Polski Ład – czyli jak z podwyżki podatków sfinansować ich obniżkę…

 

Czy Zjednoczona Prawica w dniu 15 maja 2021 roku wygrała trzecią kadencję sejmową? Niewątpliwie nowy program nazwany „Polskim Ładem” został wycelowany w bardzo szeroką grupę wyborców. Sami autorzy Polskiego Ładu mówili o 18 milionach pracujących Polaków. Trzeba przyznać, że po roku ’89 nie było takiej partii, która potrafiłaby tak dobrze odczytywać nastroje większości społeczeństwa (a przynajmniej własnych wyborców) oraz odpowiadać na nie konkretnymi propozycjami politycznymi. Co objawia się poprzez utrzymywanie wysokiego poparcia. A jeszcze jesienią 2020 roku wydawało się, że PiS zdołało odwrócić od siebie większość społeczeństwa. Przynajmniej producentów futerek zwierzęcych i kobiety.

Mimo rozmachu – jeśli chodzi o ewentualną grupę beneficjentów Polskiego Ładu – ogłoszony przez koalicję rządzącą program z miejsca wzbudził szereg kontrowersji. Głównym merytorycznym zarzutem w zakresie propozycji podatkowych (bo tylko te poddam ocenie w niniejszym artykule) jest to, że podwyższenie kwoty wolnej od podatku oraz podwyższenie progu na skali podatkowej – czyli w obu przypadkach de facto obniżenie PIT-u – będzie finansowane czyimś kosztem. I koszt ten poniosą przedsiębiorcy. Oczywistym jest, że jeśli chcemy uniknąć nagłych braków w budżecie, to gdy obniżamy wpływy z podatków na jednej płaszczyźnie, to należy zadbać o większe wpływy z innej (bo niby po co ograniczać wydatki i administrację?). Tak jest również w tym przypadku, ponieważ koalicja rządząca planuje znieść możliwość pomniejszania kwoty podatku o wartość płaconych składek zdrowotnych do ZUS. Jednocześnie składki te nie będą już określane kwotowo jako ryczałt. Ich wysokość będzie ustalana proporcjonalnie do wysokości dochodu (9%?) i mają trafiać do NFZ. W związku z tymi propozycjami natychmiast zaczęły się mnożyć protesty i zastrzeżenia, często oparte na mitach i demagogii. Warto więc krok po kroku opisać, jakie powyższy punkt programu Polskiego Ładu przyniesie konsekwencje.

Jednak w pierwszej kolejności należy odpowiedzieć sobie na pytanie, jaki był główny cel przyświecający autorom Polskiego Ładu? Obniżka podatków? Oczywiście, że nie. Choć te rzeczywiście zmaleją. Dla niektórych, bo dla innych wzrosną. Przypomnijmy, że Zjednoczona Prawica zaproponowała:

  1. podniesienie kwoty wolnej od podatku z 3091 zł do aż 30 tysięcy zł,
  2. podniesienie II progu podatkowego na skali progresywnej do kwoty 120 tys. złotych zamiast dotychczasowych 85.528 zł,
  3. zniesienie możliwości odliczenia od kwoty wyliczonego podatku składki zdrowotnej, która u pracownika wynosiła 9% (odliczenie dotyczyło tylko 7,75) a u pracodawcy 381,81 zł/mc (za ten rok) za każdą prowadzoną działalność gospodarczą,
  4. zniesienie ryczałtowej składki zdrowotnej ZUS dla przedsiębiorców (wspomniane 381,81 zł) oraz wprowadzenie proporcjonalnej składki wynoszącej prawdopodobnie 9% dochodu przeznaczone na NFZ.

Z powyższego wynika, że ubytki w budżecie państwa wynikające z obniżek podatku dochodowego z pkt 1 i 2, mają zostać częściowo zrekompensowane przez brak możliwości odliczenia od podatku składek zdrowotnych. Co obejmowało zarówno wynagrodzenie pracowników jak i dochód przedsiębiorców. Ponadto lepiej zarabiający przedsiębiorcy zapłacą 9% składkę na NFZ co będzie dla nich de facto dodatkowym 9% podatkiem.  Tak więc składki zdrowotne zostaną wyrównane do poziomu płaconego przez osoby zatrudnione na etacie, których składka zdrowotna wynosi 9%. Innymi słowy, obniżka podatków zostanie sfinansowana z podwyżki podatków (sic!). Choć trzeba przyznać, że będzie to chyba najlepiej spożytkowana podwyżka podatków w dotychczasowej historii III RP.

Czy wobec tego cały program polega jedynie na tym by przesypać pieniądze z jednej kieszeni do drugiej i na tym, że przedsiębiorcy mają częściowo sfinansować obniżki podatków dla docelowej grupy wyborczej Zjednoczonej Prawicy? Nie do końca.

Głównymi celami propozycji podatkowych Polskiego Ładu jest zwiększenie konsumpcji oraz zwiększenie dofinansowania służby zdrowia. Oba cele są dość istotne z uwagi na skutki COVID-19 oraz gospodarczego lockdownu. Mniejsze obciążenia podatkowe względem 18 milionów podatników – jak wskazał rząd – mają pobudzić konsumpcję w tej licznej grupie społeczeństwa. Konsumpcja z kolei pobudzi produkcję, ta wesprze inwestycje a to wszystko razem powinno złożyć się na wzrost PKB. Większe PKB (czyli większy obrót w gospodarce) oznaczać będzie większe wpływy do budżetu państwa z podatków konsumpcyjnych (tj. VAT czy akcyzy). Mało tego, większa konsumpcja pozwoli zarobić przedsiębiorcom. Ci z kolei przerzucą koszty zwiększonej składki zdrowotnej na konsumenta (poprzez zwiększenie cen za towary i usługi). Wpłynie to na wzrost inflacji. Wzrost cen oznaczać będzie zwiększenie wpływów z podatków konsumpcyjnych do budżetu państwa. W konsekwencji budżet będzie rósł, a dawniej zaciągnięte długi publiczne będą łatwiejsze do spłaty i mniej uciążliwe dla budżetu. Inflacja w sektorze przedsiębiorców również będzie korzystna dla tej części z nich, która posiada kredyty i pożyczki do spłacenia. Bowiem dzięki wzrostowi cen oraz pobudzonej konsumpcji – czyli większym zyskom niż te jakie osiągnęliby bez wprowadzany zmian – dotychczas zaciągnięte zobowiązania będą znacznie mniejszym obciążeniem. Jednocześnie dzięki konsumpcji oraz zwiększonej produkcji wzrośnie zapotrzebowanie na pracownika. A więc i w konsekwencji wzrosną płace. Rynek pracy przed COVID-19 był rynkiem pracownika. I wciąż w wielu sektorach tak jest. Ten trend ma być docelowo kontynuowany. Tak więc dzięki pobudzonej konsumpcji – wywołanej zwiększeniem realnego wynagrodzenia dla 18 mln pracujących Polaków –  przedsiębiorcy będą mogli zwiększyć obrót. Jednocześnie koszty ich składek – podobnie jak składek pracowników – będą przenoszone na konsumentów poprzez zwiększanie cen. Ogólna inflacja, a także wzrost dochodów/wynagrodzeń „zje” wartość długów. I tych publicznych i tych z sektora prywatnego. Czy to przedsiębiorcy czy też jego pracownika, który zaciągnął kredyt na mieszkanie. Ponieważ żyjemy w erze pieniądza fiducjarnego i większość społeczeństwa (ok. 54%) jest zadłużona – to co do zasady kontrolowana inflacja będzie dla nich korzystna. Ci, którzy nie są zadłużeni, muszą oczywiście obracać gotówką – bowiem oszczędności tracą na wartości. Dlatego należy spodziewać się dalszego wzrostu cen nieruchomości – również ze względu na inny punkt „Polskiego Ładu” dotyczącego wsparcia w zakresie zaciągania kredytów na mieszkania. To jest jednak odrębny temat i lepiej go opiszą specjaliści od rynku nieruchomości.

Oczywiście powyższy – ogólnie pozytywny – efekt ekonomiczny można by osiągnąć w dużo prostszy i mniej szkodliwy sposób niż proponuje to koalicja rządząca. Wystarczyłoby bowiem obniżyć podatek dochodowy, a podwyższyć podatek VAT co zrównoważyłoby rachunek w budżecie. Problem jednak w tym, że wówczas rządzący ponieśliby znaczne koszty polityczne. Polski Ład został przedstawiony jako wielka obniżka podatków. Nie byłoby to tak przekonywujące, gdyby rząd podniósł podatek od towarów i usług. Wobec tego zdecydowano się obniżyć podatek dochodowy dla 18 mln pracujących oraz podwyższyć go dla bogatszej części przedsiębiorców i pracowników (bowiem 9% od dochodu na składkę NFZ to wciąż jest podatek dochodowy tyle, że przeznaczany na konkretny cel). Tych jest znacznie mniej, a dodatkowo przedsiębiorcy mogą przerzucić koszt składek na konsumenta, a więc podwyższyć ceny towarów i usług. Zapewne tak się stanie, wobec czego wraz ze wzrostem wartości transakcji zwiększy się też wpływ do budżetu z VAT-u. Trzeba przyznać, że obecna koalicja rządząca potrafi kalkulować zyski i straty w rozrachunku polityczno-wizerunkowym, a także w miarę dobrze policzyć jak i skąd wziąć pieniądze na swoje pomysły – co udowodniono przy programie 500+.

Wydaje się, że przedstawiony w ramach Polskiego Ładu pomysł pobudzenia wzrostu gospodarczego może rzeczywiście odnieść pożądane skutki czyli zwiększy konsumpcję i przyśpieszy wzrost PKB. Choć należy powtórzyć – można to było zrobić inaczej. Pytanie tylko, czy po tym „inaczej” Zjednoczona Prawica miałaby szansę na zwycięstwo w kolejnych wyborach? Jest to wątpliwe. Prowadzi to do konstatacji, że jak zwykle społeczeństwo płaci koszty demokratycznego systemu ustrojowego, w którym rachuby wyborcze wręcz zmuszają polityków do wybierania opcji mniej szkodliwych politycznie i bardziej popularnych niż tych, które przyniosłyby korzystniejsze efekty. Niemniej, należy jednak pamiętać, że program taki jaki zaprezentowano (póki co, bo nie wiemy czy detale nie zmienią oblicza projektu) jest lepszy niż żaden. Kwoty wolnej od podatku nie podniósł żaden rząd – w tym te nazywające się liberalnymi – od kilkunastu lat. Podobnie jest z progami progresywnego podatku dochodowego. Niemniej nic nie jest za darmo o czym rządowi ekonomiści zdają się wiedzieć. Dlatego przedsiębiorcy będą musieli zacisnąć na początku zęby – choć docelowo powinni sobie odbić straty. Największy problem może mieć kadra menadżerska, która dotychczas korzystała z samozatrudnienia jako formy optymalizacji podatkowej. Bowiem część z menadżerów będzie musiała negocjować z szefami o to, kto poniesie koszty większych składek zdrowotnych. Czy sami menadżerowie, czy też firma obciąży tym swoich kontrahentów.

W tym miejscu – gdy już wiemy czemu miały służyć konkretne rozwiązania Polskiego Ładu – możemy przejść do opisywania konkretnych sytuacji u konkretnych grup na rynku.

Przedsiębiorcy do odstrzału?

W tym miejscu można by oczywiście podliczyć zyski i straty przedsiębiorców w zależności od wysokości osiąganych dochodów. Jednak wszystkie te obliczenia będą mało istotne w kontekście faktu, że przedsiębiorca zawsze stara się przerzucić koszty działalności na kontrahentów. W konsekwencji pod koniec dnia, za koszty prowadzenia działalności niemal zawsze płacą konsumenci.

Właściciel firmy, która wytwarza jakiś produkt lub usługę będzie mógł sobie zwyczajnie doliczyć koszty składek zdrowotnych do ceny za sprzedawany towar lub usługę. Innymi słowy przedsiębiorcy, którzy wytwarzają coś wartościowego dla gospodarki – przerzucą koszty wytwarzania danego dobra na kupującego. Może nie od razu, może stopniowo, ale jednak. Jeśli kontrahentem jest firma, to ta z kolei przerzuci te koszty dalej. Tak więc podwyżkę składek zdrowotnych dla przedsiębiorców zapłacimy – co do zasady – my wszyscy. I nie należy tego traktować jako coś negatywnego. W końcu za składki ZUS pracowników również płacą konsumenci. Bo są one zaliczane przez pracodawcę do kosztów wytworzenia towaru/usługi i mają wpływ na ich cenę.

Wyjątkiem od tej zasady może być sytuacja np. dobrze opłacanych menadżerów, którzy optymalizują swoje zobowiązania podatkowe poprzez zamianę etatu na działalność gospodarczą. Takie osoby mogą mieć problem z przekonaniem zatrudniającej ich firmy, że to nie oni powinni ponieść koszty podwyżek podatkowych tylko to firma powinna zwiększyć ceny za sprzedaż by zrekompensować straty w realnym zysku menadżera.

Niezależnie od powyższego jeszcze raz należy przypomnieć, że – co do zasady – pobudzenie konsumpcji pozytywnie wpływa na gospodarkę oraz przedsiębiorców. Ci ostatni mogą wówczas zwiększyć przychody z uwagi na zwiększenie obrotów. Innymi słowy, w celu pobudzenia konsumpcji i wzrostu gospodarczego, przedsiębiorcy (a tak naprawdę konsumenci) zapłacą koszt w postaci wyższych składek zdrowotnych, które trafią do NFZ.

Natomiast stracić mogą poszczególne sektory/branże – te które z różnych względów nie będą mogły sobie pozwolić na podwyżki cen. Tylko wówczas nie możemy już mówić o ogólnych stratach w całej gospodarce czy u wszystkich przedsiębiorców, a jedynie w wybranej grupie interesów. Co jest zupełnie innym tematem.

 

Pracownicy (jako konsumenci) stracą z powodu inflacji?

Drugim zarzutem w stosunku do proponowanych zmian jest to, że wprawdzie podniesiono kwotę wolną od podatku oraz drugi próg podatkowy, ale w wyniku podniesienia składek zdrowotnych dla przedsiębiorców  – a w konsekwencji przerzucenia kosztów na konsumenta – wzrośnie inflacja. Dokonuje się błędnego skrótu myślowego, że skoro składka ma wynosić 9% dochodu, to ogólny wzrost inflacji cen będzie na podobnym poziomie. Co oczywiście nie jest prawdą. Wskazać należy, że przeciętny Kowalski jeździ zagranicznym samochodem, goli się maszynką zagranicznej marki, pracuje na importowanym laptopie oraz telefonie. Tak więc ogólna inflacja wywołana planowanymi zmianami w podatkach będzie znacznie niższa, ponieważ wzrosną ceny tylko wybranych towarów i usług. Mało tego nie wzrosną też ceny za towary zagraniczne produkowane w Polsce. Bowiem zagraniczni inwestorzy nie wyciągają zysków z firm utworzonych w Polsce jako osoby fizyczne, które byłyby objęte składką zdrowotną. Ci już zdążyli podnieść swoje ceny z uwagi na uszczelnienie systemu podatkowego i wprowadzenie CIT-u dla spółek osobowych – chyba, że zdołali obejść wprowadzone od 1 stycznia (a w zasadzie od 1 maja) przepisy.

Jednocześnie należy pamiętać o tym, że część przedsiębiorców (głównie tych o najmniejszych zyskach, lub rozpoczynających dopiero działalność) nie straci, a może nawet zyskać podatkowo na zmianach. Tak więc nie wszystko, nie od razu i nie zawsze zdrożeje o 9%.

W chwili obecnej inflacja generowana jest przez szereg czynników, na tle których podwyższenie składki zdrowotnej dla wybranej i stosunkowo niewielkiej liczby podatników nie będzie miało tak wielkiego znaczenia. Choć oczywiście będzie miało wpływ.

Niemniej rząd szacuje, że dla 18 mln osób podatki okażą się mniejsze. Oznaczać to będzie, że pracownicy z dnia na dzień dostaną podwyżkę. Bowiem pracodawca odliczy od ich wynagrodzenia mniejszy podatek, a więc przelew na konto pracownika będzie większy o przedmiotową różnicę. W perspektywie czasowej inflacja oczywiście „zje” tą podwyżkę, jednak pracownik-konsument odczuje to dopiero później. W pierwszym momencie będzie mógł zwiększyć wydatki, co wspomoże gospodarkę w trudnym czasie po COVID-19.

Istotną kwestią jest to, że choć inflacja wynikająca pośrednio ze zwiększenia składek zdrowotnych dla przedsiębiorców zniweluje realną podwyżkę pracownika, to jednak pomoże to rozruszać biznes. Dzięki „odbiciu” w konsumpcji, a więc i w produkcji, rynek pracy – tak jak przed lockdownem – pozostanie rynkiem pracownika. A więc płace wciąż powinny rosnąć.

Tak więc w krótkiej perspektywie, pracownik dostanie podwyżkę z dnia na dzień. W średniej perspektywie zostanie ona zniwelowana przez inflację, ale koniec końców wydane pieniądze z podwyżki wspomogą pracowników na rynku pracy. Co pozwoli utrzymać tempo wzrostu wynagrodzeń i niski poziom bezrobocia.

 

Ucieczka do szarej strefy

 

W dyskusji w mediach społecznościowych pojawił się argument, że zwiększenie o 9% podatku dochodowego dla przedsiębiorców sprawi, że więcej z nich ucieknie do szarej strefy. Jest to argument nieuzasadniony. Wskazać należy, że proponowane zmiany w systemie podatkowym dotyczyć będą osób o stosunkowo wysokich – jak na polskie warunki – zarobkach. Przedsiębiorcy, którzy zarabiają mniej – zyskają lub nie stracą. Więc dodatkowych powodów do ucieczki w szarą strefę mieć nie będą. Natomiast osoba, której  dochody kształtują się w granicach 10 tys. zł/miesiąc i więcej, nie będzie ryzykować ściganiem przez organy skarbowe z powodu kilku procentowej podwyżki podatku. To są osoby, które zarabiają na tyle dużo, by cenić sobie bardziej spokój niż dodatkowy koszt w postaci tysiąca czy dwóch tysięcy m-c w skali zarobków rzędu 10-20 tys i wyższych.  Jeśli ktoś uważa, że przedsiębiorca osiągający takie dochody ucieknie w szarą strefę lub zamknie firmę – to znaczy, że sam nigdy nie prowadził działalności gospodarczej. Przedsiębiorca, któremu biznes idzie dobrze (bo osiąga tego rzędu dochody) nie będzie zamykać działalności ani ryzykować majątkiem prywatnym (zagrożonym z uwagi na ewentualne postępowania karno-skarbowe) tylko po to by oszczędzić tysiąc złotych. To nie są dla niego pieniądze warte stresu.

Przedsiębiorca nie ucieknie do szarej strefy tym bardziej, gdy zdecyduje się przerzucić koszty podwyżki składki zdrowotnej na kontrahenta (co może odbywać się nawet stopniowo, ale zdecydowana większość tak zrobi).

Jednak z pewnością będzie rozważał ucieczkę z siedzibą działalności do miejsca, gdzie podatki będą niższe.

 

Estońska optymalizacja

Największą ekonomiczną wadą proponowanych rozwiązań jest to, że mogą one nie uwzględniać faktu, że nie żyjemy w próżni. Oprócz Polski są jeszcze inne państwa, a dzięki wspólnemu rynkowi Unii Europejskiej zagraniczne miejsce prowadzenia działalności gospodarczej nie pociąga za sobą jakiś wielkich utrudnień. Podobnie jak dokonywanie transakcji wewnątrzwspólnotowych. Stawka podatku dochodowego w wysokości łącznej 28% wygląda bardzo słabo. Większość przedsiębiorców nawet nie będzie świadoma tego, że przecież te dodatkowe 9% zapłacą w końcu konsumenci. Część ludzi biznesu może z miejsca zacząć szukać furtki ucieczki z dochodem z Polski, a Ci co pozostaną będą musieli konkurować na rynku z tymi pierwszymi będąc obciążonym dodatkowym 9% podatkiem. Oczywiście wszystko zależy od tego, w jaki sposób będą sprecyzowane przepisy Polskiego Ładu. Być może ustawodawca zadba o to, by tego rodzaju ucieczka nie była możliwa lub opłacalna.

Inną podnoszoną kwestią jest ta, że wysoko wynagradzani przez firmy specjaliści – z uwagi na wyższe opodatkowanie dochodów – będą bardziej skłonni wyjeżdżać i pracować za granicą. Jest to teza chybiona, ponieważ koszt zatrudnienia takich osób jest wliczony w koszty wytworzenia produktów/usług przed daną firmę. Innymi słowy, jeśli dany pracownik będzie chciał opuścić firmę tylko z uwagi na obniżenie wynagrodzenia z uwagi na podwyżkę składki zdrowotnej – to pracodawca mu tą różnicę dopłaci. Przerzucając ten koszt na kontrahenta/konsumenta. Tak więc jeśli ktoś chce wyjechać za granicę z powodów zarobkowych – to wyjedzie i tak (z uwagi choćby na różnice kursowe walut). Jeśli ktoś będzie chciał pozostać, to będzie można z łatwością go zatrzymać.

 

Niższa konkurencyjność

Kolejnym argumentem przeciwko opisywanym zmianom jest taki, że rodzimi przedsiębiorcy opodatkowani dodatkowym 9% podatkiem przestaną być konkurencyjni na rynku. Bowiem będą musieli płacić wyższe składki zdrowotne, których nie będą płacić zagraniczni inwestorzy i producenci. Jest to niezwykle ważki argument, ale należy rozgraniczyć konkurencję na polskim i zagranicznym rynku. Na rynku polskim, od 1 stycznia 2021 roku (a realnie od 1 maja) wprowadzono zmiany w CIT (tj. w podatku doch. od osób prawnych). Dotychczas nieopodatkowane spółki osobowe zostały opodatkowane CIT-em (9 lub 19%). W konsekwencji, wraz z kolejnymi zmianami wynikającymi z Polskiego Ładu, zagraniczny inwestor będzie musiał wybrać:

  1. Albo skorzysta z mechanizmu pozwalającego oszczędzić na CIT, ale wówczas będzie musiał prawdopodobnie płacić takie same składki zdrowotne jak polski przedsiębiorca, czyli 9% od dochodu,
  2. Albo jego spółka będzie płaciła podatek dodatkowy podatek CIT – minimum 9%.

Ponadto wcześniej zmieniono regulacje dotyczące cen transferowych z podmiotami powiązanymi, co docelowo ma uszczelnić „wysysanie” zysków z polskich spółek-córek poza granice kraju przy jednoczesnej ucieczce od podatku dochodowego. Na ile to uszczelnienie będzie skuteczne w skali kraju – dopiero się o tym przekonamy. Jednak tego rodzaju procesu chyba nie da się zupełnie zatrzymać. Nie przy tak skomplikowanym systemie podatkowym.

Niemniej, w teorii zarówno zagraniczny inwestor jak i polski przedsiębiorca będą – co do zasady – opodatkowani podobnie (jeden dopłaci CIT drugi składkę na NFZ). Ponadto nic nie stoi na przeszkodzie, by polski przedsiębiorca prowadził działalność w formie spółki kapitałowej, co będzie miało dodatkową korzyść. Po pierwsze spółki kapitałowe są opodatkowane CIT-tem (przy I progu zaledwie 9%), a PIT płacony jest przez wspólników dopiero, gdy zostaje wypłacona dywidenda. Natomiast prowadzenie działalności w formie spółki kapitałowej nie będzie najprawdopodobniej wiązało się z opodatkowaniem składką zdrowotną (tak jest dotychczas). Innymi słowy, firmy chcące inwestować w rozwój będą uprzywilejowane. Należy spodziewać się, że w pewnych przypadkach przedsiębiorcy będą w jakiejś części prowadzonej działalności wracać do formy spółek z ograniczoną odpowiedzialnością – od których dotychczas uciekali z uwagi na podwójne opodatkowanie. Zresztą to się dzieje już teraz. Szkoda tylko, że nie z powodu niższych podatków tylko w celu uniknięcia wyższych. Warto w tym miejscu powtórzyć – problemem są wysokie koszty państwa (w tym programów socjalnych) i wysokie podatki. Koalicja rządząca musiałaby zrezygnować z „marchewek wyborczych”, zredukować część wydatków administracyjnych, obciąć ogólnie koszty funkcjonowania państwa i dopiero wówczas mogłaby naprawdę obniżyć podatki. Wszystkim. Wizja piękna, ale bez „marchewek” Zjednoczona Prawica nie wygrywałby wyborów, a przynajmniej nie w takim stopniu by samodzielnie rządzić.

Wracając do tematu, na rodzimym rynku – z uwagi na choćby różnicę w wysokościach wynagrodzeń oraz słabość złotówki względem euro, funta czy dolara – polski produkt nie powinien bardziej ucierpieć w konkurencji z produktami importowanymi. Polski przedsiębiorca raczej nie straci również na konkurowaniu z zagranicznym kapitałem wykorzystującym – poprzez spółki-córki – tani polski rynek pracy. Tych bogatszych przedsiębiorców stać na założenie i rozwijanie biznesu w formie spółki kapitałowej. Tak więc w zakresie konkurencyjności na polskim rynku, polscy przedsiębiorcy utrzymają dotychczasowy status względem zagranicznej konkurencji. Prawdziwą szkodę polskiemu biznesowi wyrządziły wcześniejsze programy ściągania kapitału poprzez udzielanie zagranicznym firmom preferencyjnych warunków podatkowych.

Problemem natomiast może być fakt, że polscy przedsiębiorcy chcąc utrzymać realne zyski na dotychczasowym poziomie będą musieli podnieść ceny sprzedawanych towarów lub usług. W niektórych przypadkach może się to okazać trudne z uwagi na umowy długoterminowe zawarte z kontrahentami (np. przy umowach najmu) czy też mocną branżową konkurencję, np. na rynku zagranicznym. Pamiętajmy, że polscy eksporterzy konkurują nie tylko z firmami zachodnimi – które prowadzone na zachodnich rynkach posiadają znacznie wyższe koszty pracy – ale i również muszą bić się o kontrahentów ze sprzedawcami innych państw ze Środkowej Europy. Gdzie koszty pracy są na podobnym poziomie co w Polsce. Innymi słowy, jest ryzyko, że część polskiego eksportu straci na konkurencyjności względem np. Czechów, Węgrów, Rumunów etc.  W takiej sytuacji – by utrzymać pozycję na rynku – polski przedsiębiorca będzie musiał pokryć dodatkową 9% składkę na NFZ z własnej kieszeni. Co za tym idzie, prowadzi to do następujących wniosków.

Zmiany Polskiego Ładu będą niekorzystne dla prywatnego portfela wybranej – relatywnie wąskiej – grupy przedsiębiorców, którzy:

  1. będą uzyskiwać średnie lub wysokie dochody,
  2. nie będą mogli zrekompensować strat z tytułu dodatkowego podatku podwyższeniem cen za towary/usługi.

 

Mniej inwestycji i spowolnienie rozwoju ?

Przyglądając się dyskusji w mediach społecznościowych można zaobserwować pojawianie się pewnego mitu. Przekonania, że zwiększenie podatku dochodowego zniechęci polskich przedsiębiorców do inwestycji oraz prac badawczo naukowych.     Tymczasem jest zupełnie przeciwnie. Bowiem inwestycje, rozwój firmy a także prace badawczo-naukowe stanowią koszt dla firmy. Tym samym obniżają dochód, a więc także liczony od niego podatek. Przedsiębiorcy – co do zasady – mają podejście takie, że wolą inwestować w firmę niż płacić fiskusowi większe podatki. Co za tym idzie, podatek dochodowy – ze swojej istoty – bardziej promuje postawę inwestycyjno-wydatkową firmy niż taką polegającą na budowaniu oszczędności jej właściciela. Tego rodzaju presja na zwiększanie kosztów (a więc i wydatków) nie istnieje na przykład przy podatku obrotowym – od przychodu. Tym samym im wyższy jest podatek dochodowy, tym objęci nim podatnicy są bardziej skłonni do ponoszenia dodatkowych wydatków (np. na inwestycje czy prace badawczo-rozwojowe). Co z kolei jest dodatkowym czynnikiem pobudzającym konsumpcję. Ta z kolei napędza gospodarkę, prowadzi do zwiększania obrotów, a tym samym przychodów… Co wcale nie oznacza, że im wyższy podatek od dochodu tym lepiej. Tak oczywiście nie jest. Ważne jest bowiem jak duża ma być stawka podatku dochodowego oraz o ile ma ona zostać podwyższona. Biorąc pod uwagę program Polskiego Ładu, nawet 9% podwyżka dla średnio i lepiej zarabiających jest podwyżką znaczną. Wydaje się, że zbyt drastyczna jak na jednorazową i nagłą zmianę.

 

Zmiany zniechęcające do prowadzenia biznesu?

Do tej pory skupialiśmy się na tej części biznesu, która na proponowanych zmianach może stracić. Jednak należy również podkreślić, że będą tacy, którzy zyskają. Dotyczyć to będzie głównie osób rozpoczynających swoją działalność gospodarczą lub prowadzących taką działalność, dla której pułap dochodów jest dość umiarkowany. Są to zmiany wręcz zachęcające do porzucenia etatu i rozpoczęcia własnego biznesu. Bowiem osoby, które postanowią rozpocząć własną działalność gospodarczą będą miały jeszcze łatwiej na konkurencyjnym rynku. Już teraz funkcjonują wcześniej wprowadzone ulgi w ZUS-ach (korzystna zmiana dla rozpoczynających mikro-przedsiębiorców) oraz obniżenie podatku PIT na skali z 18 na 17%. Jeśli do tego dojdzie podniesienie kwoty wolnej od podatku do 30 tys. złotych, to z pewnością będzie to ogromna zachęta – zwłaszcza dla młodych ludzi – by podjąć wyzwanie prowadzenia biznesu. Mikro-przedsiębiorcy o niższych dochodach będą bardziej konkurencyjni w stosunku do tych, którzy już ugruntowali sobie pozycję na rynku. To w zasadzie będzie ułatwiało rozpoczynającym biznes w przebiciu „szklanego sufitu” i rozwinięciu firmy. Natomiast Ci, którzy osiągnęli lub osiągną już sukces – będą musieli się nim podzielić z fiskusem w większym stopniu niż dotychczas. Co do zasady wydaje się, że jest to dość uczciwy barter. Ulżenie z podatkami wówczas gdy jest trudno (na początku) kosztem późniejszej opłaty, gdy jest już łatwiej (tj. gdy firma się rozwinie).

 

Sprawiedliwość podatkowa

Warto również na koniec poruszyć kwestię, którą rządzący lubią przedstawiać w pierwszej kolejności. Czyli tą dotyczącą wartości, w tym sprawiedliwości w opodatkowaniu. Dotychczasowy system podatkowy działa w ten sposób, że najmniej zamożna część społeczeństwa – głównie pracownicy na etacie – płaci stosunkowo najwyższe podatki (uwzględniając ZUS-y). Ponieważ w ich przypadku zarówno PIT jak i ZUS-y liczone są proporcjonalnie od wynagrodzenia. Tymczasem przedsiębiorca może płacić składki na ubezpieczenie społeczne w minimalnej kwocie (obecnie niecałe 1,5 tys. zł wraz z ubezp. chorobowym) niezależnie od osiągniętego dochodu. Również składka zdrowotna jest określona dla przedsiębiorcy jako stała kwota ok. 381 zł, jednak i tak nie ma to znaczenia, gdyż o tą kwotę pomniejsza się należny podatek do zapłaty. Faktem jest natomiast, że z uwagi na płacenie niskich składek na ubezpieczenia społeczne, przedsiębiorca nie może liczyć ani na wysoką emeryturę (czyli musi sobie sam zadbać o przyszłość) ani również na np. godne ubezpieczenie chorobowe. Dlatego w wielu przypadkach jest tak, że jeśli samozatrudniony zachoruje i nie wykona swojej pracy – to nie zarobi.

Niemniej cały system podatkowy wygląda w ten sposób, że im więcej przedsiębiorca zarabia  tym mniejsze proporcjonalnie podatki płaci (z uwagi na ryczałtowe stawki ZUS). Tymczasem osoba na etacie zawsze płaci podatki w takiej samej proporcji (chyba że przekroczy próg podatkowy), ponieważ podatki i składki ZUS-owskie są dla niej ustalone w sposób procentowy od wartości wynagrodzenia. Ponieważ piramida zarobków zawsze wygląda w ten sposób, że tych zarabiających gorzej jest najwięcej – to w przypadku gdy płacą oni proporcjonalnie wyższy podatek – to na nich budżet państwa może zarobić najbardziej. Propozycje podatkowe z Polskiego Ładu mają zmienić tę zasadę. Każdy – niezależnie od wysokości dochodu – ma płacić składki na NFZ w takich samych proporcjach. Ponadto najubożsi będą płacić mniej podatków z uwagi na podwyższoną kwotę wolną od podatku. Oczywiście, że modelowo jest to kierunek słuszny. Nie jesteśmy już krajem z lat 90-tych, w którym wszyscy byli ubodzy. Z tego powodu wymyślono wówczas taki system podatkowy, by sklecić budżet państwa w oparciu o najniższą warstwę społeczną, jeśli chodzi o dochody.

Oczywistym jest również, że przedsiębiorcy będą protestować przeciw zmianom w podatkach ponieważ trudno będzie się pogodzić z raz nadanymi przywilejami. Przywilejami, które zostały pozostały jeszcze po latach 90-tych. Czyli w czasie, gdy sektor prywatny zaczynał raczkować i należało wspierać go w możliwie największym zakresie. Efektem tego wsparcia był w pewnym momencie w zasadzie brak opodatkowania biznesu, ponieważ przedsiębiorcy wliczali sobie w koszty zakupy samochodów prywatnych czy budowę domów do mieszkania. Oczywiście przywileje te ograniczano. Dziś koalicja rządząca zapowiada kolejny krok w tym kierunku. Niemniej pomyślano o zróżnicowaniu dochodów i dla tych rozpoczynających działalność lub zarabiających mniej – nowy system będzie korzystny. Ci, którzy będą mieli dochody większe niż ok. 10 tys. brutto/miesiąc, za to zapłacą.

Dla lepiej zarabiających przedsiębiorców realna stawka podatku dochodowego wyniesie w zasadzie 28% (19% podatku liniowego PIT + 9% składki na NFZ). Co jest już proporcją sporą. Tymczasem zazwyczaj najlepiej zarabiający przedsiębiorcy zatrudniają najwięcej osób, produkują i eksportują towary oraz usługi, a więc pracują na siłę i potencjał polskiej gospodarki. Również w sferze prac badawczo-rozwojowych. Pamiętać jednocześnie należy, że niedawno wprowadzono daninę solidarnościową dla osób o dochodach większych niż 1 mln złotych rocznie. Podatek ten wynosi dodatkowe 4% od kwoty dochodu, która przewyższa 1 mln zł. Mając to wszystko na względzie, lepiej zarabiający przedsiębiorcy mogą mieć poczucie, że państwo nie wynagradza ich za wkład wnoszony do ogólnej państwowej puli. Jednak mimo wszystko, 28% stawka podatku dochodowego + minimalne składki na ubezpieczenie społeczne to niewiele w porównaniu do warunków osoby zatrudnionej na etacie.  U niej – o ile nie będzie zarabiała więcej niż 120 tys. zł – podatki dochodowe wyniosą 26% (17+9), ale składki na ubezpieczenie społeczne dodatkowe 13,71% (nie liczę części płaconej przez pracodawcę). Daje to łącznie blisko 40% podatek od wynagrodzenia na etacie. Tak więc przedsiębiorca wciąż będzie w bardziej korzystnej sytuacji, a do tego przecież może zaliczyć w koszty leasingowany samochód służbowy. Co pomniejsza ostatecznie dochód, a więc i podatek.

Tak więc problemem nie jest zmiana poprzez obniżenie podatków uboższym, a zwiększenie bogatszym. Pod względem sprawiedliwości podatkowej, proponowane zmiany wydają się być słuszne. Problemem są wysokie podatki oraz wysokie koszty utrzymania państwa – jako takie. Jak dotąd żaden rząd III RP nie obniżał kosztów utrzymania państwa a jednocześnie nie obniżał podatków z uwagi na mniejsze potrzeby budżetowe. Było wręcz odwrotnie. Struktury państwa się rozrastały i rosły również ich „potrzeby” a w konsekwencji podatki. Uczciwie przyznam, że nie spodziewałem się po pro-socjalnym rządzie by ta tendencja się zmieniła. Jednak nie spodziewałem się również, że pro-socjalne rządy będą jako pierwsze od kilkunastu lat wprowadzać tak wielką podwyżkę kwoty wolnej od podatku oraz zwiększać II próg na skali podatkowej w PIT.

 

Podsumowanie

Proponowane zmiany podatkowe w Polskim Ładzie – licząc w całości – zapewne nie zmniejszą wpływów podatkowych do budżetu państwa (a mogą nawet zwiększyć w dłuższej perspektywie). Przesuną z pewnością w jakimś stopniu proporcje partycypowania poszczególnych grup społecznych we wspólnej kasie. Niemniej i tak wszystko zostanie pokryte z inflacji, a więc docelowo z pieniędzy konsumentów. Natomiast należy przy tym pamiętać o celach głównych, a więc m.in. o potrzebie zwiększenia konsumpcji i pobudzenia PKB. 18 mln konsumentów z dodatkowymi środkami do wydania odegra tutaj większy wpływ niż kilkaset tysięcy lepiej zarabiających przedsiębiorców, którzy zaoszczędzone prywatnie środki wydaliby np. na nieruchomości.

Warto również podkreślić, że wyższe opodatkowanie dochodu będzie skłaniać przedsiębiorców do inwestowania w firmy. Niższe opodatkowanie dla mniej zarabiających biznesów zachęci ponadto kolejne osoby do zakładania firm i sprawdzenia się na konkurencyjnym rynku. Nie wiadomo natomiast jak będzie wyglądać kwestia uszczelniania systemu i czy przypadkiem fiskus nie straci na tych, którzy zdecydują się uciec przed dodatkowym podatkiem. Z pewnością będzie taka grupa przedsiębiorców, którzy nie będą mogli ani przerzucić kosztów na kontrahentów/konsumentów ani też nie będą mogli uniknąć nowego podatku. Ci będą musieli zapłacić za zmiany z własnej kieszeni. Co jednak oczywiście nie odbije się w żaden sposób na ich firmach, a wręcz może skłonić ich właścicieli do inwestowania.

Niewątpliwie skala wprowadzanej w jednym momencie podwyżki podatku dochodowej (nawet 9% dla lepiej zarabiających) może wystraszyć. Tego rodzaju zmiany powinny odbywać się stopniowo a nie gwałtownie. Skutki powinny być rozłożone na lata. Problemem jest jednak to, że od bodaj 12 lat nikt nie podwyższał kwoty wolnej od podatku, a wcześniej była zwyczajnie skandalicznie niska. Przez co ustalenie jej obecnie na przyzwoitym poziomie (jakim jest 30 tys. zł) wymaga znalezienia ogromnej ilości środków.

 

Propozycje

Pierwszą nasuwającą się myślą jest taka, by choćby część kosztów zmian podatkowych przerzucić jednak bezpośrednio na konsumenta. Czyli podwyższyć podatek VAT. Faktem jest, że przedsiębiorcy nie partycypują w systemie opieki zdrowotnej w podobnej proporcji co pracownicy. Można by więc było obniżyć propozycję składki z 9% do np. 3% w pierwszym roku (i dla pracownika i pracodawcy). Natomiast brakującą różnicę środków, które miałyby wpłynąć do budżetu uzupełnić podwyżką VAT-u.  Wówczas można by rozłożyć to wszystko na lata w taki sposób, by np. w pierwszym roku składka na NFZ wynosiła 3%, w drugim 4% a dopiero w trzecim 5% (dla wszystkich). 9% stawka wydaje się jednak z byt wysoka. Tymczasem VAT mógłby corocznie maleć. Tak, że do kolejnych wyborów osiągnąłby poziom sprzed zmian. Jest to propozycja wymyślona ad hoc i zapewne dłuższa refleksja, a przede wszystkim zapoznanie się ze szczegółowymi zapisami dotyczącymi zmian podatkowych – pomogą w znalezieniu innych rozwiązań.

Podstawowym znakiem zapytania jest to, czy nowa składka zdrowotna na NFZ będzie obejmowała nową kwotę od podatku. Ponieważ to będzie również miało duży wpływ na ostateczny rachunek podatkowej części Polskiego Ładu.

I na sam koniec słowo do klasy politycznej – a może i wyzwanie 😉

Pierwszy rząd, który wprowadziłby konkretny program cięcia wydatków budżetowych oraz kosztów administracji – np. rozłożony na 3-4 lata – z pewnością mógłby również liczyć na dodatkowe poparcie wyborców. Wymagałoby to odwagi, ale opozycja dostałaby białej gorączki, gdyby dokonał tego obecny rząd.  Wówczas, można by obniżać podatki bez potrzeby ich podwyższania w innej sferze budżetowej. To byłoby niezwykle trudne, ale gdyby się udało – zwycięstwo w kolejnych wyborach mogłoby okazać się formalnością. 😉

pozdrawiam

Jeśli materiał się podobał i uważasz że wniesiona do niego praca jest wartościowa – udostępnij tekst i pomóż go rozpowszechnić.  Z podziękowaniami 

Krzysztof Wojczal

geopolityka , polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog

 

 

Wartościowe? Pomóż rozwijać bloga
Twitter
Visit Us
Follow Me
RSS
YOUTUBE
YOUTUBE

17 komentarzy

  1. Czyli wszystkie wajchy PiS przekręcił w stronę INFLACJA+, co szybko może się zamienić w HIPERINFLACJA+. Postanowiono okraść ludzi z oszczędności żeby sfinansować długi w które wpędziły rządy kraj. Coś mi to wygląda na PRL-bis, tyle rzeczy go przypomina: znów liczy się w karierze wyłącznie legitymacja partyjna a nie kompetencje, znów media nadają (no, nie wszystkie jeszcze) propagandę rządową, znów prokuratura i sądy są sterowane przez partię, znów był za długi bal a la Gierek a teraz zaczyna rosnąć inflacja… znów prosty biedny słabo wykształcony ma być przewodnią siłą narodu, a tego trochę bardziej zaradnego trzeba oskubać by sfinansował kupowanie tych biednych.

    1. Problem w tym, że cały świat poprzestawiał wajchy w tym kierunku… A co do hiperinflacji to warto zauważyć, że to jest zjawisko takie jak run na banki, czyli nie jest ono natury ekonomicznej tylko psychiatrycznej.
      Chociaż jeśli jednak, że nie ma dymu bez ognia to radzę skierować na Ukrainę, bo coś się kroi w związku z podwyżkami cen na komunikację miejską w Kijowie, o których już tu wspominałem… https://www.transport-publiczny.pl/wiadomosci/szykuja-sie-duze-podwyzki-w-transporcie-publicznym-w-kijowie-68911.html

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *