Osoby interesujące się polityką międzynarodową otrzymują w ostatnich latach niezwykle ciekawy materiał badawczy. Współczesność dostarcza obserwatorom wielu istotnych, a zarazem niezwykle interesujących wydarzeń. O ile stosunkowo łatwo jest dokonać analizy globalnych trendów, czy zaobserwować takie zjawiska jak rywalizacje pomiędzy konkretnymi państwami, o tyle niezwykle trudno jest przewidzieć decyzje podejmowane przez decydentów, na kolejnych etapach procesu dyplomatycznego. Niemniej, poniżej postaram się to zrobić. Oczywiście na każdym z etapów, czyli szczeblu drabiny eskalacyjnej, może dojść do porozumienia w negocjacjach na linii Waszyngton – Moskwa. Może się jednak stać zupełnie inaczej. Dlatego starałem się stworzyć jak najdłuższą „drabinę”, która odpowie na pytanie: co może nastąpić dalej, jeśli strony nie osiągną consensusu w danym momencie.
Za punkt wyjściowy, przyjąłem stan obecny, w którym:
Stany Zjednoczone odtwarzają Drugą Flotę US Navy, której działalność została zawieszona,
na Rosję zostały nałożone sankcje przez USA i UE,
USA zerwało traktat o INF,
USA wspiera i utrzymuje Ukrainę poza wpływami Kremla,
Waszyngton stara się wspierać Aleksandra Łukaszenkę w misji utrzymania względnej niezależności od Kremla,
Amerykanie starają się zmniejszyć udział Rosjan w rynku energetycznym w Europie (gaz i ropa), m.in. poprzez eksport do UE własnych surowców,
Hegemon zwiększa swoją obecność militarną w Europie Środkowej, tj. na tzw. Wschodniej Flance NATO.
Z kolei władze z Moskwy działają poprzez:
zaangażowanie militarne i polityczne w Syrii,
zajęcie Krymu,
wojnę hybrydową w Donbasie,
stworzenie nowej armii pancernej na kierunku smoleńskim,
polityczne naciski na integrację Białorusi,
próbę utrzymania pozycji na europejskim rynku energetycznym,
naciski na państwa środkowo-wschodniej Europy (Polska, Białoruś, Ukraina), w zakresie dostaw gazu ziemnego i ropy naftowej, budowa Nord Stream II oraz Turkish Stream.
Jak pisałem wielokrotnie na tym blogu, w mojej ocenie do „drugiego resetu” lub „drugiej Jałty” zwyczajnie nie dojdzie. Choćby z tej przyczyny, że obie strony, mają zupełne inne oczekiwania, jeśli chodzi o ewentualne porozumienie. Amerykanie zamierzają podporządkować sobie Europę oraz Rosję. Zmusić je do walki z Chinami (obojętnie o jakiej płaszczyźnie piszemy: gospodarczej, finansowej, handlowej, politycznej czy może nawet militarnej). Przy czym władze z Waszyngtonu potrzebują jednocześnie gwarancji na to, że Władimir Putin nie rozmyśli się i nie zmieni w przyszłości strony. Bowiem po resecie z 2009 roku, po którym Amerykanie:
zlikwidowali de facto Drugą Flotę (odpowiedzialną za kontrolowanie rosyjskiej Floty Północnej),
wycofali się z budowy tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach,
wyszli z Europy i zgodzili się na budowę osi Berlin – Moskwa, czyli koncepcji którą W. Putin nazwał Europę od Władywostoku po Lizbonę,
rosyjski prezydent najwyraźniej złamał postanowienia z 2011 roku zawarte na szczycie G8 w Deauville (Francja). Wspólne oświadczenie grupy G8 sugerowało zgodę Moskwy, na dokonanie przemeblowania politycznego w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie (trwała już wówczas tzw. „Arabska Wiosna”). W oświadczeniu, które podpisał Władimir Putin, grupa G8 potępiła m.in. Baszara al-Asada oraz władze z Iranu. Tymczasem w 2012 roku okazało się, że Rosjanie dostarczają dla syryjskiego prezydenta broń (vide sprawa śmigłowców ukrytych na pokładzie cywilnego okrętu, skontrolowanego u wybrzeży Szkocji). Niedługo po tym, we wrześniu 2013 roku Siergiej Ławrow już otwarcie zapowiedział rosyjską interwencję w Syrii. Był to ruch sprzeciwiający się de facto amerykańskim planom i działaniom. Dopiero wówczas prezydent Barack Obama zorientował się, iż EuRosja (od Władywostoku po Lizbonę) wcale nie zamierza grać na rzecz USA. Zamiast tego, Berlin i Moskwa budowały własny biegun próbując doprowadzić do wielobiegunowego ładu światowego, obalającego amerykańską hegemonię.
Mając to wszystko na względzie, drugi „reset” rozumiany jako normalizacja relacji na linii Waszyngton-Moskwa jest niemożliwy. Amerykanie drugi raz nie popełnią tego samego błędu i nie zostawią Rosji wolnej ręki. W grę wchodzi tylko całkowite podporządkowanie Moskwy, poprzez pozyskanie na nią silnych lewarów pozwalających kontrolować poczynania Rosji w przyszłości (jakie to mogą być lewary? szczerze, nie mam na tą chwilę żadnej koncepcji –> chętnie poczytam Wasze komentarze w tym temacie. Być może chodzi o eksport gazu i ropy do Europy bez którego rosyjska gospodarka i budżet upadną?).
Z drugiej strony, władze z Kremla wcale nie zamierzają pełnić roli frontowego pionka na wojnie przeciwko Chinom. Zwłaszcza, że Federacja Rosyjska i Chińska Republika Ludowa to państwa sąsiadujące. W duecie tym, Moskwa nie posiada absolutnie żadnych przewag nad Pekinem, a jej azjatyckich granic broni jedynie potężny arsenał nuklearny. Rosjanie nie są w stanie sprostać Chinom na żadnym polu (gospodarczym, technologicznym, handlowym , a nawet militarnym w ujęciu siły konwencjonalnej). Dla Rosji, rozpoczęcie walki z Chinami na jakiejkolwiek płaszczyźnie, oznaczałoby samobójstwo. I to popełnione w interesie obcego mocarstwa (USA). Dlatego władze z Moskwy dążą do tzw. „drugiej Jałty” – nowego koncertu mocarstw. W którym oś Berlin (UE) – Moskwa stworzyłyby odrębny, niezależny biegun w wielobiegunowym ładzie światowym. Co Amerykanie, zdaniem Rosjan, winni zaakceptować. A co w konsekwencji pozbawiłoby Waszyngton szans w rywalizacji z Chinami (bowiem oś Berlin-Moskwa, szybko mogłaby się poszerzyć o Pekin, wypychając USA z kontynentu Eurazjatyckiego zupełnie i uniemożliwiając wprowadzenie pełnej, gospodarczo-handlowej izolacji Chin).
Obie wyżej przedstawione wizje są nie do pogodzenia. W związku z powyższym istnieją przesłanki do tego, by przewidywać dalszą eskalację rywalizacji amerykańsko-rosyjskiej.
Takie założenie, które wyjaśniałem szerzej w tekście pt.: „USA zamierza pobić Rosję. Nie będzie resetu.” ,daje pełne pole manewru w zakresie przewidywań kolejnych „ruchów” mocarstw, a także kolejności podejmowanych kroków.
PRZYSZŁE WARIANTY GRY
Z punktu widzenia polityki wewnętrznej USA, do czasów wyborów prezydenckich nie spodziewałbym się żadnych gwałtownych i agresywnych kroków Stanów Zjednoczonych. Jednocześnie w interesie pozostałych graczy będzie również zachowanie wstrzemięźliwości. Ponieważ postawiony pod ścianą Donald Trump, by utrzymać fotel prezydencki, będzie musiał ukazywać bardziej stanowczą i nieustępliwą postawę. Tymczasem tak naprawdę zarówno Rosji, jak i Chinom wcale się nie śpieszy. Chińczycy cieszą się z każdego kolejnego dnia, w którym posiadają dostęp do globalnego rynku. I dzięki temu budują rynek wewnętrzny, którzy w przyszłości ma zastąpić odbiorców zewnętrznych. Chińska Republika Ludowa dąży do samodzielności handlowo-gospodarczej. By ją osiągnąć, musi korzystać z dostępu do zagranicznych rynków zbytu i surowców energetycznych (gaz/ropa).
Z perspektywy Rosjan, każdy kolejny dzień rywalizacji chińsko-amerykańskiej, powinien zwiększać cenę, jaką USA będzie skłonne zapłacić za „pozyskanie” Rosji (tak przynajmniej wydają się uważać władze z Kremla). Tym samym obaj konkurenci Stanów Zjednoczonych grają na czas lub uważają, że zwłoka działa na ich korzyść.
Niemniej, z perspektywy USA, po wyborach prezydenckich, Waszyngton będzie musiał przyśpieszyć tempo „negocjacji” z Moskwą i Pekinem. Podwyższyć stawkę. I próbować jak najszybciej doprowadzić do sytuacji, w której będzie można powstrzymać wzrost potęgi Chin. Chin, które budują flotę morską w zastraszającym tempie (40 korwet w latach 2013-2017, średnio trzy okręty podwodne roczne, plany zbudowania 6-8 lotniskowców w ciągu 15 lat). Zauważyć bowiem należy, że absolutnie żadna umowa handlowa między Chinami, a USA niczego nie rozstrzyga. Amerykanie, w ujęciu strategicznej rywalizacji, niczego takimi umowami nie zyskują. Tymczasem Chińczycy kupują sobie czas. Dlatego w mojej ocenie, począwszy od przełomu 2020-2021, będziemy obserwować bardzo gwałtowne załamanie relacji na liniach USA-Moskwa oraz USA-Pekin. Temu drugiemu duetowi poświęcę parę zdań w odrębnym artykule.
