Od kilku lat, na polskiej scenie polityczno-społecznej, można zaobserwować powolny wzrost popularności idei wprowadzenia monarchii w Polsce. Środowisko monarchistyczne jest stosunkowo nieliczne, jednak z pewnością zostało wydobyte z całkowitego marginesu. M.in. dzięki takim propagatorom jak Szanowny Pan redaktor Stanisław Michalkiewicz czy Szanowny Pan Prezes Janusz Korwin-Mikke. Ten drugi wielokrotnie zresztą stwierdzał publicznie, że dąży do wprowadzenia monarchii w Rzeczpospolitej.
Z tego też względu wielu monarchistów garnie się do JKM, często zapisując się do jego partii politycznych (obecnie partia „Wolność”). Robią tak z nadzieją, że partia ta będzie wstanie zrealizować marzenia o monarchii. Wprawdzie w programie tego ugrupowania politycznego nie ma oficjalnie wpisanego hasła, mówiącego o obaleniu demokracji w Polsce (zapewne z przyczyn legalno-prawnych), jednakże zapowiedzi lidera „Wolności” o wprowadzeniu monarchii można traktować zupełnie poważnie – jako postulat partyjny.
I tu pojawia się pewien problem, a raczej pułapka dla tych, którzy monarchię chcieliby wprowadzić poprzez działania partyjne w ramach systemu demokratycznego. Bo o ile partia polityczna doskonale nadaje się do agitacji oraz propagowania pewnych idei (w tym przywrócenia monarchii), o tyle zupełnie nie nadaje się do realizacji tak ambitnego postulatu. Przynajmniej w ocenie samych Wolnościowców (nie wszystkich).
Demokratyczny wybór monarchy?
Monarchiści z reguły mają tendencję do krytykowania systemu demokratycznego. Wykazują jego ułomność (przeważnie słusznie), a jednocześnie często promują dążenie do ustanowienia monarchii poprzez… Działania osadzone w ramach istniejących konstrukcji demokratycznych…
W tym właśnie miejscu wyraźny jest pewien brak konsekwencji i logiki. Monarchiści, którzy wierzą w zmianę ustroju poprzez demokratyczny wybór społeczeństwa, wcześniej czy później zderzą się z betonową ścianą weryfikującą stawiane przez nich samych tezy.
Bowiem jeśli założyć, że rzeczywiście ani społeczeństwo, ani wybrana przez nie reprezentacja, nie są w stanie (z różnych względów) podjąć w sposób demokratyczny: uczciwych, rozsądnych, mądrych, ale i niepopularnych decyzji, to społeczeństwo to (w swojej większości) nigdy nie poprze, mądrej zdaniem monarchistów, zmiany ustroju z demokratycznego na monarchię.
Jeśli natomiast założyć, że rzeczywiście, społeczeństwo i jego demokratyczna reprezentacja byłyby zdolne do podjęcia takiej decyzji, wówczas neguje to tezę o ułomności samej demokracji wynikającej z faktu, że większość wyborców nie zna się na rządzeniu państwem i nie potrafi wybrać do parlamentu dość licznej reprezentacji, która byłaby zdolna uczciwie i sprawnie kierować organizmem państwowym.
Innymi słowy, w sytuacji, gdy tezę o ułomności demokracji (a raczej o ułomności wyborców) uznać za prawdziwą, wówczas w ramach tego systemu nigdy nie może dokonać się świadoma i celowa przemiana ustrojowa (chyba, że w stronę systemu totalitarnego, co nie będzie wywołane poparciem społeczeństwa tj. jego świadomym wyborem, a raczej brakiem oporu wobec totalitarnych zapędów danej jednostki – jak to było w przypadku Hitlera).
Natomiast, jeśli ktoś zakłada, że jest możliwa zmiana ustroju na monarchię w sposób zupełnie demokratyczny, to wówczas musi się również pogodzić z myślą, że demokracja spełniłaby wtedy funkcję, której część monarchistów jej nie przypisuje.
Jest to dość frapująca konstatacja.
Tyle, jeśli chodzi o pewne teorie. W praktyce wygląda to w ten sposób, że obecnie monarchiści nie posiadają de facto żadnego narzędzia, które mogłoby im posłużyć do realizacji postulatu dotyczącego przywrócenia monarchii. Narzędziem takim z pewnością nie jest partia polityczna, ponieważ ugrupowanie to musiałoby przekonać większość społeczeństwa do swojej idei, której realizacja:
- pozbawi obywateli w pewnym zakresie praw wyborczych,
- ustanowi swoisty nadzór nad kastą polityczną, co jest postrzegane przez samych polityków jako zagrożenie (a więc będzie atakowane przez wszystkich dotychczasowych politycznych beneficjentów systemu),
- jest niepopularna, uważana za archaiczną (z powodu propagandy).
Z tych względów partia, która postulowałaby przywrócenie monarchii, nie może liczyć na zbyt duże poparcie społeczne. Zwłaszcza, że pierwszego monarchę należałoby wyłonić w sposób… Demokratyczny.
Demokratyczny wybór pierwszego monarchy byłby możliwy tylko wówczas, gdyby większość społeczeństwa popierała osobę przyszłego monarchy. Innymi słowy, przyszły król musiałby dokonać takich czynów, które przekonałyby społeczeństwo nie tylko do jego osoby, ale i do tego, by zmienić ustrój na monarchię.
I tutaj objawia się brak drugiego rodzaju narzędzia w ręku monarchistów, które mogłoby zostać użyte do przywrócenia monarchii. Brak odpowiedniego kandydata na króla.
Mało tego, nawet, jeśli taki kandydat rzeczywiście istnieje, to w warunkach panującej w Polsce demokracji, nie ma szans na wykazanie się i zdobycie władzy. Bowiem w systemie demokratycznym najłatwiej jest osiągnąć władzę m.in. poprzez populizm, kłamstwa, dobre znajomości (a więc uwikłanie się w grupy interesów), kompromisy, układy. Innymi słowy, by zdobyć władzę w sposób demokratyczny najlepiej jest wykazać się zupełnie innym zestawem cech, niż te, które społeczeństwo chciałoby widzieć u własnego monarchy (np. nieugiętość, bezkompromisowość w zasadniczych kwestiach, silny kręgosłup moralny, szczerość, uczciwość etc. etc.).
Koronę należy zdobyć. Nie wybrać.
Nadzieję na przywrócenie monarchii poprzez działanie w ramach obecnego systemu prawno-politycznego można więc uznać za mrzonki. Jeśli tak, to w jaki sposób wcielić w życie omawianą ideę?
Odnaleźć monarchę, pośród potomków rodzin szlacheckich spowinowaconych z rodami królewskimi? To z pewnością nie zyskałoby poparcia społecznego i zostałoby uznane za archaizm. Zresztą, czy sami monarchiści chcieliby króla mianowanego niejako na siłę, tylko i wyłącznie ze względu na jego geny?
Czy wobec tego najlepszym, co monarchiści mogą teraz zrobić, to czekanie, aż opatrzność doprowadzi do ciężkich dla Polski czasów, po to, by ktoś mógł wykazać się dostatecznymi cechami i czynami, które predysponowałyby go do roli króla najjaśniejszej Rzeczpospolitej?
Odnosząc się do przykładów historycznych, rzeczywiście, na monarchów byli wybierani ci, którzy już posiadali odpowiednie tytuły (książęta, królowie) lub ci, którzy wykazali się odpowiednimi czynami (np. Jan III Sobieski zagwarantował sobie koronę w bitwie pod Chocimiem). W innych przypadkach decydowała przynależność do rodu (monarchia dziedziczna).
Ponieważ dziś trudno byłoby wskazać jednoznacznie dziedzica polskiego tronu, monarchistom rzeczywiście pozostaje czekać. Bowiem nie można wprowadzić monarchii, jeśli nie ma się pomysłu na to, kto ewentualnie miałby tym monarchą zostać.
Czy monarchiści skazani są wobec tego na bezczynność, jeśli chodzi o omawiany temat?
Z pewnością nie. Należałoby jednak pozbawić się złudzeń, uzbroić w cierpliwość i zrozumieć, że ustrój monarchiczny najlepiej wypromuje człowiek, który sam będzie wstanie zostać królem.
Do tego czasu monarchiści będą w zdecydowanej mniejszości, jeśli chodzi o społeczeństwo i niewiele będą mogli z tym problemem zrobić.
Zamiast walczyć z wiatrakami i bezowocnie promować ideę, lepiej jest skupić się na samokształceniu oraz samorozwoju. I wypatrywać tego, który zdoła wyciągnąć miecz wtopiony w skałę. Bowiem będzie on potrzebował, zwłaszcza na początku swojej drogi, wsparcia mądrych, inteligentnych i lojalnych poddanych 😉
Krzysztof Wojczal
geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog
Fajny artykuł, dziękować.
Problem jest w tym, że zwolennikami systemu monarchicznego (monarchia parlamentarna np.) zazwyczaj zostają ludzie już w miarę z nabytym doswiadczeniem i wiedzą (nie chcę użyć słowa „elity”) którzy zauważają wyraźnie błędy i wypaczenia demokracji, a takich wciąż jest za mało.
Innym problemem jest przeforsowanie tego w aktualnej sytuacji geopolitycznej. obawiam się że UE by nas żywcem pożarło za likwidację demokratyzacji.
Do wprowadzenia tego systemu musiałby nastąpić rozkład przynajmniej lokalnych struktur międzynarodowych na naszym kontynencie.
Pozwolę się nie zgodzić. Aktualne monarchie w UE: Belgia, Dania, Hiszpania, Norwegia, Szwecja, Wielka Brytania (Jeszcze), księstwa w UE: Lichtenstein (częściowo, w zakresie uni gospodarczej i schengen), Luksemburg, Monako.
Są to przeważnie ustroje mieszane (monarchia parlamentarna), jednak przecież i u nas nikt nie zamierza forsować monarchii absolutnej, a właśnie tą łagodniejszą formę.
pozdrawiam
KW
Piękna idea. Od dawna twierdzę, że mamy dlugą tradycję monarchi i ten ustrój ze zmarginalizowanym prezydentem pasuje do nas jak profestor Miodek do rapowego klipu. Z zazdrością patrzyłem w jaki sposób Tajowie wypowiadają się o swoim królu, mówiąc o nim zawsze „mój król”. Nigdy „nasz”. Zapewne przed wiekami o Janie III Sobieskim ludzie w Rzyczypospolitej rowniez mowili z takaą dumą. Tradycję mamy piękną i powinniśmy do niej nawiązywać. A jeśli nie król to przynajmniej silny prezydent! Ten ustrój, szczególnie w takiej ordynacji wyborczej nie jest w stanie wykorzystać naszego potencjału jaki daje nam geografia.