Czyli dlaczego sojusz z Hitlerem mógł doprowadzić do zagłady narodu polskiego, a także o tym dlaczego Beck nie mógł go zawrzeć.
Debata dotycząca tzw. „opcji niemieckiej”, jaka rzekomo mogła być wybrana przez decydentów II RP, trwa od kilku lat i toczy się głównie na poziomie alternatywnych rozważań historycznych opartych głównie na wiedzy na temat tego, jakie skutki wywołały podjęte rzeczywiście decyzje. Uważam, iż ocenianie naszych przodków wg tej koncepcji, jest zwyczajnie wobec nich nieuczciwe. Ponadto dla mnie, są to intelektualne manowce, nie prowadzące do żadnych pożytecznych wniosków (zwłaszcza wówczas, gdy ludzie czytają atrakcyjne, alternatywne kreacje, nie znając podstawowych faktów i rzeczywistych okoliczności historycznych). Dlatego w poniższych rozważaniach zależało mi, by przeanalizować omawianą kwestię, oddając w sposób najbardziej realny, warunki i okoliczności, w jakich Polacy podejmowali decyzje w latach 30-tych XX wieku. Zastrzegam jednocześnie, iż nie podejmuję się polemiki z czyjąś alternatywną wizją przeszłości. Po pierwsze, polemika z czyimś wyobrażeniem zwyczajnie nie ma sensu, w kontekście wyciągania wniosków, oceny i analizy tego, co się stało. Po drugie osoby tworzące alternatywne scenariusze historyczne, często wykazują się (paradoksalnie!) brakiem wyobraźni. Dla przykładu nie przyjmują np. scenariuszy gorszych, niż te, które zaistniały w rzeczywistości. Lub też nie akceptują innych możliwości potoczenia się historii niż te, które sami wymyślili na potrzeby własnej, teoretycznej koncepcji.
Ponieważ blog jest mocno związany z tematyką geopolityki, starałem się większy nacisk położyć na kwestie związane z istniejącym w latach 30-tych ubiegłego wieku układem sił (rok, po roku), a także z sytuacją geo-strategiczną poszczególnych państw/aktorów tamtego okresu.
Sojusz z III Rzeszą. Kiedy moglibyśmy go zawrzeć? Chronologia wydarzeń. Układ Sił.
Teoria, zgodnie z którą II Rzeczpospolita powinna zawrzeć sojusz z III Rzeszą jest niezwykle popularna, zwłaszcza w kręgach osób, które interesują się geopolityką. Wymyślono szereg argumentów, które miałyby dowodzić słuszności tej koncepcji. Jednak rzadko kiedy, zwolennikom „opcji niemieckiej” udaje się wskazać konkretny przedział czasowy, w którym taki układ powinien zostać zawarty, a następnie obronić tą datę w świetle chronologii wydarzeń historycznych. Dzieje się tak, ponieważ hipotetyczna koncepcja sojuszu, w momencie próby jej umiejscowienia w realiach, musi zostać skonfrontowana z całym bagażem realnego tła historycznego. Z wszelkimi okolicznościami, wydarzeniami i dynamiką procesów dyplomatycznych, które zaistniały w rzeczywistości. Tej konfrontacji koncepcja sojuszu z III Rzeszą zwyczajnie nie wytrzymuje. Jest tak, ponieważ nigdy nie było dobrego momentu na zawarcie układu z Hitlerem.
By to zrozumieć, należy dokonać analizy chronologii wydarzeń, uwzględniającej geopolityczny układ sił w Europie na każdym etapie procesu dyplomatycznego prowadzącego do wojny we wrześniu 1939 roku.
Europa w okresie do 7 marca 1936 roku (tj. do Remilitaryzacji Nadrenii)
Po przegraniu I Wojny Światowej, Niemcy, a konkretnie nowo powstała Republika Weimarska dość szybko starała się zniwelować skutki klęski. W republice wysokie funkcje sprawowali ludzie, którzy pełnili ważną rolę jeszcze w Cesarstwie Niemieckim i nierzadko uczestniczyli w kierowaniu państwem lub wojskiem w czasie Wielkiej Wojny. Berlin już od momentu porażki 1918 roku starał się zniwelować upokarzające warunki Traktatu Wersalskiego. Migał się np. od spłat odszkodowań, co było powodem zbrojnej interwencji Francji w Zagłębiu Ruhry 10 stycznia 1923 roku (w której uczestniczyły wojska Belgii i urzędnicy z Włoch). Okupacja zagłębia trwała aż do 1924 roku, a Francuzi wycofali się m.in. pod naciskiem Wielkiej Brytanii (choć ostatnie wojska francuskie opuściły Nadrenię dopiero w 1930 roku!). W 1925 roku wygasły klauzule handlowe nałożone traktatem wersalskim na przegrane Niemcy. W tym samym roku Republika Weimarska wystosowała wobec Polski szereg żądań (zniżki celne, uprzywilejowane warunki handlowe), które Warszawa kategorycznie odrzuciła. Było to m.in. pokłosie powrotu przez niemieckie elity do koncepcji budowy tzw. Mitteleuropy czyli podporządkowania sobie wielkiego obszaru gospodarczego obejmującego co najmniej Europę środkową i południowo-wschodnią. Wynikało to również z faktu, iż po I WŚ Niemcy straciły zaplecze produkcyjne i znaczą część zaplecza surowcowego, niezbędnego do obsługi bazy produkcyjnej.
Rozpoczęła się polsko-niemiecka wojna celna i propagandowa. Okres napięć trwał praktycznie aż do momentu dojścia do władzy Adolfa Hitlera, z którym Polacy 26 stycznia 1934 roku zawarli dwustronną deklarację o niestosowaniu przemocy, a 7 marca 34′ podpisano protokół o zakończeniu wojny gospodarczej. Warto w tym miejscu zaznaczyć, iż ten de facto pakt o nieagresji był dla Hitlera niezwykle istotny, bowiem planował on już swój pierwszy, wielki krok ku odzyskaniu potęgi Niemiec. Mowa oczywiście o Remilitaryzacji Nadrenii. Niemiecki kanclerz zdawał sobie sprawę z tego, iż nie może prowadzić jednocześnie wojny gospodarczej na froncie wschodnich z silną jeszcze militarnie w stosunku do Berlina – Warszawą, w sytuacji, gdy dokona niezwykle ryzykownego manewru przeciwko Francji i traktatom z zachodem. Wrogo nastawiona Polska mogłaby stanowić dodatkowy element nacisku na Paryż, który zachęcany przez Warszawę byłby bardziej skłonny do podjęcia kolejnej zbrojnej interwencji.
Szykując się do tego niezwykle ryzykownego posunięcia, Adolf Hitler od momentu przejęcia władzy 1933 roku natychmiast zarządził tajne zbrojenia. Fakt ten wypłynął na światło dzienne w marcu 1935 roku. Plan zbrojeń zakładał szczyt gotowości bojowej dopiero na lata 42′- 44′. Warto podkreślić, iż na ten moment, III Rzesza była jeszcze niezwykle słaba. W 1936 roku siły Niemiec wynosiły 36 dyw. piechoty i 4 dyw. rezerwowej piech., a także 21 dyw. Landwehry (milicja), 3 dyw. pancerne, 1 bryg. lekka, 1 bryg. kaw., 1 bryg. górska. oraz ok. 1400 samolotów. Z kolei wg francuskiego planu obrony („couverture”) w 1935 roku sama Francja mogła powołać pod broń 1 mln ludzi, a w razie ogólnej mobilizacji aż 5 mln żołnierzy i około 80 dywizji i to tylko w metropolii (kontynentalna Francja bez kolonii).
Należy również podkreślić, że w latach 1935-1936 III Rzesza borykała się dodatkowo z
kryzysem gospodarczym. Absolutnie nie posiadała również zdolności przemysłowych do prowadzenia działań zbrojnych (braki w sprzęcie, amunicji, a główne zaplecze surowcowe znajdowało się w Nadrenii). W 1936 roku, po uporaniu się z kryzysem, w ramach szerszego planu zbrojeń, wprowadzono tzw. Plan 4-letni, który zakładał, że do 1940 roku Wehrmacht powinien być gotowy do wojny, podobnie jak cała gospodarka Rzeszy. Ponieważ nikt tezy o słabości militarnej III Rzeszy w stosunku do zachodu w omawianym okresie nie kwestionował, pozwolę sobie nie przytaczać dalszych szczegółowych danych (sekcję tą piszę jako ostatnią i już wiem, że powinienem ograniczać objętościowo artykuł). Oczywistym jest, iż na ten moment, sojusz z Niemcami zwyczajnie się nie opłacał. Nikomu.
Sytuacja w okresie od 7 marca 1936 r. do marca 1938 r. (tj. do Anschlussu Austrii)
Plany remilitaryzacji Nadrenii Hitler przyśpieszył niemal o rok, w stosunku do pierwotnego założenia (1937r.). Nowa władza, która nie zdążyła jeszcze osiągnąć żadnego spektakularnego sukcesu, borykała się z kryzysem gospodarczym. Należało jakoś odwrócić uwagę społeczeństwa od tego faktu. Tymczasem nadarzyła się dyplomatyczna okazja, bowiem Liga Narodów nałożyła na Włochy sankcje ekonomiczne (w skutek inwazji Mussoliniego na Etiopię). Obaj dyktatorzy uzgodnili, że w pierwszej kolejności Hitler złamie traktat Wersalski zajmując Nadrenię, a następnie Mussolini pogwałci ustalenia z Locarno.
Niemiecki Kanclerz 7 marca wydał rozkaz do wkroczenia do Nadrenii. Było to szalenie
ryzykowne, bowiem niemieckie zasoby wojskowe nie pozwalały na stawianie oporu wojskom Francuskim. Hitler zdawał sobie z tego sprawę (był o tym informowany wcześniej m.in. przez ogólnodowodzącego wojskami lądowymi – Wernera von Fritscha, a także Szefa Sztabu Generalnego gen. Ludwiga Becka) i pierwsze 48 godzin po wkroczeniu do Nadrenii określił jako najbardziej nerwowe w jego życiu. Zwłaszcza, iż po drugiej stronie granicy niemiecko-francuskiej, gromadziła się armia gen. Maurice Gamelina, który błagał rząd, o możliwość dokonania interwencji zbrojnej. Gdyby Francja wówczas zareagowała, miałaby poparcie co najmniej Belgii i Wielkiej Brytanii (jako sygnatariuszy układów locarneńskich). Natomiast w sytuacji wybuchu wojny z Niemcami, do gry włączyłaby się zapewne Polska (sojusz), prawdopodobnie również Czechosłowacja i może nawet Włochy, które w 35′ deklarowały pomoc na taką okoliczność w sile 6 dywizji piechoty (tak. wg źródeł podanych przez M.
Zgórniaka w „Sytuacja militarna Europy (…)” s. 16). Wprawdzie warunki polityczne między 35′, a 36′ się nieco zmieniły, jednak w obliczu rychłej klęski Niemiec, wszyscy chcieliby partycypować w nowym podziale łupów. Dotyczyło to także Mussoliniego.
Po II WŚ, gen. Heinz Guderian postawił tezę, iż gdyby Francuzi wkroczyli do Nadrenii w 1936 roku, Hitler by zwyczajnie upadł. Innymi słowy, obeszłoby się nawet bez konfliktu.
Tak się jednak nie stało.
Nadrenia była podstawą późniejszej ekspansji III Rzeszy. Bez jej zajęcia, Niemcy nie mieliby dostatecznych zasobów by prowadzić wojnę. Nie mogliby również zabezpieczyć swojej zachodniej flanki, poprzez budowę fortyfikacji znanych jako Linia Zygfryda.
Zachęcony tym ogromnym sukcesem Hitler podjął działania dyplomatyczne w celu
zbudowania antykomunistycznej koalicji (już wówczas AH zakładał wojnę z ZSRR). 25
listopada 1936 roku Pakt Antykominternowski zawiązały III Rzesza i Japonia. 6 listopada
1937 roku dołączyły do nich Włochy. Do tego samego Niemcy próbowały skłonić również Polskę.
Była to pierwsza okazja, w której II Rzeczpospolita, po okazaniu słabości przez Francję,
mogła rozważać ew. sojusz z Berlinem. Warto więc się w tym miejscu zatrzymać i
przedstawić sytuację polityczną w Europie.
Jak widać na załączonej mapie, III Rzesza wciąż nie imponowała ani wielkością, ani potęgą.
Jej przewaga militarna nad Francją była bardzo dyskusyjna (nie piszę tutaj o znanych dzisiaj danych historycznych zebranych z archiwów poszczególnych państw, ponieważ ówcześni politycy dostępu do nich nie mieli i mogli jedynie opierać się na informacjach wywiadu, szacunkach lub wielkościach deklarowanych).
Hitler oferował Polsce porozumienie i dążył do światowej wojny z zachodem i ZSRR.
Tymczasem Niemcy nie były wówczas w stanie poradzić sobie nawet z osamotnioną Francją (o czym dalej). To dlatego Hitler unikał wówczas ostrej retoryki względem silnych sąsiadów (Francja, Polska) i ograniczał się jedynie do antyradzieckiej wojny propagandowej ze Stalinem. Chciał w ten sposób uzasadnić światu, potrzebę zbrojeń, jednocześnie niewiele ryzykował. Przecież od gniewu Moskwy, chronił go bufor w postaci nieźle uzbrojonej i całkiem silnej na ten czas II Rzeczpospolitej.
Z pewnością zawarcie sojuszu z Hitlerem do marca 1938 roku, nie było wobec tego najlepszym pomysłem. III Rzesza była wciąż słaba, a jej koalicja z Polską, w sposób automatyczny doprowadziłaby do paktu Francji z ZSRR. Z tych par, niewątpliwie ogromną przewagą dysponowałby duet Paryż – Moskwa. To właśnie dlatego II RP zdecydowała się geopolitycznie na prowadzenie polityki równowagi. Nie chodziło tutaj o moralne zasady, neutralność i próbę niewchodzenia w konflikty. Chodziło o to, iż każde zbliżenie Polski do Niemiec, zbliżało jednocześnie Francję do Związku Sowieckiego. Do Moskwy, która była śmiertelnym wrogiem II RP. Jednocześnie paktowanie z Hitlerem, oznaczało kompletnie pozbawienie się możliwości dealu z Francją i Wielką Brytanią. Tymczasem po Traktacie Wersalskim były to jedyne państwa Europy, które gwarantowały bezpieczeństwo Polski względem Niemiec.
Już na tym etapie rozważań, widocznym jest, iż sojusz z III Rzeszą opłacałby się Polsce pod względem geopolitycznym i geostrategicznym, tylko wówczas, gdyby duet Berlin – Warszawa był razem znacznie silniejszy (by nie podejmować zbytecznego ryzyka) od koalicji Paryż – Londyn – Moskwa (a należało jeszcze brać pod uwagę ponowną interwencję USA).
Równanie to było niezwykle istotne, ponieważ gdyby Polska wystąpiła w koalicji przeciwko ZSRR, a następnie przegrałaby wojnę, mogło dojść w skrajnym wypadku nawet do zagłady narodu Polskiego. Była to dość realna wizja, ponieważ w latach 1937 – 1938 w Związku Sowieckim trwał okres największych czystek, na skutek których nie tylko wymordowano ok. 40 tys. oficerów Armii Czerwonej, ale i rozstrzelano ok. 1-1,5 mln. osób (w tym ok. 700 tys. z mniejszości narodowych), a kolejne ok. 7-8 mln aresztowano i wywieziono na Sybir lub do Kazachstanu do obozów koncentracyjnych. W nich zmarło lub zostało zabitych kolejnych 2 mln ludzi. To ukazuje skalę terroru jaki panował pod sowiecką okupacją. O zbrodniach polski rząd był informowany i z pewnością ostatniej rzeczy, jakiej należało życzyć Polsce, to przegrana wojna z krwawym Stalinem.
W powyższej kalkulacji pomijam Włochy, a to z prostej przyczyny, iż Mussolini na tym etapie rozwoju sytuacji w Europie, wcale nie był zadeklarowanym sojusznikiem Hitlera. Jego postawa chwiała się jak chorągiewka na wietrze i była wyczekująca. Włochy przyłączyłyby się do strony, która osiągnęłaby przewagę.
Entuzjaści „opcji niemieckiej” często podnoszą, iż Józef Beck w swoich rozważaniach i dyplomacji nie kalkulował sytuacji geopolitycznej z uwzględnieniem ZSRR ( paktu Niemcy – Rosja). Jednak sami popełniają dokładnie ten sam błąd w stosunku do możliwości zawarcia układu Paryż – Moskwa. Polityka równowagi II RP nie była polityką równowagi dla Polski. Była polityką równowagi dla całej Europy, która powstrzymywała powstanie niezwykle groźnego dla polskiego interesu narodowego bloku Zachodu (gwarantów niepodległości II RP) z ZSRR (największym wrogiem PL).
W omawianym okresie nie sposób wspomnieć o naradzie, która odbyła się 5 listopada 1937 roku w Kancelarii Rzeszy w Berlinie. Oprócz Hitlera byli na niej obecni minister wojny i feldmarszałek Blomberg, głównodowodzący lądowych sił zbrojnych – gen. Frish, admirał Reader i dowódca lotnictwa Göring. Hitler przedstawił im konieczność podjęcia walki o rozszerzenie niemieckiej przestrzeni życiowej. Problem tzw. Lebensraumu miał być rozwiązany wyłącznie przy użyciu siły (tak wg podanych niemieckich źródeł w „Europa w przededniu wojny” M. Zgórniak, s. 51-53). Jak wynikało z dyrektyw ministra wojny Rzeszy oraz protokołu Hossbacha, kierownictwo rozważało pierwsze zdobycze terytorialne na Czechosłowacji lub Austrii (raczej w takiej kolejności, choć wiadomo, że stało się na odwrót). Co ważniejsze, analizowano już wówczas możliwość ataku na Polskę (!) bez uprzedniego zniszczenia Czechosłowacji (co oceniono jako ryzykowne, przez co ten wariant został odrzucony). Ostatecznie Hitler postanowił całkowicie odizolować politycznie Austrię a następnie ją zająć. Ten sam schemat działania miał zostać powtórzony w przypadku Czechosłowacji. Wszystko to ma potwierdzenie w niemieckich dokumentach archiwalnych, a także wspomnieniach m.in. adm. Readera oraz A. Speera.
Tym samym istnieją dowody na to, że Hitler od samego początku rozważał uderzenie zbrojne na Polskę (o czym oczywiście Polacy nie mogli wówczas wiedzieć, ale przecież to doskonale przeczuwali). Wprawdzie konstatacja ta nie wyklucza możliwości zmiany zamierzeń przez Hitlera, jednak całkowicie przekreśla tezę, jakoby Adolf Hitler, przed odrzuceniem żądań Gdańska, nigdy nie planował wojny z Polską. Jest to oczywista nieprawda. Pomijam fakt, iż by być uprawnionym do tego rodzaju stwierdzeń, należałoby posiadać umiejętność czytania w myślach zmarłego już Hitlera.
Osamotnieni – sytuacja przed i po 12 marca 1938 roku – Anschluss
Anschluss Austrii miał głównie znaczenie dla dwóch państw. Włoch i Czechosłowacji. Mussolini obawiał się ekspansji III Rzeszy w kierunku granic z Włochami, dlatego z początku stanowczo sprzeciwiał się aneksji Wiednia. W lipcu 1934 roku, gdy bojówki narodowo-socjalistyczne usiłowały dokonać w Wiedniu zamachu stanu i zabiły kanclerza Austrii E. Dollfussa, Hitler zląkł się mobilizacji włoskiej armii na granicy z Austrią i natychmiast wycofał się z pomysłu przejęcia południowego sąsiada.
Jednak gdy Hitler w 1937 roku porozumiał się z Mussolinim, Austria straciła swojego jedynego protektora i musiało się stać to, co było nieuchronne. Wiedniem nie specjalnie przejmowali się ani Francuzi, ani Brytyjczycy ani również Polacy. W dniu 13 stycznia 1938 roku min. Józef Beck udał się do Berlina i został przez Hitlera ogólnie poinformowany nie tylko o możliwościach Anschlussu Austrii, ale i także o planach podniesienia sprawy mniejszości niemieckiej w Czechosłowacji. Beck nie wierzył, by ktokolwiek wstawił się za Austrią i nie widział powodów, by Polska miała kruszyć z Niemcami o to kopie.
Niemniej, III Rzesza była jeszcze na tyle słaba, że Hitler obawiał się, iż Austria uzyska pomoc ze strony Czechosłowacji. Dlatego zatrzymano antyczeskie działania propagandowe, wstrzymano prowokacje mniejszości, a Hermann Göring, w krytycznych dniach pomiędzy 11-13 marca 1938 roku, aż czterokrotnie zapewniał posła czechosłowackiego w Berlinie Vojtecha Mastnego, iż Niemcy nie mają wobec jego kraju żadnych agresywnych zamiarów. Dał nawet uroczyste słowo honoru, że kwestia Austrii to jedynie „spór rodzinny”, a w przypadku Czechosłowacji, Niemcy będą kontynuować politykę zmierzającą do poprawy relacji.
12 marca na skutek przeprowadzenia operacji „Otto”, III Rzesza dokonała Anschlussu. Już kilka dni po nim, dyplomacja niemiecka wycofała się z zajętego wobec Czechosłowacji, przyjaznego stanowiska, a armia przystąpiła do prac nad planem „Fall Grün„. Tymczasem sytuacja geostrategiczna Czechosłowacji stała się niezwykle trudna, bowiem zajmując Austrię, Niemcy uzyskali dostęp do południowej czeskiej granicy. W tym do „miękkiego” jej podbrzusza, a raczej zwężenia tj. Moraw. O ile Czechosłowacja miała doskonałe umocnienia w górzystym terenie Sudetów, na dotychczasowej granicy z III Rzeszą, o tyle graniczące wcześniej z Austrią Morawy były pozbawione przeszkód zarówno naturalnych jak i umocnień. To otwierało Niemcom drogę z Wiednia na Brno i Ostrawę i dawało możliwość przecięcia Czechosłowacji na pół, oddzielając Pragę od całej Słowacji.
Po wchłonięciu Austrii, III Rzesza wzmocniła się o kilka austriackich dywizji. Gospodarczo Niemcy zyskali ważne surowce strategiczne, huty stali, park kolejowy i zaplecze produkcji motoryzacyjnej. Jednak gro Austro-Węgierskiego zaplecza produkcyjnego jeszcze z czasów I Wojny Światowej znajdowało się na terenie Czech. Dzięki czemu, Czechosłowacja dysponowała w okresie międzywojennym całkiem silną, nowoczesną armią, dobrze nasyconą działami, pojazdami i sprzętem pancernym.
Gdy Hitler przystąpił do działań przeciwko Czechosłowacji, politycy z Paryża poczuli zaniepokojenie. Francja posiadała układ z Pragą, zgodnie z którym obowiązana była wystąpić w jej obronie na wypadek niemieckiego ataku. Siłą rzeczy, powiązany z Francuzami Londyn również był żywotnie zainteresowany kwestią czechosłowacką. Rozpoczęła się być może najważniejsza gra dyplomatyczna XX wieku, w której Paryż, Londyn ale i także Warszawa miały jeszcze szansę zatrzymać pochód III Rzeszy i samego Hitlera.
Ostatnia nadzieja – sytuacja przed 30 września 1938 roku (Układ w Monachium)
Sytuacja geopolityczna i geostrategiczna
Zanim przejdziemy do omawiania wydarzeń poprzedzających Układ w Monachium, ważne jest, by dobrze rozeznać sytuację geopolityczną i strategiczną w ówczesnym czasie. Nie jest bowiem tak, że III Rzesza była już wtedy niekwestionowanym faworytem do wygrania Wojny Światowej (zresztą aż do 1940 roku nigdy takim faworytem nie była, a nawet gdy okazało się, że po upadku Paryża, Hitlerowi pozostał już do pokonania na kontynencie tylko ZSRR – to III Rzesza okazała się zbyt słaba by wojnę wygrać). Wręcz przeciwnie, pomimo gorączkowych przygotowań, wspaniale wyglądających liczb (ilość dywizji, potencjał populacyjny, ilość sprzętu), Niemcy były jeszcze zbyt słabe by poradzić sobie choćby z koalicją Francji, Polski i Czechosłowacji wspieranej przez Wielką Brytanię. Zwłaszcza, że pod koniec września 38′ Wehrmacht dysponował zapasem amunicji wystarczającym na zaledwie 3 tygodnie walk! Pomimo przyśpieszenia prac nad Linią Zygfryda, przy której zrobiono ogromne postępy między marcem, a wrześniem 38′, umocnienia te nie były jeszcze dostatecznie nasycone bronią (zwłaszcza artylerią). Innymi słowy, część bunkrów już stała, jednak ich obrona nadal byłaby dość problematyczna (jak utrzymać stały punkt obrony, bez odpowiedniej zdolności prowadzenia ognia przeciwartyleryjskiego lub wystarczającej obrony PLOT?). Wg niemieckich generałów: Adama i Witersheima Wał Zachodni opierałby się Francuzom maksymalnie 3 tygodnie.
Z kolei Mussolini wciąż się dystansował do pomysłów Hitlera, ponieważ Włochy były wówczas kompletnie nieprzygotowane do wojny. III Rzesza była politycznie całkowicie osamotniona w Europie. W przypadku ofensywy Francji i Polski, szybko straciłaby Prusy (na wypadek ataku rozważano ewakuację wojsk z Prus, zresztą znaczną ich część wtedy przetransportowano do III Rzeszy by wsparły obronę wschodniej granicy i kierunku na Berlin). Najważniejsza strefa surowcowo-przemysłowa na zachodzie Niemiec, była zagrożona. Podobnie jak cały Dolny Śląsk (stąd, przed rozmowami w Monachium rozlokowano tam sporo wojska, by przeciwdziałać okrążeniu regionu i odcięciu wojsk, atakujących na Morawy od północy).
Graf: Spodziewane kierunki natarcia obu stron, z zaznaczonymi rejonami umocnień czeskich głównie położonych w górach.
Niemiecki plan „Fall Grün” zakładał uderzenie łącznie 42 dywizjami i 3 pułkami SS. Najważniejsze natarcie miano przeprowadzić na Morawach (od północy przez część Bramy Morawskiej tuż przy granicy z Polską i od południa z kierunku Wiednia) w celu przepołowienia Czechosłowacji i marszu w kierunku Pragi od nieumocnionego wschodu. Jednakże Hitler, wbrew woli swoich dowódców, osłabił siły atakujące na Morawy by wzmocnić uderzenie na Pragę od strony zachodu (przez umocnienia). Jednocześnie jak się okazało po wojnie (na podstawie niemieckiej dokumentacji dot. „Fall Grün„ i szkicu czeskiego planu obrony i dokumentacji z mobilizacji), wywiad niemiecki bardzo mocno niedoszacował sił Czechosłowackich i nie przewidział, że czeski sztab doskonale odczytał przyszły przebieg ew. wojny. Czesi zmobilizowali w 38′ liczną armię (42 duże jednostki! – 6 miejsce w Europie!), a gro z jej sił rozlokowali właśnie do obrony Moraw (na którym to odcinku wg planów proporcja sił była podobna). A ponieważ Niemcy nie mogli zyskać nawet w tym miejscu przewagi manewrowej do Blitzkriegu (uderzaliby na stos. wąskim przesmyku na czoło dywizji czeskich, wprost pod przygotowane stanowiska ogniowe) ich plany szybkiego podboju Czechosłowacji mogłyby spełznąć na niczym (pamiętajmy, że we wrześniu 39′ i 40′ Niemcy wygrywali manewrem i okrążeniem, a nie bezpośrednim niszczeniem zgrupowań przeciwnika, tak więc nie zdobywali przewagi w bitwach, zadając straty, a zwyciężali ruchem, niejako bez ciężkich walk – a tam gdzie do walk dochodziło, ponosili ogromne straty w ludziach i sprzęcie, vide wrzesień 39′).
Sytuacja militarna Niemiec była wówczas w takim stanie, że na wieść o mobilizacji wojsk i rozlokowaniu ich w miejscach wyjściowych planu „Fall Grün„, przeciwko Hitlerowi natychmiast zawiązał się spisek. Zdający sobie sprawę z powagi sytuacji i ryzyka jakie podejmuje kanclerz (widmo kolejnej klęski nieprzygotowanych jeszcze Niemiec w przypadku wybuchu wojny), Schacht, gen. Beck, gen. Halder i wielu innych przygotowali plan zamachu stanu na wypadek, gdyby Hitler doprowadził w 38′ do wybuchu konfliktu. Wprawdzie ówczesny głównodowodzący wojskami lądowymi gen. Brauchitsch nie dołączył do spisku, to jednak podzielał zdanie jego uczestników (Że w przypadku interwencji Francji i Wlk. Brytanii, a może i Polski – Niemcy czeka klęska). To dowodzi, w jak niekorzystnej sytuacji geostrategicznej znajdowała się jeszcze wówczas III Rzesza. Czy warto było wówczas wiązać się z Hitlerem? (Pamiętajmy o wcześniejszym wniosku, że należało wspólnie z Berlinem stworzyć znacznie silniejszy blok, niż Francja, Wlk. Brytania i Związek Sowiecki razem wzięte). Polska mogła wówczas wystawić ok. 40 dywizji co łącznie z samymi siłami Czechosłowackimi, równoważyło ilościowo siły III Rzeszy (która wystawiała 40 dyw. przeciw Czechom, a kolejne 40 miało bronić wszystkich niemieckich granic i wschodnich i zachodnich).
Sytuacja polityczna
Kryzys czechosłowacki jest doskonałym przykładem na to, jak bardzo polityka może odbiegać od warunków geopolitycznych i geostrategicznych. Głównym sojusznikiem Czechosłowacji było ZSRR (co stanowiło zagrożenie dla Polski, zwłaszcza, iż relacja Warszawa-Praga były ciąż złe – z winy obu stolic). Czesi mieli ponadto gwarancje od Francji, która jeszcze 12 maja chciała rzeczywiście bronić Pragi (vide rozmowy Bonneta z Litwinowem). Problemem było to, że ze zrozumiałych względów, Józef Beck nie zgodził się na żaden przemarsz wojsk sowieckich przez terytorium Polski. Również Rumunii w 38′ odmówili prawa przemarszu wojsk sowietom. Innymi słowy, ZSRR mogło pomóc Czechosłowacji ew. tylko i wyłącznie przy pomocy lotnictwa (brak wspólnej granicy). Wobec tego, Francuzi szukali sojusznika do walki z Niemcami właśnie w Warszawie. Jednak Józef Beck, po wcześniejszych konsultacjach z rządem, pamiętając stanowisko Francji w czasie remilitaryzacji Nadrenii, a także Anschlussu, zachował stanowisko wyczekujące. 22 maja Polacy wysłali Francuzom notę, w której odmówili interwencji w Berlinie w obronie Czechosłowacji (by nie drażnić Niemców), jednak podkreślali, iż Polska wywiąże się z zobowiązań sojuszniczych wobec Francji. Było to z pozoru zagranie bardzo sprytne, bowiem Polska mogła się bądź to przyłączyć do silniejszej koalicji w przypadku wojny z Niemcami, bądź też, w sytuacji bierności Paryża i Londynu, zyskać coś kosztem Czechosłowacji. Decyzja ta nie było trudna, bowiem rząd Czechosłowacki robił wszystko, by załagodzić spór z Hitlerem, a z drugiej strony nie wykonywał żadnych ruchów w celu nawiązania współpracy z Warszawą. Było to kompletnie sprzeczne z postawą czeskich wojskowych, którzy naciskali w sprawie porozumienia dyplomatycznego z Polską i uruchomienia współpracy wojskowej.
Warto tutaj dodać, że mimo wszystko, Czechosłowacja ogłosiła częściową mobilizację armii już 20 maja 1938′, co podwoiło czeskie siły do 400 tys. żołnierzy pod bronią. Takie działanie rozzłościło Hitlera, który 28 maja w przemówieniu do przywódców NSDAP zapowiedział zniszczenie Czechosłowacji. Plan ataku był w fazie przygotowywania i w czasie, gdy Niemcy pracowali nad jego szczegółami, ich dyplomacja starała się zwodzić Paryż, Londyn i Pragę. Harmonogram posunięć dyplomatycznych został dostosowany do wcześniej zaplanowanych przygotowań militarnych.
W sierpniu 1938′ doszło do kuriozalnej sytuacji. Po odrzuceniu przez Niemców sudeckich trzech wcześniejszych planów kompromisu zaproponowanych przez prezydenta Benesza, Czechosłowacja zgodziła się na wszystkie żądania mniejszości niemieckiej. Postawiło to ugrupowanie SdP (które kierowało „V kolumną”) w kłopotliwej sytuacji, bowiem wg instrukcji Hitlera, w żadnym wypadku nie mogło dojść do ugody z rządem czechosłowackim. Hitler chciał wojny. Tymczasem ustało casus belli. By przywrócić bieg wydarzeń na właściwe tory, Niemcy zorganizowali szereg prowokacji, które zmusiły rząd w Pradze do reakcji. Na tej podstawie, na początku września Berlin zerwał rokowania pokojowe. To z kolei sprowokowało niemieckich spiskowców do wizyty w Londynie, gdzie nakłaniano Brytyjczyków do zajęcia ostrej postawy względem Hitlera. Który zdążył już sformułować nowe żądania. Tymczasem Czesi ogłosili pełną mobilizację. Francuzi również zaczęli mobilizować siły, flota brytyjska została postawiona w stan pogotowia. W dniach 22-24 września Chamberlain przyleciał do Niemiec na rozmowy z Hitlerem. Te okazały się bezowocne. Po wymianie depesz, w odpowiedzi na niemieckie żądania oddania Sudetów i w obliczu Czechosłowackiej odmowy, premier brytyjski oświadczył Hitlerowi:
„Rząd francuski poinformował nas, że jeśli Czesi odrzucają niemieckie memorandum i Niemcy zaatakują Czechosłowację, Francja wypełni swoje zobowiązania wobec Czechosłowacji. Jeśli w wyniku tego siły francuskie znajdą się w aktywnych działaniach wojennych przeciw Niemcom, będziemy czuli się zobowiązani poprzeć Francję”.
Odpowiedź Hitlera na tą notę była bardzo wojownicza. Gdy dowiedzieli się o tym spiskowcy, natychmiast podjęto decyzję o przeprowadzeniu przygotowanego już planu zamachu stanu. Ten nie wybuchł w dniu 27 września tylko dlatego, że gen. Brautchitsch nie mógł się zdecydować pomiędzy lojalnością, a zdrowym rozsądkiem. Tymczasem jeszcze tego samego dnia nadeszła informacja o zwołaniu konferencji monachijskiej…
W jej efekcie, w dniach 29-30 września zadecydowano za Czechosłowację, o przyjęciu warunków Hitlera i przyłączeniu Sudetów do III Rzeszy, co należy uznać za ogromny, być może najważniejszy w politycznej historii XX-wieku, błąd (do którego przyczynił się również J. Beck). Niewątpliwie we wrześniu 1938 roku sprowokowany do wojny Hitler, byłby ją przegrał lub został natychmiast obalony przez własnych generałów. Ale to już jest temat na innych artykuł.
Negocjacje II RP – III Rzesza – okres od 1.X.38′ do 15.III.39′ (aneksja Czech)
Ponieważ Paryż i Londyn kolejny raz ulegli Hitlerowi, Polacy, zgodnie z wcześniejszym zamysłem, postanowili ugrać również swój interes. 1 października 38′ Wojsko Polskie wkroczyło na Zaolzie, odzyskując ten region utracony na rzecz Czechosłowacji w czasie, gdy II RP walczyła o przetrwanie z wojnie z sowietami (1920r.). W sytuacji, gdy Paryż i Londyn potępiły Warszawę, ruch ten został zaakceptowany przez Berlin, co wywołało dodatkowe wrażenie, iż Polacy działali wspólnie i w porozumieniu z Hitlerem.
Po zajęciu Sudetów, Czechosłowacja została praktycznie pozbawiona osłony. Niemcy przejęli górskie, dobrze umocnione tereny stanowiące obronę serca Czech. Niemniej struktura Armii Czechosłowackiej pozostała niemal bez zmian.
Póki co, Hitler nie uzyskał tego, do czego dążył (całkowitego zajęcia Czech i podporządkowania Słowacji). Uległość zachodu i Czechosłowacji sprawiła, że nie mógł postąpić inaczej, jak zgodzić się na nieplanowane, ale stawiane przez siebie wcześniej żądania. Wprawdzie od tej pory, Czesi byli całkowicie zdani na jego łaskę, to jednak Polska wciąż czuła się bezpiecznie, jeśli chodziło o jej południową flankę. Jednocześnie Niemcy nie uzyskali czechosłowackiego zaplecza produkcyjnego, uzbrojenia i magazynów. Sytuacja III Rzeszy była z pewnością o niebo lepsza niż przed Monachium, jednak znacznie gorsza, niż założył to sobie Hitler we własnej wizji.
Niemniej, Hitler poczuł się już na tyle pewnie (uległość Francji i Wielkiej Brytanii oraz neutralizacja Czechosłowacji), że już 24 października 1938 roku zgłosił pierwsze, nieformalne żądania wobec Polski (o czym szerzej później). Niemal w tym samym czasie, tj. 24 listopada szef OKW gen. Keitel wydał instrukcję dot. zajęcia Gdańska. Z kolei 8 grudnia Keitel wydał instrukcję dla 3 Armii (w Prusach Wschodnich), w której w pkt 5 były opisywane warianty postępowania armii, również w sytuacji wojny z Polską. Jak widać, już pierwszym sondażowym propozycjom Ribbetropa w sprawie Gdańska, towarzyszyły opracowania konkretnego planu działań militarnych.
Sytuacja geostrategiczna i geopolityczna III Rzeszy nadal nie była jednak najlepsza. Francja i II Rzeczpospolita wciąż mogły wydać Niemcom wojnę na dwa fronty. Stan Linii Zygfryda nadal był niezadowalający, Armia nie uzyskała z dnia na dzień żadnych dodatkowych zapasów, amunicji i sprzętu. Hitler pozbył się jednego ewentualnego przeciwnika (Czechosłowacja) jednak III Rzesza wciąż nie posiadała przewagi. Zwłaszcza, że w dalszym ciągu była politycznie osamotniona. Dla Polaków proporcja sił Paryż-Londyn-Moskwa vs Berlin-Warszawa wyglądała dokładnie tak samo, jak przez Monachium. Czyli niekorzystnie dla tej drugiej pary.
Niemniej w okresie od X.1938 roku do III.1939 roku trwały negocjacje polsko-niemieckie, które opiszę w dalszej części opracowania. W tym samym czasie Hitler i naczelne dowództwo III Rzeszy były pochłonięte głównie planowaniem zajęcia całej Czechosłowacji („Fall Ost”).
Klamka zapadła – okres po 16 marca 1939 roku (tj. po aneksji Czech)
Aneksja Czech (15 marca 39′) bardzo znacznie wzmocniła III Rzeszę. Zarówno pod względem geostrategicznym jak również gospodarczym i czysto wojskowym. Niemcy zyskali nie tylko lewar na Polskę (poprzez podległą Słowację), ale i przejęli nowoczesne zakłady zbrojeniowe, olbrzymią ilość sprzętu wojskowego, nowoczesne czołgi, a także bazę surowcowo-produkcyjną. Potrzebowali wprawdzie trochę czasu, by wpiąć Czechy i jej zasoby w system niemieckiego państwa totalitarnego, jednakże niemal z dnia na dzień stali się potężniejsi.
Hitler poczuł się wówczas naprawdę pewnie. Niemal natychmiast wystosował oficjalne już żądania w stosunku do Polski. Rozkazał też zintensyfikowanie prac przy Linii Zygfryda (to dziwne, skoro najpierw rzekomo planował uderzyć Francję, a z Polską zawrzeć sojusz). Żądanie Gdańska nie miało jednak jeszcze prowadzić do wojny. W dniu 25 marca 39′ Hitler odbył rozmowę z głównodowodzącym wojsk lądowych gen. Brauchitschem. Wg notatki z tej rozmowy Hitler stwierdził, że Polska winna zostać tak pobita, aby w następnych dziesięcioleciach przestała się całkowicie liczyć jako czynnik polityczny. Rozważał też utworzenie państwa ukraińskiego.
Było to powtórzeniem już wcześniej sprecyzowanej wizji przyszłości, bowiem w rozmowie ze stycznia 1934 roku z Hermannem Rauschningiem, prezydentem Senatu Wolnego Miasta Gdańska, Führer powiedział rozmówcy, iż zamierza „swoją politykę na Wschodzie” prowadzić z Polską, ale nie dopuści, aby tam powstało jakieś „nowe mocarstwo polskie”.
Jednoznacznie przekreśla to tezę o tym, iż w sojuszu z III Rzeszą, Polska mogłaby stać się mocarstwem. Kreślenie takich wizji, należy uznać za niedojrzałe zachowanie fantastów, którzy nie posiedli dostatecznej wiedzy historycznej. Hitler zamierzał co najwyżej stworzyć z II RP państwo satelickie, podległe całkowicie jego woli. Rację miał J. Beck, który w rozmowie ministrem spraw zagranicznych Rumunii – Grigore Gafencu, uznał iż ustępstwa na rzecz Berlina, sprowadzałyby Polskę do pozycji wasala i co najwyżej:
„pasalibyśmy krowy Hitlera na uralskich pastwiskach”.
Zresztą opcja jakiejkolwiek pokojowej relacji między Warszawą, a Berlinem szybko straciła na aktualności. Gdy Wielka Brytania udzieliła II RP gwarancji w dniu 31 marca 1939 roku, niemiecki kanclerz wpadł w furię. Spodziewał się bowiem, iż Polska pozostanie samotna na arenie międzynarodowej, tak samo jak wcześniej Czechosłowacja. Dawało to możliwość politycznego izolowania Warszawy, narzucania jej warunków, a następnie w razie oporu, przeprowadzenia krótkiej, zwycięskiej wojny przeciw samotnej Polsce (do czego Hitler nadal później dążył, potwierdzając chęć wyizolowania politycznego Polski na spotkaniu z dowództwem w dniu 23 maja 39′). Gwarancje Brytyjczyków mocno komplikowały taką opcję. W dniach 1-4 kwietnia Hitler udał się na krótki urlop, w czasie którego podjął decyzję o przygotowaniu planu siłowego. 11 kwietnia 39′ niemiecki sztab zaczął prace nad „Fall Weiss” (po tym jak J. Beck podpisał umowę gwarancyjną z Wlk. Brytanią w dniu 6 kwietnia). Od tego momentu, tak samo jak w przypadku kwestii austriackiej czy czechosłowackiej, wszystkie decyzje dyplomatyczne były podporządkowane planom wojskowym.
Hitler chciał podbić II Rzeczpospolitą samodzielnie. Nie uzależniał tego, od stanowiska Stalina, choć zdawał sobie sprawę z tego, iż do czasu pokonania Francji, będzie musiał się z Moskwą jakoś dogadać. 28 kwietnia 39′ Hitler oficjalnie ogłosił na arenie międzynarodowej żądania w stosunku do Polski (wcześniej zostały one skierowane bezpośrednio tylko do Warszawy). Jednocześnie III Rzesza zerwała deklarację o nieagresji z 1934 roku. 5 maja Józef Beck wygłosił słynne wystąpienie sejmowe, odrzucające żądania niemieckie. Przy poklasku wszystkich zgromadzonych, łącznie z opozycją. Wówczas było już wiadomo, że klamka zapadła. Niemcy były zbyt silne i zbyt pewne siebie, by traktować Warszawę jako równorzędnego partnera i ew. sojusznika. Od początku maja Hitler dał zielone światło na podjęcie akcji prowokacyjnych „V kolumnie”, a także rozpoczął rozmowy ze Stalinem (starając się uzyskać zgodę na zajęcie Polski, co ostatecznie doprowadziło do ugody w związku z jej rozbiorami). Napięcie miało już tylko wzrastać, a spór musiał zakończyć się bądź to całkowitą kapitulacją Warszawy, bądź jej zdobyciem. Obie strony zaczęły przygotowania do wojny. Trwające rokowania Hitler wykorzystywał do łamania jedności sprzymierzonych i wprowadzania mobilizacyjnego chaosu w II Rzeczpospolitej (co się w znacznej mierze udawało).
Porażką Adolfa Hitlera okazały się natomiast próby skłonienia Mussoliniego do przystąpienia do wojny razem z III Rzeszą. Włochy poinformowały Niemców o niegotowości do podjęcia działań zbrojnych, o czym dowiedzieli się Brytyjczycy. Był to argument za tym, iż osamotniony Hitler ulegnie wobec twardego stanowiska Paryża, Londynu i Warszawy.
Jednak 23 sierpnia podpisano pakt Ribbetrop-Mołotow, a Hitler określił moment ataku na Polskę na datę 26 sierpnia 39′. Termin ten przesunięto na 1 września z uwagi na podpisanie sojuszu brytyjsko-polskiego z dnia 25 sierpnia 1939 roku, który zaskoczył Hitlera i ponownie wywołał u niego furię. To pokazywało, że nawet sam Führer nie był do końca pewien swojej przewagi, pomimo układu ze Stalinem.
Warto przy tej okazji rozprawić się z innym mitem, jakoby Brytyjczycy podpisali z Polakami sojusz po pakcie Ribbetrop-Mołotow, wiedząc o jego tajnym załączniku i tylko po to, by zachęcić Warszawę do wojny (tak by stała się pierwszą ofiarą Hitlera, zamiast Francji). Jest to nieprawdą, ponieważ Amerykanie dowiedzieli się treści słynnego aneksu w dniu 25 sierpnia, tj. w tym samym dniu, w którym Wlk. Brytania i II RP podpisywały sojusz. Brytyjczycy (a konkretnie Lord Halifax) dowiedział się o planowanych rozbiorach Polski właśnie od Waszyngtonu, ale dopiero 27 sierpnia.
Tło i dynamika negocjacji z Niemcami w kluczowym momencie
Zgodnie z wnioskami wcześniejszej sekcji, ewentualny sojusz pomiędzy II Rzeczpospolitą, a III Rzeszą mógł być zawarty jedynie w luce czasowej pomiędzy Układem Monachijskim (30 września 38’), a brytyjskimi gwarancjami dla Polski (31 marca 39’). Bowiem gwarancje te, stały się przyczyną decyzji Hitlera o przygotowaniu inwazji na II RP (plan „Fall Weiss”, rozkaz do jego opracowania Hitler wydał 11 kwietnia, na podstawie decyzji podjętej między 1-4 kwietnia). Los, jaki spotkał Austrię, a także Czechosłowację jasno dowodzi, iż Adolf Hitler podporządkowywał swoje wszystkie ruchy polityczno-dyplomatyczne, wcześniejszym decyzjom militarno-strategicznym. Gdy zapadały decyzje o przygotowaniu się do podjęcia działań zbrojnych, kolejne kroki dyplomatyczne miały jedynie za zadanie przygotować i uzasadnić agresję, gdyby wybrana ofiara odmówiła kapitulacji (za M. Zgórniakiem: „Europa w przededniu wojny”). Nie spotkałem się dotąd z próbą podważenia tej tezy przez współczesnych historyków i publicystów.
W tym kontekście, należy szczegółowo przeanalizować przebieg wydarzeń pomiędzy 30 września 1938 roku, a 31 marca 1939 roku, ponieważ od kwietnia 39′ Adolf Hitler był już zdecydowany na realizację żądań przy pomocy siły, czego również dowodziła rozpoczęta, anty-polska kampania propagandowa. Innymi słowy od kwietnia 39′ Adolf Hitler myślał już tylko o „ukaraniu” Polaków, jego dalsze ruchy dyplomatyczne służyły tylko w celu uśpienia czujności Warszawy, a roszczenia stanowiły pretekst bądź to do inwazji (w przypadku odmowy) lub też prawdopodobnie do dalszych żądań i ostatecznej kapitulacji II Rzeczpospolitej.
Poczynając od 30 września 38’ oba państwa, zarówno II RP jak i III Rzesza, zaangażowały się w szereg projektów politycznych. 1 października Warszawa wystąpiła z ultimatum do Pragi, o zwrot Zaolzia. Czesi ustąpili. W tym czasie Berlin zaczął organizować rewoltę na Słowacji. Jednocześnie Hitler poparł polskie zajęcie Zaolzia.
Jednak już w niecały miesiąc po Układzie z Monachium (który miał całkowicie zaspokoić apetyt Hitlera), tj. 24 października 38’ Joachim von Ribbentrop zaprosił na rozmowę ambasadora Józefa Lipskiego. Minister Spraw Zagranicznych III Rzeszy oznajmił podczas spotkania, iż III Rzesza spodziewa się m.in. oddania Gdańska i stworzenie korytarza na Pomorzu z eksterytorialną autostradą i koleją. W zamian Niemcy gwarantowali pakt o nieagresji na dalsze 25 lat.
Co należy podkreślić, było to zaledwie dwa miesiące po niezwykle przyjaznym względem Polski wystąpieniu Adolfa Hitlera z dnia 23 września 1938 roku,w którym kanclerz III Rzeszy powtórzył, m.in że:
„Całkowicie gotów jestem przyznać, że Polska, kraj liczący 33 miliony mieszkańców, koniecznie potrzebuje dostępu do morza”.**
Trudno jest oprzeć się wrażeniu (tak dziś jak i wówczas), że III Rzesza zamierzała powtórzyć manewr zastosowany wcześniej z Austrią i Czechosłowacją (najpierw deklaracje pokoju, a w momencie zyskiwania przewagi strategicznej, żądania i przygotowanie agresji). Jeśli Adolf Hitler szczerze planował sojusz z Polską, to zadziałał w sposób kompletnie nieodpowiedzialny. Popełnił fatalny błąd dyplomatyczny, który zaważył na dalszych relacjach i negocjacjach z II RP.
Polski ambasador przekazał żądania Ribbetropa z dnia 24.X.1938′ ministrowi Beckowi. Roszczenia (choć nieoficjalne) zszokowały ich obu. Józef Beck, który do tego czasu utrzymywał bardzo dobre relacje z Niemcami i prowadził wręcz pro-niemiecką politykę zagraniczną nie przekazał informacji o żądaniach Rydzowi-Śmigłemu aż do stycznia 1939 roku (co było w mojej opinii błędem). Sądził bowiem, że zdoła sprawę wyjaśnić na etapie nieoficjalnych konsultacji. Wstępnie postanowił „ofertę” odrzucić, co zostało przekazane Ribbentropowi w dniu 19 listopada 1938 roku przez ambasadora Lipskiego.
Następnie Józef Beck 5 stycznia 1939 roku osobiście udał się do Adolfa Hitlera na rozmowę, by wyjaśnić jego niezrozumiały zwrot dyplomatyczny przeciwko II RP. Wbrew nadziejom Becka, kanclerz Niemiec potwierdził wcześniejsze żądania. Polski minister wrócił do Warszawy i poinformował o wszystkim Śmigłego-Rydza. 25 stycznia do Warszawy przyjechał Joachim von Ribbetrop i na spotkaniu ze Śmigłym-Rydzem i prezydentem Mościckim powtórzył roszczenia niemieckie. Zaoferował również przekazanie Polsce terenów Słowacji, po zakończeniu rozbioru Czechosłowacji, a także wspomniał o wspólnej wojnie przeciwko ZSRR.
Na tym etapie Polacy dowiedzieli się kilku kwestii. Po pierwsze, że Hitler rzeczywiście nie był partnerem godnym zaufania, a wiarygodność III Rzeszy spadała niemal do zera. Dlaczego? Ponieważ po słowach (przed Monachium): „Rzesza nie potrzebuje Czech„, niemiecka dyplomacja właśnie oznajmiała, że za nic ma nie tylko świeżo zawarty układ z Monachium, ale i własne deklaracje i obietnice (tak względem Pragi, jak i wobec Polski).
Po drugie, okazało się, że Hitler dąży do kolejnej wojny światowej, w której celem (po Francji) miał być Związek Sowiecki. Wnioski były łatwe do wyciągnięcia. Gdyby całkowicie zaufać Hitlerowi w jego gwarancje, to „Wspaniałomyślna” oferta (jak nazwał ją Ribbetrop, a później Goering) miała zagwarantować III Rzeszy spokój na wschodzie w pierwszym etapie wojny. Polska pełniłaby rolę bufora oddzielającego walczącą III Rzeszę, od wrogiego jej ZSRR. Po pokonaniu Francji, Niemcy zamierzali uderzyć wspólnie z II RP na Moskwę. Zagrożenia dla Polski były oczywiste. Sowieci nie czekając (zwłaszcza, że FRA i GB poprosiłyby o pomoc w zamian za zdobycze terytorialne, np. na Polsce), mogli z całym impetem uderzyć na Warszawę, w momencie, gdy Niemcy siłowaliby się z Francuzami. Wizja ta nie była zbyt korzystna, bowiem na granicy z III Rzeszą, Francja posiadała Linię Maginota, która była uważana za przeszkodę nie do przejścia. Tymczasem Sowieci mieli na polskim froncie doskonałe warunki do szybkiej ofensywy z dwóch kierunków (Białoruś i Ukraina). Doświadczenia z I WŚ były takie, że Front Zachodni mógł stanąć w okopach na całe lata. Tymczasem historia z 1919-1920 pokazywała, iż Sowieci są w stanie wykonać szybkie uderzenia na Warszawę w ciągu tygodni. Tylko, że tym razem, na Froncie Ukraińskim nie było zapory w postaci broniącego się Kijowa. Innymi słowy, ZSRR mogło uderzyć na Polskę na raz z dwóch kierunków, a pamiętać należy, że gdyby Stalin nie zatrzymał się w 1920 na Ukrainie (zamiast pomóc Tuchaczewskiemu), Polska prawdopodobnie przegrałaby wojnę. Nic zatem dziwnego, że polscy decydenci mieli ogromne obiekcje, jeśli chodzi o hitlerowską ofertę (nawet przy założeniu, że była szczera).
Odpowiedź strony Polskiej była dość jednoznaczna. Beck, Śmigły-Rydz i Mościcki powtórzyli chęć zachowania neutralności II RP i odmówili wojny przeciwko ZSRR, która mogła okazać się zgubną (o czym szeroko później). Ponadto strona Polska nie wyraziła zainteresowania przejęciem Słowacji, jednak postulowano, by stała się ona częścią Węgier. Było to bardzo mądre zagranie, bowiem rząd Polski od miesięcy starał się uzyskać wspólną granicę z przyjaznymi Węgrami (vide „Operacja Łom„). Nie można było jednak przyjąć oferty Hitlera i bezprawnie zająć Słowacji, bez konsekwencji na arenie międzynarodowej. Polska i tak już miała zepsutą opinię na zachodzie (po aneksji Zaolzia), a po roszczeniach Hitlera, okazało się, że lepiej pozostawić sobie jednak „furtkę” i możliwość przeskoczenia do obozu późniejszych aliantów. Tak, by nie zostać osamotnionym i zdanym na pastwę niesłownego Hitlera, gdyby ten pragnął aneksji całej Polski. Dlatego lepiej było obciążyć konsekwencjami dyplomatycznymi Budapeszt i osiągnąć jednocześnie zamierzony cel (wspólna granica z Węgrami).
Po styczniowych rozmowach, stosunki między III Rzeszą, a II RP zostały utrzymane na dotychczasowym status quo. Niemcy przekonali się, iż Polska będzie zachowywać się raczej biernie i chce pozostać neutralna. Póki co, Berlinowi to wystarczyło. Kolejnym bowiem celem było rozebranie Czechosłowacji, osłabionej już wówczas pod względem:
militarnym (bez umocnień w Sudetach i bez ich mieszkańców, którzy w momencie mobilizacji we wrześniu 38′ karnie stawili się do Wojska Czechosłowackiego w celu obrony państwa).
dyplomatycznym (W Układzie z Monachium, Francja i Wielka Brytania zwyczajnie poddały Czechosłowację, co musiało skutkować dalszą obojętnością i biernością względem losów Pragi),
politycznym (elita polityczna Czechosłowacji skompromitowała się i pozbawiła się możliwości ponownej mobilizacji społeczeństwa do walki o obronę suwerenności).
Tymczasem Polacy po styczniowej wizycie Ribbentropa doszli do wniosku, iż II RP może stać się kolejnym celem Hitlera. Wobec tego, Śmigły-Rydz wydał dyspozycję do przyśpieszenia prac sztabowych nad planem obronnym.
Następnie 15 marca 1939 roku III Rzesza dokonała tego, co sugerował Polakom Ribbetrop już styczniu. Anektowała Czechy i utworzyła protektorat w postaci Słowacji. Tym samym polsko-węgierskie marzenia o wspólnej granicy legły w gruzach (wprawdzie tymczasowo, jednak wówczas jeszcze nie wiedziano, że Budapeszt zyska Zakarpacie). Z polskiej perspektywy było to ogromnie istotne, bowiem świadczyło to o tym, iż Niemcy zamiast pokazać dobrą wolę, wzmocnić pozycję Polski (i siłą rzeczy Węgier), wolały zagiąć na Warszawę parol i zagrozić Polakom od strony południa. Było to śmiertelnie niebezpieczne, co zauważył m.in. w 1935 roku Władysław Studnicki w „System polityczny Europy a Polska„, gdzie napisał:
„Dla Polski udział w bloku środkowo-europejskim nie mógł wzbudzać obaw, gdyby Polska bezpośrednio graniczyła z Węgrami.”
Tym samym odrzucając prośbę Polaków (o przekazaniu Słowacji Węgrom), III Rzesza przekreślała możliwość partnerstwa z II RP nawet w oczach samego protoplasty koncepcji sojuszu z Niemcami!
Niemal natychmiast po aneksji Czech, tj. 21 marca 1939 roku Adolf Hitler wystosował oficjalne, pisemne memorandum do rządu RP z wcześniej stawianymi żądaniami. Ponieważ roszczenia miały już charakter oficjalny polscy decydenci nabrali pewności, że delikatne sugestie, rokowania i poklepywanie po plecach się skończyły. Adolf Hitler zyskał na pewności siebie. Rozmawiał już z pozycji siły. Żądania wygłosił niemal natychmiast po złamaniu traktatu monachijskiego. Nie można było wówczas pomyśleć inaczej, niż: „teraz Polska!”. Zwłaszcza, że dwa dni później tj. 23 marca Niemcy zajęli litewską Kłajpedę. Tego samego dnia Polacy zarządzili tajną mobilizację niewielki sił (4 dywizje), a polski rząd rozpoczął gorączkowe długie i wyczerpujące narady. Ostatecznie 26 marca zdecydowano odmówić żądaniom III Rzeszy. Polacy zdecydowali dać odpór żądaniom, jeszcze przed gwarancjami Wielkiej Brytanii (które nadeszły dopiero 31 marca, a 6 kwietnia podpisano układ w Londynie). Co skłoniło polski rząd do tego, by bronić się nawet w sytuacji, gdyby Brytyjczycy gwarancji nie udzielili? O tym będzie w kolejnej sekcji. Co w tym miejscu należy podkreślić Polacy doskonale odczytali intencje Hitlera, który jeszcze 25 marca 1939 roku w rozmowie z dowódcą wojsk lądowych Brauchitschem powiedział:
„Polska powinna być do tego stopnia rozbita, aby nie potrzeba się było z nią liczyć w następnych dziesięcioleciach jako z czynnikiem politycznym”
Ten cytat chyba w sposób całkowicie definitywny poświadcza o rzeczywistych intencjach Hitlera względem Polski.
Ponieważ entuzjaści „opcji niemieckiej”, komentując ten fragment historii, nie pozostawiali na polskim rządzie suchej nitki (obarczając go winą za brak uległości i brak woli do dążenia do sojuszu z III Rzeszą) wypada tutaj zacytować W. Studnickiego, który w „Wobec Nadchodzącej Drugiej Wojny Światowej”, (s. 95) stwierdził, iż
„Gdyby Polska nie czuła się zagrożoną przez Niemcy wskutek aneksji Czech 15 marca i Kłajpedy 21 marca i gdyby w tydzień po tym nie nastąpiło domaganie się Gdańska i autostrady przez Pomorze, to stałaby w obozie państw osi.”
i dalej (str. 100):
„Aneksja Kłajpedy i w tydzień potem wysunięcie ręki po Gdańsk wywołało przypuszczenie, że Niemcy mają na celu odsunąć Polskę od morza. Wbrew uprzednim oświadczeniom Hitlera (…)”
oraz (s. 101):
„Wysunięcie sprawy gdańskiej i autostrady w danej chwili było błędem. Fatalnym błędem.”
Studnicki pisał to wszystko w kontekście aneksji Czech, ale nie wiedział wówczas, że Hitler popełnił ten błąd znacznie wcześniej. Już 23 października 1938 roku, kiedy to postawił wstępne nieoficjalne żądania zaraz po swoich obietnicach względem Polski, Traktacie z Monachium i zajęciu Sudetów.
Wobec powyższego nie ulega wątpliwości, że nawet jeśli była jakakolwiek szansa na zawarcie sojuszu II Rzeczpospolitej z III Rzeszą, to możliwość tą pogrzebał sam Adolf Hitler. I nawet gdyby taki sojusz mógł okazać się dla Polski korzystny (a z perspektywy roku 1939 było to wysoce wątpliwe, o czym będzie dalej), to nie można obarczać ówczesnych polskich decydentów winą za to, że myśleli i działali logicznie. Że spodziewali się scenariusza czechosłowackiego i nie dali wiary w dobre intencje Hitlera. W kontekście całego tła tamtych wydarzeń, byłoby to zwykłą naiwnością. Polacy, spodziewając się że pierwsze żądania są wstępem do dalszych roszczeń, oprócz oporu, mogli wówczas rozważać jedynie opcję kapitulacji. Jednak jak podjąć taką decyzję, gdy państwo mogące dysponować ponad milionową armią, nie oddało nawet strzału w swojej obronie?
**Wprawdzie mowa tutaj była „tylko” o dostępnie do morza, nie o Gdańsku, jednak dla ówczesnych Polaków, utrata Gdańska, a także biegnący przez całe pomorze pas eksterytorialny z autostradą i koleją pomiędzy III Rzeszą, a Prusami, odcinał de facto ten dostęp (to tak jakby dziś wyznaczyć eksterytorialny pas rosyjski z Kaliningradu do Niemiec, przez cały nadmorski pas III RP, odcinający resztę Polski od wybrzeża).
Uwaga! Czytasz ten tekst dzięki temu, że autor bloga znajduje dość samozaparcia i mobilizacji by go dla Ciebie pisać 🙂 Dlatego, jeśli uważasz ten tekst za wartościowy i wart tego, by wznowić dyskurs publiczny na omawiany temat i omówić argumenty zawarte we wpisie – udostępnij lub poleć go znajomym. Kilka dodatkowych sekund, które na to poświęcisz nijak mają się do czasu, który już spędziłeś przy czytaniu niniejszego wpisu. Ja pisałem go znacznie, znacznie dłużej. Miło będzie również przeczytać Twój komentarz pod tekstem. Czekam również na uwagi i merytoryczną polemikę 🙂 Dziękuję. KW
Kalkulacja Becka – z jakim ryzykiem wiązały się ustępstwa?
W populistycznym sporze dotyczącym wyborów politycznych z 1939 roku dominuje fałszywy pogląd, iż decydenci II RP mierzyli się głównie z dwiema możliwościami. Wojną przeciwko III Rzeszy lub sojuszem z Hitlerem (Czyli honor vs realizm). Tymczasem można przypuszczać, iż oba te warianty przegrywały z innym, który z pewnością wymagał o wiele głębszych rozważań niż te wyżej wymienione.
W świetle przedstawionych chronologicznie wydarzeń, tła historycznego i okoliczności, nasuwa się konstatacja, iż głównym problemem dla Józefa Becka i Edwarda Śmigłego-Rydza była wiarygodność oferty Hitlera. Jeśli Hitler i naziści, nie byli już dla Warszawy wiarygodni, należało rozważyć bardzo poważnie skutki ewentualnego uwzględnienia niemieckich roszczeń. A te mogły być następujące (pamiętajmy, że rozważamy warianty z pominięciem obecnej wiedzy o tym, jak rzeczywiście potoczył się bieg historii, innymi słowy – postawmy się w sytuacji tamtych ludzi):
w okresie przed gwarancjami brytyjskimi, Polska ulegając III Rzeszy nie mogłaby już liczyć na żadne sojusze, gwarancje i układy z zachodem (nikt by nie bronił uległej ofiary), a więc zostałaby sama, skazana na pastwę i wolę Hitlera,
w okresie po gwarancjach brytyjskich, Francuzi i Brytyjczycy mogliby się wycofać z układów, twierdząc, że nie będą bronili państwa, które samo akceptuje roszczenia i nie wyraża woli walki,
Hitler mógł kolejny raz nie dotrzymać słowa i po spełnieniu roszczeń zażądać więcej. Np. wszystkich terenów wchodzących w skład byłej II Rzeszy Niemieckiej (Pomorze, Wielkopolska), z kolei osamotniona Polska (patrz pkt 1 i 2) nie mogłaby się już temu sprzeciwić, a gdyby się sprzeciwiła (i zyskała w stosunku do 1 września kilka tygodni), to do wojny przystępowałaby sama jedna. Niemcy mogliby wówczas rzucić przeciw Warszawie niemal wszystkie siły, które pierwotnie miały bronić ich przed atakiem z zachodu (ponadto mitem jest, że zyskanie na czasie było korzystne, z każdym miesiącem dysproporcja sił wojskowych zwiększała się na korzyść III Rzeszy, więc wojskowo traciliśmy z każdym dniem),
po okazaniu słabości i uwzględnieniu roszczeń III Rzeszy, ze swoimi roszczeniami mógł wystąpić Związek Sowiecki i to nawet bez potrzeby zawierania specjalnego układu, lub konsultacji z Berlinem,
Hitler po spełnieniu kolejnych roszczeń przez Polskę, wcale nie musiał wszczynać wojny światowej… Co gdyby Polska zdecydowała się poddać, jak Czesi, a wojna by nie wybuchła? Moglibyśmy stracić długo wyczekiwaną niepodległość na kolejne stulecia i to nie oddając nawet 1 strzału, w sytuacji gdy dysponowaliśmy milionową armią,
po uzyskaniu autostrady, Gdańska i 25-letniego paktu o nieagresji, Hitler wcale nie musiał dążyć do sojuszu z Polską, po zabezpieczeniu bowiem w ten sposób wschodniej flanki (neutralna Polska stanowiła doskonały bufor względem ZSRR), mógł zniszczyć Francję, a następnie zmienić zdanie w zakresie Warszawy i dysponując całą siłą zmieść Polskę lub rozebrać ją w porozumieniu z ZSRR (tak by się zapewne stało, gdyby II RP nie zechciała jednak uczestniczyć w wojnie przeciwko Sowietom),
w przypadku, gdyby jednak II RP zgodziła się na wspólną z Niemcami wyprawę na Moskwę, Polska de facto stałaby się terytorium frontowym, w wojnie dwóch innych mocarstw, a polska ludność cywilna i żołnierze, ginęliby w interesie Hitlera (po to, by III Rzesza mogła zyskać dominację), innymi słowy suwerenny rząd II RP zgodziłby się na prowadzenie wojny na swoim terytorium (dewastacja miast, wsi i mienia), przez dwa obce mocarstwa, geopolitycznie wrogie Polsce, a w dodatku Polacy mieliby ginąć w interesie jednego z tych mocarstw.
Jak widać, sytuacja wcale nie była taka zero-jedynkowa, jak się ją próbuje przedstawić. Entuzjaści „opcji niemieckiej” śmiało podnoszą larum, iż Polacy walczyli za Londyn i Paryż. Taka polityka miała być co najmniej lekkomyślna, lub nawet stanowić efekt spisku. Tymczasem pomija się fakt, iż w przypadku realizacji „opcji niemieckiej” Polacy musieliby walczyć w interesie nazistów i Hitlera. Tutaj dopiero pojawiłyby się ciekawe teorie o wyniszczaniu narodu polskiego, którym posłużyli się okultyści z SS (niemal cała wyższa kadra SS z Himmlerem włącznie parała się okultyzmem, co jest dobrze znanym faktem historycznym).
Wracając jednak do meritum. Istotnym czynnikiem sytuacyjnym była postawa ZSRR. Gdyby Polska poszła na układy z Hitlerem, oczywistym było, że ZSRR stanie po stronie Francji. W 1939 roku nikt nie mógł przypuszczać, że Francja, pomimo posiadania Linii Maginota, polegnie w dwa tygodnie… Nikt z ówczesnych nie spodziewał się takiego scenariusza (nawet Stalin był w szoku, gdy okazało się jak szybko zdobyto Paryż, a Mussolini widząc klęskę Francuzów natychmiast dołączył do wojny, choć wcześniej unikał tego jak ognia). Reasumując. PRZED FAKTEM, sytuację rozważano w ten sposób, iż gdyby Niemcy zaatakowały Francję, to ZSRR uderzyłoby na II RP (wcześniej, czy później). To byłaby naturalna kolej rzeczy. Gdyby Niemcy utknęli na Linii Maginota, Wielka Brytania zaczęłaby blokować państwa Osi na morzach, ZSRR rzuciłoby się do ofensywy wschodzie, a do walki mogłyby się włączyć jeszcze Stany Zjednoczone… Rachunek sił, na wiedzę z 1939 roku, wydawał się prosty. Państwa centralne, w tym Polska, musiałyby ponieść ponowną, sromotną klęskę. Co stałoby się z II Rzeczpospolitą, gdyby Sowieci przetoczyli się przez polskie terytorium i zdobyli Berlin? Przykład na to, co czekałoby ludność cywilną, nasi rządzący otrzymali rok wcześniej. W czasie czystek w ramach Operacji polskiej NKWD z lat 1937-1938 sowieci wymordowali ponad 110 tys. Polaków, a kolejne 100 tys. deportowali do Kazachstanu i na Syberię.
Ludzie, którzy podejmowali decyzje w 1939 roku musieli mieć to z tyłu głowy. Dla nich, ewentualna porażka z cywilizowanymi i honorowymi Niemcami (tak byli wówczas postrzegani, co zresztą mocno podkreślał np. Piotr Zychowicz), oznaczała jedynie przegraną militarną. W jej efekcie spodziewano się dość surowej, ale w miarę znośnej okupacji niemieckiej (nie spodziewano się wówczas masowych mordów na inteligencji polskiej i holokaustu). Tymczasem już w 1939 roku liczono się z tym, iż ewentualna klęska w wojnie z ZSRR mogłaby oznaczać falę mordów i anihilację narodu polskiego!
Spośród wielu w/w wariantów, z pewnością należy więc rozważyć te dwa kolejne, w których Polska poniosłaby porażkę wojenną, bądź to będąc w obozie niemieckim, bądź też występując przeciw III Rzeszy. Z tych dwóch wariantów, zgodnie z wiedzą z 1939 roku, nieporównywalnie groźniejszą perspektywą była wojna i porażka z morderczym Związkiem Sowieckim, który dokonywał zbrodni na niespotykaną dotąd skalę. Sowiecka ideologia i reżim, wydawały się wówczas najgorszym, co mogłoby spotkać Polaków. W obliczu polityki sowieckiej polegającej na systemowym procesie zagłady narodu polskiego, porażka z Wehrmachtem i okupacja niemiecka mogły wydawać się wówczas całkiem niegroźną perspektywą.
Sytuacja militarna i geopolityczna Polski nie była wówczas jednak jeszcze tak tragiczna, by rozważać jedynie warianty złe, lub katastrofalne. Wszystkie w/w scenariusze były omawiane w zasadzie bez uwzględniania okoliczności, która była kluczowa dla kierownictwa II RP. Mianowicie Polska nie musiała wcale samotnie mierzyć się z Niemcami, lub razem z III Rzeszą wypowiadać wojnę reszcie świata. Jak opisywałem powyżej, obie alternatywy mogły okazać się fatalne w swoich skutkach (przy czym znacznie groźniejszym dla Polaków scenariuszem był sojusz z Niemcami i porażka z ZSRR).
II Rzeczpospolita mogła wyrwać się z tego dualizmu, poprzez sojusze z Francją i Wielką Brytanią. W takiej sytuacji Polska mogła liczyć się z dwiema opcjami, takimi że:
bluffujący do tej pory Adolf Hitler (bluffował przy Nadrenii i Austrii, natomiast przy Czechosłowacji mocno przeliczył swoje siły i udało mu się ją zająć tylko dlatego, że Sudety padły ofiarą układu w Monachium), stykając się po raz pierwszy z twardą postawą, zwyczajnie odpuści. Przynajmniej na jakiś czas,
koalicja mocarstw Wielkiej Brytanii i Francji, w połączeniu z milionową armią II Rzeczpospolitej, poradzi sobie z walczącą na dwa fronty III Rzeszą, natomiast:
ZSRR nie ruszy na Polskę z drugiej strony, z uwagi na jej sojusze z Francją i Wlk. Brytanią.
Wszystkie te trzy założenia, były zupełnie logiczne i jak pokazała historia, miały oparcie w rzeczywistości (wbrew temu, co twierdzą niektórzy krytycy Wojny Obronnej z września). O tym jednak nieco później. Na potrzeby tej sekcji, wciąż będę się skupiał na tym, jaką wiedzą (lub niewiedzą) dysponowali decydenci (nie tylko polscy) w 1939 roku. Wówczas natomiast nie do końca zdawano sobie sprawę ze słabości Francji i Wielkiej Brytanii oraz siły Niemiec, które posłużyły się później w wojnie, nowatorską doktryną Blitzkriegu.
Przypomnijmy jak wyglądała sytuacja w latach 1938-1939 roku:
Pomimo dotychczasowej, kapitulanckiej postawy Francuzów (kwestia remilitaryzacji Nadrenii, rozbiorów Czechosłowacji), logicznym wydawało się to, że w interesie Francji było uderzenie na III Rzeszę z drugiej, słabo bronionej strony, by odnieść zwycięstwo i zakończyć wojnę jak najszybciej. Zanim Polska upadnie, a III Rzesza przerzuci wszystkie siły na zachód. Nie należało wobec tego definitywnie przekreślać Francuzów. Dotychczas bowiem nie byli bezpośrednio zagrożeni wojną, jednak w przypadku inwazji Niemiec na Polskę, oczywistym było, iż Paryż będzie stanowił drugi cel, zaraz po Warszawie. Ze strategicznego punktu widzenia, nierozsądnym ze strony Francuzów, byłoby nie podjęcie ofensywy na froncie zachodnim.
Wiele osób analizujących sytuację po 15 marca 1939 roku (tj. po aneksji Czech) skupia się na paskudnej sytuacji geostrategicznej II Rzeczpospolitej (możliwość ataku z 3 stron). Należy jednak bardziej szczegółowo przyjrzeć się sytuacji geopolitycznej III Rzeszy. Berlin był jeszcze wówczas osamotniony. Rzym nie rwał się do wojny, a Moskwa poszła na układ dopiero 23 sierpnia 1939 roku (8 dni przed wybuchem konfliktu).
Widocznym jest, iż Niemcy również nie znajdowali się w znakomitej sytuacji. Teoretycznie, w obliczu wojny, natychmiast musieli radzić sobie na dwóch frontach równocześnie. Niemieccy stratedzy, doskonale zdawali sobie z tego sprawę. I z zagrożeniami, jakie się z tym wiązały. Gdy wybuchła wojna, a 3 września 1939 roku Wlk. Brytania i Francja przystąpiły do konfliktu, cała niemiecka generalicja obawiała się porażki! Skoro sami Niemcy posiadali wątpliwości co do swojej przewagi, to tym bardziej, Francja, Wlk. Brytania i Polska mogły zakładać, że Berlin zwyczajnie nie pokusi się o inwazję i nie zaryzykuje wszystkich dotychczasowych zdobyczy terytorialnych w konflikcie o niepewnym wyniku. Jak stwierdził Paweł Wieczorkiewicz w wywiadzie Piotra Zychowicza w Rzeczpospolitej z dnia 17-18 września 2005 roku:
„Beck doszedł jednak do wniosku, że nawiązując bliskie stosunki z Brytyjczykami i zacieśniając je z Francuzami, stworzy blok, który okiełzna Hitlera. Było to rozumowanie całkiem poprawne, ale z jedną kardynalną wadą – nie brało pod uwagę osoby Stalina i jego zaborczych planów.„
I tu należy wrócić ponownie do Związku Sowieckiego. Jak wskazałem powyżej, sojusz z Niemcami, a w konsekwencji wojna II RP z ZSRR i prawdopodobna przegrana państw Osi z Aliantami (tu można dywagować, ale na stan wiedzy z 1939 roku, taka teza była bardzo prawdopodobna) oznaczałyby katastrofę dla Polski. Hekatombę ludności cywilnej, którą już wówczas należało przewidywać. Oczywistym wprawdzie było, co podnosił np. Adolf Bocheński, że osamotnione Niemcy zwrócą się o pakt z ZSRR. Można było jednak wówczas przewidywać, że:
Stalin nie będzie chciał wchodzić do wojny od razu razem z Hitlerem, zamiast tego poczeka i zobaczy co z tego wyniknie, a następnie zareaguje w zależności od okoliczności (co też się stało, bo Stalin wkroczył do PL dopiero 17 września, dokładnie wtedy, gdy mijał termin dla Francuzów do przyjścia Polsce z pomocą – tak więc Stalin najprawdopodobniej nie wkroczyłby do II RP, gdyby Francuzi podjęli ofensywę, a Polacy zdołaliby utrzymać jakiś front),
Stalin nie podejmie jednak walki przeciw Aliantom.
I te założenia, jak pokazała dalsza historia, miały solidne podstawy i okazały się w zasadzie słuszne (i to oba punkty, bowiem II RP nie wypowiedziała formalnie wojny ZSRR, a więc Sowieci nie wkraczali do nas jako wrogowie! –>Z naszej strony był to oczywiście duży błąd dyplomatyczny).
W „Wobec Nadchodzącej drugiej wojnie światowej” W. Studnicki precyzyjnie przewidział przebieg wojny (pakt Ribbentrop-Mołotow, klęska II RP, a następnie porażka III Rzeczy, zwycięstwo ZSRR i zajęcie Polski przez sowietów). Zanim broszura została puszczona do druku, jej główne tezy autor spisał w formie listu, który rozesłał wszystkim członkom rządu i parlamentu polskiego. Istnieje przekonanie, iż nic z tym nie zrobiono, a tezy Studnickiego kompletnie zignorowano. Wcale nie musi to być prawda. Bowiem rząd, Beck i Śmigły-Rydz mogli dojść do przekonania, że nawet w tak niekorzystnym scenariuszu (jaki przedstawiał Studnicki), istnieje jeden istotny pozytyw. Mianowicie taki, że gdyby Polska była okupowana przez ZSRR jako państwo wrogie, które wspólnie z nazistowską III Rzeszą wywołało wojnę, doszłoby prawdopodobnie do masowych mordów Polaków i wywózek na Sybir (jak to było w 1937 i 1938 roku!). Tymczasem Polska „wyzwolona” niejako przez Sowietów, mogłaby liczyć na wstawiennictwo Aliantów. Oczywiście dziś wiemy, że Sowieci nie mordowali masowo np. Węgrów czy Rumunów po 1945 roku (choć Węgrzy znacznie bardziej cierpieli w czasie zaboru sowieckiego). Wiemy również, iż Alianci sprzedali w Jałcie całą Europę środkową. Jednak w 1939 roku, rok po rzezi Polaków na Białorusi (po radzieckiej stronie granicy), a także czystkach na samych Rosjanach, nie wiedziano, czy Stalin się kiedyś opamięta. Jednocześnie w 1939 roku, ostatni globalny układ pokojowy jaki pamiętano, był ten z Wersalu. Na którym to prezydent USA, Thomas Woodrow Wilson zagwarantował Polakom niepodległość. Więc losy polityczne Polski, w oczach ówczesnych decydentów, nie musiały być wcale przesądzone.
Jak widać, nie bez powodu negocjacje w sprawie hitlerowskich roszczeń ciągnęły się miesiącami. Było nad czym rozważać. Kalkulowano, konsultowano się z dyplomacją innych państw, sondowano stanowiska i rozważano możliwości.
O tym, że Józef Beck, Śmigły-Rydz i Ignacy Mościcki myśleli o tej „najgorszej” opcji (sojusz z Niemcami, wspólna porażka z ZSRR i groźba zagłady narodu polskiego) dość poważnie, świadczy fakt, iż zdecydowali oni o tym, że Polska będzie się bronić jeszcze przed gwarancjami otrzymanymi od Wielkiej Brytanii! Tj. po obradach w dniu 26 marca 1939 roku . Innymi słowy. Polska miała podjąć się wojny obronnej z III Rzeszą, nawet gdyby nie otrzymała gwarancji brytyjskich i być może musiałaby samodzielnie stawiać czoła potędze niemieckiej! Mogło to być wynikiem ufności w stare zobowiązania Francji i jej siłę. Jednak nie chce mi się wierzyć, że osoba wybitnie inteligentna, jaką był niewątpliwie Józef Beck, w swej naiwności, rozważała tylko jeden wariant, tj. zwycięstwo Francji i Polski z III Rzeszą. Oczywiście nie znamy treści tamtej narady (z 26 marca), jednak myślę, że decyzja została podjęta po dojściu do przekonania, iż sojusz z Niemcami oznacza wojnę i prawdopodobną porażkę z Sowietami. Sowietami, którzy jeszcze kilka miesięcy wcześniej wyrzynali polską (ale i np. ukraińską i białoruską) ludność. W obliczu takiej świadomości, zwyczajnie nie można było zdecydować inaczej. Być może w tym przypadku wybrano zwyczajnie mniejsze zło. Jeśli mieliśmy już przegrać, to nie z Sowietami jako ich wrogowie.
Oczywiście, że tego rodzaju przemyśleń brakuje w pamiętnikach/książkach Józefa Becka czy Śmigłego-Rydza pisanych po 1939 roku. To jednak nie stanowi dowodu na to, że polscy decydenci nie rozważali wszystkich niekorzystnych scenariuszy dla Polski. Przecież kto by się przyznał, zwłaszcza po przegranej wojnie, że spodziewano się nie tylko wybuchu konfliktu, ale i porażki, a mimo to zdecydowano się na odrzucenie roszczeń Hitlera! Znacznie łatwiej jest zrzucić winę na niesolidnych sojuszników i niedotrzymane obietnice. Jednak należy brać za niemal pewnik, że przez całe miesiące negocjacji, wszyscy wtajemniczeni członkowie rządu każdego dnia i każdej nocy myśleli o tym, co może się stać i jaki scenariusz jest najbardziej prawdopodobny. Gdzie upatrywać szans, a gdzie za rogiem czai się zwyczajnie śmierć. Nie ma takiej siły, by w obliczu zagrożenia, psychika ludzka nie szukała, choćby samoistnie, najbezpieczniejszego wyjścia z matni. Całkowitym pójściem na łatwiznę jest założenie, że J. Beck, E. Śmigły-Rydz i Ignacy Mościcki i pozostali z polskiego rządu byli tak mało rozgarnięci, że świadomość podsuwała im jedynie pozytywny scenariusz, w którym Francja i Polska wspólnie zdobywają Berlin. Takie uproszczenie, jest zwyczajnie, w stosunku do tych osób, nieuczciwe. Zresztą nawet jeśli założyć, że w/w decydenci nie myśleli o wariantach porażki, to z pewnością musiał to zrobić znacznie wcześniej Józef Piłsudski, który miał powiedzieć na łożu śmierci:
„Balansujcie ile się da, a gdy się nie da, podpalcie świat!”
Wracając do głównego wątku.
Oczywiście po uzgodnieniu stanowiska o odrzuceniu roszczeń Hitlera, Józef Beck natychmiast podjął działania w celu niedopuszczenia do wyizolowania Polski, tak jak to było w przypadku Austrii i Czechosłowacji. Wprawdzie na niebie widniały bardzo ciemne chmury, to jednak wciąż była nadzieja na uniknięcie wojny (zastraszenie Hitlera) lub choćby stworzenie jakichkolwiek szans na jej wygranie (stworzenie silnej koalicji z Francją i Wielką Brytanią). Już 30 marca 1939 roku Brytyjczycy zapowiedzieli udzielenie Polsce jednostronnych gwarancji co stało się rzeczywiście 31 marca, a 1 kwietnia Józef Beck udał się do Londynu, gdzie po trudnych negocjacjach, 6 kwietnia podpisał stosowną umowę. Był to niewątpliwy sukces polskiej dyplomacji, bowiem po ultimatum w stosunku do Litwy i po zajęciu Zaolzia, Francuzi i Brytyjczycy mieli bardzo niechętny stosunek do II Rzeczpospolitej. Oczywiście, że w interesie Paryża i Londynu, było pozyskanie dodatkowego sojusznika przeciw Niemcom, który gwarantowałby drugi front i przyjąłby na siebie znaczną część impetu niemieckiej ofensywy. Każdy dba o własne interesy. W tym przypadku nie było inaczej, a Francuzi i Brytyjczycy nie kierowali się oczywiście miłością do Polaków lub prawa międzynarodowego. Jednak sytuacja Polski była tak poważna, że również w naszym interesie było pozyskanie Brytyjczyków.
Na koniec tej sekcji, pozwolę sobie na pewne porównanie. Wyobraźmy sobie blok mieszkalny. W jednej klatce mieszka kilku sąsiadów. Jeden z nich, zaczyna chodzić na siłownię i rośnie w oczach. Któregoś dnia obserwujemy, że sąsiad ten („osiłek’) puka do drzwi jednego z najsłabszych sąsiadów i pyta czy może wejść. Tamten go wpuszcza, po czym dostaje w twarz, zostaje wywalony z własnego mieszkania, a lokal przejmuje agresor. Następnego dnia, osiłek powtarza proces z innym sąsiadem. Najpierw przychodzi „o prośbie” po trochę soli (choć w drugiej ręce trzyma tęgą pałę), a gdy ją otrzymuje, wkłada stopę między drzwi, a futrynę i siłą przejmuje kolejne mieszkanie. Ponieważ ofiara oddaje wszystko dobrowolnie, to zgromadzenie sąsiadów godzi się na to. Wreszcie osiłek puka do naszych drzwi i prosi o „stówkę”, bo brakuje mu na chleb. Zastrzega przy tym, że później absolutnie nie będzie już niczego od nas żądał. Mało tego, zrekompensuje nam straty i proponuje by wspólnie pobić resztę sąsiadów z klatki i przejąć następnie cały blok. Osiłek składa taką ofertę i zapowiada powrót następnego dnia. Już wiemy, że możemy stać się kolejną ofiarą. I jaka jest wobec tego decyzja? Godzimy się na taki obrót sprawy, wierząc, że osiłek podzieli się z nami zdobyczą, czy przygotowujemy się do obrony mieszkania i próbujemy z innymi sąsiadami dogadać się by okiełznać napastnika? Czy przy takiej sytuacji, ma dla nas znaczenie to, że prawdopodobnie przyjdzie nam jako pierwszym stawić mu czoła?
To tak w ramach rozważań czysto około życiowych.
Dodatkowo rzucam pod rozwagę to, czy chcielibyśmy mieszkać w bloku, w którym silniejszy sąsiad egzekwuje swoje żądania właśnie przy pomocy tęgiego kija, czy też wolelibyśmy spokojniejszą okolicę, w której wszyscy umawiają się na spokojne i w miarę uczciwe życie? Pamiętajmy, że to w jakim świecie żyjemy, to zależy od nas samych. Tak jak my kreujemy swoje otoczenie, tak państwa na arenie międzynarodowej robią dokładnie to samo. W zależności od tego, która „koncepcja” wygrywa, mamy okres chaosu, lub stabilizacji. II RP w 1939 roku stanęła po stronie cywilizacji, pokoju i stabilizacji. Ale to już rozważania mało związane z twardą geopolityką.
Kto miał zawrzeć sojusz z Hitlerem?
Publicyści
Jest to pytanie, na które żaden entuzjasta „opcji niemieckiej” nie udzielił jeszcze odpowiedzi. W tym kontekście wskazuje się ówczesnych zwolenników takiego rozwiązania tj. braci Bocheńskich, Stanisława „Cata” Mackiewicza i oczywiście Władysława Studnickiego, protoplasty pomysłu. Jednak jak słusznie podkreślił Piotr Gursztyn w swojej książce pt.: „Ribbentrop-Beck. Czy pakt Polska-Niemcy był możliwy?”, były to jedyne osoby w Polsce (na 35 mln obywateli) które podnosiły potrzebę sojuszu z III Rzeszą. Mało tego, wszyscy oni byli jedynie publicystami. Wcale nie najbardziej popularnymi. Innymi słowy, nie tylko nie sprawowali władzy, nie posiadali z nią bezpośredniej styczności, ale i nie mieli szansy jej zdobyć (by pokierować Polską wg własnej koncepcji). Ponieważ nie należeli do najwyższego dowództwa Wojska Polskiego, ani do politycznego grona decydentów, nie mogli znać pełnego obrazu sytuacji (i jak pokazują ich prace z tego okresu – rzeczywiście nie znali). Swój ogląd opierali o własne obserwacje czynione z poziomu zwykłego obywatela, który wie mniej więcej tyle, ile władza mu przekaże lub ile był w stanie się dowiedzieć z oficjalnych źródeł. Oczywiście to nie może świadczyć o tym, iż Panowie Ci nie mogli mieć racji. Wręcz przeciwnie, Adolf Bocheński w: „Między Niemcami a Rosją” (wyd. 1937r.) i Władysław Studnicki w: „Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej” (wyd. lipiec 1939r.) wykazali się niezwykłą przenikliwością umysłu. Czemu więc nikt ich nie słuchał? To powinno być już zrozumiałe z przyczyn geopolitycznych, o których pisałem powyżej. Jednak przejdźmy do zwolenników „opcji niemieckiej”, ich prac i poglądów.
Adolf Bocheński był wówczas jeszcze młodym człowiekiem, którego kariera dopiero zaczynała się rozwijać. On jak i wszyscy inni ówcześni zwolennicy tzw. „opcji niemieckiej” opierali się w tej kwestii o publikacje i narrację prowadzoną przez Władysława Studnickiego. Więc zrobię krótką dygresję na temat poglądów tegoż ostatniego. Otóż w 1935 roku Władysław Studnicki opublikował książkę pt.: „System polityczny Europy a Polska ”. W jej treści postulował i był zwolennikiem tego, by (UWAGA!):
III Rzesza dokonała Anschlussu Austrii (zwłaszcza, że zdaniem WS-a Austriacy wcale nie chcieli mieć odrębnego państwa i sami chcieli się przyłączyć do Niemiec – co nie było prawdą, WS: ” ),
III Rzesza dokonała zajęcia czechosłowackich Sudetów (ponieważ zamieszkiwali je Niemcy), jednocześnie akceptował całkowite uzależnienie i podporządkowanie Czech względem III Rzeszy,
Węgry dokonały aneksji Słowacji (chodziło o uzyskanie granicy polsko-węgierskiej).
Co szokujące, Studnicki postrzegał takie wzmocnienie III Rzeszy jako sytuację korzystną dla Polski i wzmacniającą jej bezpieczeństwo! Dwa z trzech w/w postulatów rzeczywiście się spełniły. Doskonale pamiętamy, jak wpłynęło to na bezpieczeństwo II RP.
Należy oczywiście wyjaśnić przy tym pewien kontekst. Wg. Studnickiego w Europie Środkowej miał powstać sojuszniczy blok środkowo-europejski w składzie: III Rzesza, II RP, Węgry, Rumunia, Jugosławia, Bułgaria, Grecja, Turcja, Finlandia i państwa bałtyckie. Innymi słowy, Studnicki chciał potężnej III Rzeszy, która przewodziłaby sojuszowi z udziałem Polski.
Władysław Studnicki nie proponował przy tym jednocześnie żadnych zdobyczy terytorialnych lub wzmocnienia pozycji samej Polski! Tymczasem siła danego państwa, mierzona jest poprzez porównanie do siły jego sąsiadów. Trudno doszukać się logiki w poglądach Studnickiego, który pragnął znacznego wzmocnienia osłabionej po Traktacie Wersalskim III Rzeszy i twierdził, że II RP może na tym zyskać. Przecież nawet w relacjach sojuszniczych, ogromne znaczenie ma stosunek siły między partnerami. Zwiększając dysproporcję pomiędzy Berlinem, a Warszawą, na korzyść tej pierwszej stolicy, nie sposób wykazać korzyści dla tej drugiej! Zgodnie z koncepcją Studnickiego układ sił Berlin-Warszawa miał się zmieniać tylko i wyłącznie na naszą niekorzyść. Z punktu widzenia geopolityki, historii i geostrategii, chęć wzmacniania państwa, które było naszym sąsiadem, konkurentem, a także wrogiem i okupantem jest koncepcją bezsprzecznie niekorzystną dla Rzeczpospolitej.
Jak osoba, która popisała się wg niektórych genialną przenikliwością umysłu w broszurze: „Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej” mogła nie dostrzegać wyraźnych logicznych luk w swojej koncepcji? Staje się to całkowicie zrozumiałe po przeczytaniu prac Studnickiego, w których opisywał III Rzeszę. Studnicki zwyczajnie był germanofilem, któremu miłość do Niemiec przysłaniała racjonalny ogląd na to państwo i jego sytuację geopolityczną (również względem Polski). Co dziwne, przy opisywaniu kwestii niezwiązanych z Niemcami, Studnicki prezentował na ogół analityczny, chłodny, zdrowy rozsądek. Jednak w pracach dot. naszego zachodniego sąsiada, WS wyrażał wręcz rasistowskie poglądy. W broszurze pt.: „Kwestia Czechosłowacji, a Racja Stanu Polski” wydanej 15 lipca 1938 roku (przed Monachium) pisał np. o niższości narodu czeskiego względem Niemców i popierał siłowe, zbrojne metody rozstrzygania kwestii międzynarodowych. Warto tutaj zacytować jedno ze zdań (s. 48):
„Żałować należy, że Czechosłowacja nie została zaskoczona przez Niemcy, któreby w ciągu kilku dni dokonały potrzebnej operacji” [chodziło o inwazję zbrojną – KW]
Jest to jeden z wielu przykładów na to, w jaki sposób rozumował tenże autor. Wg Studnickiego Niemcy, będąc pokrzywdzonymi przez Traktat Wersalski, miały prawo do rozwiązywania wszelkich sporów brutalną siłą (nawet inwazją zbrojną).
Samych Niemców, W. Studnicki określał mianem „aryjczyków” („System polityczny Europy a Polska” s.271). Czytając jego książki, trudno jest się oprzeć wrażeniu, że prezentował zwyczajnie nazistowską narrację, którą z pewnością chłonął w czasie swoich licznych kontaktów z niemieckimi oficjelami.
Trzeźwość umysłu w omawianym temacie wróciła u tego autora jedynie na moment, gdy po kwietniu 1939 roku okazało się, iż III Rzesza jednak zamierza zaatakować Polskę. Przerażony tą wizją Studnicki, próbował ostrzec naszych decydentów i wydał osławioną broszurę (której nakład notabene skonfiskowano i nie dopuszczono do publikacji). Po tym, niektórzy uważali go już nie tylko za germanofila, ew. wariata, ale i agenta wpływu lub defetystę, za co omal nie trafił wówczas do Berezy Kartuskiej.
W trakcie wojny, nawet pomimo zbrodniczej polityki okupacyjnej Niemców, W. Studnicki konsekwentnie postulował o zawiązanie współpracy niemiecko-polskiej i o stworzenie polskiej armii, która miała walczyć u boku Hitlera. Przy tym wszystkim, nieuczciwością wobec Władysława Studnickiego byłoby nie wspomnieć o jego patriotycznej postawie w czasie niemieckiej okupacji. Studnicki często interweniował u nazistów w sprawach represji wobec Polaków, co skończyło się dla niego aresztowaniem przez gestapo i pobytem w więzieniu. Jednak nawet w obliczu osobistego cierpienia, publicysta nie zmienił nigdy poglądów.
Tak więc narracja Władysława Studnickiego jaką prezentował w licznych pracach w latach 30-tych wcale nie czyniła z niego ani osoby wiarygodnej w zakresie oceny III Rzeszy, Hitlera i nazistów, ani autorytetu z dziedziny geopolityki i relacji polsko-niemieckich. Zwyczajnie brakowało mu obiektywizmu, co kładło widoczny cień na spójność logiki w stawianych przez niego tezach. Jedynie w broszurze pt.: „Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej” z lipca 1939 roku W. Studnicki wykazał się chłodną, rzeczową i wiarygodną analizą, jednak wówczas, było już dla Polski za późno. Klamka zapadła, od kwietnia III Rzesza szykowała się do uderzenia, a los II RP został przesądzony niezależnie od tego, jak zachowaliby się polscy decydenci.
Kto miał zawrzeć sojusz z Hitlerem? – Scena polityczna i nastroje społeczne
Sami entuzjaści „opcji niemieckiej” wskazują, iż do pewnego momentu, sanacja, a przede wszystkim Józef Beck prowadził pro-niemiecką politykę zagraniczną. Do tego stopnia, iż w czasie wizyty Rydza-Śmigłego w Paryżu (30.VII-6.IX 1936r.) Francja próbowała wywrzeć presję na polski rząd by ten dymisjonował ówczesnego ministra spraw zagranicznych. Właśnie z powodu zbytniej pro-niemieckości Becka. W rządzie nie było prawdopodobnie osoby bardziej nastawionej na dobre i przyjazne relacje z Niemcami niż sam Józef Beck. Mało tego, wszelkie decyzje dyplomatyczne Becka były akceptowane przez opozycję i Stronnictwo Narodowe. Cały parlament owacją przyjął słynną przemowę Becka w Sejmie RP z 5 maja 1939 roku. Podsumowując, co podnosiło już wielu historyków i nie chciałbym tu powtarzać treści ich opracowań, w II Rzeczpospolitej nie istniała siła polityczna, która uległaby w tamtych czasach żądaniom i presji niemieckiej. Wolę stawienia oporu hitlerowskim roszczeniom przejawiało również dowództwo wojskowe. Wszystko to, było zgodne z nastrojami panującymi w społeczeństwie. W społeczeństwie, które pamiętało zabory, niemiecką okupację, a także politykę germanizacji Polaków.
W tym miejscu nie przesądzam, czy te nastroje i postawy były słuszne. Wskazuję jedynie fakt. W II Rzeczpospolitej nie było ludzi (poza w/w publicystami, choć sam Cat Mackiewicz również machał w 39′ szabelką, co później skrzętnie pomijał w swojej twórczości), którzy chcieliby poddać się niemieckim żądaniom bez walki.
Józef Beck był jednym z największych zwolenników przyjaznych relacji z Niemcami. Dlatego podstawowym pytaniem jakie zadają entuzjaści „opcji niemieckiej”, jest to dlaczego Beck zwariował i nagle zmienił swoją politykę zmieniając się w orędownika stawiania oporu? Jest to pytanie błędne i prowadzące proces analizy sytuacji w ślepy zaułek. Brak jest bowiem jakichkolwiek podstaw, by sądzić, że ówczesny minister spraw zagranicznych stracił rozum, czy zachorował na umyśle. Wobec tego, należy się zastanowić nad tym, co sprawiło, że największy zwolennik przyjaźni z Niemcami w rządzie stał się ich zażartym antagonistą?
Jak wiemy, Józef Beck osobiście rozmawiał z Adolfem Hitlerem w styczniu 1939 roku. Jak to się stało, że Hitler nie potrafił przekonać do swojej propozycji sojuszu (opcja sojuszu była niejako w domyśle, bowiem oficjalnie mówiono o pakcie o nieagresji na następne 25 lat i ewentualnej wspólnej wyprawie przeciwko Moskwie), jednego z najbardziej przychylnych mu dyplomatów w Europie? Odpowiedź na to pytanie została już w zasadzie udzielona we wcześniejszych sekcjach artykułu.
Ocena polityki Józefa Becka przez ówcześnie żyjących
Trudno jest sobie wyobrazić, by tak fatalnej, w ocenie zwolenników „opcji niemieckiej”, polityki zagranicznej prowadzonej przez sanację, nie krytykowali wrogowie kasty rządzącej II RP. Najbardziej zajadły przeciwnik sanacji, późniejszy Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych i Premier na uchodźstwie Władysław Sikorski, krytykował niemal każdy aspekt rządów swoich poprzedników. Nie poddawał jednak pod wątpliwość tego, że II RP winna była dać odpór hitlerowskim żądaniom. Osobiście nie traktuję jednak Sikorskiego, jako autorytetu w tej dziedzinie. Znacznie bardziej cenię postać generała Kazimierza Sosnkowskiego. Jednak i ten nie podważał decyzji o zbrojnej obronie II RP i nieustępowaniu nazistom. Wśród podzielonych klęską wrześniową polityków i wyższych wojskowych, panowała zadziwiająca zgodność co do tego, że Hitlerowi w 39′ ustępować nie należało.
I ponownie okazuje się, iż publicyści: Adolf Bocheński, Stanisław „Cat” Mackiewicz i Władysław Studnicki byli osamotnieni w swoich ocenach i poglądach. A przecież po takiej wizerunkowej klęsce rządów II RP, w innych sprawach nikt nie szczędził sanacji gorzkich słów. Nikt nie musiał się już bać cenzury, dyskryminacji czy innych represji za wygłaszanie krytyki wobec byłego rządu. Były rząd nie istniał, był internowany, ludzie związani z sanacją zostali odsunięci od funkcji, a władzę przejęły osoby, będące ofiarami sanacyjnej polityki kadrowej. I mimo tego, nikt z ówczesnej elity nie miał pretensji, że rząd II RP w 1939 roku postanowił walczyć. Nie jest to oczywiście żadnym argumentem w kontekście oceny wydarzeń, jednak powinno skłaniać do pewnych refleksji.
Bowiem od klęski i całej wojny minęło wiele lat. W wydarzeniach uczestniczyło tylu wybitnych dowódców i polityków (piszę tu głównie z myślą o rządzie i armii na uchodźstwie), a entuzjaści „opcji niemieckiej” nadal mogą cytować jedynie wciąż tych samych kilku publicystów. Cata, Studnickiego i Bocheńskiego. Osobiście uważam, że to zdecydowanie za mało, by na tej podstawie skazywać na potępienie kogokolwiek. Zwłaszcza, iż wszyscy inni główni świadkowie wydarzeń (politycy, dowódcy wojskowi) w żaden sposób nie poparli zarzutów.
Postawa Francuzów, ZSRR, a szanse na wygranie wojny w 39′
Ponieważ artykuł znacznie już przekroczył planowaną objętość, ograniczę się tutaj do niezwykle skrótowych tez (choć mam nadzieję, że kiedyś do tematu wrócę i rozwinę je dokładniej). We wrześniu 1939 roku koalicja Francji, Wielkiej Brytanii i Polski miała nawet szanse na zwycięstwo, gdyby:
- rząd Polski przeprowadził mobilizację odpowiednio wcześniej (a nie 31 sierpnia, w dniu poprzedzającym niemiecki atak, przez co nasze dywizje miały średnio 70% stanu – reszta ludzi była w drodze, jednak liczy się ich do statystyk ogólnych w których PL miała 1,2 mln żołnierzy),
- rząd Polski przygotował II RP do wojny (umocnienia głównych kierunków, plany odwrotu etc.etc., w IX.39′ to wszystko znajdowało się jedynie ponoć w głowie Śmigłego-Rydza),
- Francja wykonała uderzenie zaczepne na froncie zachodnim w terminie, w którym się zobowiązała, co zmusiłoby Wehrmacht do wycofania kilku dywizji z frontu polskiego,
- ZSRR na skutek pkt 3, prawdopodobnie nie zaatakowałoby Polski, która utrzymałaby jako taki front, zdolności obrony i byłaby aktywnie wspierana przez Francję i Wielką Brytanię (zamiast tego, Stalin wolałby czekać, aż strony wojny się wykrwawią).
Należy tutaj podkreślić, iż straty Niemieckie w wojnie z Polską przekraczały SUMĘ późniejszych strat z kampanii duńskiej, norweskiej, holenderskiej, belgijskiej, francuskiej, jugosłowiańskiej i greckiej razem wziętych.
Wg niektórych źródeł straty niemieckie mogły osiągnąć nawet ok. 91 tys. poległych, 140 tys. rannych (choć tutaj statystyki są różne). Z pewnością natomiast Niemcy stracili ok. 1000 (!) czołgów i samochodów pancernych (30% stanu wyjściowego), 370 dział i moździerzy, ok. 6000 tys. samochodów oraz 5500 innych pojazdów. Polska strąciła ponadto 560 samolotów, a ogół samolotów nie nadających się do użycia (z uwagi na usterki, zużycie części etc.etc.) po wrześniu 39′, Niemcy określili na 1265 sztuk.
W dniach ok. 14-17 września niemiecki Blitzkrieg praktycznie ustał. Nie było w zasadzie większych ugrupowań wojskowych, zdolnych do kontynuowania szybkiego marszu na wschód. Większość jednostek szybkich miało problemy ze zniszczonym lub psującym się sprzętem, logistyką, dostawami paliwa, odpowiednią organizacją i rozeznaniem w terenie. Zagony na wschód od Wisły prowadziły pojedyncze, nieliczne, zdolne jeszcze do tego niewielkie jednostki. Gdyby w tych dniach Francuzi zaatakowali, a Niemcy musieli przerzucić na zachód kilka swoich dywizji, tempo ofensywy na wschodzie prawdopodobnie by się zatrzymało całkowicie. Polska natomiast mobilizowała na kresach wschodnich nowe dywizje, którymi mogłaby ustabilizować linię frontu.
Należy pamiętać, że w Polsce było zaangażowanych 70% sił Rzeszy Niemieckiej. Straty jakie Niemcy ponieśli, zostały odrobione dopiero w 1940 roku (Francja atakowana była podobnymi siłami!).
Wg powyższych danych oczywistym staje się, że Francuzi kompletnie zaprzepaścili szanse zwycięstwa z III Rzeszą, a jednocześnie widać, jak Adolf Hitler ryzykował nawet we wrześniu 39′. Nic zresztą dziwnego, kanclerz III Rzeszy był furiatem i miał problemy psychiczne. Od wielu lat. Gdy w czasie I Wojny Światowej wylądował w szpitalu ze względu na ślepotę, to warto odnotować, iż przyczyną tej ułomności nie był uraz fizyczny, a psychiczny. Hitlera zamknięto na oddziale psychiatrycznym daleko od frontu! Co było później przez niego tajone, a lekarz, który go leczył został zamordowany. Na tym przykładzie widać, jak na politykę zagraniczną i sytuację geopolityczną, mogą wpływać jednostki, które z jakiś przyczyn nie zachowują się racjonalnie! Czasami ta nieprzewidywalność gra na ich korzyść, często jednak prowadzi do ostatecznego upadku. Dokładnie tak właśnie potoczyły się losy Hitlera.
Jeśli chodzi o samych Francuzów, dziś jest już niemal pewnym, że nie rozpoczęli ofensywy przeciwko Niemcom, ponieważ otrzymali informację o rozbiorach Polski, do których miało się dołączyć ZSRR. Tym samym, Francuzi stracili nadzieję na obronę II RP będąc pewnymi, że Stalin lada dzień ruszy z własną ofensywą. To wyczekujące stanowisko było powodem tego, że tak się w istocie stało, bowiem Stalin robił dokładnie to samo. Czekał na reakcję Paryża i Londynu. Warto tutaj przytoczyć słowa z wywiadu z Pawłem Wieczorkiewiczem („Łańcuch Historii” str. 186) z 2008 roku, w którym stwierdził on:
Francuzi przygotowali się wariantowo do ograniczonej ofensywy, w takiej jednak skali, która zmusiłaby dowództwo niemieckie do przeczucenia części sił na Zachód. (…) Postawmy zatem kropkę nad „i” i skończmy z bajką na temat „zdrady Paryża” (której sam kiedyś hołdowałem!)
I dalej:
Nie powinno ulegać zatem wątpliwości, że zagładę II Rzeczpospolitej przyniosła nie agresja niemiecka, ale dopiero napaść Związku Sowieckiego.
I rzeczywiście, wobec tego co wiemy dzisiaj, to Stalin był projektantem polskiej klęski. 19 sierpnia 1939 roku Stalin powiedział do towarzyszy na posiedzeniu BP KC KPZR ( pierwsza publikacja w „Die Welt” 23/07/96) :
Jeżeli wyrazimy zgodę na propozycję Anglii i Francji, których misje przebywają właśnie w Moskwie, i z nimi, a nie z Niemcami podpiszemy układ sojuszniczy, Hitler może zrezygnować z napaści na Polskę. Wówczas wojna nie wybuchnie, bowiem Niemcy zaczną szukać jakiejś ugody z Zachodem. Tymczasem dla Związku Sowieckiego wojna jest konieczna i niezbędna, ponieważ w warunkach pokojowych bolszewizm nie jest w stanie opanować krajów Zachodu
Moskwa była wówczas w uprzywilejowanej sytuacji. Wojna miała rozgrywać się w centrum i na zachodzie Europy, a o względy Stalina zabiegały wówczas wszystkie stolice. Czego by Polacy w 1939 roku nie zrobili, losy Polski nie zależały tylko od nich. To Stalin rozdawał karty z rękawa i robił to w ten sposób, byśmy nie wyszli z tego cało.
Alternatywne scenariusze
Jeśli czyjaś wyobraźnia zwyczajnie nie może obejść się od kreowania alternatywnych scenariuszy, to w kilku zdaniach opiszę dwa. Te najbardziej, w mojej ocenie, skrajne, ale uwzględniające już wiedzę historyczną, którą nie dysponowali ludzie żyjący w 1939 roku.
Scenariusz skrajnie niekorzystny (2 opcje)
Polska godzi się na warunki Hitlera, zawiera sojusz, w wyniku czego:
Hitler podbija Moskwę, zdobywa dominację nad światem, podporządkowuje dotychczasowych sojuszników i dziś nie dyskutujemy na ten temat w III RP w języku polskim, tylko w uścisku germanizacji pracujemy w niemieckich obozach pracy w nazistowskiej Wielkiej Rzeszy Niemieckiej,
Hitler przegrywa z ZSRR (wsparcie z USA), a Sowieci wchodząc do Polski dokonują zemsty w postaci rzezi ludności, dewastacji mienia, gwałtów i innych zbrodni (co jest dodatkowo inspirowane nienawiścią do wiecznych wrogów: „Lachów” i „Panów Polaków”). W tym scenariuszu, Polska przez którą przebiega front niemiecko-sowiecki nie ma kiedy zmienić frontu (głównie właśnie z tej przyczyny, że na jej terytorium toczą się walki). Oczywiście wiem, że popularny autor założył nieco inaczej, ale taki niekorzystny wariant również trzeba brać pod uwagę. Dodać należy, że w tym wariancie Polska Republika Ludowa zostaje okrojona o kresy wschodnie, ale nie otrzymuje w zamian zachodnich „ziem odzyskanych”.
Jak widać, wcale nie spotkał naszych przodków, paradoksalnie, najgorszy i najstraszniejszy los. Mogła ich czekać nie tylko o wiele większa rzeź, ale i dziś, Polska i Świat mogłyby znajdować się w znacznie, ale to znacznie gorszej sytuacji.
Scenariusz optymalny dla Polski
Wbrew twierdzeniom zwolenników „opcji niemieckiej”, najlepszym scenariuszem dla Polski nie był ten uwzględniający wspólną walkę z Niemcami w 1939-1940 przeciwko reszcie świata. Najkorzystniej było pobić Niemców znacznie wcześniej. Przy jednej z wielu nadarzających się okazji (ostatnia oczywista była w 1938 przed Monachium, choć istnieją historycy którzy dowodzą, iż nawet w 39′ roku było to możliwe). Wystarczy przypomnieć, co by się stało gdyby Francuzi poszli na wojnę w 1936 roku po remilitaryzacji Nadrenii. Mieli wówczas pełne poparcie Belgii, Czechosłowacji, Wielkiej Brytanii, Polski, a nawet Włoch(!). III Rzesza nie dysponowała jeszcze w zasadzie prawdziwą armią, nie mówiąc o sprzęcie (czołgi, samoloty, działa, amunicja). Polska wypełniając zobowiązania sojuszu z Francją, wzięłaby wówczas udział w rozbiorach Niemiec. W łatwej, krótkiej i ofensywnej wojnie moglibyśmy zyskać tereny aż po Odrę, włącznie z Prusami, bogatym Dolnym Śląskiem i strategicznie położonym Szczecinem. Stalibyśmy się wówczas prawdziwym mocarstwem. I to sowieci baliby się nas, a nie my ich.
Prawda, że brzmi to znacznie lepiej, niż na siłę sklecona skomplikowana historia o krwawym pochodzie na Moskwę, wieloletniej Wojnie Światowej i II RP wychodzącej z tej wojny zwycięsko (po zmianie sojuszy czy innych, dyplomatycznych gimnastykach), ale z ogromnymi stratami (przecież front przebiegałby przez Polskę)?
Choć rozumiem, że w tym wariancie brak jest dramatyzmu i rozmachu, wymaganych do wykreowania dobrze sprzedającej się, fantastycznej opowieści.
Wnioski
Jak widać, los i historia II RP i jej obywateli mogły potoczyć się znacznie lepiej. Jednak nasi przodkowie mogli przeżyć, albo nawet i nie przeżyć znacznie gorszych scenariuszy. Również nasza sytuacja, mogłaby być znacznie gorsza niż ta w jakiej się znajdujemy.
Konkluzja
Powyżej starałem się wykazać iż:
- aż do wybuchu wojny nie było momentu, w którym Polsce opłacałoby się zawierać sojusz z III Rzeszą (do 39′ duet Berlin-Warszawa zawsze prezentował się słabiej niż Paryż-Londyn-Moskwa),
- ew. sojusz z Hitlerem, a następnie wspólna porażka z koalicją z ZSRR, na podstawie wiedzy o rzeziach i zsyłkach w latach 37′-38′, była najgorszą opcją jaka mogła spotkać Polskę w oczach ówczesnych decydentów i należało jej za wszelką cenę uniknąć,
- w okresie międzywojennym nie było warunków politycznych, personalnych i społecznych by zawrzeć sojusz z Hitlerem,
- tło wydarzeń historycznych i ich układ chronologiczny sprawiał, iż naiwnością byłoby zawierzenie deklaracjom Hitlera, a konsekwencji należało rozważać jego zdradę, dalsze żądania lub zmianę stanowiska nawet jeśli byłoby ono w jakimś momencie przyjazne,
- Hitler podejmował nieracjonalne i ryzykowne decyzje rzucając na szalę interesy całych Niemiec (o czym świadczą opinie jego podwładnych i dowódców, a także zawiązywane spiski),co nie było weryfikowane ugodową polityką, przez co we wrześniu 39′ można było zakładać, że jednak postąpi logicznie i odstąpi od wojny,
- Francja postąpiła całkowicie nielogicznie i wbrew własnym interesom, nie uderzając na Niemcy w 39′ i czekając, aż Ci spokojnie przerzucą wszystkie siły na front zachodni, pomimo tego, że była szansa wygrania wojny z Hitlerem jeszcze w 1939r.
Jako prawnik, muszę przywołać tutaj zasadę, zgodnie z którą nie można interpretować wątpliwości na niekorzyść oskarżonego. Tymczasem wszystko co napisałem powyżej powinno, jeśli nie przekonać, to choćby zasiać pewną wątpliwość u osób, które jednoznacznie skazywały Becka i cały rząd na potępienie. I twierdziły, że jedynym logicznym i racjonalnym wyjściem było zgodzić się na warunki Hitlera. Nie jest to, w mojej opinii, wcale takie oczywiste. Dlatego dysponując wiedzą pozyskaną „po fakcie” winniśmy z większą pokorą podchodzić do ocen decyzji podejmowanych przez tamte pokolenie.
Krzysztof Wojczal
geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog
Post scriptum
Starałem się artykuł oprzeć na jak najbardziej obiektywnych przesłankach. Po przeczytaniu wielu setek stron książek i innego rodzaju publikacji, zapisaniu dziesiątek notatek z przemyśleniami, siadając do pisania nie potrafiłem jednak silić się na fałszywy wizerunek osoby, która nie posiada własnego stanowiska w podnoszonej dyskusji. Chciałbym jednocześnie w tym miejscu zastrzec, iż nie jestem ani wielkim fanem Józefa Piłsudskiego (choć oceniam go mniej surowo niż Jędrzej Giertych w „O Piłsudskim” czy Ryszard Świętek w: „Lodowa Ścian: sekrety polityki Józefa Piłsudskiego 1904-1918„), ani sanacji (o której błędach mógłbym napisać kilka razy dłuższy tekst). Krytycznie oceniam również sam Przewrót Majowy z 1926 roku. Niemniej, od kilku lat w moje głowie tkwiła nieodparta potrzeba zmierzenia się z tematem Wojny Obronnej z 1939 roku i podjęcia uczciwej oceny ludzi, którzy dokonywali wówczas wyborów. Mam nadzieję, że powyższy tekst wniesie do toczącej się od lat dyskusji choć niewielki powiew świeżości. Jeśli zawarte w nim argumenty, uważasz za warte poddania do dyskusji, proszę u udostępnienie i propagowanie artykułu dalej. W tym celu powstał i w tym celu publikuję go jako wpis na blogu. Darmowy i dostępny dla każdego. Rozprawmy się w końcu z żerującymi na naszej zbiorowej świadomości demonami przeszłości.
Fot.: Złapany przy pracy 🙂
* Źródła:
książki i materiały:
Władysław Studnicki: „System polityczny Europu a Polska ” (1935),
Władysław Studnicki: „Kwestia Czechosłowacji, a Racja Stanu Polski” (1938),
Władysław Studnicki: „Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej” (1939),
Adolf Maria Bocheński: „Między Niemcami a Rosją” (1937),
Stanisław „Cat” Mackiewicz: „Książka moich rozczarowań”
Paweł Wieczorkiewicz: „Historia polityczna Polski 1935-45”(2005)
Paweł Wieczorkiewicz: „Łańcuch historii”, (2012),
Marian Zgórniak: „Sytuacja militarna Europy w okresie kryzysu politycznego 1938r.” (1979)
Marian Zgórniak: „Europa w przededniu wojny” (1993)
Piotr Zychowicz: „Pakt Ribbentrop-Beck. Czyli jak Polacy mogli u boku Trzeciej Rzeszy pokonać Związek Sowiecki” (2012),
Piotr Górsztyn: „Pakt Ribbentrop-Beck. Czy pakt Polska-Niemcy był możliwy?” (2018)
http://www.sbc.org.pl/Content/116855/iii5170-1939-06.pdf (skan czasopisma „Frontu Zachodniego” z czerwca 1939 roku, warto przeczytać pierwszy artykuł),
Debaty i wystąpienia (polecam zwłaszcza to pierwsze prof. Marka Kornata):
https://www.youtube.com/watch?v=IPWH-5i2A-E
https://www.youtube.com/watch?v=swsKDYjzzBU
https://www.youtube.com/watch?v=ezK_RvK3mqQ
https://www.youtube.com/watch?v=mc1PopQeLBo
https://www.youtube.com/watch?v=kFwSO-vbfVQ
Artykuły:
http://phw.org.pl/rok-1938-szanse-czechoslowacji-w-wojnie-z-niemcami/3/
https://www.vaterland.pl/zdobyczny_sprzet_w_uzyciu_niemieckiego_wojska_czesc_i.html
https://www.foreignaffairs.com/articles/france/1936-04-01/french-army-1936
http://archive.spectator.co.uk/article/17th-april-1936/11/germanys-armed-strength
https://www.historyonthenet.com/nazi-germany-timeline/
https://www.quora.com/How-much-stronger-was-Frances-army-than-the-German-army-when-the-Germans-militarized-the-Rhineland-in-1936
https://www.foreignaffairs.com/articles/france/1936-04-01/french-army-1936
https://3obieg.pl/szeremietiew-zdradziecka-napasc/
https://opinie.wp.pl/adolf-hitler-docenial-polakow-wyjasniamy-mit-6126042155370113a
Nikt o zdrowych zmysłach nie naraża swojego narodu na taką rzeż i potworne zniszczenia na jakie została narażona Polska w 1939r. min. szalonymi decyzjami ministra Becka…. będąc tak słabymi militarnie powinniśmy przeczekać… pójście wtedy na wojnę to szalona decyzja nie poparta żadnymi mocnymi argumentami… Anglicy zrobili wszystko żeby uratować swój kraj a naiwni Polacy omamieni oszukańczymi i bzdurnymi „sojuszami” pozwolili na zniszczenie swojej ojczyzny i wymordowanie milionów obywateli i to są te „mądre kalkulacje: min. ministra Becka… a i tak póżniej musieli zawrzeć haniebny sojusz z innym tyranem na prawie 50 lat i do tego tracąc prawie połowę terytorium Polski.
To dla mnie komplement, że osoby zazwyczaj pewne swoich racji i siły argumentów krytycznych w stosunku do Becka w 39′, kompletnie nie mają jak odpowiedzieć i sięgają po wątki emocjonalne, a nie fakty.
pozdrawiam serdecznie 🙂
KW
1) Na https://pl.wikipedia.org/wiki/Ofiary_II_wojny_%C5%9Bwiatowej znalazłem informację o zabitych Polakach (owoce decyzji „Becka”). Nikt w naszym otoczeniu (a nawet na świecie) nie zachował się równie bezmyślnie (wojowanie z Niemcami i Rosjanami jednocześnie – nie mając szans na zwycięstwo) i co za tym idzie nie przyczynił się do tak dużej ilości zabitych współobywateli.
Moim zdaniem to są fakty.
Skoro Pańskim zdaniem to wątek emocjonalny, a nie fakty to co Pana zdaniem jest „faktem” ?
2) Wiedza na temat skutków podjętych decyzji umożliwia ocenę. Możemy łatwo porównać kto podjął jaką decyzję i na ile to było mądre. To świetny sposób na zdobywanie wiedzy, apelu żeby nie oceniać decyzji na podstawie rezultatów nie kupuję bo:
„Nową przypowieść Polak sobie kupi, Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.”
3) Zauważyłem że cytuje Pan „Cata” – który moim zdaniem nie bez powodu w tej konkretnej sprawie zmienił zdanie, proponuję zapoznać się z jego dalszą publicystyką – warto.
Oczywiście, że się z Panem nie zgodzę. Nie znając przyszłości, podejmuje się decyzje w oparciu o logikę, istniejące fakty, wiedzę, analizy. doświadczenia oraz zdrowy rozsądek. Wszystkie przemawiały za tym, że wybuch wojny należy powstrzymać i można to zrobić poprzez zastraszenie Hitlera. Jednocześnie wszystkie te narzędzia poznawcze wskazywały, że Hitler a) kłamie i nie można mu ufoać b) bluffuje i twarda postawa może go obnażyć.
Jeśli Pan podejmuje ryzykowne, ale niezgodne z logiką i mądrością życiową decyzje w swoim życiu, to być może to się sprawdza. Na zasadzie – udało się, choć nie powinno. Biorąc odpowiedzialność za cały naród nie można się kierować ryzykanctwem i „przeczuciem’ że Hitler może jednak chce dla nas dobrze. Trzeba było działać odpowiedzialnie i tak zachował się Beck.
Jeśli naprawdę chce Pan oceniać po efektach, to ja proponuję inne porównanie. Proszę porównać ile Czechów było w 1938 roku w Czechach, a ilu Polaków w II RP. Następnie proszę porównać populację Czech i Polski w 2020 roku. Wychodzi na to, że jednak historia przemawia „za” Beckiem. Bo dlugofalowym efektem jego polityki jest to, że narodziło się wiele milionów Polaków więcej niż Czechów, którzy nie walczyli wcale. Jest to argument oczywiście nieco śmieszny, ale jeśli brać TYLKO I WYŁĄCZNIE CZYNNIK EFEKTU pod uwagę, to jest jak najbardziej trafny i bije wszystkie inne wywody.
pozdrawiam
KW 🙂
Mieli do wyboru Hańbę lub wojnę. Wybrali hańbę a wojnę i tak będą mieli na pewno.
Tak skwitował to pewien zbrodniarz wojenny po efektach konferencji monachijskiej.
Polska była między młotem a kowadłem. Państwem buforowym między dwoma totalitaryzmami. Każde wyjście było fatalne w skutkach.
Wiele celnych obserwacji ALE
a) Czas był już od Nadrenii i Anschlussu polski rząd powinien wziąc pod uwagę bezczynność „sojusznika”
b) Zwłaszcza po Monachium – trzeźwo myśląc ttrzeba było zakłądać konfrontację więc po co była legimityzacja w postaci Zaolzia ?
c) Odpuszczenie możliwości ( trudnej ale ) porozumiena z Czechosłowacją
d) Po gwarancjach powinniśmy domagać się NATYCHIASTOWEJ pomocy wojskowej i /lub finansowej !
e) Szkoda że nie znalazł się polski Petain ( zwłaszcza po czerwcu 40r )
e) A najważniejsze że PO CO nam była czynna walka zbrojna zwłaszcza po Stalingradzie i Teheranie stawało się to walką w interesie Stalina
Tu zapewne pojawiły się zaczątki myślenia w stylu Okulickiego (…)Musimy zdobyć się na wielki zbrojny czyn. Podejmiemy w sercu Polski walkę z taką mocą, by wstrząsnęła opinią świata. Krew będzie się lała potokami, a mury będą się walić w gruzy. I taka walka sprawi, że opinia świata wymusi na rządach(…).
Witam, Pana Broszura, wydrukowana w odpowiednim formacie, stoi u mnie na półce obok Studnickiego, Mackiewicza i Bocheńskiego. I jestem dumny z tej publikacji bo stanowi dla mnie ważną polemikę z tuzami polityki realnej. Nie mniej jednak w jednej sprawie Panowie się zgadzają w sposób nie podlegający dyskusji, a mnie zastanawia, czy to rzeczywiście jest takie oczywiste, zawsze i w każdych okolicznościach. Chodzi o brak zgody na przemarsz przez nasze terytorium wojsk sowieckich do Czechosłowacji.
Odnosząc się do tego tematu napisał Pan: „Głównym sojusznikiem Czechosłowacji było ZSRR(co stanowiło zagrożenie dla Polski, zwłaszcza, iż relacja Warszawa-Praga były wciąż złe – z winy obu stolic)…. Problemem było to, że ze zrozumiałych względów, Józef Beck nie zgodził się na żaden przemarsz wojsk sowieckich przez terytorium Polski.”
Natomiast Bocheński sformułował tą zasadę w „Polskiej doktrynie Monroego” w jego pierwszym paragrafie, który brzmi „Rzeczpospolita Polska nie może w żadnym wypadku zgodzić się na przemarsz wojsk niemieckich lub rosyjskich przez swe terytorium”. Dalej w tekście nie wyjaśnia tego zagadnienia tylko pisze w ten sposób: „Uzasadnienie jego jest zbyt jasne i oczywiste, abyśmy potrzebowali się tu nim zajmować.” Trzeba jednak dodać, że jest przypis wyjaśniający, że później Bocheński zmienił pierwszy punkt polskiej doktryny Monroego na następujący „Rzeczpospolita Polska nie może w żadnym wypadku zgodzić się na okrojenie swych granic wyznaczonych traktatem wersalskim i ryskim”. Nie jest jednak dla mnie jasne czy porzucił pierwotną zasadę, czy inną uznał za ważniejszą lub czy może były jakieś inne przesłanki tej zmiany.
Niemniej jednak wychodzi, że brak zgody na przemarsz obcych wojsk jest oczywistością i panuje co do tego pełna zgoda.
Tymczasem według mnie tamta okoliczność, kryzysu czechosłowackiego, wymagała przynajmniej zastanowienia czy oby na pewno nie należy wykonać odstępstwa od powszechnie uznanej zasady.
Przede wszystkim kryzys czechosłowacki był momentem krytycznym w zakresie budowania przez Hitlera zdolności militarno-przemysłowych, gdyż przejęcie zasobów Czechosłowacji w sposób skokowy te zdolności zwiększyły. A po drugie zmieniała się sytuacja geostrategiczna, jeszcze bardziej pogarszając pozycję Polski.
Kryzys czechosłowacki był momentem, w którym należało coś zrobić. Najgorszą opcją było nie zrobienie niczego i w tą opcję poszedł Beck. Poszedł na wyczekanie i to inni zdecydowali o sytuacji, która wytworzyła się przy naszych granicach. A możliwości było sporo, np. ogłoszenie mobilizacji, przesunięcia wojsk, manewry, przełamania impasu w stosunkach z Czechosłowacją, porozumienie z Francją, postawienie sprawy na dyplomatycznym ostrzu. I wreszcie, jeśli nie chcieliśmy wikłać się bezpośrednio, to opcja z przemarszem wojsk sowieckich.
Co ciekawe, publicyści polityki realnej, ale nie tylko, wiele miejsca poświęcają sprawie antagonizmu rosyjsko-niemieckiego. To właśnie na ten czynnik wskazują jako najbardziej sprzyjający Polsce i jej sytuacji. Przywołują wiele przykładów z historii, kiedy zaognione stosunki rosyjsko-niemieckie nam sprzyjały i odwrotnie, że sytuacja dla nas była bardzo niekorzystna kiedy następowały między nimi okresy współpracy. Zatem często podkreślają, że antagonizowanie stosunków rosyjsko-niemieckich jest polską racją stanu.
Przekładając tą powyższą prawidłowość na sytuację przedmonachijską oraz rozważając opcję przemarszu wojsk sowieckich należy się zastanowić jaka sytuacja by się wytworzyła i czy nie byłaby dla nas korzystniejsza? Z pewnością sam przemarsz byłby dla nas operacją niekomfortową i ryzykowną, gdyż należałoby wyznaczyć korytarz, który destabilizowałby nam część kraju i który byłby z pewnością wykorzystywany wielokrotnie. W dodatku dotyczyłby tej części kraju, która i tak była niestabilna z powodu działalności ukraińskich nacjonalistów. Poza tym, w polityce międzynarodowej ustawiałoby nas już wrogo wobec Niemiec. Ale to był moment kiedy nie można był już pozwolić sobie na komfort balansowania. Natomiast z drugiej strony, pojawienie się wojsk sowieckich w Czechosłowacji zmieniało mocno sytuację. Co prawda bylibyśmy niejako okrążeni przez wojska sowieckie, których traktowaliśmy jako nasze zagrożenie, ale jak się spojrzy na mapę to widać, że granice Czechosłowacji wcinają się właściwie w sam środek III Rzeszy. Występowanie wojsk sowieckich w takim miejscu niewątpliwie musiałoby doprowadzić do maksymalizacji napięcia między tymi państwami i wykluczałoby ich porozumienie. Byłby to wrzód tak ropiejący i śmierdzący, że nie byłby dla Niemiec do zaakceptowania i prędzej czy później doszłoby do militarnego starcia. Tylko, że to nie my bylibyśmy pierwszym teatrem działań. W dodatku po początkowym wrogim do nas nastawieniu Niemiec, później musiałyby nastąpić z ich strony intensywne zabiegi abyśmy zmienili swoją politykę. To samo z drugiej strony, gdyż sowietom zależałoby na utrzymaniu tego korytarza. W związku z tym korytarz stałby się dla nas lewarem zarówno do jednych jak i do drugich. A że korzystne byłoby aby oba te kraje starły się jak najmocniej i to jeszcze nie na naszym terenie, to korytarz wydaje się nawet jako znakomite rozwiązanie, oczywiście z odpowiednim timingiem na jego zamknięcie.
Mój komentarz nie wpisuje się więc w polemikę dotyczącą opcji niemieckiej, za czy przeciw, ale odnosi się do elementu naszej polityki, gdzie występuje powszechna zgoda. U Bocheńskiego: „Zasada braku zgody na przemarsz wojsk niemieckich lub rosyjskich przez terytorium RP wygłoszona przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych, znalazła pełny oddźwięk wśród narodu.” Czy oby na pewno oczywistość tej zasady jest taka oczywista i nie występują okoliczności wyższe? Odnosi się to także do przyszłości.
Witam,
dziękuję za ciekawy wpis. Odnosząc się, zwracam uwagę na realność poruszanej kwestii. Czy ta zgoda czy brak zgody na przemarsz wojsk ZSRR do Czechosłowacji ma jakiekolwiek znaczenie? Z tego co wiem, Stalin wcale nie zamierzał wysyłać żołnierzy do Pragi by bronić jej przed Berlinem. Natomiast gdybyśmy taką zgodę rzeczywiście wydali, to należy podjąć spekulację, czy wówczas w takich warunkach, Stalin nie zacząłby myśleć o przejęciu II RP i Czechosłowacji. Okazja czyni złodzieja.
pozdrawiam
KW
Może trochę poszerzę mój punkt widzenia, bo mi wychodzi, że samo wydanie zgody zmieniłoby bardzo mocno rachuby uczestników gry. Już sama Czechosłowacja odebrałaby to jako pozytywny gest z naszej strony wobec nich i otwierałoby szanse na inny poziom relacji. Dalej będąc przy Czechosłowacji, to dawałoby im możliwość usztywnienia stanowiska, nawet jeśli to byłyby tylko deklaracje Stalina, a nie realne wysłanie wojsk. Również Francja i UK byłyby bardziej powściągliwe w Monachium, jeśli w ogóle do Monachium by doszło. I wreszcie my nie bylibyśmy postrzegani jako część polityki niemieckiej, bo polityka powstrzymywania się od czegokolwiek wpisywała nas niestety właśnie w politykę niemiecką.
Natomiast jeśli do przerzutu wojsk by doszło, to skorzystanie z okazji na przejęcie II RP i Czechosłowacji byłoby szalenie trudne do wykonania. Sam przerzut nie odbywałby się w szyku bojowym, czy nawet marszowym, tylko na pewno na lawetach kolejowych. Nasze wojsko z kolei musiałoby zostać postawione w stan podwyższonej gotowości i zostać wprzęgnięte w działania eskortujące. Pojawienie się natomiast wojsk sowieckich w Czechosłowacji nawet w ilości kilku dywizji, radykalnie podniosłoby antagonizm rosyjsko-niemiecki i bez względu na intencje Stalina ten antagonizm nie pozwoliłby mu na zrobienie skoku w bok, bo czym innym jest usadowienie się na ufortyfikowanych pozycjach obronnych, a czym innym atakowanie dwóch krajów, lub choćby tylko nas. Dla Niemiec takie ruchy Sowietów byłyby zbyt groźne i musieliby zareagować, więc ZSRR kalkulując to nie ruszyłby na nas.
Być może uznanie zasady braku zgody na przerzut wojsk niemieckich lub rosyjskich przez nasze terytorium jako aksjomatu zmniejsza nam elastyczność i uniemożliwia podjęcie choć teoretycznych rozważań nad korzyściami i ryzykami z tym związanymi.
Witam,
podzielam Pański pogląd, że nie rozegrano w układance monachijskiej wariantu wsparcia Czechosłowacji. Przyjęcie z góry założenia, że nie będziemy dopuszczać przejścia Armii Czerwonej (lub nawet deklaracji takowej – bo do fizycznego przejścia jeszcze daleka droga) jest błędem.
Proszę spojrzeć na mapę- upadek południowego sąsiada przesuwał III Rzeszę od południa do Polski;
Ponadto 1) skoro Polska była zainteresowana utrzymywaniem status quo wersalskiego powinna tego układu bronić; 2) gospodarczo byliśmy w 1938 dużo słabsi od Niemiec (na polu gospodarczym, wojskowym) zatem powinniśmy szukać sojuszników w zmieniającej się sytuacji geopolitycznej i jej dynamizacji (konieczność zasypywania różnic na tle Polska-Czechosłowacja, Polska-Litwa). My zaś dalej szliśmy torem utrzymywania balansu.
Obrona na wysuniętych rubieżach jest zawsze lepsza aniżeli obrona bezpośrednio swojego kraju.
Reasumując, wariant poparcia Czechosłowacji przynajmniej należało rozegrać politycznie. Podbicie stawki mogłoby zatrzymać tu Hitlera.
stalin wjechał 17 września że względu na https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Bitwa_nad_Cha%C5%82chin-Go%C5%82
Czechosłowacja to był ostatni moment aby powstrzymać Hitlera przed wojną – mało kto pamięta że Czeskie czołgi stanowił 1/3 sił Wermachtu w 39r. Właściwe rozegranie tego było trudne ale możliwe – z drugiej strony jednak chyba mało kto z zwenątrz zakładał że Francja i WBrytania całkowice skapitulują w Monachium i jeszcze nazwą to „pokojem”
Jako historyk, nie badający przesadnie tematu negocjacji poprzedzających wybuch II WŚ, jestem pod ogromnym wrażeniem kompleksowości, obiektywizmu i mądrości przeczytanego tekstu. Przyznam, że w kilku przemyśleniach skłaniałem się ku opcji „niemieckiej” jako jedyne wyjście z sytuacji. Wiem już, że byłem w dużym błędzie, człowiek uczy się całe życie i chwała mu za to 😉 Fantastyczny artykuł, dziękuje
Problemem nie był sojusz lub brak z Rzeszą, lecz szczerość polskich polityków podczas rozmów dyplomatycznych. Podczas nich Niemcy zapytali, czy Polska zachowa neutralność w razie ich ataku na Francję. Polacy odpowiedzieli że nie i że dotrzymają sojuszu z Francją. Zamiast kłamać i udawać że rozważają oferty Hitlera zawsze twardo odpowiadali nie. Gdy Brytyjczycy chcieli zawrzeć tajny sojusz Polską nasza elita dążyła do jego ujawnienia. Ponadto to nie prawda że siła Niemiec rosła w stosunku do Polski i to sprawiało że jak najszybciej chcieliśmy do niej przystąpić. To czy Rzesza była od nas 4 czy 5 razy silniejsza militarnie nie zmieniało niczego. Natomiast sytuacja poprawiała się jeżeli patrzymy na sojusz z Francja i GB. Ich siły zbrojne moderniozowały sie szybciej od Niemieckich. Wszyscy potępiają Chamberlaina, ale kto zbudował sieci radarowe, i te wszystkie Spittfieryy i Hurricany ? Przecież nie Churchill w 3 miesiące. Tak więc nasz stosunek do Rzeszy był beznadziejny, ale już sojusz 3 państw zyskiwał z każdym rokiem w stosunku do Niemiec. Dlatego zachód nie chciał szybkiej wojny. Byliśmy w sytuacji człowieka który zagrożony napaścią przez 2 razy większego osiłka walczy bo boi się że wkrótce będzie walczyć z 3 krotnie większym, Ale efekt i tak będzie ten sam. Więc po co przyśpieszać starcie, skoro nasi kuple mogą dopakować i przez ten czas stać się silniejsi niż on. Mieliśmy Enigmę powinniśmy byli w tajemnicy przekazać ją zachodowi informując że zawrzemy papierowy sojusz z Hitlerem, ale natychmiast po wypowiedzeniu wojny Francji uderzymy na nich od tyłu. Przekazanie sposobów szyfrowania Niemiec upewniłoby aliantów że jesteśmy ich sojusznikiem, a 1 września 39 wypowiedzielibyśmy wojnę Niemcom którzy zaatakowali tego dnia Francję.
Kutrzeba już w 38 przewidywał klęskę Polski, przed Anschlussem i Czechosłowacją. Napisał że nawet jeśli Francja wystąpi po naszej stronie to jej pomoc odczujemy po 6 tygodniach walk. Polska mogła wkroczyć do walki szybciej.
Pana wpis nadaje się przynajmniej do komentowania, bo wpisy pana Szeremietiewa, to są na poziomie TVPiS i propagandy sanacyjnej 😉 Kilka błędów Pan jednak popełnił. Sugeruje Pan ze Anglia dowiedziała się o tajnej klauzuli do paktu Hitler-Stalin dopiero 27 sierpnia. To nie jest prawda. Wiedzieli o kilka dni wcześniej. Minimum dwa dni wczesniej a zapewne nawet wieczorem 24 VIII. Estończycy nawet wiedzilei 26 VIII. No i pisze Pan nieustannie o osi Belin – Warszawa w kontrze do bloku Londyn -Paryż – Moskwa. Rozumiem że Włoch Pan nie uwzględnia, bo bohaterstwo Włoch jest tematem żartów. Ale gdzie Japonia ? Japonia równoważy ”morski” Londyn, który nawet wg Becka (Starzeński) nie miał czym pomóc Polsce. Ośmieliłbym sie nawet rzec że groźba japońska wobec ZSRR była mocniejsza niz ta brytyjska wobec Berlina. Bo siły lądowe Anglii były takie sobie. Radzieckie oddziały syberyjskie wspomogły obrone Moskwy dopiero gdy Stalin upewnił się, że Japonia nie uderzy od wschodu. Czyli groźba japońska była uwzględniana na serio przez Rosje.
„zapewne nawet wieczorem 24 VIII.” –> No tym zapewnieniem to mnie Pan przekonał 😉 Pisałem to w tekście kilkukrotnie. Mussolini ważył do kogo i kiedy się przyłączyć. W rzeczywistości przyłączył się do Hitlera dopiero jak Francja padała na kolana. Po podbiciu Polski, Danii, Norwegii, Holandii, Belgii i Luksemburga. Tak więc włosi się w tej kalkulacji na rok 39 naprawdę nie liczyli.
pozdrawiam
KW
Przecież Piłsudski kombinował z wojną prewencyjną… https://pl.wikipedia.org/wiki/Kryzys_gda%C5%84ski_(1932)
Niestety Hitler ustąpił ultimatum postawione przez ORP Wicher.
Piłsudskiego zabrakło. Rypnąłby Adolfa w 1936-stym nie czekając na odpowiedź Francji. Czechy i Włochy przyłączyłyby się do bitki z Adolfem sami.