USA zamierzają pobić Rosję. Nie będzie resetu.


Czyli o tym, dlaczego Stany Zjednoczone nie dążą ani do tzw. drugiego resetu ani nie zgodzą się na drugą Jałtę. Władze z Waszyngtonu chętnie widziałyby ludzi z Kremla na kolanach. Nisko. Dlatego może dojść do ostrej konfrontacji między USA i Rosją (czy to polityczno-gospodarczej, czy nawet militarnej w formie kolejnej wojny zastępczej).

Po tak kontrowersyjnej (przynajmniej dla części obserwatorów sceny geopolitycznej) tezie, nie pozostaje mi nic innego, jak przygotować się na poważną burzę w komentarzach. 🙂 Zwłaszcza, iż pogląd ten jest całkowicie sprzeczny z tym, co odważnie i publicznie prognozował np. dr. Leszek Sykulski na sopockiej konferencji „Geopolityczna gra mocarstw”, organizowanej m.in. przez historycznyambasador.com (10 kwietnia 2019r.). Zwłaszcza, iż takiego scenariusza (porozumienia amerykańsko-rosyjskiego) nie wykluczają inni eksperci, choćby dr Jacek Bartosiak. Nie wspominając o całej palecie różnych komentatorów, którzy wpisują się w krytyczny nurt wobec sojuszu z USA. Komentatorów dla których drugi „reset” jest koronnym argumentem w kontekście dowodzenia szkodliwości obranego kierunku w polityce międzynarodowej przez Polskę.

Zanim jednak ktoś zechce utopić mnie w łyżce wody, zachęcam do wcześniejszego przeczytania uzasadnienia tytułowej tezy.

GLOBALNA GRA

Oczywiście nie sposób nie rozpocząć od choćby szczątkowego wyjaśnienia globalnego zarysu gry, jaką możemy obserwować od kilku lat. Robiłem to wielokrotnie w wielu poprzednich tekstach, dlatego ograniczę się do ogólnych, chyba powszechnie znanych twierdzeń. Główną osią dla relacji międzynarodowych na świecie jest rywalizacja amerykańsko-chińska. USA chce obronić pozycję hegemona. Chiny zamierzają natomiast przejąć wpływy kosztem Amerykanów w Azji, Europie i Afryce… A w zasadzie, gdzie tylko się da. Pomimo tego, że część komentatorów przekonuje o „ograniczonym apetycie” Pekinu, to jednak ja wolę sformułowania nie pozostawiające złudzeń. Chińska Republika Ludowa zamierza obalić hegemona (bo z tym wiążę się przecież wzmocnienie mocarstwowej pozycji Chin na świecie), a zapewne w dalszej perspektywie samodzielnie uzyskać niekwestionowane przywództwo światowe (nie posądzam władz z Pekinu o brak ambicji).

Wokół tej osi rywalizacji krąży obecnie większość, jak nie wszystkie globalne sprawy międzynarodowe. Przy czym najistotniejszymi graczami oprócz samych zainteresowanych, są w tej chwili Niemcy (Unia Europejska) oraz Rosja. Oczywiście istotne są również Indie, Turcja, Iran, Pakistan, Japonia i wiele innych lokalnych potęg. Jednak część z nich albo już obrała stronę rywalizacji, albo jest zależna od postawy większych graczy. Na potrzeby niniejszego artykułu, nie będę wchodził w tak szczegółowe dygresje. Zwłaszcza, iż o Turcji, Iranie i Pakistanie pisałem bardziej obszerne analizy. Zapewne kraje tj. Indie czy Japonia również doczekają się takowych 🙂

CELE CHIN

Działania Chińskiej Republiki Ludowej świadczą o tym, iż władze z Pekinu chcą w pierwszej kolejności uniezależnić się od dominacji USA. Zwłaszcza od US Navy oraz systemu finansowego powstałego po Bretton Woods. Zdobycie tego rodzaju niezależności pozwoli na nieskrępowany dostęp do europejskiego rynku zbytu oraz bliskowschodnich surowców energetycznych, co pozwoli utrzymać proces rozwoju, bogacenia i wzmacniania Chin. Dostęp do europejskiego, bogatego rynku (pod eksport) oznacza: utrzymanie poziomu produkcji i przemysłu w Chinach, miejsc pracy dla Chińczyków, pozyskiwanie kapitału zza granicy na inwestycje infrastrukturalne i technologiczne etc.etc. Dzięki kapitałowi i inwestycjom, Chiny mogą wzmacniać swoją pozycję nie tylko w regionie, ale i na całym świecie.

W tym celu Chiny budują własną flotę oceaniczną. Jednak flota ta, pomimo tego, że prawdopodobnie będzie liczniejsza od US Navy, będzie potrzebowała sporo czasu by dorównać doświadczonej licznymi wojnami, zaawansowanej technologicznie i posiadającej wyjątkowe super-lotniskowce flocie amerykańskiej. Dlatego ewentualna konfrontacja na morzach byłaby dla Chin raczej dość trudnym i niemiłym doświadczeniem w najbliższych latach.

Z tego powodu Pekin od kilku lat jest zaangażowany w budowę lądowego szlaku handlowego do reszty Azji i Europy – OBOR (One Belt One Road lub inaczej – NJS – Nowy Jedwabny Szlak). Projekt eksportowania towarów oraz importowania surowców (gaz i ropa) drogą lądową, może pozwolić na uniknięcie ewentualnych, amerykańskich blokad, które USA może z łatwością postawić na morzach.

STRATEGIA USA

Stany Zjednoczone, chcąc utrzymać swoją hegemonię, muszą prowadzić politykę powstrzymywania Chin. Jednym z objawów tej polityki, jest gra na chaos w regionach położonych na drodze OBOR/NJS lub izolowanie kluczowych graczy (jak Iran, Rosja). W interesie USA jest to, by Chiny nadal były uzależnione od transportu morskiego, a tym samym od potęgi militarnej US Navy. Tak, by Amerykanie mogli dyktować warunki władzom w Pekinie, lub w przypadku chińskiego oporu, doprowadzić ten kraj do recesji poprzez odcięcie od rynków zbytu.

Dlatego, w mojej opinii, USA wspiera czynniki destabilizujące konkretne obszary. Tak, by nieprzewidywalność polityczna czy gospodarcza sprawiała, iż transport lądowy mógłby być zbyt ryzykowny lub choćby zbyt kosztowny. O ile w przypadku słabszych państw, polityka uzależniania ich od wpływów z Waszyngtonu lub destabilizowania/izolowania, sprawdza się, o tyle sprawa wygląda trochę inaczej, jeśli chodzi np. o Rosję. Rosję, której terytorium łączy Chiny z Europą, a która jest na tyle silna by, jak dotąd, wytrzymywać presję polityczno-gospodarczą ze strony USA oraz prowadzić niezależną od woli Stanów Zjednoczonych politykę zagraniczną (często sprzeczną z interesami hegemona).

CELE ROSJI

Dla Moskwy, Chiny są ogromnym zagrożeniem. To potężny gospodarczo, pod względem populacji, militarnie, a także politycznie sąsiad. Który w dodatku posiada roszczenia terytorialne względem Federacji Rosyjskiej. Dysproporcja między Rosją, a Chinami jest tak ogromna, że jakakolwiek konfrontacja Rosjan z Chińczykami prawdopodobnie zakończyłaby się klęską tych pierwszych. Pominąwszy starcie na broń jądrową. Dlatego w mojej opinii, ostatnią rzeczą, jakiej pragną elity z Kremla, to stanięcie w obozie przeciwko Pekinowi. Nawet pomimo tego, że to najgroźniejszy konkurent Rosji. Tezę tą uzasadniałem w innym artykule, dotyczącym polityki zagranicznej Rosji. W analizie tej wyjaśniłem, iż Moskwa zwyczajnie woli nie wybierać żadnej ze stron konfrontacji. Zamiast tego, chce pozostać neutralna i budować własną siłę opartą o trzecią drogę. Czyli o strategiczne partnerstwo z Niemcami, które obu stronom może dać wiele korzyści. Niemiecka gospodarka, przemysł i technologie mogą wesprzeć pozostającą z tyłu pod tymi względami Rosję. Rosja natomiast stanowi dla Niemiec doskonały, geograficzny i militarny bufor zabezpieczający przed apetytem chińskiego Smoka. Bufor, który może dostarczać paliwo (gaz i ropę) dla rozpędzonej gospodarczej lokomotywy z Berlina. Dlatego w interesie Rosji jest gra na wielobiegunowy świat bez hegemona, w którym duet Berlin-Moskwa (a może i tercet Paryż-Berlin-Moskwa) pełniłby bardzo ważną rolę. I równoważyłby pozostałe potęgi. Innymi słowy. Kreml gra na Drugą Jałtę w rozumieniu układu USA-Rosja-Chiny-UE, który stworzyłby wielobiegunowy świat z podziałem stref wpływów uwzględniających każde z tych mocarstw.

CELE NIEMIEC/UE

Niemiecki cel nie zmienia się od ponad 100 lat. Jest nim władza nad Europą. Po dwóch, nieudanych próbach zbrojnych, Berlin tym razem pokojowo stworzył polityczno-gospodarczą konstrukcję służącą jego interesom. UE, póki co, nie posiada jednak ani sił zbrojnych, ani dostępu do odpowiedniej ilości surowców energetycznych (pamiętajmy, że surowce te wydobywa się głównie na kontrolowanym przez Brytyjczyków Morzu Północnym oraz łatwo dostępnym dla wyspiarzy Morzu Norweskim). Jednocześnie, instytucjonalnie, Unia Europejska (mniej lub bardziej, ale demokratyczna) jest znacznie słabsza od chińskiego aparatu państwowego. Aparatu, który wykorzystuje słabości Unii i jej poszczególnych członków, a także wspiera centralnie interesy własnych podmiotów (firm, grup interesów, etc.etc.). Berlin może pokonać słabości w dwojaki sposób. Zbudować armię europejską (co zaczyna się powoli dziać), zcentralizować władzę w UE (federacja i podporządkowanie słabszych członków woli Paryża i Berlina) oraz importować surowce z zewnątrz. Wszystkie te procesy już się w zasadzie toczą. Drugim sposobem na wzmocnienie UE względem potęgi Chin jest strategiczne partnerstwo z Rosją. Która jest silna militarnie, strukturalnie (silna władza centralna), odgradza Chiny od Europy, a także gwarantuje dostawę surowców energetycznych. Jednocześnie Kreml zdaje się akceptować istniejący podział wpływów w Europie Środkowej z zastrzeżeniem, iż Ukraina powinna wrócić do „macierzy”.

Z pewnością Berlin z chęcią podjąłby również grę o wielobiegunowy ład światowy, ponieważ zyskałby wówczas (w duecie Moskwą) pozycję niezależnego bieguna. Obecnie niezależność Berlina od Waszyngtonu wciąż jest jeszcze dyskusyjna.

USA – Rosja

Podsumowując powyższe tezy, Rosja i UE dążą do stworzenia wielobiegunowego ładu światowego. Pekin również, ponieważ byłby to pierwszy i najważniejszy krok warunkujący podjęcie większych ambicji polegających na uzyskaniu dominacji światowej. Tymczasem dotychczasowy hegemon – Stany Zjednoczone, są zainteresowane tylko i wyłącznie utrzymaniem obecnego statusu.

