Gdyby Studnicki dzisiaj żył…
Gdyby Władysław Studnicki dzisiaj żył, przekonywałby nas, że w interesie Polski leży, by:
- W Niemczech władzę przejęły środowiska nacjonalistyczne chcące zbudować potężne Niemcy, najlepiej rządzone w sposób autorytarny przez rasistowskich szowinistów o niskim wykształceniu,
- Niemcy na powrót zbudowały własną silną armię,
- Niemcy wchłonęły Austrię, ponieważ zarobki tam są mniejsze niż w Niemczech, a więc Austriakom żyłoby się w Niemczech lepiej, a ponadto by obalić żydowskie władze w Wiedniu, zresztą i tak Austria nie jest krajem kulturalnym więc nie zasługuje na niepodległość,
- Czesi słuchali się rozkazów Berlina,
- wreszcie, Unia Europejska stała się federacją zarządzaną przez potężne Niemcy.
Jednak najważniejszym przesłaniem Władysława Studnickiego byłoby to, że jeśli spełnią się wszystkie wskazane powyżej warunki, to znacznie silniejsze Niemcy zaproponowałyby Polsce partnerskie warunki sojuszu w ramach Unii Europejskiej. Bylibyśmy najważniejszym partnerem na wschodzie i Niemcy liczyliby się z naszym zdaniem (pozostając wrogie w stosunku do Rosji). Koncepcja ta byłaby oczywiście jedynym słusznym ratunkiem przez agresywną postawą Federacji Rosyjskiej. Silna Republika Federalna Niemiec przewodząc silnej Unii Europejskiej obroniłaby Polskę przed presją Moskwy.
Innymi słowy, Władysław Studnicki byłby nadal wierny swojej doktrynie, zgodnie z którą należy dać zbójowi pistolet do ręki, a następnie poprosić go o godne warunki rabunku oraz ochronę przed drugim zbójem.
Tak jakby czymś niewyobrażalnym było, że najsilniejsi w pierwszej kolejności dzielą się łupem i napadają na słabsze ofiary, a dopiero na końcu myślą o konfrontacji z największym konkurentem. Tak, jakby historia już kilkukrotnie nam nie udowodniła, że im rywal (a nawet partner) jest silniejszy tym mniej liczy się ze zdaniem pozostałych. W naszym interesie jest i zawsze była jak najkorzystniejsza relacja siły Polski w stosunku do potęg Niemiec i Rosji, a nie zwiększanie istniejących dysproporcji.
Zwolennicy Studnickiego podkreślają, jak genialnie przewidział on przyszłość i to jak potoczą się losy II Wojny Światowej. Nie było to jednak wcale trudne. Władysław Studnicki zarysował karkołomną i zabójczą dla Polski doktrynę, a następnie z żelazną logiką przewidział jej konsekwencje. To co powinno wzbudzać zdziwienie to fakt, że mimo spełnienia się wszystkich życzeń Studnickiego (i to nie raz), które wywołały tak tragiczne dla Polski skutki, wciąż istnieją ludzie, którzy podnoszą słuszność i logikę myślenia Władysława Studnickiego.
Oczywistym winno być, że powodem klęski II RP w 1939 roku i jej dalszych krwawych losów nie był brak zgody polskich władz na zorganizowanie na terytorium Polski II Wojny Światowej pomiędzy III Rzeszą, a ZSRR, a fakt, że III Rzesza stała się dość silna by o wywołaniu takiej wojny światowej w ogóle myśleć.
Podkreślmy to jeszcze raz. II Wojna Światowa była skutkiem tego, że III Rzesza stała się dość silna by ją wywołać. Zgodnie z życzeniem Władysława Studnickiego: remilitaryzowała Nadrenię, anektowała Austrię, okroiła Czechosłowację. Wszystkie te wydarzenia były spełnieniem woli Studnickiego, który opisał je w 1935 roku jako warunki wzmocnienia III Rzeszy, które przysłużyłyby się dla pozycji Polski na arenie międzynarodowej.
Tymczasem nigdy w historii w polskim interesie narodowym nie leżało ani wzmocnienie się Niemiec, ani Rosji. Polska była najbezpieczniejsza, gdy jej sąsiedzi byli od niej słabsi. Z chwilą, gdy stało się inaczej, najpierw Prusy a później III Rzesza za każdym razem szukały porozumienia z Moskwą w celu zmarginalizowania, osłabienia i zlikwidowania polskiego podmiotu państwowego.
Władysław Studnicki był patriotą (jego postawa nie budzi w tym zakresie wątpliwości) oraz przewidział przebieg wypadków w Europie. To są fakty. Faktem jest też, że analizując rzeczywistość posługiwał się nielogicznymi, doktrynerskimi założeniami, a przede wszystkim przedkładał swoją sympatię w stosunku do Niemiec nad zdrowy rozsądek i kalkulacje geopolityczne. Był germanofilem i fakt ten przeszkadzał mu w realnej ocenie sytuacji oraz wyciągnięciu prawidłowych wniosków. Wnioski te mogły być tylko jedne. Większe Niemcy to większe zagrożenie dla Polski. Historia potwierdziła to wielokrotnie.
Koncepcja budowy silnych Niemiec została zrealizowana w 20-leciu międzywojennym. Koncepcja budowy imperium europejskiego pod wodzą Berlina stała się przecież rzeczywistością pierwszego 20-lecia XXI wieku. Należy w tym miejscu zauważyć, że w ramach Unii Europejskiej, polski rząd pod wodzą Donalda Tuska przez osiem lat realizował politykę zgodną z myślą Władysława Studnickiego. Nie doczekaliśmy się wówczas ani żadnej korzystnej propozycji partnerstwa, ani również obrony przed wpływami Moskwy. Zamiast tego Niemcy zbudowały Nord Stream i wykorzystały wszelkie dostępne narzędzia polityczno-gospodarcze (również unijne) by osłabić Polskę, jej gospodarkę oraz armię. Co opisałem nieco szerzej w tekście pt.: „Oferta Niemiec dla Polski”. Koncepcja Eurosji od Władywostoku po Lizbonę była realizowana z pominięciem interesów Warszawy. Mieliśmy do czynienia z osią Paryż-Berlin-Moskwa. Polska nie uzyskała absolutnie niczego, co wzmocniłoby naszą pozycję w stosunku do Federacji Rosyjskiej. Wręcz przeciwnie, Niemcy przekazywali technologie i transferowali kapitał właśnie do Rosji, a nie do Polski. Z Polski (podobnie jak z innych państw Mitteleuropy) zrobiono rezerwuar taniej siły roboczej, która wspierała niemiecki przemysł.
Słaba Bundeswehra problemem Polski
W przestrzeni publicznej – również w środowiskach zainteresowanych tematyką polityki międzynarodowej – często przewija się teza, jakoby „problemem” dla Unii Europejskiej i Polski była słabość militarna współczesnych Niemiec. Uzasadnieniem dla tej tezy jest to, że Berlin nie może zagwarantować wschodniej flance NATO bezpieczeństwa przed Rosją. Trudno tego nie skomentować w dosadnych słowach. Dość napisać, że chyba tylko wzrost potęgi militarnej Federacji Rosyjskiej byłby bardziej sprzeczny z polskim interesem narodowym niż kolejna militaryzacja RFN. Nigdy nie zastanawiałem się natomiast, gdzie leży źródło kiełkowania takich samobójczych myśli wśród Polaków zainteresowanych geopolityką lub często (jak sami to nazywają) polityką REALNĄ.
Dopiero, gdy żal związany ze słabością armii niemieckiej został wyrażony w kontekście rozmów o koncepcjach politycznych Władysława Studnickiego, sytuacja stała się bardziej klarowna. Zwolennicy myśli Studnickiego przedstawiając ją jako słuszną, logiczną i zasadną najczęściej powołują się na argument: „ponieważ trzeba wyciągać wnioski na przyszłość”. I takim właśnie wnioskiem na przyszłość stał się chyba ten dotyczący militaryzacji współczesnych Niemiec. Nie powinno to jednak nikogo dziwić. Zmanipulowany i wyidealizowany obraz doktryny Władysława Studnickiego musi siłą rzeczy prowadzić do tak absurdalnych stwierdzeń jak to prezentowane powyżej. Gdyby uczciwie podejść do pracy Studnickiego, trzeba by poddać krytyce stawiane przez niego tezy i sprawdzić, czy tezy te się zwyczajnie bronią. Oczywiście w pierwszej kolejności należy Studnickiego przeczytać. Nie czytać o Studnickim, jak go widzą i przedstawiają inni, a przeczytać jego prace. Bezpośrednio. Trzeba zapoznać się z okolicznościami dotyczącymi tego, kiedy je pisał, w jakiej sytuacji i gdzie popełniał błędy wynikające z niewiedzy. Najlepszą odtrutką na Studnickiego, jest sam Studnicki. Wystarczy uważnie przeczytać jego teksty. Mało tego, Studnicki jest też – jako protoplasta krytyków polityki międzynarodowej prowadzonej przez sanację – najlepszym obrońcą Józefa Becka. I oskarżycielem polityki Adolfa Hitlera. Tutaj pokusiłem się o wyłuskanie co bardziej ciekawych cytatów w tym zakresie.
