III Wojna Światowa, czy porozumienie USA i Chin do 2026 roku? [Analiza]

               W ostatnim czasie pojawiają się kolejne sygnały na Dalekim Wschodzie, które można uznać za uderzenia w wojenne werble. W lipcu 2023 roku do prasy wyciekła informacja o tym, że chiński przywódca Xi Jinping na Centralnej Komisji Wojskowej z grudnia 2020 rozkazał armii przygotowywać się na wypadek wojny. Informacja o skrytych działaniach w tym zakresie nie musiała okazać się prawdziwa, jednak wydaje się, że taka była. Zwłaszcza w kontekście tego, że w marcu 2024 roku chiński Przewodniczący już oficjalnie wezwał siły zbrojne do przygotowania się na morskie konflikty. Tego rodzaju apel został powtórzony kilka dni temu. Co wszystko zbiega się z działaniami północnokoreańskiego dyktatora Kim Dzong Una. Ten – od czasu fiaska rozmów z Donaldem Trumpem – wznowił ćwiczenia i testy pocisków rakietowych, które budzą niepokój w Korei Południowej i Japonii.  Wydaje się, że eskalacja napięcia jeszcze przyśpieszyła w ostatnich dniach. Bowiem Kim Dzon Un najpierw kazał wysłać nad Koreę Południową balony ze śmieciami w celu zakłócenia pracy lotnisk sąsiada z południa. Następnie wydał polecenie rozstawienia jednostek artylerii wzdłuż granicy, akcentując tym samym fakt, że – położony ok. 40 km od granicy – Seul jest pewnego rodzaju zakładnikiem Korei Północnej. Na koniec północnokoreański reżim wysadził główne drogi i tory kolejowe łączące oba koreańskie państwa.

               W tym samym czasie Chińczycy przeprowadzali swoje manewry Joint Sword 2024 wokół Tajwanu kolejny raz demonstrując możliwość okrążenia i izolowania Formozy za pomocą floty i lotnictwa. Trudno nie zakładać, że działania Pjongjangu oraz Pekinu zostały ze sobą skoordynowane. I to pomimo faktu, że oficjalnie mówi się o ochłodzeniu relacji pomiędzy ww. stolicami z uwagi na zacieśnienie współpracy pomiędzy Kim Dzong Unem, a Putinem. Być może jednak nastąpiło jakieś porozumienie pomiędzy Pekinem, Pjongjangiem i Moskwą, które może zwiastować współdziałanie w zakresie wywierania presji na Stany Zjednoczone w rejonie Dalekiego Wschodu.

Rosyjski podżegacz wojenny

               W czerwcu 2024 roku Władimir Putin – po raz pierwszy od 24 lat – odwiedził Koreańską Republikę Ludowo-Demokratyczną. Wówczas to została podpisana umowa o współpracy militarnej pomiędzy Rosją a Koreą. Choć treści porozumienia nie znamy, to jej strony sugerowały, że ma ono charakter traktatu obronnego. Innymi słowy sugeruje się, że Rosja mogła zagwarantować Korei Północnej bezpieczeństwo, a nawet objęła tę drugą własnym parasolem nuklearnym. Niewątpliwie tego rodzaju wsparcie ze strony Putina pozwalałoby Kim Dzong Unowi na bardziej agresywną narrację i politykę zagraniczną. Bowiem północno-koreański dyktator mógłby liczyć na wsparcie Rosji. To, że umowa ma charakter sojuszu militarnego zdaje się potwierdzać fakt, że Korea Północna zdecydowała się wysłać około dziesięć tysięcy żołnierzy na Ukrainę w celu wsparcia Rosji (1500 żołnierzy już tam jest).  

               Należy więc zakładać, że porozumienie Rosji z Koreą Północną miało – z perspektywy Kremla – nie tylko zagwarantować dostawy amunicji z Korei Północnej, ale też chodziło o wsparcie militarne, a także zachęcenie Kim Dzong Una do zwiększenia presji na amerykańskich sojuszników w rejonie Dalekiego Wschodu. Głównie względem Korei Południowej i Japonii. Najprawdopodobniej elementem dealu są też rosyjskie dostawy surowców, żywności, a może i nawet technologii dla izolowanej na globalnym rynku handlowym Korei Północnej. Tego rodzaju pomoc wraz z gwarancjami bezpieczeństwa zachęca Kim Dzong Una do podbicia stawki w jego planach przełamania amerykańskich sankcji, a być może zmuszenia Korei Południowej do uległości względem Pjongjangu.

               Należy w tym wszystkim pamiętać, że w interesie Rosji jest wygenerowanie jak największej liczby konfliktów i miejsc zapalnych na całym świecie. Tak by wojna na Ukrainie przestała być jedynym, a może nawet priorytetowym problemem, na którym skupiają swoją uwagę Stany Zjednoczone. W tym zakresie Moskwa działa w kierunku podsycania istniejących lub wywoływania nowych kryzysów. Tak w Afryce ( gdzie Rosja wysłała Grupę Wagnera), a także na Bliskim (wspieranie Hezbollahu i Iranu) jak i na Dalekim Wschodzie.

Chiny zmieniają taktykę i stawiają na siłę?

               Z chińskiego punktu widzenia, gra na światowy chaos może być problematyczna. Z jednej strony kolejne konflikty pochłaniają uwagę USA, jednak z drugiej zagrażają chińskim interesom. Te wyraźnie cierpią po 2022 roku. Ponadto Chińczycy muszą uważać, by nie narazić się na amerykańskie sankcje nakładane na wszystkie podmioty, które wspierają pośrednio lub bezpośrednio Rosję w walce z Ukrainą. W tym kontekście duże zaangażowanie Korei Północnej nakazuje Pekinowi dystansować się od działań Pjongjangu. Przynajmniej oficjalnie. Stąd Chiny demonstrowały w ostatnim czasie chłodny stosunek do poczynań Kim Dzong Una.

Nic dziwnego, ich gospodarka zależy od dostaw ropy i gazu – w tym od amerykańskich sojuszników – a także od eksportu do Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych. Zarówno import surowców jak i eksport towarów odbywa się w dużej części drogą morską. Ewentualne sankcje gospodarcze na Chiny ograniczyłyby ich zyski ze sprzedaży produktów, a przerwanie dostaw ropy z Bliskiego Wschodu oraz LNG pozbawiłoby chińską gospodarkę niezbędnego do funkcjonowania paliwa.

               Z tych względów wojna celna pomiędzy USA a Chinami wyglądała dotychczas w taki sposób, że Amerykanie dokonywali bolesnych uderzeń, tymczasem Chińczycy odpowiadali w sposób ograniczony. Nic zresztą dziwnego. Skoro to Chińczycy generują ogromne zyski z handlu z USA i EU, a Zachód ma z Chinami potężny deficyt handlowy, to siłą rzeczy zachodnie cła będą znacznie bardziej kosztowne dla Państwa Środka niż ewentualny, symetryczny odwet.

               Jednakże pomimo walki celnej z USA, która przerodziła się również w walkę na płaszczyźnie technologicznej (vide chipy), Chińczycy wciąż mieli nadzieje na kontynuowanie współpracy gospodarczo-handlowej z Unią Europejską. Jednakże decyzja o nałożeniu ceł na chińskie samochody elektryczne z października 2024 roku nakazuje sądzić, że także Europejczycy zamierzają bronić się przed chińską ekspansją. Ta ostatnia prowadzona jest poprzez wykorzystywanie zglobalizowanego rynku do podbijania kolejnych sektorów gospodarczych dzięki dotowaniu przez chiński rząd własnych firm produkcyjnych. Dzięki temu firmy te mogą sprzedawać towary po zaniżonych cenach, eliminując zachodnią konkurencję. Unia Europejska wreszcie zareagowała na zagrożenie, a na celowniku znalazły się także dostawy chińskich wiatraków i paneli fotowoltaicznych.  Tak więc nie jest wykluczone, że to dopiero początek ceł nakładanych przez UE na chińskie towary.

               Warto też pamiętać o tym, że bilans wartości zagranicznych inwestycji w Państwie Środka od dwóch lat spada (tj. od lutego 2022r.). Jeszcze w 2021 wyniósł prawie 350 mld dolarów, gdy tymczasem rok 2023 roku zamknął się wynikiem zaledwie 33 mld usd. Dla porównania zagraniczne inwestycje bezpośrednie w Polsce osiągnęły wówczas dodatni bilans o wartości blisko 29 mld usd.  Jak gdyby było tego mało, Chińczycy nie poradzili sobie jeszcze z kryzysem na rynku nieruchomości. Tak więc nawarstwiające się problemy wewnętrzne w Państwie Środka potęgują jego wrażliwość na czynniki zewnętrzne. Brak dopływu odpowiedniej ilości kapitału z zewnątrz może wpędzić Chiny w spiralę gospodarczego kryzysu.

               Tymczasem deficyt handlowy Unii Europejskiej w handlu z Chinami w latach 2022-2023 zmniejszył się o 106 miliardów dolarów. Fakt, że rok 2022 zakończył się rekordowym deficytem na poziomie 397 mld usd, to jednak spadek chińskich zysków o 27% rok później z pewnością był bardzo odczuwalny. Tendencja utrzymywała się co najmniej do połowy 2024, w którym to chiński import z UE wzrastał, a eksport do Wspólnoty malał w relacji do 2023 roku.

               Chiny – w odróżnieniu od Rosji – są jednym z najbardziej uzależnionych od czynników zewnętrznych państw na świecie. Tymczasem problemy wewnętrzne i zewnętrzna presja mogą zdemolować chińskie sny o transformacji społeczno-ekonomicznej. Przyjmując postawę relatywnie stonowaną i defensywną – jak dotychczas – Chińczycy ryzykują tym, że Zachód będzie kontynuował przykręcanie kurka z kapitałem. Co spotęguje tylko konsekwencje problemów wewnętrznych w Chinach. Z tego powodu chińskie władze mogły już powziąć decyzję o tym, że z agresywnej ekspansji gospodarczo-handlowej należy przejść na płaszczyznę ofensywy politycznej. Przy użyciu instrumentów siły.

               Prowokacje względem Tajwanu obserwujemy od kilku lat (naruszanie przestrzeni powietrznej). Także chińskie ćwiczenia wojskowe regularnie odbywają się blisko Formozy i realizują dość sugestywne scenariusze. Chińczycy dekadę temu rozpoczęli usypywanie sztucznych wysp na Morzu Południowochińskim. Tak więc agresywna polityka nie jest w wykonaniu Pekinu żadną nowością. Jednakże o ile wcześniej było to wszystko pewnego rodzaju testowaniem Stanów Zjednoczonych i Zachodu, o tyle wydaje się, że teraz Chiny chcą zademonstrować gotowość do podjęcia bezpośredniej konfrontacji. Mimo, że wiele wskazuje na to, że ich siły zbrojne do takiej konfrontacji mogą nie być raczej przygotowane. Niemniej może chodzić o wywarcie odpowiedniego wrażenia.

               Czas jest nieprzypadkowy bowiem w obliczu problemów wewnętrznych reżim z Pekinu wolałby odwrócić społeczną uwagę na zagrożenia zewnętrzne. Jednocześnie polityka słabych reakcji na kolejne cła nakładane przez Zachód nie przynosi efektów. Przeciwnie, proces się rozwija. Wobec tego wszystkiego zmiana podejścia może wydawać się władzom z Pekinu jedyną opcją dającą nadzieję na przyparcie Zachodu – zwłaszcza Stanów Zjednoczonych – do muru. I wynegocjowania takich warunków, które zagwarantują Chinom – przynajmniej na jakiś czas – dalszy dostęp do zachodnich rynków. Ponadto odzyskanie kontroli nad Tajwanem dawałoby Pekinowi przewagę na rynku produkcji chipów, co z kolei umożliwiałoby szachowanie Zachodu i być może zmuszenie go do zniesienia ceł na chińskie produkty.

               Moment na tego rodzaju odważne działania również wydaje się odpowiedni. Na Ukrainie trwa wojna. Pomoc zachodu dla Ukrainy słabnie, bowiem wyczerpują się zasoby, a jednocześnie coraz trudniej wygospodarować na ten cel odpowiednie finanse. Na Bliskim Wschodzie wydarzenia także przyśpieszyły. Co wymusza na Stanach Zjednoczonych podzielność uwagi, a także inne gospodarowanie zasobami. Tak dostawami sprzętu i amunicji dla stron walczących, jak i angażowaniem własnych sił militarnych w stabilizację regionów (vide wojska na wschodniej flance NATO i rozmieszczenie części floty w pobliżu Izraela).

               Jednocześnie zbliżają się wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Ustępujący prezydent nie jest w najlepszej formie. Do tego musi wspierać wiceprezydent w kampanii prezydenckiej. Społeczeństwo i amerykańskie elity polityczne skupione są na polityce wewnętrznej. Ktokolwiek nie wygra wyborów, otrzyma władzę dopiero od stycznia 2025. Do tego czasu rządzić będzie jeszcze dotychczasowy prezydent. Ten zazwyczaj stara się nie podejmować ważkich decyzji i odkłada je dla następcy. Tego rodzaju sytuacja może być postrzegana przez państwa trzecie jako pewnego rodzaju luka, którą można wykorzystać do bardziej stanowczych działań, które w zwyczajnym czasie spotkałyby się z natychmiastową reakcją USA.

               Wszystkie te okoliczności sprawiają, że władze z Pekinu rzeczywiście mogą zacząć działać w znacznie bardziej ostry i zdecydowany sposób. Pomimo faktu, że wrażliwość energetyczna i kapitałowa Chin wciąż jest spora. Proces transformacji energetycznej – mimo imponujących postępów w zakresie rozwoju OZE – jest jeszcze daleki od zakończenia. Budowa wewnętrznego rynku zbytu, który mógłby wypełnić lukę po odbiorcach zewnętrznych także. Na koniec 2023 roku chińskie PKB przypadające na jednego mieszkańca – przy uwzględnieniu parytetu siły nabywczej pieniądza – wyniosło nieco ponad 22 tys. dolarów. W Polsce było to dwukrotnie więcej… Przeciętne roczne polskie wynagrodzenie jest o 1/3 większe niż chińskie. Tymczasem Polacy nie należą przecież do najlepiej zarabiających nie tylko na świecie, ale i w samej tylko Europie.

               Jednakże perspektywa wykorzystania słabszej dyspozycji USA na arenie międzynarodowej, a także nowej sytuacji geopolitycznej (otworzenie frontu na Bliskim Wschodzie) może okazać się dla Chińczyków nazbyt kusząca. Skłaniając do podjęcia politycznej gry na wysokim ryzyku w celu odniesienia politycznych i gospodarczych korzyści. Groźba wznowienia wojny na Dalekim Wschodzie – np. na Półwyspie Koreańskim – może wydawać się dobrym narzędziem do zmuszenia Amerykanów do wycofania się z antychińskiej polityki. Chińczycy mogą zechcieć siłą – poprzez wywieranie presji na Tajwan, a także północnokoreańską groźbę ataku na Seul – przekonywać Amerykanów  do tego, że ci nie są zdolni do radzenia sobie na raz ze wszystkimi zaistniałymi problemami. Wobec czego powinni komuś odpuścić. Najlepiej Chinom. Te są bowiem największym i teoretycznie najtrudniejszym przeciwnikiem, który mógłby doprowadzić do upadku amerykańskiej hegemonii. Przynajmniej tego rodzaju narracja może być przez Pekin mocno akcentowana.

               Pokusa prowadzenia opisanej polityki wiąże się wprawdzie z ryzykiem nasilenia ceł na chińskie produkty – a może i nałożenia sankcji – jednakże w przypadku sukcesu może obrodzić w konkretne korzyści. I przedłużyć Chińczykom okres, w którym mogliby dokończyć planowaną transformację. Wówczas Chiny – po zwiększeniu niezależności od Zachodu – mogłyby zacząć dyktować warunki co najmniej w rejonie Dalekiego Wschodu.

               Jednocześnie władze z Pekinu wcale nie muszą ryzykować własną skórą. Chiny mogą próbować uniknąć negatywnych dla siebie konsekwencji poprzez działanie poprzez pośrednika. Na takiego idealnie nadaje się Kim Dzong Un. Zwłaszcza teraz, gdy ma poparcie Rosji. Tak więc Chiny mogą wspierać agresywną politykę Korei Północnej licząc na to, że konsekwencje tego spadną ewentualnie na samego Kim Dzong Una, a winą za narastające napięcie możną będzie obarczyć również Władimira Putina. Jest to idealny układ dla Chin, w którym koszty działań przeciwko USA i ich sojusznikom mogą spaść na Koreę Północną i Rosję, gdy tymczasem zyski z tego płynące muszą trafić do Chin. Ponieważ bez rozmów i ugody z Chińską Republiką Ludową nie da się rozwiązać kwestii bezpieczeństwa na Półwyspie Koreańskim.

Nasz Kim

               Dowodem na tę tezę są wcześniejsze – nieudane – próby Donalda Trumpa zmierzające do zbliżenia relacji pomiędzy USA i Koreą Północną, których celem było przeciągnięcie Kim Dzong Una na amerykańską stronę. Trump – po użyciu Kija w postaci potężnych manewrów wojskowych z przełomu 2017/2018 – chciał skusić północnokoreańskiego dyktatora wizją Korei Północnej rozwijającej się tak, jak jej południowy sąsiad. Dzięki Stanom Zjednoczonym. Tego rodzaju manewr nie mógł się jednak powieźć, bo rozmowy na linii Waszyngton-Pjongjang były prowadzone w oderwaniu od woli i udziału Pekinu. Tymczasem to Chińczycy gwarantowali Korei Północnej bezpieczeństwo i w razie problemów byliby gotowi – tak jak to było w przeszłości – użyć siły militarnej do jej obrony.

               Tak samo jak Donald Trump nie był w stanie dowieźć dwustronnego dealu z Kim Dzong Unem w latach 2018-2019, tak teraz administracja z Waszyngtonu nie będzie zdolna do bilateralnego porozumienia z Koreą Północną. Nie w sytuacji, gdy nie tylko Chiny stoją za plecami Kima, ale i także zajął tam miejsce rosyjski niedźwiedź. Z tegoż względu, ewentualne rokowania w sprawie sytuacji na Półwyspie Koreańskim muszą być prowadzone przynajmniej przy obecności jednego wschodniego mocarstwa. Przy czym – jak już wcześniej wspomniano – Rosjanie woleliby wywołać kolejną wojnę niż zawierać jakieś porozumienia na Dalekim Wschodzie. Z tych powodów, bez zgody, udziału i gwarancji Chin co do wykonania ewentualnego porozumienia nie ma co myśleć o pokojowym rozwiązaniu kwestii Korei Północnej. Chińczycy mogą mieć świadomość swojej roli w powyższej układance. Roli, która mogłaby im pozwolić wynegocjować korzystne dla siebie warunki w zamian za definitywne i trwałe ujarzmienie Kim Dzon Una i jego groźnej dla Korei Południowej, Japonii oraz USA polityki.

               Zanim jednak będzie mogło dojść do rozmów o oczekiwanym przez Chińczyków wagomiarze,  w pierwszej kolejności Amerykanie muszą zostać zmuszeni do podjęcia rokowań. Cel ten można osiągnąć właśnie poprzez uruchomienie „szalonego” Kima, którego groźby użycia broni konwencjonalnej, a także jądrowej, nie mogłyby zostać zignorowane. O ile od kilku lat północnokoreański dyktator ponownie wrócił do polityki demonstrowania siły, o tyle w ostatnich tygodniach i dniach wyraźnie wzmocnił poziom sygnalizacji strategicznej. Rozstawienie jednostek artyleryjskich w zasięgu Seulu i rozpoczęcie konkretnych działań przygotowawczych na granicy z Koreą Południową jest – i zapewne ma być – bardzo sugestywne. I nie może pozostać bez reakcji Seulu. Władze z Korei Południowej już teraz sugerują, że mogłyby dokonać symetrycznych działań w postaci wysłania wojsk południowokoreańskich, które wsparłyby Ukrainę. Jednocześnie prezydent Yoon Suk Yeol zagroził, że w przypadku próby ataku jądrowego na jego kraj, zniszczy reżim Kim Dzong Una. Chyba nikt nie powinien mieć wątpliwości, że tego rodzaju narracyjna odpowiedź zostanie wykorzystana przez Koreę Północną do dalszej eskalacji napięcia. Tego rodzaju procesu nie wywołuje się bez celu. Tego możemy się tylko domyślać. Może chodzić jedynie o uderzenie kijem w amerykańskie gniazdo szerszeni – jak to bywało wiele razy – by sprawdzić reakcję. Może jednak być czymś więcej. Elementem szerszej układanki, w której zarówno Rosja jak i Chiny liczą na osiągnięcie innych efektów przy użyciu tego samego narzędzia (Kim Dzong Una).

               Z uwagi na zaistniałe okoliczności – sytuację polityczną i militarną na Ukrainie, a także pętlę gospodarczą zaciskającą się wokół chińskiej szyi – można wnioskować, że tym razem wschodnie autorytaryzmy zamierzają osiągnąć konkretne rezultaty.  

Amerykanie i wojna prewencyjna

Z perspektywy USA poddanie się szantażowi Kim Dzong Una w zasadzie nie jest opcją akceptowalną. Tak w kontekście polityki wewnętrznej – ponieważ byłoby to samobójstwem politycznym – jak i z uwagi na strategiczne interesy Stanów Zjednoczonych (utrzymanie sojuszy z Koreą Południową i Japonią). Tak więc presja Kim Dzong Una na Seul będzie musiała spotkać się z bardzo stanowczą reakcją USA. Tak jak to bywało już w przeszłości. W tym celu Amerykanie będą musieli zmobilizować i skoncentrować w rejonie Półwyspu Koreańskiego swoje zasoby militarne. Bowiem innego rodzaju presja nie zadziała na Kim Dzong Una (większymi sankcjami się już go obłożyć nie da).

Z kolei chińskie naciski na Tajwan będzie można łagodzić lub neutralizować groźbami nałożenia odwetowych sankcji gospodarczo-handlowych. Z tego powodu Amerykanie wcale nie będą musieli szykować sił militarnych zarówno przeciwko Korei Północnej jak i w obronie Tajwanu. USA raczej skupią się na próbie spacyfikowania Kim Dzong Una.  Strasząc go atakiem prewencyjnym. Dlaczego Waszyngton nie ograniczy się do demonstracji gotowości do obrony Korei Południowej, tylko może być skłonny do bardziej ofensywnej postawy? Bowiem ewentualne działania defensywne nie byłyby w stanie obronić sojusznika.

Przypomnijmy, że Seul znajduje się nie tylko w zasięgu artylerii rakietowej, ale i nawet artylerii lufowej Korei Północnej. Tak więc Kim Dzong Un ma możliwość grożenia sąsiadom z półwyspu tak uderzeniem jądrowym – zwłaszcza, że Korea Południowa nie posiada broni masowego rażenia – jak i atakiem konwencjonalnym. Przy czym Kim Dzong Un wcale nie musi przygotowywać się do inwazji lądowej, która byłaby niezwykle trudna. Scenariusz zasypania południowokoreańskiej stolicy gradem pocisków artyleryjskich i rakietowych jest wystarczająco przerażający dla ewentualnej ofiary. W takim scenariuszu siły Korei Północnej w zasadzie mogłyby przyjąć postawę obronną i ograniczyć się do równania z ziemią Seulu i okolicznych, gęsto zaludnionych miast Korei Południowej. Jest to idealna sytuacja do szantażowania południowego sąsiada.

Przy tego rodzaju scenariuszu wojennym Amerykanie mają tylko dwie opcje zareagowania. Albo uderzą na Koreę Północną w odpowiedzi na atak na Seul – co byłoby dopuszczeniem możliwości zniszczenia tego miasta – albo też USA dokonałoby uderzenia prewencyjnego. Starając się zniszczyć jak najwięcej systemów wroga, w celu zminimalizowania strat po stronie południowokoreańskiej w czasie przyjmowania ataku wymierzonego przez Północ. W tym wszystkim warto zwrócić uwagę na słowa południowokoreańskiego prezydenta, który nie groził zniszczeniem reżimu Kim Dzong Una w odpowiedzi na atak. Groźba dotyczyła podjęcia samej próby dokonania takiego uderzenia… Tak więc także władze z Seulu zdają sobie sprawę z trudnej sytuacji i sugerują, że są gotowe podjąć działania prewencyjne.

               Pamiętajmy też o tym, że po poprzednich demonstracjach amerykańskiej siły w rejonie Półwyspu Koreańskiego zagrożenie ze strony Kim Dzong Una wcale nie ustało. Nie doszło do żadnych trwałych uzgodnień. Nie pomogły w tym również negocjacje prowadzone przez Donalda Trumpa. Innymi słowy, jeśli Amerykanie ponownie zgromadzą duże siły militarne w regionie i ich nie wykorzystają do ustanowienia jakiegoś nowego ładu, to nie osiągną żadnych celów. Zagrożenie dla regionalnych sojuszników USA pozostanie lub będzie nawet rosnąć. W sytuacji, gdy wojna na Ukrainie może w 2025 roku wejść w decydującą fazę.

               Na szczęście dla Amerykanów wyzwania na Dalekim Wschodzie wymagają używania jako straszaka głównie US Navy. Tymczasem wojna na Ukrainie toczy się głównie w domenie lądowej. Tak więc nie jest tak, że Stany Zjednoczone nie są w stanie jednocześnie demonstrować obecności na tzw. Wschodniej Flance NATO i dokonywać projekcji siły na Dalekim Wschodzie. Jest przeciwnie, ponieważ oba teatry działań wymagają używania innego rodzaju sił i środków. Tak więc USA mogą więc obsługiwać swoje interesy w obu tych miejscach. Przy jednoczesnym kontrolowaniu sytuacji na Bliskim Wschodzie, gdzie Izrael posiada spory potencjał własny w zakresie obrony przez atakami z zewnątrz. Ponadto należy pamiętać o tym, że do działań wspierania obrony przeciwrakietowej Izraela Amerykanie nie muszą angażować lotniskowców i całych grup bojowych. Wystarczą niewielkie – jak na możliwości US Navy – zasoby w postaci kilku okrętów oraz komponent sił powietrznych, który mógłby skorzystać choćby z brytyjskiej bazy lotniczej Akrotiri zlokalizowanej na Cyprze, lotnisk w sojuszniczych państwach Bliskiego Wschodu lub ostatecznie z pokładów okrętów desantowych typu Wasp. Stany Zjednoczone zdecydowały się już wzmocnić Izrael własną baterią systemu antybalistycznego THAAD.  

               Nie więc prawdą, że amerykańskie siły można w łatwy sposób rozciągnąć.  Stany Zjednoczone wciąż posiadają dostateczny potencjał by móc go skoncentrować w dwóch lub trzech miejscach na świecie i wywierać odpowiednią presję. Zwłaszcza, jeśli podmiotem nacisku miałyby Korea Północna czy Iran, a nie Chiny.

               US Navy dysponuje jedenastoma superlotniskowcami, z których co najmniej pięć jest eskortowana przez specjalne okrętowe grupy bojowe i  znajduje się w gotowości bojowej. Więc nawet przy założeniu ponownego podesłania trzech lotniskowców w pobliże Japonii i Korei Południowej, amerykańska flota wciąż będzie mogła demonstrować obecność w rejonie Zatoki Perskiej, a także Europy. Zwłaszcza przy wsparciu mniejszych okrętów desantowych typu Wasp, mogących również pełnić rolę lekkich lotniskowców.

               Niemniej należy również pamiętać o tym, że koncentracja jest zwyczajnie kosztowna. Wiąże siły w konkretnym rejonie, przez co zawęża pole manewru. Koncentrowanie się tylko i wyłącznie na działaniach defensywnych, bez prób rozwiązania konkretnych dylematów bezpieczeństwa, nie jest najlepszą strategią w długim terminie. Znacznie bardziej pragmatycznym podejściem jest rozwiązywanie problemów jednego po drugim. Systematyczne – a najlepiej prewencyjne –  gaszenie ognisk zapalnych tak, by nie wybuchł jeden wielki pożar.

 Z punktu widzenia USA Iran nie stanowi – jeszcze – nieakceptowalnego zagrożenia (brak broni jądrowej i możliwości uderzenia w terytorium USA). Z kolei wywieranie presji militarnej bezpośrednio na Rosję lub Chiny – przy braku rozwiązania wielu mniejszych problemów – byłoby pomysłem wielce ryzykownym. Tymczasem kwestia Korei Północnej dojrzała do tego, że nie można ignorować Kim Dzong Una, który dysponuje arsenałem jądrowym. Co więcej, reżim twierdzi, że jest w stanie sięgnąć amerykańskiego terytorium. Nie musi być to prawdą, zwłaszcza w kontekście posiadania przez USA obrony przeciwrakietowej na Alasce. Niemniej wydaje się, że to może być ostatni moment na zneutralizowanie północnokoreańskiego zagrożenia, nim urośnie ono do rozmiarów uniemożliwiających jakiekolwiek działania.  Ponieważ dalsze ignorowanie problemu może doprowadzić do fatalnych skutków. Okno czasowe na jego rozwiązanie wyraźnie się zawęża.



         Z tych wszystkich powodów jest wysoce prawdopodobnym, że niebawem amerykańskie szerszenie nie wylecą tylko i wyłącznie w celu przegonienia intruza od gniazda, tylko zrobią to z zamiarem eliminacji zagrożenia. Wydaje się, że ten moment jest bardzo bliski, a więc w następnych miesiącach lub najbliższych dwóch latach zacznie realizować się scenariusz, który opisałem na blogu jeszcze w latach 2018-2019.

III Wojna Światowa?

               W powyższej układance pomiędzy Rosją, Chinami, a Stanami Zjednoczonymi – w której Kim Dzon Un stanowi narzędzie, a Półwysep Koreański planszę do gry – mamy więc potencjalnie bardzo rozwojową sytuację, w której:

  1. Rosjanie dążą do wywołania wojny na Dalekim Wschodzie, przy udziale Chin, obu Korei i USA,
  2. Kim Dzong Un chce postawić pod ścianą Seul i Waszyngton zamierzając wziąć w jasyr Seul i negocjować wysokie warunku okupu,
  3. Chińczycy zamierzają wykorzystać wewnętrzną słabość USA i międzynarodowe okoliczności w celu odzyskania Tajwanu i zagwarantowania sobie spokoju i dostępu do zachodnich rynków do momentu, w którym nie poczują się dostatecznie silne,
  4. Amerykanie są zmuszeni zneutralizować/wyeliminować zagrożenie ze strony Korei Północnej.

Tego rodzaju splątanie interesów niewątpliwie jest arcyniebezpieczne w kontekście możliwości wybuchu wojny, nawet o światowym zasięgu i charakterze. Także wojny nuklearnej, zwróciwszy uwagę na posiadanie broni jądrowej przez Kim Dzong Una oraz możliwe dążenie USA do obalenia jego reżimu. Co mogłoby stanowić dla Pjongjangu podstawę do użycia BMR. Z tych powodów należy się spodziewać w najbliższych tygodniach i miesiącach wielu niepokojących – i generujących spore zainteresowanie i dużą liczbę wyświetleń – nagłówków o tym, że zbliża się III Wojna Światowa. Podgrzewanie atmosfery będzie bowiem zarówno w interesie Chin, Rosji jak i USA, a także mediów, komentatorów i dziennikarzy. Mocarstwa będą starały się przekonać adwersarzy, że to one posiadają silniejsze karty militarne i to ich warunki powinny być na wierzchu. Z kolei prasa i nastawieni na zyski komentatorzy będą chcieli zmonetyzować strach, dodatkowo go podniecając.

               Tymczasem wskazać jednak należy, że istnieją również bardzo ważkie argumenty za tym, że ostatecznie – mimo demonstracji wszystkich stron do gotowości prowadzenia konfliktu – do żadnej wojny nie dojdzie. Poświęciłem temu zagadnieniu cały podrozdział w książce z 2021 roku pt. „Trzecia Dekada. Świat dziś i za 10 lat”, w której został również rozpisany wyżej opisywany scenariusz eskalacji na Półwyspie Koreańskim. Tam też opisałem kształt możliwego porozumienia pomiędzy Chinami a Stanami Zjednoczonymi, po którym to Rosja zostałaby osamotniona.

               Argumenty za tym, że do żadnej gorącej wojny na Dalekim Wschodzie dojść nie powinno wyglądają w skrócie następująco:

  1. Wojna oznaczałaby natychmiastowy krach gospodarczy w Chinach z uwagi na brak surowców energetycznych oraz odcięcie od zachodniego kapitału pozyskiwanego z eksportu. Chińczycy mogliby wojnę prowadzić – przy oszczędzaniu zasobów – jednak każdy dzień wojny uniemożliwiałby im realizowanie długofalowej strategii, która ma na celu zniwelowanie skutków problemów demograficznych Chin, wciągnięcia społeczeństwa na wyższy poziom zamożności i odniesienia zwycięstwa technologicznego. Z Wojny Chiny wyszłyby bardzo osłabione i to nawet nie względem USA – którego terytorium prawdopodobnie pozostałoby bezpieczne – ale także w kontekście rywalizacji z Indiami, Rosją czy nawet Japonią. Wejście do wojny z najpotężniejszym przeciwnikiem to strategiczna porażka.
  2. Wojna z Chinami to scenariusz światowego pożaru nie do ugaszenia i byłaby dla USA nie do wygrania w kontekście pokonania przeciwnika. Choć neutralizacja Korei Północnej, a także obrona Tajwanu byłyby możliwe. Korea Południowa z pewnością nie wyszłaby z konfliktu bez szwanku. Niemniej pojawiłyby się problemy z zerwaniem łańcuchów dostaw, a gospodarka USA – ani tym bardziej UE – nie są jeszcze na to gotowe. Konflikt z Chinami byłby bardzo kosztowny, a być może i długotrwały. Otwierałby opcje dla Rosji, uniemożliwiał opanowywanie sytuacji na Bliskim Wschodzie.
  3. Wojna dla Korei Południowej to możliwe samobójstwo, choć z drugiej strony nie wyeliminowanie zagrożenia tylko odwleka klęskę.
  4. Także Japonia mogłaby ucierpieć w konflikcie, nie pisząc już o Tajwanie.

Tak więc konflikt byłby katastrofą dla wszystkich walczących stron, a do tego mógłby wywołać reakcję łańcuchową w postaci wybuchu kolejnych lokalnych wojen w Europie, Kaukazie, na Bliskim Wschodzie, w Afryce czy na Subkontynencie Indyjskim. Zadowoleni z takiego przebiegu wypadków byliby tylko Rosjanie, którzy już teraz walczą, są odizolowani gospodarczo i politycznie, przez co wykrwawiają się w sytuacji, gdy wszyscy naokoło rosną w relacji do nich w siłę.

               Z tych wszystkich powodów uważam, że do żadnej wojny chińsko-amerykańskiej nie dojdzie w najbliższych latach. Zwłaszcza, że istnieje takie rozwiązanie, które prowadzi do akceptowalnego przez wszystkich porozumienia.

Nixon po raz drugi

               W „Trzeciej Dekadzie” starałem się odtworzyć priorytety każdej ze stron i ustalić na czym im zależy, a wobec tego jak mógłby wyglądać ewentualny deal zawarty pomiędzy Pekinem a Waszyngtonem. Poniżej w skrócie punktuję główne założenia.

Priorytety USA:

  1. Neutralizacja zagrożenia militarnego ze strony Korei Północnej i Chin (cel krótkoterminowy).
  2. Neutralizacja militarnego zagrożenia rosyjskiego w Europie (cel krótkoterminowy).
  3. Obrona sojuszników (Korea Płd, Japonia), a także utrzymanie NATO (cele krótko-średnioterminowe).
  4. Zwycięstwo w rywalizacji z Chinami i utrzymanie hegemonii (cel strategiczny, długofalowy).

Priorytety Chin:

  1. Kupienie sobie czasu, utrzymanie dostępu do zachodniego kapitału (cel krótko-średnioterminowy).
  2. Odzyskanie Tajwaniu i wypchnięcie Amerykanów z Korei Południowej (cel średnio-długo terminowy).
  3. Zbudowanie większej niezależności od Zachodu, transformacja społeczno-energetyczno-gospodarcza, utrzymanie uzależnienia Zachodu od chińskiej produkcji. Zwycięstwo w wyścigu technologicznym. Stworzenie silnego bieguna geopolitycznego dominującego co najmniej w regionie (cel strategiczny, długoterminowy).

Priorytety Rosji:

  1. Wzniecenie możliwie największej liczb konfliktów na świecie i zwycięstwo na Ukrainie (cel krótkoterminowy).
  2. Zaszantażowanie Zachodu, rozbicie NATO i uzyskanie od UE promujących Rosję warunków, w tym dostęp do kapitału i technologii (cel średnioterminowy).
  3. Uzyskanie – w nowym układzie – pozycji bieguna geopolitycznego, który miałby możliwość dyktować warunki Unii Europejskiej i negocjować na równych warunkach z USA oraz Chinami, balansując pomiędzy nimi jako siła „obrotowa” (cel strategiczny, długoterminowy).

Z powyższego wynika, że nie da się pogodzić rosyjskich celów krótkoterminowych z interesami USA czy nawet Chin! Wywołanie wojennej reakcji łańcuchowej zdewastowałoby zarówno Amerykanów jak i Chińczyków.  I to w perspektywie długofalowej. Realizacja „rosyjskiego” scenariusza wojennego w najbliższych latach przekreślałaby wszelkie nadzieje Chińczyków na osiągnięcie zakładanych celów oraz na amerykańską ambicję utrzymania hegemonii. Dodatkowo wdrożenie w życie rosyjskich celów rozbicia jedności NATO i podporządkowania sobie Unii Europejskiej sprawiają, że Europejczycy musieliby wpaść w zależność bezpieczeństwa od USA, a tym samym musieliby zgodzić się – w zamiana za pomoc przeciw Rosji – na podjęcie walki ekonomicznej z Chinami. Co odcięłoby Pekin od drogocennego unijnego rynku (co powoli zaczyna się dziać).

Należy jednak jednocześnie podkreślić, że priorytety USA i Chin da się ze sobą pogodzić z tegoż względu, że uległość jednej strony w krótkim terminie nie przekreślałaby jej nadziei na realizację ostatecznych celów strategicznych w długim terminie. Przykładowo, gdyby Chińczycy zgodziliby się na rozbrojenie Kim Dzong Una i uzyskali w zamian gwarancje całkowitej demilitaryzacji Półwyspu Koreańskiego, to obie strony mogłyby osiągnąć krótkoterminowe cele. Amerykanie zneutralizowaliby zagrożenie i obronili sojuszników. Mogliby się skupić też na Rosji. Z kolei Chińczycy wyparliby amerykańskie siły militarne z bliskiej odległości od Pekinu. Wszystko to mogłoby zadziałać w warunkach rozpoczęcia procesu jednoczenia Korei. Co było już sugerowane – nawet przez samych zainteresowanych –  przy okazji Zimowych Igrzysk Olimpijskich z 2018 roku. Połączenie administracji z Pjongjangu i Seuli mogłoby dawać gwarancje, że porozumienia co do całkowitej demilitaryzacji (i denuklearyzacji) Półwyspu Koreańskiego będą realizowane.

Tego rodzaju scenariusz nie przekreślałby ani długofalowych celów Chin, ani też USA. Mało tego oba państwa mogłyby zrealizować cele krótko-średnioterminowe. Amerykanie mogliby też żądać kompletnego odcięcia się Chin od Rosji w celu neutralizacji tej ostatniej. Chińczycy z kolei obawialiby się, że jeśli Stan Zjednoczone nie będą musiały angażować floty przeciwko Kim Dzong Unowi, to wówczas mogliby całkowicie zablokować kwestię odzyskania przez Chiny Tajwanu. Więc ceną za „sprzedanie” Rosji mogła by być właśnie Formoza.

Tego rodzaju deal całkowicie uwalniałby amerykańskie siły z rejonu Dalekiego Wschodu, co zwiększałoby szansę na szybkie uporanie się z mniejszymi problemami i słabszymi niż Chiny przeciwnikami. USA mogłoby docisnąć wówczas zarówno Moskwę, ale i np. Teheran.

Sojusze z Europejczykami, Saudami i Żydami mogłyby zostać utrzymane (podobnie jak ten z Japonią). Co stanowiłoby realizację celów średnioterminowych USA i dawało podstawy do tego, by po uspokojeniu wszystkich ognisk zapalnych wrócić do rywalizacji z Chinami. W której można by zrewidować postanowienia co do Tajwanu, działając już z pozycji siły.

Tego rodzaju perspektywa oczywiście byłaby niekorzystna dla Chin, jednakże Chińczycy – bez uzyskania czasu i możliwości rozwoju w krótkim terminie – nie będą w stanie realizować swoich dalekosiężnych planów. Gdyby natomiast poświęcili Kim Dzong Una i Rosję – licząc na to, że Amerykanie zmitrężą długie lata na gaszenie mniejszych pożarów – wówczas mieliby możliwość zbudowania takiej siły, która wystarczyłaby do zbalansowania Amerykanów, gdyby Ci zechcieli wrócić na Daleki Wschód.

W konsekwencji, pomimo tego, że długofalowe cele strategiczne USA i Chin są rozbieżne, to istnieją takie decyzje skutkujące w krótszych okresach, które dają obu stronom nadzieję na ostateczny sukces. Przy czym Chińczycy chcieliby się wzmocnić licząc na potknięcia Amerykanów, z kolei Ci drudzy dążyliby do jak najszybszej pacyfikacji Rosji i Iranu.

Tego rodzaju kalkulacje prowadzą do wniosku, że bardziej prawdopodobnym scenariuszem – od tego wojennego – jest powtórzenie manewru Richarda Nixona, który w 1972 roku doprowadził do porozumienia z Chińską Republiką Ludową oraz wyizolowania politycznego Związku Sowieckiego.

Zanim jednak do tego dojdzie, może dojść do pewnego rodzaju podbijania stawki w trwających negocjacjach. Niewykluczone, że wydarzenia wokół Półwyspu Koreańskiego zaczną przyśpieszać już na przełomie 2024 i 2025 roku. Bowiem moment – dla Rosji, Chin i Korei Północnej – wydaje się być odpowiedni. Z drugiej strony: Amerykanie, Koreańczycy z Południa i Japończycy mogą widzieć, że okno możliwości zneutralizowania Kim Dzong Una zaczyna się zamykać.

Jeśli Rosjanie planują – zgodnie z sugestiami S. Szojgu – zwycięstwo na Ukrainie do 2026 roku to może to oznaczać, że będą w tej chwili wywierali bardzo dużą presję na Koreę Północną i Chiny w zakresie wygenerowania odpowiedniego napięcia na Dalekim Wschodzie. W celu odciągnięcia amerykańskiej uwagi od Ukrainy. To może skłaniać do wniosku, że rok 2025 (a najpóźniej 26′) może być zarówno szczytowym – jeśli chodzi o napięcie w relacjach amerykańsko-chińskich – jak i przełomowym, w którym obie strony zdecydują się konkretne działania lub rozwiązania.

Wszystko to nie pozostanie bez wpływu na wojnę na Ukrainę, choć to jest już temat na odrębną analizę.

Krzysztof Wojczal

Geopolityka, strategia, polityka, gospodarka, podatki – blog

P.S. Stali czytelnicy myślę wybaczą dość krzykliwy tytuł artykułu, niemniej tonowanie sztucznie rozkręcanej paniki wymaga tego, by zachęcić do lektury powyższego tekstu właśnie tych, którzy klikają w „tytuły wojenne”, a nie tylko tych poszukujących rzeczowych analiz nie bazujących na emocjach i wywoływaniu strachu.

Wartościowe? Pomóż rozwijać bloga
Twitter
Visit Us
Follow Me
RSS
YOUTUBE
YOUTUBE

44 komentarze

  1. Chiny mają rekordowy eksport, rosnące PKB i przede wszystkim eksport jest co raz bardziej zrównoważony w kwestii odbiorców. Żaden zdroworozsądkowy rząd chiński nie odetnie się od kontynentu, który daje surowce i głębię strategiczną, nie będzie poświęcania Rosji.

    1. Tyle, że Rosja nie daje ani surowców ani rynku zbytu. Rosyjska ropa to zaledwie ok. 12-13% chińskiego importu ropy. I więcej się nie da, bo nie ma takiej infrastruktury. Podobnie jest z gazem. Siła Syberii to przepustowość porównywalna do naszej nitki Jamału ok. 30mldm3/rok. To jest nic w porównaniu z gazociągiem Azja Centralna Chiny, a do tego Chiny to największy importer LNG na Świecie. LNG które przypływa z Zatoki Perskiej czy nawet Australii.

      Rosyjski rynek zbytu to czarna dziura. Rosja od kilku lat importuje mniej niż Polska. Rynek jest rozstrzelony na największym terytorium na świece, a do tego mało chłonny – bo społeczeństwo jego ubogie.

      Z perspektywy Chin, Rosja mogłaby jutro zniknąć i dla chińskiego gospodarki nie miałoby to żadnego znaczenia.
      Gdyby jednak Chińczykom zablokować szlaki morskie, to oznaczałoby to katastrofę.

      Pozdrawiam
      KW

  2. Zdecydowanie wolę Pana analizy w formie tekstów. Wnikliwe analizy geopolityczne są moim zdaniem zbyt złożone na formę video.

    Bardzo się ciesze, że jest ktoś kto kompetentnie uspokaja dyskusję na temat napięć geopolitycznych. Niestety straszenie sprzedaje się najlepiej i przez to jest nadreprezentowane w mediach.

  3. Ciekawa analiza, na szybko napiszę gdzie w mojej ocenie sprawy mają się inaczej.

    1) Chiny nie potrzebują kapitału z „zachodu”, mają pod dostatkiem własnego.

    Net investment position 3 biliony dolarów, dla porównania Francja -700 mld USA – 22 bln
    https://www.ceicdata.com/en/indicator/china/net-international-investment-position

    2) Uzależnienie zachodu od chińskiej bazy produkcyjnej zostało określone jako uzależnienie Chin od kapitału z zachodu. To ogon merda psem ? To Chiny rozdają tu karty.
    https://obserwatorlogistyczny.pl/2024/10/04/europejska-motoryzacja-dostaje-po-glowie-od-azjatyckiej-konkurencji/

    3) USA ma ograniczone zdolności i jest niezdolne do walki na 2 frontach. To problem znany i opisywany w kręgach militarnych od 15 lat
    https://www.heritage.org/defense/commentary/us-military-forces-cannot-fight-2-fronts

    Obrona rakietowa Izrela i USA wykazuje się niezdolnością do powstrzymania ataków. USA nie radzi sobie nawet z Houti w Jemenie.
    https://x.com/hsu_steve/status/1849809544978858488

    USA nawet nie będą próbować bronić Tajwanu. Nie mają tam żadnych szans.
    https://asiatimes.com/2024/10/mighty-dragon-chinas-j-20-fleet-surges-past-us-in-pacific/
    https://asiatimes.com/2024/09/chinas-electronic-war-plane-made-to-dominate-south-china-sea/
    https://cimsec.org/fighting-dmo-pt-8-chinas-anti-ship-firepower-and-mass-firing-schemes/

    China was a third-rate maritime power only two decades ago, but it has transformed into a force that heavily outguns the U.S. Navy in major respects. China has clearly stolen a march on the U.S. when it comes to developing advanced anti-ship firepower, and now the U.S. is racing to close the gap.

    4) Zastanawia zero wzmianek o bieżącej sytuacji międzynarodowej. W mojej opinii to USA ma problem bo im się ład międzynarodowy wali na głowę. Sojusz Chińsko-Rus jest niezagrożony. Plus Indie Turcja Indonezja Pakistan Iran i z 50 krajów które chcą do BRICS. To przyprawia amerykańskich strategów o ból głowy. Tworzy się nowy ład światowy gdzie USA już nie jest globalnym mocarstwem.
    https://www.aljazeera.com/news/2024/10/23/chinas-xi-and-indias-modi-meet-following-military-pact-on-disputed-border
    https://www.reuters.com/world/more-than-40-nations-interested-joining-brics-south-africa-2023-07-20/
    https://www.reuters.com/markets/currencies/china-saudi-arabia-central-banks-sign-local-currency-swap-agreement-2023-11-20/

    5) USA ma olbrzymi problem ze stagnacją gospodarki i wzrostem zadłużenia.
    https://x.com/JamesGRickards/status/1848412615850238063
    https://x.com/LukeGromen/status/1845809423685448099
    https://x.com/LynAldenContact/status/1849819989651443815
    Te problemy mocno cisną USA które nie mają popytu na własny dług i potrzebują dostaw towarów których sami nie potrafią wyprodukować. Jak w gospodarce cienko to może jakaś wojenka?
    https://pbs.twimg.com/media/GYplluRXsAAr2b8?format=jpg&name=medium

    1. Dziękuję za merytoryczny komentarz.
      Ad. 1. – potrzebują kapitału w postaci zysków z eksportu. Tu nie chodzi o inwestycje, ale także. Jeśli poziom inwestycji spada, to znaczy że zagraniczne fabryki w Chinach transferują zyski na zewnątrz, zamiast je inwestować w Chinach i napędzać gospodarkę dająć Chińczykom pracę np. w sektorze budowlanym.
      Ad. 2. – to że oni są uzależnieni od kapitału a my od bazy produkcyjnej to oczywiste. Tyle, że mając technologie i $$$ można soba bazę produkcyjną odbudować, a nie mając rynku zbytu posiadana baza produkcyjna zbankrutuje. W sytuacji wojennej obie strony będą cierpieć to oczywiste. Natomiast w perspektywie długofalowej Chińczycy stoją na słabszej pozycji.
      A. 3. – USA ma ograniczone zdolności do prowadzenia wojen na 2 frontach Z RÓWNYMI SOBIE PRZECIWNIKAMI. Iran, Korea Południowa to nie są przeciwnicy dla USA, a przy wojnie z Chinami i agresji Rosji na UE to ta ostatnia będzie musiała wziąć na siebie ciężar walk.
      – kwestia zdolności rakietowych i antyrakietowych to jest temat na odrębną długą analizę. W liczbie rakiet wschód imponuje, ale cele trzeba jeszcze umieć trafić. Houti walą do transportowców cywilnych z najbliższe odległości przy cieśninie. Wala na morzu, namierzanie celów poza linią horyzontu i zdolność naprowadzenia pocisku to jest zupełnie inna technologia i zdolności. Zwłaszcza , gdy cel się broni bo jest okrętem militarnym.
      Ad. 4. – ” Sojusz Chińsko-Rus jest niezagrożony. ” – nie ma takiego sojuszu to i nie jest zagrożony. 🙂
      BRICS to zbiór looserów o sprzecznych ze sobą interesach, Amerykanie mają tę inicjatywę w nosie. 🙂 Polecam moje materiały (na YT) na ten temat. BRICS to nic nie znaczący format dyskusyjny i nic więcej.
      AD. 5. Tu się zgadzamy. No to teraz proszę sprawdzić zadłużenie łączne Chin (prywatne+państwowe). I teraz sobie proszę odpowiedzieć na pytanie, kto jest w gorszej sytuacji. USA , które mają dolara , który jest potrzebny na świcie, stanowi walutę rezerwową i nikt nie chce by upadł , czy Chiny , których zadłużenie jest równie potężne, ale mają juana który z dnia na dzień mógłby zniknąć i może tylko Rosjanie by to zauważyli….

      To Rosjan sytuacja wojenna mocno ciśnie więc dążą do wywoływania konfliktów światowych. Amerykanie nic nie muszą, gdyby nie wielość problemów docisnęliby Chińczyków bez żadnej wojny, której nie potrzebują. Wojna dewastuje ład, Amerykanie póki co walczą o utrzymanie wpływów więc wojna im nie potrzebna.

      pozdrawiam
      KW

  4. Znowu 100/100 i nie ma jak się pokłócić, ale jak to u mnie podpowiem kolejny scenariusz.
    1/ KRLD wchodzi zbrojnie do walk na froncie, co nie jest niczym nadzwyczajnym. Liczne dezercje propagandowo NIE równoważą sukcesów i nadzwyczajnego okrucieństwa ale i męstwa żołnierzy Północy. 100 TYS Północnikow to te brakujące 5 dywizji które rozpoczynają marsz na Kijów. To nowa mongolska inwazja, widmo bitwy nad Kałką sprzed równo 800 lat zagląda w oczy zdezorientowanym Ukraińcom.
    2/ na półwyspie Północnicy przygotowują flotę desantową i uruchamiają silosy z rakietami dalekiego zasięgu.
    3/ odpowiedz Amerykańcow jest OBEZWLADNIAJĄCA. To punktowy, powietrzny atak atomowy na wybrany wojskowy cel w KRLD. Bunkier dowodzenia, poligon lub port morski. Jak w 1945 w NAGASAKI. Ginie od razu 20tys Koreańców, potem kolejne 100 tysięcy. Czy ktoś na świecie będzie ich żałować? Nie. Przy tej ogłupiajacej amerykańskiej światowej machinie propagandowej NIKT nie będzie współczuć tym spalonym żywcem biedakom.
    4/ JEDNOCZESNIE żydzi na pełną skalę uderzają na Iran, to już nie odwet lecz inwazja powietrzna i rakietowa wsparta atakami z morza z okrętów podwodnych oraz desantami grup specjalnych na wybrane ośrodki badawcze, centra wojskowe oraz infrastrukturę cywilna. Jak ruskie na UKR, celem jest cofnięcie Persów do lat 80. Cel jest zbieżny z polityką Turcji i Arabii Saudyjskiej, które rękami Żydów likwidują na kolejne dekady politycznego konkurenta. Turcy mają otwartą drogę do budowy sułtanatu panturkijskiego od Kazania nad Wołgą po Sofię i Sarajewo. Azerowie odzyskują północne prowincję Iranu zamieszkane przez 15MLN Azerów tj więcej niż w ich rodzimym kraju i likwidują ormianską esklawę.
    5/ blokada morska cieśniny Ormuz i ryzyko III wojny oraz jasna deklaracja US, że nuklearna odpowiedz Rosji lub Chin oznaczać będzie zmasowane uderzenie amerykanskich sił konwencjonalnych na wszystkie cele wojskowe w Rosji tj wg planu gen Petreusa z 2022 roku. Po 3 LATACH wojny na UKR juz wiemy, że będzie to oznaczac wojskową likwidację konwencjonalnego potencjału rosji w kilka tygodni. Amerykańska deeskalacja przez eskalacje. Ruskie tracą inicjatywę strategiczną, która uzyskały po ataku Hamasu na Izrael.
    6/ wzrost cen ropy i gazu na korzyść Arabii oraz US, gdzie wydobycie z łupków jest oplacalne przy cenie powyzej 70 USD za baryłkę. Wchodzi pełna blokada morskiej floty cieni na Bałtyku przez Duńczyków, wiec Rosja i Chiny tracą. To oznacza ograniczoną odpowiedz Chin.
    7/po bombardowaniach Seulu i próbach wojskowej inwazji na Południe Chiny wchodzą ponownie do Korei Północnej jako wojska rozjemcze UN i tam zostają do czasu zjednoczenia. REŻIM KIMÓW upada, powstaje rząd jedności narodowej i Moskwa traci ostatecznie sojusznika. Chiny dyktują warunki zjednoczenia, US wycofuje się militarnie z półwyspu. W ich miejsce wchodzi indyjski kontyngent wojskowy UN.
    8/ na Taiwanie ponownie zostaje rozmieszczona amerykańska broń atomowa.
    9/ ofensywa na KIJÓW upada, Koreańczycy zmieniają front, masowe dezercje bunty i kradzieże, Rosja traci dotąd proruski Izrael, Egipt, Iran i KRLD, wiec podobnie jak UKR musi zaakceptować zgniły pokój. Krym jak Wolne Miasto Gdańsk pod zarządem Turcji czyli NATO. TO cena poparcia Żydów w ataku na Iran. Turecki Krym to gwarancja budowy neo osmańskiego sułtanatu i budowy kaspijskiej osi gospodarczej odcinajacej Rosję od Zatoki i łączącej Chiny z EU.
    Królewiec wraca do Polski. BERLIN z Paryżem zostają jak Himilsbach z angielskim.
    TO tak podpowiadam do tej książeczki, pisane znowu nad ranem w okopach.

  5. Najlepiej dla globalnego pokoju byloby gdyby kilka innych krajow spoza regionu Dalekiego Wschodu rozwinelo technologie budowy chipow na poziomie Tajwanu(wiem zreszta iz USA i UE probuja….niestety ze slabym skutkiem).Gdyby to sie udalo to Tajwan traci 90% swojego znaczenia dla gloabalnej gospodarki co zarowno oslabiloby zapedy Chin jak i pryncypialnosc USA w tej sprawie.W takim przypadku nawet wojna Chrl-Tajwan bylaby malo istotnym konfliktem lokalnym a nie preluduim IIIWW jak obecnie.
    Ale ogolnie to uwazam iz Chiny gnojac Hong Kong pare lat temu same sobie problem wrogiego Tajwanu wykreowaly-gdyby nie zmiazdzenie Hong Kongu dzisiaj pewnie na Tajwanie bylaby u wladzy partia jakost tam prozjednoczeniowa i Chrl moglby miec nadzieje na zjednoczenie za jakies 15 lat.No ale KPch „musialo” Hong Kong zmiazdzyc……choc przeciez doswiadczenie z Europy Wschodniej pokazuja iz mozna bylo isc w Chrl droga reform PSEUDODEMOKRTYCZNYCH i powoli Hong Kong(a potem i Tajwan)wchlonac.To tyle na temat strategicznego myslenia chinskich elit wiec az takim optymista co do tego iz ich decyzje beda absolutnie logiczne to bym nie byl-chinskie wladze to ostatecznie banda totalitarnych paranoikow i czasami jak kazdym innym graczem kieruja nimi nieracjonalne emocje i nieco watpie aby to swoje modus operandi byli w stanie przeskoczyc.

    P.S.Zreszta podbny problem z przeskoczeniem swojego typowego modus operandi mieli w swoim czasie Rosjanie-zamiast w latach powiedzmy 2000-2020 nadal rozkradac wlasny kraj i najezdzac sasiadow(typowe ruskie modus operandi)wystarczylo znowu wykorzystac doswiadczenia z Europy wschodniej i centralnej i pozorujac reformy demokratyczne i na wpol rynkowe stac sie „szanowanym czlonkiem wpolnoty europejskiej”-nie bylaby potrzebna obecnie zadna inwazja na Ukraine bo biedna Ukraina sama przyszlaby do „brata” Ruska na kolanach.

    Zmierzam do tego iz kazda elita wladzy ma swoje specyficzne modus operandi i akurat Chinczycy az tak dlugofalowo i zimno „grajacy w globalne szachy” sie NIE jawia wiec ja bym tej IIIWW jeszcze nie odwolywal….niestety.To tak dla polemiki bo OCZYWISCIE mam takze nadziej iz sie myle i rozsadek tam przewazy ale zachowalbym ostroznosc.

    Piotr34

  6. P.S.I zeby moja wypowiedz byla bardziej czytelna.W kwestich miedzynarodowych Chinczycy rzeczywiscie zdaja sie byc „zimnymi szachistami”-ale nie w kwestiach „wewnatrzchinskich”.W kwestiach wewnatrzchinskich KPch jest agresywna i paronoiczna-wystarczy wspomniec jak potraktowali pare lat temu sekte Falun Gong(ktora stanowila zerowe zagrozenie dla wladzy KPch)czy jak wlasnie zmiazdzyli Hong Kong wbrew wlasnemu interesowi przeciez(nie dosc ze zlamali pare porozumien miedzynarodowych to jeszcze spowodowali zapasc tego miasta jako centra finansowego).Tak wiec nie jestem pewny czy KPch jest racjonalna w sprawach wewnatrzchinskich a wszyscy wiemy ze dla nich Tajwan to sprawa wewnatrzchinska.

    Piotr34

  7. Ale jaki jest sens oddać Tajwan – lidera produkcji chipów, pamięci i tak dalej w zamian za pacyfikację takich płotek jak Korea Północna, Iran i Rosja. To jest przecież strata, która jedynemu realnemu przeciwnikowi USA, czyli Chinom, może pozwolić faktycznie na zwycięstwo w wyścigu technologicznym. Zresztą wypowiedzi prezydentów USA wskazują, że właśnie daleki wschód jest priorytetem a nie rosja czy Iran. Z rosją ma sobie radzić Ukraina wspierana przez UE i finansowo przez Stany, być może USA zdejmą Ukrainie kaganiec gdyby się okazało, że trzeba sobie z rosją poradzić szybciej. Na bliskim wschodzie Iran ma być hamowany przez Izrael, na półwyspie koreańskim południe dysponuje tak naprawdę armią, która sama powinna sobie poradzić ze zjednoczeniem półwyspu, zwłaszcza ze wsparciem lotnictwa i floty Japonii- oczywiście gdyby Kim był faktycznie na tyle szalony by zacząć wojnę. Tak naprawdę tylko Tajwan jest tak słaby i ma tak silnego przeciwnika, że bez naprawdę bardzo dużego zaangażowania USA się nie obroni. Więc po co oddawać Tajwan w imię zyskania czasu na rozprawienie się z innymi przeciwnikami, skoro tak naprawdę tych przeciwników można pokonać lub przynajmniej blokować cudzymi rękoma i ewentualnie tam gdzie by któremuś sojusznikowi szło gorzej wysyłać mocniejsze wsparcie jednocześnie koncentrując się na starciu z tym prawdziwym zagrożeniem jakim są Chiny. Nie wydaje mi się żeby Tajwan mógł być ceną w tym dealu z Chinami. USA może zaoferują coś innego, a może świadome tego, że sojusznicy Chin nie mają podejścia do krajów takich jak Izrael, Japonia, Korea Południowa, czy działające razem kraje UE plus UK i zagrają po prostu na zademonstrowanie siły – na przykład zdejmując Ukrainie kaganiec i uzbrajając ją po zęby, może nawet używając zachodniego lotnictwa i opl do ochrony ukraińskiego nieba.

  8. Dodałbym tylko, że opisany scenariusz zakłada racjononalność wszystkich aktorów i właściwe rozpoznawanie przez nich najważniejszych interesów swojego państwa. Patrząc na Kamalę Harris jestem w stanie łatwo sobie wyobrazić, że ona decyduje się robić nie to racjonalne i uzasadnione interesami, ale coś zupełnie odwrotnego co jest zgodne z jej skrajnie lewicowo-liberalną ideologią.

    Być może Chiny przyjmując agresywną postawę nie tylko mają na oku deal, ale po prostu przygotowują się do wykorzystania potencjalnego fatalnego błędu ze strony USA związanego ze zmianą władzy.

  9. No właśnie nikt nie będzie ODDAWAĆ Taiwanu czyli prawowitej Republiki Chińskiej spadkobiercy 3000 lat cesarstwa. To oznaczałoby demolke Pax Americana i powszechny wyścig zbrojeń oraz łamanie proliferacji broni atomowej. Dlatego rozwijam scenariusz wojenny;
    1/ śmierć spalonych żywcem 100 tysięcy Koreańców po amerykanskim PREWENCYJNYM ataku jądrowym np na bunkier dowodzenia albo silosy z rakietami Północników NIE wzbudzi światowego współczucia ani światowej nowej fali nienawiści do US lecz wzbudzi przerażenie elit i ogłupialych europejskich społeczeństw. Obrazki odzieranych ze skóry, popalonych dzieci, spektakularnych efektów choroby popromiennej wzbudza strach w EU przed ruskim atomowym odwetem i jedyną logiczną refleksję o braku własnego europejskiego parasola ochronnego oraz BRAKU własnych zdolności obronnych bez pomocy US. Więc ten atak na Północników zagra propagandowo jak ruskie czołgi w Berlinie zachodnim albo dziś we Lwowie. Skróci amerykańską smycz i utwierdzi ich prymat w EU. Czyli znowu łże dr Bartosiak nie ma racji. US nie wycofa się ani nie porzuci Europy bo bez niej nie będzie supermocarstwem tylko Kanadą tj dużym, bogatym krajem bez politycznego znaczenia. I dlatego pewnie kiedyś Trump odpowiadał Kimowi, że ma większy czerwony przycisk, który naciśnie. Taki scenariusz gry wojennej juz analizowali i nie jest on wykluczony.
    2/ czy nastąpi konsolidacja NATO czy jego rozpad po takim ruchu? Co daje EU Rosja lub dalekie Chiny? Czy EU będzie lepiej i szybciej się rozwijać bez US czy bez tych dwóch wspomnianych azjatyckich zawodników ?
    3/ czy mamy oszczędności w dolarze czy juanie? To kończy spór Pani Grodzio z herr Wojczalem i jej próby opisywania chińskiej potęgi. TAK CHRL są potegą, podobnie jak PRL Edwarda Gierka w produkcji stali i węgla. Przyszła zima 78/79 i pierdyknęło. CHINY mają flotę 250 TYSIĘCY statków handlowych i co z tego? Mają NIEZAPRZECZALNE sukcesy: wyladowaly na Księżycu, rozwoj gospodarczy, budowa ruskich lotniskowców. Ale to jeden z wielu krajów dalej zagrożonych klęska głodu, więc choćby z tego powodu są uzależnieni od Pax Americana. To taka różnica między nimi a Indonezją lub Vietnamem. Chiny to jeszcze słoń na glinianych nogach jak ruska drugi armia na świecie bez analoga. Dlatego chinczycy tak paranoicznie oszczędzają, bo ostatnia klęskę głodu mieli u siebie za późnego Gomułki. Dwa pokolenia temu zmarło ok 30MLN ludzi dzięki polityce partii.
    4/ CHRL potrzebują czasu oraz PRESTIŻU. Międzynarodowego uznania i potwierdzenia ich wyjątkowego statusu. I tą walutą zagra TRUMP. Zagra jak Ruskie, ich metodą uprawiania geopolityki eskalacja w celu deeskalację. Podział świata na dwa bloki, zjednoczenie Półwyspu pod patronatem Chin, de facto finlandyzacje Korei czyli demilitaryzacje półwyspu. W miejsce US wchodzi kontyngent indyjski UN i amerykańskie rakiety na Taiwanie, które będą gwarancja pokoju i zabezpieczą Koreańczyków przed chińską okupacją.
    5/ komuniści dostają to co chcą, a ich zbudowany program powszechnej inwigilacji i kontroli ludnosci pozwoli na LIKWIDACJE KPCH, czyli kolejny i logiczny etap rozwoju gospodarczego. To z kolei umożliwi pokojowe zjednoczenie z Taiwanem. A ruskie tracą koreański lewar na US ale i na Pekin i Tokio. Pekin ma wolną drogę do zjednoczenia Chin czyli aneksji Chin Północnych. Tam są węglowodory, ziemia pod uprawy i lowiska ryb. Tokio zawalczy o kolonizacje Sachakina, Kamczatki i Czukotki. Strategiczna rywalizacja oparta o współpracę.
    6/ TAIWAN zostanie pokojowo zjednoczony dopiero gdy Amerykanie UZYSKAJĄ zdolności produkcji chipów porównywalnej jakości. NIE wcześniej. To jest ich gwarancja niepodległości ….jednych i drugich.
    7/ TAKI przewiduję plan Trumpa, dwa lotniskowce na Dnieprze w Kijowie oraz Nixon 2.0

    1. Widzę tu niezrozumienie praw rządzących rynkami finansowymi.

      Tutaj jest historia globalnych walut rezerwowych.

      https://www.researchgate.net/figure/Global-reserve-currencies-since-1450_fig4_359134517
      https://www.officialdata.org/1860-GBP-in-2017?amount=1

      Funt Brytyjski w latach 1910-20 od 100 lat był globalną walutą rezerwową jak dolar teraz.
      Niestety ludzie którzy trzymali w nim oszczędności w tych latach kiepsko na tym wyszli.

      Polecam studiować historię.

    2. No i taka ostatnia refleksja po wysłuchaniu wykładu prof Góralczyka, starego komucha, który świetnie analizuje lecz życiorys uniemożliwia jemu prawidłowe wnioskowanie. Kolejny russlandversteher.
      1/ w 2001 CHRL weszła do WTO i rozpoczęła się era globalizacji. Potem był 9/11 i wojna w Afganistanie od października tego samego roku. Chiny rozpoczęły dwie dekady przyspieszonego wzrostu gospodarczego, a US zostały uwikłane w wojnę z terroryzmem.Taki ZBIEG OKOLICZNOŚCI. Jedni się bogacą drudzy ponoszą gigantyczne koszty obliczane na 5 do 8 BLN USD. Skoro w każdym wykładzie powtarza profesor chińską maksymę szczęk oręża jest klęską stratega. Chiński sposób prowadzenia rywalizacji to podstęp, dezinformacja, manipulacja, zaraza, pandemia i 36 chińskich forteli.
      2/ wiec może to tłumaczyło pivot na Pacyfik za Obama i Clinton oraz konsekwentne utrzymanie tej polityki przez Trumpa i Bidena. Na próbę wojny ekonomicznej i sankcji za Trumpa Chińczycy odpowiedzieli wywołaniem światowej pandemii tj broni biologicznej Covid19 ale nie przewidzieli ze broń okaże się obosieczna. Taka tajna, ukryta hybrydowa wojna obu mocarstw.
      3/ no i wojna sekwencyjna na UKR przetrenowala ruski czyli chinski sprzet wojskowy, model integracji a nie rozpadu NATO oraz model wojny ekonomicznej tj sankcji i blokady gospodarczej pretendenta. A wojnę peloponeską ostatecznie wygrał stary hegemon czyli Sparta mimo że dziś różni propagandyści pracowicie dobierają tezy pod ruskie wytyczne z klubu Waldajskiego.
      4/ dlatego NIE będzie adekwatnej, atomowej odpowiedzi na północno koreański casus belli, ruskie nie zrobią NIC po atomowym amerykańskim ataku na Północników, a CHRL dostaną od Trumpa konferencje pokojową w Pekinie tj patronat nad zjednoczeniem Korei oraz na deser miejsce obok US przy stole kończące wojnę na UKR. Czy azjatycka druga Jałta i Poczdam nie będą najlepsżym potwierdzeniem chińskiego super statusu i upokorzenia Rosji ? Ja tu widzę same korzyści dla wszystkich prócz Moskwy, która nie ma żadnej waluty dla Pekinu. Mamy dalej hegemona, dwa bloki dwu supermocarstw i ruch państw niezaangażowanych czyli BRICS.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *