Odpowiedź na tytułowe pytanie jest prosta. Czołgi Kremla ruszą w kierunku Kijowa tylko w sytuacji, gdy Moskwa straci możliwość użycia innych argumentów w negocjacjach z USA. Co to za negocjacje i kiedy ów moment nastąpi?
O co chodzi w sporze pomiędzy USA – Rosja?
To zagadnienie wymaga nakreślenia.
Sprawa ciągnie się tak na prawdę jeszcze od 2000 roku, kiedy to po totalnej dewastacji światowego mocarstwa, jakim z pewnością było ZSRR, władzę w Rosji przejął Władimir Władimirowicz Putin. Były funkcjonariusz KGB zastał państwo w totalnej rozsypce. Ponadto, jeśli chodzi o arenę międzynarodową, to postanowienia jałtańskie z 1945 roku stały się nieaktualne. Rosja utraciła formalną kontrolę nad całą Europą Środkową oraz nad państwami bałkańskimi. Dlatego pomiędzy USA i Rosją szybko ustanowiono nowy nieformalny podział tej części globu z jednoczesnym zapewnieniem, że tzw. strefa buforowa (m.in. terytorium Polski) zostanie rozbrojona i nie będą w niej stacjonować siły NATO. Do pewnego momentu te ustalenia były respektowane przez obie strony. Rozbrajanie armii państw europy centralnej było aż nazbyt widoczne. Dbali o to kolejni ministrowie obrony, kolejnych demokratycznych już rządów w poszczególnych państwach regionu. Co bardzo istotne, to położone na wschód od w/w strefy buforowej: Białoruś i Ukraina miały pozostać całkowicie podległe Moskwie.
Historia najnowsza stosunków pomiędzy USA i Rosją, które miały ogromny wpływ na państwa europy środkowej, nie zakończyła się na w/w nieoficjalnym porozumieniu. Przez kolejne lata dochodziło do napięć i odprężeń. Wystarczy przypomnieć zapowiedź byłego prezydenta Stanów Zjednoczonym Baracka Husseina Obamy o zbudowaniu m.in. na terytorium Polski tzw. tarczy antyrakietowej. Taki ruch niechybnie zapowiadał pogwałcenie przez Washington umowy z Kremlem, jednakże na skutek tzw. „resetu relacji” do takiego wydarzenia wówczas nie doszło.
I tutaj dochodzimy do wydarzeń znacznie bliższych czasowo. W 2010 roku państwa zachodnie zapoczątkowały proces tzw. Arabskiej Wiosny. W skrócie pisząc – postanowiono obalić rządy państw Afryki Północnej i niektórych państw z Bliskiego Wschodu. Ponieważ „wprowadzanie demokracji” szło nad wyraz sprawnie, Barack Obama zadecydował o obaleniu Baszszara al-Asada w Syrii. Jak się okazało, był to o jeden krok za daleko dla Władimira Putina. Najwyraźniej panowie nie umawiali się wcześniej na taki scenariusz, a Kreml potraktował sprawę bardzo poważnie. Nic zresztą dziwnego, ponieważ to przez Syrię biegnie szlak, na którym można zbudować gazo i ropociągi do Europy. Powstanie takiej sieci stanowiłoby ogromne uderzenie w rosyjską gospodarkę. Kontrola Kremla nad Damaszkiem to dla Rosji kluczowa kwestia na Bliskim Wschodzie (nie tylko zresztą z tego powodu).
Jawne weto Moskwy oraz jej wparcie dla syryjskiego dyktatora, uniemożliwiły dokonanie szybkiego przewrotu w Syrii. Można się domyślać, że to bardzo mocno rozjuszyło ekipę z Białego Domu. Na tyle, że podjęto decyzję o sfinansowaniu przewrotu nigdzie indziej, jak na podległej Kremlowi, Ukrainie. I tak kolejne umowy pomiędzy Rosją i USA zostały złamane.
Tym samym od 2014 roku w stosunkach pomiędzy USA i Rosją nie istnieje już żadne formalne lub nieformalne porozumienie dotyczące podziału stref wpływów w Europie Centralnej i Wschodniej. Amerykanie budują na terytorium Polski i Ukrainy tarczę antyrakietową, wprowadzili rotacyjną obecność wojskową w byłej strefie buforowej, a także zaatakowali Rosję gospodarczo poprzez wprowadzenie sankcji.
W tej chwili mamy do czynienia z sytuacją, w której dwa potężne militarnie państwa nie uregulowały pomiędzy sobą podstawowych kwestii tj. gdzie kończy i zaczyna się czyje „podwórko”. To dlatego Władimir Putin jawnie nawołuje do zorganizowania tzw. Drugiej Jałty. Rosja chce przetasowania i ponownego rozdania kart. Problem w tym, że USA nie uważają, by Kreml był dość silny, by zasiadać przy stoliku z grą, jako osoba rozgrywająca.
Powody, dla których pomimo ustania Zimnej Wojny i wcześniejszych wspólnych ustaleń dotyczących nowego podziału stref wpływów m.in. w Europie Centralnej, Washington zdecydował się na kontynuację procederu „demokratyzowania Świata” i spychania rosyjskiego niedźwiedzia w daleki kąt na arenie międzynarodowej, opiszę w innym artykule.
Na potrzeby omówienia tytułowego zagadnienia jedno jest niezwykle istotne. W czasie aktualnego konfliktu pomiędzy USA i Rosją, Rosjanie zamierzają wynegocjować sobie nowy układ, tzw. Drugą Jałtę na warunkach, które by ich zadowoliły (najprawdopodobniej jest to powrót do status quo sprzed rewolucji syryjskiej i Majdanu). Stany Zjednoczone Ameryki chcą natomiast zmusić Kreml do opowiedzenia się po ich stronie, w przyszłej walce o dominację światową z Chinami. Na co Władimir Putin, jak na razie, nie chce się zgodzić. Perspektywa wzięcia udziału w projekcie nowego Jedwabnego Szlaku jest nad wyraz kusząca. Przecież lepiej jest kontrolować na swoim terytorium handel pomiędzy Europą (głównie Berlinem i Paryżem), a Chinami, inkasując z tego spore zyski, niż przyjąć rolę amerykańskiego prokurenta w sporze przeciwko ponad miliardowym narodem o ogromnym potencjale gospodarczym.
Kiedy Rosja zaatakuje Ukrainę?
USA zrobiły już wiele, by przyprzeć Rosję do muru. Obniżka cen na rynku ropy, sankcje, wywołanie konfliktu pod bokiem Moskwy (Ukraina), atak na sojuszników Rosji (Syria). Kreml byłby tego wszystkiego już dawno nie wytrzymał, gdyby nie pomoc. Ratunek przyszedł właśnie ze strony Chińskiej Republiki Ludowej, która szybko odczytała, w co grają Stany Zjednoczone. Wróg mojego wroga, jest moim sojusznikiem. Chiny wykorzystały nadarzającą się okazję i za wysoką cenę zdecydowały się na zacieśnienie współpracy z Rosją. Dla Putina warunki, na jakich pozyskał finansowanie z Pekinu, były z pewnością trudne do przełknięcia (o tym być może kiedy indziej). Jednak nie miał innego wyjścia.
I tutaj dochodzimy do sedna problemu. Chiny są obecnie ostatnią deską ratunku dla Rosji. W Pekinie o tym wiedzą i dlatego udzielili pomocy na bardzo korzystnych dla siebie warunkach. W Moskwie również są tego świadomi, dlatego Putin zapłacił cenę za chińską przyjaźń. Ale i w Washingtonie głupi przecież nie rządzą…
W tej gmatwaninie wzajemnych żądań i oczekiwań pomiędzy Chinami, Rosją a USA, w tej chwili to USA występują przeciwko pozostałej parze. Znaleźli się więc w bardzo trudnej sytuacji geopolitycznej, zwłaszcza, iż Stany Zjednoczone z każdym dniem tracą na potędze (tak jak Rosja) w przeciwieństwie do Chin.
Chiny będąc w najbardziej korzystnej sytuacji, po ograniu zdesperowanej Rosji, najwyraźniej teraz zamierzają ugrać coś w rozgrywce z USA. Stąd też ich silne wsparcie dla poczynań Kim Dzong Una (o czym pisałem wcześniej tutaj i tutaj).
W mojej opinii ta z kolei gra toczy się o Tajwan, co tłumaczyłem już wcześniej.
I teraz zmierzając w prostej linii do kluczowego zagadnienia.
Kiedy Rosja zaatakuje Ukrainę?
Kiedy straci wszelkie atuty. Kiedy straci wsparcie z Chin. Czy i kiedy to nastąpi? Tego możemy dowiedzieć się niebawem, bowiem w sprawie dealu Xi – Trump wyłożenie kart już nastąpiło i USA mogą stanąć w końcu przed trudnym wyborem. Albo wojna z Koreą Północną, albo poddanie Tajwanu (okazanie słabości w regionie), w zamian za co Pekin rozwiąże problem w Pjongjangu.
Oczywiście byłaby to dyplomatyczna, upokarzająca klęska Washingtonu, na co Amerykanie nigdy by się nie zgodzili… Chyba, że… Chińczycy w zamian zgodziliby się opuścić swojego partnera – Rosję. Być może też musieliby się zgodzić na zjednoczenie obu Korei, co byłoby przeprowadzane pod wspólną kontrolą USA i Chin.
Takie warunki umożliwiłyby win – win situation. Przynajmniej wizerunkowo. Bowiem jeśli USA myślą o utrzymaniu dominacji nad światem, to taki deal wzmocniłby ich najgroźniejszego konkurenta.
Z powyższego klarują się dwa możliwe scenariusze.
- Atak USA na Koreę Północną i prawdopodobnie wojna z użyciem broni jądrowej.
- Odwrócenie sojuszy (co już raz USA zrobiło) czyli deal Xi – Trump, a w następstwie opuszczenie Rosji przez Chiny.
Drugi scenariusz oznacza całkowite zapędzenie rosyjskiego niedźwiedzia w kozi róg. Co w takiej sytuacji będzie mógł zrobić Władimir Władimirowicz Putin? Skapitulować, lub użyć ostatecznego argumentu w postaci ofensywy na Ukrainę w celu zdobycia Kijowa. Ponowne opanowanie Ukrainy jest dla Rosji kluczowe dla gospodarczego przetrwania Rosji. Zawsze tak było i nic w tej kwestii do dziś się nie zmieniło.
Jeśli Rosja podda się, rezygnując z :
- Syrii (przyszła utrata monopolu na sprzedaż gazu i ropy do Europy),
- Ukrainy (utrata zasobów naturalnych, portu na Krymie, a tym samym znaczna utrata dostępu do Morza Czarnego),
- być może nawet Białorusi (co sprawi, że tzw. „brama smoleńska” nie będzie kontrolowana przez Rosję, a Moskwa będzie stale zagrożona)
wówczas jej los zostanie przypieczętowany. Stanie się podrzędnym, zależnym od innych państewkiem, które z czasem się wyludni. To będzie koniec Rosji. Koniec Moskwy. Koniec Kremla.
Pytanie brzmi, czy USA pozwoli Rosji zachować wpływy na Ukrainie i w Syrii w zamian za pomoc w walce z Chinami? I czy Putin zgodzi się wówczas przystąpić do antychińskiej koalicji? (A przecież jest to ogromne ryzyko, bowiem to Rosja, a nie USA graniczy z Chinami, a konfrontacja USA & Rosja vs Chiny wcale nie musi się skończyć porażką Pekinu).
Czy ofensywa Rosji na Ukrainę jest możliwa? Myślę, że niniejszy artykuł w gruncie rzeczy odpowiada na to pytanie. Kiedy to się stanie? Biorąc pod uwagę szybkość rozwoju wypadków w kontekście problemu północnokoreańskiego, być może już w 2018 roku. Przecież napięcie na linii Pjongjang – Washington sięgnęło niemal zenitu. To oznacza, że decyzja Trumpa w sprawie wojny/układu w tej sprawie jest coraz bliższa.
Krzysztof Wojczal
geopolityka, polityka, gospodarka, podatki – blog