Podkreślam to, ponieważ wciąż mam wrażenie, że zdecydowana większość zwolenników koncepcji Studnickiego nie czytała jego prac, lub nie czytała niczego więcej, oprócz broszury : „Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej”. Zresztą często okazuje się, że Ci co ją przeczytali, nie zrobili tego ze zrozumieniem. I nie potrafią sprawdzić w Wikipedii podstawowych dat, by ułożyć sobie w głowie chronologię wydarzeń. Studnicki pisał bowiem broszurę latem 39’ roku po majowej przemowie Józefa Becka. Każdy interesujący się historią 20-lecia wie doskonale, że Adolf Hitler wydał wyrok na Polskę na początku kwietnia 1939 roku (rozkaz do zaplanowania inwazji). Studnicki oczywiście o tym nie wiedział. Dlatego postulował, by rząd uległ żądaniom Hitlera. Myślał bowiem, że ten jeszcze rozważa jakąkolwiek ugodę z Polską. Było już jednak za późno. Tak więc stawiając tezę, że rząd II RP powinien broszurę Studnickiego potraktować jak instrukcję i późnym latem 39’ roku szukać z III Rzeszą porozumienia jest kompletnym nieporozumieniem wynikającym z nieznajomości chronologii wydarzeń. Słuchanie rad Studnickiego po kwietniu 1939 roku byłoby niewątpliwie samobójcze. Polska uległaby żądaniom, wyzbyła się możliwości na sojusze z Francją i Wielką Brytanią (kto by podpisywał sojusz obronny z państwem, które samo ulega agresorowi?), a na samym końcu i tak zostałaby zaatakowana. Tylko w znacznie mniej korzystnych warunkach i bez sojuszników. A do paktu Ribbentrop-Mołotow doszłoby i tak, ponieważ Sowieci chodzili z tą propozycją od kilku miesięcy i tylko głupiec by z niej nie skorzystał (AH był szalony, ale nie głupi).
Armia UE za niemieckie pieniądze
Gdyby już myśleć o silnej armii europejskiej zdolnej zagwarantować Europie Środkowowschodniej bezpieczeństwo przed Federacją Rosyjską, to należałoby bardziej myśleć o tym, jak przekonać Niemców do finansowania takiej armii, bez jednoczesnej militaryzacji ich państwa. Autorską koncepcję rozwiązania tegoż problemu przedstawiłem w ostatniej analizie. Polska mogłaby poprzeć powstanie europejskiej armii tylko w takim kształcie, w którym zostałaby ona podzielona na odrębnie dowodzone flanki. Tak, by wschodnia flanka UE nie musiała polegać w kwestiach bezpieczeństwa np. na niezainteresowanej tym regionem Portugalii. Jednocześnie wschodnia flanka UE musiałaby być finansowana przez Niemcy, które nie brałyby udziału w jej organizowaniu i dowództwie (np. w wysokości 1% PKB Niemiec, tak by ogólne ich wydatki na zbrojenia były zgodne ze standardami NATO). Niemcy muszą bowiem partycypować w utrzymywaniu bezpieczeństwa Unii, jednak Europa nie może sobie pozwolić na kolejną ich militaryzację. Jednocześnie państwa Europy Środkowowschodniej muszą mieć zagwarantowane bezpieczeństwo bez oglądania się na to, czy i ewentualnie kiedy Francja zdecydowałaby się pomóc w razie wojny obronnej. W takiej koncepcji, poszczególne flanki armijne UE byłyby odpowiedzialne za różne regiony. I tak: Francuzi wzięliby odpowiedzialność wespół z Hiszpanami i resztą południowców za np. region Morza Śródziemnego, a Polska wraz z Rumunią, V4 oraz Bałtami wzięłaby odpowiedzialność za bezpieczeństwo wschodniej granicy UE. Przy technologicznym i kapitałowym (ze strony Niemiec) wsparciu sił militarnych ze strony bardziej rozwiniętych krajów zachodu.
Taka propozycja w zakresie budowania bezpieczeństwa UE byłaby z jednej strony uczciwa, a z drugiej wiarygodna. Co pozwalałoby Polsce bez obaw rozpatrywać projekt UE jako ten, który może zagwarantować Warszawie bezpieczeństwo.
Studnicki bez germanofilskich okularów
Wracając do głównego bohatera artykułu. Zarysowane na wstępie hipotetyczne stanowisko współczesnego Studnickiego uwzględnia germanofilską postawę tegoż myśliciela. Postawa ta była konsekwentna. Studnicki chciał dążyć do sojuszu z każdymi Niemcami i w każdych warunkach. Tego rodzaju „sztywne” podejście do polityki zagranicznej oczywiście jest zgubne bowiem nie uwzględnia wielu istniejących i realnych czynników wpływających na sytuację geopolityczną. Ta jest przecież płynna i wymaga elastycznego podejścia.
Przyjrzyjmy się jednak radom Władysława Studnickiego bez germanofilskich okularów. Tak jak to próbują robić jego zwolennicy często określający się mianem „realistów”. Przekujmy wartości jakie promują „realiści” w realną postawę współczesnego Władysława Studnickiego. Stosując analogię i zakładając, że Federacja Rosyjska chce wywołać III Wojnę Światową (lub co najmniej przejąć kontrolę nad Europą Środkowowschodnią) tak jak III Rzesza chciała wywołać II WŚ, Studnicki poprzez usta jego współczesnych zwolenników sugeruje następującą postawę:
- skoro Rosja chce wojny, a jest najsilniejsza militarnie w Europie, to należy szukać z nią porozumienia i w oparciu o Rosję budować własną niezależność od Niemiec, a w razie wojny stanąć po stronie silniejszego (Moskwy) by konflikt wygrać,
- skoro grozi nam konflikt z największą potęgą militarną Europy wobec czego zamierzamy się z nią sprzymierzyć, to w naszym interesie jest jeszcze zwiększenie potęgi Federacji Rosyjskiej nawet w relacji i kosztem siły Polski,
- wobec powyższego, Federacja Rosyjska powinna odzyskać kontrolę nad strategicznie istotną dla niej Ukrainą (tak jak Hitler remilitaryzował Nadrenię, której kopalnie i przemysł pozwoliły na zbrojenia),
- Federacja Rosyjska powinna anektować Białoruś (tak jak III Rzesza dokonała Anschlussu Austrii),
- Rosja powinna przejąć tzw. przesmyk suwalski po stronie Litwy (tak jak AH przejął Sudety), ale i Polska powinna zgodzić się na eksterytorialną autostradę z anektowanej Białorusi do Obwodu Kaliningradzkiego przez swoje terytorium.
- Federacja Rosyjska nie zagrażałaby Polsce, gdyby ta uzyskała wspólną granicę z Węgrami ( to tyle jeśli chodzi o korzyści dla Warszawy i zwiększenie jej siły w relacji do Moskwy).
- Gdyby Rosja dokonała tych wszystkich rewizji, Polska z czystym sumieniem mogłaby ją wybrać jako sojusznika (ponieważ Moskwa byłaby już dość silna), a Rosja zaproponowałaby Polsce wspaniałomyślne warunki partnerskie.
- Gdyby Federacja Rosyjska nie zaproponowała jednak partnerskich warunków, a czując siłę, zażądałaby np. przekazania Gdańska w zamian za obietnicę nieagresji, wówczas Polska powinna zaufać Moskwie i spełnić jej żądania.
- wreszcie, gdyby Zachód nie akceptował rosyjskich rewizji i wzrostu potęgi, Polska powinna zgodzić się na zorganizowanie III Wojny Światowej na własnym terytorium, a jej armia winna ruszyć na zachód Europy wspierając armię Federacji Rosyjskiej.
Jak wykazują wszelkiej maści „realiści” i historyczni rewizjoniści, ta ostatnia postawa jest jak najbardziej patriotyczna i w interesie polskiego narodu. Wręcz bije z niej troska o tzw. „tkankę żywą narodu”.
Takiej właśnie postawy oczekiwał od polskiego rządu Władysław Studnicki i taką właśnie postawę promują „realiści”. Jednak W. Studnickiego można z tego rozgrzeszyć, ponieważ w dużej mierze działał bezwiednie. Nie wiedział ani o rozmowach z listopada 1938 roku, ani o negocjacjach ze stycznia 1939 roku, ani też o okolicznościach związanych z decyzjami zapadłymi w marcu 1939 roku. Ani o treściach tych wszystkich rozmów. Nie wiedział też o decyzji Hitlera z kwietnia 1939 roku, kiedy klamka już zapadła. Kiedy nie można było zrobić inaczej, jak szukać sojuszników oraz bluffować silną postawę w celu zniechęcenia Hitlera do wojny, na którą się już zdecydował. Tymczasem współcześni „realiści” o tym wszystkim mogą dowiedzieć się z tablic historycznych lub nawet z Wikipedii. I mimo tego nie dostrzegają, że uległość zachęca do dalszej agresji, a dobrowolna zgoda rządu na oczywistą hekatombę i wojnę dwóch wrogów na terytorium własnego państwa byłaby zwyczajną zdradą. I akceptacją łatwych do przewidzenia strat w ludności i majątku. Wiosną i latem 1939 roku można było z całą pewnością przewidzieć katastrofalne skutki ewentualnej wojny światowej rozgrywającej się na terytorium Polski. Nie można było natomiast przewidzieć holokaustu opartego o chorą ideologię, którą skrywał przecież wcześniej Adolf Hitler.
Tak jak i dziś można przewidywać, że wywołanie III Wojny Światowej mogłoby zmieść Polskę (jako terytorium frontowe) z powierzchni ziemi. Przy tej perspektywie, próba przeciwstawienia się Rosji wespół z sojusznikami oraz zapobiegnięcie jej agresji wydaje się być najbezpieczniejszym rozwiązaniem. Nawet gdyby to się nie powiodło. Chyba, że założymy (do czego nie ma przesłanek), że Władimir Putin chce zająć Polskę a dodatkowo wymordować 12 milionów jej obywateli. Jeśli ktoś tak twierdzi i udowodni rację takiego rozumowania, wówczas może rzeczywiście należy opuścić NATO i ogłosić poddaństwo Moskwie. Może w wypadku wojny zachód się zlituje i nie będzie bombardować Warszawy. Choć jednak mimo wszystko na to bym mocno nie liczył.
Krzysztof Wojczal
Geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blogp
P.S.
Tekst oczywiście należy traktować jako pewnego rodzaju intelektualną rozrywkę zachęcającą do refleksji. Analogie nigdy nie odzwierciedlają w 100% przeszłości, a wnioski wyciągnięte na bazie dawnych zdarzeń niekoniecznie muszą pasować do podobnej sytuacji zaistniałej później. 🙂
Natomiast, jeśli ktoś jest zainteresowany opracowaniem geopolitycznym dotyczącym lat 1937-1939 i polityki Józefa Becka, zapraszam tradycyjnie do wciąż aktualnego tekstu:
PAKT z III RZESZĄ – alternatywa, czy najgorszy sen Polaków? [Analiza]
Można być Studnickim i antyStudnickim tak jak np. Pan Wojczal… można, ale istnieje olbrzymie prawdopodobieństwo, że obie te postawy prowadzą na równie niebezpieczne manowce.
Swoją drogą trzeba też nawiązać do pewnego paradoksu sympatii niemieckopartyjnych DobrejZmiany, Narodowców itp. ugrupowań. Całe te stowarzyszenie jedzie Hitlerem, a popiera AFD, Pegidę itp., czyli partie od ideologii pod tytułem (…)Niemcy dla Niemców(…). Takie naszystowskie hasła mają oczywiste konotacje z nazizmem.
Nie jestem nastawiony anty na Studnickiego. Zwyczajnie uważam, że należy podchodzić do jego pracy i krytyki z uczciwością. Bez pudrowania i z pełną odpowiedzialnością, a więc i z krytycznym spojrzeniem.
Moje teksty są umotywowane tym, że W. Studnicki jest promowany jako wizjoner i geopolityczny geniusz. W pewnym zakresie wizjonerem był. Do geniusza mu jednak wiele brakowało.
Jestem również przeciwny krytykowaniu postaci historycznych przez osoby które wykazują się niekompetencją w przedstawianiu historii oraz manipulacją. Bowiem fałszywe wnioski z fałszywie przedstawionej historii są bardziej szkodliwe niż brak wniosków z rzeczywistej historii.
pozdrawiam
KW
W sumie – w tle całego minieseju widać oparcie się Pana Krzysztofa o podstawy: Polska musi być suwerennym graczem, a nasze sojusze winny być oparte na rzeczywistej PARTNERSKIEJ wspólnocie interesów. Oraz to, że najlepszym sposobem na uniknięcie wojny jest siła – głównie własna – si vis pacem, para bellum. Do aktywnej obrony strategicznej mamy wg mnie wystarczające środki. Wynika to z kilku spraw: 1. Rosja ma co prawda 8 razy większy budżet wojskowy, ale 55 razy większe terytorium – czyli nasycenie militarne możemy osiągnąć ca 7 razy większe. 2. Rosja musi kalkulować potencjał jądrowy innych graczy atomowych – musi rezerwować w ramach „power in being”, przynajmniej 95% potencjału jądrowego na innych graczy, a 80% sił konwencjonalnych jest związana przez sąsiadów Rosji – z którymi na poziomie strategicznym ma na pieńku – ze wszystkimi [pomijam tymczasowe „przyjaźnie” taktyczne – mówię o planie strategicznym] – jako konkurentami w grze o sumie zerowej. 3. Polska może [jeżeli przestanie ślepo kupować w USA sprzęt z „czarnymi skrzynkami” i serwis zewnętrzny] zassać technologię od większości świata – Rosja od 2014 ma „szlaban” i skutki widać w szeregu opóźnień czy anulowań programów zbrojeniowych. Dość powiedzieć, że wg planu z 2009 na 2020 Rosja miała mieć w linii 2300 operacyjnych czołgów Armata [czyli T-14], oraz minimum 200 myśliwców 5 generacji PAK-FA [Su-57], zaś pierwszy sieciocentryczny uniwersalny system prak/plot S-500 miał być operacyjny do produkcji przed 2015, gdzie osiągi miały być nieporównanie większe, np. zasięg 1500-2500 km [a będzie 600 km]. Faktycznie na 2027 ma być 76 Su-57, zamówiono nieco na wyrost 200 czołgów Armata [choć próby mają się zakończyć dopiero w 2021] i już mówi się, że podstawowym czołgiem będzie T-72B3 [bo modernizacja T-72 do T-72B3 kosztuje 5 razy mniej, niż Armata] i nowe/zmodernizowane wersje T-90, zaś S-500 wejdzie do produkcji ca 2023. Inne opóźnienia i anulowania np. w triadzie strategicznej i w wojskach lądowych opisywałem wcześniej. Dość powiedzieć, że do tej pory Rosja nie weszła w produkcję seryjna KTO Bumierang – czyli odpowiednika naszego Rosomaka – gdy Polska już się przymierza do Rosomaka XP [znacznie bardziej dopancerzonego]. 4. Rosja dużą [w porównaniu z Polską] część budżetu wojskowego musi poświęcać na logistykę/transport, a i tak logistyka/transport są pięta achillesową Rosji. 5. W ewentualnym starciu Rosja ma cele ofensywne – a to wymaga uzyskania znacznej przewagi nad Wojskiem Polskim [podręcznikowo ca 3 razy – aczkolwiek RMA moim zdaniem zmienia to – gdzie jakość technologiczna/operacyjna niweluje w dużym stopniu ilość – tym bardziej winniśmy stawiać na jakość], natomiast Polska wygrywa – jeżeli nie przegrywa i utrzyma terytorium. Jest to potężna ASYMETRYCZNA przewaga strategiczna Polski. Ktora na razie jest marnowana – ponieważ zamiast skupić się ASYMETRYCZNIE na strategicznej aktywnej obronie – budujemy w istocie marionetkową ekspedycyjna armię do wysłania na Ukrainę [czyli zamiast USA i UK, które mają wprost bilateralne zobowiązania wobec Ukrainy z tytułu bycia siłowymi gwarantami Ukrainy z Traktatu Budapesztańskeigo 1994] i do Bałtów [gdzie USA traktuje nas jako „agenta straconego”, by to na nas poszły koszty, straty i klęska wizerunkowa – zamiast na USA. 5. PMT po prawdziwym SPO [uwzględniającym wszystkie aspekty pkt.4] winien opierać się o budowę suwerennej bazy high-tech technologiczno-przemysłowej [z naciskiem na technologie sięgające badań podstawowych – i na technologie podwójnego zastosowania] – a aktywna obrona ze zdalną kontrolą strefy buforowej za granicami Polski – winna się opierać o budowę całokrajowej sieciocentrycznej saturacyjnej strefy A2/AD Tarcza i Miecz Polski. Z własnym C5ISR integrującym sieciocentrycznie wszystkie domeny w jedną i zarządzana maksymalnie optymalnie i efektywnie real-time. Kluczowa jest obrona nieba [od uniwersalnych systemów prak/plot [czyli Wisła i Narew w jednym worku zasobowym przy maksymalnej standaryzacji i efekcie skali] po systemy C-RAM [np. LM MHTK] i lasery i emitery wiązek skierowanych jak największej mocy. Zaś szczelność i nadmiarowość obrony nieba – i kontroli nieba [i przez to i powierzchni] w strefie buforowej – zapewnia nam REALNĄ DYNAMICZNĄ głębię strategiczną. Jest to multiplikator naszych sił ofensywnych – które powinny się opierać o efektory precyzyjne, pozahoryzontalne, wpięte sieciocentrycznie. Od JASSM-ER o zasięgu ca 1000 km [a będą kolejne wersje – zasięg min. 1500 km] po kppanc i amunicję precyzyjną Raków. Mając wolne pole działania nasze Kraby/Kryle – np. w ilości 250 sztuk – mogą w ciągu 8 minut max zlikwidować cały Obwód Kaliningradzki – amunicją precyzyjną VulcanoDardo [zasięg 80+km] i nową strumieniową Nammo [zasięg 130-150+ km] – w ilości ca 10 tys sztuk. To samo można zastosować po wkroczeniu Armii Czerwonej na Białoruś – likwidując 1 Armię Pancerna Gwardii i związki towarzyszące – już na podstawie wyjściowej do ataku. Bo generalnie z efektorów niekierowanych sens mają [a i to w ograniczonym stopniu] pociski kinetyczne [ppanc] amunicji czołgowej – no i amunicja małokalibrowa piechoty. Czyli do ognią bezpośredniego stromotorowego. Powyżej zasięgu horyzontu – tylko efektory precyzyjne [z pewnym uzupełnieniem bronią kasetowa – ale i tę winno się „uprecyzyjnić” na poziomie wg kalkulacji koszt/efekt]. 6. Co istotne i warte osobnego zaznaczenia – nacisk na dronizację, automatyzację, autonomizację – z jednej strony zapewnia redukcję kosztów osobowych na rzęcz najbardziej efektywnego bojowo sprzętu, przez to niweluje przewagę liczebną umownych „bagnetów” Armii Czerwonej – z drugiej obniża straty ludzkie, ale także barierę ryzyka wysłania zespołu do misji – gdzie w przypadku platform załogowych kalkuluje się życie ludzkie – natomiast drony wszelkiego typu można poświęcić do ostatniego [w misję w „jedną stronę” – np. na granicy zasięgu całkowitego dla dronów – do uderzenia głęboko w nieprzyjaciela] – jeżeli tylko cel misji jest wart tego sprzętu. No i wyszkolenie od podstaw załogi czołgu to dwa lata, samolotu cztery lata – a dron jest gotowy natychmiast do boju po załadowaniu najnowszego oprogramowania – i nie popełnia banalnych błędów ludzkich – wynikających z emocji, stresu itd.7. W sprawie głowic gwarantujących Polsce REALNĄ suwerenność i niebotycznie podwyższających koszty agresorowi – winniśmy oficjalnie przeć do NATO Nuclear Sharing [jako programu oczywistego dla państw Wschodniej Flanki] i jednocześnie pod stołem usilnie kupować głowice, kupować materiał rozszczepialny [najlepiej w trybie rozproszonym – na gramy – bo to w razie dekonspiracji będzie można zbagatelizować] – ale i wspierać i uczestniczyć w ramach państw szeroko rozumianej Wschodniej Flanki – budowanie koalicyjnego potencjału jądrowego – np. pełnego cyklu Yellow Cakes, w który wchodzi Finlandia. Natomiast co do elektrowni jądrowych w Polsce – ze względu na saturację uderzeń – winniśmy zaniechać absolutnie budowy elektrowni jądrowej – bo to idealny cel dla rakiet [i sabotażu] – czyli za własne pieniądze stalibyśmy się zakładnikami strategicznymi tego „dobra”. I to się potwierdza – gdy Azerbejdżan np. zagroził Armenii uderzeniem w elektrownię jądrową – już ma lewar na Armenię.Teraz – gdy Ankara i Kreml w miarę wyznaczają granice eskalacji konfliktu – to JESZCZE nie problem – ale gdy taki zamiar będzie miała Rosja wobec Polski – to już będzie sprawa „albo-albo”. Oczywiście inna sprawa to małe, kontenerowe kompaktowe reaktory, mobilne i w rozproszeniu – albo stacjonarne – głęboko [na kilometry] pod ziemią. Ale to sprawa realnie końca dekady albo w następnej dekadzie. Wracając do naszych głowic – ich model użycia [na terenie wroga w jego newralgicznych miejscach] powinno być zasygnalizowane w kontrolowanych przeciekach pod stołem. Być może z demonstracją realnych możliwości – dajmy na to na odludziu [i „tylko” kilka kiloton] – z poufnym sygnałem kontrolowanego przecieku tuż przed odpaleniem. Broń jądrowa ma szczególny charakter – bardzo wyrównuje możliwości i pole gry graczy – mimo ich bardzo nierównego potencjału. Wynika to ze zbyt wysokich, nieakceptowalnych kosztów, jakie teoretycznie słabszy i teoretycznie „przegrany” w konwencjonalnej rozgrywce gracz, może zadać silniejszemu i pozornie typowanemu na „pewnego” zwycięzcę. Ta asymetria, tak korzystna dla Polski, jest szczególnie jaskrawa właśnie wobec Rosji – wielkie terytorium, gdzie w istocie wszystko opiera się w machinie państwowej Rosji i jej funkcjonowaniu na ca 10 max 15 „wyspowych” ośrodkach. A to znacznie obniża próg potrzebnej ilości głowic dla uzyskania strategicznego REALNEGO odstraszania nuklearnego. Podkreślam – za wyjątkiem ww odpalenia na odludziu dla pokazania wiarygodności naszego odstraszania jądrowego – nie chodzi wcale o użycie głowic – tylko wręcz odwrotnie – chodzi o tak wysokie podniesienie poprzeczki kosztowej ewentualnej agresji Rosji, by [minimum] sprawiło to – że OBIE strony nie użyją głowic. Jak w II w.św. – gdzie OBIE strony dysponujące lotnictwem strategicznym i bronią chemiczną o skali masowego rażenia [nieporównanie skuteczniejszą, niż w I w.św.] – nie użyły jej aż do końca – właśnie ze względu na powyższa kalkulację. Zaś przy odpowiednim potencjale i jakości i saturacji A2/AD Tarczy i Miecza Polski – Rosja nie zdecyduje się także na agresję konwencjonalną – jako nieopłacalną [i faktycznie niewykonalna] w kalkulacji koszt/efekt. Czyli zaniecha agresji kinetycznej już na etapie planowania – a na tym polega naprawdę skuteczne odstraszanie strategiczne. Czyli sama strategia Rosji wobec Polski zostanie złamana – jako najdoskonalszy rodzaj zwycięstwa wg Sun Tzu.
(…) Polska może [jeżeli przestanie ślepo kupować w USA sprzęt z “czarnymi skrzynkami” i serwis zewnętrzny] zassać technologię od większości świata – Rosja od 2014 ma “szlaban” i skutki widać w szeregu opóźnień czy anulowań programów zbrojeniowych. Dość powiedzieć, że wg planu z 2009 na 2020 Rosja miała mieć w linii 2300 operacyjnych czołgów Armata [czyli T-14], oraz minimum 200 myśliwców 5 generacji PAK-FA [Su-57], zaś pierwszy sieciocentryczny uniwersalny system prak/plot S-500 miał być operacyjny do produkcji przed 2015, gdzie osiągi miały być nieporównanie większe, np. zasięg 1500-2500 km [a będzie 600 km]. Faktycznie na 2027 ma być 76 Su-57, zamówiono nieco na wyrost 200 czołgów Armata [choć próby mają się zakończyć dopiero w 2021] i już mówi się, że podstawowym czołgiem będzie T-72B3 [bo modernizacja T-72 do T-72B3 kosztuje 5 razy mniej, niż Armata] i nowe/zmodernizowane wersje T-90, zaś S-500 wejdzie do produkcji ca 2023.(…)
Najpierw odzyskajmy podstawowe zdolności bojowe, a dopiero uruchamiajmy marzenia o myśliwcach, czołgach, system obrony powietrznej itp. podobnej generacji.
(…)Dość powiedzieć, że do tej pory Rosja nie weszła w produkcję seryjna KTO Bumierang – czyli odpowiednika naszego Rosomaka – gdy Polska już się przymierza do Rosomaka XP [znacznie bardziej dopancerzonego].(…)
Do zapowiedzi naszych decydentów trzeba podchodzić z taką o to postawą… nie uwierzę dopóki nie zobaczę. PGZ położyło tyle projektów, że inaczej się nie da.
(…)W ewentualnym starciu Rosja ma cele ofensywne – a to wymaga uzyskania znacznej przewagi nad Wojskiem Polskim [podręcznikowo ca 3 razy – aczkolwiek RMA moim zdaniem zmienia to – gdzie jakość technologiczna/operacyjna niweluje w dużym stopniu ilość – tym bardziej winniśmy stawiać na jakość], natomiast Polska wygrywa – jeżeli nie przegrywa i utrzyma terytorium.(…)
Przy założeniu, że będą szli na zasadzie bezmyślnego Urraa!!! Tylko po co gdy ma się taką kolosalną przewagę informacyjną?
(…)Od JASSM-ER o zasięgu ca 1000 km [a będą kolejne wersje – zasięg min. 1500 km] po kppanc i amunicję precyzyjną Raków.(…)
Szkoda, że nasze rozpoznanie nie nadążają za tymi rakietami…
(…)6. Co istotne i warte osobnego zaznaczenia – nacisk na dronizację, automatyzację, autonomizację(…)
Wystarczy zacząć współpracować z WBE… czyli robić dokładnie na odwrót co robi DobraZmiana.
(…)W sprawie głowic gwarantujących Polsce REALNĄ suwerenność i niebotycznie podwyższających koszty agresorowi – winniśmy oficjalnie przeć do NATO Nuclear Sharing [jako programu oczywistego dla państw Wschodniej Flanki](…)
Mrzonki… wrzutka Trumpa okazała się tylko wrzutką, a po wygranej Biden polityka America First łacno może się zmienić się w America Only.
(…)jednocześnie pod stołem usilnie kupować głowice, kupować materiał rozszczepialny [najlepiej w trybie rozproszonym – na gramy – bo to w razie dekonspiracji będzie można zbagatelizować](…)
Nie da się zbagatelizować, bo pojawi się podejrzenie o budowę brudnej bomby… niedługo po 11/09 otwarcie fantazjowano o tym, że takowe mogą być w posiadaniu terrorystów z Al Kaidy.
(…)– ale i wspierać i uczestniczyć w ramach państw szeroko rozumianej Wschodniej Flanki – budowanie koalicyjnego potencjału jądrowego – np. pełnego cyklu Yellow Cakes, w który wchodzi Finlandia. Natomiast co do elektrowni jądrowych w Polsce – ze względu na saturację uderzeń – winniśmy zaniechać absolutnie budowy elektrowni jądrowej – bo to idealny cel dla rakiet [i sabotażu] – czyli za własne pieniądze stalibyśmy się zakładnikami strategicznymi tego “dobra”.(…)
Typowa jazda na gapę… ciekawe jak Finlandia za nią się odwdzięczy.
(…)Być może z demonstracją realnych możliwości – dajmy na to na odludziu [i “tylko” kilka kiloton] – z poufnym sygnałem kontrolowanego przecieku tuż przed odpaleniem.(…)
Tylko, że Polska nie ma za dobrego dostępu do odludzi, które można od tak odstrzelić…
Myślałem o odludziu gdzieś na Syberii czy w rejonie Arktyki. Co do Finlandii i jej atomu – możemy dołożyć się finansowo, albo np. produkcją Krabów/Kryli. Są rózne możliwości – w ramach wzajemnego uzupełnienia kompetencji i aktywów Wschodniej Flanki dla przekształcenia jej w efektywny nadrzędny synergiczny organizm. Produkcja Rosmaka jest faktem, a brak produkcji odpowiadającego mu Bumieranga w Rosji [gdy Włosi wycofali się ze wsparcia konstrukcji power-packa i podwozia] też swoje znaczy. Gram uranu przy dekonspiracji da się zbagatelizować – bo to ilość laboratoryjna. Na tym polega rozproszenie operacji na „podprogowe” mrówcze ilości. Po [ewentualnie] wygranej Biden bardzo szybko zmieni kurs względem zapowiedzi. Ameryka Only to w swej istocie maksymalnie egoistyczna koncentracja na interesie USA. A ten wisi na dolarze. A dolar wisi na utrzymaniu jego wymienialności i kontroli siły nabywczej w obrocie światowym własnie jako waluty światowej.. A to wisi na globalnej projekcji twardej siły USA – w tym zwłaszcza poprzez US Navy. Gdyby USA się wycofało ze świata – po roku byłoby bankrutem – w każdym scenariuszu. Co do rozpoznania [w tym zwłaszcza całościowej świadomości sytuacyjnej, wykrywania i identyfikacji i pozycjonowania celów] – jak najbardziej racja, że to na chwilę obecną jest nasza wielka pięta achillesowa. Podobnie jak brak koncentracji na dronizacji, automatyzacji, autonomizacji, własnej C5ISR, ogólnie sieciocentryczności – oraz na koncentracji na efektorach precyzyjnych wpiętych sieciocentrycznie i najlepiej pozahoryzontalnych. Jak najbardziej popieram elastyczne podmioty jak WB czy Spartaqs od dronów i innej high-tech. Co do rozpoznania – jako Dalej Patrzący dałem w komentarzach dość wyczerpujący, efektywny „patent” na rozpoznanie na dystans ca 1000 km na aerostatach HALE [z wyjaśnieniem do zastrzeżeń Kolegi Ursusa] – polecam: https://www.defence24.pl/aerostat-czyli-awacs-dla-niekoniecznie-bogatych-raport Coś się już lęgnie – aczkolwiek wg mnie w zbyt namiastkowej i w zbyt mało priorytetowej formie i treści. To jest własnie to przekleństwo obecnej modernizacji WP – „wszystkiego po trochu” – co jest najlepszym sposobem na zbudowanie armii symetrycznej do rosyjskiej – tyle, ze w każdym rodzaju broni i systemów – zawsze słabszą. A powinniśmy do końca zrozumieć, ze skoro nasz cel jest dokładnie asymetryczny do rosyjskiego [dla nas – OBRONA – dla Rosji – atak] – to musimy skoncentrować się na asymetrycznej wielopoziomowej obronie i odstraszaniu – od poziomu taktycznego po strategiczny. Obronie aktywnej – ale to nie oznacza dywizji pancernych – tylko np. liczne silne wielozadaniowe roje dronów przełamujących i dużą ilość innych precyzyjnych efektorów pozahoryzontalnych – jak najdalszego zasięgu. Np. na każdego Kraba/Kryla/Raka powinno przypadać min 2 jednostki ognia amunicji precyzyjnej. W tym sensie scenariusz wojny AD2027 [w „Rzeczpospolita miedzy morzem a lądem”] z manewrowymi działaniami M1A3 Super-Abramsów – jest zwyczajnie przestarzały – jak rozważania o starciach pancerników – gdy na morzu królowały już lotniskowce. Co w dość łagodnej WZGLĘDEM realnych pełnych możliwości całych sieciocentrycznie wpiętych rojów dronów, aczkolwiek i tak w szokującej dla laików formie [i treści], pokazały działania dronów tureckich [i izraelskich] w kilku regionach. Ostatnio w Karabachu. To jest właśnie pierwszy promyczek RMA – która całkowicie zroluje zimnowojenny i postzimnowojenny sposób prowadzenia walki i wojny. I właśnie na RMA winniśmy stawiać – by stworzyć skok generacyjny wartości operacyjnej i możliwości WP – stworzyć skuteczne odstraszanie [konwencjonalne i niekonwencjonalne – potrzebne są oba] i tak wysoko podnieść poprzeczkę koszt/efekt Kremlowi – by zrezygnował z agresji [przynajmniej kinetycznej] na etapie planowania. Czyli kłania się nieśmiertelne rzymskie: si vis pacem – para bellum…
(…)Gram uranu przy dekonspiracji da się zbagatelizować – bo to ilość laboratoryjna.(…)
Skoro tak to od razu pojawia się pytanie, dlaczego podjęto wysiłek, aby zdobyć ten materiał nielegalnymi kanałami?
(…)Ameryka Only to w swej istocie maksymalnie egoistyczna koncentracja na interesie USA. A ten wisi na dolarze.(…)
Na razie Amerykanie zaprzątają sobie głowę problemami wewnętrznymi, a te mogą znacząco okroić fundusze na cele zewnętrzne w tym wojskowe.
(…)A to wisi na globalnej projekcji twardej siły USA – w tym zwłaszcza poprzez US Navy. Gdyby USA się wycofało ze świata – po roku byłoby bankrutem – w każdym scenariuszu.(…)
A tak się składa, że już teraz Pentagon planuje skasować dwóch LGU… https://www.konflikty.pl/aktualnosci/wiadomosci/pentagon-planuje-znaczna-rozbudowe-us-navy/
Gram uranu to nie ilość na bombę, gdzie żadne tłumaczenia nie pomogą. A tak – i kupić o niebo taniej – i wyjaśnienia się znajdą – od prywatnego laboratorium po kolekcjonera. Swoją drogą w latach 50-tych sprzedawano dla…dzieci zestaw ” z …próbkami materiałów radioaktywnych. Nie żartuję: https://www.smartage.pl/zabawka-ktora-nie-powinna-powstac-gilbert-atomic-energy-lab/
Jak USA obetnie budżet militarny i zamorską obecność w imię poprawy sytuacji wewnętrznej – to za rok wszyscy tam będą wspominali obecny „straszne” problemy wewnętrzne jako „stare dobre czasy”.
JASNE, że Amerykanie obcinają lotniskowce z ich grupami bojowymi [co zresztą RAND Corporation postulował przynajmniej od 2013] – ale na rzecz racjonalnego przekierowania środków i ZWIĘKSZENIA SIŁY US Navy – ale o wielozadaniowe fregaty i duża liczbę oceanicznych dronów nawodnych i podwodnych. W ten sposób chcą przez dronizację uzyskać długotrwałą obecność zamorską [bez rotacji załóg i bez „zmęczenia materiału ludzkiego” bardzo długimi rejsami – nie mówiąc o zaoszczędzonych kosztach osobowych]. No i takie drony można [w razie określonej potrzeby] bez patrzenia na ryzykowanie życia ludzkiego – wysłać na Morze Południowochińskie czy do Cieśniny Tajwańskiej – w bardzo gorące regiony. Dzięki redukcji big ships” i dronizacji – zamiast planowanych 355 okretów – US Navy ma mieć ich 500. Polecam: https://www.defence24.pl/wiecej-malych-okretow-czyli-amerykanska-flota-przyszlosci-analiza Każdy superlotniskowiec klasy Nimitz to ok. 6,5 tys marynarzy i personelu. Zostanie wycofanych 6 najstarszych Nimitzów [a pierwsze były z lat 70-tych] – czyli prawie 40 tys marynarzy i personelu do dyspozycji – do przeniesienia na inne okręty… lub anulowania etatów. Na 4 nowych superlotniskowcach będzie po 4,5 tys marynarzy i personelu – czyli przejdzie tam 18 tys ludzi. A to daje „zaoszczędzenie” 22 tys stanowisk. Oczywiście część z tych 22 tys przejdzie na nowe fregaty, część na mniejsze lotniskowce desantowe klasy America – ale i tak zysk zmniejszenia kosztów osobowych będzie spory. Zresztą – teraz na topie jest inwestowanie w Space Force – w ocean kosmiczny otaczający całą Ziemię. Zresztą i w lotnictwie transportowym – już myśli się o szybkim transporcie z użyciem rakiet wielokrotnego użytku Elona Muska [Starship] – do transportu ładunków ca 80 t. W całości – USA ZWIĘKSZAJĄ obecność i zaangażowanie poza USA. I to bez tych hamulców, które np. zablokowały militaryzację przestrzeni kosmicznej podczas zimnej wojny. Co zresztą pokazuje skrajną determinację USA w walce o utrzymanie hegemonii NIE „TYLKO” GLOBALNEJ. Chiny działają też maksymalnie ofensywnie i militarnie – chcą zająć w przestrzeni kosmicznej strategiczne punkty, kontrolę orbitalną, Księżyc, głębszą przestrzeń [w tym np. L1 Słońce-Ziemia]. Wracając do superlotniskowców – mogę tylko powtórzyć, że USA będzie miało te wycofane Nimitze jako kartę przetargową i konkretny zasób w ręku [„marchewkę”] do wzmocnienia sojuszników w Five Eyes [gdzie Japonia już się dobija na rzecz wejścia w ramach Six Eyes] i w Quad.Obdzielenie np. Japonii, Australii, Indii po 1-2 superlotniskowców – mogłoby istnie zmienić PERCEPCJĘ siły proamerykańsjkiego sojuszu – nie mówiąc o oceanicznej projekcji siły – do której tak dążą np Japonia i Indie. Nawet nie byłbym zaskoczony przekazaniem superlotniskowca Kanadyjczykom – oni już mieli lotniskowce w służbie. Wtedy zamiast wysyłać amerykański supelotniskowiec do Arktyki na ćwiczenia z Royal Navy, Norwegami i Duńczykami – Kanada by to robiła na swój koszt – mając jednocześnie argument w ręku do obrony interesów w Arktyce. No i zakupy Super Hornetów i Growlerów na te przekazane [czy odsprzedane [preferencyjnie] superlotniskowce – czyli dodatkowa marchewka dla przemysłu zbrojeniowego USA.
Likwidacja 2 grup lotniskowcowych – to także przesuniecie tych „uwolnionych” jednostek z zespołow lotniskowcowych na rzecz bardziej elastycznego i bardziej rozproszonego po akwenach/portach i wyskalowanego zadaniowo dysponowania nimi. Prawdopodobnie oznacza to także wycofanie 2 krążowników rakietowych, a w szerszym wariancie 4 krążowników [bo uszykowanie jest takie, że na 1 superlotniskowiec budowano 2 krążowniki rakietowe, by mieć w razie remontu przynajmniej 1 do osłony]. Krążowniki są zbyt kosztowne w eksploatacji i jednocześnie zbyt mało uniwersalne – stąd nacisk na kolejne udoskonalane niszczyciele Arleigh Burke i na nowe fregaty FFG(X), które wyprą nieudane LCSy.
(…)A tak – i kupić o niebo taniej – i wyjaśnienia się znajdą – od prywatnego laboratorium po kolekcjonera.(…)
Jak już liczyć na naiwność agencji zwalczających przemyt to już lepiej iść w kolekcjonera.
A z tą zabawką to w artykule nie wspomniano, żeby radioaktywność tych zestawów była jakaś znacząca… czyli można zgadywać, że była ona na poziomie szkła uranowego.
JSC – w polityce większość „argumentów” i wyjaśnień ma charakter co najmniej wątpliwy, nieraz wręcz śmieszny. Np. Merkel wiele lat snuła bajkę, że NS2 nie ma charakteru politycznego, tylko wyłącznie ekonomiczny. Albo ostatnio Kreml i Mińsk wysłały list gończy za Cichanowską , że śmiertelną powagą stwierdzając, że ten akt…nie ma charakteru politycznego. Albo białoruskie MSW zapowiada użycie ostrej amunicji w….celach humanitarnych – nie żartuję – polecam artykuł: [https://kresy.pl/wydarzenia/regiony/bialorus/bialoruskie-msw-grozi-humanitarnym-uzyciem-ostrej-broni/ ] Dokładniej – że będzie odpowiadać ogniem na „podniesienie ręki z kosą na funkcjonariuszy”. Ponieważ takich aktów nie było, jasne chyba dla każdego myślącego człowieka, że białoruskie MSW w ramach nowej strategii już przygotowuje prowokacje z użyciem owych kos przez prowokatorów, a „dzielne” MSW będzie intensywnie broniło obywateli siejąc seriami – przy okazji tak eskalując sytuację i podnosząc ryzyko w wiecach, że ludzie przestaną protestować. Co do szkła uranowego – znakomity pomysł. Inne wytłumaczenia – uran dla kalibracji liczników, uran do badań dla nowej generacji pocisków podkalibrowych [takie mają USA i FR], a że to nieco inny izotop…cóż, dostawca zawiódł… Akurat tu nie widzę problemu, byle tłumaczenie miało elementarną spójność… Kluczowa jest ilość – znacznie poniżej masy krytycznej. Naprawdę – trudno zrobić aferę z grama uranu.
(…)Co do szkła uranowego – znakomity pomysł. Inne wytłumaczenia – uran dla kalibracji liczników, uran do badań dla nowej generacji pocisków podkalibrowych [takie mają USA i FR], a że to nieco inny izotop…cóż, dostawca zawiódł…(…)
A nie lepiej kupić najlegalniej jak się tylko ciut za dużo np. ramach załapywania na końcówkę serii, dobijania do ceny hurtowej itp. ?
Bardzo dobry pomysł – każdy sposób na pozyskanie materiału jest dobry, najlepszy i najprostszy to kupić. Najgorszy strategicznie, czasowo i kosztowo to budowa elektrowni atomowej. Szczególnie w strefie zgniotu. Niestety nasi sternicy zmierzają radośnie do tego wariantu – nie patrząc na koszty i konsekwencje.
Georalista – (…)Niestety nasi sternicy zmierzają radośnie do tego wariantu – nie patrząc na koszty i konsekwencje.(…)
Już minęła cała kadencja Dobrej Zmiany, a dalej są na etapie decyzji lokalizacyjnej, czyli dokładnie na tym samym co zastali za prezesury Grada. Już szybciej idzie w sprawie CPK, gdzie w czasie będącym ok. 1/5 obecnego czasu trwania projektu EJ1 ma ruszyć wykup gruntów pod port… chyba sam przyznasz, że to wygląda jakby w tym przypadku zastosowali jakąś technologię WARP. O ile faktycznie trudno śledzić źródła imposybilizmu tego typu… to w przypadku, kiedy nawet dedykowane minsterstwo od spraw energetyki nie posunęło sprawy o jotę (parafrazując Tuska, deklaracjami elektrowni się nie buduje tylko dźwigami) przez całą kadencję to ślepo strzelam, że tu zachodzi brak woli politycznej.
@JSC – niestety, właśnie 19 października podpisano umowę Polska-USA nt budowania elektrowni jądrowej. Mogę tylko powtórzyć – w strefie zgniotu sens mają tylko mobilne, kompaktowe małe reaktory SMR. Które USA właśnie rozwija intensywnie i przechodzi do komercjalizacji, ale sądząc ze wszystkich sygnałów, wpędzimy się w budowę dużej stacjonarnej elektrowni jądrowej – czyli łatwego celu dla rakiet i dla sabotażu. Czyli za ciężkie pieniądze fundujemy sobie bycie łatwym i wrażliwym zakładnikiem owego „dobra”. Na poziomie geostrategicznym – katastrofa.
Georealista – może podać bliższe szczegóły na temat tej umowy:
– lokalizacja EJ
– termin oddania do użytku
– użyta technologia reaktorów
– ile i jakich będzie zainstalowanych reaktorów
– cena tejże budowy
?
@JSC – skąd u Ciebie przekonanie, że wygrana Bidena oznacza redukcję czy nawet likwidację zaangażowania zamorskiego USA? Właśnie podczas kampanii Biden zarzuca Trumpowi zbyt słabe zaangażowanie. I chce odbudowy NATO, Rady Atlantyckiej itp. – gdzie szczególnie widzi rolę Polski – którą chce dozbroić. Żeby nie było – artykuł i video z TVNu – polecam: https://fakty.tvn24.pl/fakty-o-swiecie,61/michael-carpenter-doradca-joe-bidena-o-broni-dla-polski,1034151.html
Raczej silne podejrzenie poparte na ogólnym charakterze partii Demokratycznej… nie słynie ona z wyłaniania prezydentów-jastrzębi, a raczej prezydentów-socjalistów takich jak JFK.
Hmmm…JFK naprawdę skrajnie twardo postawił się Sowietom w kryzysie kubańskim. Postawił sprawy na ostrzu noża – żaden z prezydentów nie był takim jastrzębiem, jak JFK. A i w Europie ostro zwiększył obecność amerykańską i szedł na całość w sprawie Berlina Zachodniego. Ale nie o to chodzi – nieważne, czy wygra Biden czy Trump – wymogi polityki zagranicznej USA są NADRZĘDNE względem woli i „ideałów” Demokratów czy Republikanów – i to one determinują politykę rezydenta Białego Domu. Co oznacza, że Polska nie powinna się zbytnio przejmować wyborami w USA – natomiast bardzo patrzeć na rolę, jaką spełnia w światowej szachownicy. Dla USA liczy się pragmatyczny rachunek naszej roli jako bufora uniemożliwiającego supermocarstwo Lizbona-Władywostok, jako punkt wejścia USA do UE [szczególnie po Brexicie], jako „oddział zaporowy” do pilnowania w ramach szerokiej Wschodniej Flanki, by w razie dealu USA-Rosja, ta Rosja rzeczywiście skierowała się przeciw Chinom, a nie zrobiła „skok w bok” montując z Berlinem konkurencyjne supermocarstwo. Choć ta ostatnia opcja jest wg mnie wątpliwa i Rosja do końca będzie szła w zaparte, licząc na „złamanie się” USA i zaakceptowanie Rosji jako równoprawnego partnera – co po nauczce klęski pierwszego „resetu” [próby „wykiwania” USA przez Rosję i Niemcy] – mam za płonne kalkulacje Kremla. Dla Polski równie ważne, a może i ważniejsze są Chiny. bo USA są za oceanem, a Polska i Chiny są w Eurazji. Nasza wielka strategia to obrócić się na silniejszego, który wygra. Akurat mamy dobre położenie – poza głównym ogniskiem konfrontacji hegemonalnej, także dość dobrze odsunięci na północ i osłonięci górami od ewentualnej agresji islamu przez fosę Morza Śródziemnego. I jesteśmy wystarczająco daleko i od USA [na wschodnim skraju Europy – w strefie styku Rimlandu i Heartlandu Eurazji] – ale i wystarczająco daleko od Chin – z którymi nie jesteśmy sąsiadami [czyli nie ma kosy w stosunkach]. To oznacza, że jeżeli zbudujemy siłę i ekonomię podstawową [własną i koalicyjną w regionie Wschodniej Flanki] wystarczającą do przetrwania Wielkiego Chaosu i Wielkiej Konfrontacji – to obrót na zwycięzcę będzie relatywnie łatwy do wykonania. Reszta jest kwestią odrobienia lekcji – i konsekwentnej realizacji. Dla jasności – pisząc „ekonomia podstawowa” – widzę dwa duże konieczne segmenty – dla ludności zaspokojenie podstawy piramidy Maslowa – a dla państwa – infrastruktura generująca siłę, zwłaszcza militarną. No i konieczny jest balans między tymi segmentami – bo są przecież przeciwstawne i nawzajem zabierające sobie zasoby – jedno kosztem drugiego.
(…)Hmmm…JFK naprawdę skrajnie twardo postawił się Sowietom w kryzysie kubańskim. Postawił sprawy na ostrzu noża – żaden z prezydentów nie był takim jastrzębiem, jak JFK.(…)
Pod warunkiem, że faktycznie Ruscy chcieli zamontować tam wyrzutnie… bo alternatywna wersja wydarzeń, że chcieli tylko usunąć Pershingi z Turcji. A co do reszty jego kadencji masz rację, a ja znowu się wygłupiłem… chodziło mi o Roosevelta, który na miano, które w Ameryce uchodzi za brzydkie, zasłużył New Deal’em.
(…)Ale nie o to chodzi – nieważne, czy wygra Biden czy Trump – wymogi polityki zagranicznej USA są NADRZĘDNE względem woli i “ideałów” Demokratów czy Republikanów – i to one determinują politykę rezydenta Białego Domu.(…)
Co do wymogów polityki zagranicznej zapewne masz racje, ale w poczynaniach Trumpa widać woli, (…)ideałów(…) ani żadnej innej agendy… a po tempie wymieniania Sekretarzy zanosi się na to, że era Trumpa skończy się razem z nim czy to będzie teraz czy dopiero za 5 lat.
(…)Akurat mamy dobre położenie – poza głównym ogniskiem konfrontacji hegemonalnej, także dość dobrze odsunięci na północ i osłonięci górami od ewentualnej agresji islamu przez fosę Morza Śródziemnego.(…)
Chcesz się bronić Karpatami przed armią idącą przez pustynię, Kaukaz itp.? Skończy się jak Hannibalem i Alpami, które są chyba gorszym łańcuchem do przebijania się…
Hannibal szedł na Rzym przez tereny słabo zaludnione, z których zresztą kaptował żołnierzy od Hiszpanii. A dojść do Polski od Medyteranu przez ludne, dobrze rozwinięte tereny – nie będzie łatwo. Tym bardziej, że od 2014 trend rozbrajania się Europy został zastąpiony trendem zwiększania budżetów militarnych. Co ciekawe, ostatnio republikańska Francja Macrona ma dość „samowolki” islamu we Francji – sprzecznej z jej republikańkim podejściem. Obawiam się, że po latach rozpieszczania szariatu i hodowli stref „no go” , próba jego okiełznania może się zakończyć „niespodziewanym” oporem. W każdym razie profil zbrojeń Francji pokazuje [opisywałem przy artykule o Francji], że widmo wojny domowej jest kalkulowane jako realne. Również w Niemczech widać pewne oznaki mobilizacji i ochłodzenia entuzjazmu do przybyszy z Afryki czy Azji. A także zwiększenie budżetu wojskowego. Natomiast od strony Kaukazu – tu akurat Rosja po raz pierwszy w historii – silna w swoim rdzeniowym mateczniku – będzie dla nas buforem – razem z Ukrainą. Dlatego martwiłbym się dużo bardziej o naszych dotychczasowych tradycyjnych nieprzyjaciół. Cóż – ironia losu…
Jeszcze jedno – i Polacy w kraju i Polonia w USA ciągle kierują się „wartościami” – jakby od nich zależało wsparcie USA dla Polski. Albo – że jak nie będziemy wyznawać „właściwych” wartości partii danego prezydenta – to USA wycofają pomoc. Nic bardziej mylnego. Więcej – to my poprzez Polonię możemy zrobić akcję „który kandydat da więcej Polsce – za wyborcze głosy”. Nie mówiąc o anulowaniu 447 wobec Polski – z przeprosinami.
A tak nie dawno prawie sugerowałeś, że 447 jest dla Polski korzystna… Ja w sumie chyba też uważam ją za korzystną, bo ona wygląda na jedyny sposób nacisku w sprawie załatwienia sprawy reprywatyzacji. Przeprosiny zatem należą jednak od polskiego rządu, ale nie dla rządu USA czy żydów tylko dla Polskich obywateli. Bo wartości moralne tu ponoszą potężne straty:
– niesprawidliwość rabunku własności
– wykup roszczeń za bezcen
– niesprawidlowość bandyctwa w wykonaniu czyścicieli kamienic
– a w wielu przypadkach wystawianie narodowego dziedzictwa historii i kultury na pastwę losu
@JSC – GDZIE i KIEDY sugerowałem „korzyść” 447 dla Polski? Jestem absolutnym przeciwnikiem 447 od samego początku – NIEZMIENNIE. 447 to taki bat na Polskę, który tamuje wszelkie bonusy dla Polski, wynikające z bycia jądrem Wschodniej Flanki, punktem wejścia USA do UE – oraz z bycia ZASTĘPCĄ USA i UK w kwestii zobowiązań Traktatu Budapesztańskiego 1994 wobec Ukrainy.A tak – USA mają za darmo ślepego sojusznika, na dodatek popędzanego batem 447. Likwidacja 447 wobec Polski to podstawa naszej zasadniczej zmiany statusu i pola działania względem USA. Tu nie chodzi wcale o mienie pożydowskie – to tylko pretekst do korzystnego bezkosztowego „ustawiania” Polski w ww sprawach strategicznych – bo prócz w pełni otwartej procedury sądowej dla spadkobierców – Polska JUŻ UREGULOWAŁA kwestię mienia bezspadkowego – i to właśnie z USA w latach 60-tych.
Przepraszam… sugestii tej jest Pan Wojczal… https://www.krzysztofwojczal.pl/analizy/oferta-niemiec-dla-polski/#comment-6243
(…)4) Już proszę nie straszyć tą ustawą 447 bo raport się niedawno ukazał i nic tam dla nas groźnego nie ma, a wręcz wspomina się że Polska była ofiarą w II WŚ. Sprawa wyglądała na groźną gdy się pojawiła. Dobrze, że ją nagłaśniano i być może właśnie presja społeczna spowodowała, że z dużej chmury spadł mały deszcz. Niemniej fakty to są takie że ta ustawa jest bez w tej chwili bez znaczenia. (…)
Niemniej uważam, że reprywatyzacja jest takim problemem, że dla jego rozwiązania jestem stanie zaakceptować dosłownie wszystko z tą nieszczęsną ustawą 447 na czele… która w obecnej sytuacji jest jedynym batem na przeciwników systemowych rozwiązań, czyli świadomych lub nie zwolenników trwania tego co jest, czyli tzw. dzikiej reprywatyzacji.
Dziś na YouTube na kanale TIK pojawił się krótki filmik dotyczący rozmów polsko-niemieckich na temat wspólnej inwazji na Związek Sowiecki. Autor zwoje przekonania oparł na książce „Enemy in the East” Roff-Dieter Müllera. Szczerze to śmierdzi mi to jakoś związkiem ze Studnickim. Czy może spotkał się Pan z pracami tego autora? Czy rozmowy przytaczane w filmiku miały miejsce? Jeśli tak to na jakim były etapie?
Pozdrawiam. Nie mogę doczekać się książki.
https://www.youtube.com/watch?v=1uzO0gLTEGc&t=0s
Witam,
dziękuję za linka. Obejrzałem. Książek Mullera nie znam. Jakoś mało to wiarygodnie wszystko brzmi.Nawet na mapie nie wygląda. No i przede wszystkim nasze archiwa świadczą o jednym. Zwana przez nas polityka równowagi była zapoczątkowana jeszcze przez Piłsudskiego i później konsekwentnie realizowana przez Becka. Więc jakieś rewelacje o tym, że były rozmowy niemiecko-polskie w 35′ o wspólnej wyprawie na Sowietów… Bardzo mało wiarygodne.
Propozycja wspólnej wyprawy na sowietów padła w styczniu 1939 r. I Niemcy dostali jednoznaczną odpowiedź w tym zakresie. NIe było żadnych polskich marzeń o pochodzie na Moskwie.
pozdrawiam
KW
Panie Krzysztofie – czy w Pana książce znajdzie się także miejsce dla sfery kosmicznej [kosmostrategii]? A także dla konfrontacji w szeroko rozumianej cyberprzestrzeni? Oraz dla pewnej np. potęgometrycznej oceny potencjałów [zwłaszcza kluczowych – technologicznych] graczy? Pytam nie bez kozery – bo sam [mimo bieżączki i przez to ciągłych opóźnień] piszę książkę – i nie chciałbym Pana dublować. Zaznaczam od razu, że zasięg książki byłby dłuższy w planie czasowym – do 2050, w niektórych ścieżkach nawet dalej [ca 2080]. Z zasadniczą cezurą „przed i po” 2035. Co oczywista jest ryzykowne – opiera się na założeniu, że do 2035 [a nawet wcześniej – do końca lat 20-tych] nie nastąpi rozstrzygnięcie hegemonalne. Co opieram o zasadniczy wniosek [wynikły z analizy historycznej – mojej namiętności jako analityka], że dużo trudniej zrealizować swój plan, niż „podstawić nogę” konkurentowi – co jest o niebo łatwiejsze – i co buduje przez dłuższy czas quasi-patową sytuację. A to w moim przekonaniu oznacza, że konfrontację o hegemonię globalną – mimo potężnych wstrząsów, jakie wielcy gracze będą sobie fundowali – i tak wygra „długi bieg” i żmudnie wypracowana dostateczna przewaga jednego gracza [technologiczna i ekonomiczna – czyli przekuwająca technologię w masowo zastosowane systemy dające globalną i kosmiczną przewagę] – czy raczej dające skumulowaną przewagę całego bloku jednego gracza. Oczywiście będę też rozważał alternatywę wzajemnego wyniszczenia [ale nie „game over” wg doktryny MAD z zimnej wojny – która się zdezaktualizowała przez globalną projekcję broni precyzyjnych] – co tak osłabi graczy pod każdym względem [zwłaszcza ekonomicznym i populacyjnym] – zwłaszcza tych największych – że utracą zdolność do globalnej kontroli – czyli nie będzie globalnego [i kosmicznego] hegemona – będzie świat lokalnych mocarstw i ich bloków – a wszyscy przez długi czas będą przysłowiowo skupieni przede wszystkim na „wylizywaniu ran” i na „prozaicznych” [czyli ZASADNICZYCH] problemach dnia codziennego, z naczelną palącą kwestią: „co włożyć do miski?”
„czy w Pana książce znajdzie się także miejsce dla sfery kosmicznej [kosmostrategii]? A także dla konfrontacji w szeroko rozumianej cyberprzestrzeni? Oraz dla pewnej np. potęgometrycznej oceny potencjałów [zwłaszcza kluczowych – technologicznych] graczy?”
Szczątkowo. Nie można pominąć, ale rozpisywać się specjalnie nie będę bo się aż tak dobrze nie znam.
pozdrawiam
KW
W dyskusji Leszek Sykulski non-stop popełniał kardynalny błąd logiczny: prosił o wymienienie WG STANU „aktywności” NA TERAZ różnic strategicznych. Absolutny brak rozumienia elementariów geopolityki, którą się rozgrywa w długim planie – i pomylenie dzisiejszego PRZEJŚCIOWEGO stanu w PRZYSZŁYM działaniem – i owocami geostrategicznymi. To tak jakby twierdzić, że jak II Rzeczypospolita podpisała pakty o nieagresji ca 1933 z III Rzeszą i ZSRR – to żadnych zagrożeń strategicznych w PRZYSZŁOŚCI nie ma. No i nawoływanie do dialogu Warszawy z Kremlem – jest skrajną naiwnością ze strony Pana Leszka. Do tanga trzeba dwojga – a „nowożytny” Kreml od 2006 [a prawdopodobnie od objęcia władzy przez Putina i zakończenia Jelcynowskiej Smuty] chce zmarginalizować Polskę – razem z Niemcami, a nowy etap tego demontażu – z podwyższeniem drabiny eskalacyjnej – i to na poziomie STRATEGICZNYM – nastąpił po 17 Września 2009 – gdzie w ramach „resetu” Kreml od razu [w ciągu niecałego miesiąca] urządził nam strategiczny, terrorystyczny pokaz siły w atomowych ćwiczeniach zniszczenia Warszawy ZAPAD2009. I to w sposób stały – także po zmianie wiatru i zakończeniu „resetu” 2009-2013 – podejście Kremla do Polski jest niezmienne. Kreml interesuje tylko całkowita kapitulacja i demontaż Polski – by ustanowić supermocarstwo Lizbona-Władywostok. Stoimy na drodze temu projektowi – z którego Kreml NIGDY ZA NIC nie zrezygnuje. Bo zapewnia maksymalny bonus ustanowienia [docelowo] Kremla hegemonem świata – przy bardzo niskich kosztach i bardzo niskim RELATYWNIE ryzyku. Wszystkie inne scenariusze – „Rosja jako wyspa”, sojusz Rosja-Chiny, sojusz Rosja-USA – oznaczają dla Rosji nieporównanie większe straty [bycie mięsem armatnim jednego lub drugiego supermocarstwa – lub w „najlepszym”przypadku całkowicie podporządkowana i stopniowo demontowana kolonią surowcową] – i ryzyko całkowitego upadku obecnego mocarstwa regionalnego. Owszem – powinniśmy rozmawiać z Rosja – ale na zasadzie wysuwania PARTNERSKIEJ ofert rozmów – a jeżeli Rosja będzie tylko parła do naszego demontażu i wystawiała nam tylko zwodnicze lub wprost kapitulacyjne „oferty” – to po każdym spotkaniu powinniśmy maksymalnie asertywnie ogłaszać skrajnie złą wolę Rosji, sekować ją medialnie pod każdym względem – i dalej oferować rozmowy – ale w trybie PARTNERSKIM. I głośno rozdzierać szaty, że to my mamy dobra wolę, a Rosja nie. W języku dyplomatycznym – ale maksymalnie ostro. Inaczej i Rosja i Niemcy zgodnie rozbiorą Polskę i „sprawiedliwie ukarzą nazistów i sprawców II wojny światowej” – a ten komunikat – skrajnie agresywny na planie STRATEGICZNYM – i to już od zeszłego roku – głosi Kreml. Po 300 latach niezmiennej geostrategicznej polityki Kremla wobec Polski – gdzie sumując may już nie ofertę PRL-bis – ale „ofertę „Rosja nie jest zainteresowana istnieniem Polski w żadnej postaci” – – co ważniejsze wszystkie komunikaty strategiczne w warstwie przekazu i realnych działań – potwierdzają, że ten projekt jest zwyczajnie realizowany – mowy Pana Leszka o dogadaniu się z Kremlem i o braku strategicznych sprzeczności – są zwyczajnie wypieraniem na siłę realu – i elementariów geopolityki. Z zasadą gry o sumie zerowej na czele – którą Rosja podbiła do skrajnej stawki i skrajnej determinacji przez swój projekt supermocarstwa Lizbona-Władywostok. Bez względu na ekipę u steru – Rosja nie zrezygnuje z ww projektu geostrategicznego nr 1. Chyba, że Chiny i Rosja ją zmarginalizują [co bardzo prawdopodobne – i objaśnione w wielu miejscach i przez Pana Krzysztofa i w moich komentarzach, a finalnie – dopiero jak Rosja się rozpadnie. Co też mam za nieuniknione w praktycznie każdej opcji braku ustanowienia kremlowskiego supermocarstwa. Rosja o tym wie – dlatego jest tak skrajnie zdeterminowana – i „nie odpuści” demontażu Polski. To jest „all or nothing” – i to Rosja jako silniejsza dyktuje zasady gry. A nam pozostaje postawić na asymetrycznie uszykowana pełną obronę Polski na wszystkich szczeblach drabiny eskalacyjnej [z asymetrycznym strategicznym odstraszaniem jądrowym włącznie] – absolutnie nie patrząc na to, czy to się podoba temu czy innemu graczowi. To są interesy i działania konieczne i nienegocjowalne. Inaczej zamiast REALNEGO bezpieczeństwa strategicznego – Polska dostanie tylko pustosłowne obietnice np. z Waszyngtonu. W ostatecznym rozrachunku w samej „godzinie W” liczy się tylko realna siła [każdego rodzaju] w naszym reku i siła i synergia sojuszu regionalnego – który razem z nami jedzie naprawdę z punktu widzenia geostrategii na „jednym wózku”. Oczywiście – dużo może dać podwyższenie ryzyka przez deklaracje i twarde demonstracje siły i Waszyngtonu i Pekinu wobec Rosji – ale wobec skrajnej determinacji Kremla – a ta determinacja jest właśnie skrajna – musimy liczyć na siebie. Czyli budować skuteczne suwerenne odstraszanie strategiczne – maksymalnie efektywne budowane w zupełnie nowych programach PMT ze względu na asymetrię strategiczną celów Polski i Rosji – bo my [i szerzej Wschodnia Flanka] wygrywamy, jeżeli nie przegrywamy, Rosja przegrywa – jeżeli nie wygrywa.
Wydaje mi się, że Studnicki bywa demonizowany, nazwanie go germanofilem jest pomyłką. Studnicki przede wszystkim był realistą. W „Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej” jest pełno analiz, tabelek, w których Studnicki przedstawił suche informacje dotyczące siły zbrojnej Włoch, Niemiec, Francji i Anglii, z których jasno wynikało, że żadnej pomocy od aliantów nie dostaniemy, bo oni zwyczajnie nie mają czym pomagać.
Bardzo brakowało takieg realistyczne podejścia politykom II RP i tak samo brakuje jej dzisiaj. Polska leży pomiędzy Rosją i Niemcami i nic tego nie zmieni, niektórzy bełkocą o tym, że Polska powinna być takim Izraelem Europy, otoczony wrogimi państwami, ale silny, więc da im radę. Tyle, że Izrael jest otoczony faktycznie przez wrogie państwa, ale ich potencjał przy potencjale Niemiec czy Rosji jest nikły, dlatego Izrael może ich szachować jak chce, a i tak postanowił się z nimi dogadywać (niedawno zawarte umowy z Egiptem, Arabią, Marokiem).
Studnicki wcale nie musiałby dziś być germanofilem, może by był ukrainofilem, białorusinofilem albo turkofilem. Za brak realistycznej polityki wobec Białorusi płacimy dużą cenę, bo tę politykę zamiast prowadzić nasz rząd w interesie Polski, prowadziła pani Romaszewska i TV Biełsat, który działał w interesie białoruskiej opozycji, która w ciągu przewidywalnego okienka czasowego nie ma żadnych szans na rządzenie Białorusią. Pomijam nawet kwestię, czy ta opozycja jest w ogóle przychylna Polsce.
Sami zwolennicy Studnickiego stwierdzili, że był germanofilem, choćby w tytule książki : „Germanofil”. Tak więc akurat w tej kwestii wszyscy są zgodni 🙂 Jakby Pan przeczytał coś więcej niż tą jedną broszurę to postawę doktrynerską Studnickiego łatwo by Pan dostrzegł. Bo jego postawa nie wynikała z tabelek, tylko tabelki zamieścił by poprzeć swoją doktrynę, której nie zmienił nawet w obliczu mordów w okupowanej Polsce. Także nie był ważny układ sił, bo w każdym przypadku Studnicki popierał orientację na Niemcy. Jest to oczywiste w kontekście faktu, że np. jeszcze w roku 1936 roku „tabeli’ i wszelkie dane pokazywały, że Niemcy są militarnie słabe. Jeszcze wcześniej, nie było o czym w ogóle dyskutować, bo Republika Weimarska to był jeden wielki kryzys. I proszę zgadnąć… Tak Studnicki już wtedy pisał , że trzeba z Niemcami 🙂
(…)Tyle, że Izrael jest otoczony faktycznie przez wrogie państwa, ale ich potencjał przy potencjale Niemiec czy Rosji jest nikły, dlatego Izrael może ich szachować jak chce, a i tak postanowił się z nimi dogadywać (niedawno zawarte umowy z Egiptem, Arabią, Marokiem).(…)
W ich położeniu dogadywanie się z okolicą jest koniecznością, bo jak raz przegrają to mogą się spodziewać holokaustu 2.0, a zakładanie, że będą silniejsi od krajów ościennych na zawsze to bardzo ryzykowne założenie o ile nie naiwność. Ponadto od jakiegoś czasu widać, że ichnia machina wojenna jakby się zacięła:
– latami środowiska rusofobiczne zachwycają się sprawnością izraelskiego lotnictwa, które jakoby bombarduje co i jak chce… tylko to nie chce się jakoś przekładać na wynik działań toczonych choćby w Syrii… Assad jest na dobrej drodze, aby dorżnąć arabską rewolucję, a Iran z kolei dalej rozbudowuje strefę wpływów w regionie połączenia na Morze Śródziemne via Liban
– raport komisji Winograda głosi, że wojna z Libanem z 2006 r. nie doprowadziła bynajmniej do klęski Hezbollahu
– w oczach Amerykanów podczas ostatniej batalii z Strefą Gazy Izrael przegrał z kolei wojnę informacyjną… https://www.konflikty.pl/aktualnosci/wiadomosci/straznik-murow-lekcja-usa/