I z tej prostej konstatacji można wyciągnąć wiele wniosków. M.in. taki, że Waszyngton nie jest absolutnie zainteresowany żadnym “drugim resetem”, a już tym bardziej “drugą Jałtą”. Oczywiście używanie pojęcia “resetu” w obecnej sytuacji jest w moim przekonaniu błędem, ponieważ nie można już pisać o powrocie do status quo w Europie i normalizowania stosunków z Kremlem. Nie można bowiem wrócić do sytuacji sprzed 10 lat. Amerykanie chcą, by kolejni gracze na światowej szachownicy opowiedzieli się po ich stronie. Żadna “neutralność” nie wchodzi tutaj w rachubę.

Ponadto, Stany Zjednoczone nie zaakceptują żadnego układu wprowadzającego wielobiegunowość w światowym układzie sił.

Tym samym nie może być również mowy o żadnej “Drugiej Jałcie”. Dlaczego? Ponieważ gdyby Amerykanie zaakceptowaliby niezależność Kremla w polityce międzynarodowej, zdjęli z Rosji sankcje i przywrócili jej odpowiednio ważne miejsce na politycznej arenie międzynarodowej, to wówczas Moskwa i Berlin natychmiast utworzyłyby strategiczne partnerstwo. Tymczasem powstanie osi Berlin-Moskwa byłoby równoznaczne z podjęciem przez te stolice wyzwania, polegającego na balansowaniu wpływów Waszyngtonu i Pekinu. Prowadziłoby to więc do wielobiegunowości. Czego Amerykanie chcą przecież uniknąć za wszelką cenę.

Ponadto jasnym jest, że jeśli powstanie nowy biegun (może nawet: Paryż-Berlin-Moskwa), to ta strona układu sił nie będzie zainteresowana walką z Chinami. Niemcom opłaca się handel z Chińską Republiką Ludową (ogromny rynek zbytu). A działając wespół z Berlinem, Rosjanie mogliby wynegocjować z Pekinem lepsze warunki. Takie, które promowałyby Rosję (jako państwo tranzytowe) i jej interesy na Nowym Jedwabnym Szlaku. Reasumując, jeśli Waszyngton dopuściłby do zawarcia paktu Berlin-Moskwa, wówczas sam de facto poddałby się, jeśli chodzi o utrzymanie hegemonii oraz rywalizację z Chinami. Bowiem bez Europy, nie da się powstrzymać Chin.

To dlatego właśnie Polska jest tak ważna dla Amerykanów. Warszawa, ze względu na geografię, może blokować fizycznie wszelkie próby połączenia na linii Berlin-Moskwa. Oczywiście Polska nie jest dość silna, by robić to samodzielnie. Stąd polityczne wsparcie USA (chodzi tu o wsparcie Trójmorza/V4/a także polskiej asertywnej polityki względem Brukseli i Berlina). I dlatego właśnie w naszym, polskim interesie jest (póki co) gra wespół z Amerykanami. Ponieważ wielobiegunowy ład światowy, w którym Moskwa i Berlin uzyskują własne strefy wpływów, a ponadto tworzą strategiczne partnerstwo ponad naszymi głowami, jest dla Polski olbrzymim zagrożeniem. O czym pisałem w ostatniej analizie dotyczącej tego, która z opcji, jest dla Polski najkorzystniejsza.

Reasumując. Ewentualne porozumienie Berlin-Moskwa, wyrzucałoby wpływy Amerykanów z Europy. Tworzyłoby ponadto wielobiegunowy układ sił. Oś Berlin-Moskwa nie posiada interesu w tym, by iść na ostrą rywalizację z Chinami (wojny handlowe, gospodarcze, a tym bardziej militarne). W przypadku zawiązania się nowego paktu Berlin-Moskwa, Amerykanie straciliby całkowicie możliwość odcięcia Chin od bogatych, europejskich rynków zbytu oraz rosyjskich surowców energetycznych. Tym samym USA nie mogłoby powstrzymać rosnącej potęgi Pekinu. Powstanie niezależnej od Waszyngtonu potęgi UE-Rosja oznacza w dłuższej perspektywie marginalizację siły i znaczenia USA.

Z tego względu Amerykanie absolutnie nie mogą dopuścić do powstania układu Berlin-Moskwa. Jest to w tej chwili dla nich zadanie kluczowe. Pierwszorzędne. Priorytetowe. I to od tej kwestii będą zależeć dalsze losy amerykańsko-chińskiej rywalizacji.

Wracając w tym miejscu do scenariusza “Drugiej Jałty”. Podpisując taki układ, Stany Zjednoczone nie miałyby absolutnie żadnej gwarancji, że Moskwa zrzeknie się z późniejszej realizacji własnych planów. A więc, że podporządkuje się antychińskiej strategii USA i nie będzie grała na utworzenie partnerstwa z Berlinem, które stałoby się niejako trzecim biegunem w międzynarodowym układzie sił.

Dlatego najlepszym wyjściem dla Stanów Zjednoczonych, jest całkowite podporządkowanie sobie Moskwy i UE. A ponieważ władze z Kremla nie widzą się w roli pariasa (i do tego państwa frontowego przeciwko Chinom), to w mojej opinii, kwestia sporu pomiędzy USA i Rosją zakończy się rozwiązaniem zero-jedynkowym. Wygra albo USA (doprowadzając Rosję do kapitulacji i prawdopodobnie wielkiej smuty) , albo Rosja (zajmując Białoruś i Ukrainę co w konsekwencji doprowadzi do klęski polityki USA).

Porażka w starciu z Rosją, będzie dla amerykańskiej dyplomacji jednocześnie klęską w rywalizacji z Chinami. Innymi słowy. Przeciwko Moskwie, Waszyngton gra o wszystko.

Jak sprawa wygląda z perspektywy Kremla?

Rosjanie znajdują się w dokładnie takiej samej sytuacji. Jeśli podporządkują się woli Amerykanów i rozpoczną konfrontację z Chinami, to czeka ich ostry bój (gospodarczy, polityczny, a może i militarny) i prawdopodobnie klęska. A wszystko to w interesie USA.

To właśnie dlatego spór USA i Rosji wciąż się zaostrza (pomimo, rzekomo pro-rosyjskiego, prezydenta D. Trumpa). I w moim przekonaniu wszystko zmierza do twardej konfrontacji, której prawdopodobny przebieg opisywałem już na blogu wielokrotnie (1 – wkroczenie rosyjskich wojsk na Białoruś, 2 – wojna hybrydowa przeciwko Bałtom, 3 – w ostateczności inwazja na Ukrainę z 3 stron). Nie posiadając żadnych argumentów polityczno-gospodarczych, Rosjanie będą używać argumentów siłowych. Choćby tylko po to, by samym rozlokowaniem armii w odpowiednich, strategicznych miejscach (jak Białoruś), móc zagrozić adwersarzom, uzyskać możliwość szantażu i zająć jak najlepszą pozycję negocjacyjną przeciwko Amerykanom i ich stronnikom.

Rola Polski jest tutaj kluczowa dla wszystkich zainteresowanych stron, zwłaszcza dla USA, o czym pisałem w tekście napisanym rok temu pt.: “Polska kluczem do strategii USA?” . Jednocześnie w naszym interesie jest, by nie powstał świat wielobiegunowy w sytuacji, gdy Polska jest słabsza niż jej sąsiedzi (Niemcy, Rosja). W takim bowiem scenariuszu lokalne mocarstwa “zjadają” słabszych sąsiadów (czego dowodzi historia) dzieląc się jednocześnie strefami wpływów. W Europie Środkowej zawsze działo się to kosztem Polski. O czym pisałem w: “Który hegemon byłby najlepszy dla Polski? A może świat wielobiegunowy?” W naszym interesie jest również odepchnięcie wpływów Rosji jak najdalej na wschód oraz jej jak największe osłabienie. Polsce opłaca się świat wielobiegunowy tylko wówczas, gdyby była na tyle silna, by stała się tym nowym biegunem. Gdy Polska jest za słaba na samodzielne blokowanie ewentualnego partnerstwa Berlin-Moskwa (tak jak teraz, dowodem na to Nord Stream), wówczas oś ta powstaje nad głową Polaków i kosztem naszych interesów. Nikt nas nie zaprosi do partnerstwa, jeśli jego istnienie nie zależy od woli i chęci Warszawy. Jak widać, Warszawa posiada kilka zbieżnych interesów z Waszyngtonem, natomiast, co za każdym razem podkreślam, nie zmienia to faktu, że powinniśmy targować się z Amerykanami w każdej jednej kwestii i uzyskiwać od nich możliwie jak najwięcej. W końcu w ich żywotnym interesie jest, by Polska rozdzielała Berlin i Moskwę, a także stanowiła wsparcie dla Ukrainy i Bałtów. Polska w tej chwili jest znacznie ważniejsza dla Waszyngtonu niż np. Izrael.

Wracając do tematu globalnej gry. Przewidując w którą stronę ona zmierza, Polska winna przygotować się do nadchodzących wydarzeń. Z naszego punktu widzenia, najważniejszym kontrargumentem przeciwko Kremlowi, jest siła. I to na modernizacji oraz zwiększaniu wartości bojowej Wojska Polskiego powinniśmy się skupić. Czasy pokoju, a więc oszczędzania na siłach zbrojnych minął. Na pocieszenie mogę napisać tyle, że tym razem front przebiega na wschód od Polski, a państwem frontowym stała się Ukraina. I to na jej terytorium rozstrzygają się losy całego regionu, a może i świata. Jeśli chcemy być traktowani jako poważny gracz na arenie międzynarodowej, musimy mieć możliwość oddziaływania (również militarnego) w naszych strefach buforowych. Bez tego zawsze będziemy tylko wykonawcami czyiś poleceń.

Krzysztof Wojczal

geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog

Wartościowe? Pomóż rozwijać bloga
Twitter
Visit Us
Follow Me
RSS
YOUTUBE
YOUTUBE

58 komentarzy

  1. Jak miałoby wyglądać pokonanie Rosji? Jeśli USA odniosłoby zbyt duży sukces i np Roja rozpadłaby się na szereg republik (jak ZSRR) to ludowe republiki Syberii wpadłyby w strefę Chin. Innymi słowy czy pokonując Rosję USA nie spowodowałoby umocnienia Chin?

    1. USA liczy, że po zdestabilizowaniu Rosji, nastąpią kolejne kroki. Chiny stracą bezpieczne lądowe połączenia z Europą Zachodnią. Eksport Niemiec i Chin, podporządkowanie gospodarcze Afryki itd zależne będzie od dobrej woli US Navy. Jeżeli się nie uda, Rosja się osłabi ale USA nie odzyska kontroli nad handlem światowym. Chiny jeszcze bardziej urosną. USA zaś stanie się mocarstwem regionalnym.
      Jak będzie, nikt nie wie. Może lecąca gdzieś w kierunku ziemi asteroida zmieni nieoczekiwanie zamierzenia wielkich graczy. Nastąpi kolejne wielkie wymieranie, tym razem również naszego gatunku 😉

    2. Rosja wciąż dysponuje bronią jądrową. Póki ten arsenał jest zagrożeniem, póty Chińczycy nie sięgną po rosyjskie surowce.
      pozdrawiam
      KW

  2. Historia kołem się toczy… Wychodzi na to że jesteśmy między młotem a kowadłem. Albo nami się podzielą (DE-RU) albo wykorzystają i zostawią (US).

    1. Tak to wygląda w mojej ocenie. Ale przed tym “wykorzystaniem” i “zostawieniem” możemy odnieść sporą korzyść. Tzn. jest szansa na osłabienie jednego z dwóch naszych historycznych przeciwników – Rosji. To już będzie jednego mniej.
      pozdrawiam
      KW

  3. Amerykanie dają ofertę – pomożemy póki jest to w naszym interesie i w takim zakresie jak to jest w naszym interesie. Potem radźcie sobie sami. Od mądrości naszych elit i świadomości społeczeństwa zależy jak to wykorzystamy. Czy wzmocnimy państwo na tyle, żeby być podmiotem polityki europejskiej. W przypadku wygranej opcji DE-RU, trafiamy pod prasę hydrauliczną bez żadnego pola manewru.

  4. Dlatego uważam, że albo będziemy “Izraelem Europy” albo faktycznie nasza podmiotowość będzie z tektury. Nasza sytuacja względem Izraelskiej jest o tyle lepsza że mamy jeszcze przyjazne państwa na pomoście Bałtycko Czarnomorskim ( i to już rola dyplomacji USA żeby im uświadomić korzyści płynące z takiego sojuszu). Dlatego racjonalne jest budowanie połączeń Północ Południe. Gazoport, Naftoport, Baltic Pipe, Via Baltica, Via Carpatia. Amerykanie wiedzą że nasz potencjał w porównaniu z Niemieckim jest mizerny ale jeżeli zsumować potencjały państw nie zainteresowanych byciem tylko “Mitteleuropą” lub “Bliską zagranikcą” to porównanie nie wychodzi już tak bardzo na korzyść Niemiec. To prawda że jesteśmy wpięci w system gospodarczy Niemiec ale czy Oni są w stanie nas tym w jakiś sposób szantażować? Gdzie wyprowadzą te fabryki? Do Chin? Do Rosji? Na Ukrainę? Do Niemiec ich sprowadzić nie mogą bo koszty pracy itp itd są za wysokie….i nikogo już w Europie na nowego Golfa nie będzie stać. Chodzi głównie o twardą infrastrukturę (drogi, lotniska, kanały przesyłu energii,) to ona gwarantuje niezależność…i oczywiście siły zbrojne. Na naszą korzyść wpływa jeszcze system zbudowany w RFN a mianowicie całkowite podporządkowanie Bundeswehry dowództwu NATO (czyt USA) Niemcy nie chcą inwestować w swoją armię z kilku powodów (histerycznie pacyfistyczne społeczeństwo, transfer środków na utrzymywanie państwa opiekuńczego, czy jak już pisałem wcześniej świadomość braku możliwości swobodnego dysponowania tą armią). i uważam, że taki stan rzeczy jest dla nas bezpieczniejszy. Nasze społeczeństwo jest wygłodniałe po wielu latach komuny i narazie myśli tylko portfelem…dlatego PiS nie wygrał wyborów pod hasłami patriotycznymi tylko….portfelem 🙂 Ale tutaj pojawia się właśnie problem….nie damy “PIńcet” na dzieci (na dzieci…akurat 😛 ) to przegramy wybory i do władzy dojdzie opcja “ciepłej wody w kranie” i “pułapki średniego rozwoju” “nasza chata z kraja….jak nie będziemy pyskować to nam może krzywdy nie zrobią” “Angela poprosi Władimira żeby nas nie straszył” i tego typu brednie. Ale jak dajemy na dzieci, to na armię już kasy nie jest tak dużo i kupujemy po ….4 śmigłowce (ZOP SAR) 1 baterię HIMARS 4 S70i dla specjalsów….a Marynarka Wojenna za chwilę pójdzie na żyletki. W Izraelu społeczeństwo ma tego (zagrożenia) świadomość i wsparcie (bardzo dużej) dzietności jest małe a wydatki na wojsko to ok 6%PKB. Szkoda że (może się mylę) w USA nie mają wystarczającej świadomości naszej sytuacji wewnętrznej i nie wspomogą nas po prostu finansowo (program FMF). Polacy (mam nadzieję) muszą pożyć kilka lat w dobrobycie żeby zacząć patrzeć dalej niż czubek własnego nosa. Jest jednak zauważalny progres w jednej kwestii tj USA chętnie sprzedają nam (no właśnie trochę za drogo) swoje najnowsze technologie. System IBCS do Patriota JASSM ER do F-16 czy F-35. W tym kontekście wszelkie wspieranie roszczeń żydowskich przez administrację Trumpa wydaje mi się tak absurdalne. Wystarczy naszym sojusznikom uświadomić że potrzebujemy kasy na socjal (bo wróci opcja Niemiecka) i na bardzo drogi sprzęt (Amerykański Oczywiście). A jeżeli mamy oddawać 300mld (nie wiadomo za co) to witamy Oś MOSKWA warszawka BERLIN PARYŻ i Bye Bye USA z Europy.
    Pozdrawiam autora.

  5. Parę przemyśleń ode mnie.

    Brexit w moim przekonaniu to nie była jakaś koronkowa operacja brytyjskiego deep state ale zwykłe przeszarżowanie byłego premiera Camerona – miało być poparcie dla pozostania w UE i tym samym mega wotum zaufania dla polityki Camerona. Lecz połajanki UE + brytyjska duma imperialna dała taki a nie inny wynik. Jeśli GB nie wynegocjuje dostępu do wspólnego rynku to czeka ją kilka chudych lat.

    Przyszłość PL.
    Póki co jest koniunktura gospodarcza (jeszcze u nas rośnie produkcja przemysłowa) ale wszystkie rządy po 89 roku myślą tylko w perspektywie obecnej i moooooże następnej kadencji. Stąd za każdym razem jest skok na kasę (spółki skarbu państwa), brak długoterminowej strategii realizowanej przez kolejne rządy (poza akcesją do NATO i UE). Obecnie trwa rozdawanie socjalu na kredyt który kiedyś przyjdzie nam spłacać w dużo trudniejszych fiskalnie czasach przy wyższych obciążeniach emerytalnych i mniejszej liczbie podatników. Nie stać już nas na marnowanie czasu i blokowanie potrzebnych zmian. Musimy odchudzić i usprawnić administrację państwową (daleko nie trzeba szukać – przykładem świeci Estonia), uprościć i obniżyć podatki, zmienić strukturę pomocy socjalnej tak by została skierowana do najgorzej sytuowanej części społeczeństwa (obecnie wyprawka +, emerytura +, 500+ przysługują wszystkim bez względu na dochody) a zaoszczędzone środki przeznaczyć na inwestycje, służbę zdrowia, bezpieczeństwo itp.

    Od jakiegoś czasu wałkowany jest temat reparacji. Więc albo rząd oficjalnie wystąpi do RFN o reparacje za II Wojnę Światową albo zamknie ten temat. Przypominam że RP i RFN do tej pory nie podpisały traktatu pokojowego co związane jest właśnie z nierozwianą kwestii reparacji. Reparacje za I Wojnę Światową dla FR i GB, RFN zakończyła spłacać w 2010 przelewając po 70 mln euro. Według mnie kwota o jaką należy wystąpić do RFN to około 10 bln USD. Kwota astronomiczna – około 2,5 x obecny PKB RFN. Ale też rozmiar zniszczeń i zbrodni niemieckich jakich doświadczyliśmy jest gargantuiczny. Przed wojną obszar II RP zamieszkiwało około 35 mln ludzi, zaś po wojnie już tylko 24 mln (składa się na to 6 mln zabitych a reszta to sprawa przesunięć granic). A teraz skąd według mnie ta kwota 10 bln USD. Tu kilka cytatów odnośnie strat materialnych:
    “Wielkość strat miała trzynastokrotnie przekraczać wielkość dochodu narodowego z 1938 r. W myśl raportu uległo zniszczeniu 65 proc. fabryk, 2/3 mostów kolejowych, 80 proc. parowozów i wagonów. Zniszczonych zostało ponad 20 proc. gospodarstw rolnych oraz 30 proc. wszystkich zabudowań mieszkalnych.”
    “Łączną wartość strat materialnych, które poniosła Polska z powodu III Rzeszy, oszacowano na 258 mld zł z sierpnia 1939 r. – równowartość 49 mld ówczesnych dolarów amerykańskich. Według Zarządu Rezerw Federalnych USA kwota 49 mld dol. z sierpnia 1939 r. odpowiadała w sierpniu 2014 r. kwocie 845 mld dol”
    A więc mamy już kwotę 850 mld USD za straty materialne. Przyjmijmy że gdyby nie II Wojna Światowa PL należała by do państw rozwiniętych gdzie zakłada się że 1 przeciętny obywatel w ciągu życia generuje 1 mln USD PKB swojego kraju. Z 24 mln po wojnie ludność w ciągu 2 pokoleń urosła do 38,5 mln. Wzrost o 14,5 mln. Więc proporcjonalnie te brakujące 6 mln w 1945 przełożyło by się na 9,625 mln obecnie. Stąd ubytek dla gospodarki PL na przestrzeni 50 lat to właśnie 9625 mld USD ( 9,625 mln ludzi x 1 mln USD). Razem to daje nawet kwotę 10,5 bln USD (850 mld + 9652 mld = 10475 mld USD). Kwota nie do spłaty. W ramach kompromisu można kwotę zredukować o 50 % za szeroko rozumiany deal polityczno gospodarczy. Koniec połajanek w UE i blokowania reform, współpraca na zasadach partnerstwa i koniec polityki neokolonialnej w stosunku do nas – a jak nie to gramy o pełną kwotę 10,5 bln USD. Jeśli zawrzemy kompromis to mamy 5 bln USD. Ale formy płatności mogą być różnorakie. RFN może przejąć nasze całe zadłużenie – im spłata wyjdzie taniej ze względu nie niższe stopy % po kolejnym zrolowaniu długu, my uwolnimy w budżecie około 40 mld zł dotąd finansujące obsługę długu. Część reparacji RFN może przekazać w formie udziałów w dużych koncernach z kapitałem państwowym (np. VW). Resztę rozłożyć na raty tak po około 1% ich PKB. Na początku XXII wieku RFN uwolniła by się od naszych roszczeń.

    Tu i ówdzie przebija się nieśmiało projekt armii UE. Ale dla UE niepotrzebne są czołgi w Portugalii, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Francji, Włoszech, Danii, Austrii, Niemczech itd. Potrzebne są za to na wschodniej flance – w Polsce i w Rumunii. Większość europejskich krajów NATO ma problemy by osiągnąć finansowanie sił zbrojnych na poziomie 2%. Nawet gdyby to osiągnęły to mamy liczne armie z nieraz bardzo urozmaiconym sprzętem. PKB UE to około 18,5 bln USD. Gdyby tak wdrożyć taki plan że każde państwo ma obowiązek przeznaczać na obronę 1,5% PKB z tym że, bezpośrednio na własne wojsko szło by 1,25% głównie na marynarkę, lotnictwo, lekkie jednostki szybkiego reagowania, szeroko rozumiane logidtyczne zaplecze materiałowo sprzętowe, zaś pozostałe 0,25% PKB (czyli około 46,25 mld USD) szło by na wsparcie armii państw wschodniej flanki NATO. I zamiast jednej konkurencyjnej do NATO armii UE miała by do dyspozycji
    sojusznicze armie w ramach NATO wsparte kwotą 46,25 mld USD – głównie do podziału między Polskę i Rumunię – na przykład 30 mld USD do 16,25 mld USD (albo w stosunku 3/4 do 1/4 bo to na Polsce w razie wojny będzie spoczywał główny ciężar obrony Europy) ze względu na wyzwania stojące przed naszymi krajami. Dodając do naszych niebawem 15 mld USD dodatkowe 30 mld (albo nawet 35 mld) USD można wystawić liczną nowoczesną armię (nakłady od 45 do 50 mld USD) ściśle współpracującą z Rumunią i USA mającą oparcie w zapleczu gospodarczym na zachodzie Europy (mając takie finansowanie można pokusić się o wyposażenie sił zbrojnych Litwy, Łotwy i Estonii które powinny wystawić wspólną armię w sile 1 czterobrygadowej dywizji podlegającą pod polski sztab generalny). Armię która będzie realną i skuteczną zaporą przeciw Moskwie. Za mniejsze pieniądze niż obecnie można zapewnić Europie dużo większe bezpieczeństwo. Inaczej będą wyglądały rozmowy UE z Moskwą mając w dyspozycji siły zbrojne Polski i Rumunii z projekcją siły głęboko w głąb terytorium Rosji i jej obszaru rdzeniowego z zapleczem ludnościowym i przemysłowym.

    1. Podoba mi się pomysł, z przejęciem przez RFN naszego długu w ramach reparacji, ale jakimi argumentami miałby uderzyć nasz rząd w stronę Niemiec, aby uzyskać chociażby część tych 10 bln USD? Nie widzę pola, na którym nie bylibyśmy od nich słabsi, a gadanie o krzywdzie narodu polskiego podczas ostatnich wojen na nikim, poza częścią samych Polaków, nie zrobi wrażenia.

      Według mnie jedynie nacisk USA mógłby jakkolwiek zadziałać, ale czy to nie za mało? Dodatkowo dochodzi wtedy pytanie “jakimi argumentami miałby uderzyć nasz rząd w stronę USA, aby uderzyły one w stronę Niemiec” 😉

      1. (…)“jakimi argumentami miałby uderzyć nasz rząd w stronę USA, aby uderzyły one w stronę Niemiec”(…)
        Realizacją ustawy 447 z tych odszkodowań…

      2. Możemy zacząć kręcić filmy pokazujące skalę terroru niemieckiego w okupowanej Polsce. Do tej pory mam w pamięci fragmenty pamiętnika belgijskiego ochotnika SS tłumiącego Powstanie Warszawskie w 1944 roku. To działo się chyba podczas rzezi Woli. Dzielni ss-mani granatami otwierali drzwi szpitali z powstańcami po czym mordowali wszystkich wewnątrz. Była też opisana sytuacja że po otworzeniu tym sposobem drzwi sierocińca na dzielnych ss-manów padła konsternacja co zrobić z dziećmi które uniosły ręce do góry na znak poddania się. Padł krótki rozkaz – rozstrzelać i po konsternacji. Potem tylko chodzili po ciałach dzieci i dobijali pojedynczymi strzałami. Filmy takie należy utrzymać w takiej narracji jak “Pasja” Mela Gibsona tak aby na chłodno pokazywały cały ogrom terroru jaki spadł na Polaków. Oczywiście wszystkie dialogi pomiędzy Niemcami powinny być prowadzone po niemiecku z dodanymi napisami pod dany kraj dystrybucji. Niemców powinni grać mało znani aktorzy o aparycji bandytów, walczących z nimi Polaków znani i popularni aktorzy. I tak co roku serwować światu film po filmie a runie niemiecka narracja i ich duma z “moralische supermacht” jak to ostatnio lubią o sobie pisać. Świat zacznie ponownie kojarzyć Niemców z barbarzyńcami co na pewno odczuje ich gospodarka – my też trochę przez to oberwiemy, ale im załamie się cała narracja budowana od 60 lat że za zbrodnie odpowiedzialnie są jacyś bliżej nieokreśleni naziści – a skoro budowali obozy w Polsce to wynika z tego że to Polacy byli tymi nazistami. Jak zaczniemy psuć im ichny pijar to będzie podglebie do rozmów na temat zadość uczynienia zbrodniom na Polakach i zniszczeniu materialnym Polski.

        1. Amerykanie przy kręceniu filmów spod znaku płonącego krzyża nie mają wielkiego dyskomfortu… miały ich ruszyć kolejne matryrologie?

  6. Jak zwykle bardzo ciekawy artykuł i świetne uzasadnienie postawionej tezy. Cieszę się, że trafiłem na tego bloga i chciałbym żeby nasi politycy przeczytali ze zrozumieniem “od deski do deski”.
    A jak się pan zapatruje na kwestię rosyjskiego arsenału jądrowego w przypadku sprowadzenia FR do parteru? Jeśli państwo się rozpadnie to kto będzie wtedy kontrolował głowice?
    A jeśli chodzi o kwestię Izraela to Polska nie posiada bardzo ważnej karty przetargowej jaką stanowią pociski balistyczne i groźba odparowania pół Europy w przypadku ataku. Niemniej prawdą jest, że możemy grać interesami USA a tego nie wykorzystujemy w należytym stopniu.

  7. Ostatnio natknąłem się na kanał na youtube pana Jacka Hoga z fundacji AD ARMA i to co opowiada o planach i zdolnościach USA do interwencji w obronie flanki wschodniej NATO uzupełnione o nasze “kosmiczne” tempo modernizacji armii nieraz wyglądające jak celowy sabotaż – to aż jeży się włos na głowie – każdy kolejny odcinek tylko bardziej mnie dobija.

    1. Znam. Ciekawy kanał.
      Tempo podnoszenia polskiej armii z gleby jest z pewnością niezadowalające i wiele można zarzucić samemu sposobowi przeprowadzania tegoż procesu. Ale trzeba też oddać to, że coś się dzieje. Bo do niedawna działalność armii polegała na tym, że generałowie z zaplecza logistycznego wyprzedawali magazynowe zapasy za pośrednictwem prywatnych sklepów internetowych. Dorabiając do bliskiej emerytury. Pomijam delegacje ułamka sprawnej części wojska za granicę na różnego rodzaju interwencje.

      Co do Amerykanów. Są nieprzygotowani do zmagań na lądzie. I chyba zostali zaskoczeni przez Putina w 2014 roku (inwazja na Krym i Donbas). Trudno tak ogromną machinę (US Army) przesterować i odtworzyć. Dlatego m.in. Amerykanie wolą w tym zakresie działać per prokura.

      1. Przy cenach jakie każą sobie płacić za ich sprzęt w połączeniu z naszymi możliwościami budżetowymi powinni zdawać sobie sprawę że choć byśmy cały sprzęt wymienili na nowy to będzie go tak rozpaczliwie mało że nie odegra on większej roli a w przypadku przegranej wojny zastępczej istnieje duże ryzyko przejęcia ich technologii przez Moskwę oraz całkowity upadek prestiżu USA co wiązało by się z odpadaniem kolejnych sojuszników i realnym zagrożeniem że świat na poważnie zacznie odchodzić od dolara a wtedy skończy się życie ponad stan dzięki eksportowi inflacji za granicę w postaci drukowanych pieniędzy bez pokrycia. Skoro USA jak do tej pory nadal nie zamierza nas na poważnie wesprzeć (same piękne słowa o trój-morzu nie wystarczą) to wygląda to na ciągłe próby dogadania się z Moskwą – Ukraina również otrzymuje symboliczne wsparcie wojskowe – rzucą od czasu do czasu kilkaset mln USD lub przekażą swoje Javelliny z zastrzeżeniem że nie mogą stacjonować na linii frontu. Wszytko na zachód od Bugu ślamazarzy się – wieloletnie programy modernizacyjne a na wschód po prostu to robią.

        1. Jakbyśmy byli tacy ważni, to by USA sypnęło nam kasą z własnego budżetu na armię. Jak sypie/sypało Izraelowi, Egiptowi, Turcji, Pakistanowi… A na razie każe nam sobie płacić, bez przetargów, po zawyżonych cenach, za swój sprzęt (nie zawsze najnowocześniejszy), czyli wykorzystuje by nabijać kabzę swoim lobbistom.

          Kasa która płynie do USA dla naszej gospodarki przepada bez wieści. Kasa która płynęła by na zakupu w UE, częściowo by wracała w różnych formach, bo z UE mamy największą wymianę handlową.

          USA sprzedaje nam sprzęt, ale bez dzielenia się know-how. Z innymi można by pewnie się dogadać na jakis transfer technologii (o ile nasza państwowa zbrojeniówka byłaby w ogóle w stanie cokolwiek wchłonąć).

          Kontrakt na francuskie śmigłowce uwalono, mimo że jakiś transfer technologii miał mieć miejsce, po czym po kilku latach rząd kupuje inne śmigłowce dużo droższe za sztukę niż miały być francuskie. Tyle obiecywana nam współpracy ze zbrojeniówką Ukrainy, ale efektów nie widać. A oni, mimo słabego państwa i prowadzenia ograniczonej wojny, opracowują uzbrojenie którego my nie potrafimy zrobić. Na razie zabawa w armię obecnego rządu, to kupowanie hałd węgla za kasę z MON by wspomóc górników, jakieś ławeczki okolicznościowe za kilkadziesiąt tysięcy, jakieś obiecane zakupy bez przetargu amerykańsiego sprzętu w ilościach mizernych, oraz transfer kasy z modernizacji armii na weekendowych partyzantów nazywanych dumnie OT. Rosja zbroi się w szybkim tempie, modernizuje, i uczy na prowadzonych konfliktach.
          Nasza zbrojeniówka nie potrafiła przez kilkanaście lat zrobić podwozia do zakupionej licencjcyjnie od Brytyjczyków wieży haubicy 155mm. Po czym poprzedni rząd, po blamażu, szybko zakupił parę podwozi z Korei Południowej i udało się to złożyć w parę miesięcy. O nowoczesnej bronii szkoda mówić. Rosjanie skutecznie używają artylerii w Donbasie, koordynując ostrzał na bazie informacji z dronów. U nas defilady, ułani (nawet pomysły przywracania stopni ułańskich), skansen. Chyba że rząd wierzy święcie w ofensywne czary kapelanów.

  8. Witam, jeszcze nie czytałem bloga, ale to uczynię.
    Natomiast odnośnie odsłuchanego na YT filmu na temat współpracy Polski z danym mocarstwem, chciałbym się zapytać, dlaczego nie zakłada Pan, że Amerykanie wybiorą “plan izraelski”.
    Czyli Izrael powtarza operację palestyńską – przenosi się nad Wisłę i traktuje tubylców jak Palestyńczyków albo i gorzej, a my wymieramy i rozpływamy się w nowej Europie.
    Niestety, my “żremy” truciznę i dostajemy szczepionki na “różne” zagrożenia, aby nie podskoczyć nowym panom.
    Przepraszam, ale jest to fakt i nie mogę pisać delikatniej.
    Amerykanie mają w dobrym miejscu w Europie swojego sojusznika, którego nie muszą już opłacać, gdyż będzie żył z okradania tubylców, jak to czyni od 30 lat.
    Przepraszam, ale ta opcja sojuszu nie jest najmniejszym złem, a oglądając z jaką nienawiścią do katolików i Polaków – szmalcowników są uczone żydowskie dzieci, można przewidzieć co będzie dalej.
    Jeszcze jedno, Niemcy dostaną ziemie na zachód od Warty i Gdańsk, Rosjanie kawał Ukrainy a częsty głos u Putina jego kolegi Netan Jachu, na pewno przysłuży się dogadaniu USA i Rosji.
    Jest mi smutno, bo już wiem co robił w USA nasz prezio, zwany “Juda” – kupił za ciężkie pieniądze 32 szt. F – 35. Dla kogo te samoloty? Dla nowego państwa.
    Przepraszam, że tak chaotycznie, ale jest mi bardzo smutno, że tyle ofiar, tyle cierpienia i przegraliśmy.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *