy chętnie przywitaliby Polaków w strefie euro, natomiast władze z Warszawy zwlekają z jasnym określeniem się, kiedy Polska miałaby do niej przystąpić.
Istotną rolę w całej ekonomicznej układance pełni również kurs waluty. Gdy wprowadzano euro, niemiecka marka była znacznie od niego silniejsza. To sprawiało, że niemieckie produkty były niezwykle drogie na światowym rynku. Gdy władze z Berlina przyjęły walutę euro, natychmiast przystąpiły do eksportowej ofensywy. To był pierwszy i chyba najważniejszy impuls do niebywałego wzrostu niemieckiej gospodarki oraz bogactwa. Nie przeszkodziły w tym znacznie koszty związane z integracją Republiki Federalnej Niemiec z Niemiecką Republiką Demokratyczną. Gdyby dziś projekt wspólnej unijnej waluty się rozpadł, niemiecka narodowa waluta z pewnością byłaby znacznie silniejsza. Co uderzyłoby w krajowy eksport, a więc i gospodarkę, której połowę PKB generuje właśnie handel międzynarodowy. Tymczasem kurs euro osłabiany jest przez wyniki greckiej, portugalskiej, hiszpańskiej czy nawet włoskiej gospodarki. Te cierpią, ponieważ dla nich kurs wspólnotowego pieniądza jest z kolei za wysoki (z uwagi na siłę niemieckiej gospodarki). Co hamuje ich rozwój, a więc i nie pozwala konkurować z Niemcami.
Warto przytoczyć wyniki badań Centrum Polityki Europejskiej we Fryburgu z pracy: „20 lat euro: zwycięzcy i przegrani”, wg których dane z 20 lat (1999-2017) świadczą o tym, że tylko dwa kraje w strefie euro zyskały na wprowadzeniu wspólnej waluty. Są to Niemcy, które zarobiły najwięcej, bo aż 1,9 biliona euro oraz Holandia (ok. 350 mld euro zysku). Grecja wyszła mniej więcej na zero. Reszta państw poniosła straty. Największe dotyczą Włoch i Francji. Rezygnacja z liry kosztowała Włochów potężną sumę 4,3 biliona euro, natomiast utrata franka wyceniona została aż na 3,6 biliona euro. Co istotne, ogólny bilans wprowadzenia euro (sumując zyski i straty) jest ujemny. Łącznie kraje strefy euro poniosły straty w wysokości 6,4 biliona euro. Innymi słowy. Wspólna waluta osłabia Europę jako całość, natomiast niezwykle mocno wspiera niemiecką gospodarkę. Nie powinno więc dziwić, że Włosi od kilku lat grożą wyjściem ze strefy euro i powrotem do liry, jeśli Niemcy nie zgodzą się na to, by Europejski Bank Centralny za dodrukowane euro skupował włoskie długi. Tak z sektora państwowego (obligacje) jak i z prywatnego.
Jednak i to nie ukazuje wszystkich niemieckich korzyści ze stworzenia Unii Europejskiej. Bowiem niemiecka gospodarka zarabia jeszcze pośrednio na decyzjach politycznych. Niemcy mają duży wpływ na to, jakie programy i cele są dotowane z Unii. W pierwszych latach członkostwa Polski w UE, finansowanie na infrastrukturę drogową dotyczyło w pierwszej kolejności szlaków komunikacyjnych wschód-zachód. Prowadzących z Niemiec do Rosji i na Ukrainę. Polska budowała więc drogi łączące niemieckie fabryki ze wschodnimi gospodarkami. Tymczasem szlaki komunikacyjne na linii północ-południe (łączące Bałkany z Bałtykiem), które wzmocniłyby znaczenie polskiej gospodarki i polskich portów morskich kosztem interesów niemieckich nad Morzem Bałtyckim – czekały całe lata na swoją kolej.
Starsi czytelnicy z pewnością pamiętają kampanię na rzecz przeorientowania gospodarek państw byłego Bloku Wschodniego na „nowoczesny” model. W ramach tej kampanii przekonywano, że należy zrezygnować z produkcji i postawić na usługi. Programy dotacji unijnych były w dużej mierze zakrojone na promowanie tego rodzaju działalności. Dofinansowywane były wszelkiego rodzaju szkolenia, mające na celu podnoszenie kwalifikacji zawodowych. Oczywiście w tym samym czasie niemiecka gospodarka wciąż stawiała na „przestarzały” model rozwijania przemysłu i produkcji. Z drugiej strony, pod pretekstem unijnych restrykcji, zakazywano dotowania zakładów przemysłowych przez nowe państwa członkowskie. W czasie, gdy – ze względu na Unię Europejską – władze z Warszawy zablokowały wsparcie dla m.in. stoczni w Szczecinie, decydenci z Meklemburgii-Pomorza Przedniego udzielali pomocy dla konkurencyjnych względem niej własnych stoczni w Wolgaście i Stralsundzie. Gdy polskie stocznie upadły, niemieckie zakłady nad Bałtykiem wróciły na tor rozwoju. Wszystko za zgodą Komisji Europejskiej.
Dobrym przykładem instrumentalnego prowadzenia spraw unijnych jest też polityka klimatyczna. Nie jest tajemnicą, że Niemcy są producentami paneli fotowoltaicznych oraz wiatraków do elektrowni wiatrowych. Panele fotowoltaiczne pierwszych generacji były jednak bardzo mało efektywne. Dekadę temu inwestycje w te instalacje były nieopłacalne. Wobec czego wprowadzono szereg ulg oraz programów z dofinansowaniem, dzięki którym sektor prywatny dał się przekonać do energetycznych farm słonecznych i wiatrowych. Biznes nie wyszedł tak dobrze jak oczekiwano, bowiem na rynek energii odnawialnej z powodzeniem weszły firmy chińskie. Oferując znacznie tańsze produkty i wypierając niemieckich producentów z ich własnego, europejskiego rynku. Niemniej Unia Europejska, a w tym głównie Niemcy, wciąż naciska kraje uboższe Unii na przestawienie się na odnawialne źródła energii. Pomimo faktu, że RFN jeszcze w 2019 roku była największym producentem energii pozyskiwanej z węgla, a w 2020 roku otworzono nową elektrownię węglową Datteln IV. Niemcy doskonale radzą sobie w UE nie tylko na pułapie instytucjonalnym, ale i w inicjatywach na samych dole. Po niemieckiej stronie Nysy Łużyckiej od 1974 roku funkcjonuje kopalnia odkrywkowa węgla brunatnego, która zaopatruje pobliską elektrownię w Jaenschwalde. To czwarty największy emitent dwutlenku węgla w całej Europie. Okazało się, że eksploatowane przez Niemców złoże rozciąga się również po polskiej stronie granicy. Od 2009 roku Polacy bezskutecznie starają się o uruchomienie własnej kopalni. Przeszkodą są liczne inicjatywy i protesty społeczne, w które bardzo mocno zaangażowała się strona niemiecka. Biorąc pod uwagę te okoliczności należy zadać podstawowe pytanie, czy naprawdę chodzi tutaj o ochronę środowiska?
Wyjaśnić w tym miejscu należy, że wytwarzanie energii z kopalin jest zwyczajnie tańsze. Tańsza energia oznacza mniejsze koszty produkcji, a więc większą konkurencyjność na rynku. Tymczasem od dekad, bogatsze i większe kraje Unii zwalczają tańszą konkurencję ze wschodu. Niska cena, której powodem są niższe płace i koszty produkcji, jest jedną z nielicznych, jak nie jedyną przewagą gospodarek państw Europy Środkowowschodniej nad gospodarkami z zachodu Europy. Stan ten jednak ulega zmianie. W drodze politycznych decyzji zmusza się do korzystania z droższej energii, podwyższania płac i zwiększania kosztów prowadzenia działalności pod pretekstem wprowadzania wysokich standardów jakości oraz ochrony środowiska. Ta ostatnia kwestia jest oczywiście niezwykle istotna, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że jest jedynie pretekstem i narzędziem do wzmacniania niemieckiej gospodarki przy jednoczesnym osłabianiu unijnej konkurencji. Co może zaszkodzić nie tylko samej idei ochrony środowiska, ale i spójności oraz integralności UE.
Solidarność solidarnością, a biznes jest biznes
Niewątpliwym jest, że projekt Unii Europejskiej jest dla Niemiec niezwykle korzystny i opłacalny. Gdyby tak nie było, władze z Berlina naciskałyby na rozwiązanie UE, a nie na jej dalszą integrację. Niemcy są na tyle silni, by nadawać ton Unii oraz kontrolować poprzez jej instytucje kierunek rozwoju innych jej członków. Przy jednoczesnym ignorowaniu narzuconych przez siebie, krępujących gospodarkę i politykę zasad i reguł. Jednak stosowanie podwójnych standardów sprawia, że pierwszy zachwyt i zauroczenie projektem unijnym prysło. Zwłaszcza wśród państwa Europy Południowej i Środkowowschodniej.
Na tle waluty euro zarysował się konflikt między Włochami i Francuzami, a Niemcami. Bowiem luzowanie ilościowe w strefie euro oznacza wzrost inflacji (a więc wzrost cen za towary i usługi). To z kolei oznacza, że koszty związane z obsługą długów zostałyby niejako przerzucone – poprzez inflację – na Niemców. Wzrost cen niemieckich towarów oznacza mniejszą konkurencyjność na światowych rynkach, a więc zmniejszenie wpływów z eksportu. Ponadto należy przypomnieć, że w Niemczech inflację zaczęło wywoływać jeszcze inne zjawisko. Wzrost produkcji i zmniejszenie bezrobocia do minimalnych poziomów doprowadziło do deficytu na rynku pracy. Pracodawcy zaczęli konkurować o pracowników, podwyższając pensje (również w zakładach zlokalizowanych w krajach dawnego Bloku Wschodniego). Wyższe wynagrodzenia oznaczały wzrost cen, a więc inflację. Droższa produkcja oznaczała mniejszą konkurencyjność niemieckich towarów. Wobec czego Europejski Bank Centralny zapowiedział w 2017 roku walkę z inflacją narzędziami systemowymi. Czyli wstrzymaniem luzowania ilościowego. To z kolei oznaczało katastrofę dla innych mocno zadłużonych państw strefy euro. Spór o politykę monetarną EBC trwał niemal trzy lata, do czasu, gdy na skutek gospodarczego lockdownu spowodowanego pandemią COVID-19, Niemcy zgodzili się na ponowny dodruk pieniądza i ratowanie gospodarek strefy euro.
Należy także podkreślić, że pomimo tego, że państwa strefy euro posługują się wspólną walutą, oprocentowanie ich obligacji państwowych jest różne. W 2018 roku rentowność niemieckich obligacji 10-letnich spadła niemal do zera, natomiast włoskie obligacje były oprocentowane w październikowym szczycie na blisko 3,5%. Oznaczało to, że państwo włoskie zadłużając się, zobowiązywało się spłacać odsetki od obligacji w wysokości 3,5%, podczas gdy Niemcy odsetek od sprzedawanych w tym czasie obligacji nie płacili wcale (później rentowność niemieckich papierów wartościowych spadła wręcz do ujemnych poziomów). Różnica ta wynika z faktu, że włoska gospodarka jest w tak tragicznym stanie, że gdyby włoskie obligacje były wycenione tak samo jak niemieckie, nikt nie chciałby Włochom pożyczać pieniędzy (skupować ich obligacji). Tak więc Włosi płacą znacznie większe odsetki od zadłużenia niż Niemcy. Natomiast muszą posługiwać się tą samą walutą, której wysoki kurs uderza w ich gospodarkę, czyniąc ją mniej konkurencyjną w stosunku do niemieckiej. To dlatego włoski rząd w maju 2020 roku tak bardzo nalegał na wyemitowanie wspólnych euroobligacji za sprzedaż których można by wesprzeć gospodarki poszczególnych krajów dotkniętych przez skutki pandemii (a konkretnie zamknięcia gospodarek). Chodziło o to, że unijne obligacje nie tylko byłyby spłacane przez wszystkich członków UE (nazwano to uwzspólnieniem długu), ale ich oprocentowanie byłoby niższe niż obligacji włoskich. I wyższe, niż obligacji niemieckich.
Metoda kija
Władze z Berlina – regularnie od 2015 roku – okładają Warszawę (ale i Budapeszt) unijnym kijem. Wszczęto procedury dotyczące praworządności w Polsce, a także straszy się wprowadzeniem uzależnienia wypłat dotacji unijnych od spełnienia kryterium praworządności. Cios zadano również polskiemu biznesowi, a konkretnie przewoźnikom, których działalność ma objąć tzw. pakiet mobilności. Jest to kontynuacja niemiecko-francuskich regulacji krajowych, które miały na celu obniżenie konkurencyjności polskich firm transportu drogowego. Na Polskę wywiera się również presję w zakresie sektora energetycznego. Mimo, że w 2019 roku Niemcy były największym producentem energii pochodzącej z węgla, to Polska ma zrezygnować z tego surowca.
Stosowanie wyłącznie metody bicia kijem jest doskonałą metodą na zniechęcenie polskiego sąsiada. Fatalną, by go przekonać do politycznej współpracy, a już z pewnością nie da się Polaków zwyczajnie podporządkować. Nie udało się to jeszcze nikomu, nawet pomimo faktu, że niepodległa Polska istniała tylko przez 50 lat z ostatnich 225. Niemcy jak nikt inny powinni się wreszcie nauczyć, że przy pomocy siły nie da się nad Wisłą niczego osiągnąć i utrzymać na dłuższą metę. Warto natomiast wskazać, że Polacy są z kolei świetnym materiałem na sojusznika i partnera. Unia polsko-litewska istniała od 1385 do 1795 roku, czyli przez 410 lat. To najdłuższa i najbardziej trwała tego rodzaju współpraca w historii Starego Kontynentu. Unia Europejska obchodzić będzie niedługo dopiero 30-lecie i już teraz widać poważne rysy mogące ją podzielić. Tajemnica sukcesu tkwi w równym traktowaniu członków unii. Kolejne traktaty polsko-litewskie zrównywały polską i litewską szlachtę w prawach. Uznawano również prawa licznych mniejszości: Rusinów, Białorusinów, Żydów, Bałtów i Niemców. Na tronie Polski zasiadali królowie z litewskiego rodu Jagiellonów, a także pochodzenia: węgierskiego (Stefan Batory), ruskiego (Michał Korybut Wiśniowiecki), niemieckiego (dynastia Sasów), szwedzkiego (Zygmunt III Waza), a nawet francuskiego (Henryk III Walezy). Rzeczpospolita Obojga Narodów była najbardziej liberalnym tworem politycznym w ówczesnej Europie i tylko dlatego przetrwała w jedności ponad cztery wieki. Tymczasem polityka wewnętrzna Unii Europejskiej zaczyna stosować metody gestapo. Zamiast liberalizmu, narzucany jest model podporządkowania się odgórnie ustalanym regulacjom pod groźbą sankcji. Unia Europejska nie ma szans powtórzyć sukcesu unii polsko-litewskiej, jeśli będzie jej członkowie będą dzieleni na lepszych i gorszych, a ci pierwsi będą narzucali tym drugim reguły, do których sami się nie stosują.