Wojna gazowa
Jeśli chodzi o rywalizację rosyjsko-amerykańską, USA przejęły w tej chwili inicjatywę. Udało się utrzymać Kijów poza strefą wpływów Kremla, a w końcówce 2019 roku Rosjanie byli zmuszeni podpisać z Ukrainą kontrakt na transfer gazu ziemnego na zachód, przez terytorium ukraińskie. Stany Zjednoczone rzutem na taśmę nałożyły sankcje na Nord Stream II oraz Turkish Stream. W efekcie prace nad tym pierwszym gazociągiem wydłużą się co najmniej o rok, a powstanie tego drugiego na odcinku bułgarskim stoi pod znakiem zapytania. Rosjanie nie zdążyli z budową obu rurociągów, co uratowało Ukrainę przed szantażem odcięcia jej od rosyjskiego gazu ziemnego. Z końcem 2022 roku wygasa z kolei umowa na dostawy gazu do Polski. Do tego właśnie czasu, rząd w Warszawie planuje ukończyć projekt Baltic Pipe, co pozwoli bądź to wynegocjować znacznie lepsze warunki z Rosjanami, lub też całkowicie uniezależnić się od ich gazu i ograniczyć transfer tego surowca na zachód. Federacja Rosyjska jest w praktyce uzależniona finansowo od eksportowania węglowodorów do Europy. Każdy czynnik zmniejszający zyski z tegoż tytułu może być ogromnym problemem dla rosyjskiego budżetu i gospodarki. Opisywałem to szeroko w analizie pt.: „Do 2022 Rosja wywoła wojnę w Europie lub na Bliskim Wschodzie”.
Zupełnie realnym jest scenariusz, w którym w 2022 roku Federacja Rosyjska stanie przed olbrzymim problemem finansowym związanym ze zmniejszeniem eksportu gazu ziemnego do Europy. Może się bowiem okazać, że Polska będzie mogła zagrozić zamknięciem gazociągu JAMAL. Przy skrajnie negatywnym dla Kremla scenariuszu, w 2022 roku Ukraina mogłaby być również obsługiwana (w zakresie dostaw gazu) przez Polskę (vide rozbudowa gazoportu w Świnoujściu, Baltic Pipe, plan wypożyczenia/kupna pływającego terminalu LNG, plany budowy rurociągu Polska-Ukraina). To by oznaczało, że Kijów również mógłby bez konsekwencji zablokować transfer rosyjskiego gazu przez własne terytorium (np. z powodu „awarii”). Pamiętać należy, że nawet jeśli Nord Stream II zostanie ukończone to nie będzie jeszcze wówczas w pełni funkcjonalne. To samo dotyczy Turkish Stream . W konsekwencji, po 2022 roku, po raz pierwszy w historii, Polska i Ukraina mogą mieć na Rosjan energetyczny lewar (o ironio, bo zawsze było na odwrót). Sprawa będzie tym bardziej poważna dla Moskwy, że USA prowadzi bardzo ofensywną politykę na europejskim rynku gazowym, poprzez zwiększanie udziału sprzedaży własnego LNG pochodzącego z łupków.
Reasumując, Amerykanie przejęli inicjatywę i nie muszą w tej chwili wiele robić. Wystarczy wspierać projekty Polski, blokować te rosyjskie oraz zwiększać obecność wojskową w Europie Środkowej przygotowując się do odpowiedzi z władz z Kremla. A te negocjują tylko w jeden sposób. Siłowy (bowiem nie posiadają żadnych innych argumentów).
FR – Jak zwiększyć ceny surowców? – Wojną w Zatoce Perskiej
Odpowiedzią na możliwość zmniejszenia ilości eksportu rosyjskich węglowodorów do Europy, może być próba zwiększenia cen za surowce energetyczne. Co mogłoby zrekompensować ewentualne straty w przychodach i uratować rosyjski budżet. Dlatego, o ile Rosjanie chętnie stabilizowali Syrię, wspierając swojego sojusznika Asada, o tyle korzystną dla nich byłaby wojna w Zatoce Perskiej. Zakłócająca dostawy arabskich surowców na globalny rynek. I angażująca amerykańską uwagę i siły z dala od Europy Środkowej. Dlatego agresywna, wyzywająca postawa Iranu, jak również jego potencjał do zablokowania Cieśniny Ormuz, są dla Moskwy niezwykle istotne. Rosjanie na Bliskim Wschodzie grają na wiele frontów. Na tym irańskim, w mojej ocenie, stanowią czynnik eskalacyjny. Wspierający perskich „jastrzębi”. Problematyczną sprawą dla Władimira Putina jest jednak to, że władze z Teheranu, mimo ostrej retoryki, starają się unikać wciągnięcia w otwartą wojnę z potężnym hegemonem. Kto prowadzi wojnę, ten ponosi koszty. I jest rozgrywany. Ajatollahowie z chęcią angażują się na zewnątrz, zwiększając swoje wpływy w Iraku, Syrii czy Libanie. Niechętnie jednak podjęliby ryzyko związane z możliwością zbombardowania najważniejszych celów strategicznych w samym Iranie. W tym zakresie, wydają się być nie do końca podatni na ewentualne rosyjskie sugestie zagrzewające do wojny. Warto tutaj skojarzyć bliskość relacji między Izraelem, a Rosją. Bowiem również w interesie władz z Tel-Awiwu byłoby nakłonienie Amerykanów do wojny z Iranem w celu zniszczenia perskiego dorobku w zakresie prac nad atomem oraz technologiami rakietowymi.
Z drugiej strony, mieszanie w bliskowschodnim kotle w celu wywołania trzeciej wojny w Zatoce Perskiej, jest sprzeczne z interesami Chin. Około połowa chińskiego importu ropy pochodzi właśnie z tej zatoki. Chińczycy importują od Persów i Arabów również gaz ziemny. Innymi słowy, na Bliskim Wschodzie, a konkretnie w Zatoce Perskiej, Moskwa i Pekin posiadają całkowicie sprzeczne interesy. Co jest istotne w kontekście możliwości przyszłego „odwrócenia” Chin. Co jeszcze poruszę.
FR – Jak uderzyć w USA? Wrażliwa reputacja hegemona
Reputacja dla Stanów Zjednoczonych jest w tej chwili aktywem krytycznym. USA może powstrzymać wzrost potęgi Chin dzięki systemowi sojuszy, których trwałość uzależniona jest od zaufania do hegemona i jego gwarancji. Rosjanie posiadają tutaj jedną z nielicznych przewag. Amerykańska strefa wpływów przesunęła się bowiem tak mocno na wschód, iż Rosjanie nie mają problemu ze stworzeniem zagrożenia militarnego dla wysuniętych członków NATO. Takich jak państwa bałtyckie, które stanowią niejako piętę achillesową Paktu Północnoatlantyckiego. Co zawsze podkreślam, nie chodzi tutaj o to, by dokonywać inwazji na państwa NATO. W negocjacjach międzynarodowych wystarczy sama realna groźba użycia danej przewagi. Sama możliwość zagrożenia Bałtom, Polsce czy Ukrainie da Rosjanom nie lada argument. W tej chwili jednak, Polska jest poza zasięgiem 1 Gwardyjskiej Armii Pancernej. Warszawa jest niejako ochraniana przez neutralny Mińsk. Również Ukraińcy czują się relatywnie bezpiecznie. Zreformowali armię, ustabilizowali sytuację w Donbasie i w najgorszym scenariuszu wciąż mają zasłonę w postaci nurtu Dniepru.
Rosyjski argument siły stoi w tej chwili na Bramie Smoleńskiej oraz pod Charkowem i Donbasem. Jest to wbrew pozorom bardzo daleko. Zbyt daleko dla Kremla, który potrzebuje bezpośredniej możliwości nacisku na Wilno, Warszawę i Kijów. Stąd tak wielka presja na Aleksandra Łukaszenkę. Rosjanie potrzebują dostępu do białoruskiego terytorium. Chcą własnych baz wojskowych na granicy polsko-białoruskiej, białorusko-litewskiej (przy przesmyku suwalskim) oraz białorusko-ukraińskiej (co przybliży ich do Kijowa od północy i złamie potencjał obronny linii Dniepru). Postawienie jednej armii na Białorusi, skąd można atakować w trzech kierunkach (Bałtowie, Polska, Ukraina), kompletnie zmieniałoby sytuację geostrategiczną na pomoście bałtycko-czarnomorskim. I zmusiłoby USA do kalkulacji w zakresie opłacalności znacznego zwiększenia obecności wojskowej na Wschodniej Flance NATO. Dlatego Białoruś jest w tej chwili tak ważna i właśnie dlatego, Amerykanie podjęli grę o wsparcie Łukaszenki. Co stało się kilka miesięcy po publikacji mojej analizy dotyczącej Białorusi pt.: „Gra o Mińsk. Białoruś staje się nowym frontem. Wyzwanie dla Polski?”
USA – gotowe na nową Zimną Wojnę?
