W Internecie co chwilę ktoś prezentuje dane przedstawione na krótkich porównawczych grafikach, z których mają wynikać: skuteczność lub nieskuteczność danej metody obrania walki z pandemią.
Bardzo często jest w tym kontekście wymieniana Szwecja z uwagi na zastosowanie zupełnie innego niż wszyscy modelu postępowania wobec globalnego kryzysu zdrowotnego. Przyznam, że jako osoba o pro-wolnościowym spojrzeniu na otaczającą nas rzeczywistość chętnie słuchałem o przewagach szwedzkiego postępowania względem COVID-19. Niemniej, ponieważ interesują mnie fakty, a nie to czy pasują one do konkretnych światopoglądów, postanowiłem zrobić szybkie porównanie skuteczności metod na przykładzie dwóch państw. W tym właśnie Szwecji. Niemniej, z racji zainteresowań i nacisku jaki zawsze kładę na geopolitykę – porównanie również będzie uwzględniało tę dziedzinę nauki.
W pierwszej kolejności należy wytłumaczyć, dlaczego nie porównuję statystyk szwedzkich z tymi z Polski – jak robi to większość komentatorów. No więc dlaczego? Ponieważ oba kraje są niezwykle trudne, a może i nawet niemożliwe do porównania. Szwedzi mieszkają na peryferiach Europy na półwyspie skandynawskim, gdzie panuje zgoła inny klimat niż na nizinie środkowoeuropejskiej.
W Szwecji gęstość zaludnienia wynosi zaledwie 24 os./km², gdy tymczasem w Polsce wskaźnik ten jest pięciokrotnie wyższy (123 os./km²). Jednak z 10,23 mln Szwedów, aż 30% żyje w 10 największych miastach w kraju (statystyka ta jest o połowę niższa niż w przypadku Polski). Ogólnie 88% ludności Szwecji mieszka w miastach[1]. Tymczasem spośród 38 milionów Polaków, aż 40% mieszka na wsi[2]. Szwedzi są genetycznymi Skandynawami, tymczasem Polacy to Słowianie (co w kontekście podatności na koronawirusa może mieć znaczenie). Choć trzeba wskazać, że średnia wieku obywateli jest podobna w obu państwach (42-43 lata), podobnie jak odsetek osób po 65 roku życia (ok. 20%). Niezwykle jednak istotne jest to, że Polska posiada kilka milionów migrantów, którzy jeżdżą tam i z powrotem do Wielkiej Brytanii, Francji czy Niemiec. Tak więc znaczny odsetek populacji ma kontakt ze społeczeństwami, które zostały bardzo mocno dotknięte przez pandemię. Przez co ryzyko rozniesienia się zakażeń jest znacznie wyższe. Nie trzeba również pisać, że szwedzka i polska służba zdrowia to dwa różne światy. Również pod względem wykonywania ilości testów w proporcji do wielkości populacji. W konsekwencji, uwarunkowania obu wyżej wskazanych krajów są tak różne, że wszelkie porównania wymagałyby książkowych analiz, inaczej ich wyniki nie mogłyby odzwierciedlić choćby przybliżonej skuteczności stosowania tej czy innej metody radzenia sobie z COVID. W związku z powyższym, znacznie prościej będzie, gdy porównamy kraje o warunkach podobnych.
Wiosenny lockdown w Skandynawii
Choć Norwegia posiada jedynie 5,5 miliona mieszkańców (przy gęstości zaludnienia 14 os/km²), to jednak są oni genetycznie zbliżeni do Szwedów i jednocześnie żyją w podobnych warunkach. Zgadza się również struktura etniczna społeczeństw, bowiem w obu ok. 80% stanowią rodowici Norwegowie lub Szwedzi, a reszta to osoby pochodzenia imigranckiego. Podobnie również wygląda kwestia religii (państwa protestanckie) oraz poziom laicyzacji społeczeństw. Co również ma niewątpliwie wpływ. Nie tyle ze względu na skuteczność ewentualnych modlitw, ale na fakt, że ilość osób uczęszczających do domów modlitwy ma znaczenie w kontekście tego, że w tłumie łatwiej jest się zakazić. Średnia wieku w Norwegii jest minimalnie niższa (40 lat przy 17,5% osób powyżej 65 roku życia). Natomiast podobnie wygląda poziom urbanizacji, bowiem aż 83% Norwegów żyje w miastach, w tym blisko 40% w dziesiątce największych aglomeracji. Oba państwa przeznaczają na opiekę zdrowotną proporcjonalnie podobne środki (10-11% PKB) choć w Norwegii przypada aż 3,6 szpitalnego łóżka na 1000 mieszkańców (w Szwecji jest to 2,2). Oba narody mieszkają obok siebie na jednym półwyspie i w zbliżonych warunkach klimatycznych. Posiadają również długą wspólną granicę. Ważne jest też, że oba państwa i społeczeństwa należą do grona bardziej zamożnych. Przy uwzględnieniu siły nabywczej rodzimych walut, w przeliczeniu na dolary, średnio w 2019 roku PKB na jednego mieszkańca Norwegii wyniosło ok. 63,5 tys. dolarów, a w Szwecji 53 tys. dolarów. Tak więc Norwegowie posiadają nieco lepszą sytuację jeśli chodzi o pojemność szpitali i nieco lepiej wyglądają ich wskaźniki ekonomiczne. Jednak generalnie oba państwa są na podobnym poziomie. I to co je podzieliło wiosną 2020 roku, to podejście do radzenia sobie z pandemią COVID-19.
Norwegowie zastosowali znany w całej Europie lockdown, podczas gdy Szwedzi postawili na otwarty model mający na celu osiągnięcie odporności stadnej. Otwarte były zakłady pracy, restauracje, bary i szkoły. Można było swobodnie wyjść na ulicę, a maseczki były zaleceniem, a nie nakazem (choć podobno się stosowano).
Porównajmy więc dane[3] za okres do 31 lipca 2020 roku, kiedy to w sposób umowny mieliśmy już koniec pierwszej pandemicznej fali. Rządy reagowały wiosną bardziej na zasadzie intuicji niż doświadczeń z nierozpoznanym wówczas zagrożeniem. I tak na dzień 31 lipca w Norwegii odnotowano 9,17 tys. zakażeń (0,0016% populacji), natomiast w Szwecji było to 76,7 tys. zakażeń (0,0074% populacji). Ponieważ Szwedom chodziło o to, by większość społeczeństwa przeszła zakażenie SARS COV-2 to blisko pięciokrotnie wyższy wynik nie powinien dziwić. Istotny jest wskaźnik śmiertelności. Podkreślenia wymaga, że w obu państwa przypada podobna ilość lekarzy na 1000 mieszkańców (Norwegia – 5,5, Szwecja – 4,3) natomiast Norwegowie mają dwukrotnie więcej pielęgniarek (blisko 21 w porównaniu do 11,5 w Szwecji). Do 31 lipca 2020 roku w Norwegii zmarło 255 osób zakażonych koronawirusem (zakażonych, ale nie koniecznie zmarli na COVID-19). W Szwecji było to 5,74 tysiąca. Tak więc w Szwecji zmarło aż 7,5% osób zakażonych koronawirusem. W Norwegii wskaźnik ten osiągnął poziom 2,8%. Przy czym Norwegowie wykonali pomiędzy 9 a 26 tygodniem 2020 roku 336 tys. testów (6% w stos. do wielkości populacji populacji). Tymczasem Szwedzi wykonali w tym czasie 518 tys. testów (5% w stos. do wielkości populacji)[4]. Dla porównania w Polsce wykonano ok. 1,4 mln testów (3,7% pop.)
Nie wiem natomiast jak w obu krajach liczy się statystyki związane ze ofiarami śmiertelnymi (czy jest jakaś istotna różnica, jak w przypadku np. Włoch i Niemiec?). Zakładam jednak, że zarówno w Szwecji jak i Norwegii stosowana jest metodologia zgodnie z którą notuje się śmierć osoby z zakażeniem, nawet jeśli umarła ona na inną dolegliwość/chorobę.
Powyższe porównanie pokazuje, że przy podobnych warunkach geograficznych, społecznych, etnicznych, klimatycznych oraz ekonomicznych Szwedzi osiągnęli znacznie gorszy wynik. Prawdopodobnie miała tutaj wpływ różnica w ilości miejsc w szpitalach oraz znacznie liczniejszej kadry pielęgniarskiej w Norwegii. Co z kolei pokazuje, że w warunkach braku lockdownu, Szwedzka służba zdrowia nie do końca była przygotowana na pandemię. Pytanie, co by się działo w Polsce, gdzie wprawdzie na 1000 mieszkańców przypada 6,6 szpitalnego łóżka, ale zaledwie 2,6 lekarza i 5 pielęgniarek?
Norwegowie odchodzą od lockdownu a Szwedzi zaostrzają rygory?
Co ciekawe, wiosenne doświadczenia obu państw wywołały efekty o przeciwnych kierunkach. Gdy pod koniec października cała Europa ogłosiła kolejne zaostrzenie restrykcji, o tyle Norwegowie wyłamali się z tegoż pomysłu stawiając na rozwiązanie Szwedzkie… (choć nieco zaostrzone). Tymczasem władze ze Sztokholmu skorygowały swoją wiosenną luźną politykę i nieco bardziej zaostrzyły rygory (choć wciąż polega to na zaleceniach nie na nakazach). Wciąż jednak działając w intencji uzyskana przez społeczeństwo zbiorowej odporności. Innymi słowy wydaje się, że rządy z Oslo i Sztokholmu zbliżyły wzajemne stanowiska i postanowiły zastosować model szwedzki w nieco bardziej rygorystycznej formie. Pytanie tylko, na ile jest to jeszcze model szwedzki? Restrykcje w zasadzie są podobne jak gdzie indziej, różnica polega na tym, że zamiast nakazów są zalecenia. Tak więc ludzie stosują dystans społeczny, noszą maseczki, nie chodzą gremialnie w miejsca gdzie można spodziewać się dużej ilości osób. Izolowane są osoby z potwierdzonym zakażeniem.
Ponieważ Norwegia i Szwecja obrały jak na razie wspólny kierunek, to dalsze porównywanie tych państw może być już pozbawione sensu.
Duński porządek
Warto więc zwrócić uwagę na Danię, gdzie restrykcje rządowe są bardziej surowe. Duńczycy mieszkają już w nieco innych, choć wciąż zbliżonych warunkach co pozostali Skandynawowie. To również dość majętne społeczeństwo w którym na 1000 mieszkańców przypada 4,3 lekarza i 11 pielęgniarek (niemal tak samo jak w Szwecji). PKB per capita Ppp wyniosło tam 57 tys. dolarów. Spośród blisko 5,9 mln mieszkańców o średniej wieku 43 lat (20% powyżej 65 roku życia) aż 88% mieszka w miastach. Na służbę zdrowia przeznacza się 10% PKB. Wszystkie tez wskaźniki są niemal identyczne lub bardzo podobne jak te dotyczące Szwecji. Przy czym z racji na znacznie mniejszy rozmiar terytorium, w Danii gęstość zaludnienia wynosi 124 os./km² (i w tym przypadku z pewnością wpływa to na niekorzyść Duńczyków).
W Danii do 26 tygodnia 2020 roku wykonano ponad milion testów (aż 18% w stosunku do wielkości populacji). Do 31 lipca 2020 roku wykryto 13,7 tys. zakażonych (0,0023% społeczeństwa) a 615 spośród nich zmarło (4,5% spośród zakażonych). Pomimo tego, że w Danii przetestowano ponad trzy razy więcej osób niż w Szwecji, to ilość zakażonych była (w proporcji do wielkości populacji) trzykrotnie mniejsza, a śmiertelność zakażonych była mniejsza o ponad połowę. Można z tego wyciągnąć wniosek, że przy podobnym potencjalne służb medycznych oraz przy podobnych warunkach, wprowadzenie lockdownu i ograniczenie ilości zakażeń dało pozytywny skutek w postaci lepszej opieki medycznej dla osób, które tej opieki naprawdę potrzebowały. To dało efekt w postaci proporcjonalnie mniejszej ilości zgonów w Norwegii i Danii w porównaniu do Szwecji.
Porównując dane dotyczące II fali pandemii, w której rządy na bazie doświadczeń z wiosny zrobiły korekty swoich polityk uzyskujemy następujące porównanie (Szwecja-Dania).
Pomiędzy 1 sierpnia a 5 listopada w Danii zmarło kolejnych 109 osób przy blisko 37 tys. nowych zakażeń. Co daje śmiertelność na poziomie 0,003%. W Szwecji w tym czasie odnotowano nowych 61 tys. przypadków zakażenia, przy czym zmarło ok. 260 osób. Śmiertelność wyniosła więc 0,004% czyli w proporcji o ¼ więcej niż w Danii. Oczywiście śmiertelność z tego okresu jest mocno zaniżona przez okres wakacyjny (sierpień i część września) gdzie nasłonecznienie i wydzielanie witaminy D podnosiło ogólną odporność organizmów (co pokazuje jak w walce z COVIDEM istotne jest ogólne podniesienie odporności). Tak więc nie chodzi tutaj o ogólne wykazywanie takiej czy innej śmiertelności wirusa – bo ta jesienią i zimą znów będzie rosnąć – a o porównanie metod walki. Więc dla nas wliczenie sierpnia do II fali nie ma znaczenia.
Istotne jest to, że dane ze Szwecji są wciąż znacznie gorsze, niż w przypadku np. Danii. Choć zaostrzenie rygorów przez władze ze Sztokholmu, a także samodyscyplina Szwedów pozwoliły ograniczyć proporcje ofiar do zakażonych w stosunku do tendencji z wiosny. Niemniej kluczowa się tu wydaje ilość zakażonych osób, które ciężko chorują na COVID-19. Im więcej chorych, tym mniej wydajna służba zdrowia, tym więcej ofiar. Zobaczymy jak będzie się to wszystko kształtowało przez całą jesień i zimę, niemniej ograniczenie kontaktów międzyludzkich wydaje się jednak dobrą metodą na hamowanie lawinowego wzrostu chorujących i umierających pacjentów. Pytanie tylko, na ile restrykcyjne powinny być nakazy wprowadzane przez rząd? I gdzie znaleźć balans pomiędzy gospodarką i ekonomią, a bezpieczeństwem i zdrowiem obywateli?
Gospodarcze zyski „wolności” i podsumowanie
Warto pamiętać, że Szwedzi zdecydowali się na odmienny model walki z pandemią również ze względów gospodarczych. Chcieli ponieść jak najmniejsze straty nie wprowadzając lockdownu. Warto jednak pamiętać o tym, że gdy na globalnym wspólnym rynku pozostajesz jedyną otwartą gospodarką, to i tak jesteś de facto zamknięty. Przez wszystkich wokół. Z danych za lipiec 2020 roku wynika, że Norwegia straciła 5,1% PKB. Duńskie PKB straciło 6,8%. Tymczasem Szwedzi aż 8,6%, tym samym byli najbardziej poszkodowani pod tym względem z całej Skandynawii. Parafrazując słowa W. Churchilla, w Sztokholmie mogli wybrać między pandemią a regresem gospodarczym. Wybrali pandemię, a regres będą mieli i tak.
Doświadczenia z Chin jasno pokazują, że najlepszą metodą na poradzenie sobie z pandemią jest całkowity lockdown i uwięzienie wszystkich obywateli w czterech ścianach. Tak długo, jak to będzie potrzebne (w systemie totalitarnym jest to łatwiejsze do przeprowadzenia). Problem w tym, że taką metodę musieliby przyjąć wszyscy na świecie na raz. Wówczas teoretycznie problem COVID-u powinien zniknąć (chyba, że koronawirus może się ponownie aktywować, co jest możliwe i są takie podejrzenia). Natomiast skala i masowość zarażeń w Europie jest tak duża, że wątpliwym jest by nawet tak drastyczna metoda zadziałała. I nawet jeśli tak się stanie, to nie wykluczone, że cała historia z pandemią rozpocznie się na nowo (a to ktoś się nie zastosuje i koronawirus przetrwa, a to zostanie przywieziony przez osobę z innego kontynentu, a to wreszcie się uaktywni u ozdrowieńca). To sprawia, że całkowite blokowanie gospodarki za każdym razem gdy pojawi się koronawirus będzie bezcelowe. Wówczas więcej osób zacznie umierać z głodu, niż z powodu pandemii. Przy czym stres (brak pracy), głód , izolacja i samotność, brak środków na medykamenty i suplementacje –> to wszystko są czynniki, które znacznie osłabiają odporność organizmu i potęgują negatywne skutki każdej pandemii. Dlatego tak ważne jest utrzymanie na chodzie gospodarki, ponieważ bez niej załamie się również system opieki zdrowotnej, a także odporność całego społeczeństwa. Kolejne restrykcje związane z blokowaniem całych sektorów gospodarczych winny być dobrze przemyślane i wprowadzane jedynie w ostateczności. Z drugiej strony ograniczanie kontaktów w społeczeństwie z osobami obcymi, zachowanie środków bezpieczeństwa (maseczki, dezynfekcja, izolacja osób zakażonych) wydaje się być koniecznością. Wszystko po to by wyhamować choć trochę wzrost ciężkich zachorowań na COVID-19. Tak, by służba zdrowia mogła uratować jak najwięcej osób.
Na przykładach Norwegii i Szwecji widać, że kraje te poszukują wciąż „złotego środka” między restrykcjami pandemicznymi a ochroną gospodarki. Szwedzi zaczęli od zupełnie innej strony niż reszta Europy i to okazało się być błędem. Niemniej, „oswojenie” z koronawirusem (niska śmiertelność, zagrożenie mimo wszystko znacznie mniejsze niż się obawiano na początku roku) pozwoliło zachować optymizm i skłoniło np. Norwegów do zastosowania (póki co) nieco lżejszych metod niż na wiosnę. To co można napisać z całą pewnością to to, że wciąż widoczne jest poszukiwanie przez poszczególne rządy „optymalnego toru jazdy” po tym trudnym pandemicznym torze. Przy czym każdy państwowy bolid jest nieco inny, posiada inne warunki, potencjał, parametry. Inaczej się prowadzi, tak więc dla każdego z nich optymalny tor jazdy może wyglądać nieco inaczej. I to wydaje mi się najważniejsza konkluzja, którą należy mieć na względzie przy wszelkiego rodzaju porównaniach modelowych.
Warto na koniec zadać pytanie, czy nie byłoby dobrą metodą radzenia sobie z pandemią poprowadzenie szerokiej kampanii społecznej w mediach państwowych, związanej z podnoszeniem odporności organizmów. Poprzez m.in. odpowiednią suplementację (zwłaszcza wit. D). Czy nie byłoby dobrym rozwiązaniem sfinansowania i dostarczenia do aptek gotowych miesięcznych zestawów z suplementami, które zwłaszcza emeryci i osoby starsze (mniej zamożne) mogłyby darmowo odbierać (a dla reszty takie pakiety byłyby płatne). Okres letni pokazał, że gdy odporność organizmów jest wysoka, to COVID-19 nie jest wcale taki straszny.. Więc może zamiast zamykania kolejnych segmentów biznesu, należałoby podejść do tej kwestii w sposób bardziej kompleksowy. Liczne spoty lekarzy i specjalistów w TV, którzy informowaliby o tym czym i jak się suplementować + państwowe dostawy suplementów do ośrodków opieki nad osobami starszymi pozwoliłyby walczyć z przyczynami chorowania na COVID 19 , a nie ze skutkami. Może dobrą metodą na uzyskanie zbiorowej odporności jest właśnie podniesienie odporności poszczególnych obywateli? Choć odpowiedzi na te pytanie powinni udzielić specjaliści z medycyny. Ja tu tylko wrzuciłem kilka statystyk 🙂
Krzysztof Wojczal
geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog
[1] https://www.cia.gov/library/publications/the-world-factbook/geos/sw.html
[2] https://www.cia.gov/library/publications/the-world-factbook/geos/pl.html
[3] https://tradingeconomics.com/
[4] https://www.ecdc.europa.eu/en/publications-data/covid-19-testing
Dotychczasowy model ekonomiczny opierał się o maksymalizację PKB – w praktyce o maksymalizację obrotów działalności, które PKB nabijały – dzięki czemu można było zadłużać budżet. Co oznaczało dotychczas „jedynie słuszny” małpowany ślepo przez wszystkich model: „szybko wyprodukować, szybko zużyć, szybko kupić nowy produkt”. Widać to dobrze na obłędzie z samochodami – co 2,5 roku lifting zasadniczy, co 5 lat nowy model – a kiedyś [jeszcze po II w.św] synonimem dobrego samochodu i jego jakości była trwałość – np. 30 lat. Nowa ekonomia wymaga optymalizacji koszt/efekt. Czyli wyprodukować coś najmniejszym nakładem zużycia surowców, energii, robocizny, maszyn itd – by użytkować to jak najdłużej. Oraz wymaga projektowania danego produktu od razu pod gospodarkę cykliczną – czyli, gdy produkt się częściowo zużyje, zamiast wyrzucać na przysłowiowy złom [czyli degradować do poziomu surowca] , dany produkt będzie się naprawiało i regenerowało za mały ułamek całkowitej wartości „wsadu” wartości realnych] – i to wielokrotnie. Nie design – a użyteczność i ekonomiczność i „wytrzymałość” jako naczelne kryteria oceny produktu. No i nie pieniądze i nie system finansowy – tylko gospodarka oparta o zliczenie real-time i bilansowanie popytu-podaży wszelkich wartości/zasobów/produktów realnych – i usług. Kiedyś od tego zaczęliśmy w zaraniu starożytności, gdy władca na tabliczkach miał spisane zobowiązania poddanych i je egzekwował, potem ten nieporęczny system wyparł pieniądz oparty o skupioną wartość złota czy srebra, potem pieniądz utracił powiązanie z wartością i stał się w ostatnim etapie domeną całkowicie oderwaną od realnej gospodarki, a jednocześnie komputery i siec 'bocznymi drzwiami” umożliwiły na nowo powrót do sprawnego zliczania i bilansowania wszelkich wartości realnych – i to w czasie rzeczywistym. Kto to wszystko zrozumie i spójnie wdroży – może jako gracz dokonać skoku adaptacyjnego [strategicznego wysiłku modernizacyjnego] i zyskać dynamiczną odporność i trend rozwojowy w ciężkich czasach, które nadejdą. Natomiast próby odrywania kuponów od starego systemu i jego kontynuacja – są skazane w pewnym momencie [może oddalanym i w sumie odległym np. o półtorej dekady – ale moim zdaniem na zasadzie: „im później – tym gorzej”] – skazane na bardzo twarde lądowanie. Nie chodzi tylko o pęknięcie bański systemu finansowego – ale generalnie o upadek starej ekonomii, która służebnie względem świata finansów – nabijała dotychczas PKB wg maksymalizacji obrotów i wg maksymalizacji zużycia zasobów – a nie wg maksymalizacji użyteczności, trwałości i ekonomiczności zużycia zasobów realnych. No i priorytety popytu na produkty i usługi ulegną zasadniczej zmianie – z tych obecnie „pompowanych” na siłę przez reklamę w mediach [„musisz to mieć”] – na rzecz tych, które zaspokajają przede wszystkim podstawę piramidy Maslowa i zapewniają długofalowy rozwój i stabilność – czyli odtworzenie i rozbudowę tej bazy, która właśnie zapewnia piramidę Maslowa. Czyli na zabezpieczenie życiowe na „dzisiaj” – i na „jutro”.
Gdyby podsumować państwo-gracza nowego typu przygotowane na przyszłe ciężkie czasy: sieciocentryczny, rozproszony model prosumencki, z kilkoma poziomami synergii od rodzinnego gospodarstwa autonomicznego po grid krajowy, z maksymalnie skróconymi łańcuchami dostaw funkcjonującymi wg „just-in-time” w barterze sieciowym [blockchain dóbr i usług realnych], w przypadku podstawy piramidy Maslowa – w pełni samowystarczalny układ z dynamicznym zapasem zasobów dla wytworzenia potrzebnych reakcji na zmiany[homeostat]. Produkcja i cykl życia produktu i usługi w rozproszonym sieciocentrycznym Przemyśle 4.0, „multiprodukcja” sieciocentryczna na drukarkach przemysłowych 3D, w tym produktów podwójnego zastosowania. Jako całościowy gracz – wytworzona całokrajowa wielowarstwowa A2/AD Tarcza i Miecz Polski – zbierająca sieciocentrycznie wszystkie domeny w jedną z maksymalizacją RMA i środowiska autonomicznego Internetu Rzeczy – zarządzana real-time. Jądrem rozproszony kompleks sieciocentryczny C5ISR – zarówno dla celów „cywilnych” – jak i militarnych – choć w wielu przypadkach nastąpi „zrośniecie” obu sfer. Plus głowice asymetrycznego odstraszania jądrowego. Wspólny „worek zasobowy” – jedna baza wszystkich wzorców technologicznych, w tym dla drukarek 3D. Cechą wyróżniającą system funkcjonowania gracza jest szybki czas reakcji – i skala DYNAMICZNEJ reakcji. Czyli [przykład przerysowany – zasadniczo sztuczny] – jest sygnał z C5ISR: „Rosja chce nas zgnieść gołą siłą – 10 tysiącami czołgów i 20 tys BWP i KTO itp” – w reakcji natychmiast wszystkie zasoby produkcyjne gridu krajowego wytwarzają drony i efektory precyzyjne – by po 24 h mieć do dyspozycji np. 50 tys dronów z podwójną jednostką ognia [2×100=] 200 tys tanich efektorów precyzyjnych. Czyli w 24 h do dyspozycji w gotowości bojowej 250 rojów przełamujących po 200 sztuk dronów każdy rój. Dla likwidacji podstawy operacyjnej agresora – zanim wkroczy. Chodzi o szybkość reakcji – WIĘKSZĄ, niż szybkość akcji – czyli zanim by przygotowali zagrażający ruch – my już mamy nadmiarowa skuteczną kontrę. Trochę to przypominałoby sytuację w Normandii w 1944 – gdy alianci szybciej deszyfrowali Enigmę z rozkazami z „góry”, niż Niemcy – i szybciej przekazywali informacje i rozkazy kontrataku do dywizjonów Typhoonów z rakietami ppanc – niż sami Niemcy otrzymywali rozkazy w jednostkach liniowych i zaczynali przygotowania do ataku pancernego. Oczywiście kłania się „si vis pacem – para bellum” – samo zasygnalizowanie skutecznej reakcji może spowodować, że w owym wydumanym przykładzie – Rosja by zatrzymała atak pancerny na etapie przygotowań…jako nieopłacalny w kalkulacji koszt/efekt – i faktycznie nierealizowalny…
Forsowana przez Berlin federalizacja oparta o przestarzały dysfunkcyjny [i w praktyce ANTYROZWOJOWY] system finansowy i o faktyczne zadłużenie państw UE wg modelu greckiego dla przejęcia władzy – jest nie tylko szytym grubymi nićmi wrogim przejęciem – ale jest zwyczajnie przestarzała z punktu widzenia wymagań, jakie winna spełniać UE jako jeden sprawny i konkurencyjny gracz na arenie międzynarodowej – a które to wymagania starałem się powyżej opisać. Dlatego przystępowanie do tej federacji i procedowanie i zaangażowanie się w niej – jest zwyczajnie ślepą uliczką i stratą cennego czasu i zasobów. Opisując wyżej wymagania strukturalne i systemowe głębokich zmian dostosowawczych do ciężkich czasów – czyli państwo „nowego wzoru” – nie widzę ani jednego z tych koniecznych wymagań, które by spełniała federacja UE. Wygranym federalizacji ma być tylko Berlin – kosztem reszty. Per saldo – oznacza to regres UE – własnie jako gracza międzynarodowego. Już na starcie jest generowana gra wewnętrzną o sumie zerowej – i po przekroczeniu krytycznych progów nierównowagi – moim zdaniem nieuchronny rozpad na kilka stref europejskich. Dlatego racja stanu Polski to owszem wyzyskać ile się da ze starego układu [optymalnie – kupując technologię i budując autonomiczną wszechstronną siłę za wyemitowane pieniądze federacyjne] – ale od razu robiąc swoje – czyli budując faktami dokonanymi „naszą” strefę szeroko rozumianej Wschodniej Flanki – która z uwagi na najlepszy stopień przygotowania na ciężkie czasy – będzie mogła przyciągać do konfederacji innych graczy europejskich. Czyli zbudować Konfederację Europejską. Jak mawiał dziadzia Piłsudski: „brać, korzystać, nie kwitować”. Optymalne byłoby zaciągniecie wszelkich kredytów i przetworzenie je w spójny skok modernizacyjny „państwa nowego wzoru” – by mając wystarczającą siłę – nie spłacać kredytów – i przepiąć się na nowy model organizacyjny państwa – i na konstrukt Wschodniej Flanki – odklejając się zawczasu od federacyjnego przyszłego bankruta – który pogrąży się w chaosie.
Sumując: gracz nowego typu zdolny do przetrwania i rozwoju w Wielkim Chaosie [pułapka Kindlebergera] i w Wielkiej Konfrontacji [pułapka Tukidydesa] ma budowę sieciocentryczną, rozproszoną, z synergią „wspólnego worka” budowaną wielopoziomowo oddolnie w modelu prosumenckim, jest graczem autonomicznym w podstawie piramidy Maslowa, bilansuje popyt z podąża wg blockchainu wartości realnych, a podstawowym parametrem gracza jest bardzo szybki czas silnej [adekwatnej] reakcji. Reakcji dynamicznej – opartej o posiadany potencjał Przemysłu 4.0. Tak, by zawsze móc „kopnąć w stolik” i zmienić reguły gry, nie mówiąc o kontrakcji, która by w zarodku zdusiła plany agresora. W przypadku Polski Skarbiec Suwalski [i inne bogactwa naturalne] zapewniłyby realne zasoby i dla Przemysłu 4.0 high-tech – i do wymiany barterowej [ale produktów – dla korzystnej wymiany] z sąsiadami. Geotermia głęboka HTR – pozwoliłaby na osiągnięcie prawdziwej suwerenności energetycznej [niewrażliwej na czynniki zewnętrzne, w tym sabotażowe i kinetyczne] – także jako zasilanie wielkoskalowe broni energetycznych [choćby generatorów wiązek skierowanych – niekoniecznie koherentnych jak lasery] – no i mocną pozycję Polski jako eksportera energii. Saturacyjna całokrajowa suwerenna A2/AD i głowice asymetrycznego odstraszania – jako podniesienie poprzeczki koszt/efekt agresorowi do poziomu, który wymusi zaniechanie tej agresji na etapie planowania. Wszystko by PRZETRWAĆ najgorsze 30-40 lat przed nami, ale także, by się rozwijać. A faktycznie – po stworzeniu stabilnego obszaru bezpieczeństwa i rozwoju – by wciągać „top men” do Polski z innych krajów – przyspieszając rozwój. I rozszerzając obszar organizacji nowego typu na sąsiednie kraje – w prawdziwym konfederacyjnym „win-win”. Obecne modele ekonomiczne, finansowe, także społeczne [w większości z XIX nawet XVIII w] – są przestarzałe i nieskuteczne – i jest to stan permanentny od przynajmniej 2008 roku. Dlatego ciągłe odwoływanie się do nich i naciąganie na siłę realu do teorii jest przejawem odklejenia się od realu – i wypieraniem potrzeby nowej, sieciocentrycznej, rozproszonej prosumenckiej organizacji gracza.
Promując sieciocentryczny, rozproszony model prosumencki, faktycznie o quasi-zerowych łańcuchach dostaw w podstawie piramidy Maslowa, chcę zaznaczyć, że nad całym systemem pracowałem analizując różne case studies i testując różne modele. To jest wynik poszukiwań, pokrywających się wniosków i potwierdzonych „optimów” z różnych stron – a nie ideologiczny manifest przyjęty a priori. Zainteresowanym własnym „research’em” radzę przeczytać na początek „O sekundę za późno” Williama R. Fotschena – rzecz oparta o merytoryczny raport z 2001 [ten też warto przeczytać]. Lub „Blackout” Marca Elsberga – też oparty na solidnym materiale w formie raportu dla Brukseli, co polecam. Wniosek jest jeden – wielkie scentralizowane mamuty XXw i długie linie/łańcuchy dystrybucyjne i łańcuchy dostaw – to wobec możliwych zagrożeń – proszenie się o kłopoty – na poziomie egzystencjalnym. Wspomniany przez @Jacka słoneczny udar [czyli wyrzut „dwucyfrowy” klasy X] kasujący nasza elektroniczną cywilizację, jest nie do zekranowania w liniach długich tradycyjnego zasilania z elektrowni systemowych. Ani do zekranowania wobec użycia broni EMP [np. odpalenia atomówki w jonosferze]. Dużo łatwiej ekranować systemy wyspowe – zwłaszcza zaprojektowane od podstaw także w tym względzie. Stąd skok generacyjny w nowy rodzaj ekonomii – winien być także wykorzystany jako „opcja zerowa” dla wyzbycia się pięt achillesowych obecnej techniki i ekonomii. Swoją drogą – już czytając uważnie [pod względem systemu, jaki zbudował] wspomnienia Alberta Speera – widać wyraźnie, dlaczego w strefie zgniotu taki nacisk kładł z jednej strony na rozproszenie produkcji – z drugiej na zarządzanie ściśle dobrami realnymi – „gardłowymi” dla danej gałęzi produkcji zbrojeniowej i rezerwowanymi już u źródła – np. aluminium dla lotnictwa – czy stalą wysokiej jakości dla U-bootów. Generalnie – proponowany system nie jest rewolucyjny – a raczej stanowi domknięty logicznie, spójny zestaw „najlepszych praktyk” i sprawdzonych metod – konsekwentnie nakierowanych na ominięcie trudności, jakie będzie serwowała graczowi szeroko pojmowana nielinearna „wszechwojna” [wedle terminu S&F]..a i względem konfliktu kinetycznego taki system organizacji będzie daleko efektywniejszy – i szybszy i bardziej dynamiczny w reakcjach…
Decyzje zamykania przy takim zagrożeniu moim zdaniem były absurdalne i nadal są. Polska oczywiście jest krajem 3 świata i nim będzie na kolejne dziesięciolecia i raczej będzie się staczać coraz bardziej ku wschodowi bo wszystko na to wskazuje. Na dokładkę zniszczenie polskiego biznesu było już takim chyba jednym z ostatnich podrygów zapaści gospodarki jako takiej resztkowej krajowej.