Jeśli Republika Federalna Niemiec chce rzeczywiście odzyskać kontrolę nad Unią Europejską oraz wyprzeć wpływy USA ze Starego Kontynentu, to musi przestać grozić i zacząć składać dobre oferty. Polacy, Rumuni, państwa bałtyckie, a także skandynawskie zaczęły obawiać się Federacji Rosyjskiej. Kwestie bezpieczeństwa na wschodnim pograniczu Unii Europejskiej stały się dalece ważniejsze niż korzyści gospodarcze. Tymczasem Republika Federalna Niemiec nie posiada realnych zdolności i potencjału do złożenia wiarygodnych gwarancji w tym zakresie. Wojska Stanów Zjednoczonych stacjonują w dużej ilości w samych Niemczech, ale i zostały wysłane na tzw. wschodnią flankę NATO. I nie chodzi tutaj nawet o wielkość kontyngentu wojskowego, ale o sam fakt. Wymienione wyżej kraje czują się znacznie bezpieczniej wiedząc, że Amerykanie są z nimi na pierwszej linii frontu. USA dało sygnał, że w przypadku ataku Rosjan, weźmie w wojnie udział. To Waszyngton zmobilizował NATO do obecności sojuszu w Polsce, Litwie, Łotwie i Estonii. Niemcy w tym czasie kontynuowali interesy z Rosją i budowali gazociąg Nord Stream II. Przedkładając interesy polityczno-gospodarcze nad bezpieczeństwo unijnych partnerów.
Historia w relacjach polsko-niemieckich
W polityce międzynarodowej nie liczą się tylko i wyłącznie gospodarka, geografia i interesy. Tak jak w biznesie, liczy się również zaufanie do drugiej strony oraz historia transakcji z danym kontrahentem. Doskonały przykładem na to są relacje polsko-niemieckie. Polskie społeczeństwo doświadczone historią, jest mocno wyczulone na sytuacje, w których ktoś obcy zamierza oceniać co jest w Polsce dobre, a co złe. I mieszać się w sprawy wewnętrzne kraju, którego niepodległość kosztowała tak wiele. A już szczególną nieufność u Polaków wzbudza fakt, że to właśnie Niemcy zamierzają ich uczyć praworządności. Jeśli narody rzeczywiście posiadają swoje charaktery, a społeczeństwom można przypisać pewne dominujące wśród ich członków cechy, to wśród Polaków króluje nieustępliwość wobec przymusu i agresji. Wykształcona w czasie: 123 lat zaborów, wojny polsko-bolszewickiej z lat 1919-1920, wojny obronnej z 1939 roku oraz w czasie krwawej niemieckiej okupacji wojennej, a także sowietyzacji kraju po II Wojnie Światowej. Oczywiście można Polakom zarzucać sentymentalizm w relacjach z Niemcami i Rosją. Jednak jest on całkowicie uzasadniony oraz osadzony w historii relacji z tymi państwami. Polacy nigdy nie przejdą do porządku dziennego nad faktem, że w latach 1939-1945 zamordowano blisko 6 milionów polskich obywateli, co stanowiło aż 1/5 ogółu ludności II Rzeczpospolitej Polskiej. Co piąty obywatel II RP został zabity. Zaledwie 10% ofiar poległo wskutek działań wojennych. Cała reszta to byli cywile rozstrzeliwani na ulicach, mordowani w obozach i katowani w przymusowych zakładach pracy. Połowę ofiar stanowili rdzenni Polacy, przy czym Niemcy (podobnie jak Rosjanie) dokonywali egzekucji często w sposób selektywny. Wybierając elity narodu. Zabita została trzecia część wszystkich polskich naukowców, nauczycieli, lekarzy, prawników i księży. W Polsce nietrudno jest znaleźć osobę, której przodek był ofiarą ludobójstwa. Ten przerażający bagaż historyczny wydaje się dziś zupełnie nieistotny. Jednak wydarzeń tych nie da się zapomnieć. Nic więc dziwnego, że ilekroć Niemcy zrobią groźną minę, tylekroć w Polsce bije się na alarm. Jest to zupełnie naturalne i logiczne. Oczywistym jest, że gdy przy jednym stole biznesowym spotykają się dawny złodziej i oprawca oraz jego ofiara, to podejrzliwość u tej drugiej jest jedynie przejawem zdrowego rozsądku i przezorności. Zwłaszcza, gdy szkody nie zostały w żaden sposób zrekompensowane. Gdy zaś były oprawca sięga w takiej sytuacji do kieszeni po chusteczkę, może to zostać odebrane jako próba wyciągnięcia ukrytego pistoletu. W takiej sytuacji, bez wątpienia odpowiedzialność za powodzenie przyszłych rozmów oraz za właściwe odczytanie intencji przez drugą stronę, ciąży na stronie silniejszej. I tej, która z racji dawnych czynów, winna udowodnić swoje uczciwe zamiary.
Niemcy powinni brać ten czynnik pod uwagę, bowiem również od niego zależą relacje między krajami. Polska jest ważnym partnerem dla Niemiec tak gospodarczo, jak i politycznie (i vice versa). A to wokół niej Amerykanie starają się zbudować blok polityczny, który pilnowałby interesów Waszyngtonu w Europie Środkowowschodniej. Obranie złych metod perswazji, może kosztować Niemców rozpad Unii Europejskiej.
Armia Europejska rozwiązaniem problemów?
Oprócz gospodarczych profitów, Republika Federalna Niemiec notuje również spore oszczędności z tytułu funkcjonowania Unii Europejskiej. Przystąpienie Polski do NATO, ale i do UE, zabezpieczyło Niemcom wschodnią granicę. W efekcie, Berlin nie musi ponosić wysokich kosztów bieżącego utrzymania silnej i gotowej do działania armii. Niemcy wydają na zbrojenia jedynie 1,23% PKB pomimo tego, że wchodzą w skład NATO i obowiązuje ich 2% limit. Innymi słowy, Berlin wydaje niemal dwukrotnie mniej niż powinien na zbędne w czasie pokoju i prosperity zbrojenia. Zaoszczędzone w ten sposób środki mogą zostać wykorzystane w inny sposób. Tymczasem Polska (ale i Rumunia, państwa bałtyckie oraz skandynawskie), z uwagi na zagrożenie rosyjskie, musi przeznaczać znaczne kwoty na wydatki zbrojeniowe.
Rozwiązaniem kwestii bezpieczeństwa europejskiego nie będzie francuska oferta gwarancji bezpieczeństwa na tzw. wschodniej flance NATO. Po pierwsze dlatego, że Francuzi nie posiadają wspólnoty interesów z państwami tej flanki w polityce zagranicznej względem Rosji. Po drugie, z uwagi na swoje zaangażowanie w basenie Morza Śródziemnego oraz w Afryce, nie posiadają potencjału do realnego wsparcia Europy Środkowej.
Oczywiście powyższy wywód nie zmierza do tego, że to Niemcy powinny zbudować potężną armię, którą wysłaliby do stacjonowania np. w Polsce. Dawna ofiara nie poczuje się bardziej bezpieczna, gdy jej oprawca ponownie zakupi pistolet i obieca, że tym razem skieruje lufę w inną stronę. Europa nie może pozwolić sobie na trzecią militaryzację Niemiec. Jednak Berlin musi zacząć ponosić koszty utrzymania bezpieczeństwa Unii Europejskiej. Zwłaszcza, że jest jej największym beneficjentem. Armia Unii Europejskiej byłaby doskonałym narzędziem pod warunkiem, że nie byłaby dowodzona przez Niemców. Ta konstatacja z pewnością jest niewygodna dla elit z Berlina, podobnie jak fakt, że RFN finansowałoby siły, na które nie miałoby wpływu. To jest jednak koszt braku zaufania do Niemców, na które sobie wcześniej zasłużyli. Jednocześnie tego wymaga bezpieczeństwo i stabilność Unii Europejskiej. To jest właśnie przywództwo. Ponoszenie kosztów i wzięcie na siebie odpowiedzialności. Również w kwestiach bezpieczeństwa. To na Niemcach ciąży obowiązek skonstruowania armii UE w takim kształcie, by czuli się bezpiecznie zarówno Portugalczycy, jak i Łotysze. Oddanie przywództwa Francuzom nie rozwiąże problemu, bowiem Paryż nigdy nie zrozumie dylematów bezpieczeństwa dotyczących państw graniczących z Federacją Rosyjską. Tak jak i państwa te niekoniecznie muszą rozumieć francuskich interesów w Afryce. Dlatego wydaje się, że europejska armia powinna zostać podzielona na flanki, za które odpowiedzialne byłyby różne grupy państw. Utworzenie wschodniej flanki UE – na budżet której składałaby się Republika Federalna Niemiec – miałoby wiele pozytywnych aspektów. Dowództwo należałoby do państw regionu, które w ten sposób czułyby się bezpieczne i nie miałyby obaw przed wzrostem potęgi militarnej Niemiec. Berlin z kolei zabezpieczyłby swoje wschodnie granice finansując rozwój i modernizację sił Europy Środkowowschodniej. Nie istnieje chyba lepszy sposób na odbudowę wcześniej utraconego zaufania jak to, gdy dawny napastnik wręcza pistolet swojej ofierze. Nie na darmo motyw ten często wykorzystywany jest w filmografii.
Przewodzić, a nie wydawać rozkazy
Jeśli Niemcy chcą osiągać korzyści z Unii Europejskiej w taki sposób jak dotychczas, muszą zacząć przewodzić, a nie dominować. Inaczej ten kruchy konstrukt może się rozsypać. Członkowie strefy euro zorientowali się jak destruktywnie na ich gospodarki działa wspólna waluta. Kraje graniczące z Federacją Rosyjską nabrały przekonania, że Unia nie jest zainteresowana inwestycją w ich bezpieczeństwo. Ba, takiego przekonania nabrały również Grecja i Włochy, które nie otrzymały wsparcia w czasie kryzysu migracyjnego. Niemcy i Francja nie zamierzały partycypować w kosztach uszczelniania morskiej granicy UE na Morzu Śródziemnym pozostawiając południowców zdanych na własne siły. To wszystko sprawia, że za wyjątkiem Francji, państw Beneluksu oraz Niemiec, wszyscy inni czują się w Unii Europejskiej jak członkowie drugiej kategorii. Zanika również wspólnota interesów, a ta jest niezbędna do utrzymania Unii Europejskiej w całości. Winą za to obarczane są wprawdzie państwa, które nie chcą podążać zgodnie z linią ustaloną w Paryżu czy Berlinie. Jednak największa odpowiedzialność za UE ciąży na jej największych i najbardziej wpływowych członkach. To oni powinni wyciągać rękę i szukać porozumienia. Zwłaszcza, że zamierzają zmieniać reguły gry w czasie jej trwania. Unia Europejska jeszcze 15 lat temu miała zupełnie inny kształt. Nowi członkowie przystępowali do UE akceptując istniejące warunki (formę prawną oraz regulacje), a także godząc się na pewne ryzyka (związane z otwarciem rynków i spodziewaną ekspansją na nich bogatszych podmiotów z zachodu). W zamian za to, obiecano im doraźne korzyści w formie dotacji, które miały zrekompensować spodziewane straty. Dziś, Niemcy zdominowali słabsze unijne gospodarki z czego czerpią ogromne zyski. Jednocześnie chcą narzucać nowe regulacje i wymagania, a także federalizować Unię, co de facto prowadzić będzie do podporządkowania politycznego jej mniejszych członków względem tych najsilniejszych. Zamiast oferować coś w zamian, elity z Berlina przekonują do nowej koncepcji za pomocą nacisków polityczno-gospodarczych. Co budzi zrozumiały sprzeciw tak u Greków, Włochów, Węgrów, Polaków i innych. Sprzedając koncept wspólnoty i solidarności europejskiej, Niemcy i Francuzi kierują się zasadą partykularnych interesów narodowych. Cynizm ten został dostrzeżony, dlatego każda próba pogłębienia integracji europejskiej może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego. Bowiem będzie odczytywana – słusznie zresztą – jako zagrożenie dla interesów słabszych państw UE.
Zamiast kolejnego strukturalnego i sztucznego przepoczwarzenia Unii, Niemcy i Francuzi powinni stworzyć wspólnotę interesów. Zaproponować na przykład wspólną politykę energetyczną, a więc negocjowanie umów na dostawy surowców od państw trzecich na tych samych warunkach dla wszystkich członków. Dawałoby to przecież doskonałą pozycję negocjacyjną z ewentualnymi dostawcami. Duży kontrakt pozwala na uzyskanie dużych zniżek. Tego rodzaju polityka jest jednak dla Niemiec nieopłacalna. Bowiem gdy Berlin wynegocjuje własne, znacznie niższe ceny dostaw gazu od Rosji niż inni członkowie UE, to niemiecka gospodarka będzie zaopatrywana w tańszą energię. Co oznacza, że będzie bardziej konkurencyjna niż gospodarki pozostałych państw UE, które płaciłyby za import gazu lub ropy drożej. Okoliczności te sprawiają, że Republika Federalna Niemiec posiada nieustający konflikt interesów z pozostałymi członkami Unii. Co skłania wręcz władze Berlina do porozumień z państwami trzecimi wycelowanym przeciwko interesom innych członków Unii. Tak właśnie było z projektem gazociągu Nord Stream i Nord Stream II. Ukończenie tego drugiego pozwoliłoby Rosjanom transferować gaz do Niemiec bez pośrednictwa Polski. W przypadku braku alternatyw, Warszawa musiałaby się godzić na cenowe warunki narzucone przez Moskwę. Tymczasem im większa różnica w cenach między gazem sprzedawanym do Niemiec, a tym transferowanym do Polski, tym niemiecka gospodarka jest bardziej konkurencyjna względem polskiej. Oczywiście za Polskę, można tu podstawić dowolnie inny kraj, niemniej na przykładzie Polski najłatwiej jest omawiać politykę niemiecką wobec słabszych partnerów. Bo spośród nich, Warszawa jest: najbliższa, najważniejsza i najbardziej cenna dla Niemiec. Stąd tak olbrzymie zaangażowanie Berlina w sprawy nad Wisłą.
Polskie oczekiwania
Niemcy straciły Europę Środkową nie tylko dlatego, że Stany Zjednoczone okazały się od nich silniejsze. Stało się tak, ponieważ Republika Federalna Niemiec nie traktowała innych członków UE jak równorzędnych partnerów. Niemcy nie złożyły nigdy korzystnej oferty, która prowadziłaby do sytuacji win-win. Wszelkie mechanizmy w Unii Europejskiej działają na korzyść niemieckiej gospodarki i interesów politycznych. Wskazać należy, że polskie rządy z lat 2007-2015 były chyba najbardziej proniemieckimi władzami w Warszawie w całej znanej nam tysiącletniej historii Polski. Mimo tego, to właśnie wówczas Niemcy zbudowali gazociąg Nord Stream uderzając w polskie interesy.
Posiadając alternatywę w postaci Waszyngtonu, Polska przestała być podatna na polityczne naciski ze strony Berlina i Brukseli. Takie są fakty i choćby z tegoż względu, Niemcy, chcąc wyprzeć Amerykanów z Europy, powinny złożyć dobrą ofertę współpracy. Skoro Niemcy chcą być traktowani na równi z Amerykanami, ich oferta powinna zawierać aspekty związane z wypełnieniem luki po ewentualnym wyjściu hegemona z Europy. Ponadto Berlin musi pokazać, że jest zdolny przeciwstawić się Waszyngtonowi, a więc prowadzić całkowicie niezależną politykę oraz brać na siebie odpowiedzialność za innych. Przeciągać ich do swojego obozu. Stanowić siłę grawitacyjną zdolną zneutralizować wpływy USA. Dotychczas tego nie było zupełnie widać. Jeśli jednak Niemcy czują się na tyle mocni, by rzeczywiście stworzyć na kanwie UE nowy światowy biegun siły międzynarodowej, to dobrze jest więc zastanowić się, jaka oferta nakazywałaby polskiej stronie poważne rozważenie propozycji oraz zaufanie stronie niemieckiej, że ta wypełni swoje zobowiązania:
- Rezygnacja z ukończenia Nord Stream II – to jest warunek sine qua non, ponieważ projekt ten mocno uderza w polskie (i nie tylko) interesy, wzmacnia pozycję Rosji względem wszystkich państw Mięrzymorza, a przede wszystkim tą rezygnacją Niemcy pokazaliby, że ich oferta jest poważna, są gotowi do poświęceń w imię porozumienia, a ich dalsze zapewnienia należy traktować jako obietnice, które zostaną rzeczywiście spełnione,
- Utworzenie Europejskiej Armii podzielonej na flanki podlegające różnym dowództwom, przy czym Niemcy dokładaliby się finansowo do budżetu obronnego tzw. wschodniej flanki UE w kwocie odpowiadającej 1% niemieckiego PKB,
- Rozmieszczenie bazy wojskowej francuskiej lub niemieckiej na przesmyku suwalskim (nawet niewielkiej i niekoniecznie w Polsce, może to być na Litwie), a także utworzenie placówek wojskowych UE w państwach granicznych,
- Współpraca w przemyśle zbrojeniowym z uwzględnieniem transferu technologii i produkcji,
- Zgoda na zbudowanie przez Polskę elektrowni jądrowej, co zobowiązaliby się zrobić Francuzi na korzystnych warunkach finansowych,
- Wprowadzenie wspólnej unijnej polityki energetycznej tj. wspólne negocjowanie cen dostarczanych surowców na teren UE z państw trzecich,
- Zrezygnowanie z federalizacji Unii Europejskiej oraz ograniczania suwerenności państw członkowskich,
- Reforma systemu prawno-podatkowego, zliberalizowanie przepisów podatkowo-gospodarczych, zlikwidowanie restrykcji dyskryminujących konkretne sektory gospodarcze, powrót do wolnej konkurencji,
- Zgoda na akcesję Ukrainy do UE,
- Wypracowanie modelu prowadzenia wspólnej polityki zagranicznej UE w wyznaczonych sprawach (w dowolnych, w których państwa UE chciałyby występować wspólnie), poprzez wyznaczanych do konkretnych spraw trzech pełnomocników wybieranych przez państwa w sposób demokratyczny.
Jak widać, oferta nie może zostać złożona tylko i wyłącznie przez RFN, ale powinna w niej uczestniczyć również Francja. Gdyby państwa te przedstawiły taką ofertę Polsce, wówczas polski rząd nie mógłby jej nie rozpatrzyć. Ponieważ dawałaby ona odpowiedź na polskie (ale i regionalne) obawy w zakresie bezpieczeństwa. Jednocześnie gwarancja konkurencyjności rynków wewnątrz UE oraz nie krępowanie ich regulacjami z Brukseli, dawałaby Polsce możliwość korzystania ze swojego położenia oraz uczestniczenia w rozmowach na linii Berlin-Moskwa, bez pominięcia Warszawy. Polska nie może bowiem sobie pozwolić na to, by doszło do porozumienia Niemcy-Rosja, w sytuacji gdy sama byłaby skrępowana unijnym zwierzchnictwem i nie mogłaby osiągać zysków z korzystania przez ww. państwa z jej terytorium jako tranzytowego łącznika. Dlatego tak istotne jest zrzeczenie się przez Niemców z projektów ominięcia Polski w kontaktach gospodarczych z Rosją (tj. jak Nord Stream 2).
Niemcy nie mogą przedkładać swoich interesów z państwami trzecimi, nad interesy partnerów z Unii Europejskiej, a nawet wręcz działać przeciw interesom innych członków UE. Niezwykle istotnym czynnikiem jest też powrót do liberalizmu gospodarczego, który wcześniej cechował Wspólnotę Europejską. Jest to nie tylko ważne z uwagi na zniesienie restrykcji i stosowanie podwójnych standardów, ale i z uwagi na ekonomię całej UE, która stała się z tych powodów mało konkurencyjna względem Azji czy Stanów Zjednoczonych. Z kolei przyjęcie Ukrainy do Unii Europejskiej byłoby zabezpieczeniem części wschodniej granicy UE przed powrotem władz z Kremla do ekspansywnej polityki. Niemcy, jako lider UE, a także najważniejszy partner rosyjski, winny wziąć odpowiedzialność za bezpieczeństwo całej Unii, a nie kosztem tego bezpieczeństwa działać na rzecz państw trzecich (w tym Federacji Rosyjskiej). Dotychczas, w relacjach z Rosją, Niemcy traktowały Moskwę priorytetowo, a interesy partnerów z Unii Europejskiej były wątkiem pobocznym. To się musi zmienić, a Berlin i Paryż winny stać po jednej stronie z resztą europejskich stolic, negocjując warunki z Moskwą.
Niemcy i Francuzi powinni zapraszać innych członków do brania udziału w procesach polityki międzynarodowej, by Ci poczuli rzeczywistą wspólnotę wartości i interesów, nie natomiast wykluczać resztę państw. Jak było to robione dotychczas. Unia Europejska winna działać na zewnątrz przez pełnomocników umocowanych do pewnych czynności przez ogół. Niemcy i Francja nie mogą podejmować decyzji za całą UE bez porozumienia się wcześniej ze wszystkimi członkami i bez ustalenia, w ramach jakich granic winni poruszać się unijni pełnomocnicy. Nic nie stoi na przeszkodzie, by np. w sprawie Białorusi, państwa UE zagłosowały nad wyborem np. 3 pełnomocników UE, którzy byliby kompetentni do ustalenia wspólnego działania. W ten sposób, każde państwo UE mogłoby oddać jeden głos na dowolnie wybrane inne państwo, które miałoby reprezentować Unię w danej sprawie. W ten sposób można się spodziewać, że Państwa południowe (które posiadają wiele wspólnych interesów) miałyby jednego reprezentanta, państwa zachodnie drugiego reprezentanta, a państwa ze Środka Europy trzeciego reprezentanta. Ta trójka miałaby za zadanie wypracować wspólne stanowisko i reprezentować UE w wybranej sprawie międzynarodowej. Taka metoda załatwiania spraw nie wykluczałaby żadnej grupy interesów w UE, a jednocześnie odzwierciedlałaby demokratyczne wartości. Jednocześnie decyzje podejmowane przez pełnomocników byłyby akceptowane przez wszystkich w UE, bowiem wszyscy braliby udział w ich wyborze. Nie rodziłoby to później sporów i oskarżeń o to, że dane państwo, z pominięciem innych, podjęło takie a nie inne decyzje.
Rozdźwięki interesów wewnątrz Unii pojawiają się i będą się pojawiać, a im bardziej głosy słabszych członków będą tłumione, tym większy będzie rodziło to sprzeciw. Unia Europejska musi wrócić do swoich wartości, akceptować różnorodność (w tym różnorodność interesów) i wypracować model, w którym w sposób liberalny i bez wymuszania zrzeczenia się części swojej suwerenności, państwa będą mogły w sposób sprawny działać wspólnie. Francja i Niemcy muszą również zrozumieć, że by UE przetrwała, Berlin oraz Paryż powinny przewodzić (dając przykład), a nie wydawać rozkazy. Tylko tak mogą zyskać autorytet i zaufanie pozostałych członków.
Krzysztof Wojczal
geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog
Patrząc generalnie – USA przegrywa z Chinami. Nie jest w stanie ograniczyć ani deficytu handlu z Chinami – ani izolować handlu Chin z resztą świata. A ten zyskowny handel jest podstawą budowania potęgi Chin.Przynajmniej na dotychczasowym etapie. Bo w nowym etapie, który trwa od powiedzmy 3-4 lat, chodzi już nie tylko o „ilość” przełożoną na obroty i zyski handlowe – ale o prymat technologiczny. I tu również Chiny wydają się wygrywać – uzyskując SZYBSZE od USA tempo wzrostu technologicznego. Myślę, że stratedzy „deep state” zdali sobie z tego sprawę – i chcą dokonać ucieczki do przodu. Rdzeniem tej strategii byłoby oparcie się o „idee” [gender, LGBTQX itd] z docelowym zniesieniem państw jako graczy. Dla zbudowania ponadnarodowego supermocarstwa – przynajmniej 2 krotnie silniejszego od USA. Z mega-koncernami – jako ponadnarodowymi organizmami organizującymi ekonomię tego „rozszerzonego supermocarstwa. W tym sensie ekscesy obserwowane przy Black Lives Matter miały charakter sondy próbnej – obalenia starego społeczeństwa – i wprowadzenia nowego, gdzie patriotyzm, tradycja, naród i państwo są przejawami „rasizmu” czy „nazizmu”. Chodzi o zbudowanie tworu ponadnarodowego – zbierającego „do kupy” wszystkie państwa szeroko rozumianego Zachodu. Czyli zbudowanie „rozszerzonego supermocarstwa” – obejmującego minimum [na starcie] USA+UE+Australia.Zapewne z szybkim dokoptowaniem Kanady i jakiejś części [zwłaszcza tej lewicowej] Ameryki Łacińskiej. Ale także np. RPA. Z jednoczesnym wprowadzeniem „dochodu gwarantowanego” – bo przecież nowy twór ma za zadanie konfrontację z Chinami. Co oznacza zamknięcie strony popytowej [konsumpcyjnej] – która dotychczas nabijała PKB i umożliwiała zadłużanie [de facto emisję pustego pieniądza]. Oczywiście to działało tylko wtedy, gdy ktoś [Azja – w szczególności Chiny] tanio produkował i przyjmował za to dolary lub euro – zgadzając się na cały układ, który w rozliczeniach zapewniał wysoki poziom konsumpcji Zachodu – wysoką siłę nabywcza jego pustej waluty. W nowym układzie „rozszerzonego supermocarstwa Zachodu” – przy odcięciu się od produkcji z Azji [z Chin] – będzie to oznaczało koniec modelu konsumpcyjnego i nabijania PKB. Wzrośnie strona podażowo-produkcyjną owego „supermocarstwa rozszerzonego” – ale przeznaczona nie na konsumpcję przez społeczeństwo [ta będzie malała – najpierw powoli, potem coraz silniej] – tylko na budowanie twardych aktywów strategiczno-militarnych przeciw Chinom. Z oparciem się o automatyzację, Przemysł 4.0 – z kadrami technicznymi i B+R o dobrych zarobkach – ale stanowiących w sumie wyizolowaną grupę z całości społeczeństwa. Grupę kontrolowana pod kątem wytworzenia jak największej wartości dodanej w B+R [wyścig technologiczny] i w technologiach podwójnego zastosowania – z priorytetem na sektor militarny. A to [automatyzacja produkcji i stopniowe silne zmniejszenie sektora usług dla ludności] wymusza wprowadzanie „dochodu gwarantowanego” – przy jednoczesnym stopniowym zmniejszaniu konsumpcji. W tym sensie obecna ekipa u steru w Polsce [i cały model „państwowy”] – w żaden sposób nie będzie „kompatybilna” z tym „supermocarstwem rozszerzonym”. Co oznacza wielkie zmiany u steru w Polsce – i duże zmiany w wywracaniu całego kontraktu społecznego, w tym wywracania kultury, tradycji, pojęć itd. Wracając do budowy „supermocarstwa rozszerzonego” – będzie jak przy rewolucji bolszewickiej 1917 – gdzie bolszewicy doszli do władzy i uśpili społeczeństwo hasłami pokoju i ziemi dla chłopów. Jak już zdobyli władzę i się umocnili – to zafundowali wieczną wojnę [w celu zdobycia, czyli „wyzwolenia” świata] i doktrynę wzrastającej walki klasowej uzasadniającej coraz większy totalny terror i kontrolę i realny wyzysk [wg zasady „państwo bogate z zasoby do dyspozycji – dzięki temu, że wyzyskiwani obywatele w biedzie”]. Czyli nowe ZSRR – ale w mega-skali. Czy to się uda „deep state”? – zapewne na początku tak. Bo ludzie zostaną wzięci na lep obietnic totalnej propagandy – i wizji „dochodu gwarantowanego” i „my się wami zaopiekujemy” – dokładnie wg roszczeniowej postawy społeczeństwa „my niczego nie musimy – nam się wszystko należy”.. . Czyli „żyć nie umierać”…i dlatego poparcie społeczne dla tego planu Nowego Wspaniałego Świata będzie miażdżące… W drugiej fazie [po likwidacji państw i zbudowaniu kontroli] – będzie zmniejszanie konsumpcji i przerzucanie zasobów na budowanie twardych strategicznych zasobów przeciw Chinom – będzie następowało stopniowe, ale wyraźne coraz szybsze ubożenie społeczeństwa. W USA – gdzie broni w rękach ludzi więcej, niż mieszkańców – moim zdaniem doprowadzi to do zamieszek i faktycznie do rujnującej wojny domowej. A w Europie – zbytnie różnice i zbytnie nierównowagi – też w dłuższym czasie doprowadzą do załamania tego modelu [i odbudowy graczy państwowych] – mimo początkowych „sukcesów” w „jednoczeniu”. Bo ludzie w Europie są zbytnio przyzwyczajeni do wysokiego poziomu konsumpcji – a różnice i nierównowagi narodowe/kulturowe/językowe – no i zróżnicowanie interesów – zbyt wielkie. Dlatego po dłuższym namyśle – całą propozycję AKK do USA [czyli do Bidena] W TYM UKŁADZIE mam za objaw dogadania pod stołem elit USA i UE – ze wspólną „ideologią” jako tym łączącym „klejem” a la Kissinger – pod zbudowanie jednego „supermocarstwa rozszerzonego”. Proszę to traktować jako hipotezę. Do sprawdzenia. Drzewo poznamy po owocach…wystarczy poczekać…wygląda jednak na to, że nadchodzą bardzo ciężkie czasy totalnego prania mózgów całym społeczeństwom – i czasy totalnej kontroli i opresji… Jedno wiem na pewno – kluczem dla przetrwania tego totalitaryzmu będzie współpracująca rodzina. Najlepiej rodzina na swoim w zasobach podstawy piramidy Maslowa – tak, jak opisywałem.
Proszę zauważyć, że hipoteza ponadnarodowego „rozszerzonego supermocarstwa Zachodu” sklejonego skrajnie lewacką [komunistyczną] ideologią – oznacza ni mniej, ni więcej – tylko złamanie pewnej części klasycznej geopolityki – gdzie aktorami gry są byty państwowe. Ale tylko pozornie – bo ten akt likwidacji państw Zachodu – doprowadzi do reakcji, która zburzy to „ponadnarodowe supermocarstwo” – przywróci państwa. A to w istocie potwierdzi geopolitykę z państwami jako graczami. Całe pranie mózgów społeczeństw [gender, LGBTQX, moralność sytuacyjno-relatywna, zaprzeczanie pojęciu prawdy, UTRATA TOŻSAMOŚCI na każdym szczeblu – poczynając od świadomie rozbijanej rodziny] – ma na celu zburzenie konstruktu społecznego, na którym państwo się opiera. Jednak moim zdaniem cały ten totalitarny projekt ucieczki do przodu w „superpaństwo rozszerzone” funkcjonujące wg modelu ZSRR – jest montowany zbyt późno i zbyt pośpiesznie – względem wzrostu Chin. Tyle, że „deep state” prawdziwych elit-decydentów Zachodu nie odpuści tego planu – bo działają na zasadzie „nie mamy nic do stracenia – a wszystko do zyskania” – czyli: „po nas choćby potop”. Skończy się to bardzo ostrym chaosem, wielkimi stratami w ludziach i w infrastrukturze – i znacznym osłabieniem i USA i Europy. Na co może grać długofalowo Kreml – który będzie chciał wkroczyć jako „stabilizator” i „gwarant wartości” [i to wartości…konserwatywnych – w co na Zachodzie Europy uwierzą na pewno – bo Rosji nie znają…]. Cóż – ZSRR i blok sowiecki się rozpadł – rozpadnie się i „supermocarstwo rozszerzone Zachodu”… Co nie znaczy, że będzie lekko – przeciwnie, przetrwać ten okres skrajnego totalitaryzmu będzie ciężko. Dlatego ostrzegam zawczasu. Obym się mylił.
Jedynym pocieszeniem dla tego wariantu, ale marnym, byłoby częściowe anulowanie rozpalenia wzajemnie niszczącego konfliktu na całej Wyspie Świata wg maksymalnie rozciągniętej hipotezy „nieuczciwego strażaka” Pana Krzysztofa. A właściwie wyłączenie z tego zniszczenia Europy. Ale i to może być złudne. Jak to w mafii – obietnice obietnicami – a elity amerykańskie mogą poświęcić Europę. Tak czy inaczej – przy takim rozwoju sytuacji, w strefie zgniotu trzeba się zbroić. I pozyskać głowice pod stołem. Całkowicie pod stołem i całkowicie suwerennie. Albo skapitulować. Warianty pośrednie odpadają. Przy takim układzie – gdzie to USA i rdzeń karoliński byłyby głównym zagrożeniem dla bytu Polski – można pomyśleć o sojuszu albo z Chinami – albo nawet [przy pewnych okolicznościach] – tymczasowo z Rosją. Ale w jednym i drugim przypadku tylko i wyłącznie za głowice przekazane z góry. Czyli za twarde realnie działające gwarancje w naszym ręku. A i ogłoszenie obrotu winno być maksymalnie opóźnione. Tu obowiązuje powiedzenie: „cicho jedziesz – dalej dojedziesz”.
(…)moralność sytuacyjno-relatywna, zaprzeczanie pojęciu prawdy, UTRATA TOŻSAMOŚCI na każdym szczeblu – poczynając od świadomie rozbijanej rodziny(…)
To akurat można przypisać konserwatywnemu europosłowi z Węgier co uczestniczył w głośnym ostatnio homoparty. Tak się składa, że brzydkie słowo na (…)P(…) rezerwuję tylko dla takich jak on.
@JSC – a może Ty widzisz jakieś słabe punkty mojego rozumowania i argumenty kasujące lub przynajmniej silnie osłabiające możliwość realizacji budowy totalitarnego rozszerzonego supermocarstwa komunistycznego? Byłbym naprawdę wdzięczny.
Po pierwsze: Widzę tylko jeden slaby punkty ideologia komunistyczna, a ogólniej marksistowska to jest ideologią gospodarczą, a nie seksualną.
Po drugie: Wolę dyktaturę od LGBT niż wolność od konserwatystów na pokaz.
PS. Aborcja w takiej Wenezueli jest zakazana o ile nie jest zagrożone życie matki. Jak widać komuniści tacy jak Chavez i Maduro aborcji zakazują, a takie świętoszki jak Kaczyński robią wiele, aby tzw. kompromis aborcyjny trwał dalej… posunął się nawet zablokowania wyrok TK pod pozorem, że Duda zapowiedział złożenie projektu nowej ustawy… która będzie obradowana głównie w tzw. zamrażarce.
Niestety za przedstawionym modelem przemawiają dwa fakty – po pierwsze Strategiczna Wizja Brzezińskiego [oficjalnie opublikowana w 2011, natomiast realnie wdrażana przynajmniej od 17 IX 2009] – wcale nie utraciła swej wartości jako „sposób na Chiny”. Oczywiście została „spalona” w pierwszym „resecie” 2009-2013 przez chciwość i pychę i ambicje Kremla, Berlina i Paryża [i skrajną naiwność i ślepotę Waszyngtonu] , ale w sumie z punktu widzenia Waszyngtonu – powinna być wdrożona tak czy inaczej dla uzyskania przewagi nad Chinami. Albo z innej strony – zwyczajnie nie ma dla niej alternatywy. Stąd ewentualne zbudowanie „rozszerzonego supermocarstwa Zachodu” mam za realizację Strategicznej Wizji Brzezińskiego – ale jako jej I etap. Bo z punktu widzenia „deep power” – po powstaniu tego supermocarstwa USA+UE – z natury rzeczy plan Kremla budowy supermocarstwa Lizbona-Władywostok stanie się nieaktualny, bo Kreml nie będzie miał z kim robić tego supermocarstwa. A wtedy na Kremlu [wg „deep power”] zrozumieją, że nie mają innej opcji, jak dołączyć do tego nowego komunistycznego supermocarstwa. Czyli w II etapie FR by dołączyła – oczywiście z pewnym manifestem „kleju ideologicznego” przywracającego „najlepsze wartości ZSRR dla budowy Nowego Świata” – do „bratniego” komunistycznego supermocarstwa „nawróconego na właściwa drogę” Zachodu. Supermocarstwa skrajnie totalitarnego – dla mobilizacji przeciw Chinom. To drugi argument zasadniczy przemawiający za realizacją tego modelu. Moim zdaniem elity Zachodu [„deep power”] doszły do wniosku, że nie wystarczy model organizacji bloku jak podczas zimnej wojny, gdzie przecież rozwijało się społeczeństwo konsumpcyjne – bo szeroko rozumiany blok „antysowiecki” był tak silny, że mógł sobie na to pozwolić. Blok sowiecki był znacznie słabszy – i dlatego dość skutecznie nadrabiał to wyciskaniem z ludzi maksymalnego wysiłku na rzecz aktywów strategiczno-militarnych – oczywiście kosztem konsumpcji. Sądzę, że wg „deep power” Chiny przekroczyły „czerwoną linię” w ramach której model Zachodu z zimnej wojny jest już nie do utrzymania w konfrontacji hegemonicznej. Wg strategów „deep power” potrzebna jest totalna mobilizacja i przekierowanie maksimum wytwarzanych wartości na cele militarne – na wzór sowiecki. To rozszerzone komunistyczne supermocarstwo Zachodu byłoby ukłonem wobec wizji Kremla prezentowanej przez Kreml i Putina – odbudowy ZSRR. Oczywiście w nowych szatach – z nawiązaniem do „bratniej współpracy” podczas II w.św. – bardzo łatwo odświeżyć tę narrację…Nie muszę chyba tłumaczyć, że Polska, Ukraina, Bałtowie i pewnie inne państwa szeroko rozumianej Wschodniej Flanki – „bardzo niewygodne” w ramach nowej relatywnej mądrości etapu – byłyby poddane największemu naciskowi na demontaż państwa i społeczeństwa… W sumie wychodzi, że w takim układzie jedyna alternatywą przetrwania Polski i regionu są głowice z Chin – i obrót na Chiny. Dla czytelników, którzy moje rozważania nt stworzenia komunistycznego supermocarstwa Ameryki, Europy i Rosji maja za absurd i s-f, polecam przemyślenie zmian ekonomicznych i społecznych, jakie zaszły w ciągu 2020. A to jest tylko początek. Już się przewiduje COVID-21 i mutowanie pandemiczne koronawirusa przynajmniej do 2025. Ta wielka emisja dolara i euro – to patrząc całościowo droga do budowy kryzysu i do bankructwa STAREGO SYSTEMU – co wywoła potrzebę NOWEGO PORZĄDKU – w ramach którego ogłosi się „pilną konieczność zastosowania zasadniczych ratunkowych środków nadzwyczajnych”. W obliczu bankructwa i widma masowego bezrobocia – wszelkie pomysły „dochodu gwarantowanego” i „zaopiekowania socjalnego” i „solidarnego uwspólnienia powstrzymania kryzysu” będą witane entuzjastycznie. Cóż – zobaczymy…Obym się mylił.
Moim zdaniem – zbudowanie czegokolwiek na ideach lewicowych jest z góry skazane na porażkę. Dlaczego? Danych oficjalnych nie mam, ale nadal uważam, że ekstremalnie lewicowe poglądy deklaruje co najwyżej kilka % społeczeństwa. Próba zbudowania tak szerokiej koalicji państw na zasadach, z którymi nie identyfikuje się zdecydowana większość społeczeństwa, będzie miała jeden poważny skutek – ogromne napięcia społeczne wewnątrz państw.
Być może to tylko moje pobożne życzenia, ale nie potrafię sobie wyobrazić, żeby Francja, Włochy, Węgry, Polska, nawet Niemcy (których PR tolerancyjnych i pokojowych ludzi jest bardzo mocny, w gruncie rzeczy są bardzo podobni do nas – kochają swoją kulturę, kraj i historię) poszli na takie Super Lewackie Państwo.
Inną kwestią jest -> taka konstrukcja targana wewnętrznymi sporami, rządzona przez kilka korporacji, które (przez to, że ponadnarodowe) na pewno nie potrafiłaby zmotywować społecznośći innych nacji do konstruktywnej pracy. Stąd wniosek, że na pewno by przegrała wyścig cywilizacyjny i technologiczny z Chinami.
Moim zdaniem zachód toczy rak lenistwa, przeregulowania, skupianiem się na rzeczach nieistotnych (LGBTQXYZABC) i zbyt mały nacisk na kształcenie elity (inżynierów). Jeżeli świat zachodu chce wygrać z Chinami to jest proste rozwiązanie – koalicia państw wspólnych interesów (pozostaniu na świeczniku świata) + zakasanie rękawów i wyścig technologiczny. Razem z izolacją Chin (poprzez morze południowochińskie, brak lądowego dostępu do Europy) taka koalicja miałaby szansę na podzielenie świata na dwa bloki.
No ale łatwiej powiedzić, niż zrobić…
Co do Polski, to ja bym się przykleił do USA -> nie wiem na ile informacje do nas docierające o serwerach z frankfurtu itd. są wiarygodne, ale wygląda na to, że Trump jeszcze się nie poddał. Z USA wycisnąć infrastrukturę pólnoc – południe w ramach Trójmorza i pozorny parasol ochronny. Z Koreą Południową większość zbrojeń, a z Chinami utrzymywać poprawne stosunki, żeby w razie czego przykleić się do zwycięzcy. Do tego podatek przychodowy i wprowadzić rozwiązania Chińskie odnośnie hierarchii Państwo – biznes prywatny -> powinno być tak, że to Państwo wyznacza reguły gry na rynku i pilnuje, aby go przestrzegano. Najważniejsze gałęznie gospodarki kierowane przez Państwowe małe podmioty, które opierałby się na rodzimych prywatnych poddostawcach. Resztą, to znaczy rozwojem i postępem samoistnie zajmą się podmioty prywatne. Kolejny raz, łatwiej powiedzieć, niż zrobić.
Nie znamy tajnych informacji, dlatego to mogą być tylko pobożne życzenia, ale Niemcy chcą nas zgnoić, więc nie widzę z nimi przyszłości, chcociaż to była by najlepsza opcja -> gdyby tylko Niemcy chciały działać na zasadach partnerskich. Zresztą, Państwo Polskie samo nie potrafi pokazać pazurków, więc nie dziwię się, że jesteśmy traktowani jak podnóżek.
@Pp
(…)Danych oficjalnych nie mam, ale nadal uważam, że ekstremalnie lewicowe poglądy deklaruje co najwyżej kilka % społeczeństwa.(…)
Homoparty w Brukseli, o którym jest ostatnio głośno pokazuje, że deklarowane poglądy, a realna postawa to drugie… niekoniecznie sobie bliskie.
(…)Próba zbudowania tak szerokiej koalicji państw na zasadach, z którymi nie identyfikuje się zdecydowana większość społeczeństwa, będzie miała jeden poważny skutek – ogromne napięcia społeczne wewnątrz państw.(…)
Może te ogromne napięcia biorą się z tego, że są tacy co lubią włazić z butami w cudze życie… zwłaszcza w te seksualne?
(…)Moim zdaniem zachód toczy rak lenistwa, przeregulowania, skupianiem się na rzeczach nieistotnych (LGBTQXYZABC) i zbyt mały nacisk na kształcenie elity (inżynierów).(…)
Za to u nas na wschodzie to prawica jedzie z światopoglądówką… Nawet za SLD nie było prób przepychania jakiejś rewolucji.
(…)Jeżeli świat zachodu chce wygrać z Chinami to jest proste rozwiązanie – koalicia państw wspólnych interesów (pozostaniu na świeczniku świata) + zakasanie rękawów i wyścig technologiczny.(…)
Żeby tamtych naśladować to trzeba utworzyć europejską wersję czeboli czy innego keiretsu, żywcem wyjęte z Wschodzącego Słońca… tylko tylko jak UE ma się do tego brać, jak w tej sprawie poległy i tutejsze państwa narodowe?
(…)Co do Polski, to ja bym się przykleił do USA -> nie wiem na ile informacje do nas docierające o serwerach z frankfurtu itd. są wiarygodne, ale wygląda na to, że Trump jeszcze się nie poddał.(…)
Proszę cię… od stwierdzenia, że sfałszowano wybory nie ma odwrotu. Teraz albo odejdzie w hańbie albo rozpęta wojnę domową. A biorąc pod uwagę, że Republikanie są zakładnikami jego zwolenników nie można wykluczyć żadnego wariantu chociaż z drugiej strony… za taki numer grozi kara śmierci.
(…)Z USA wycisnąć infrastrukturę pólnoc – południe w ramach Trójmorza i pozorny parasol ochronny.(…)
Duet Trump-Dobra Zmiana miał całe 5 lat, aby pokazać, że Trójmorze i coś więcej niż narracja. A póki co mamy taką sytuację, że Baltic Pipe w lesie, a jamalski deadline jest tuż tuż, a za nie cały miesiąc kończy się rok, w którym miały ruszyć wykupy pod Centralny Port Komunikacyjny dla tegoż Trójmorza, co jest moim prywatnym deadline przed położeniem lachy na tym programie. A muszę ci wspomnieć, że jestem nim żywotnie zainteresowany, bo mieszkam w Grodzisku Mazowieckim, który a być przeorany przez projekt budowy sieci chłodno-ciepłowniczej zasilanej z EC przeznaczonej dla portu… https://www.cpk.pl/pl/aktualnosci/pge-zbuduje-elektrocieplownie-na-potrzeby-portu-lotniczego-wezla-kolejowego-i-airport-city. Chociaż wiarę w ten projekt już podkopywały wieloletnie opóźnienia, które podliczono na 3 lata… https://businessinsider.com.pl/polityka/czy-centralny-port-komunikacyjny-cpk-zostanie-otwarty-w-terminie-w-2027-roku/2j9167s i cyrk z prezesurą Bartosiaka.
(…)a z Chinami utrzymywać poprawne stosunki, żeby w razie czego przykleić się do zwycięzcy.(…)
A może lepiej wziąć lepiej wziąć przykład z ichniej Sztuki Wojny i chować miecz za uśmiechem, czyli unikać niepotrzebnych zadym, a zwłaszcza tych przegranych jak te z nowelą ustawy o IPN’ie czy forsowania wersji zamachu w Smoleńska… gdzie, raport jest niby gotowy, ale najwyraźniej złapał COVID’a bo trafił na kwarantannę… https://wiadomosci.wp.pl/podkomisja-smolenska-nie-opublikuje-jeszcze-raportu-powod-koronawirus-w-polsce-6514771315161217a
Zawsze z ciekawością czytam komentarze @Georealista. Choć kierunek rozwoju sytuacji obecnie tak się rysuje jak to zostało powyżej opisane, to jednak nie jestem przekonany, że stoi za tym demiurg realizujący punkt po punkcie swój proces tworzenia nowej normalności i nowej świeckiej tradycji aby wzmocnić siły do konfrontacji z Chinami. Raczej jest to obłęd lewicowy połączony z chciwością świata finansów. Realizują go korporacje w swoim pędzie do zysku i politycy wychowani w atmosferze ruchu hippisowskiego, mrugania okiem w stronę komunizmu a jednocześnie przeżywający swoją młodość w bezpieczeństwie i wzroście dobrobytu – spadku systemu, który kontestowali. Gdyby zachód chciał się przygotować na rozgrywkę z Chinami, zrobiłby to mądrzej. Zachód nie jest przygotowany a społeczeństwa oczekują zachowania trendu zwiększania się konsumpcji. Ataki na rodzinę, kościół, tradycje, zdrowy rozsądek są drogą ku samozagładzie a nie rywalizacji z Chinami. Kolejnym osiągnięciem polityków, którzy palili ale się nie zaciągali będzie powszechna legalizacji marihuany, co doprowadzi do znacznego wzrostu postaw antyspołecznych. Kraje, które zgodnie wprowadzają ideologię prymatu zadowolenia jednostki, wycinają „ciężar” tradycji, zamieniają poczucie zakotwiczenia społeczeństw w swojej ziemi i kulturze na pop-kulturalne multi-kulti rywalizują przecież o względy gospodarcze Chin. Na razie chyba nikt poważnie nie bierze pod uwagę wariantu, że Chiny mogą zagrozić Europie i ją zwasalizować. Europa uważa, że zyska oddech przy zaangażowaniu USA na Pacyfiku. Młodzi Europejczycy przemieleni przez system edukacyjny wierzą, że prawo do aborcji na życzenie i zabawa jest prawem człowieka a patriotyzm to faszyzm. Ma być lekko, łatwo i przyjemnie. Do tej pory taka mentalność ułatwiała rządzenie politykom ale rezerw na kontynuację rozbudzonych roszczeniowo postaw nie ma. Zwłaszcza, że jednocześnie rosną wykreowane przez taką politykę społeczne konflikty i narastają nierówności społeczne.
Przebudzenie nastąpi jak złupią nas korporacje za pomocą inżynierii finansowej a ludzie poczują się egzystencjalnie zagrożeni. Obym się mylił. Obyśmy nie obudzili się w globalnym systemie technokratyczno-totalitarnym zatomizowanych społeczeństw.
Idealnie byłoby gdyby Europa się przebudziła a Niemcy zmienili swój sposób podejścia budując potęgę Europy przez synergię sił państw, współpracy z USA i skupienie się na realnych problemach. Tak jak opisuje to P. Krzysztof. Na razie, niestety, nic na to nie wskazuje.
(…)Kolejnym osiągnięciem polityków, którzy palili ale się nie zaciągali będzie powszechna legalizacji marihuany, co doprowadzi do znacznego wzrostu postaw antyspołecznych. Kraje, które zgodnie wprowadzają ideologię prymatu zadowolenia jednostki, wycinają “ciężar” tradycji, zamieniają poczucie zakotwiczenia społeczeństw w swojej ziemi i kulturze na pop-kulturalne multi-kulti rywalizują przecież o względy gospodarcze Chin.(…)
Ciekawe, że za Prezydentury takie partyzantki jak Contras zaczęły zalewać Stany crackiem…
Errrata: Zdanie poniżej komentarza powinna brzmieć:
Ciekawe, że za Prezydentury Reagana takie partyzantki jak Contras zaczęły zalewać Stany crackiem…
@Jacek – obyś miał rację i obym ja się mylił. Tyle, że w moich wpisach [już po Twoim wpisie z 3 grudnia 3:01 PM] przytaczam argumenty strategiczne i całościowe i oparte o SWOT i kalkulację koszt/efekt – wprowadzenie totalnego komunizmu ma przekierować aktywność na rozwijanie i produkcję strefy militarnej. Tak jak to wyciskał z ludzi blok sowiecki. Zaś zbudowanie scentralizowanego rządu ponadnarodowego [z likwidacją wszelkich chroniących obywateli instytucji państwowych] zapewni egzekucję nowego totalitarnego porządku. Ale najpierw będzie załamanie i bankructwo szeroko rozumianego Zachodu – po to, by przerażeni ludzie, po usłyszeniu o zbawczym dochodzie bezwarunkowym i bonusach socjalnych – sami skwapliwie przystali [wręcz napierali] na wszystkie warunki stworzenia nowego porządku. A jak machina totalitarna uzyska odpowiedni poziom kontroli – to wszelkie roszczeniowe postawy ludzi będą już mało obchodziły centrum zarządcze. Zwłaszcza przy przejęciu mediów i kanałów komunikacji – oczywiście pod pretekstem „walki z mową nienawiści} itd. W sumie całościowy ogląd strategicznej konfrontacji hegemonicznej wygląda tak: ponieważ USA jest za słabe na USA – to rozwiązaniem byłoby [z punktu widzenia „deep power” elit Zachodu] stworzenie supermocarstwa z państw Zachodu – i dla ekstensywnej multiplikacji zasobów i siły – i dla synchronizacji centralnej dla optymalizacji działań i synergii, czyli dokładnie na wzór optymalnego działania…Pekinu. Zaś wprowadzenie komunizmu totalnego, zapewniłoby temu supermocarstwowemu molochowi DOCELOWE przekierowanie większości zasobów B+R i produkcyjnych i infrastruktury – na cele militarne – kosztem konsumpcji. Oczywiście z „przygotowawczymi” etapami: najpierw kryzysu i bankructwa, potem [gdy ludzi ogarnie strach i panika] z etapem obiecanek dochodu bezwarunkowego i opieki socjalnej i domyślnym kontynuowaniem wzrostu konsumpcji, a potem – po wprowadzeniu supermocarstwa ponadnarodowego i totalitarnego aparatu kontroli społeczeństwa – dopiero wtedy nastąpi ostre przesuniecie z konsumpcji na sferę militarną. No i druga rzecz – skoro konsumpcja zostanie zduszona – to handel Chin z Zachodem – nie będzie miał zwyczajnie sensu i korzyści dla Pekinu. Czyli u podstaw zetnie to źródło wzrostu Chin. Tak przynajmniej mogą kalkulować elity „deep state”. Niestety – gdy czytam materiały i oglądam grafiki [i ich przekaz między wierszami] na stronach World Economic Forum [choćby raport „Resetting the Future of Work Agenda: Disruption and Renewal in a Post-COVID World” z https://www.weforum.org/whitepapers/resetting-the-future-of-work-agenda-disruption-and-renewal-in-a-post-covid-world i raporty i artykuły powiązane] – w przyszłym roku to forum ma być przeniesione ze stycznia/lutego bodajże na maj [czyli przygotowują się na ustabilizowanie władzy Bidena w Białym Domu] – i to forum będzie zorganizowane pod oficjalnym hasłem „The Great Reset”, a także gdy oglądam i słyszę deklaracje ZASADNICZE „zmiany wszystkiego” [we wszystkich sferach – poczynając od myślenia i postrzegania spraw] np. ze strony przewodniczącego WEF Klausa Schwaba [są też na youtube – np. „WEF founder: Must prepare for an angrier world” albo „Call to Action: Resetting the Social Construct | Jobs Reset Summit 2020” i inne ] – to niestety mogę tylko powtórzyć: obym się mylił. Za pięknymi hasłami i obietnicami Wielkich Jedynie Słusznych Braci – widzę w owocach i w realnym funkcjonowaniu niestety świat ultra-orwellowski.
Załóżmy, że 25 państw UE [bez Polski, Węgier, Portugalii] dogada się w swoim kółku co do tzw. Funduszu Odbudowy. Czyli do wielkiej emisji euro – na poczet przyszłego rozwoju ekonomicznego i technologicznego – żeby móc zwrócić ten KREDYT. Z jednej strony oznacza to wielkie „łatwe” pieniądze z tego kredytu, które przysłowiowo miną Polsce koło nosa. Z drugiej – brak obciążenia tym kredytem. Gdzie za wysoce wątpliwe uważam powodzenie tego planu „impulsu a la Keynes” rozwoju ekonomiczno-technologicznego – moim zdaniem skończy się bankructwem przynajmniej strefy euro. Czyli w krótkim i średnim planie brak „łatwych” pieniędzy dla Polski – ale w długim [strategicznym] – brak bankructwa [no i brak uzależnienia od Berlina]. No – ale trzeba ten krótki i średni plan „przeżyć” – najlepiej z jak największym wzrostem technologicznym i ekonomicznym. I tu kłania się lewar kapitałowy Skarbca Suwalskiego. Czyli technologie i inwestycje we wspólne rozwijanie produkcji w Polsce [Przemysł 4.0] kontrolowanych pełnych łańcuchów wartości wysokiej marży – produktów high-tech. Czyli oparcie się nie o dodruk pustego euro – ale o wartości realne – realnej technologii i ekonomii. Gdzie za głównych partnerów mam Koreę Południową i Japonię. Ale także UK – a dokładniej motorem zaangażowania UK byłoby City – które po „wycięciu” z finansowania Jedwabnego Szlaku, po Brexicie odcinającym od UE i jeszcze po faktycznym przejęciu przez Pekin ekspozytury azjatyckiej [Hongkongu] – jest głodne gospodarki realnej – jako zastawu dla obrotu funta. No i wygląda na to, że UK jest pierwsze na liście [po USA] do ewentualnego odcięcia dostaw surowców strategicznych z Chin. A sytuacja na pewno będzie się zaostrzała – bo już z początkiem 2021 Royal Navy wyśle lotniskowcową grupę bojową z nowym lotniskowcem HMS Queen Elizabeth, niszczycielami i fregatami i….atomowym okrętem podwodnym [myśliwskim] do Japonii – do wspólnych ćwiczeń z Japonia i USA na „przy-chińskich” wodach. Zresztą podobna sytuacja jest dla wielkiego norweskiego państwowego funduszu kapitałowego – dotychczas opartego o ropę i gaz – a teraz tonącego przez tanie węglowodory i politykę klimatyczną, która je coraz bardziej sekuje. Rozwinięcie tego pola współpracy miałoby oczywiście i aspekt militarny – zwłaszcza transferu technologii do Polski. Podobna sytuacja byłaby w przypadku zagospodarowania wyjątkowych warunków geotermii głębokiej HTR w Polsce. W sumie – byłby to WSPÓLNY ZYSKOWNY INTERES – współpracy ekonomicznej i technologicznej – dla silnego związania się z NORDEFCO i UK – czyli dla budowy Wschodniej Flanki. Oraz de facto „sposób obejścia” unijnego kordonu – dla UK i Norwegii – i wejścia ponownie na rynek UE. Zresztą – dokładnie to samo i dla Japonii i dla Korei Płd. Która to „autonomiczna” Wschodnia Flanka w Waszyngtonie winna być „sprzedana” jako KONIECZNY NADRZĘDNY KONTROLER Berlina – żeby po wyjściu USA z Europy i po wzmocnieniu [w tym militarnym] i po wzroście centralizacji władzy Berlina – ten nie wykonał ruchu z Kremlem dla ustanowienia supermocarstwa od Lizbony do Władywostoku. Na wzór paktu Ribbentrop-Mołotow – tylko że od razu z „game over” w postaci objęcia prymatu globalnego…. Wracając do wpięcia UK i Norwegów [szerzej Skandynawowie=NORDEFCO + Bałtowie] – w ten sposób Polska by wyszła z pułapki zadłużenia [tego obecnego – i tego przyszłego po krachu „korona-kredytu”], pozyskała realne inwestycje bezpośrednie i technologię, przebiła pułapkę średniego rozwoju – ze wzmocnieniem politycznym i militarnym – i ze zwiększeniem strategicznej suwerenności i pola manewru. Czyli oparciem byłby pas szeroko rozumianej Wschodniej Flanki – od GIUK po Morze Czarne. A przy pewnym rozwoju – także z Adriatykiem jako obszarem wpływu i kontroli. Więcej – taki konstrukt polityczno-ekonomiczno-militarny mógłby o wiele łatwiej „dogadać” się np. z Turcją [via Ukraina – która również winna dołączyć do szeroko rozumianej Wschodniej Flanki – dla zamknięcia pomostu bałtycko-czarnomorskiego] – konkretnie co do skoordynowanego rozpraszania sił Rosji. A to oznaczałoby rozciągnięcie wpływów tak szeroko rozumianej Wschodniej Flanki [właśnie tego „nielubianego” kordonu sanitarnego wobec Kremla – i w nowym ujęciu – wobec Berlina] – aż po Morze Kaspijskie. Nadzwyczajna sytuacja wymaga nadzwyczajnych działań – i patrząc wg SWOT – obecna sytuacja – jest zarówno wielkim niebezpieczeństwem marginalizacji Polski – i wielką szansą na wybicie się do nowej pozycji – pod każdym względem. Nie odcinając się od UE – ale mając oparcie w alternatywnym konstrukcie „nadzorczym”. Czyli uzyskując pozycję partnerską [także ekonomicznie] wobec Berlina. Więcej – w Waszyngtonie należy lobbować za schematem – Berlin poza Wschodnia Flanką niech daje wzrost siły kolektywnego Zachodu – i jednocześnie niech finansuje niezależny funkcjonalnie „byt kontrolny” Wschodniej Flanki – który winien podlegać [na poziomie strategicznym] tylko USA. Takie ZASADNICZE skorygowanie propozycji AKK byłoby zabezpieczeniem dla Waszyngtonu – że Berlin z Kremlem nie zbudują konkurencyjnego supermocarstwa Lizbona-Władywostok. Tu trzeba podkreślać nadrzędną geostrategiczną „osobność” i funkcję kontrolna Wschodniej Flanki DLA INTERESÓW USA – nadrzędną względem i ideologicznych „wartości” [jakie niewątpliwie Berlin będzie chciał nawiązać z Waszyngtonem] i względem planów połączenia ekonomicznego USA z UE. Czyli – do bólu trzeba wytłumaczyć w Waszyngtonie, że geopolityka [i interes narodowy i racja stanu USA] jest starszą siostrą i ekonomii – i „ideałów”. Bez tej zasadniczej korekty planu AKK – staniemy się zdominowanym podmiotem przez Berlin – wykorzystywanym instrumentalnie jako podporządkowane i eksploatowane „mięso armatnie” – a i to tylko do czasu ustanowienia supermocarstwa Lizbona-Władywostok [co nastąpiło by po wzmocnieniu się IV Rzeszy Paneuropejskiej i po wyjściu USA z Europy]. Stąd zachwyty S&F nad pierwotnym planem AKK – mam za nieprzemyślane. Korekta o równoległą „kontrolno-nadzorczą” Wschodnią Flankę – jest tu absolutnie konieczna. Tak samo – przeniesienie NATO Nuclear Sharing na Wschodnią Flankę. Z ustanowieniem ścisłej kontroli atomowych projektów Berlina. Te dwa ostatnie ruchy Waszyngton winien dokonać metodą faktów dokonanych – już po wstępnym dogadaniu się z Berlinem – i po wyodrębnieniu spod władzy Berlina Wschodniej Flanki. Tu chodzi o twarde lewary i realizm oparty o ustawienie strukturalnych sił nadrzędnych – a nie o nadzieje, że „jakoś” Berlin będzie finansował WP i „jakoś się dogadamy” i że nastąpi złączenie opcji atlantyckiej z kontynentalną. Sądząc po twardości Berlina – chce uzyskać władze absolutną w Europie – i nie chce ani kompromisu ani partnerskiego traktowania Polski. Ani nawet nie rezygnuje z NS2. To można tylko złamać siłą i faktami dokonanymi – Waszyngtonu dogadanego PONAD Berlinem ze Wschodnią Flanką.
Tak sumując – chodziłoby o to, by Berlin zorganizował ekonomię i środki na poczet wzmocnienia Wschodniej Flanki. SŁUŻEBNIE. Żadnej armii europejskiej [nawet pod płaszczykiem NATO – ale pod dowództwem Berlina]. Żadnego wzmacniania się militarnie Berlina. Zamiast „jednego telefonu do Europy” a la Kissinger – dwa telefony – jeden do Berlina [by kontrolować rozwój ekonomiczny i zasilanie Wschodniej Flanki] – drugi powiedzmy do…Poznania – by kontrolować wzrost militarny i koordynację militarno-polityczną Wschodniej Flanki. Czyli Biały Dom dzwoni głównie do Berlina – a Pentagon głównie do Poznania. Zresztą – analizy i raporty np. gen. Bena Hodges’a w CEPA już rekomendowały Wschodnią Flankę do roli quasi-samodzielnego tworu do powstrzymywania Rosji. W nowym układzie – układzie UDOSKONALONYM dla realizacji geostrategicznych celów USA – siła Wschodniej Flanki byłaby zasilania finansowaniem z Berlina – przy jednoczesnym rozszerzeniu funkcji Wschodniej Flanki na rzecz INTERESU USA – jako kontrolera Berlina – w roli kordonu sanitarnego uniemożliwiającego powstanie supermocarstwa Lizbona-Władywostok. Gdzie docelowy deal USA-Rosja przeciw Chinom – dalej by był TYM BARDZIEJ zabezpieczany przez kordon sanitarny Wschodniej Flanki – by Rosja koncentrowała siły rzeczywiście w Azji – a nie w Europie w Zachodnim Okręgu Wojskowym. Czyli Wschodnia Flanka [z NATO Nuclear Sharing – z suwerennym programem jądrowym Finlandii] – pełniłaby dalej ważką, właściwie kluczowa rolę – kontrolera Rosji [kompleksem C5ISR] i realizacji dealu USA-Rosja – i faktycznie „oddziału zaporowego” względem Rosji. Bo w Waszyngtonie trzeba non-stop wbijać do głowy, że Rosja stanie się sojusznikiem USA tylko i wyłącznie wtedy, gdy będzie przyparta SIŁĄ do ściany – i nie będzie miała egzystencjalnie innego wyjścia, jak podporządkowac się jako junior-partner USA – ORAZ gdy nie będzie miała możliwości ustanowienia supermocarstwa Lizbona-Władywostok. To są dwa warunki konieczne – i wystarczające dla obrotu SIŁĄ Rosji przez Waszyngton. Nie za bonusy i marchewki [i to jeszcze głupio dawane z góry – jak za Obamy 2009-2013] – tylko za samo przetrwanie Rosji w „jednym kawałku” – zwłaszcza za utrzymanie w FR jej części azjatyckiej. Dobrze by było też wytłumaczyć nawiedzonym „ideologom” od LGBTQX w Waszyngtonie [w ekipie Bidena], że podczas II w.św. USA i UK zawarły sojusz ze stalinowską komunistyczną Rosją – i w relacjach z Polską i Wschodnią Flanką – liczy się nadrzędny interes geostrategiczny i wspieranie sojusznika w realizacji tego interesu – a nie jakieś „wartości”. Oraz, że różne manifestacje Parad Równości, paradowanie w sukienkach, pisanie kredkami po asfalcie i równe takie akty życzeniowo-happeningowe – nie wzmacniają Wschodniej Flanki [a zwłaszcza Polski – głównego aktora powstrzymującego i izolującego Kreml i Berlin – na głównym kierunku] – tylko ja osłabiają. Trzeba wyraźnie wbijać do głowy w Waszyngtonie zasadniczą antynomię i rozjazd – albo ideologia [i „wielkie zwycięstwa medialne” – kosztem realnych zdolności] – albo nadrzędne interesy geostrategiczne i realne lewary – ważniejsze nawet od ekonomicznych [co ustawiałoby NADRZĘDNY priorytet Wschodniej Flanki nad „niemiecką unią”].
Należałoby mieć dobrze przygotowaną od stycznia 2021 – twardą i asertywną argumentację na ewentualne „ciężkie zarzuty” Białego Domu a la Biden, że Polska „nie jest wystarczająco”postępowa” w LGBTQX itp.. Oraz trzeba wyraźnie oddzielić strefę niemiecką Europy – gdzie pewnie patriotyzm będzie sekowany [przy zlewaniu się USA i tej części Europy]- oddzielić od narodowych państw Wschodniej Flanki. Trzeba asertywnie wytłumaczyć nawiedzonym ideologom Waszyngtonu [ale także tym strategom myślącym pragmatycznie w kategoriach .”ponadpaństwowego rozszerzonego supermocarstwa Zachodu” i budowania jego siły], że nikt, absolutnie nikt nie będzie „umierał za LGBTQX” ani za ponadpaństwowy komunistyczny twór waszyngtońsko-berliński – że siła i determinacja i spójność Wschodniej Flanki będzie wynikała tylko i wyłącznie z determinacji jej obywateli – do obrony państw narodowych – determinacji wynikającej z patriotyzmu. Czyli państwa i społeczeństwa Wschodniej Flanki muszą być – w nadrzędnym geostrategicznym interesie USA [czy nawet „rozszerzonego ponadnarodowego supermocarstwa Zachodu”] – silnymi państwami i narodami patriotycznymi – o statusie chronionym – więcej – wspieranym. A ten patriotyzm musi się odwoływać w swym rdzeniu do tradycji i wartości danego państwa i narodu – więc i tradycja i te wartości narodowe muszą być chronione i wspierane. I to przez Biały Dom – ale także przez Berlin – z nakazu i kontroli Białego Domu. Wliczając kontrolowane media, politykę historyczną, PR, wszelkie wystąpienia, deklaracje, manifesty itd.
(…)Należałoby mieć dobrze przygotowaną od stycznia 2021 – twardą i asertywną argumentację na ewentualne “ciężkie zarzuty” Białego Domu a la Biden, że Polska “nie jest wystarczająco”postępowa” w LGBTQX itp..(…)
Nic nowego pod Słońcem… takie zarzuty stawiała już administracja Trumpa:
https://www.tvp.info/50090671/list-ambasadorow-ws-lgbt-georgette-mosbacher-jestescie-po-zlej-stronie-historii-list-ws-bialorusi-tu-nie-mowimy-o-prawach-czlowieka-wieszwiecej
Tak – McCain też miał swoje „odpały”. Tym bardziej musimy mieć twardą argumentację „biznesową” i geostrategiczną – nadrzędna nad „ideałami” i „wartościami” – bo Biden będzie chciał po taniości takim”politpoprawnym terrorem” i szantażem emocjonalnym dla głupich dostać posłuszeństwo Polski i uległość dla jego planów. A to my musimy asertywnie wytłumaczyć, że interes USA jest w specjalnym traktowaniu Wschodniej Flanki – i Polski jako rdzenia.
Każdego dnia wyraźniej kroczymy w stronę wasalizacji względem Niemiec. Do tej pory postępowała na drodze prawnej i politycznej, obecnie dochodzi finansowa. Krok po kroku zależność od centrum imperium będzie się pogłębiała. Niemcy będą stawiali kolejne warunki do odblokowania kwot, wstrzymując pod dowolnym pozorem ich przekazanie. Skierują je na sektory, z których jak zwykle głównie sami skorzystają. Spłaty zaś będą jak najbardziej wspólnotowe i nie będą zależne od tego co dostaniemy. Gdyby jednak coś się nam zamarzyło co nie byłoby wystarczająco europejskie, Niemcy pociągając za odpowiednie sznurki tak skomplikują nam sytuację wewnętrzną za pomocą naszych europejczyków pochodzenia polskiego, obrońców mniejszości, obrońców korników, miłośników liberalnej demokracji, obrońców klimatu czy klubu włodarzy wielkich miast ogłaszających rokosz po rokoszu, że będziemy mieli się czym zająć.
Ponieważ mając do wyboru pieniądze albo suwerenność wybraliśmy pieniądze, nie będziemy mieć ani jednego, ani drugiego. Ponownie obnażony został stan naszych elit i sprawności służb i administracji państwowej. Podobnie jak umiejętność uczenia się na własnych błędach. Tym bardziej na cudzych – choćby greckich.
Poza tym jeszcze raz okazało się, że z Orbanem nam nie po drodze. Moim zdaniem Orban gra tylko na siebie i traktuje Polskę przedmiotowo. Ostatecznie przyniesie to Węgrom więcej złego niż dobrego ale póki co odnoszą taktyczny sukces. My nawet tyle.
Tak – na poziomie Berlina jesteśmy „na widelcu”. Dlatego własnie trzeba odwołać się wyżej – do nadrzędnego pana lennego w Waszyngtonie. Asertywnie wytłumaczyć, że to nie Niemcy mają się zbroić, tylko Wschodnia Flanka [krajów NATO i spoza NATO] , a reszta „niemieckiej” UE ma na to SŁUŻEBNIE łożyć. Także mechanizmy „praworządności” i inne lewary Berlina – w przypadku państw Wschodniej Flanki musza być martwym artykułem. Nie jedna „niemiecka” Europa, a dwie Europy – ta ekonomiczna pod nadzorem Niemiec – SŁUŻĄCA na rzecz i USA – i Wschodniej Flanki. Właśnie dokładnie expressis verbis zdefiniowaną jako kordon sanitarny. DWUSTRONNY. Oddzielający Berlin od Kremla. W Waszyngtonie trzeba wytłumaczyć, jak chłop krowie przy rowie, że jeżeli siły USA wyjdą z Europy, a Niemcy się wzmocnią militarnie i zbudują IV Rzeszę Paneuropejska pod płaszczykiem proamerykańskiego projektu – to obecne taktyczne niesnaski i wszelkie deklaracje i Berlina i Kremla – wyparują w jedną chwilę, gdy Berlin i Kreml dogadają się pod stołem – i założą w jeden dzień supermocarstwo od Lizbony do Władywostoku. Ogrywając [„game over” w wyścigu o hegemonię globalną] i USA i Chiny. Trzeba maksymalnie asertywnie [wręcz boleśnie] uświadomić do końca nową ekipę Biden’a, że nie uroczyste deklaracje Berlina i wszelkie GESTY, a tylko i wyłącznie SIŁA może dać REALNE GWARANCJE dla zabezpieczenia racji stanu i prymarnego interesu narodowego USA – że nie dojdzie do takiej katastrofy. Co oznacza, że Wschodnia Flanka [od GIUK przez NORDEFCO po Morze Czarne] podlega zupełnie osobnym, preferencyjnym zasadom – niezależnym od Berlina – ustanawianym bezpośrednio przez Waszyngton równoległym torem. Z NADRZĘDNOŚCIĄ Wschodniej Flanki nad dominium Berlina – które ma dawać Wschodniej Flance [KORDONOWI SANITARNEMU – a raczej linii zaporowej] i wsparcie ekonomiczne i finansowe – z budowaniem w krajach Wschodniej Flanki high-tech podwójnego zastosowania. Wtedy – i tylko wtedy – IV Rzesza Paneuropejska będzie skutecznie i z wynikami zaprzęgnięta do amerykańskiego rydwanu. Tutaj panowie z CIA muszą bardzo asertywnie wytłumaczyć panom z BND, że żadna rozsadzająca V kolumna inspirowana i zasilana z Berlina – nie będzie tolerowana w Polsce i na Wschodniej Flance. No i zadaniem Wschodniej Flanki jest tak skuteczne przyciśniecie Rosji do muru, by Kreml czując mocarny oddech smoka na karku [a nie mając możliwości zbudowania supermocarstwa Lizbona-Władywostok] na kolanach przyczołgał się do Waszyngtonu – jako posłuszny junior-partner, już nie za bonusy [i to głupio dawane a konto za „resetu” Obamy] – ale za samo przetrwanie Rosji w „jednym kawałku”. Wschodnia Flanka – silna – bezpośrednio podległa Waszyngtonowi – z IV Rzeszą Paneuropejską jako służebnym zapleczem i dostawca technologii – jest kluczem i dla realnego wprzęgnięcia Europy w sojusz atlantycki – i jedyną drogą do zmuszenia Rosji do deal’u z USA przeciw Chinom. I Berlin i Kreml będą realizowały plan Waszyngtonu tylko i wyłącznie wtedy, gdy nie będą w stanie zrealizować innych „swoich” planów. I zrobią to REALNIE tylko i wyłącznie pod presją siły [Wschodniej Flanki] – a nie na zasadzie dawania ZASTĘPCZYCH obiecanek i pustych symbolicznych gestów – pokrywających ZDRADĘ USA – jak za resetu 2009-2013. Swoją drogą – skoro USA mają ciąć ostro wojska lądowe – to automatycznie winny dokonać wielkich donacji nadwyżkowego sprzętu na rzecz Wschodniej Flanki. Traktując je jako swoją siłę REALIZACJI DWÓCH PODSTAWOWYCH PROJEKTÓW GEOSTRATEGICZNYCH – obrotu i Europy i Rosji na USA. Z bonusem tejże donacji – że w realizacji tych geostrategicznych celów nie muszą łożyć w kosztach osobowych i w serwisie – cedując te koszty na państwa Wschodniej Flanki. Oczywiście – w wersji pełnej kłania się i NATO Nuclear Sharing – i amerykańskie rakiety [z głowicami] na Wschodniej Flance – z zasięgiem ponad INF. Jeszcze uwaga: zaparcie się Dudy w Waszyngtonie wobec Trumpa i krytyka wycofania USA z Europy – daje Dudzie dobry „start” do relacji z Bidenem. Ale relacji nastawionych pragmatycznie – na geostrategię – a nie na forsowanie „ideałów” i „wartości”. Prezydent Duda musi powiedzieć wprost, że forsowanie gender, LGBTQX itd – to zwyczajne osłabianie Polski jako gracza na Wschodniej Flance. Że nikt – absolutnie nikt – nie będzie chciał umierać za gender i LGBTQX – i że JEDYNĄ drogą w interesie USA jest pełne poparcie Waszyngtonu [i łamanie wszelkiej DYWERSJI Berlina] dla patriotyzmu i wszystkich dotychczasowych „konserwatywnych” wartości – jako spoiwa Polski i Polaków. Z Berlinem przegraliśmy – ale przy asertywnym „pójściu na całość” w Waszyngtonie możemy uruchomić tam nadrzędny lewar na Berlin – i zapewnić sobie w istocie nadrzędną pozycję nad Berlinem. Od razu sygnalizując w Waszyngtonie: „jeżeli Berlin będzie się wściekał na taki układ – to znaczy, że propozycja AKK była fałszywa i zwodnicza – że Berlin idzie dalej na wzmocnienie się i na równoprawny deal z Kremlem budowy supermocarstwa od Lizbony do Władywostoku”. I wtedy od razu radzimy Waszyngtonowi – „skoro Berlin tak zareagował, to trzeba zmusić go – SIŁĄ Wschodniej Flanki – metodą faktów dokonanych – m.in. przez donacje z US Army na rzecz Wschodniej Flanki – a w razie dalszej obstrukcji Berlina – przez NATO Nuclear Sharing dla Wschodniej Flanki – a jeszcze wyżej w pressingu na Berlin – przez amerykańskie rakiety z zasięgiem ponad INF – w razie potrzeby z głowicami jądrowymi”. Mówiąc krótko – trzeba przypomnieć skrajnie asertywnie [w cztery oczy] Bidenowi i administracji Demokratów ich skrajną naiwność i błędy w resecie 2009-2013 – i dać od razu gotową JEDYNĄ REALNĄ receptę na zaprzęgnięcie IV Rzeszy Paneuropejskiej i Rosji do zaprzęgu USA – przez SIŁĘ Wschodniej Flanki.
Mówiąc krótko – to Waszyngton ma podyktować dokładnie Berlinowi, co jest praworządne, a co nie – zwłaszcza względem Wschodniej Flanki [wg interesu USA] – oraz na jakie cele ma pójść np. te 770 mld zł „korona-obligacji”. Oraz, że lwia część tego zobowiązania [a najlepiej całość] ma spłacić IV Rzesza Paneuropejska z Berlinem na czele. Podstawa jest – reparacje na 853 mld dolarów dla Polski od Niemiec za II w.św. Gdzie resztę zobowiązania reapracyjnego Berlin uiści w transferze technologii do Polski [i Wschodniej Flanki – z Polską jako dyspozytorem]. Wszystko można zmienić – zupełnie odwracając sukces Berlina na korzyść Polski i wschodniej Flanki – ale można to zmienić tylko na poziomie Waszyngtonu – i przy maksymalnie asertywnej postawie polskiej dyplomacji. Gdzie do rozmów z Białym Domem warto mieć najpierw skaptowany Pentagon jako sojusznika dla ww planu. Choćby podpierając się w Pentagonie raportami CEPA Ben’a Hodges’a [Wschodniej Flanki powstrzymującej Rosję z pewnym wsparciem USA] – raportami traktowanymi jako baza dla rozwinięcie w większy projekt – w przekształcenie Wschodniej Flanki w narzędzie realizacji geostrategicznych celów USA względem Europy i Rosji – czyli w planie nr 1 – wygranej z Chinami. Uzyskanej większym potencjałem militarnym, ekonomicznym, finansowym – i technologicznym wspólnego świata proatlantyckiego. Nie chodzi wcale o uzyskanie zgody Berlina – tylko o zmuszenie Berlina. Tak samo Kremla. Czyli nie marchewka – a kij. Odwrotnie jak za Obamy.
Tak, tylko kto ma tego dokonać? Polska dyplomacja? Powinna ale jest do tego niezdolna. Jeżeli chodzi o USA, amerykańscy demokraci znajdą wspólny język ideowy z tzw liberalnymi demokratami. Wolą też rozmawiać z partnerem, który jest w stanie przeprowadzić ustalenia nawet gdyby trzeba było ustąpić niż negocjować z pozostałym planktonem, na którego Niemcy i tak mają silniejsze przełożenie niż USA. Zanim zorientują się, że ich interes jest gdzie indziej, sprawy zajdą za daleko. Zwłaszcza, że rządy republikanów nas również nie rozpieszczały. USA nie postawiły na międzymorze silniej niż tylko do wykorzystania nas jako straszak Niemiec pewnymi potencjalnymi możliwościami. Pamiętamy puste słowa, którymi zachłystywali się politycy, gorzkie gesty i kupieckie podejście. Oczywiście mogli sobie na to pozwolić bo nasza polityka zagraniczna była zupełnie jednostronna i przewidywalna. Proszę spojrzeć na Węgry, które ze swojej słabej geopolitycznej sytuacji starają się wycisnąć 200% możliwości i na nasze działania.
Liczenie na to, że osłabione USA się zreflektują i odmienią swoją politykę pod naszym wpływem nie wydaje się realne. Zwłaszcza, że same są na progu wybuchu społecznego. Ostatecznie, z punktu widzenia USA, korzystna może być destabilizacja strefy buforowej, czyli między innymi naszego kraju.
@Jacek i @Legion XXX – USA nie ma alternatywy dla Polski jako głównego bufora Wschodniej Flanki, zabezpieczającego przed katastrofą powstania supermocarstwa Lizbona-Władywostok. Bo ani Kreml, ani Berlin, mimo całej maskirowki – na pewno nie zrezygnują z tego planu wykiwania USA i Chin. Bo ten plan jest najkorzystniejszy co do puli wygranej [de facto hegemonia światowa] i najkorzystniejszy co do minimalizacji kosztów i strat. Czyli to jest plan strategiczny nr 1 – o najlepszej kalkulacji koszt/efekt na poziomie geostrategicznym [i realizacyjnym].
Natomiast w przeciwieństwie do USA Polska ma alternatywę w Chinach, którym z powyższego „gardłowego” powodu zależy na utrzymaniu się silnej i niezależnej od Kremla i Berlina Polski, jeszcze bardziej niż Waszyngtonowi. A na pewno rozumieją w tym i KONIECZNOŚĆ i swój interes narodowy i swoja rację stanu dużo lepiej, niż Waszyngton. Dzisiaj świat jest mały. W ciągu kilkunastu godzin do Polski może przylecieć mrowie transportowych Y-20 i wyładować na wielu lotniskach systemy prak/plot i rakiety ofensywne – tworząc wspólna [ z nasza kontrolą] silną strefę A2/AD. Warunek sine qua non – głowice dla Polski. Twarde lewary – wymuszające faktami dokonanymi zmianę statusu Polski. Możemy tę funkcję bufora pełnić także dla USA – ale nie za darmo. Równy dystans oznacza równe, zawsze preferencyjne traktowanie Polski. Dlaczego USA będzie WTEDY z nami grzecznie rozmawiało i suto spełniało nasze potrzeby? – byśmy nie stali się chińskim „game changer’em” w Europie. A co do naszej dyplomacji – teraz czują się nadzy na patelni i na widelcu i rozpaczliwie szukają rozwiązania. Stąd determinacji – choćby motywowanej utrzymaniem swych stołków – nie powinno im zabraknąć. Bo nie mają nic do stracenia – a wszystko do zyskania.
Propozycję AKK Waszyngton powinien rozważyć – i wdrożyć – ale nie wg niemieckiej pierwotnej wizji – tylko z zasadniczymi ulepszeniami. Spora część tych zmian winna być wdrożona juz po wstępnym deal’u – łamiąc nadzieje Berlina na łatwe opanowanie Europy i pozbycie się kontroli USA. Po pierwsze Wschodnia Flanka jako NADZORCA i Kremla i Berlina. Po drugie wyłączenie Wschodniej Flanki z władztwa Berlina. Po trzecie preferencyjne traktowanie Wschodniej flanki przez Waszyngton – na koszt „niemieckiej” UE. Owszem – Niemcy z profitami z tytułu przekształcenia UE w nowa „fabrykę świata” – ZAMIAST Chin – dla świata proatlantyckiego. Ale pod ścisłym nadzorem CIA – i specsłużb Wschodniej Flanki. By np. Niemcy po cichu nie sprokurowały rakiet i głowic jądrowych – by nie zerwały się z kontrolnej smyczy [i nie doprowadziły do katastrofy supermocarstwa Lizbona-Władywostok]. Plus [na wzór chiński] przymusowy transfer technologii na rzecz USA, Wschodniej Flanki i ogólnie świata atlantyckiego. Czyli „consensus pekiński” zastosowany przez Waszyngton dla utrzymania kontroli i prymatu. Owszem – wielki wspólny rynek otwarty – produkcja w strefie atlantyckiej odtworzona [docelowo przepinając np. dostawy surowców Australii z Chin na świat atlantycki] – ale pod kontrolą. I zero rozwoju militarnego Niemiec. Nauczka co do Chin, które wyrwały się spod kontroli USA – powinna być dokładnie zaimplementowania w zasadniczych mechanizmach ograniczających wzrost potęgi Niemiec. Czyli NiemcyGMBH&UECorp jako nowa „fabryka świata” – a przynajmniej nowa „fabryka” strefy atlantyckiej” szeroko pojmowanego Zachodu. Zamiast Chin. Co by dało USA „bufor zasobów produkcyjnych” i czas na podźwignięcie amerykańskiego przemysłu [rzecz jasna – na zasadach preferencyjnych]. Nie wykluczam też wprowadzenia nadrzędnej preferencyjnej roli dolara w otwartym świecie atlantyckim – kosztem euro. Jeżeli teraz Waszyngton nie ustawi twardo brutalna siłą nadrzędnych reguł, kontroli i „porządku dziobania” – to wszelkie ustalenia na papierze [bez strukturalnych sił wymuszających kierunek zmian i kontroli tych zmian], okraszane wzajemnymi pocałunkami i wyrazami miłości polityków i wspólnych tańców w kółeczku dla uczczenia „wspólnych ideałów i wartości” – wszelkie takie medialno-ideologiczne „postępy” i „wielkie zwycięstwa wartości” skończą się wielką klapą i zapaścią realnej siły i wpływów USA. A sądzę, że Berlin z Bidenem będzie chciał maksymalnie żerować na „wspólnych wartościach”, ustawiać je jako „trwały fundament współpracy” i takie tam maskirowki dla naiwnych. Tu nasza dyplomacja [i dyplomacja Wschodniej Flanki] winna boleśnie zrywać te wszystkie słodkie życzeniowe kolorowe tapety [i spijanie sobie miodu z dzióbków przez Bidena i Merkel] – i opierać rozmowy w trybie aktywnej perswazji [i lania kubłów zimnej wody na ww bujanie w obłokach] – opierać o twarde interesy – i rozwiązania oparte o realną siłę – w realnym świecie twardej geopolityki. Jak Biden chce, to możemy mu wysłać do Białego Domu jakiś narodowy zespół folklorystyczny „Gender & LGBTQX Super Stars Poland” złożony z najgorliwszych aktywistów „postępu” – i niech mu tam tańcują i odprawiają pienia na ganku od rana do nocy [z fleszami dziennikarzy i ze zdejmowaniem w każdej „postępowej” TV] – aż do przesytu. Gestów symbolicznych, które mało kosztują i nie wpływają na real w Polsce – możemy nie szczędzić. W sprawach zasadniczych i ważkich – trzeba maksymalnie twardo negocjować przy stoliku – na całego i do końca – wyłącznie w oparciu o kalkulację własnej racji stanu i własny interes.Powiem więcej – nawet gdyby np. przez niedołęstwo naszej dyplomacji nie udało się tego dokonać „korekty planu AKK” zaraz na początku prezydentury Bidena – to w szybkim tempie katastrofalne dla USA owoce dławienia Polski i samowolki Niemiec – będą najlepszymi argumentami dla wdrożenia terapii szokowej Waszyngtonu przez Warszawę. Bez owijania w bawełnę. Bo wtedy – będąc przyciśnięci do muru przez Berlin – w Warszawie będą mieli tylko jedna skrajną opcję: „nie mamy nic do stracenia – a wszystko do zyskania”. Czyli – jak nie z dobrej woli na początku 2021 – to później [przyciśnięci sytuacją] będą musieli wykazać się maksymalną determinacją i asertywnością. Albo zwyczajnie stracą stołki. Ale wtedy i nowa ekipa będzie postawiona przed takim samym układem sytuacji…real jest tu bezwzględnym weryfikatorem i kontrolerem prawdziwych zmian i żadne myślenie życzeniowe, żadne zaklinanie, ani żadne chowanie głowy w piasek nie pomaga na real…
Jest Pan nadmiernym optymistą w kwestii naszej klasy politycznej, jeśli Biden dogada się z Niemcami i PIS nie będzie posłuszny, to dojdzie do zmiany władzy na koalicję tęczowo-europejską. A jak wtedy będą obsługiwane polskie interesy pokazał rok 2015 i zgoda na uchodźców tuż przed wyborami. Byli posłuszni wobec Merkel, pomimo tego iż mieli świadomość, że odbije się to na wynikach wyborów.
Swoją drogą ta sytuacja pokazuje też krótkowroczność Niemców, gdyż sami w ten sposób pomogli PIS w przejęciu pełni władzy.
Jeżeli szeroko rozumiany obóz PiS dalej będzie chciał bazować w relacjach i rozmowach międzynarodowych z USA na „wartościach” i „ideach” – to jego klęska za Bidena pewna. I wtedy pewna jest wymiana na ekipę u steru w Polsce, która będzie posłuszna Merkel z namaszczenia Bidena [czyli wg pierwotnego projektu AKK]. Natomiast jeżeli wreszcie nasi sternicy się obudzą i zaczną bazować na polityce realnej opartej o twarde lewary – czyli o geostrategiczne znaczenie i strukturalną funkcję Polski i Wschodniej Flanki – to mogą i utrzymać się u władzy – i na dodatek stać się w ramach twardo wynegocjowanej korekty planu AKK – mogą stać się osią awansu konstruktu nadrzędnej Wschodniej Flanki – czyli niezależnym od Berlina amerykańskim kontrolerem Berlina i reszty jego europejskiego dominium – kontrolerem realizacji zaprzęgnięcia się zachodniej Europy do amerykańskiego rydwanu… To jest darwinowski test na zdolność naszych obecnych sterników na adaptację do reguł realnej polityki i działania wg jej realnych [a nie medialnych] zasad z użyciem twardych lewarów – zwłaszcza geostrategicznej pozycji Polski. Oraz jest to test na instynkt samozachowawczy naszych obecnych sterników jako całości – choćby motywowany zwykłą przyziemną chęcią utrzymania się na stołkach. Zobaczymy, czy umieją się zmobilizować i być sprawni mentalnie i organizacyjnie – choćby w swoim interesie. Zbiorą – co posiali przez 5 lat. Także w kwestii sprawności instrumentalnej i instytucjonalnej – w tym własnego środowiska. Już nie wystarczy gromada klakierów ani hasło „wystarczy nie kraść” – teraz z nawiązką muszą się wykazać polityką i zsynchronizowanym spójnym działaniem na najwyższym poziomie Zobaczymy – żyjemy w bardzo ciekawych czasach. Ci, co rozumieją zachodzące ciągi procesów i zmian – nie muszą czytać czy oglądać sci-fi czy political-fiction czy innych „dram sensacyjno-akcyjnych” – wystarczy tylko uważnie obserwować grę w realu – w regionie i na świecie. Czyli wg chińskiego przysłowia [czy przekleństwa] – żyjemy właśnie w bardzo ciekawych czasach. Czas wszystko zweryfikuje. W tym przypadku dla Polski to może być „all or nothing”.
Tylko pytanie brzmi, czy te myśli – jak Pan je tutaj opisuje – czyli o tym, aby:
– nasza generalicja się dogadała z resztą generalicji wschodniej flanki i do pentagonu uderzyła
– nasi sternicy i politycy zmienili taktykę rozmów z idei i wartości na twarde lewary
ktoś im tym politykom i generałom sufluje, czy też tylko albo aż musieliby się pofatygować i trafić na ten blog i na Pańskie wpisy, żeby na takie pomysły wpaść?
W ogóle wiadomo coś o tym jakie kalkulacje są robione w obozie rządzącym w tych kwestiach?
Chciałbym się mylić, ale uważam, że polska klasa polityczna jest niezdolna intelektualnie oraz mentalnie aby podołać temu zadaniu, prędzej naród może w końcu się obudzi i zacznie chociaż pracę u podstaw jak w XIXw., jeśli nie jest w stanie wyłonić innej reprezentacji politycznej.
Tylko, że my powinniśmy mieć „mabenę”, czyli plan, co zrobimy, jeśli Waszyngton powie nam nie.
Trzeba wówczas przedstawić, jak możemy się wówczas zachować i co możemy zrobić w stosunku do Niemiec i co do USA, a co do Chin, czy Rosji.
Powinniśmy zarówno my przedstawić USA co możemy zrobić, jak i również usłyszeć na co możemy liczyć, w sytuacji różnych zagrożeń dla Polski, dla UE, dla Niemiec, czy Ukrainy i Białorusi.
Powinny wśród tych możliwości znaleźć się różne scenariusze w sytuacji ataku na państwa bałtyckie, Finlandię, Szwecję, Kazachstan, Ukrainę, czy Grecję lub Turcję.
Wiadomo – różne scenariusze i do nich różne plany ewentualnościowe – zamiast ślepej „jedynie słusznej” ślepej wiary w USA – wiary w „wieczną” sprawczość i w „dobrą wolę” Waszyngtonu. W NORDECO raczej zdają sobie sprawę, że jak Polska „polegnie” i Berlin z Kremlem uzyskają łączność – to w dłuższym czasie i NORDEFCO będzie wchłonięte w to supermocarstwo- na zasadzie wrogiego przejęcia i utraty samosterowności [i interesów]. Tak samo UK. Nie będzie „nasza chata z kraja”. Nie w grze o hegemonię globalną. Trzeba grać na twardym realizmie geopolitycznym. Do bólu – na egoistycznym interesie narodowym każdego danego gracza i jego gardłowej racji stanu „być albo nie być”. Z Turcją też. I też trzeba jasno tłumaczyć każdemu graczowi [nie tylko Bidenowi] – że nikt nie będzie umierał za gender&LGBTQX – liczy się tylko „tradycyjny” patriotyzm jako motywacja i baza realnej siły i determinacji danego gracza. Bo inaczej – armia i państwo [czy inny konstrukt – np. scentralizowanej IV Rzeszy Paneuropejskiej] będzie na polu walki warte tyle co armia Saudów – nawet najlepsze wyposażenie nie zmieni braku decydującej woli walki i determinacji do ponoszenia strat i kosztów.
Żeby było konstruktywnie i proceduralnie „co i jak” odnośnie zasadniczego zmodyfikowania pierwtnej „niemieckiej” UE [by AKK] przez osobną Wschodnią Flankę – najpierw warto kanałem „militarnym” – czyli przez szybkie rozmowy na szczeblu generalicji polsko-amerykańskiej [choćby na „alarmowej linii”, by np. gen Andrzejczak zadał możliwie wysoko postawionemu generałowi amerykańskiemu proste pytanie: „w jaki sposób USA, po wyjściu z Europy na Pacyfik, zamierzają REALNIE NA MIEJSCU kontrolować „niemiecką” Europę, czyli kontrolować, czy dominium Berlina pracuje dla USA, czy też Berlin zaprzągł to dominium do pracy na rzecz siły Berlina, by Berlin mógł czym prędzej zerwać NOMINALNE poddaństwo Waszyngtonowi?” Z dalszym pytaniem naprowadzającym: „co zrobi USA, gdy owa koncesjonowana przez Bidena IV Rzesza Paneuropejska w jeden dzień zbuduje z Kremlem najsilniejsze globalnie supermocarstwo Lizbona-Władywostok?”….
Skoro nasi politycy są tacy jacy są [czyli kompletnie nie rozumieją mechanizmów i lewarów polityki i są nieskuteczni i nie potrafią przekazywać na czas podstawowych sygnałów strategicznych] – to może nasza generalicja w twardej męskiej i MERYTORYCZNEJ rozmowie [opartej o rachunek sił i realne kalkulacje – a nie na bazie życzeniowego gadania i papierów] – uświadomi kolegom w Pentagonie – jak łatwo Ameryka może zostać w sposób wręcz dziecinny oszukana – jeżeli nie będzie twardego kontrolera na Berlin? – niezależnego od Berlina – i dysponującego siłą do kontroli Berlina. I dysponującego jednocześnie taką siłą – by to Kreml „z drugiej strony” zwykłą siłą nie ustanowił supermocarstwa Lizbona-Władywostok. Czyli chodzi o to, by po wstępnym wzajemnym spijaniu sobie miodku ideologicznego z dzióbków przez Bidena z Merkel – by po wyjściu rozanielona Angela Merkel [wracającej do Berlina z myślą: „No to dzisiaj Europa nasza, a jutro z Kremlem najsilniejsze supermocarstwo świata – oj, Hitler to przy mnie skromny amator.”] – by zaraz wszedł do Białego domu szef Pentagonu i w cztery oczy wylał kubeł zimnej wody na Bidena i sprowadził go na ziemię do twardego realu interesu i racji stanu USA rządzonego przez geostrategię w ramach konkretów sił i interesów – by w cztery oczy jasno „wytłumaczył” do końca Bidenowi, że to całe jego „dogadywanie” z Merkel ma taką wartość i ma takie gwarancje, co pilnowanie kiełbasy przez głodnego psa zostawionego samopas, lub [mówiąc pojęciami liberalnej demokracji „postępowej”] warte jest tyle, co życzeniowe pisanie haseł kredkami po asfalcie z naiwną wiarą opartą na ideologii bujającej w obłokach, że to jest skuteczny lewar na realne siły i interesy w geopolityce. Moim zdaniem trzeba tłumaczyć jak chłop krowie przy rowie i naszym politykom [żeby przynajmniej zrozumieli o co chodzi jak najszybciej i nie wierzgali w zaparte – jak im będzie się wszystko podsuwało pod nos], natomiast większe prawdopodobieństwo skutecznego strategicznego „zadziałania” i zmiany układu sił na rzecz Polski – widzę po stronie sygnału naszej generalicji – czyli przez Pentagon do Białego Domu. Zresztą – nasi generałowie mogą wpierw pogadać szybko z generałami szeroko rozumianej Wschodniej Flanki – wtedy zbiorowy sygnał do Pentagonu będzie miał dużo większą siłę – być może nawet z zasadniczymi wynikami [ustalonymi pod stołem] jeszcze PRZED spotkaniem Bidena z Merkel. Najlepsza zagrywka to dogadanie Bidena z Merkel tak, by Berlin myślał, że w życie wejdzie propozycja pierwotna AKK, a gdy już Berlin złoży hołd lenny, ogłosi wielki obrót i spali PUBLICZNIE mosty z Chinami i Rosją – WTEDY byłby najlepszy czas do modyfikacji planu AKK o wyodrębnienie Wschodniej Flanki jako bytu kontrolnego względem Berlina – z osobnym dyrektywnym telefonem w sprawach tejże kontroli z Waszyngtonu do Poznania.
Jeżeli chodzi o polską dyplomację i rząd to nie ma co liczyć, że w obecnych warunkach zaczną myśleć niezależnie skoro nie robili tego do tej pory. Oglądaliśmy dryf w stronę USA i bezwzględną uległość, którą obnażyło błyskawiczne wycofanie ustawy o IPN mimo pierwotnych buńczucznych zapowiedzi, zorganizowanie konferencji anty-irańskiej czy zakupy broni bez zabezpieczenia własnych interesów. Teraz, gdy na skutek wyborów w USA ustały naciski, nastąpił zwrot na Niemcy z bezwzględnym podporządkowaniem się ich polityce gospodarczej, sprzedawany jako sukces twardej gry rządu. Zobaczymy co będzie, gdy się Amerykanie ogarną. Ta sytuacja będzie trwać póki nie zawali się nasz świat, jakim go znamy.
Myślę, że Niemcy robią poważny błąd traktując Polskę z buta bo moglibyśmy być cennym, stabilnym partnerem. Niemcy potrzebują stabilizacji jak kania dżdżu. Tym bardziej gdy trwa rozpad gaullistowskiego systemu politycznego Francji. Przyzwyczailiśmy się, że Niemcy co by się nie działo, będą potężne i są skazane na sukces. Taka karma. Ale fakty są takie, że wyłonienie rządu po ostatnich wyborach zajęło Niemcom aż 9 miesięcy. Coraz trudniej wyłonić Niemcom stabilny rząd a odejście cesarzowej uruchomi walkę o schedę. Spójność jest utrzymywana wysokimi transferami socjalnymi (nieporównanie większymi niż ma to miejsce u nas) i nową tożsamością hedonistyczną, która nie będzie zbyt przydatna do scalenia społeczeństwa w czasie wielkiego kryzysu. Obecny sukces gospodarczy prowadzący do wysysania strefy euro i „nowej europy” kończy się gigantycznym strukturalnym zadłużeniem południa. Plan ratunkowy polegający na zwiększaniu zadłużenia „na bardzo korzystnych warunkach” (pomyślane tak, aby zapewnić zamówienia niemieckiemu przemysłowi) oznacza odroczenie katastrofy finansowej strefy euro, ponieważ motorów wzrostu nie widać a zagrożenia są jak najbardziej namacalne. Wypłacane pożyczki i granty (nie jakiś midasowy cud tylko dług zaciągnięty przez UE) będą spłacane w latach 2028-2050 przez wszystkie kraje. W sytuacji kurczenia się gospodarek będą dodatkowym hamulcem rozwoju. Te i inne problemy mogą zakończyć się rozpadem strefy euro i powstaniem nowej strefy euro-bis obejmującej bogate kraje północy, w których rządzący wmówili społeczeństwom, że „dopłacają” do leniwego południa i barbarzyńców ze wschodu. Pytanie czy obronią swoją pozycję bez europejskich rynków zbytu, gdy już się załamią a wysokie koszty społeczne, w tym na skutek prowadzonej polityki migracyjnej pozostaną. To wszystko dzieje się, gdy wokół UE poszerza się strefa destabilizacji przy względnej bierności UE. Afryka Pn, Iran i cały Bliski Wschód, turecka ofensywa imperialna, rosnące poczucie zagrożenia Rosji, Białoruś, Ukraina, Azja Środkowa, umacniające się dyktatorskie, ambitne Chiny itd. W tej sytuacji gra na wypchnięcie USA z Europy pokazuje, że Niemcy są w cyklu, gdy ich wzrost prowadzi po osiągnięciu wartości szczytowej do katastrofy Niemiec i całej Europy.
„W 2012 roku polski Minister Spraw Zagranicznych – Radosław Sikorski, apelował do Niemców, by Ci wzięli na siebie odpowiedzialność za Unię Europejską. By – jako jej największy beneficjent – zaczęły przewodzić. W Berlinie przyjęto te słowa z wielkim zadowoleniem. Chwalono polskiego ministra i przyznano mu rację. Następnie niemieckie władze poszły w zupełnie innym kierunku. Być może doszło do braku zrozumienia, co mogło wyniknąć z różnicy kulturowej. Bowiem w języku polskim przywództwo polega na dawaniu przykładu, braniu na siebie odpowiedzialności oraz samodzielnym wytyczaniu ścieżki, którą następnie podążą inni. W kulturze niemieckiej, przywództwo kojarzyło się dotychczas z silną autorytarną władzą oraz narzucaniem woli przywódcy całej reszcie”.
Wiecie, koledzy, tak się zastanawiam czy to przemówienie Sikorskiego to nie było zagranie Brytyjczyków, wszak publicznie stało się wiadome, że przemówienie to (za polskie pieniądze z funduszu MSZ!) napisał Sikorskiemu były ambasador Charles Crawford… To nie jest po prostu przemówienie. Ono uruchomiło procesy, które opisuje Krzysztof.
Byłoby to w stylu Brytyjczyków: wyzyskać inteligentnie inklinacje niemieckie i popchnąć Niemców kierunku katastrofy i wpływów i przywództwa….
Czyż dalszy bieg zdarzeń i seria niemieckich porażek nie potwierdza brytyjskiego kunsztu intryg?
Brytyjski kunszt intryg doprowadził ostatecznie do upadku imperium, nad którym nie zachodziło słońce i powstanie na jego zgliszczach nowego mocarstwa – USA. Ale zanim to się stało, inteligentni Brytyjczycy podpisali układ monachijski i nawet nie pisnęli gdy Wermacht gwałcąc układ wkroczył do Pragi. Poza tym pamiętajmy co kunszt intryg przyniósł nam. Pozostaje pytanie, czy świat atlantycki uczy się na swoich błędach.
To prawda: przegrali Imperium wskutek splotu okoliczności: wojny i potrzeb wsparcia militarnego i materiałowego, czego elementem była utrata pomniejszych ziem Korony w ramach leand-lease, nacisku USA które dążyło do zajęcia miejsca Imperium i ruchów narodowo-wyzwoleńczych w koloniach, w szczególności w Indiach.
Ale czy w pozostałym zakresie nie mam racji?
Piszesz: „Ale zanim to się stało, inteligentni Brytyjczycy podpisali układ monachijski i nawet nie pisnęli gdy Wermacht gwałcąc układ wkroczył do Pragi. Poza tym pamiętajmy co kunszt intryg przyniósł nam”.
Rzecz w tym, że zacytowane słowa nie wskazują na nietrafność mojej oceny. Wręcz przeciwnie. One pokazują, że Brytyjczycy zawsze byli i będą zimnymi sukinsynami: zgodzili się na Monachium, na wejście do Pragi, na wrzesień – bo w ich ocenie zyskiwali w ten sposób czas niezbędny na przygotowanie do wojny oraz co ważniejsze: uruchamiali mechanizmy prowadzące do konfrontacji Rzeszy ze Związkiem Radzieckim, a ta z uwagi na zasoby ludzkie i surowcowe Sowietów zmieniała układ sił i w założeniu doprowadzić miała do pokonania Rzeszy. I tak się stało….
Chciałem tylko powiedzieć, że można się zakiwać na śmierć. Jak w przypadku Chamberlaina. Bo patrząc z dzisiejszej perspektywy, optymalny byłby atak na Niemcy połączonych sił brytyjsko-francuskich we wrześniu 1939. A jeszcze lepiej wcześniej, o co zabiegała Polska. Piłsudski widział szansę w wojnie prewencyjnej Francji i Polski z Niemcami w latach 30tych. Nie jest więc prawdą, że nie dało się przewidzieć rezultatów ustępstw wobec Rzeszy. Churchill powiedział o układzie monachijskim – mieli do wyboru hańbę albo wojnę. Wybrali hańbę, wojnę będą mieli i tak.
Kunszt intryg pozwolił rządzić Brytyjczykom zgodnie z zasadą dziel i rządź a więc bez angażowania sił Zjednoczonego Królestwa lecz wykorzystując wewnętrzne konflikty okupowanych terytoriów. Ale gdy padło sprawdzam, padł Singapur i przegrana została wojna o Malaje. A to był dopiero początek rozpadu Imperium.
Do pokonania Rzeszy doprowadziło włączenie się USA do wojny, w tym pomoc udzieloną ZSRR i błędy Niemców a nie intrygi Brytyjczyków. Gdyby nie to, mówilibyśmy po niemiecku.