Choć w wielu tekstach dotyczących Białorusi utrzymywałem, że USA i Polska nie mogą sobie pozwolić na grzech zaniechania w zakresie podjęcia gry o odwrócenie Mińska, to jednak szansę na tak korzystny dla nas scenariusz są chyba niewielkie. Aleksandr Łukaszenka zręcznie balansuje na linie. Jednak, gdy władze z Kremla decydują się grać bardzo twardo, białoruski satrapa ma bardzo wąskie pole manewru. Białoruska gospodarka jest uzależniona od rosyjskiej. Również w zakresie dostaw surowców energetycznych. W tej chwili trwają rozmowy dotyczące przedłużenia kontraktu na dostawy ropy naftowej. Dość napisać, że w symulacjach i grach wojennych, sami Amerykanie zakładają, iż Rosja może atakować z terytorium białoruskiego. Innymi słowy, USA przygotowuje się na scenariusz, w którym Białoruś zostanie ostatecznie podporządkowana Moskwie. Z tegoż też względu należałoby zakładać, że samo przejęcie Białorusi nie wystarczy W. Putinowi do postawienia Amerykanom własnych warunków. Waszyngton najwyraźniej wkalkulował w ogólnym kontekście rywalizacji z Moskwą utratę strefy buforowej w postaci w miarę neutralnej Białorusi. Co za tym idzie, symboliczna w tej chwili obecność wojskowa USA w Polsce może być jedynie wstępem do sprowadzenia do Europy Środkowej znacznie większej ilości ludzi i sprzętu. W celu neutralizacji rosyjskiego zagrożenia. Na co potrzeba oczywiście czasu i zaplecza logistycznego (vide plany budowy infrastruktury i baz wojskowych w Polsce).
Niewątpliwie więc, reakcją na ew. przejęcie Białorusi przez Rosję, byłoby zwiększenie obecności wojskowej w Polsce oraz w państwach bałtyckich*. Możliwym byłoby też wsparcie w jakimś zakresie Ukrainy. Która znalazłaby się w bardzo trudnej sytuacji geostrategicznej (okrążona od południa – Krym, wschodu, północy – Białoruś i częściowo zachodu – Naddniestrze).
Jednak należy pamiętać o tym, iż w interesie USA nie jest prowadzenie długiej Zimnej Wojny, która wymagałaby zaangażowania wielkich sił lądowych w Europie Środkowej (koszty). Zwłaszcza w perspektywie rywalizacji z Chinami na Zachodnim Pacyfiku. Dlatego też USA, poza zwiększeniem obecności wojskowej w naszym regionie, musiałoby odzyskać inicjatywę i przydusić mocniej Rosję. By doprowadzić do szybkiego rozstrzygnięcia.
* zwiększanie obecności w PL może odbywać się stopniowo, to proces, którego nie da się przeprowadzić z dnia na dzień, co za tym idzie, zajęcie Białorusi może być usprawiedliwiane przez Rosjan wcześniejszym zwiększaniem sił NATO na Wschodniej Flance. Co de facto jest jednak działaniem wyprzedzającym.
ROSJA – ukraiński rząd na uchodźstwie
Przejęcie kontroli nad terytorium Białorusi miałoby dla Rosjan nie tylko znaczenie strategiczno-militarne, ale i propagandowe. Rosyjskie wpływy na Ukrainie z pewnością nie wyparowały. Ponadto bezpośrednie zagrożenie Kijowa niemalże z 4 stron (północ: Białoruś, wschód: Rosja/Dobas, południ: Krym, a także zachód: Naddniestrze) byłoby istotnym argumentem do przekonania nieprzekonanych. Pokazanie sił i możliwości ułatwia rekrutację i pozyskiwanie agentów w szeregach przeciwnika. Ci, którzy woleliby stawiać na potencjalnie silniejszą stronę (przyszłego zwycięzcę), byliby bardziej podatni na perswazję służb rosyjskich. Jednocześnie środowiska jawnie pro-rosyjskie zyskałyby na sile. Bardzo prawdopodobnym jest, że władze z Kremla będą starały się podważyć konstytucyjność i legalność rządu w Kijowie, a także stworzyć własny, pro-rosyjski rząd „na uchodźstwie” (rezydujący w Donbasie, na Krymie lub nawet w Rosji). Rząd, który będzie oskarżał ukraińskie władze o dyktatorskie (banderowskie) zapędy, a także uciskanie niewygodnej opozycji. To, że od kilku lat na Ukrainie trwa względny spokój, nie oznacza, że Moskwa zrezygnowała z odbudowy wpływów nad Dnieprem. Gdy przyjdzie właściwy czas, W. Putin rozbudzi wszystkie dotychczas uśpione komórki w celu destabilizacji wewnętrznej Ukrainy. Wątpliwym jest, czy ewentualny drugi majdan lub potencjalni puczyści zdołali przejąć władzę w Kijowie. Jednak walka z nimi, będzie niewątpliwie pretekstem dla Rosji do wzmagania napięcia i nacisków na Ukrainę. Może stać się również wytłumaczeniem dla ewentualnej „interwencji” zbrojnej.
USA – embargo na rosyjski gaz?
Trudno przewidzieć, w jakim czasokresie mogą wydarzyć się wskazane powyżej działania obu stron. Jednak prawdopodobnym jest, iż po roku 2022 Europa środkowo-wschodnia (może nawet łącznie z Ukrainą) będzie niezależna od rosyjskiego gazu. Swój terminal LNG chcą budować również Niemcy (plan jest na ukończenie go w … 2022 roku o ile się nic nie zmieniło). Przy utrzymaniu tempa amerykańskiej ekspansji na rynku europejskim w zakresie dostaw LNG, można przewidywać, że dzięki twardym argumentom nacisku ze strony USA („albo działacie jak mówimy, albo wstrzymujemy wasz handel morski”), UE zgodzi się na sankcje/embargo skierowane przeciwko rosyjskim dostawom gazu ziemnego. To byłby dotkliwy cios dla Moskwy. Sytuację, w której Rosji zostałaby ograniczona możliwość eksportu węglowodorów do Europy można porównać do przecięcia niedźwiedziowi jednej z tętnic. Zwierze jest wciąż silne i niebezpieczne, ale każda sekunda przybliża je do utraty przytomności. Dla Rosji, rurociągi są żyłami dla całego państwowego organizmu, pompującymi kapitał do jego moskiewskiego serca.
USA – porozumienie z Chinami?
Ewentualne przejęcie władzy w Mińsku przez W . Putina oraz polityka zaostrzająca konflikt w Zatoce Perskiej zostałyby źle odebrane w Pekinie. Chińskie władze niedawno udzieliły Białorusi kredytu na blisko 500 mln dolarów. Jest to jeden z wielu zastrzyków finansowych jakimi Chińska Republika Ludowa zasilała Łukaszenkę w przeszłości. Białoruś jest mocno zadłużona u Chińczyków, a gdyby w Mińsku władzę przejęli Rosjanie, wówczas to od nich zależałaby ewentualna spłata wierzytelności. W. Putin przejąłby również kontrolę nad chińskimi inwestycjami w państwie. To wzmocniłoby jego pozycję negocjacyjną wobec władz z Pekinu.
Gdyby Rosja przejęła kontrolę nad Białorusią, a jednocześnie, jej działanie wespół z Iranem doprowadziłoby do nałożenia przez USA morskiej blokady w Zatoce Perskiej, wówczas Chińczycy staliby się podatni na anty-rosyjską perswazję.
Zajęcie Mińsk byłoby doskonałym pretekstem do tego, by Amerykanie podjęli próbę odwrócenia Chin i całkowitego odizolowania Rosji. Chińczycy mogą się wówczas zgodzić na to, by przestać odbierać rosyjski gaz z nowo powstałego gazociągu Siła Syberii. W zamian za gwarancję dostaw surowców energetycznych drogą morską oraz dostęp do globalnego rynku. Na czym Chińczykom zależy najbardziej. Pekin, ostatecznie, może zdecydować się na kupowanie czasu za wszelką cenę. Nawet kosztem Rosji. W celu zbudowania niezależności gospodarczo-handlowej, a więc również niezależności od siły US Navy. Samowystarczalność (budowa rynku wewnętrznego, przerzucenie się na odnawialne źródła energii) to wszystko, czego potrzebują Chińczycy by w przyszłości obalić amerykańską hegemonię i zacząć budować swoje własne azjatyckie mocarstwo. W planach tych, sojusz z silną i niezależną Rosją nie jest warunkiem sine qua non.
FR – wszystko albo nic!
Gdyby Rosjanie zostali jednocześnie odcięci od kapitału płynącego z Chin i z Europy, wówczas zostaliby postawieni pod ścianą. W bardzo krótkim czasie musieliby się albo zgodzić na amerykańskie warunki (czyli de facto na dobrowolne seppuku), albo zagrać o wszystko. Wykorzystując atuty geograficzne oraz militarne ( vide obecność na Białorusi) .
Możliwości jest kilka. Wojna hybrydowa skierowana przeciwko Bałtom, to rozwiązanie stosunkowo łagodne, łatwe do przeprowadzenia, mało ryzykowne, tanie, ale i niepewne w zakresie skutków. Stworzenie np. drugiego Donbasu na Łotwie czy w Estonii, byłoby dla NATO problematyczne. Choć sama waga ciosu, byłaby niewielka. Rosjanie, działając nieoficjalnie, uzyskaliby jedynie ograniczone możliwości eskalacji konfliktu, natomiast NATO i Amerykanie mogliby użyć wszelkich dostępnych sił przeciwko „separatystom”. Wątpliwym jest, by decydenci z Moskwy zdecydowali się na otwarty konflikt z NATO. Ponieważ mogłoby to doprowadzić do nieodwracalnych i niezwykle groźnych konsekwencji. Uderzałoby to również w interesy UE, a tym samym Berlina. Tymczasem zniechęcenie do siebie Niemiec, to ostatnia rzecz, jakiej pragną elity z Kremla.
Z tych samych powodów nie należy zakładać militarnej inwazji na Polskę. Byłby to ruch niezwykle ryzykowny. I politycznie i militarnie. Ofensywa na Warszawę musiałaby być zresztą poprzedzona neutralizacją Ukrainy (skąd mogłoby wyjść uderzenie na Białoruś, odcinające Rosjan od zaopatrzenia).
Moskwa mogłaby natomiast przeprowadzić olbrzymią prowokację militarną na Ukrainie. Ukrainę połączoną w takiej sytuacji z NATO i zachodem tylko za pośrednictwem granicy polsko-ukraińskiej. Ta cienka lina koła ratunkowego mogłaby jednak zostać łatwo odcięta uderzeniem z Brześcia na Kowel i dalej na południe. Czy agresja w celu przejęcia władzy politycznej w Kijowie (bo nie chodziłoby przecież o okupację tak wielkiej kraju) miałaby postać oficjalnej inwazji?
Bardziej prawdopodobnym jest przeprowadzenie prowokacji oskarżających Ukrainę o agresję względem separatystów. Oraz ujawnienie się antyrządowej opozycji, która ogłosiłaby obalenie władz w Kijowie i stworzyłaby osobny rząd fasadowy. W następstwie tego, separatyści i rewolucjoniści przeprowadziliby szeroko zakrojoną ofensywę na Kijów. Przy udziale wojsk rosyjskich, wspierających „nowe legalne ukraińskie władze”. Wszystko to działoby się podprogowo. Bez wypowiadania wojny. Jak to miało miejsce np. 17 września 1939 roku, w 2008 roku w Gruzji, czy też w 2014 roku na Krymie i w Donbasie.
USA – interwencja NATO na Ukrainie?
Podprogowa forma agresji umożliwiałaby reakcję ze strony USA i NATO. Dziś, trudno jest nam sobie taką sytuację wyobrazić. Realnie oceniając, nie ma tutaj na miejscu stosownych sił, które można by wysłać na Ukrainę. Mówimy jednak o scenariuszu, który ewentualnie zaistnieje w przyszłości. W tym czasie, wiele może się zmienić. Czy USA i NATO (głównie Polska i Rumunia, jako sąsiedzi Ukrainy) byłyby gotowe do zbrojnego wkroczenia na Ukrainę w celu ustabilizowania państwa i neutralizacji buntowników i puczystów? Z dzisiejszej perspektywy nie wydaje się, by ktokolwiek po obu stronach kalkulował militarne starcie między NATO i Rosją. Raczej mielibyśmy do czynienia z pewnego rodzaju wyścigiem, w który startujące na zachodnich granicach Ukrainy wojska NATO (Polacy i Rumunii przy wsparciu powietrznym USA) pędziłyby na złamanie karku w stronę Kijowa. Zabezpieczając przy tym jak największą połać terytorium zanim zostałoby ono zajęte przez Rosjan. Zapewne ani NATO, ani Federacja Rosyjska nie dopuściłyby do otwartych walk. Wojna toczyłaby się między jednostkami ukraińskimi, a rosyjskimi i „buntowniczymi”. Ewentualnie, między NATO i „separatystami”. Z tymi jednak, żołnierze sojuszu mogliby się zetknąć dopiero w głębi Ukrainy na przedpolach Kijowa. Ewentualne zajęcie ukraińskiej stolicy, oznaczałoby zwycięstwo Rosji. Skutkujące utworzeniem marionetkowego i okrojonego państwa podporządkowanego Moskwie. Gdyby jednak Kijów został obroniony, a wojna przemieniłaby się z błyskawicznej, na okopową (na froncie biegnącym wzdłuż Dniepru), Rosjanie ponieśliby klęskę. Bez kapitału i w odizolowaniu od świata, nie mieliby sił na kontynuowanie długotrwałego konfliktu. Musieliby przystać na warunki Waszyngtonu. Takimi mogłyby być: przywrócenie buforowej, niezależnej Białorusi oraz włączenie Kijowa do NATO lub UE. Neutralizacja Moskwy, jako gracza na pomoście bałtycko-czarnomorskim, pozwoliłaby Amerykanom skupić się na Zachodnim Pacyfiku i Chinach.
Z kolei klęska na Ukrainie, oznaczałaby klęskę USA w szerszej perspektywie. Bowiem, gdyby Rosjanie przejęli władze w Mińsku i Kijowie, a następnie postawili wojska na całej wschodniej granicy Polski (tj. w Kaliningradzie, na kierunku Brzeskim/Białoruskim oraz Lwowskim/Ukraińskim) wówczas USA musiałoby ściągnąć do Polski kilka ciężkich dywizji i nastawić się na długotrwałą Zimną Wojnę. W sytuacji, gdy Pekin rósłby w siłę. Z drugiej strony zgoda na warunki rosyjskie, oznaczałaby stworzenie osi Berlin-Moskwa (EuRosja od Władywostoku po Lizbonę). To z kolei doprowadziłoby do złamania świata jednobiegunowego i powstania osi Berlin-Moskwa-Pekin. Tym samym USA zostałoby całkowicie wyparte z Eurazji i zmuszone do konkurowania z Chinami 1 vs 1 (przy co najmniej neutralnej postawie EuRosji). W sytuacji, w której USA nie mogłoby całkowicie odciąć Chin od surowców i rynku europejskiego. Nie wiadomo, jak by się przy tym zachowali sojusznicy na Zachodnim Pacyfiku (Korea Płd., Japonia, Filipiny, Australia, Wietnam, etc.etc.).
Wszystko to jest ważne, w kalkulacjach ryzyka oraz zysków i strat. W mojej ocenie, gdyby Rosjanie zdecydowali się przejąć władzę w Kijowie, USA i NATO musiałyby zawalczyć o Ukrainę. Podjęcie tego rodzaju decyzji wydaje się więc bardzo prawdopodobne.
DRABINA ESKALACYJNA
Reasumując, gdyby chcieć rozrysować scenariusz, w którym obie strony grają niemal do końca, czyli do ostatecznego rozstrzygnięcia pozycji Rosji na światowej szachownicy, drabina eskalacyjna mogłaby wyglądać w następujący sposób.
USA:
wsparcie projektu Baltic Pipe, dalsza ekspansja USA na europejskim rynku surowców energetycznych, blokowanie Nord Stream II i Turkish Stream, ograniczanie zależności Europy od dostaw gazu i ropy z Rosji i zmniejszanie jej udziału w rynku poprzez zwiększanie dostaw z kierunków alternatywnych (USA, Zatoka Perska, Norwegia),
próba „miękkiego” zdobycia energetycznego lewara na Rosję polegającego na możliwości zablokowania eksportu jej węglowodorów na zachód po roku 2022 (vide budowa niezależności gazowej Polski i Ukrainy),
zwiększanie obecności wojskowej na Wschodniej Flance NATO (co już się dzieje i powinno zostać zintensyfikowane z uwagi na groźbę rychłego pochłonięcia Białorusi przez Kreml).
Federacja Rosyjska:
próby zawyżenia cen surowców energetycznych, poprzez wspieranie procesu destabilizacyjnego w Zatoce Perskiej, a gdyby to nie skutkowało (lub równolegle):
podporządkowanie Mińska (zastraszenie Łukaszenki, albo jego obalenie), a następnie:
wprowadzenie 1 Gwardyjskiej Armii Pancernej na terytorium Białorusi, zagrażające trzem kierunkom: Bałtom, Warszawie i Kijowowi,
zwiększanie napięcia na terytorium Ukrainy, rozgrywanie w polityce wewnętrznej tego kraju.
USA:
w odpowiedzi na zajęcie Mińska, znaczne i skokowe wsparcie militarne dla Polski, Ukrainy i Bałtów,
planowanie odcięcia Rosji od pozyskiwania kapitału z zewnątrz pochodzącego z eksportu węglowodorów, w tym celu:
twarde naciski na UE w zakresie ograniczenia importu surowców z Rosji, włącznie z szantażem dotyczącym możliwości zablokowania szlaków morskich „z” i „do” Europy, w czym wielką rolę będzie odgrywać ewentualna pomoc ze strony Wielkiej Brytanii (może po to ten BREXIT?),
próba twardego podporządkowania UE i Berlina woli Waszyngtonu (nowe, „lepsze” TtiP? „Korzystny” 😉 układ USA – UE, Amerykanie dają gaz i ropę, Europa zgadza się na izolację Rosji i „lepsze” TTiP),
podjęcie miękkiej próby „odwrócenia” Chin, lub przekonania Pekinu do „chłodnej” neutralności polegającej na odcięciu Moskwy od kolejnych kredytów.
Federacja Rosyjska:
działania hybrydowe w państwach bałtyckich (Łotwa i Estonia),
agresywna obecność i ekspansja na Arktyce, spięcia z Norwegią, testowanie siły NATO na Morzu Barentsa i innych wodach około-arktycznych,
próba politycznej destabilizacji Ukrainy, być może wywołania drugiego, tym razem pro-rosyjskiego majdanu, utworzenie alternatywnego rządu ukraińskiego na uchodźstwie (Donbas/Krym) oraz podważanie legalności rządu z Kijowa,
prowokacje skierowane przeciwko Ukrainie, sugerujące groźbę siłowego zajęcia Kijowa przez Rosjan,
intensyfikacja działań na Bliskim Wschodzie.
USA:
twarda próba „odwrócenia” Chin uzasadniania zajęciem Białorusi, a także podprogowo oparta o groźbę: zablokowania Zatoki Perskiej (oficjalnie skierowana przeciwko Iranowi), a może nawet nałożenia nowych ceł, odcięcia od globalnego rynku,
wprowadzenie embarga na rosyjskie surowce energetyczne.
Rosja:
prowokacja anty-ukraińskie, a następnie wspólna „defensywna” ofensywa „puczystów” i „separatystów” przeciwko ukraińskiej stolicy, przy udziale wsparcie rosyjskiej armii.
USA/NATO:
wkroczenie wojsk lądowych (głównie Polska i Rumunia) na terytorium Ukrainy, „wyścig” o Kijów, przy zabezpieczaniu zajętego obszaru, przy wsparciu lotniczym USA.
W tym wszystkim, należy zachować świadomość, iż pewne procesy będą miały charakter „płynny”. Mogą toczyć się równocześnie. Przedstawiona kolejność, co do zasady, jest prawdopodobna. Jednak z pewnością jedne działania zostaną podjęte wcześniej, inne później. Autorowi zależało raczej na przedstawieniu ogólnego, możliwego scenariusza rozwoju sytuacji. Nie na precyzyjnych „wizjach” przyszłości. Dlatego powyższy wpis należy traktować, jako pewnego rodzaju intelektualną zabawę. Opartą wszakże o dotychczasowe obserwacje i wnioski poczynione przez autora.
Krzysztof Wojczal
geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog
Jeśli tekst Ci się podobał i chciałbyś otrzymywać powiadomienia dotyczące nowych publikacji, a także informacji związanych z przyszłym wydaniem książki – zapraszam do zapisywania się na newsletter. 🙂
Kwestia podniesiona przez „Enemy” jest b. ważna. Myślę, że najlepsza odpowiedzią jest wywiad Radziejewskiego z Mearsheimerem opublikowanym na https://nowakonfederacja.pl/polska-panstwem-nuklearnym/ Przyciśnięty Mearsheimer powiedział: „Dopóki Polska ma amerykański parasol atomowy nad głową, nic jej nie grozi. Ale jeśli straci ten parasol, to powinna poważnie zastanowić się nad pozyskaniem broni jądrowej.” Wg mnie ten parasol atomowy USA nad Polska jest wątpliwy – brak wyraźnych i jednoznacznych deklaracji i komunikatów strategicznych Waszyngtonu do Kremla w tej sprawie. Wyjście USA z Europy na Pacyfik po 2028 jest nieuniknione – więc i kwestia pozyskania broni jądrowej nie podlega dyskusji. Co chyba najbardziej mnie uderzyło – Mearsheimer mówiąc o broni jądrowej dla Polski nawet nie wspomniał o wydumanych „problemach” typu „łamaniu układu o nieproliferencji”. Po prostu – to był wywiad z prawdziwym politykiem o prawdziwej polityce. A w tej liczy się siła, interesy – i stan faktyczny osiągnięty faktami dokonanymi.
Do broni jądrowej trzeba przemysłu, elektrowni atomowych, inżynierów… i jaj. A u nas? Janusz nie skleci bomby jądrowej z europalet, nie wystruga w stolarni. Jakie mamy przemysł? Własny, nie mówię o montowniach zagranicznych koncernów. Co zostało z bajek Morawieckego sprzed kilku lat, o milionie samochodów elektrycznych własnej produkcji (nawiasem mówiąc, po podwyżkach prądu i kolejnych na horyzoncie, zwykły stary diesel jest bardziej ekonomiczny od elektrycznego auta), z tych statków, autobusów (Solaris sprzedano), i innych cudów na kiju? Kto tą broń zbuduje? Misiewicze sprzedawcy z podwarszawskie apteki postawieni w radach nadzorczych? Jakie są kryteria doboru kadr u obecne rządzących? Kumpel z partii nie zna się, ale sprawdzi na nowym odcinku, 10 prezesów w 4 lata, by każdy się nachapał. Syn, zięć, żona, ciotka. I te towarzystwo ma zorganizować broń jądrową?
Równie dobrze można planować dla WP zbudowanie eskadry Sokołów Millenium, gwiezdnego niszczyciela i gwiazdy śmierci. Równie realne.
A mrzonki o „podarowaniu” nam broni jądrowej przez USA? Był taki precedens, że jakiś kraj kupił gdzieś broń jądrową „w sklepie z broniami jądrowymi”? Każdy musi dojść do tego własnym przemysłem i wyrzeczeniami, ewentualnie ma czasem trochę know-how od potężnego sojusznika, i zwykle tylko tymczasowo. I zwykle najpierw stawia się „cywilną” elektrownię atomową, by ją wykorzystać w całym procesie. Ile u nas się „buduje” elektrownię atomową. Zdaje się że poszło na to już blisko miliard złotych, na tych wieloletnich „dyrektorów” i całe polityczne towarzystwo które „myśli” od lat o tej elektrowni i „wybiera lokalizację”.
Kto by nie był u władzy, rozkrada i myśli o swoich profitach.
A obecna władza jest w tym już wybitna. No i knuje, jak tu ustawić się na dziesięciolecia przy korycie, by nikt nie mógł ich przy tym korycie wymienić. Dziś już nie ma żadnych standardów, synowie, ciotki, szwagry na bezczela zajmują wszystkie intratne posadki.
PL wymiera. 500+ nie zmienil demografii. Stepowienie sie zaczyna i nie ma to raczej zwiazku z globalnym ociepleniem a raczej z brakiem gospodarki wodnej na przedwczoraj, za czasow RWPG wszystko osuszano i meliorowano, by moc wiecej do Sojuza eksportowac.
Wzrost gospodarczy w 4 kwartale zdecydowanie slaby. Jak sie na to wszystko popatrzy to niestety – sztandar wyprowadzic.
Trump wypowiada sie w sposob bardzo agresywny o UE i w interesie USA jest dokopanie UE. O ile pamietam to polski eksport jest przede wszystkim do UE. Zyjemy w bardzo ciekawych czasach. Niemcy beda robic wszystko by ciezar kryzysu przesunac do PL na swoich podostawcow.
Majac czas prosperity trzeba bylo lata temu wywalac biurwe z urzedow i budowac gospodarke. GHospodarke a nie mrzonki o milionach tych elektrycznych aut z Ursusa i kolejnych pralniach aby z Agencji Rozwoju Przemyslu defraudowac pieniadze podatnika.
Jak tam poslki najpolszy Arrinera Hussarya ? To mial byc pokaz ze Polak potrafi i chyba pokazal- ze potrafi defraudowac i kompromitowac sie.
Odjazdowych teorii o respektowaniu kraiku zwasalizowanego nie kupuje – tu jest poczatek konca. Niektore narody nie maja prawa do egzystencji – daremne zale, prozny trud, bezsilne zlorzeczenia, przezytych ksztaltow zaden cud nie wroci do istnienia.
Patrzac na historie imperiow – mialy swe wzloty, stabilizacje, kryzysy i upadki. Patrzac historycznie – kazde imperium sie konczy wtedy, kiedy nie moze sie rozszerzac czy eksportujac swa projekcje militarna, gospodarcza czy intelektualna.
Rzym upadl przez psucie waluty, Prusy upadly przez zbytnia ekspozycje militarna. ZSRR upadl bo nie mogl eksportowac wladzy ludowej. USA nie moze powoli eksportowac projekcji sily -zabiegaja ich jak kota – kot musi pilnowac dwoch dziur z myszami ktore sa od siebie troche odlegle a tu nie ma opcji.
Swiat w wersji pax sinica bedzie swiatem ktorego my europejczycy nie bedziemy w stanie zaakceptowac.
PL jest na kolanach i jest kontrolowana. Zamiast ja respektowac lepiej jest ja caly czas oslabiac bo lepiej gada sie z kims kto kleczy w kaluzy krwi niz kims rownym. PL obecnie robi najglupsza rzecz z historii – nawilza USA aby w imie sojuszy i partnerstwa zostac poklepana po plecach i aby paru prrzydupasow u koryta dostalo paciorki i blyskotki. Pamietacie SLD i kartony z gotowka od CIA?
Przypominam takze sprawe swiadczaca o bantustanizacji PL – gdy byle ambasador pisze listy o tym jak maja byc traktowane firmy farmaceutyczne US-CH w PL swiqadczy to tylko ze ma ten kraj za nic, za cos mniej niz Malawi, bo w Malawi trzeba dac lapowke aby cos zalatwic. W PL telefon z departamentu stanu po liscie ambasadora zalatwia wpis leku koncernu amerykansko-szwajcarskeigo na listy refundowane.
Wake up, stop dreaming. Pieseczek urwal sie ze smyczy kremlowskiej ale na wolnosci zdechlby z glodu, wiec ochoczo dal soboe zalozyc jankeska obroze i poszczeka tak, jak wujek Sam bedzie chcial.
To wszystko mnie nie dziwi -dziwi mnie zupelnie co innego. Brak priorytetow. Dobrobytu kraju nie osiaga sie sponsorowaniem Januszy zwiazkowych z Obrumu,. ZM Mesko, DEZAMETU. To sa skanseny PRL niczym PGRy – ktore sluzyly jako pomoc spoleczna – po PGR zostalo wspomnienie.
Tak, te zaklady to zwiazkowe ostoje nierobow, technologiczne skanseny. Gdyby nie pieniadze MON to by ich juz 20 lat nie bylo na rynku. Tylko bez poieniedzy MON nie byloby zwiazkowcow a bez zwiazkowcow nie byloby etatow w MON od dialogow technicznych i zapytan. Tam wszystko jest na niby. Produkcja zbrojeniowa to na niby bo wszyscy wierza, ze nie bedzie trzeba, MON to biurwy na niby czekajace na produkcje kolejnych papierkow i emerytury, polskie mundurowe oddzialy opieki spolecznej sa na niby ze zdolnoscia bojowa.
Jedyne co nie jest na niby to sa te pieniadze podatnika, ktore w te bagno wsiakaja.
Jak mowi moj znajomy trep do woja idzie dzis holota ktora nie nadaje sie do Biedronki. Bo ci, ktorzy cos umieja unikaja tego burdelu- ale ten burdel ma swoje plusy jak mundurowka, mieszkaniowka etc.
A papier jest cierpliwy a po spowiedzi w Ordynariacie zrobimy defilade i bedzie proporczyk, choragiewki i ta fikcja, aby do emerytury, aby do koryta.,
A NCBJ, troszkę tam naukowców pracuje i nie są to Janusze. Ludzie się znajdą gdy będzie potrzeba. Chociaż wiem, że Twoim zadaniem jest pisać, że Polacy nic nie umieją i nawet niech nie myślą o atomie.
(…)I zwykle najpierw stawia się “cywilną” elektrownię atomową, by ją wykorzystać w całym procesie.(…)
Takie numery to tylko z RBMK (najbardziej znana instalacja tego typu to elektrownia w Czarnobylu)… Tu nie chodzi o elektrownię tylko o pretekst dla uruchomienia YellowCake Industry.
Przede wszystkim – ja proponuję ZAKUP własnych głowic pod stołem. Od Chin via Pakistan, który nieproliferencji nie podpisał. Kwestia kilku miliardów dolarów – z upustem z uwagi na geostrategiczną rolę Polski jako koniecznego autonomicznego bufora, który nie dopuszcza do powstania supermocarstwa od Lizbony do Władywostoku, silniejszego od Chin. I który to bufor MUSI się utrzymać – niezależny od Kremla i Berlina. I dlatego te głowice dostaniemy na 100%. Tak samo „wstępna-pomostowa” opcja pozyskania NATO Nuclear Sharing – zwyczajnie dostaniemy B61. To tylko kwestia woli – a ta powstanie, gdy zagrożenie przekroczy czerwoną linię. Bo Kreml z budowy supermocarstwa od Lizbony do Władywostoku nie zrezygnuje – a Polska centralnie stoi temu planowi na drodze. Dlatego Kreml będzie stopniował coraz bardziej pressing i drabinę eskalacyjną wobec Polski. Kampania oszczerstw w mediach rosyjskich i w publicznych wypowiedziach decydentów rosyjskich wobec Polski to element tej gry. Emocjonalne słowotoki trollów Helveticusa i Eryki są BEZSENSOWNE – bo nie musimy mieć własnej PRODUKCYJNEJ technologii jądrowej – to z ich strony próba skierowania istoty sprawy w ślepy zaułek plus obowiązkowa dawka propagandy nihilizmu, pedagogiki wstydu, wmawiania niższości, braku sprawczości itd. Dla jasności – mamy sporo specjalistów nie tylko w NCBJ, sam znam kilku w sieci Łukasiewicz i w agendach PAN, ale nie jestem za wielkimi stacjonarnymi elektrowniami jądrowymi. W strefie zgniotu to idealny cel punktowy na powierzchni – bardzo wrażliwa infrastruktura – i robienie z siebie na własne życzenie zakładnika wobec wrogiego uderzenia rakietowego i skażenia. Czyli fundowanie sobie wielkiego kłopotu. Jestem za geotermią głęboką HTR procesowaną pod ziemią, czyli za infrastrukturą niewrażliwą nawet na atak jądrowy. No i moc do uruchomienia jest dwa rzędy wielkości większa [przynajmniej] niż ta realnie z elektrowni jądrowych możliwych do postawienia w Polsce. W całościowej kalkulacji koszt/efekt elektrownie jądrowe są u nas zwyczajnie nieopłacalne. Przynajmniej te wielkoskalowe – stacjonarne. Co innego np. małe kontenerowe mobilne reaktory jako generatory mocy np. do emisji broni energetycznych – laserów i niekoherentnych wiązek skierowanych [nie tylko mikrofalowych]. USA już mają takie w opracowaniu – projekt Dithulium – jest też kilku dostawców z prototypami – pod przewóz lotniczy i zapewnienie energii siłom ekspedycyjnym i broniom energetycznym. Polecam: https://www.defence24.pl/mobilne-reaktory-jadrowe-dla-us-army-wymogiem-przerzut-w-c-17 A Panu Krzysztofowi proponuję kasowanie wpisów ewidentnych trolli – zaśmiecają tylko swoim bełkotem emocjonalnym przekaz merytoryczny.
Bo niestety takie są fakty, ze Polska nie potrafi.
To mój przedostatni post na tym forum.
Turaj wolno tylko pisać urojeniowe postawy wielkościowe. Polska to najważniejszy kraj na świecie a kto uważa inaczej to chory psychicznie, agent wpływu lub troll.
Wolno pisać tylko peany pochwalne jak to było już kiedyś kto jest twoim największym autorytetem i dlaczego akurat Stalin.
Jeśli nie uważa się inaczej to jest się trollem. Dobrze tylko ze Ci co się podlizują mogą bezkarnie obrażać innych użytkowników.
Polska dostanie. Owszem ale łomot bo z państwami upadłymi nikt się nie
Liczy.
Dwa pytania.
1. Czy to prawda ze Dezamet to upadły skansen przetrwały tylko dzięki dotacjom MON i wojskowej biurwy bo od kilkunastu lat nie potrafiący wyprodukować czegokolwiek co kupiłby chociażby Mozambik? Przechowalnia związkowych etatów i wojskowych biurw i nic więcej, marnotrawiąca tylko pieniądze podatnika?
2. Czy to prawda ze jak donosi chociażby prasa ZM Mesko nie potrafią wyprodukować chociażby amunicji 9mm x 19 a ich produkty to syf i dziadostwo którego nikt nie rozważa do zakupów bo to jest bubel. No ale ZM Mesko istnieją po to tylko aby przejadać pieniądze polskiego podatnika i zapewnić prace biurwie z MON oraz związkowe etaty.
Tylko pieniądze które tam są defraudowane są poważne bo reszta to blef.
Każdy który śmie wspomnieć o polskiej dziadowskiej myśli pseudotechnicznej, burdelu, zlodIejstwie lub bylejakości jest albo chorym psychicznie albo agentem wpływu albo trollem.
O naszym badziewiu wolno pisać tylko urojeniowe peany pochwalne i nie wspomnieć o skrzwczacej rzeczywistości.
Wolno tylko się podlizywać i roic i tarczach i mieczach i innych urojeniach bo Polska to najważniejszy obiekt w galaktyce a kto uważa inaczej popatrz wyżej .
To mój przedostatni wpis na rym forum bo tu tylko wolno chwalić i się podlizywać. Im większy odlot od rzeczywistości tym lepiej.
1) Polska zbrojeniówka nic od dekad nie umie sensownego sama wyprodukować, bo i się od niej tego nie wymaga. Kupuje się jakieś zabytki od czasu do czasu, albo daje kasę na malowanie zabytków. Jak trzeba trochę czegoś co strzela o kupuje się coś zagranicą, ewentualnie próbuje się uruchomić jakiś licencyjny montaż (na zagranicznych komponentach) u nas, co średnio wychodzi. A już zakup licencji i produkcja własnymi siłami praktycznie nie wychodzi, szczególnie jak ta zbrojeniówka ma coś własnego dorobić.
Miliardy na to idą bez sensu. Przez lata poszło tyle, że można by mieć kupę sensownego sprzętu. Ale po co? Grunt by związki były spokojne, socjal był, a paru polityków miało posadki z zarządach.
2) Polskie górnictwo. Podobnie. Coś tam produkuje (węgiel) ale nie idzie tego sprzedać nigdzie, bo kosztuje 2x za dużo niż na rynku. Ale że politycznie to wpływowa grupa, o sypie się tam kasę by ich uciszyć (szczególnie związki zawodowe) i opowiada bajki (jak zbrojeniówce). Jak chce się w realu palić węglem, to kupuje się go za granicą – głównie w Rosji. Bo lepszy i tańszy. Palą nim zarówno ludzie prywatnie jak i elektrownie państwowe.
A ten, nikomu nie potrzebny węgiel „made in Poland” składuje się, za kasę wysupłaną skąś. Na przykład z MON, jako „surowiec strategiczny”. Ostatni szalony pomysł rządu, to „centralny magazyn węgla”. Tak jakby produkować wozy konne, których nikt nie potrzebuje, i zrobić centralny parking wozów konnych by producent się nie zdenerwował.
Ogólnie mamy uprzywilejowaną grupę zawodową która nic potrzebnego nie produkuje, a kosztuje dużo. Z pensjami średnimi 2x większymi od średniej krajowej, plus przywilejami emerytalnymi na koszt wszystkich innych, plus dotacjami w różnych wersjach.
Miliardy na to idą, a te które poszły starczyłyby pewnie przy przestawić całą energetykę na atom albo OZE, skutki nie ma, ale związki zawodowe są spokojne, a niektórzy krewni polityków posadki i koncesje na handel węglem.
3) PKP. Podobnie, standardy przewozu zupełnie oderwane od rynku, i gdyby była konkurencja nikt by tym nie jeździł. Ceny wysokie, jakość niska, dotacje idą. A większość wybiera auta by z tego nie korzystać.
4) Energetyka. Wiadomo, monopol, ceny rosną i rosną, związki zawodowe, dotacje z budżetu (by nie denerwować przed wyborami podwyżką cen prądu), inwestycje coraz mniejsze, degrengolada.
5) Służba zdrowia…
6) Edukacja…
Tak można ciągnąć, co w rękach państwa/związków/polityków, to nie działa, a wszyscy do tego musza się pod przymusem dokładać. Tylko wąska, zorganizowana grupa, urządza się wygodnie kosztem całej reszty społeczeństwa.
To może oddać się pod kuratelę UE, Niemiec, i ktoś to jakoś lepiej urządzi, bo nasi tworza tylko strukturę pasożytniczą. Tam będzie przynajmniej jakaś racjonalność. Wielu obywateli chętnie przeszkoli się na inny język, przyjmie inną narodowość, jeśli im się realny byt poprawi. Po co ta „polskość”? 2 miliony młodych i ambitnych już wybrały życie w innych, lepiej zorganizowanych państwach: UK, Niemczech, Francji, Holandii, Austrii, Szwecji… Po co się szarpać z tą polskością. Federacja w UE i tyle. Jedno-dwa pokolenia i można nawet mówić w innym języku. Jaką to unikalną wartość zapewnia ta „polskość”?
(…)Kwestia kilku miliardów dolarów(…)
A cała zgraja chętnych na przejęcie tych Bomb?
Wszystko zweryfikuje upływ czasu. Moim zdaniem krytyczne dla Polski jest wyjście USA z Europy na Pacyfik. Czyli wedle gen. Hodges’a 2028-33. Do tego czasu musimy uzyskać najpierw oficjalnie NATO Nuclear Sharing, a pod stołem własne głowice. Plus jest taki, że uzyskanie NATO Nuclear Sharing będzie tym łatwiejsze od USA, im bardziej NATO będzie się rozpadało, a USA będą tym bardziej chciały utrzymać swoją pozycję w Europie. No i przekazanie samych głowic to krótka procedura. Zaś im bardziej Rosja będzie zdesperowana w oczekiwaniu na wyjście USA z Europy, tym bardziej rozmowy pod stołem będą ułatwione z Chinami. Faktycznie w praktyce pewnie się okaże, że to Pekin w swoim egoistycznym interesie geostrategicznym dopilnuje sprawy i przejmie inicjatywę względem Warszawy w krytycznym okresie przed wyjściem USA na Pacyfik, tak jak to było ze strony Chin w krytycznym 2011. Dlatego czas pracuje dla Polski. I dlatego właśnie cała trollownia ze wszystkich sił wpiera w stylu „nie będzie niczego” i „sztandar wyprowadzić”. Tak generalnie oceniając wagę Polski- TAK – dla obu supermocarstw Polska jest NAJWAŻNIEJSZYM krajem świata. Nigdy w historii nie było, aby tak mały relatywnie kraj miał takie znaczenie dla układu sił dwóch rywali na poziomie globalnym. Kwestia wyjątkowego buforowo-łącznikowego położenia geostrategicznego Polski na lądowym przesmyku łączącym Rimmland i Heartland Eurazji – czyli najważniejszego członu Wyspy Świata. Polska – jej suwerenność względem Kremla i Berlina – jest KLUCZOWYM BEZALTERNATYWNYM GWARANTEM dla USA i dla Chin, że nie powstanie trzecie, silniejsze supermocarstwo od Lizbony do Władywostoku. Bo wtedy byłby „game over” i dla USA i dla Chin. A na to oba supermocarstwa nigdy i za żadną cenę nie pozwolą. I żaden spryt Kremla na to nie poradzi – zresztą Chińczycy są sprytniejsi od Rosjan…którzy sami się zapędzili w pułapkę bez wyjścia…a rewolucja RMA w latach 30-tych odeśle skuteczność arsenału rakietowo-hipersoniczno-atomowego Rosji do lamusa. Zwyczajnie Rosji nie stać na skok generacyjny RMA, nie ma odpowiedniej bazy ani zasobów. Długofalowo patrząc – Rosja odrywa jeszcze kupony od starej „topowej” pozycji militarnej wypracowanej z czasów ZSRR, dokonuje cząstkowych liftingów modernizacyjnych systemów uzbrojenia – ale to wszystko dużo za mało do prawdziwego całościowego skoku generacyjnego RMA i zupełnie nowej jakości [i ilości] sił zbrojnych – na poziomie gry globalnej. Wracając do wyceny pozycji Polski i jej kart negocjacyjnych względem supermocarstw – przy naszej uświadomionej i asertywnie wyrażonej woli w tych rozmowach z Waszyngtonem i Pekinem – dostaniemy wszystko. O to właśnie chodzi – o uświadomienie i POWSZECHNĄ zmianę myślenia Polski i Polaków i podejścia względem supermocarstw. To nie jest ani pycha, ani mitomania – tylko chłodno skalkulowana wycena Polski z tytułu jej wyjątkowego położenia geostrategicznego – względem równie wyjątkowego, niezbalansowanego układu sił głównych graczy. W tym układzie Polska jest języczkiem u wagi. I to trzeba mówić prosto w oczy i w Waszyngtonie i w Pekinie.
Pytałem czy Pan prowadzi swojego Bloga?? I proszę o info , link gdzie generał gen. Hodges’a powiedział że do 2030roku US opuści Europę..pozdrawiam
Witam,
pozwolę sobie zwrócić uwagę na pewną istotną kwestię, co ciekawe dostrzeżoną przez autora. Autor mający tendencje od odrealniania roli USA we współczesnym świecie tym razem ewidentnie daje do zrozumienia, że rola tego kraju była w ostatnim okresie, zwłaszcza w świecie islamskim skrajnie negatywna. M.in. wspomina o stabilizującej roli Rosji w Syrii zapewne w przeciwieństwie do ewidentnie destabilizującej i działającej wbrew prawu międzynarodowemu roli USA w tymże kraju
Co do kwestii tzw. Arabskiej Wiosny chyba nie warto nawet wspominać jej efektów bo parafrazując Nowe Ateny „Jaki jest koń każdy widzi”. Najdobitniejszym przykładem jest naturalnie zniszczenie jednego z najzasobniejszych krajów afrykańskich czyli Libii przez działania NATO z naruszeniem prawa międzynarodowego (strefa zakazu lotów to nie przyzwolenie na bombardowania) oraz rozbicie Syrii poprzez sponsorowanie przez sojuszników USA czyli Arabię Saudyjską, Turcję, Jordanie wszelkiej maści terrorystów w celu obalenia rządów Assada. Co też zapewne autor wie i co wynika z Wikileaks o tym sponsoringu doskonale wiedzieli Amerykanie sami również szkoląc tzw. umiarkowaną opozycję czyli tzw. FSA ( Wolną Armię Syrii) walczącą teraz po stronie Turków przeciwko sojusznikom Amerykanów czyli Kurdom. Jeżeli autor dostrzega tutaj jakąś głębszą strategię USA to chętnie się o niej dowiem
I co istotne – jeżeli mówimy o chęci doprowadzenia do wzrostu cen ropy to nie służą temu jak sam autor określił stabilizacyjne działanie Rosji w Syrii lecz destabilizacyjne działanie USA przeciwko Iranowi. I możemy tutaj mówić o faktach a nie domniemaniach. Konkretnie – m.in. zabójstwo Sulejmaniego, które automatycznie doprowadziło do wzrostu notowań cen ropy.
Zwrócę też uwagę autora na jedną kwestię, którą skrzętnie pominął. Odwet irański obnażył całkowitą słabość Amerykanów na Bliskim Wschodzie zupełnie nieprzygotowanych do bezpośrednich działań przeciwko mniej więcej równorzędnemu przeciwnikowi. Mniej więcej równorzędnemu na tym obszarze rzecz jasna…
Rakiety irańskie wszystkie dotarły do zaplanowanych celów, Część z nich jedynie nie eksplodowała. Okazało się, że amerykańskie systemy obrony przeciwlotniczej nie przechwyciły ani jednej z nich. Oznacza to, że w przypadku konfliktu z Iranem zostaną zniszczone bazy sił USA na Bliskim Wschodzie i infrastruktura naftowa sojuszników. Amerykanie już potwierdzili, że w tym ataku został rannych 50 ich żołnierzy wbrew wcześniejszym zapewnieniom o braku jakichkolwiek szkód ludzkich https://abcnews.go.com/Politics/pentagon-now-50-service-members-suffered-brain-injuries/story?id=68598126 Proponuję sobie wyobrazić co by było gdyby Irańczycy, co przyznali sami Amerykanie nie ostrzegli ich wcześniej o planowanym ataku.
Chętnie bym też się dowiedział, które działania USA na Bliskim Wschodzie można zaliczyć do tych stabilizacyjnych. Może popieranie Arabii Saudyjskiej w wojnie w Jemenie, kradzież ropy naftowej z syryjskich pól, ogłoszenie planu Trump-Netanhyahu o Palestynie bez udziału Palestyńczyków i ze złamaniem wcześniejszych ustaleń i z naruszeniem prawa międzynarodowego bo legalizującego nielegalne izraelskie aneksje ?
Pozdrawiam
„Okazało się, że amerykańskie systemy obrony przeciwlotniczej nie przechwyciły ani jednej z nich.”
Bo Amerykańce mają zapóźnienia akurat w tej dziedzinie. Na własne życzenie.
Ale USA, zdaje się, ocknęło, że słabo stoi z obroną przeciwlotniczą.
Do tej pory zakładali w swojej strategii, że wojują albo z równorzędnym przeciwnikiem (ZSRR) z którym są w stanie wywalczyć przewagę powietrzną, swoimi samolotami zniszczyć mu stanowiska obron przeciwlotniczej, a potem zgnieść swoim lotnictwem. I przez większość czasu (praktycznie od II WŚ) tą przewagę lotniczą mieli.
ZSRR (a potem Rosja), zdając sobie sprawę z przewagi NATO-wskiego lotnictwa, starało się zapewnić obronię przeciwlotniczą swoim oddziałom (różnej wielkości), mobilną, niezależną od swojego lotnictwa. Stąd dziś ma te wszystkie Szyłki, Pancyry, Tunguski, Buki, S300/S400/S500…
USA potem bawiło się w wojny z partyzantami, którzy za bardzo nie mieli technologii do ataków rakietowo-lotniczych, więc nie bolały ich niedostatki w obronie przeciwlotniczej. W pełnoskalowych wojnach (1sza i 2ga w Iraku) to USA było stroną atakującą, i wcześniej swoim lotnictwem załatwiało zagrożenie lotniczo/rakietowe, a na te nieliczne wyrzutnie (SCUD) co przetrwały postawili swoje wyrzutnie Patriot.
I dziś nie bardzo mają czym się ogarniać przed takim Iranem, w ograniczonym konflikcie. Stąd te skutki ataku rakietowego. W swojej tradycyjnej taktyce po prostu ściągnęli by w pobliże 2-3 lotniskowce i przejechali się po Iranie na pełną skalę, plus odpalili mnóstwo rakiet z okrętów (nawiasem mówiąc, taką rolę miały mieć niszczyciele Zumwalt – ruchoma platforma dla setek rakiet). Ale tego nie chcieli. A oganiać się czym nie bardzo mają, i dopiero teraz chcą odbudować te możliwości. I to raczej pod Chiny niż pod Rosję czy Iran. Zmieniają taktykę na opcję gdy nie ma przewagi powietrznej.
Ale zawsze mogą zgłosić się do kumpli z Izraela po technologię. Izrael, ze względu na ciągłe nękające ataki, musiał opracować (i zrobił to, bo Polska musi a nie robi) swoje systemy obrony przeciwlotniczej, chyba na dziś najskuteczniejsze co jest na rynku (i przetestowane). W dodatku kalkulowane coraz bardziej pod kątem koszt/efekt.
USA ma możliwości szybkiego dorobienia się skutecznej obrony, o ile ich własny przemysł finansowy, lobbujący polityków, nie uwali budżetu kraju wystawiając przeszacowane faktury. Bo jak porównuje się wydatki USA i Rosja, to często zapomina się, że Rosja za to samo wydaje kilkakrotnie mniej dolarów, bo płaci w rublach pracownikom zarabiającym znacznie mniej.
Ja bym się martwił, że Polska stoi od USA znacznie słabiej. Nie tylko nasza OPL to muzeum, w dodatku pewnie nie działa z tego połowa (podobnie jak naszych „nowoczesnych” F16), ludzi do obsługi może brakować, to jeszcze nie ma za bardzo planów/woli/kasy na odbudowę OPL. Bo kasą ratujemy amerykańskie firmy kupując F35 których nie sprzedadzą już do Turcji. A sami zdolności nie mamy (oprócz rozwijania, na jakimś tam średnim poziomie, najniższego szczebla OPL – czyli ręcznie odpalany Grom, opracowywany Piorun i przestarzałe zestawy artyleryjskie 2x23mm postawione pace przestarzałego Jelcza).
Program Wisła to przepłacony Patriot w nieistniejącej jeszcze wersji, z odległymi dostawami w odległej przyszłości. A program Narew… tu chyba nic kompletnie się nie dzieje.
Jeszcze jedna kwestia. Dlaczego zrezygnowanie z dostaw rosyjskich surowców energetycznych czyli przede wszystkim gazu określone jest jako „niezależność gazowa Polski i Ukrainy”? Czy należy to rozumieć, że oba te kraje będą zużywały swoje zasoby, którymi tak a propos nie dysponują?
W innym przypadku nie można mówić o niezależności lecz zależności od innego dostawcy czy dostawców. Założenie, że ci inni dostawcy czyli np. USA z droższym gazem LNG płynącym statkami z drugiego końca świata jest pewniejszym dostawcą niż sąsiednia Rosja oferująca gaz gazociągami jest dosyć ryzykownym założeniem szczególnie w dobie okładania przez USA sankcjami nawet własnych sojuszników.
Autor (co w sumie smutne ale jak pokazują fakty słuszne) przypisuje Polsce i Ukrainie rolę jedynie pionów USA całkowicie zamykających Rosji w ramach amerykańskiej globalnej polityki dostęp do swoich rynków i tranzytu surowców energetycznych na Zachód. Bo trudno dostrzec jakikolwiek interes w tego typu działaniach dla Polski i Ukrainy skutkujących m.in. utratą dochodów z tytułu opłat tranzytowych. Tym samym rola tych dwu państw zostaje sprowadzona do przedmiotów polityki międzynarodowej.
Biorąc tego typu analizy pod uwagę nie dziwi uniezależnianie się Europy Zachodniej od dostaw rosyjskich surowców przez teren Polski i Ukrainy i budowę gazociągów Nord Stream.
Tak co do broni atomowej i stref antydostępowych [antyrakiet] satelitów itd. Polecam: https://www.fronda.pl/a/polska-powinna-dazyc-do-pozyskania-bomby-atomowej-1,139862.html Ten tekst jest z 2014 – a idealnie wpasowuje się w debatę -geostrategiczną i przy okazji podpisania zakupu F-35 – i w ramach debaty o atomie – najpierw Hugh White w Polsce, potem wywiad Radziejewskeigo z Mersheimerem, a potem wywiad Żychowicza z Mersheimerem. Ten artykuł Gabriela Kayzera z 2014 – pod którym się podpisuję w całości – jest jasnym drogowskazem „co robić?”. Gdzie podstawa nie nie dawać się opętać obcej propagandzie sączącej „niemożność wszystkiego” i „wieczną” podrzędność i niemoc – to apel o wolę polityczną bez względu na Waszyngton czy innych graczy – o wolę polityczną i silnego polityka, który będzie patrzył długofalowo – i tylko na polską rację stanu. Z tej perspektywy jasny i logiczny wywód Kayzera wyjaśnia tak wielką gorliwość we wmawianiu Polakom „nic nie możecie” „jesteście do niczego” „macie się przykleić posłusznie i bezmyślnie do innych – tych zawsze mądrzejszych i silniejszych”. Niestety ta propaganda – nakierowana na maksymalne opóźnienie reakcji przez Polskę – działa dotąd skutecznie, a naród śpi i tylko myśli o konsumpcji albo medialnych „wydarzeniach” bez znaczenia. Dlatego proponuję po prostu wycinać wszelkie takie komentarze – i propagować tę metodę gdzie się da. Inaczej będziemy zalewani różnymi kłamstwami, półprawdami, niekończącymi się „rozważaniami” i „wątpliwościami” rzekomej „pluralistycznej” i „wolnej” dyskusji – polegającej w istocie na rozmywaniu istoty spraw strategicznych. I na maksymalnym opóźnianiu skutecznej reakcji – która moim zdaniem powinna nastąpić bezpośrednio w październiku 2018 – po Warsaw Security Forum 2018 – gdy gen. Ben Hodges w imieniu Pentagonu wprost jednoznacznie oznajmił bez owijania w bawełnę, że USA wyjdą z Europy na Pacyfik w 10 do max 15 lat. Od tego dnia licznik dla Polski odlicza wstecz jak zapalnik bomby – Rubikon decyzyjny został bezdyskusyjnie przekroczony – a żadnych decyzji – i to decyzji zasadniczych – nie ma. Gorzej – nie ma nawet dyskusji na ten temat zasadniczy – uzyskania JAK NAJSZYBCIEJ strategicznej suwerennej obrony Polski – w tym uzyskania strategicznego asymetrycznego odstraszania jądrowego. A ta dyskusja powinna być non-stop tematem priorytetowym nr 1 – a za nim długo, długo nic…
W tych analizach dotyczących Rosji ciągle brakuje mi cichego bohatera – czyli Niemiec ( po części także Francji i Włoch) Bez wsparcia (i) kasy od nich Rosja jedynie wybór miedzy tragicznie nie zbilansowanym handlem z Chinami i równie nie bilansującym się z USA. A rywalizacja na morzach północnych wymaga dużo pieniędzy i technologii
(…)Do tego właśnie czasu, rząd w Warszawie planuje ukończyć projekt Baltic Pipe, co pozwoli bądź to wynegocjować znacznie lepsze warunki z Rosjanami, lub też całkowicie uniezależnić się od ich gazu i ograniczyć transfer tego surowca na zachód.(…)
Kształt harmonogramu budowy Baltic Pipe wskazuje na brak determinacji…
(…)Rosjanie posiadają tutaj jedną z nielicznych przewag. Amerykańska strefa wpływów przesunęła się bowiem tak mocno na wschód, iż Rosjanie nie mają problemu ze stworzeniem zagrożenia militarnego dla wysuniętych członków NATO. Takich jak państwa bałtyckie, które stanowią niejako piętę achillesową Paktu Północnoatlantyckiego. Co zawsze podkreślam, nie chodzi tutaj o to, by dokonywać inwazji na państwa NATO.(…)
W tym wypadku jednak Rosja ma jednak interes, żeby tą inwazję przeprowadzić. Bez ich wybrzeża Flota Bałtycka to gorzej niż kamieni kupa.
(…)Zreformowali armię, ustabilizowali sytuację w Donbasie i w najgorszym scenariuszu wciąż mają zasłonę w postaci nurtu Dniepru.(…)
A po co Rosjanie mieliby ruszać na tereny między Rumunią, a Białorusią? Jedyne co tam widzę godnego uwagi to Czarnobyl, ale ten aktyw ma raczej wartość ujemną.
Trafna analiza w jaki sposób Rosja zaatakuje Ukrainę.