Epidemia zabije turystykę, ta pogrąży strefę euro, a USA zwasalizuje UE [ANALIZA]

W ciągu 2,5 roku prowadzenia bloga, popełniliśmy we współpracy z bogaty.men kilka przekrojowych analiz dotyczących konkretnych, europejskich państw. Niemalże z każdej takiej analizy, wnioski płynęły podobne. Od kilku lat możemy obserwować postępujący proces dezintegracji. W skali lokalnej, regionalnej, ale i globalnej. Na wielu płaszczyznach. Zagrożona jest jedność Hiszpanii czy Włoch. Wzrasta napięcie pomiędzy członkami Unii Europejskiej. Zarysowują się spory między globalnymi graczami tj. USA, UE, Federacja Rosyjska czy Chińska Republika Ludowa. Przyczyn jest wiele i wszystkie one splatają się w jedną drogę zmierzającą ku rewizji dotychczasowego ładu światowego. O ile na ogół preferuję opisywać mechanizmy rządzące światem z jak najdalszej perspektywy, umożliwiającej szerokie spojrzenie, o tyle dziś postaram się dokonać pewnego rodzaju przybliżenia. Na jeden konkretny detal, który może wpłynąć na pracę globalnych trybów gospodarki i polityki międzynarodowej. Detal ten jest związany z wystąpieniem, jak to się często określa w nomenklaturze ekonomicznej, czarnego łabędzia. Nieoczekiwanego wydarzenia, które wywraca szachownicę z porozstawianymi figurami i zmienia kolej rzeczy lub reguły gry. W tym przypadku mam oczywiście na myśli szerzącego się koronawirusa.

Choć w mojej ocenie, w rzeczywistości, ewentualny wybuch globalnej epidemii COVID-19 wcale nie zmieni istniejących już trendów dezintegracyjnych. Może je natomiast gwałtownie przyśpieszyć. Przykłady? W analizach dotyczących Grecji, Hiszpanii, Portugalii czy Włoch wskazywaliśmy na olbrzymie problemy gospodarcze, z jakimi borykają się te państwa. Wysokie zadłużenia, tzw. „złe długi” (niespłacalne), ujemne bilanse handlowe, odpływ kapitału, brak własnej waluty, wysoki poziom świadczeń socjalnych świadczonych na kredyt, bańki na rynkach nieruchomości, etc. etc. Wszystkie z wyżej wymienionych państw należą to tzw. „świnek” czyli państw PIIGS (do których zalicza się ponadto Irlandia – Portugal, Italy, Irleand, Spain). I tak się składa, że budżety krajowe tych państw są mocno zależne od… Turystyki. Czyli branży, która chyba jako pierwsza i w sposób najbardziej spektakularny poniesie straty przy ewentualnej globalnej epidemii.

Wielokrotnie podkreślałem (i chyba przy okazji każdego z ww. tekstów), że kolejny krach lub głęboki kryzys w którymkolwiek z państw PIIGS może wywołać reakcję łańcuchową u pozostałych „świnek”. O ile Unia Europejska i same Niemcy, były w stanie udźwignąć bankructwo niewielkiej greckiej gospodarki, o tyle przy kryzysie w Hiszpanii, a co gorsza we Włoszech, wspólnota gospodarcza Unii może nie wytrzymać tego eksperymentu. Różnice interesów mogą stać się nie do przezwyciężenia na politycznej płaszczyźnie.

Tymczasem koronawirus COVID-19 kolejny raz zmutował i obrał niejako na cel wszystkie świnki, a raczej ich gospodarki. I w najgorszym scenariuszu może całkowicie wyłożyć branżę turystyczną, która ma ogromny wpływ na gospodarki Grecji, Hiszpanii, Portugalii i Włoch.

GARŚĆ DANYCH

Spośród kilku różnych portali (jak tradingeconomics.com, statista.com, europa.eu rządowe jak: ine.es i innych) wybrałem jeden, którego dane pokrywają się z grubsza z pozostałymi, a jednocześnie grafiki uznałem za najbardziej czytelne. Wg poniższych danych, szacunkowy, całkowity udział z turystyki i podróży w PKB Hiszpanii wyniósł w 2018 roku 211 mld USD:

co stanowiło 14,6% PKB:

Najwyżej, spośród PIGS-ów, została wyceniona branża turystyczna we Włoszech, której udział w PKB za 2018 rok oszacowano na aż 274,9 mld USD, co stanowiło 13,2% PKB.

I choć turystyka w mniejszych: Grecji i w Portugalii, przynosi w praktyce znacznie mniej dochodów w liczbach rzeczywistych, to udział procentowy branży turystycznej w PKB tych krajów jest znacznie, znaczeni wyższy. W 2018 roku wpływ portugalskiego rynku turystycznego na PKB kraju oszacowano na 45,5 mld USD, co stanowiło aż 19,1% PKB.

Jednak najbardziej uzależnieni od turystów są Grecy. Wprawdzie udział branży turystycznej w PKB kraju w 2018 roku wyniósł „zaledwie” 44,5 mld USD (dla porównania, wynik Polski w tym czasie to 26,3 mld USD) to jednak stanowiło to aż 20,6% greckiej gospodarki (dla Polski te proporcje wyniosły 4,5%).

WNIOSKI

Powyższe dane wskazują, że globalna epidemia COVID-19 uderzyłaby najmocniej w kraje, które są w Unii Europejskiej najbardziej wrażliwe na negatywne czynniki gospodarcze. A ich budżety, pomimo otrzymywanego wsparcia z ECB, już i tak znajdują się na skraju wytrzymałości. Przy czym wskazać należy, że brak wpływów z turystyki dla rodzimych przedsiębiorców oznacza w konsekwencji zapoczątkowanie pewnego rodzaju gospodarczej reakcji łańcuchowej. Bowiem brak zarobków oznacza brak konsumpcji zwłaszcza w branżach kulturalno-rozrywkowych. Czyli w sektorze, który również jest silnie rozwinięty ww. krajach. W ten sposób, mogą zapadać się po kolei kolejne branże, prowadząc do ogólnokrajowego kryzysu.

TURYSTYKA A DRENAŻ KAPITAŁU

Jednocześnie, dzięki turystom, PIGS-y mogą w jakiejś części równoważyć odpływ kapitału z lokalnego rynku. Bowiem wskazać należy, że zwłaszcza pozbawione przemysłu i własnej produkcji Grecja i Portugalia drenowane są z euro. O ile państwa z własną walutą (tj. Polska) są w dużym stopniu zabezpieczone przed tym negatywnym procesem (co w szczegółach wyjaśniłem w analizie pt.: „Dlaczego warto kupować polskie produkty?”), o tyle te, które znajdują się w strefie euro mają już poważny problem.

W dużym skrócie mechanizm odpływu waluty z lokalnego rynku wygląda w taki sposób, iż lokalni konsumenci słabszej (nieuprzemysłowionej) gospodarki zakupują produkty z importu. Kapitał trafia wówczas do sprzedawców i producentów zagranicznych. Gdy niemiecki producent sprzeda w Polsce mercedesa, otrzymuje zapłatę w złotówkach. Ponieważ PLN-y nie są środkiem płatniczym w Niemczech, to taki niemiecki producent musi w pierwszej kolejności albo kupić złotówki za euro (przewalutować zarobek), albo zainwestować otrzymane złotówki w krajowe obligacje lub też dokonać inwestycji na terenie Polski (w dużym skrócie). Efekt jest taki, że w Polsce teoretycznie nigdy nie powinno zabraknąć złotówek (pomijając fakt, że w naprawdę trudnej sytuacji, moglibyśmy zmienić konstytucję i zacząć złotówki zwyczajnie drukować – tak jak USA drukują dolary, a EU – euro).

Gdy niemiecki producent sprzeda mercedesa w Grecji, wówczas otrzymuje euro, które następnie może od razu wydać w Niemczech. W ten sposób nie ma mechanizmu, który powodowałby powrót środków pieniężnych na lokalny, grecki rynek. Stąd odpływ kapitału i problemy z brakiem gotówki w Grecji w czasie tzw. „run-ów”. Strefa euro, jest jak jeden wielki mechanizm wspierający niemiecką, uprzemysłowioną gospodarkę, która opiera się w 50% o eksport. RFN drenuje ze słabszych gospodarek kapitał i sprowadza go siebie. Zyskuje jednocześnie na tym, iż waluta euro jest znacznie słabiej wyceniona niż była niemiecka marka (która byłaby dziś również silniejsza od euro). Co sprawia, że niemieckie towary są tańsze i bardziej konkurencyjne w stosunku do produktów zagranicznych.

Państwa takie jak Hiszpania, Włochy, ale zwłaszcza Portugalia czy Grecja sprzedają zagranicznym konsumentom usługi turystyczne. Za piękne wakacje turyści płacą w euro. Innymi słowy, dokonuje się w pewnym zakresie rekompensata i dzięki turystyce, ww. gospodarki zasilane są europejską walutą. Jeśli branża turystyczna upadnie, będzie to miało poważny wpływ na finanse i dostęp do środków pieniężnych w opisywanych krajach.

ODEJŚCIE OD WSPÓLNEJ WALUTY?

By bronić się przed negatywnymi skutkami odpływu kapitału, Grecy i Włosi już wcześniej grozili rezygnacją z waluty euro i powrotem do lokalnych: lirów i drachm. Nie trzeba było żadnej epidemii, by rozpoczęły się procesy gnilne dotyczące europejskiej waluty. Tymczasem potencjalna zaraza COVID-19 (a zwłaszcza strach przed nią) może pogłębić wszystkie bolączki państw z grupy PIIGS. Przypomnieć należy starcia na linii Rzym-Bruksela związane z wysokim deficytem budżetowym Włoch na rok 2019. Problem tak de facto nie dotyczył wysokich wydatków z włoskiego budżetu.

Wraz z początkiem 2018 roku Europejski Bank Centralny chciał obniżyć o 50% poziom QE (quantitative easing – luzowanie ilościowe). Natomiast od początku 2019 roku, dodruk euro wstrzymano całkowicie. Tłumacząc to na język ludzki, ECB drukował euro za które skupywał obligacje państw strefy euro, a także długi prywatnych banków i instytucji finansowych. Innymi słowy, ECB ratowało zadłużone po uszy państwa i branżę finansową w strefie euro. Wykupując obligacje i inne papiery wartościowe dofinansowywał potrzebujących. Co skłaniało tylko do kontynuowania mało rozważnej polityki budżetowej i nierozważnych działań na rynkach kredytowych. Skoro bowiem ktoś skupuje nasze długi, to czemu nie zaciągać coraz większych pożyczek i wydawać je na dowolne potrzeby?

Problem polegał na tym, że o ile dodruk waluty w praktyce nic nie kosztuje, to realnie osłabia siłę nabywczą pieniądza. Innymi słowy, dodruk osłabiał kurs euro. I do pewnego momentu oraz stopnia, tego rodzaju tendencja była dla niemieckiej gospodarki niezwykle korzystna. Jednak właśnie w okolicach 2017-2018 roku QE i osłabianie euro przestało się Niemcom i Brukseli opłacać. Wstrzymano „drukarki”, co natychmiast zabolało wszystkie najbardziej zadłużone państwa w strefie euro. W tym m.in. Portugalię, Grecję, Hiszpanię, a przede wszystkim Włochy. O czym pisaliśmy w wyżej linkowanej analizie dot. Włoch. Nowy, prawicowy rząd w Rzymie poszedł na twardy spór z Brukselą, który skończył się pewnego rodzaju ugodą. Od września 2019 roku ECB wznowiło politykę luzowania ilościowego, a Włosi obniżyli założenia deficytu budżetowego.

Tego rodzaju konsensus należy jednak postrzegać jako rozwiązanie tymczasowe.

Wracając do groźby epidemiologicznej, gdyby gospodarki południowców mocno ucierpiały na skutek koronowirusa, wówczas powróciłyby wszystkie ekonomiczne demony, zamiatane dotychczas pod dywan. Przypomnijmy, poziom długu publicznego w stosunku do ich PKB wyszczególnionych państw wyniósł w 2018 roku (wg Europejskiego Urzędu Statystycznego): Grecja – 181,2%, Włochy– 134,8%, Portugalia – 122,2%, Hiszpania – 97,6%. Zadłużenie w sektorze prywatnym względem PKB w tych krajach wyniosło w 2018 r. (wg pl.tradingeconomics.com): Grecja – 123%, Włochy– 166%, Portugalia – 248,2% (!!!), Hiszpania – 194 (!!!).

Sektory bankowe wszystkich ww. państw są w stanie przedagonalnym. Poziomy złych długów wymagają regularnego skupowania przez ECB, w przeciwnym razie grozi to upadkiem poszczególnych instytucji finansowych. Do tego dochodzi szereg innych problemów, które opisywaliśmy szczegółowo w odrębnych analizach dotyczących tych krajów.

Reasumując, by ratować południowców, a także być może całą strefę euro, Europejski Bank Centralny będzie musiał w dalszym ciągu drukować euro, skupując państwowe obligacje i prywatne papiery wartościowe. Ratując cały walący się na południu Europy system finansowy. Gdyby doszło do krachu w branży turystycznej, pomoc dla krajów najbardziej dotkniętych tą gospodarczą klęską musiałaby osiągnąć niezwykle wysokie poziomy. Co musiałoby się wiązać z określonymi skutkami (zwiększony dodruk = większa inflacja = słabsze euro).

WIELKI BRAT A UNIJNE PORACHUNKI

Gdy we wrześniu 2019 roku Rada Prezesów Europejskiego Banku Centralnego obniżyła depozytową stopę procentową oraz postanowiła o uruchomieniu luzowania ilościowego, Donald Trump odczytał deprecjację euro jako chęć uderzenia w amerykański eksport. Skrytykował przy tym powściągliwość FED-u. Skutecznie.

Miesiąc później Rezerwa Federalna również wróciła do dodruku. Co się zmieniło względem lat następujących po kryzysie z 2008 roku?

Różnica między sytuacją współczesną, a tą sprzed dekady polega na tym, iż wcześniej banki centralne UE, USA i Japonii w pełnej zgodzie i porozumieniu wspólnie ustalały politykę luzowania ilościowego w taki sposób, by żadna z gospodarek nie uderzała w te pozostałe. Polegało to na tym, iż poszczególne banki prowadziły dodruk na zmianę. Tak by kursy walut pozostawały na mniej więcej tych samych poziomach. Natomiast w roku 2020 mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją geopolityczną.

USA i Unia Europejska wkroczyły na kilku płaszczyznach w sferę rywalizacji. A może inaczej. Amerykanie przestali tolerować „darmozjadów” z Europy, którzy nie ponosząc kosztów utrzymywania bezpieczeństwa szlaków handlowych i globalizacji, korzystali z wszelkich udogodnień gwarantowanych przez system finansowany przez Stany Zjednoczone i gwarantowany przez US Navy (tak narracja wygląda ze strony Waszyngtonu). Co za tym idzie, Waszyngton zerwał rozmowy w sprawie umowy handlowej TTIP oraz zasygnalizował potrzebę negocjacji nowej. Korzystniejszej dla USA. Rozejście się „zachodu” do dwóch różnych obozów pod względem gospodarczym oznacza, że każda ze stron, nie oglądając się na drugą, podejmuje decyzje korzystne tylko dla niej. W efekcie, prowadzi to do zaostrzenia rywalizacji. Tym samym każde działanie ECB, nieuzgodnione z FED, będzie przez USA oceniane i odczytywane z perspektywy amerykańskich interesów. Co za tym idzie, Waszyngton będzie na bieżąco reagował na działania Brukseli.

W tym kontekście, zwiększenie dodruku euro niezbędne do ratowania PIIGS-ów, może spotkać się ze zdecydowaną reakcją FED-u. Wskazać bowiem należy, że Donald Trump postawił na politykę odbudowy krajowego przemysłu i zrównoważenie bilansu handlowego (poprzez zwiększenie eksportu). Gdyby wszyscy wokół prowadzili intensywny dodruk walut, obniżając ich siłę nabywczą względem dolara, wówczas amerykańskie produkty stawałyby się coraz mniej konkurencyjne cenowo. Co hamowałoby program amerykańskiego prezydenta. Remedium na to, byłoby oczywiście wznowienie dodruku przez FED (co też się stało). Jednak Amerykanie nie mogą osłabiać własnej waluty poniżej pewnego racjonalnego poziomu. Dlaczego? USA to wciąż największy importer na świecie z ujemnym bilansem handlowym. Co za tym idzie, im silniejszy jest dolar, tym Amerykanie taniej kupują z zewnątrz. Przy ujemnym bilansie handlowym, jest to korzystne. Dlatego polityka monetarna FED-u musi balansować i szukać odpowiedniego kompromisu. Utrzymując kurs dolara na tyle nisko, by wspomagać krajowy eksport, ale i na tyle wysoko, by import był dość tani. Przymus wojny walutowej ze strefą euro, mógłby zaburzyć cały ten delikatny mechanizm i zniweczyć wysiłki polityki Donalda Trumpa.

Dlatego, jeśli Amerykanie nie będą mogli skutecznie zareagować na płaszczyźnie finansowej, wówczas sięgną po twarde argumenty polityczne i siłowe. Ponieważ to US Navy kontroluje wszystkie morskie szlaki handlowe „z” i „do” Europy. Gdyby ECB nie oglądając się na Waszyngton zdecydowałoby się za wszelką cenę ratować bankrutów w południa Europy, wówczas koszty tej decyzji ponieśliby wszyscy z UE. Nie tylko te związane ekonomią wewnątrz Unii, ale i również te polityczno-gospodarcze wywołane przez ewentualną reakcję USA.

PRZYŚPIESZENIE WASALIZACJI EUROPY?

Ewentualna epidemia (w pełnym tego słowa znaczeniu), jak również panika i konsekwencje gospodarczo-finansowe z nią związane, mogą znacznie przyśpieszyć procesy, które już się zaczęły. W ujęciu szerszej gry na arenie międzynarodowej, Stany Zjednoczone, by wygrać rywalizację z Rosją i Chinami, będą musiały podporządkować sobie Unię Europejską. Polityczne, ale i gospodarczo. Narzucenie wspólnej strategii dla całego „zachodu” przez Waszyngton wydaje się być niezbędne do całkowitej izolacji Rosji i zaduszenia jej gospodarki poprzez ograniczenie eksportu gazu i ropy naftowej do Europy. I choć np. decydenci z Paryża zdają się tego nie dostrzegać, to USA przyparte do ściany zacznie grać z Europą równie ostro, co z Chinami czy z Rosją. Wówczas sentymenty odejdą na bok. Zwłaszcza może się tak stać w sytuacji paniki, gdzie każdy będzie starał się minimalizować własne straty związane z epidemią, nie oglądając się na nic i na nikogo. Trudne czasy prowadzą do podejmowania trudnych decyzji. Często bezwzględnych.

ROZPAD STREFY EURO

ECB będzie w tej sytuacji miało wybór. Albo ratować „południowców”, co doprowadzi do deprecjacji euro, ale i ucieczki inwestorów (zwłaszcza przy ujemnych stopach procentowych), albo też bronić siły i pozycji euro na międzynarodowym rynku. Jednocześnie współpracując z USA. Decyzja nie jest prosta, bowiem sprowadza się do wyboru między dżumą, a cholerą. Gwałtowny dodruk euro i ratowanie południowców, to przedłużanie agonii śmiertelnie chorych gospodarek. Na krótką metę, być może pozwoli to oddalić widmo rozpadu strefy euro i odwlec problemy, z którymi będzie się trzeba w końcu zmierzyć. Jednak takie działanie odbyłoby się kosztem zaufania do euro, ucieczką inwestorów i kapitału, wyprzedażą obligacji przez graczy prywatnych, a tym samym mogłoby w efekcie doprowadzić do potrzeby kolejnego zwiększenia dodruku. Pojawiłaby się groźba hiperinflacji w strefie, co mogłoby ją doprowadzić do upadku. Jednocześnie tego rodzaju scenariusz z pewnością wywołałby reakcję ze strony USA, które z całą bezwzględnością chciałoby obronić własną produkcję i eksport.

Alternatywą jest ponowne porozumienie ECB i FED-u, co przy ewentualnym ograniczeniu QE w sytuacji skrajnie kryzysowej, doprowadziłoby do bankructwa PIIGS-ów oraz ich decyzji o wyjściu ze strefy euro. Bowiem tylko własna waluta pozwalałaby na rządowe interwencje ratujące sytuację na lokalnych rynkach finansowych.

Tak czy inaczej, w przypadku głębokiego kryzysu, wywołanego np. epidemią, dni strefy euro wydają się być policzone. Co będzie również miało niebagatelny wpływ na integralność całej Unii Europejskiej. Unii, która nie jest spójna również na wielu innych płaszczyznach.

PODSUMOWANIE

Opisany powyżej scenariusz jest oczywiście tym najgorszym z możliwych. Choć prawdopodobnym, uwzględniając aktualne dane dotyczące szerzenia się koronowirusa COVID-19. Póki co nie wiadomo jeszcze do końca, na ile ten koronawirus jest groźny, a także jakie będą konsekwencje związane z wybuchem prawdziwej epidemii. Być może nie będzie tak źle.Oby.

Natomiast opisany mechanizm potencjalnego rozpadu strefy euro może zaistnieć przy każdym innym „czarnym łabędziu”. Obojętnie bowiem co będzie powodem ewentualnego kryzysu, czy będzie to epidemia i załamanie w branży turystycznej, czy też zupełnie inny czynnik. Wskazane wyżej państwa są w praktyce podatne na każdy rodzaj tąpnięcia. Gospodarki: grecka i portugalska są tak małe, że byle kichnięcie (nawet przeziębieniowe) może rozłożyć je na łopatki i uruchomić sekwencję reakcji łańcuchowej. W efekcie której załamałyby się również gospodarki większych: Hiszpanii i Włoch. Bowiem wszyscy ci pacjenci znajdują się w bardzo ciężkim stanie i nawet drobna infekcja, może doprowadzić ich do śmierci. Kroplówka finansowa z Europejskiego Banku Centralnego nie jest w żadnym razie lekarstwem, a jedynie środkiem łagodzenia objawów choroby. Ekonomicznego wirusa długu, na którego nie ma lekarstwa ani szczepionki.

I z tym mało optymistycznym akcentem, życzę Wam wszystkim dużo zdrowia.

 

 

Krzysztof Wojczal

geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog

Wartościowe? Pomóż rozwijać bloga
Twitter
Visit Us
Follow Me
RSS
YOUTUBE
YOUTUBE

46 komentarzy

  1. Dobra analiza, dzięki.
    Tylko jedno mi nie daje spokoju, Jak nasze wszystkie analizy mają się do z góry zaplanowanych scenariuszy walutowych, np. relacja EUR/USD. Mówię z góry zaplanowanych bo wszyscy wiedzieli od dawna, że kurs E/U zmierza do zamknięcia luki i po jej zamknięciu EUR wystrzeliło w górę (od ~1.072). Luka idealnie zamknięta, wszystko idealnie z planem. Wyglada jakby wszystko było wczesniej zaplanowane czyt. relacje E/U są wyreżyserowane i stabilne.
    Nie rozumiem też dlaczego kolejny dodruk w EU spowoduje ucieczke kapitału, skoro będzie to stabilizowało a inflacje uda się utrzymać na jakimś sensownym poziomie to wszystko pozostanie po staremu. Przynajmniej tak to działało do teraz.

    Jeszcze raz dzieki, dobrze się czyta, piszcie więcej.

  2. Grecja i Włochy są gospodarkami żyjącymi z ogólnopojętej wymiany międzynarodowej… zatem w ich przypadku posiadanie własnej waluty jest mało skuteczne (a waluty to nie są tanie rzeczy). Z powyższego powodu nie przysługuje im atut optymalnego obszaru walutowego i odejście od waluty Euro powinno pójść kierunku systemu, którym politykę monetarną oddaje się po prostu tzw. ulicy. Niech ludzie obracają taką walutą jaką im najwygodniej… choćby to miały to być krypto. Oczywiście ramach potrzeb związanych z zobowiązaniami zagranicznymi podmioty państwowe mogą ograniczyć przyjmowanie podatków czy innych opłat krypto na rzecz jakieś waluty FIAT.

    1. Akurat kryptowaluty najłatwiej zmanipulować. No i w naprawdę krytycznych sytuacjach ludzie uświadamiają sobie, że jest to całkowicie wirtualny środek wymiany na dobrą pogodę, oparty na zaufaniu, które pierwsze pada w kryzysie. Zresztą – z “https://independenttrader.pl/dzien-w-ktorym-zaczela-sie-bessa-relacja-live.html cytuję z jego relacji-live 12 marca: “13:05 – wygląda na to, że przy okazji rozwiązany został dylemat dotyczący tego, co jest lepszym zabezpieczeniem przed krachem – złoto, czy kryptowaluty. Dziś ponad 20% spadki na niemal wszystkich liczących się coinach.” i jeszcze: “17:00 – rzeź. Trudno inaczej opisać ten dzień. Jeśli jutro nie dojdzie do mocnego odbicia, to będzie to jeden z najgorszych tygodni w historii rynków finansowych. Na ten moment bardzo trudno znaleźć aktywa, które zyskują. Główne indeksy w USA tracą 8-10%, w Europie 11-13%. Na rynkach wschodzących sytuacja często jest gorsza. Prawie 5% traci złoto, podobnie srebro. Pallad stara się wyróżniać i traci 27%. Główne krypto przecenione o 20-30%. Co się trzyma? Obligacje, choć tutaj wzrosty są minimalne, a także dolar. ” Tyle, że złoto przedtem potężnie zyskało – tu inna wcześniejsza relacja-live z 9 marca https://independenttrader.pl/zalamanie-cen-ropy-i-spadki-na-rynku-akcji-relacja-live.html cytuję: “13:10 – wspominaliśmy już o obligacjach USA, które cieszą się obecnie sporą popularnością. Warto jednak dodać, że w całej tej nerwowej atmosferze bardzo dobrze spisuje się także złoto, które w nocy z niedzieli na poniedziałek przebiło nawet na moment 1700 USD. W ujęciu dolarowym był to najwyższy poziom od 2013 roku. Z kolei w wielu innych walutach złoto ustanawia historyczne maksima.” W tym sensie 5% spadek złota 12 marca to raczej korekta po maksimach. Tak w temacie: za długofalowe “skoncentrowane” dobro trzymające [przechowujące] wartość można uważać złoto, srebro itp. A generalnie jestem zdania, że rozwiązaniem nie są kryptowaluty, tylko blockchain oparty o dobra realne – czyli rozliczanie real-time wymiany barterowej. Mówiąc twardo: na samym końcu ostają się tylko systemy oparte o dobra realne. A z tych dóbr – albo towary i usługi “obrotowe” o popycie twardym [np. żywność] – albo towary długiego użytkowania o potrzebnej funkcjonalności [z “dachem nad głową” na czele].

      1. (…)No i w naprawdę krytycznych sytuacjach ludzie uświadamiają sobie, że jest to całkowicie wirtualny środek wymiany na dobrą pogodę, oparty na zaufaniu, które pierwsze pada w kryzysie.(…)
        Najpierw zdefiniujmy pojęcie prawdziwy pojęcie naprawdę krytyczne sytuacje… dla mnie to jest upadek struktur społecznych. A dla potrzeb naszej analizy trzeba założyć, że ta sytuacja przybrała rozmiary globalne.
        Kruszce – są mocno nieporęczne, zatem nie nadają się do dostarczania bieżącej płynności
        Główne waluty świata – zakładamy, że na terytoriach znaczącej liczby ich emitentów właśnie trwa wojna domowa albo coś w ten deseń (ogólnopojęty Mad Max), zatem zaufanie do dolara będzie takie samo jak do boliwara
        Krypto – run jakiego świat nie widział. Pytanie czy ktoś zdoła potem ustabilizować jego wartość… Predestynowane do tego zadania wydają się kartele.

        1. @JSC – zwyczajnie uprawiasz propagandę kryptowalut pt: “Krypto – run jakiego świat nie widział.” Wystarczy popatrzeć na https://e-kursy-walut.pl/ i widać zjazdy jak na dłoni – z bitcoinem na czele, który ma największa kapitalizację – a korekty in plus to najwyżej na otarcie łez. Ostateczny twardy układ nie do złamania – to oparcie się o dobra realne – wymieniane barterowo [najefektywniej w blockchainie, czyli real-time – oczywiście dopóki sieć działa – bo jak padnie – zostaje tylko handel wymienny z kompensacją towarów/usług]. Tu nie o jakieś płynności chodzi – ale o przetrwanie. Niestety takie czasy nadchodzą, krok po kroku, Pewnie będzie uspokojenie i “polepszenie” po każdym kolejnym kryzysie – ale to będzie tylko złudne pocieszanie się, że “wszystko wróci do starych dobrych czasów”. Długofalowo krzywa chaosu, wyrysowana jako “srednioważona” przez “góry i doliny” kryzysów i polepszeń sytuacji”, będzie jednak systematycznie pięła się do góry – mimo ewentualnych okresów zwodniczego polepszenia i życzeniowego “powrotu do normalności”. Ten okres Wielkiego Chaosu [pułapka Kindlebergera] widzę na ca 15 lat. Potem niestety wejdziemy w Wielką Konfrontację [już wojenną z tytułu pułapki Tukidydesa]. Oczywiście globalizacja tworzy z jednej strony bezwładność systemu – ale z drugiej strony – jego ekspozycję – zwłaszcza przez łańcuchy dostaw i przepływy strategiczne [wliczając finanse i telekomunikację].

          1. (…)Wystarczy popatrzeć na https://e-kursy-walut.pl/ i widać zjazdy jak na dłoni – z bitcoinem na czele, który ma największa kapitalizację – a korekty in plus to najwyżej na otarcie łez.(…)
            Kryzys o jakim mówiłem jest zupełnie inną sytuacją niż to co mamy teraz, zatem ta tabela kursów jest nieadekwatna.

          2. @JSC – jeżeli mówimy o obecnym kryzysie finansowym – to jak najbardziej kryptowaluty okazały się aktywem wirtualnym, które wartości nie przechowuje. Z bitcoinem na czele, który ma absolutnie największa kapitalizację, a zaliczył ca 50% zjazd. A jeżeli mówimy o kryzysie totalnym typu “perfect storm”, to żadne wirtualne waluty czy kryptowaluty nie przetrwają. Przetrwa tylko system rozliczeń oparty o dobra realne. Najlepiej, jeżeli jest to system real-time o maksymalnym zasięgu [bo wtedy można praktycznie wszystko rozliczyć lub przynajmniej skompensować w pewnym krótkim odcinku czasu. Jeżeli jest i funkcjonuje internet – to wyjściem jest blockchain barteru – najlepiej globalny. Jeżeli internet padnie globalnie – to internet [czy raczej intranet] w ramach danego państwa lub zamkniętego organizmu ekonomicznego [też możliwie jak największego]. Oczywiście złoto, srebro czy inne “ziemie rzadkie” [dajmy na to wolfram, tytan,iryd, ale i lantanowce, czy…uran] należą do grupy dóbr realnych – z racji dużej wartości do masy i gabarytów – dość poręcznych w rozliczeniach. Oczywiście można stworzyć system wymiany kompensującej [takiej giełdy – gdzie przez odpowiednio spięte operacje pośrednie uzyskam wymianę mojego dobra na dobro pożądane]] – ale warunek jest prosty – wiarygodna inwentaryzacja real-time prawdziwych, a nie papierowych dóbr. Żeby nie było jak z rynkiem złota, gdzie papierów na złoto jest o rząd wielkości więcej , niż złota realnego. W takim systemie żadna “bańka” nie jest możliwa – z definicji.

          3. Jestem w stanie twój scenariusz przyjąć za jeden z tych prawdopodobnych… chociaż z jednym bym się sprzeczał:
            (…)Oczywiście złoto, srebro czy inne “ziemie rzadkie” [dajmy na to wolfram, tytan,iryd, ale i lantanowce, czy…uran] należą do grupy dóbr realnych – z racji dużej wartości do masy i gabarytów – dość poręcznych w rozliczeniach.(…)
            Temat kruszczów i itp podobne rozbiję na obszary:
            – uran.
            Jest substancją niebezpieczną, a zatem jego przechowywanie i transport nie jest banalną sprawą. Ponadto ze względu na obecną jego rolę geostrategiczną wydobyty zasób jest kontrolowany przez państwa i podmioty od nich zależne.

            – metale ziem rzadkich
            Ich wartość opiera się głównie na ich zastosowaniach w przemyśle, czyli na czynniku, który raczej w omawianej sytuacji ulegnie solidnemu uszkodzeniu

            – kruszce
            Nadają się tylko do rozliczeń wartości wielkiej wartości. Ich feler polega, na tym że stan posiadania lwiej części gospodarstw zawiera się w zakresie od zera do biżuterii o wartości kilkuset złotych.

          4. @JSC – oczywiście w kruszcach co innego uran, co innego tytan, co innego złoto itd. I generalnie każdy rodzaj dobra realnego czy usługi realnej ma swój obieg i swoja specyfikę. To nie jest jeden targ, gdzie na jednym stoisku beczki, a na drugim kanarki, a na trzecim książki. Ważna jest jednak zasada generalna – wymiana realnych wartości, których nie można napompować ani zmanipulować, jeżeli dysponuje się prawdziwą wiedzą “co-gdzie-ile” real-time. Cywilizacja zaczęła się od glinianych tabliczek, na których zapisywano zobowiązania, kto ile-czego władcy jest winien, tak samo w handlu – od Sumeru, Egiptu po Kretę. Czego wykopaliska są wręcz nużącym dowodem. Pewnie jak by się znalazło Atlantydę, to w jej najstarszych wykopaliskach też by się znalazło te “pokryte weksle na okaziciela”. Cała zabawa z pieniądzem wynikała z niemożności zbilansowania wartości handlem wymiennym na dużym terytorium, stąd poszedł kruszec w monety, zestandaryzowane sztabki itp figurki [np. chińskie lwy, czy raczej smoki – ze srebra i ze złota]. Potem stopniowo przez XIX i XX w. odarto pieniądz z realnej wartości na rzecz zaufania wymiany, które to zaufanie jest notorycznie niezmiennie świadomie wykorzystywane przez wielkich macherów do wielkich operacji. Ale teraz sytuacja zmieniła się zasadniczo od początku cywilizacji – wróciliśmy do źródeł – bo świat stał się globalna wioską – wszystkie dobra dzięki sieci i komputerom można rozliczyć real-time. I to bardzo dokładnie kompensując wartości – dzięki skalowaniu puli towarów i usług i wielkości rynku. Czyli – cały pieniądz wirtualny [jaki by nie był] jest zwyczajnie przestarzały. Użytkowo jest niepraktyczny, generuje tylko problemy, bańki i wielkie kryzysy, buduje konfrontacyjne wojny walutowe, degeneruje realny rynek produktów i usług – zwyczajnie nie służy rozwojowi. No i powoduje ikoniczne zjawisko – coraz większego rozwarstwienia, co przy przekraczaniu pewnych poziomów Giniego kończy się bardzo źle – także dla pasożytów, którzy się obłowili banksterka. Obecna zabawa “wielkich” i “szacownych” banków i bankierów – to jedna wielka szarlataneria i maskirowka do kwadratu. Pytanie – co potem? [bo upaść upadnie na pewno – bo to układ niestabilny i samoniszczący, a dokladniej: samobójczy długofalowo]. Moim zdaniem – jak się uspokoi dostatecznie na świecie po Wielkim Chaosie i Wielkiej Konfrontacji – nowy etap to sieciowy barterowy blockchain real-time. Gdzie – jak sądzę – jednymi z głównych towarów wymiany – będą energia i wiedza [know-how]. Bo to są metafaktory, które uruchamiają całą resztę machiny cywilizacyjnej we wszystkich wymiarach.

  3. Koronawirus [czy przyszła inna pandemia – moim zdaniem będą następne pandemie – w tym także ukierunkowane na określone haplogrupy] to prócz Europy, uderzenie w kraje turystyczne islamu – ale i Azji. Wiele krajów islamskich ma turystykę jako ważny składnik budżetu. Stąd w takim scenariuszu następstwem ewentualnego przekroczenia progu biedy będzie zapewne reakcja łańcuchowa – i np. wielka fala imigrantów do Europy – to jedno zagrożenie – ale i wzrost destabilizacji ekonomicznej państw islamu i wzrost nastrojów radykalnych w tych [i tak już mało stabilnych] społeczeństwach. A to zawsze jest “odpowiednio” “zagospodarowane” przez wielkich graczy…

  4. Zamknięcie ruchu lotniczego z Europy do USA [na 30 dni] to możliwa pierwsza przymiarka i balon próbny do kontroli i blokady przepływów strategicznych UE. Wydaje się, że tak odczytuje to Bruksela [czyli zwłaszcza Berlin], stąd dość energiczne protesty. Najciekawsze [zwłaszcza geopolitycznie] jest wyłączenie UK z tego zakazu – choć tam jest 456 zarażonych i 8 ofiar na 12 marca. Z USA do Europy latać można…

    1. No własnie to miałem powiedzieć, przepowiednia z artykułu, jedna z dróg juz wybrana, ECB wymiekło po delikatnym szantażu USA.
      Co do Londynu i braku blokady to dla mnie, bazując na wieloletnich obserwacjach rynku, inwestorzy z City Londynskiego to ci sami co za ocenanem, mowie o duzych graczach, market makerach. Jak kiedys manipulowali cenami akcji to równo w Londynie i za oceanem. Te same 10 podmiotów które ‘ratowały’ Grecję x lat temu …

  5. NBP robi działania cząstkowe: https://forsal.pl/biznes/bankowosc/artykuly/1460856,nbp-odpala-bazooke-w-walce-z-pandemia-polska-gospodarka-jeszcze-tego-nie-widziala.html Tymczasem ten kryzys pandemii to dla Polski wyborna okazja do zmiany Konstytucji odnośnie NBP – aby wszelkie deficyty pokrywać nie kredytami w walutach obcych – ale w pełni przez emisję złotówki. To wymaga 2/3 większości – ale przy umiejętnym wykorzystaniu presji sytuacji – jest to możliwe. Zresztą – patrząc szerzej – w TAKIEJ sytuacji wiele rzeczy “niemożliwych” dałoby radę załatwić, a i same rozliczenia maksymalnie uprościć – aczkolwiek przy jednoczesnym podniesieniu kija kar za ew. “przekręty”. Ciekawe, czy w Warszawie choć jeden z decydentów o tym myśli – by zmienić systemowo pozycję statusową Polski.

  6. Oczywiście i KE chce zadziałać. Czyli Berlin w rękawiczkach Brukseli daje pierwszą kroplówkę, bo nie chce, by mu klienci padli. Na razie tylko na zachętę działania z marchewką typu https://gospodarka.dziennik.pl/news/artykuly/6463529,ue-ke-koronawirus-polityka-spojnosci.html?utm_source=forsal.pl&utm_medium=site&utm_campaign=cross-linking ale np. możliwy scenariusz z przystawieniem noża do gardła państw narodowych typu “damy pieniądze za większą centralizację UE”. Zwłaszcza taka propozycja nie do odrzucenia – pod stołem – dla opornych z “niewygodną” Polską na czele. Pytanie czy w planach Berlina nie jest aby IV Rzesza Paneuropejska na całego? Już na twardo – np. dzięki zadłużeniu na model Grecji? W każdym razie Berlin bardzo mocno zadziałał najpierw na rzecz swojej gospodarki [wpompuje ponad 500 mld euro, a możliwe, że będą kolejne transze] – dzięki czemu już na starcie gry uzyskuje przewagę na innymi państwami UE. Rezultat może być taki, że Niemcy staną się absolutnym hegemonem UE z Paryżem jako atomowym psem łańcuchowym IV Rzeszy, a reszta państw UE będzie de facto w roli poddanych. Taka uwaga ogólna: w mętnej wodzie wielkiego kryzysu różni wielcy macherzy upatrują dogodnej okazji do przeprowadzenia swoich agresywnych planów, w innych warunkach niemożliwych lub bardzo trudnych do przeprowadzenia. Jedno jest pewne – sztaby analityczne i zespoły od scenariuszy ewentualnościowych i sztaby operacyjne pracują na całego non-stop. Na pewno w Berlinie, ale i Moskwie, Waszyngtonie i Pekinie. Każdy wielki gracz chce ugrać jak najwięcej. Efekt będzie realnie konfrontacyjny na wielu poziomach [mimo pijarowych gestów i deklaracji solidarności i współdziałania]. Włochy jako pierwsze widzą wilczą naturę kryzysu: https://kresy.pl/publicystyka/europa-odwrocila-sie-od-wloch/

  7. Tak kontynuując, co Polska może zrobić w ramach wykorzystania kryzysu: przede wszystkim “umywam ręce” EBC w postaci deklaracji Christiny Lagarde, że radzenie sobie z obecnym kryzysem to sprawa państw narodowych i ich rządów – to wprost abdykacja UE z roli nadzorcy-kontrolera państw UE, a konsekwentnie to podstawa do KONIECZNEJ zmiany Konstytucji, legalizacji tego stanu rzeczy [z de facto na de jure] w postaci wprowadzenia zapisu nadrzędności prawa polskiego nad międzynarodowym, okraszone otwartym w interpretacji stwierdzeniem, że to “w sprawach żywotnych dla interesu państwa i narodu”. To moim zdaniem niezbędny bonus, jaki powinniśmy uzyskać z kryzysu koronawirusa – obok zmiany zapisu na nieograniczona niczym emisję złotówki. Proszę zauważyć – Niemcy pomoc na 500 mld euro dla swojej gospodarki nawet na moment nie zamierzali konsultować z KE – np. pod kątem “niedozwolonej pomocy publicznej”. I to trzeba dostrzegać i prawem symetrii i kompensacji bezceremonialnie samemu stosować – bez ograniczeń. Oczywiście aż się prosi o embargo na srebro jako częściowy zastaw dla emisji złotówki – dla ustanowienia twardej kontroli nad jej kursem. No – ale do tego trzeba ludzi myślących szerzej i dalej – i mających wolę działania na rzecz interesu Polski. Jeżeli pandemia przybierze postać długotrwałą jak hiszpanka [która trwała 2 lata] – to pewny jest skok wartości srebra – bo te razem z miedzią zabija wszystkie bakterie i wirusy. Co jeszcze bardziej by utwierdziło pozycję Polski jako silnego producenta srebra i miedzi. Właściwie powołując się na klauzulę “siły wyższej” typowej w umowach – już teraz można by wypowiedzieć stare umowy, założyć embargo, a potem ewentualnie zawrzeć nowe kontrakty – dla wybranych – i po znacznie wyższych celach. Jeżeli sami nie poszerzymy sobie pola działania metodą faktów dokonanych – to inni to pole sobie rozszerzą – naszym kosztem. Teraz rozpoczął się wyścig na twarde, zasadnicze działania. W tym na nacjonalizację sektorów zdrowia czy strategicznych [to ostatnie rozważa Paryż]. Na pewno do końca pandemii będzie wiele zmian prawno-własnościowych na wielką skalę. W tym działania o charakterze wręcz bandycko-siłowym – jak Niemcy, które zablokowały transporty masek i rękawiczek do Italii, Szwajcarii i Austrii – i kolokwialnie mówiąc “rżną głupa”, ze nie wiadomo, gdzie się podziały: https://kresy.pl/wydarzenia/regiony/europa-zachodnia/niemcy-wstrzymaly-maseczki-zakupione-przez-wlochow-z-chin/ Tak wygląda solidarność europejska w wydaniu jej lidera…a to wywoła cały szereg działań smetrycznych, kompensacyjnych i wręcz odwetowych. Faktycznie cała narracja o wspólnej UE już i jej “europejskich wartościach” pada w gruzy. Oczywiście Berlin w rękawiczkach Brukseli nie będzie bierny – sądzę, że w ramach kontrofensywy przystawi innym państwom nóż do gardła pod stołem typu “pieniądze z EBC za większą centralizację” – i kij i marchewka staną się znacznie silniejsze – z przewagą kija.

    1. Errata: nie “cała narracja o wspólnej UE już i jej “europejskich wartościach” pada w gruzy” a “cała narracja o wspólnej UE i jej “europejskich wartościach” już pada w gruzy”

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *