Czy Rosja dokona inwazji na Ukrainę i jak może ona przebiegać? [ANALIZA]

Kup ebook lub zamów egzemplarz książki z dodruku (pierwszy nakład został wyczerpany):

TRZECIA DEKADA. Świat dziś i za 10 lat

 

Na dzień 5 lutego, odgłos wojennego werbla wydaje się być dobrze słyszalny. Rosjanie od miesięcy mobilizują siły przy granicy z Ukrainą. Od kilku tygodni obserwowany jest również przerzut rosyjskich sił na Białoruś, co ma mieć oficjalnie związek z nagle ogłoszonymi przez Aleksandra Łukaszenkę manewrami wojskowymi. Przemieszczane są ponadto jednostki desantowe Floty Bałtyckiej w kierunku Morza Czarnego. Siły lotnicze dokonują przebazowań w pobliże potencjalnego rejonu wojny. W odpowiedzi brytyjskie lotnictwo rozpoczęło intensywne kursy pomiędzy Anglią a Ukrainą, dostarczając do Kijowa broń przeciwpancerną. W Kijowie wylądowały również niewielkie oddziały specjalne ze Zjednoczonego Królestwa i Kanady. Ponadto 20 stycznia Stany Zjednoczone wyraziły zgodę na przekazanie przez państwa bałtyckie na rzecz Ukrainy zakupionych wcześniej amerykańskich wyrzutni przeciwpancernych javelin. Pojawiła się również informacja, że z amerykańskich portów wojennych wypłynęło ponad 20 okrętów US Navy. Hiszpanie zaproponowali przemieszczenie myśliwców do Bułgarii oraz części okrętów na Morze Czarne, gdzie u boku Brytyjczyków mogliby wspierać Ukrainę od strony wybrzeża. Również Holendrzy zapowiedzieli wysłanie pary F-35 do Bułgarii. Duńczycy ogłosili dołączenie do działań NATO na Bałtyku, a jednocześnie zapowiedzieli finansowe wsparcie dla Ukrainy. Czesi z kolei dostarczą amunicję, podobnie zresztą jak Polska, która dorzuci do tego najnowsze ręczne wyrzutnie przeciwlotnicze z pociskami Piorun, moździerze i ręczne granatniki.  Z kolei francuska i włoska marynarka wojenna u boku US Navy przeprowadzą manewry na wschodniej części Morza Śródziemnego. Niewątpliwie zarówno Federacja Rosyjska jak i NATO dokonują demonstracji sił.

Wszystkie te działania wpisane są niejako w szersze, zwiastujące eskalację napięcia tło polityczne. Władimir Putin 17 grudnia 2021 roku wystosował wobec NATO i USA żądania, których strona zachodnia przyjąć nie mogła. Tak więc wyglądało to raczej na chęć uzyskania pretekstu przez władze z Kremla oraz możliwości obarczania strony zachodniej winą za zaistniałą sytuację. Mediacje toczone już od trzech tygodni rzeczywiście nie przyniosły żadnych istotnych rezultatów. Strona amerykańska jak i NATO w sposób stanowczy odrzuciły możliwość porozumienia na warunkach narzuconych przez Kreml. Od tego momentu wydarzenia wyraźnie przyśpieszyły.

Rosja grozi – dlaczego teraz?

Czy to wszystko oznacza, że Federacja Rosyjska uderzy w najbliższych dniach na Ukrainę? Paradoksalnie, istnieje wiele przesłanek za tym by stwierdzić, że to jeszcze nie jest ten moment. Choć rzeczywiście rok 2022 jest być może ostatnim, w którym Rosjanie mogą czuć się tak silni, stąd tak ostra retoryka i działania. Czytelników mojego bloga nie powinno to dziwić. Od 2018 roku pisałem w wielu tekstach o tym, że punktem kulminacyjnym w spięciu pomiędzy Rosją a Stanami Zjednoczonymi będzie wojna na Ukrainie, która to teza znalazła się m.in. w:

W ww. opracowaniach wyjaśniałem dlaczego uważam, że scenariusz – który już się realizuje dokładnie wg tego co opisałem – jest tym najbardziej prawdopodobnym. Mało tego sam wskazywałem dlaczego uważam, że to właśnie przed końcem roku 2022 Federacja Rosyjska podejmie bardzo stanowczą i ostrą grę o swoją pozycję w międzynarodowym układzie sił.

W skrócie, z perspektywy gospodarczej i politycznej, jest to ostatni rok w którym władze z Kremla będą miały bardzo silną pozycję negocjacyjną zwłaszcza w kontekście surowców energetycznych. Bowiem lada moment Polska wybuduje Baltic Pipe i rozbuduje terminal LNG w Świnoujściu. Jeśli będzie trzeba, możliwe będzie również wynajęcie pływającego terminalu LNG, który stacjonowałby w Gdańsku (co zresztą jest już kalkulowane przez rząd). Pozwoli to uniezależnić od rosyjskiego gazu ziemnego nie tylko Polskę, ale i także inne państwa regionu tj. Litwę, Łotwę, Estonię a nawet Finlandię (uwzględniając terminal LNG w Kłajpedzie, oraz fakt, że pod koniec 2021 roku skończono interkonektor gazowy Polska-Litwa dla gazociągu Finlandia-Bałtowie-Polska). Tak wiec Rosja straci możliwość szantażu gazowego wobec ościennych państw NATO, a może i nawet Ukrainy (jeśli zostanie skończona rozbudowa  połączenia Polska-Ukraina). Już teraz PGNiG zamówił dostawę LNG dla Ukrainy.

Powodów jest więcej. Na rok 2021 przypadł również szczyt wydobycia ropy naftowej w Rosji. Od teraz produkcja czarnego złota będzie już tylko spadać z uwagi na wyczerpujące się rosyjskie złoża (te już eksploatowane i łatwo dostępne). Do 2035 roku poziom wydobycia ropy w Federacji Rosyjskiej może spaść nawet o połowę! Jest to tym bardziej prawdopodobne, że Rosjanie nie dysponują technologiami niezbędnymi do rozpoczęcia eksploatacji złóż położonych na dalekiej północy (rejon okołoarktyczny). Podobne przeszkody występują w przypadku wydobycia gazu. Co opisywałem w książce: „Trzecia Dekada. Świat dziś i za 10 lat”.

Oprócz tego Rosjanie borykają się z problemami: demograficznym, sanitarnym, ekonomiczno-gospodarczym (sankcje), finansowym (słaba waluta), spójności państwa oraz dużej nierówności pomiędzy jego regionami, a nade wszystko: zapóźnieniem technologicznym. To ostatnie objawia się nie tylko w sektorze wydobywczym, czy też w gospodarce, ale również ma ogromny wpływ na proces modernizacyjny sił zbrojnych. Katastrofalnie – jeśli chodzi o wprowadzanie nowych maszyn i zastępowanie starych – wygląda w tym kontekście kwestia lotnictwa. Ponadto brak wystarczających środków finansowych nie pozwala na utrzymanie potencjału marynarki wojennej.

Z tych wszystkich przyczyn czas gra na niekorzyść Federacji Rosyjskiej, o czym Stany Zjednoczone dobrze wiedzą. Wg amerykańskich szacunków, już w latach 30-tych Rosja będzie ledwie stać na nogach i nie będzie w stanie zagrażać Waszyngtonowi.

Władze z Kremla również są tego wszystkiego świadome. Dlatego już od początku 2020 roku rozpoczęły przygotowania pod decydujące starcie z Waszyngtonem i moment, w którym jedna ze stron będzie musiała skapitulować. Dotychczas Władimir Putin miał jeszcze nadzieję, że uda mu się osiągnąć porozumienie z USA bez używania gróźb ostatecznych. Cały okres prezydentury Donalda Trumpa był jednym wielkim czekaniem na zwrot w relacjach i zawarcie wielkiego dealu. Różni polscy komentatorzy prześcigali się w wymyślaniu coraz to nowych nazw dla porozumienia, które miało zostać lada moment zawarte. „Druga Jałta”, „nowy reset” czy też „odwrócony Nixon” – dziś te zwroty stały się nieaktualne, choć jeszcze na początku prezydentury Joe Bidena wciąż były bardzo popularne.

Niemniej nic takiego się nie wydarzyło. Dlatego zniecierpliwiony Putin w pierwszej kolejności przycisnął Aleksandra Łukaszenkę, odcinając go od gazu, ropy, a następnie rozegrał na swoją korzyść kwestię protestów na Białorusi. Po odzyskaniu kontroli nad Mińskiem, przyszedł czas na wojnę hybrydową z Litwą i Polską (kryzys migracyjny). W końcu otwarte groźby skierowano przeciwko Ukrainie. Bez podporządkowania sobie Łukaszenki, te ostatnie działania nie byłyby możliwe.

Tak więc włodarze z Kremla dopiero od niedawna zabezpieczyli sobie możliwość niejako okrążenia Ukrainy (flankując Kijów również z północy – od strony Białorusi). Moskwa dosłownie w ostatnim momencie zadbała o to, by w latach 2021-2022 mogła jednocześnie szantażować Europę pod względem energetycznym i grozić Ukrainie w sferze militarnej. Nadchodzący rok będzie okresem twardych „negocjacji”, bowiem Rosjanie mają w rękach wszelkie możliwe karty jakie mogli zgromadzić. Z każdym kolejnym latem ich znaczenie będzie spadać, aż zostaną same blotki.

Taktycznie, to najlepszy moment na uderzenie militarne

Należy ponadto zauważyć, że w obecnej sytuacji Rosjanie nadają ton wydarzeniom. Mobilizują spore siły na granicy z Ukrainą, również przerzucając wojsko na Białoruś. Przy czym należy pamiętać, że „ćwiczenia” przerzutu wojska na granicę z Ukrainą odbywały się już zarówno wiosną jak i jesienią 2021 roku. Pojawiały się wówczas wątpliwości, czy wszyscy żołnierze wracają później do jednostek macierzystych. Ponieważ część sprzętu wojskowego pozostała w rejonie manewrów – a więc w okolicy granicy z Ukrainą.

Tym razem skala przerzutu wojska wydaje się być znacznie szersza i obejmuje dodatkowo białoruski kierunek. Jednocześnie ściągane są na Morze Czarne jednostki, które mogłyby wesprzeć działania morskie i desantowe. Z obserwacji wynika, że Rosjanie podciągają logistykę, a ponadto ogłosili tajną mobilizację.

Szacuje się, że już zgromadzone siły Federacji Rosyjskiej (ponad 100 tys. ludzi?) są wciąż zbyt skromne by mogły przeprowadzić skondensowane uderzenie na szykującą się do obrony Ukrainę, która posiada ponad 200 tys. armię. Problem w tym, że nikt tak naprawdę nie wie, jaki dokładnie potencjał został zmobilizowany, a przecież przerzut wojsk się jeszcze nie skończył. Przy tego rodzaju intensywności,  Rosjanie mogą szybko zwiększyć potęgę militarną stacjonującą w rejonie ukraińskiej granicy. Zwłaszcza, że wygląda na to, że w pierwszej kolejności ściągnęli jednostki z drugiego końca kraju, a przerzut całej 1 Gwardyjskiej Armii Pancernej spod Moskwy trwałby znacznie krócej (a wszystko wskazuje na to, że przynajmniej część sił – jak 4 dyw. Panc. już zmienia swoją dyslokację). Podsumowując, za np. dwa tygodnie może okazać się, że proporcja sił będzie znacznie mniej korzystna dla Ukrainy. Zwłaszcza na wybranych odcinkach.

Ponadto Rosjanie – jako strona ofensywna – mogą wybrać moment, miejsce oraz skalę ataku. Tym samym będą mieli duży wpływ na warunki ewentualnego konfliktu, jego przebieg oraz intensywność. Ukraińcy natomiast – mimo sporej liczebności w armii – muszą bronić w zasadzie czterech kierunków. Wschodniego, czyli granicy z Rosją. Północnego – granicy z Białorusią. Południowego – w kontekście obrony wybrzeża (rejon Odessy, ale także Berdiańska i Mariupola nad Morzem Azowskim), jak również kontrolowania półwyspu krymskiego. Wreszcie – o czym część komentatorów zapomina – służby ukraińskie muszą pilnować na południowym zachodzie granicy z pro-rosyjskim Naddniestrzem skąd mogą przenikać na terytorium Ukrainy bojówki dywersyjne. W konsekwencji ukraińska armia nie może skoncentrować się na zagrożeniu z jednego kierunku, tylko musi rozproszyć swoją uwagę oraz siły w zasadzie na ¾ długości swoich granic. Te liczą sobie łącznie ponad 7 tysięcy km, z czego zaledwie 1,9 tys. to granice z neutralnymi lub przyjaznymi: Polską, Rumunią, Mołdawią, Węgrami i Słowacją. Pocieszeniem jest fakt, że długa na ponad tysiąc kilometrów granica z Białorusią przebiega w większości przez poleskie bagna. Co kanalizowałoby ewentualny ruch przeciwników do zaledwie kilku „przepraw”. Niemniej, niemożliwym z kolei jest rozciągnięcie kontroli nad tym odcinkiem granicy w taki sposób, by uniemożliwić przedostanie się przez nią – w sposób niezauważony – grup dywersyjnych.

Tak więc sytuacja Ukrainy wcale nie jest tak komfortowa jak mogłoby to wynikać tylko z suchego porównania sił zgromadzonych przez obie strony (zakładając, że prawidłowo oceniamy wielkość rosyjskiego potencjału). Nadto, należy pamiętać że Rosjanie niemal natychmiast mogliby uzyskać miażdżącą przewagę w powietrzu, co już od czasów II Wojny Światowej zawsze miało ogromny wpływ na przebieg i losy kampanii lądowych.

Należy również pamiętać, że z perspektywy Rosjan, im dłużej będą czekać z ewentualną decyzją na atak, tym Ukraińcy będą się mogli lepiej do niego przygotować. Wystarczy porównać jak wielki progres został dokonany w ukraińskiej armii pomiędzy 2014 a 2021 rokiem. Dodać do tego należy finansowanie ze strony USA oraz innych państw NATO, a także dostawy uzbrojenia z zachodu. Tym samym każdy kolejny rok zwłoki, będzie minimalizował rosyjskie szanse na militarne złamanie Ukrainy. Nadto Rosjanie wciąż mają możliwość szantażu wobec Kijowa w kontekście dostaw gazu, co może w krótkim czasie się zmienić.

Nie można ponadto pominąć ewentualnej roli NATO w potencjalnym konflikcie. O ile wydaje się, że na ten moment, Pakt Północnoatlantycki został niejako złapany bez spodni, o tyle sytuacja ta może się już więcej nie powtórzyć. Innymi słowy, gdyby Rosjanie nie zdecydowali się na inwazję teraz, to później musieliby kalkulować, że NATO może być znacznie lepiej przygotowane do podobnej sytuacji. I może zawczasu uszykować ewentualną odpowiedź lub nawet bezpośrednie wsparcie dla Ukrainy. To znacznie komplikowałoby, a może i nawet uniemożliwiałoby Rosjanom użycie siłowej opcji do rozstrzygnięcia o losie Ukrainy i jej przynależności do moskiewskiej strefy wpływów.

Należy pamiętać o tym, że aktualnie armia Federacji Rosyjskiej osiągnęła prawdopodobnie swój szczytowy potencjał militarny (na skutek prowadzonych od lat modernizacji i reform Szojgu), tymczasem wiele państw NATO (zwłaszcza w Europie) dopiero rozpoczęło programy wzmacniania potencjału sił zbrojnych. 

Państwa NATO położone na tzw. wschodniej flance tj.: Polska, Rumunia i państwa bałtyckie są w trakcie realizacji ambitnych planów zwiększania i modernizacji armii. W przypadku np. Polski, już w tym roku armia powinna otrzymać pierwsze zestawy Patriot, a także czołgi M1A2 Ambrams. Biorąc pod uwagę już złożone zamówienia, a także plany zbrojeniowe, potencjał NATO na wschodzie będzie w kolejnych latach rósł bardzo szybko. Co zwiększy nawet polityczne pole manewru tak całego NATO jak i samego Waszyngtonu. Niezależnie od tego, państwa zachodnie (tj. Zjednoczone Królestwo, czy choćby Francja) a także Skandynawia (Szwecja, Norwegia, Finlandia i Dania) wzmacniają swoje armie przygotowując je do ewentualnych działań zbrojnych. Co dodatkowo działa na niekorzyść Federacji Rosyjskiej.

Dlaczego więc Władimir Putin miałby nie podejmować decyzji o ataku jeszcze tej zimy?

Polityczne  harakiri – spalenie mostu łączącego z Chinami

Wywołanie przez Federację Rosyjską kolejnej wojny w Europie (choćby tylko przeciw samotnej Ukrainie) byłoby czynnikiem, który doszczętnie zdewastowałby wizerunek władz z Kremla. Tak w oczach szeroko rozumianego zachodu, jak i wschodu. Może się wydawać, że dla Moskwy kwestie wizerunkowe są trzeciorzędne, a rosyjskim decydentom przede wszystkim zależy na osiąganiu celów. A takim jest choćby „przywrócenie” Ukrainy do rosyjskiej strefy wpływów. Niemniej, w tym konkretnym przypadku kwestie wizerunkowe mogą mieć ogromny wpływ na inny cel Władimira Putina, a tj. porozumienie z zachodem w zamiarem pozyskania technologii oraz kapitału, które pozwoliłyby nie tylko przetrwać nadchodzące trudne czasy, ale i być może się rozwinąć. W tym kontekście, Rosja jako europejski wichrzyciel i agresor całkowicie pozbawiłaby swoich potencjalnych partnerów (jak np. Niemcy) jakichkolwiek argumentów, które mogłyby posłużyć do przekonywania, że z Moskwą warto się porozumieć. Ponadto negatywny wydźwięk społeczny mógłby związać ręce zachodnio-europejskim politykom, którzy w obawie przed porażką wyborczą, nie chcieliby podejmować jakichkolwiek działań korzystnych dla Federacji Rosyjskiej.

Wojna z Ukrainą musiałaby wzbudzić sprzeciw również w Państwie Środka. Chińczykom zależy na utrzymaniu jak największej ilości lądowych połączeń komunikacyjnych z Europą. Konflikt na wschodzie tegoż kontynentu mógłby kompletnie przerwać łańcuchy dostaw – i to nie wiadomo na jak długi okres. Jednocześnie rosyjska otwarta inwazja na państwo trzecie byłaby dla Pekinu dowodem na to, że Rosjanom nie można ufać, a już z pewnością nie należy ich wspierać lub wzmacniać. Nawet przeciwko Stanom Zjednoczonym. Patrząc z perspektywy Chińczyków, gdyby Rosjanie wygrali wojnę na wschodzie Europy, oznaczałoby to również gotowość do militarnych rozwiązań w kwestii podporządkowania np. Azji Centralnej. Czyli regionu kluczowego dla Chin, skąd te importują ogromne ilości gazu ziemnego poprzez zbudowany niedawno gazociąg Azja Centralna-Chiny. Innymi słowy, Chińczycy będą grali przeciwko Rosji gdyby ta zdecydowała się na inwazję. Nawet jeśli wcześniej, władze z Pekinu będą okazywały wsparcie dla Moskwy. Należy ponadto pamiętać, że Państwo Środka może przyjąć taktykę polegającą na zachęcaniu wręcz włodarzy z Kremla do starcia z NATO. Bowiem z perspektywy Chin, konflikt taki osłabiłby chińskich konkurentów, dając jednocześnie Pekinowi czas niezbędny do pokojowego rozwoju wewnętrznego państwa i budowy klasy średniej. Im większy Rosjanie będą stanowili problem dla USA, tym lepiej dla Chin. Jednak w sytuacji, w której doszłoby do wojny na Ukrainie,  z przyczyn opisanych powyżej, Chińczycy natychmiast zmieniliby fronty. Pamiętać bowiem należy, że to Federacja Rosyjska graniczy z Chinami (a nie USA) i to interesy rosyjskie są sprzeczne z chińskimi (m.in. w Azji Centralnej). Na klęsce Rosji, Chiny mogłyby wzbogacić najbardziej. Pekin mógłby wówczas łatwiej przejąć wpływy w Azji Centralnej, a jednocześnie ugrać dla siebie korzystne gwarancje od USA (w zamian za „opuszczenie Rosji”).

W konsekwencji wojna z Ukrainą nie tylko utrudniłaby (a może nawet uniemożliwiłaby) Rosji w zawarciu dealu z Unią Europejską, Stanami Zjednoczonymi lub zachodem jako takim, ale i ustawiłaby we wrogiej pozycji także Chiny.

Tego rodzaju negatywne efekty mają charakter zniechęcający, jeśli chodzi o podjęcie decyzji o ataku Ukrainy. Z drugiej strony, wciąż istnieją pozytywne przesłanki do tego, by władze z Kremla mogły mieć nadzieję na porozumienie z zachodem bez potrzeby ponoszenia kosztów wojny.

Gazociąg Nord Stream II został fizycznie ukończony, a jego uruchomienie wydaje się być zależne tylko od politycznej decyzji. Niemcy wciąż sprawiają wrażenie zainteresowanych strategicznym partnerstwem z Rosją. I starają się nie działać przeciwko Rosji. Świadczą o tym m.in. odmowy w sprawie eksportu uzbrojenia na Ukrainę czy wcześniejsza zgoda na ukończenie Nord Stream II. Warto w tym kontekście wysłuchać słów byłego już (podał się do dymisji po tej wypowiedzi) głównodowodzącego niemiecką flotą wiceadmirała Schönbacha, który powiedział na głos to, co chyba wszyscy niemieccy decydenci rzeczywiście myślą:

https://twitter.com/visegrad24/status/1484840509277450240

Wydaje się, że Francja również nie miałaby nic przeciwko osi Paryż-Berlin-Moskwa, gdyby takowa mogła powstać. Największą przeszkodą do tego są Stany Zjednoczone, a te chętnie pozyskałyby Rosję jako sojusznika do starcia przeciwko Chinom. Tak więc, gdyby Władimirowi Putinowi udało się oszukać Waszyngton i przekonać Amerykanów do tego, że władze z Kremla takim sojusznikiem zostaną, wówczas Moskwa mogłaby uzyskać dla siebie oczekiwane korzyści. Rosyjscy decydenci z pewnością jeszcze na to liczą.

Śmierć przez zagłodzenie

Kwestie wizerunkowo-polityczne oczywiście są istotne, jednak to, co z pewnością stanowi czynnik odstraszający dla Federacji Rosyjskiej to możliwość kompletnego odcięcia jej od rynku światowego. Dla przykładu wykluczenie z systemu SWIFT – który to temat pojawił się nawet w przestrzeni publicznej – byłoby katastrofalne dla Rosjan. Ponieważ de facto odcięłoby ich od możliwości odbierania zapłat za sprzedawane surowce. A przynajmniej od przelewów dokonywanych drogą elektroniczną. Natomiast przy tak wielkim wolumenie sprzedaży gazu i ropy oraz olbrzymich kwotach transakcji, niemożliwością byłoby odbieranie płatności np. w gotówce czy nawet złocie.

Czy Stany Zjednoczone byłyby gotowe na tak drastyczny krok? Z punktu widzenia Europejczyków byłby to ogromny problem, ponieważ z dnia na dzień musieliby znaleźć alternatywne dla rosyjskich źródła dostaw gazu i ropy naftowej. Jednak dla samych Amerykanów, z ekonomicznego punktu widzenia, odcięcie Rosji od SWIFT nie niosłoby tak doniosłych konsekwencji. Stany Zjednoczone są samowystarczalne energetycznie i ani w tym, ani w innym zakresie nie potrzebują handlować z Federacją Rosyjską. Ratunkiem dla Rosjan mogliby okazać się Chińczycy (którzy importują sporo rosyjskiej ropy naftowej), jednak nawet z ich punktu widzenia wykluczenie płatności dokonywanej za pośrednictwem banków byłoby problematyczne. Warto ponadto pamiętać, że Rosjanie przyjmują w rozliczeniu z Pekinem juany a nie dolary. Co za tym idzie, w praktyce Rosja może wydawać tak zarobioną gotówkę tylko i wyłącznie w Państwie Środka. Co w przypadku odcięcia zachodniego kierunku eksportu, w sposób drastyczny uzależniłoby Moskwę od gospodarki i politycznej woli strony chińskiej.

Czy tego rodzaju ekonomiczna bomba atomowa mogłaby zachwiać Federacją Rosyjską? Z pewnością. Czy Amerykanie byliby gotowi jej użyć? Tego nie wiadomo. I właśnie tej niewiedzy mogą obawiać się ludzie z Kremla. Po co mieliby sprawdzać determinację Waszyngtonu w tym zakresie wywołując wojnę z Ukrainą?

Do tego należy pamiętać o tym, że Stany Zjednoczone mogą użyć wielu innych, mniej drastycznych środków, które uderzą w Federację Rosyjską. Dzięki licznym wpływom oraz lewarom na państwa UE, Amerykanie mogliby nacisnąć na zachód Europy w taki sposób, by zminimalizować rosyjskie zyski z eksportu surowców energetycznych. Możliwym byłoby również zamrożenie aktywów rosyjskiej elicie polityczno-gospodarczej, które zostały ulokowane poza Rosją. Taki krok uderzyłby bezpośrednio w rosyjskie elity oraz spowodował napięcia wewnątrz samej Rosji.

Z tych wszystkich powodów, palenie wciąż utrzymujących się mostów komunikacyjnych z zachodem poprzez inwazję na Ukrainę wydaje się być słabym pomysłem – przynajmniej na tą chwilę. Co nie zmienia faktu, że Rosjanie widzą w grożeniu takim scenariuszem pewien atut i starają się go rozegrać.

Przyparci do muru

Reasumując, z politycznego i gospodarczego punktu widzenia, inwazja na Ukrainę to ostateczność. Możliwa, gdyby Rosjanie uznali, że nie ma już szans na pokojowe porozumienie z zachodem, wobec czego należy zrealizować choćby plan minimum. Czyli odzyskać Ukrainę jako państwo podporządkowane centrali z Moskwy. Dzięki temu Rosjanie poczuliby się znacznie bezpieczniej. Nie tylko wypchnęliby zachód i Amerykanów aż na polskie i rumuńskie granice, ale wręcz sami mogliby podwyższyć stawkę i zagrozić NATO. Bowiem podporządkowane politycznie władze z Kijowa mogłyby – podobnie jak Alekandr Łukaszenka – wyrazić zgodę na np. rosyjskie ćwiczenia wojskowe w okolicach Lwowa, lub nawet na rozmieszczenie tam stałych baz wschodniego sojusznika. W konsekwencji, Rosjanie rozmieszczając siły militarne w Obwodzie Kaliningradzkim, a także na Białorusi oraz Ukrainie, mogliby zagrażać Polsce uderzeniem z trzech kierunków na raz. W sytuacji, gdyby mogli użyć do tego dwa korpusy armijne stacjonujące obecnie w Donbasie oraz 20 Armię spod Woroneża, wówczas tuż za polską granicą stanęłyby 3 korpusy armijne (1, 2 i 11),  oraz 2 armie (1 i 20). Presja wywierana przez taką masę na zaledwie 4 polskie dywizje byłaby ogromna. Przewaga miażdżąca.

By móc pozostać niewrażliwym na rosyjskie szantaże, Pakt Północnoatlantycki (a zapewne głównie USA) musiałby na stałe rozmieścić w Polsce duże zgrupowania wojsk. Nie kompanie czy bataliony, ale całe brygady a nawet dywizje. W kontekście rywalizacji z Chinami, stawiałoby to Stany Zjednoczone w trudnej pozycji.

Oczywiście, ilekroć mowa jest o rywalizacji amerykańsko-rosyjskiej, tylekroć na wierzch wypływa argument, że USA i Rosja są skazane na tzw. „drugi reset”, „nową Jałtę” lub „odwróconego Nixona”. Innymi słowy, zdaniem niektórych komentatorów obie strony wcześniej czy później zawrą pewnego rodzaju deal. I nie dojdzie do żadnego konfliktu. Problem z tą teorią jest taki, że Amerykanie i Rosjanie mają co do ewentualnego porozumienia dwa skrajne stanowiska. Oczekiwania obu stron rozmijają się tak bardzo, że brak jest szans na znalezienie wspólnych płaszczyzn. Opisywałem to wielokrotnie, m.in. w książce, ale i artykule z 2019 roku pt.: „USA zamierzają pobić Rosję. Nie będzie resetu” (podcast w tym temacie odsłuchacie tutaj). Ujmując temat w dużym skrócie. Rosjanie nie zamierzają popełnić samobójstwa walcząc przeciwko Chinom i to w obronie hegemonii USA. Tymczasem Amerykanie nie zamierzają pozwolić na wyrośnięcie kolejnego konkurenta (w postaci bloku Berlin-Moskwa), który mógłby zmienić w pewnym momencie stronę. I przeważyć szalę na niekorzyść Waszyngtonu. Amerykanie szukają możliwości przyciśnięcia Rosji i zdobycia na nią takiego lewara, by można było ukarać Moskwę gdyby ta ponownie – tak jak w 2013 roku – zdecydowała się zerwać postanowienia resetu. Tymczasem Władimir Putin nie może do tego dopuścić, jeśli nie chce by Waszyngton wydawał mu polecenia.

Z tych przyczyn, nie należy spodziewać się ustępstw po żadnej ze stron. Co automatycznie prowadzi do konstatacji, że napięcie będzie eskalować. A skoro tak, to USA będą odcinać Rosjan od kapitału (sprzedaż surowców), skracając Moskwie budżet. Tymczasem Federacja Rosyjska (z bardzo wielu względów) nie będzie mogła zbyt długo przetrwać o chlebie i wodzie. Spójność państwa również zależna jest od finansów, bowiem centrala z Moskwy dotuje wiele – zagrożonych separatyzmem – regionów. Cięcia budżetowe mogą sprawić, że dotychczasowi stronnicy (watażkowie regionalni) przestaną być lojalni. Brak pieniędzy to gorsze warunki życiowe społeczeństwa, wstrzymanie modernizacji armii, jeszcze bardziej spowolniony rozwój technologii oraz rozpad infrastruktury państwowej (brak środków na utrzymanie). Dlatego Władimir Putin rzeczywiście może w pewnym momencie powiedzieć: „wojna!”. Pytanie tylko, kiedy to nastąpi?

 

Ostateczny argument – wojna!

Niezależnie od tego, czy decydenci z Kremla zarządzą inwazję na Ukrainę w 2022 czy też np. w 2028 roku, można pokusić się o zarysowanie ewentualnego przebiegu wydarzeń oraz wskazanie kierunków natarcia.

Działania przygotowawcze

Zanim wybije godzina W, Federacja Rosyjska w pierwszej kolejności zapewne podejmie szereg działań, które będą miały na celu przygotowanie gruntu dla szykowanej ofensywy. Chodzi tutaj tak samo o działania logistyczne związane z uderzeniem militarnym, ale i również przede wszystkim polityczne. Bowiem władze z Moskwy – na co wskazują również liczne przykłady z historii – zawsze dbały o pozory i odpowiednie uzasadnienie dla „bratniej pomocy” (bo przecież nie agresji). Przy czym należy zaznaczyć, że część niżej wymienionych kroków – które nota bene opisałem w książce i we wcześniejszych artykułach – już obserwujemy, co może budzić niepokój.

  1. Koncentracja rosyjskich sił na granicy z Ukrainą, w tym na Krymie oraz przede wszystkim na Białorusi, a także w Donbasie. Rozmieszczenie na pozycje wyjściowe 1 Gwardyjskiej Armii Pancernej.
  2. Mobilizacja i koncentracja białoruskiej armii oraz jej rozmieszczenie na pozycjach wyjściowych.
  3. Przenikanie grup dywersyjnych przez granicę ukraińską (z Białorusią, Rosją, Krymem, Donbasem, a także Naddniestrzem), działania dywersyjne.
  4. Rozpoczęcie przez Kreml szeroko zakrojonej akcji propagandowo-agenturalnej na Ukrainie, wysoka aktywność społeczno-medialna pro-rosyjskich działaczy i aktywistów. Próby wywołania wewnętrznego konfliktu, zwłaszcza na linii oligarchia-władze centralne.
  5. Prawdopodobna próba przejęcia kontroli nad Charkowem z wykorzystaniem wsparcia ze strony separatystów (scenariusz z Donbasu).
  6. Utworzenie „rady tymczasowej” lub „prawowitego rządu ukraińskiego” na Ukrainie (być może na terenie Donbasu), która podważy konstytucyjność władz z Kijowa oraz ogłosi się prawowitym organem władzy na Ukrainie. Próba puczu/obalenia władz w Kijowie.
  7. Reakcja polityczna władz z Kremla, na rzekome uciskanie opozycji na Ukrainie oraz agresywne działania ukraińskiej armii/władz w stosunku do Donbasu/Krymu. Narracja o okupacji Ukrainy przez nielegalne władze z Kijowa. Sugestia chęci „uwolnienia” narodu ukraińskiego od ciemiężycieli.
  8. Wywołanie kryzysu surowcowego w Europie oraz użycie wszelkich dostępnych wpływów w celu wywołania kryzysów wewnętrznych w państwach UE. Tak by europejscy sojusznicy NATO byli zaprzątnięci wewnętrznymi problemami społeczno-gospodarczymi – a nie pomocą dla Ukrainy.
  9. Polityczne i propagandowe wsparcie rosyjskiej, agresywnej narracji ze strony Białorusi.
  10. Rosyjskie prowokacje, akcje zaczepne i pozoracja ukraińskiego uderzenia na Donbas, dające cassus belli Federacji Rosyjskiej.
  11. Rosyjskie ultimatum, a także zapowiedź „wsparcia materiałowego” dla prawowitego rządu ukraińskiego lub separatystów.
  12. Operacja fałszywej flagi.
  13. Odcięcie Ukrainy od dostaw rosyjskich surowców energetycznych.
  14. Inwazja. Prawdopodobnie przeprowadzona nie pod rosyjską flagą, a pod banderami separatystów lub „prawowitego rządu ukraińskiego”.

 Warto zaznaczyć, że występowanie powyższych „zwiastunów wojny” nie musi odbywać się w określonej powyżej kolejności. Najprawdopodobniej poszczególne akcje będą prowadzone symultanicznie, a część z nich będzie rozłożona w czasie.

Cel operacji

Wielu ekspertów lub portali rysowało już mapki z możliwymi scenariuszami wojennymi na Ukrainie. Jednak w mojej opinii, z tych co widziałem, żadna nie odzwierciedlała skali możliwego ataku.

By tę skalę określić należy w pierwszej kolejności odpowiedzieć na pytanie, co miałoby być celem operacji?

Wielu komentatorów skłania się do opinii, że ewentualna rosyjska inwazja na Ukrainę miałaby charakter ograniczony. Ponieważ wojna w pełnym zakresie generowałaby po stronie rosyjskiej duże straty i ogromne koszty (również późniejszej i ewentualnej okupacji). Wg tej koncepcji, Rosjanie ograniczyliby się do zajęcia kolejnego skrawka ukraińskiego terytorium (np. Charkowa i okolic) lub też szukali połączenia lądowego pomiędzy Donbasem a Krymem. W wersji „maksimum”, decydenci z Moskwy mogliby się zdecydować na zajęcie całej wschodniej Ukrainy, wraz południowym wybrzeżem Morza Czarnego, co dałoby dostęp do pro-rosyjskiego Naddniestrza.

Jednak z tego rodzaju opinią nie mogę się zgodzić. W mojej ocenie, Rosjan nie interesuje podbój kolejnego skrawka terytorium i dalsze osłabienie Ukrainy. Władze z Kremla nie zyskają bowiem w takim scenariuszu żadnych interesujących ich, geostrategicznych celów, a dodatkowo ryzykują ogromnymi kosztami oraz dotkliwymi sankcjami (nie takimi jak teraz). Taktyczne zwycięstwo na polu bitwy oraz wbicie kolejnego kołka w zbolałe ciało Ukrainy nie stanowi celu rosyjskiej polityki zagranicznej. Tym celem jest uzyskanie dealu z Zachodem oraz odzyskanie całej Ukrainy dla rosyjskiej strefy wpływu. Po co Rosjanie mieliby prowadzić wojnę o skrawek terytorium, w sytuacji gdyby miało to ich narazić na np. zamknięcie Nord Streamów, odcięcie od SWIFT (muszą to kalkulować), czy też spekulacyjny atak na ceny surowców energetycznych (jak w 2014 roku)? To tylko pogorszyłoby, a nie polepszyło, sytuację Moskwy.

Ponadto bez kontroli nad całą Ukrainą, Rosjanie wciąż nie mogliby grozić militarnie NATO – zwłaszcza, gdyby Ukraina wciąż była wrogo nastawiona i wykazywałaby chęć dalszego oporu. A to ostatnie nie byłoby wykluczone, bowiem w obliczu inwazji, Ukraińcy mogliby się sami wycofać się na linię obronną na Dnieprze. Jeśli by im się to udało, to wciąż dysponowaliby sporym potencjałem militarnym. Postawiliby obronę na niewielkiej liczbie strategicznych przepraw przez tą wielką rzekę oraz zaczęliby prowadzić działania dywersyjno-partyzanckie na okupowanej przez Rosjan części kraju. Postawiłoby to Moskwę w bardzo niewygodnej pozycji. Rosyjskie siły albo musiałyby uderzać na ufortyfikowaną linię obrony (oraz przez bagniste Polesie od strony Białorusi), albo zwyczajnie się wycofać. Bowiem okupacja i walka z dywersją byłaby w dłuższej perspektywie katastrofalna dla morale rosyjskich wojsk, społeczeństwa, a także dla budżetu.

Jednocześnie NATO oraz Stany Zjednoczone wspierałyby twardą postawę Ukraińców, dostarczałyby uzbrojenie, a jednocześnie nie byłyby podatne na rosyjskie szantaże. Póki to Ukraina by walczyła, NATO i USA nie musiałyby Rosjanom ulegać w żadnej kwestii.

Z tych wszystkich względów należy przypuszczać, że w przypadku zapadnięcia decyzji o inwazji na Ukrainę, wojska Federacji Rosyjskiej będą musiały co najmniej okrążyć Kijów (a najlepiej go zdobyć). Tak by miasto oraz władze państwa stały się zakładnikami Rosjan, dzięki czemu władze z Kremla mogłyby podyktować warunki pokoju. Warunki, w których to pro-rosyjscy działacze przejmą władzę nad całą Ukrainą. Bowiem tylko kontrola nad całym państwem dawałaby Rosji z jednej strony odpowiedni bufor, z drugiej dostęp do ukraińsko-polskiej oraz ukraińsko-rumuńskiej granicy. Czyli granicy z NATO. Podporządkowane Kremlowi władze z Kijowa mogłyby wówczas wyrazić zgodę na manewry wojskowe lub nawet stałe rosyjskie bazy w okolicy np. Lwowa i Odessy. To stawiałoby w szachu tak Amerykanów jak i całe NATO. Rosjanie mogliby szantażować zachód, grozić militarną agresją, a z drugiej strony domagać się jakiegoś porozumienia. Mając już w ręku całą Ukrainę, na czym Kremowi również bardzo zależy.

Odpadałby ponadto problem okupacji Ukrainy, bowiem ta byłaby prowadzona na koszt ukraińskiego podatnika. Zwyczajnie ukraińskie służby mundurowe podporządkowane pod pro-rosyjski rząd dbałyby o „spokój” w kraju.  

Dlatego celem operacji militarnej przeciwko Ukrainie będzie zapewne przejęcie kontroli nad całym ukraińskim terytorium poprzez osadzenie w Kijowie pro-rosyjskiej władzy. Nie da się tego zrobić bez kapitulacji dotychczasowego ukraińskiego rządu, a żeby do takiej kapitulacji doprowadzić, należałoby co najmniej przejąć kontrolę nad najważniejszymi gmachami politycznymi w stolicy lub wzięcie ich jako zakładnika przez rosyjską armię (gdyby wcześniej nie udał się pokojowy pucz za pomocą pro-rosyjskich działaczy na Ukrainie). W tym kontekście błyskawiczna ofensywa w kierunku Kijowa oraz złamanie linii Dniepru uderzeniem z Krymu wydają się być kluczowe. Z drugiej strony, Ukraińcy będą próbowali utrzymać ostatnią linię obrony na Dnieprze, a także zastopować pochód Rosjan i doprowadzić do wojny pozycyjnej. 

Brak błyskawicznego rozstrzygnięcia byłby dla Rosjan klęską. Bowiem długa wojna pozycyjna (włącznie z okupacją części terytorium ukraińskiego – vide partyzantka) byłaby niezwykle kosztowna, wykrwawiłaby siły Rosji, a nadto zmęczyła gospodarkę i społeczeństwo. Osłabiłaby władzę Putina. Nawet przejęcie całej wschodniej Ukrainy mogłoby nie wystarczyć, bowiem wciąż walczący i schowani za Dnieprem Ukraińcy mogliby stawiać opór. Tymczasem na okupowanym terytorium prowadzono by działania dywersyjno-partyzanckie. Gdyby Rosjanie nie przeprawili się przez Dniepr z marszu, musieliby rozważać wycofanie.

Jednocześnie należy pamiętać, że Ukraińcy nie mogą sobie pozwolić na obronę od razu na linii Dniepru. Mają podobny dylemat, jaki mieli Polacy w 1939 roku. A jeśli Putin zajmie bez walki całe okręgi przygraniczne? A następnie przygotuje inwazję pełno-skalową i tak?

Kierunki natarcia

Niestety dla Ukrainy, Rosjanie posiadają bardzo wiele możliwości, jeśli chodzi o warianty przeprowadzenia ataku, a mianowicie:

  1. uderzenie w k. Głuchów/Sumy i dalej na Kijów
  2. uderzenie w k. Charkowa i w razie powodzenia, dalej na Połtawę, Dniepropetrowsk oraz na południe w kierunku Donbasu,
  3. uderzenie z Donbasu w kierunku północnym (Charków) oraz zachodnim (Dniepropetrowsk), a także południowym (Mariupol),
  4. uderzenie z k. rostowskiego na Mariupol i dalej wybrzeżem w kierunku Krymu (kontynuacja prowadzonej ofensywny z 2014 roku), w celu uzyskania lądowego połączenia z półwyspem, w tym:
  • prawdopodobne operacje pomocnicze w postaci desantu z Morza Azowskiego (Berdiańsk),
  • prawdopodobne uderzenie pomocnicze z samego Krymu (k. Melitopol),
  • prawdopodobne uderzenie pomocnicze z Doniecka,

5. uderzenie z Krymu w k. Chersonia i Nowej Kachowki w celu uchwycenia przepraw na Dnieprze. W przypadku powodzenia operacji, możliwa kontynuacja ofensywy wzdłuż wybrzeża, na Mikołajów i dalej Odessę, w tym:

  • prawdopodobne operacje pomocnicze w postaci desantu z Morza Czarnego,

Oprócz tego, w związku z opcją wykorzystania terytorium Białorusi, Rosjanie mogą:

6. uderzyć z Homela, w kierunku Czernihowa i dalej na Kijów, który to atak mógłby być skoordynowany z uderzeniem na Głuchów (1), co razem miałoby doprowadzić do szybkiego dotarcia na przedmieścia Kijowa na wschodnim brzegu Dniepru,

7. uderzyć z Mozyrza w k. Kijowa (przez Polesie), obchodząc niejako obronną linię Dniepru, co miałoby na celu umożliwić dotarcie do ukraińskiej stolicy od zachodu oraz założenie okrążenia, w tym:

  • pomocniczo uderzyć z Poleskiego Rezerwatu radiacyjno-ekologicznego przez Czarnobyl najkrótszą drogą na Kijów, a także pomocniczo z tego samego rejonu w kierunku Czernihowa.

8. uderzyć z Brześcia na Kowel w celu przecięcia najkrótszej drogi zaopatrzeniowej wiodącej z Polski do Kijow oraz wbicia klina A2AD w rejonie, a dalej podejście możliwie najbliżej Lwowa w celu zagrożenia temu węzłowi logistycznemu za pomocą różnych środków (PLOT/Artyleria/Rak/),

9. pomocniczo – w celu rozproszenia ukraińskiej obrony – prowadzić natarcie oddziałami lekkimi oraz podejmować działania dywersyjne z Pińska w kierunku na Sarny.

 

Przy czym należy pamiętać, że opcje nr 7-9 zmuszałyby do prowadzenia ofensywy przez trudny teren Polesia (bagna, gęste lasy, liczne cieki wodne, słaba infrastruktura transportowa), co ogranicza potencjał ciężkich jednostek operacyjnych oraz znacząco ułatwia obronę. W związku  z tym bardziej prawdopodobnym jest, że powyższe trzy kierunki natarcia będą pomocniczymi. Atak będzie w tym rejonie prowadzony jednostkami lżejszymi i dopiero ich sukces umożliwiłby poruszanie się kolumn z ciężkim sprzętem.

Mając tak szerokie spektrum wariantów, przewidzenie głównych kierunków natarcia jest problematyczne. Niemniej, mając na uwadze wcześniej przedstawione argumenty oraz założenie, że celem ofensywy byłoby zdobycie lub poddanie Kijowa, można pokusić się o pewne założenia. Zwłaszcza, jeśli mamy świadomość tego, że Federacja Rosyjska chciałaby rozstrzygnąć losy konfliktu w możliwie najkrótszym czasie – w celu ograniczenia kosztów.

Tym samym należy przewidywać, że główne uderzenie ze strony najbardziej doborowych jednostek rosyjskich zostanie wyprowadzone bezpośrednio w kierunku Kijowa. Tak od strony Kursk/Briańsk jak również białoruskiego Homela. Jednocześnie ważne będzie, czy Rosjanom uda się uzyskać kontrolę nad Charkowem jeszcze przed samą inwazją. Gdyby scenariusz z 2014 roku się powtórzył, wówczas to stamtąd Rosjanie mogliby wyprowadzić uderzenie na przeprawy na Dnieprze (Krzemieńczuk, Dniepropetrowsk), ale i również mogliby pomocniczo zaatakować w kierunku Kijowa. Gdyby Charków pozostał jednak w rękach Ukrainy i podjęto by obronę miasta, wówczas Rosjanie prawdopodobnie zrezygnowaliby z rzucania głównych sił w celu zajęcia tak dużego miasta.

Drugim najpoważniejszym kierunkiem ataku mógłby być ten krymski. Ponieważ Rosjanie mogliby flankować siły ukraińskie od strony wybrzeży (wsparcie okrętów oraz potencjalne desanty). Jednocześnie należałoby kalkulować możliwość przeprowadzenia silnej ofensywy lądowej na Chersoń i Nową Kachowkę, którą wspierałaby – nawet szeroko zakrojona – operacja powietrzno-desantowa. Głównym celem Rosjan na tym odcinku byłoby uchwycenie dwóch mostów na Dnieprze. Jest to najbardziej dogodne miejsce by to zrobić w relatywnie krótkim czasie. A złamanie linii Dniepru, automatycznie otworzyłoby Rosjanom dostęp do zachodniej części ukraińskiego terytorium. Zwłaszcza dla ciężkich jednostek pancernych. Mocno nadwyrężyłoby to wiarę obrońców w możliwość odparcia agresji, bowiem to na Dnieprze Ukraińcy upatrują ostatniej linii obrony. Złamanie jej w pierwszych dniach inwazji, mogłoby rozsypać cały ukraiński plan obronny.

Gdyby oba ataki się powiodły ( i ten na Kijów i ten na Chersoń/Nowa Kachowka), a rosyjskie zagony pancerno-zmechanizowane zaczęłyby zamykać kleszcze na zachodnim brzegu Dniepru, wówczas mogłaby się załamać cała ukraińska obrona na wschodzie. Dowództwo z Kijowa mogłoby zostać zmuszone do błyskawicznego odwrotu w celu uniknięcia okrążenia i ratowania serca kraju. Wówczas rosyjskie siły zgromadzone w Donbasie  i na kierunku charkowskim mogłyby bez większych przeszkód dojść aż do Dniepru zajmując całą wschodnią część Ukrainy.

Z tych powodów uważam, że Federacja Rosyjska będzie chciał złamać ukraińską obronę biorąc ją niejako w ramiona imadła. Od strony północnej i południowej. Odcinek centralny frontu będzie miał za zadanie nie tyle przeprowadzenie błyskawicznej ofensywy, co skupienie na sobie uwagi Ukraińców, zaangażowanie ich sił oraz wyczekanie na powodzenie głównych uderzeń. Dopiero wówczas jednostki z centrum ruszyłyby w ofensywą śladami wycofujących się Ukraińców w celu rozgromienia zdezorganizowanych oddziałów.

W związku z powyższym, strona ukraińska – w mojej ocenie – bardzo poważnie powinna przygotować się na tak zarysowany scenariusz (choć nie tylko na ten). Daleki jednak jestem od tego, by układać Ukraińcom plan obronny w tym zakresie. Zapewne pracuje nad tym sztab kilkuset osób specjalizujących się w dziesiątkach dziedzin oraz posiadających doświadczenie wojenne (prawdziwe, a nie takie z gier). Oni z pewnością zrobią to lepiej.

Możliwy przebieg działań wojennych

Zanim przystąpię do bardziej szczegółowej analizy (będą obrazki 🙂 ) w pierwszej kolejności należy zastrzec, że poniższych spekulacji nie należy traktować jako odzwierciedlenia 1:1 tego, co się może wydarzyć. Należy pamiętać, że plany wojenne to jedno, a przebieg działań to drugie. W momencie gdy wybucha wojna, wcześniejsze plany są jedynie możliwymi wariantami, a dowódcy zwyczajnie reagują na bieżąco w zależności od sytuacji. Pisząc konkretniej, jeśli przed wojną, na jednym z odcinków, na założonym głównym kierunku natarcia jednostki pierwszego rzutu nie uzyskają przełamania, ale za to na kierunku pomocniczym opór będzie znikomy, wówczas siły drugiego rzutu zostaną skierowane prawdopodobnie w powstałą lukę. I to tamtędy może zostać wyprowadzony decydujący cios. Innymi słowy, jeśli obrońca w jakimś miejscu okaże słabość, to strona atakująca będzie ją chciała wykorzystać. Wówczas pchanie na siłę wojsk wprost na twardo broniącego się przeciwnika – tylko dlatego, że przed wojną taki był plan – nie ma za wiele sensu. Rosjanie, zwłaszcza na płaskim terenie Ukrainy, będą próbowali wchodzić w „miękkie” i omijać duże punkty oporu, chyba, że będzie chodziło o strategiczne punkty komunikacyjne – których zdobycie byłoby niezbędne do prowadzenia dalszej ofensywy.  Uzbrojeni o takie zastrzeżenia, możemy podjąć pewnego rodzaju spekulację intelektualną w zakresie próby przewidzenia kampanii ukraińskiej.

Gwoli wyjaśnienia, na mapie nie oznaczyłem działań lotnictwa (choć takie może odgrywać istotną rolę wspierającą). Należy mieć jednak świadomość, że jeśli Rosjanie zdobyliby panowanie w powietrzu, wówczas ich ofensywa mogłaby pójść relatywnie gładko. Brak wystarczającej obrony powietrznej mógłby kosztować Ukraińców klęskę.

Starałem się natomiast zamieszczać grafiki lekkiej piechoty, jednostek zmechanizowanych, pancernych oraz artyleryjskich zgodnie z przewidywaną ich lokalizacją. Jednak głównie chodziło o poprawienie walorów estetycznych 🙂

Ofensywa na Kijów

Liniami przerywanymi zaznaczony główny kierunek natarcia. Linie ze strzałkami – pierwszy rzut inwazyjny. Linie przerywane ze strzałkami – ewentualny dalszy postęp ofensywy w przypadku przełamania obrony. Niebieskie oktagony oznaczają silniejsze punkty oparcia ukraińskiej obrony.

Rosja

Zgodnie z wcześniej opisany założeniem, wg mnie będzie to prawdopodobnie główny kierunek rosyjskiego natarcia. Rosjanie gro sił rozmieszczą na styku granicy białorusko-rosyjsko-ukraińskiej. Silny atak od północy, będzie miał za zadanie obejść spodziewany punkt obronny w ok. Czernihowa. Celem tego obejścia (w kierunku na Nieżyn) będzie odcięcie ukraińskich sił broniących się przed potężnym uderzeniem ze wschodu (na Głuchów i dalej Konotop). Ewentualne powodzenie rosyjskiego ataku z północy, zmusi Ukraińców do wycofania się z dogodnych pozycji obronnych w rejonie Królewca i Konotopu (liczne lasy i cieki wodne kanalizujące ruch agresora). W ten sposób dwa rosyjskie zgrupowania wojsk będą mogły połączyć siły w okolicy na wschód od Nieżyna i kontynuować ofensywę na Kijów, a także skierować się na południe (k. Przyłuki).

Ukraina

Z uwagi na powyższe, strona Ukraińska nie może sobie pozwolić na rozlokowanie głównych sił obronnych tego odcinka blisko wschodniej granicy. Sensowny punkt obronny można zorganizować dopiero w oparciu o Królewiec i Konotop. Tak, by po rozpoznaniu głównych kierunków oraz sił  natarcia przeciwnika na poszczególnych wycinkach frontu, można było zdecydować: czy obrońcy mają pozostać na pozycji Królewiec-Konotop, czy też wycofać się na Nieżyn unikając odcięcia od zachodu. W tym drugim przypadku, główna linia obronna będzie mogła zostać postawiona w linii Czernihów-Nieżyn-Przyłuki. Jednak, gdyby Rosjanom udało się przeprawić przez Desnę na północ od Nieżyna i uderzyć w lukę pomiędzy tą miejscowością a Czernihowem – wówczas Ukraińcy zostaliby zmuszeni do głębokiego odwrotu w kierunku stolicy. Wtedy główna bitwa o Ukrainę mogłaby się rozegrać na przedpolach Kijowa.

Rosja

Trzecie uderzenie – mniej istotne – Rosjanie wyprowadzą prawdopodobnie w kierunku miejscowości Romny. Po drodze mijając Sumy. Jeśli to ostatnie miasto nie będzie stawiało zażartego oporu, jego zdobycie będzie ważnym bonusem (a będzie to tym łatwiejsze, gdy zostanie odcięte od reszty kraju). Jednak ofensywa będzie mogła być prowadzona z obejściem tej miejscowości, która położona jest w dogodnym terenie obronnym (zasłonięta od wschodu lasami i ciekami wodnymi). Rosjanie będą mogli w dość łatwy sposób stworzyć na bieżące potrzeby nowe drogi wiodące między polami uprawnymi – z przecięciem niewielkich cieków wodnych.

Ukraina

Strona Ukraińska będzie musiała zorganizować punkty obronne w m. Romny oraz Przyłuki. W przypadku rosyjskiego powodzenia na północy oraz wycofania ukraińskich sił z rejonu Królewiec-Konotop, obrońcy Romny również musieliby dokonać odwrotu prowadząc ew. działania opóźniające. Jeśli chodzi o m. Sumy, istnieją dwa warianty. Silnie bronione, mogłyby zostać okrążone i odcięte od zachodu kraju. Słabo bronione, zostaną prawdopodobnie zdobyte. Należy jednak zwrócić uwagę na istotę rosyjskiego uderzenia z północy. Zagrożenie to prowadzi do konstatacji, że rozmieszczenie większych sił w Sumach byłoby dużym ryzykiem. Wojska tam rozmieszczone mogłyby w ogóle nie wziąć udziału w najważniejszych starciach na przedpolach Kijowa. 

Bitwa o Kijów

W przypadku powodzenia rosyjskiego planu ofensywy na Kijów i uzyskania przełamania w najważniejszych punktach, siły Ukraińskie zostałyby zmuszone do utworzenia kordonu obronnego na wschód od stolicy. Czernihów – gdyby się utrzymał do tego czasu – zostałby wówczas okrążony. Przedpola Kijowa są umiarkowanie dogodnym terenem do obrony (parki i lasy), o ile  ten zostanie wcześniej odpowiednio przygotowany (prace ziemne, fortyfikacje), a wszystko zostanie odpowiednio nasycone wojskiem. Dlatego Ukraińcy powinni rozmieścić swoje siły tak, by nie zostały one odcięte i zniszczone w drodze powrotnej do stolicy.

Pamiętać również należy, że białoruskie-rosyjskie oddziały lekkie (wsparte przez artylerię)  szukałyby obejścia linii Dniepru. Można się więc spodziewać ataków na Czarnobyl (najkrótsza droga do Kijowa), a także na Owrucz. Gdyby pierwszy – lekki rzut – uzyskał przełamanie, wówczas pozostające w odwodzie (koło Mozyrza) cięższe jednostki mogłyby posłużyć do wyprowadzenia uderzenia na Korosteń. W celu dalszego uderzenia na południe (Żytomierz) oraz/lub skierowania się na Kijów w celu założenia okrążenia miasta.

Charków

Stolica obwodu charkowskiego posiada w miarę dogodne położenie, jeśli chodzi o obronę od strony wschodu, południa, a nawet północy. Liczne cieki wodne oraz lasy mogą kanalizować ruch przeciwnika. Jednocześnie samo miasto jest dość duże, co naraża atakującego na krwawe walki uliczne, a tym samym wysokie straty własne. Ukraińcy mogliby z powodzeniem bronić Charkowa, gdyby przeznaczyli do tego odpowiednio liczne siły. Niemniej, problemem jest fakt, że miasto jest położone tuż przy granicy z Rosją, bardzo daleko od Kijowa, a nawet daleko od Donbasu. Innymi słowy, ukraińskie wojska rozmieszczone w Charkowie nie wzięłyby prawdopodobnie udziału w walkach na głównych kierunkach rosyjskiego natarcia, a więc nie miałyby wpływu na losy całej wojny. Dlatego strona ukraińska stoi przed dylematem. Czy bronić tego ważnego ośrodka przemysłowego, czy też ograniczyć jego obronę do minimum, celem wzmocnienia innych, ważniejszych odcinków frontu?

Rosjanie doskonale o tym wiedzą. Jednocześnie mają nadzieję na przejęcie kontroli nad miastem, w którym duża część społeczeństwa to osoby pochodzenia rosyjskiego lub mówiąca w języku rosyjskim.  Rozstawiając znaczne siły w pobliżu Charkowa, władze z Kremla wygrywają w każdym scenariuszu. Gdyby Ukraińcy zdecydowali się bronić miasta, wówczas Rosjanie uzyskaliby cel strategiczny, w postaci zmuszenia przeciwnika do skoncentrowania sił wokół Charkowa kosztem osłabienia innych miejsc. Gdyby Kijów odpuścił miasto z przyczyn strategicznych, wówczas Rosjanie będą liczyli, że padnie ono ich łupem.

Jak gdyby tego było mało, możliwym jest, że na skutek działań hybrydowych i propagandowych miasto stanie się wrogie dla samych obrońców. Wówczas wojska Federacji Rosyjskiej miałaby jeszcze bardziej ułatwione zadanie, jeśli chodzi o przejęcie kontroli nad Charkowem. Taka próba mogłaby zostać podjęta nawet jeszcze przed inwazją.

Donbas

Wieloletnia wojna (choć zamrożona) o Donbas sprawiła, że na tym odcinku Ukraińcy są najlepiej przygotowani do defensywy. Posiadają wielowarstwowe pozycje obronne, kluczowe punkty zostały dobrze umocnione. Strona Ukraińska ma również opracowane kwestie logistyczne, a także wszelkie warianty, jeśli chodzi o przebieg ewentualnej bitwy. Stacjonujące tam siły są przygotowane do podjęcia walk niemal z miejsca. Co za tym idzie, praktycznie niemożliwe jest, by Rosjanom udało się uzyskać efekt zaskoczenia w tym miejscu.

Analizując ewentualne kierunki natarcia, to ten północny należy zwyczajnie wykluczyć. Strefa graniczna w dużej części opiera się o rzekę Doniec, którą atakujący musieliby sforsować wcześniej czy później. Na północ od Ługańska znajduje się mało zaludniona przestrzeń, której ewentualne zajęcie nie dałoby żadnych korzyści taktycznych. Nawet po ewentualnym zajęciu Siewierodoniecka, Ukraińcy mogliby postawić kolejną linię obrony w oparciu o rzeki Oski, Donieck oraz miejscowość Słowiańsk. Uderzanie tamtędy, na około, byłoby stratą czasu.

Główną osią natarcia na tym odcinku z pewnością byłaby ta w kierunku Dniepropetrowska i Zaporoża. W celu jak najszybszego osiągnięcia linii Dniepru oraz uchwycenia na nim przepraw. Teren w kierunku tych dwóch miast wydaje się wieźć przez dość łatwy teren, jednak znajdują się tam pewne punkty oparcia, które mogą wykorzystać obrońcy. Siły Federacji Rosyjskiej mogłyby zwyczajnie utknąć w obliczu zdeterminowanej, dobrze przygotowanej i zorganizowanej obrony. Dlatego w mojej opinii stratedzy z Moskwy nie liczą na ten odcinek frontu, jako na miejsce kluczowego przełamania oporu Ukraińców. Zwłaszcza, że nawet dotarcie do Dniepru może nie gwarantować uchwycenia przepraw znajdujących się w dużych miastach.

W mojej ocenie siły skoncentrowane w Donbasie będą miały za zadanie związać gro z ukraińskich wojsk oraz przekonać władze z Kijowa, że główny atak może wyjść właśnie z tego rejonu. Jednak właściwy szturm na zachód nastąpi dopiero wówczas, gdy Ukraińcy zaczną się sami wycofywać na linię Dniepru w obliczu zagrażającego flankowania (zwłaszcza z południa).

Wybrzeże Morza Azowskiego i Mariupol

Uderzenie na wybrzeże Morza Azowskiego będzie jednym z większych i istotniejszych dla Rosjan. Nawet nie ze względu na przebieg całej kampanii, ale z uwagi na chęć zabezpieczenia sobie ważnego celu pobocznego. Tym celem jest uzyskanie lądowej drogi na Krym, przy jednoczesnym zagrożeniu od południa ukraińskim siłom skoncentrowanym w rejonie Donbasu.

Uderzenie od południa na wyrzeże Morza Azowskiego byłoby dla Rosjan ułatwione z uwagi na możliwość ataku z czterech stron. Od północnego-wschodu ( z Donbasu), od wchodu (z kierunku Rostowa), od południa (desant i ostrzał z morza), a także z południowego-zachodu (Krym).

Pomimo tego, zadanie nie będzie łatwe. Ponieważ Ukraina będzie dobrze przygotowana do obrony tego odcinka. Obrona Mariupola z pewnością będzie zacięta, choć z obliczu zmasowanego ataku miasto może w końcu dostać się w ręce agresorów. Pomimo tego, każdy kolejny kilometr ofensywy, może kosztować Rosjan ciężkie straty.

Rosjanie mogą skorzystać z możliwości desantu, w celu uzyskania dodatkowego kierunku natarcia na Mariupol oraz Melitopol. Gdyby desant się powiódł, a Federacja Rosyjska uzyskała kontrolę nad wybrzeżami, wówczas siły lądowe mogłyby uzyskać dodatkowe wsparcie od okrętów.

Głównym i decydującym kierunkiem natarcia mógłby okazać się ten z Krymu w kierunku Melitopola. Zajęcie tego miasta zmusiłoby stronę ukraińską do zwinięcia niemal całej obrony w regionie, w kierunku Zaporoża. Zdobycie Melitopola pozwalałoby kontynuować ofensywę w kierunku północnym i wschodnim. Wobec takiego scenariusza, wszystkim ukraińskie jednostki frontowe zostałyby zagrożone odcięciem, flankowaniem lub nawet okrążeniem.

Złamanie linii Dniepru – ofensywa z Krymu

Półwysep krymski pełniłby naprawdę ogromną rolę w przypadku ewentualnej wojny. Rosjanie mogliby wyprowadzić z tego rejonu dwa niezwykle istotne uderzenia. To wcześniej opisane na Melitopol, które mogłoby doprowadzić do „zwinięcia” ukraińskich sił na wschód od Dniepru (a więc w ręce rosyjskie wpadłaby ostatecznie cała wschodnia Ukraina). A także drugie, może nawet jeszcze ważniejsze. W kierunku Chersonia i Nowej Karhowki w celu uchwycenia przepraw na Dnieprze i kontynuowania natarcia na Mikołajówek i Odessę oraz wybicie korytarza lądowego do Naddniestrza.

Przy czym również w tym przypadku Rosjanie mieliby ułatwione zadanie. Przestrzeń jaką musieliby pokonać drogą lądową, to płaska, niezalesiona równina. Niezwykle trudna do obrony. Jednocześnie wojska Federacji Rosyjskiej mogłyby dokonać desantów. Nie po to, by siły desantowe miały później atakować Chersoń, a po to, by zaskoczyć obrońców kolejną przeprawą w okolicach ujścia Dniepru. Tak by dokonać desantu na jego zachodnim brzegu.

Ktoś mógłby spytać: czemu Rosjanie od razu nie dokonaliby desantu od strony Morza w rejonie Odessy, czy choćby właśnie Mikołajowa i Chersonia? Otóż tego rodzaju operacja byłaby ryzykowna. Ukraińcy mogliby dysponować w tym rejonie wyrzutniami pocisków przeciwokrętowych. Ponadto nie można wykluczyć obecności okrętów NATO w rejonie Odessy, a także wsparcia lotnictwa Paktu Północnoatlantyckiego. W związku z powyższym, Rosjanie – chcąc uniknąć zagrożenia – musieliby operować flotą wzdłuż wybrzeża Półwyspu Krymskiego i w bliskiej jego odległości. Tak by znajdować się w zasięgu własnej, lądowej obrony przeciwlotniczej, a jednocześnie zachować odpowiednią odległość od Odessy (gdzie można by się spodziewać wyrzutni rakiet).

Polesie

Długość białorusko-ukraińskiej granicy mogłaby zostać przez Rosjan (i wspierającą ją Białoruś) wykorzystana do rozproszenia ukraińskiej obrony. Wprawdzie przez Polesie trudno byłoby atakować zgrupowaniami ciężkimi (pancerno-zmechanizowanymi), jednak w przypadku powodzenia ataków jednostek lekkich na z Pińska na Sarny i z Brześcia na Kowel, ofensywa mogłaby się rozwinąć. Atakujący mogliby wówczas użyć znajdujących się w odwodzie cięższych sił w celu rozwinięcia natarcia na południe (lub Korosteń) w celu odcięcia Ukrainy od zaopatrzenia z Polski.

Co powinny zrobić Polska i NATO?

Gdyby Rosjanie rzeczywiście zdecydowali się kiedyś uderzyć na Ukrainę, wówczas Polska i NATO powinny udzielić wsparcia dla władz z Kijowa. Ponieważ od losów kampanii nad Dnieprem może zależeć tak przyszłość kraju znad Wisły, jak i być może całego Paktu Północnoatlantyckiego.

Istnieje kilka „nieinwazyjnych ruchów”, które można by wykonać bez zbytniego ryzyka, a które to działania mogłyby wydatnie odciążyć Ukrainę. Oprócz dostaw broni, zaopatrzenia i kapitału, zachód może zneutralizować część rosyjskich sił. I to jeszcze przed wojną.

Wystarczy, że NATO rozmieści własne wojska na granicy z Białorusią lub Rosją i sam ten fakt uniemożliwi władzom z Kremla rozmieszczenie i zaangażowanie wszystkich dostępnych sił i środków na kierunku ukraińskim.

A możliwości jest bardzo wiele. Mało tego, dzięki temu, że NATO składa się z wielu państw, każde z nich może odpowiadać za mały wycinek „frontu” i ponosić z tego tytułu proporcjonalnie mniejsze koszty. Tymczasem Federacja Rosyjska musi sama jedna obstawiać wszystkie zagrożone kierunki! To nie tylko rozprasza jej siły i ich koncentrację na wybranym wycinku, ale i przeciąża centralny, kremlowski pion decyzyjny. Ludzie odpowiedzialni za bezpieczeństwo i działania wojenne musieliby rozpraszać swoje moce intelektualno-czasowe na wiele zadań jednocześnie. Co wbrew pozorom może mieć istotny wpływ na trafność podejmowanych decyzji pod wpływem dużej presji.

Nadto, za kwestię kluczową należy uznać temat ewentualnego zamknięcia ukraińskiej przestrzeni powietrznej przez lotnictwo NATO. W tej chwili trudno jest przewidzieć w jakich realiach politycznych będzie przebiegał konflikt, jednak kwestia zneutralizowania rosyjskich sił powietrznych wydaje się być niezbędna do tego, by Ukraińcy mieli szansę się obronić.

Skandynawia i Arktyka

Jest to region, na którym US Navy – przy wsparciu Norwegii – może wywierać presję na Flotę Północną. Jednocześnie zaprzyjaźnieni z NATO i USA Finowie mogliby – w obliczu inwazji na Ukrainę – zmobilizować własne Siły Zbrojne oraz udostępnić infrastrukturę (zwłaszcza lotniska) dla NATO. Dzięki temu można by stworzyć regionalną przewagę powietrzną w rejonie Półwyspu Kolskiego. Rosjanie mają wprawdzie silną obronę powietrzną wokół Petersburga, jednak groźba ataków na szlaki komunikacyjne prowadzące daleko na północ do Murmańska mogłaby zmusić Rosjan do zaangażowania sporej ilości własnego lotnictwa w tym rejonie. Po to by nie dopuścić do ewentualnego odcięcia Murmańska.

Bałtyk

Z kolei Szwedzi i Finowie mogliby urządzić ćwiczenia powietrzno-morskie wraz z okrętami NATO w rejonie trójkąta Sztokholm-Goltandia-ujście Zatoki Fińskiej. Blokowałoby to rosyjski port w Kronsztadzie, a jednocześnie dawałoby możliwość odejścia na południe i zagrożenia Obwodowi Kaliningradzkiemu. Przy wsparciu estońskiej morskiej jednostki rakietowej (gdyby zakupione wyrzutnie zdążyły już trafić na Estonię), ta część Morza Bałtyckiego zostałaby dla Rosjan kompletnie zamknięta.

Druga grupa operacyjna złożona z okrętów NATO (w tym Polski) powinna – przy wsparciu polskiej, morskiej jednostki rakietowej oraz systemów PLOT (np. Patriot) rozmieszczonych bliżej wybrzeża – jednocześnie przeprowadzić manewry powietrzno-morskie na zachodnim Bałtyku. W rejonie na północ od Słupska, w bezpiecznej odległości od OK, ale z jednoczesną możliwością podejścia bliżej pod Zatokę Gdańską.  Dzięki temu Bałtyk zostałby zamknięty również dla Floty Bałtyckiej stacjonującej w Bałtyjsku, a także dla ewentualnego rosyjskiego ruchu lotniczego. Grupa ta powinna prowadzić akcje WRE i zagłuszać Rosjan wychodzących na Zatokę Gdańską, a jednocześnie odstraszać swoim A2AD zarówno flotę jak i lotnictwo RUS. Lotnictwo własne NATO – osłaniane przez fregaty – powinno stale przebywać nad Bałtykiem, grożąc możliwością wykonania kombinowanego z jednostkami morskimi uderzenia rakietowego na cele w Obwodzie Kaliningradzkim.

Państwa bałtyckie

Na tym kierunku niewiele da się zrobić, jeśli chodzi o demonstrację zdolności ofensywnych (tak ze względu na słabość militarną krajów jak i teren). Państwa Bałtyckie powinny zostać wzmocnione w obronie przez NATO, a także osłonięte systemami OPL (Litwini realizują własny program „Narew”). Tak by nie dopuszczać wrogiego lotnictwa nad Bałtyk. Nadto Estonia powinna szachować rejon Zatoki Fińskiej (własna morska jednostka rakietowa) i to najlepiej we współpracy z Finami. W linii Helsinki-Tallin.

Polska

Tutaj – z uwarunkowań samej geografii – NATO może i powinno zrobić najwięcej. Patrząc od północy, siły III RP i Paktu powinny zademonstrować potencjał ofensywny względem Obwodu Kaliningradzkiego. Zwłaszcza w kontekście groźby uderzenia rakietowo-artyleryjskiego, które mogłoby zostać skoordynowane z atakiem lotniczym (tak od strony lądu jak i morza) oraz morskim (zza linii horyzontu radarowego). Rosjanie muszą poczuć presję i zagrożenie tak, by musieli myśleć o ewentualnym wsparciu Obwodu Kaliningradzkiego. Czy to jeszcze przed wojną czy już w trakcie – choćby z Białorusi. Dzięki temu, Federacja Rosyjska i Białoruś będą musiały rozmieścić część sił nie przy granicy z Ukrainą, a przy styku granic Polski-Litwy-Białorusi (Grodno).

Obowiązkowo Siły Zbrojne RP wsparcie przez NATO powinny rozmieścić jednostki pancerno-zmechanizowane niedaleko granicy z Białorusią (w bezpiecznej odległości np. 40 km ale na tyle blisko by móc grozić szybkim atakiem). Zwłaszcza na kierunku brzeskim. Białoruś musi odczuwać dyskomfort i niepokój, który zmuszą Mińsk (a może i część sił rosyjskich) do zabezpieczenia własnej granicy. Tego rodzaju ruch ma największą szansę odciążyć Ukraińców oraz skupić na sobie sporą część rosyjskich sił i uwagi.

Nadto Polska powinna rozmieścić silną, samodzielną jednostkę ekspedycyjną na granicy z Ukrainą (kierunek Kowel). Tak by zademonstrować gotowość wkroczenia na Ukrainę oraz obrony jej „tyłów” – a tym samym linii zaopatrzeniowych z Polski do Kijowa.

Na terenie Polski i Rumunii powinno zostać rozmieszczone – w możliwie jak największej liczbie – lotnictwo NATO. Tak by pokazać ofensywne nastawienie Paktu i możliwość prowadzenia operacji powietrzno-lądowych poza granicami Polski i Rumunii. Nadto w Polsce winny zostać przeprowadzone szeroko zakrojone manewry wojsk lądowych NATO. Tak by zademonstrować „liczbę” a nie „symbolikę” obecności na tzw. wschodniej flance.

Morze Czarne

Równie ważny odcinek w kontekście gry nerwów z Rosją. Potrzeba obecności floty NATO na Morzu Czarnym jest nieodzowna. Dzięki wsparciu nadbrzeżnych systemów OPL oraz PPOKR (tych Rumunia jeszcze nie ma), okręty oraz lotnictwo paktu powinno skutecznie odstraszać Rosjan od wychodzenia w morze i przeprowadzania jakichkolwiek desantów. Choć zadanie to może być jednak arcytrudne, bowiem Flota Czarnomorska może operować wzdłuż wybrzeża Krymu i Ukrainy, pod osłona własnych systemów OPL i PPOKR. Niemniej, możliwe jest wywarcie presji na sam Sewastopol, tak by Federacja Rosyjska musiała pozostawić w porcie odpowiednio silną osłonę (a co za tym idzie nie mogła wykorzystać pełnego potencjału przeciwko Ukrainie).

Rumunia będzie musiała zadbać o odpowiednie siły ekspedycyjne, które będą mogły ruszyć w kierunku Odessy, a także wystawić siły inwazyjne zdolne zająć siłą pro-rosyjskie Naddniestrze. Choć rumuńska armia jest relatywnie słaba, to zadania te wydają się być w zasięgu jej możliwości.

Kaukaz i Bliski Wschód

Nie bez znaczenia byłyby także demonstracje Turcji, w kwestii presji na Armenię, wspierania NATO na Morzu Czarnym, a także sygnalizowanie współpracy z Gruzją (jeśli byłoby to politycznie wiarygodne i możliwe). Inspiracje z Ankary winny zachęcać ponadto Azerów do wznowienia ofensywy przeciw Ormianom. Tak by Rosjanie mieli świadomość, że jeśli zaangażują swoje siły i środki na Ukrainie, to może ich zabraknąć na innych kierunkach. W konsekwencji rosyjska strefa wpływów będzie zagrożona. Nieco mniejsze znaczenie będzie miała również ewentualna presja Turcji na Kurdów, gdyby Ci wciąż znajdowali się pod „opieką” Moskwy.

Amerykanie powinni ponadto zadbać o odpowiednie nastawienie Izraela oraz Arabii Saudyjskiej w kwestii gotowości wywołania kolejnej wojny w Syrii. Wszyscy sojusznicy Moskwy muszą odczuć obawy, tak by do decydentów z Kremla spływały zaniepokojone głosy stronników. Presja polityczna też będzie miała znaczenie.

Daleki Wschód

Wywarcie odpowiedniego wrażenia w rejonie Władywostoku nie powinno stanowić dla USA i Japonii wielkiego wyzwania. Manewry powietrzno-morskie na Morzu Japońskim a także dalej na północ w rejonie Wysp Kurylskich (z odpowiednim wystrzeganiem się PPOKR) powinny demonstrować dominację w strefie.

 

Nieustanna gotowość i problem spójności

Największym wyzwaniem dla NATO i Ukrainy jest (i będzie) ocena ryzyka oraz podjęcie odpowiedniej reakcji. Ponieważ tegoroczna koncentracja wojsk może być tylko jedną z wielu, jakie nas będą czekać. Rosjanie – z przyczyn opisanych wcześniej – mogą nie zdecydować się na inwazję już w 2022 roku, ale opcję tę wciąż będą chcieli mieć otwartą na przyszłość (jako ostateczność). Co za tym idzie, w takim przypadku będą kontynuowali przygotowania, a także przeprowadzali regularne ćwiczenia, przerzuty wojsk i pozorowanie ewentualnego ataku. Po to, by choćby w ten sposób uśpić czujność potencjalnego przeciwnika Należy bowiem zadać sobie pytanie, czy strażak zrywany tej samej nocy do fałszywego alarmu pięciokrotnie, za szóstym razem wykaże się równą determinacją i gotowością do akcji, co na początku? Ponadto, w sytuacji oswojenia państw (i społeczeństw) zachodnich z ciągłym zagrożeniem atakiem, który nie nadchodzi, mogą pojawić się z czasem rozdźwięki pomiędzy sojusznikami NATO. Może dojść do sytuacji, w której część państw straci zainteresowanie i chęci do nieustannego odpowiadana i reagowania na działania Federacji Rosyjskiej. Spójność paktu może ulec rozluźnieniu, a wówczas władze z Kremla będą mogły ten fakt wykorzystać. Z pewnością na taki przebieg wypadków liczą już i będą liczyć włodarze z Moskwy.

 

Podsumowanie

Pomimo faktu, że trafnie udało mi się przewidzieć zarówno przebieg wypadków na Białorusi jak i Ukrainie (co widać po tekstach z 2018-2019 roku), mam świadomość, że nikt nie posiada monopolu na trafne prognozowanie przyszłości. Niemniej, opierając się o wyżej poczynioną analizę, warto pokusić się o jakieś wioski i spekulacje.

Przede wszystkim uważam, że Federacja Rosyjska nie jest zainteresowana ograniczonym uderzeniem militarnym, ponieważ takowe nie przyniesie jej korzyści w kluczowych, politycznych i strategicznych kwestiach. Jeśli Władimir Putin wyda rozkaz inwazji, to jej celem będzie przejęcie pełnej kontroli nad Ukrainą, a więc ofensywa będzie musiała dążyć do złamania linii Dniepru oraz co najmniej okrążenia Kijowa (lub najlepiej zdobycia). W kontekście tej informacji należy pilnie obserwować stopień przygotowania Rosjan do wojny na większą skalę, w tym ilość mobilizowanych sił. Ilość, która na dzień dzisiejszy wydaje się zbyt skromna do realizacji ambitnego, opisanego wyżej celu.

Wojna z Ukrainą byłaby jednak wyjściem ostatecznym. Tymczasem na dzień dzisiejszy, Federacja Rosyjska ma podstawy by sądzić, że porozumienie z zachodem i USA jest możliwe. Sytuacja wewnętrzna Rosji nie jest jeszcze dramatyczna, a więc istnieje pewien margines czasowy na to, by prowadzić negocjacje.

Zważywszy na to, można zaryzykować tezę, że z przyczyn politycznych, Władimir Putin nie wykorzysta obecnego, dogodnego momentu na starcie militarne. Przynajmniej tak wynika z analizy logicznej, choć należy pamiętać, że w tej sytuacji niemal wszystko zależy od jednej tylko osoby i jej postrzegania rzeczywistości. I być może sam Władimir Putin nie wie jeszcze jaką decyzję podjąć. Wszystko jest bardzo płynne i dynamiczne. By ocenić wysokość ryzyka konfliktem, należy bacznie obserwować kroki Federacji Rosyjskiej – zwłaszcza te opisane na początku opracowania. Na chwilę obecną nie wygląda na to, by Rosjanie byli przygotowani do przeprowadzenia ofensywy np. już jutro czy nawet za tydzień. Jednak wraz z każdym kolejnym tygodniem obraz ten się może zmienić.

Jednocześnie jestem przekonany, że do inwazji na Ukrainę wcześniej czy później zwyczajnie dojdzie. Ponieważ nie istnieją przesłanki do tego by sądzić, że USA i Rosja są w stanie zawrzeć korzystne dla obu porozumienie. Nadto, nawet gdyby Stany Zjednoczone okazały słabość i uległy żądaniom Rosji, to nie przesądziłoby to o automatycznym podporzadkowaniu Ukrainy pod Moskwę. Bowiem Ukraińcy mogą być zdeterminowani do obrony swojej suwerenności nawet w osamotnieniu. I wówczas Rosjanie i tak musieliby siłą sięgnąć po Kijów. Co znów z kolei zaostrzyłoby relację z NATO i USA. Z tegoż względu sytuacja (dla Rosjan) wydaje się patowa. Tym większe jest prawdopodobieństwo, że Moskwa będzie chciała wcześniej dokonać puczu lub wywołać wojnę domową na Ukrainie. Po to by osłabić ukraiński opór wobec rosyjskich wpływów i pokazać ukraińskiemu społeczeństwu: „moglibyście żyć w stabilnym państwie przyjaznym Rosji, a żyjecie w zorganizowanym przez siebie chaosie”.

Dopiero gdyby taka próba się nie powiodła, władze z Kremla rozważałyby wariant siłowy. I w takim – oceniając to z perspektywy obserwatora – spodziewam się, że głównym celem ofensywy będzie Kijów oraz złamanie linii Dniepru.

 

Krzysztof Wojczal

geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog

 

Wartościowe? Pomóż rozwijać bloga
Twitter
Visit Us
Follow Me
RSS
YOUTUBE
YOUTUBE

64 komentarze

  1. Jeśli to nie pójdzie dalej, to Putin słabo na tym wyjdzie. Zamieni intratny kontrakt (NS2 który właśnie wstrzymali Niemcy) na dwa zrujnowane obszary (Ukraina i tak nie miała nad nimi kontroli) w które będzie musiał coś finansowo dokładać. EU dostaje kopa by uniezależnić się energetycznie od Rosji, choć planowane niemieckie biznesy będą musiały powstrzymać apetyt. Niemcy wybudują gazoport, a nim to zrobią to Polska może być hubem na LPG. NATO może się obudzi i Europa doinwestuje armię, a może powołałaby jakąś europejską, stacjonującą na wschodzie UE. Zestrachane są Łotwa, Litwa, Estonia, oraz polski przesmyk suwalski. Pora doinwestować armię – przeciwlotniczo, artyleria (rakietowa) dalkiego zasięgu, jakaś dywizja dodatkowa na wschodzie. Amerykańskie bazy. Gdyby tak jeszcze USA zdecydowałoby się dostarczać nam po kosztach albo lepiej dotować sprzęt… I ruszyć produkcję tu, bo reformie PGZ (wywaleniu stamtąd rodzin polityków, choć za pis to chyba niewykonalne). Musimy produkować amunicję do artylerii, rakiety (artyleria, plot do programu Narew), jakieś masowo produkowane przeciwpancerne. Wywalić z armii politruków i kler, postawić wymagania wojom, choć przy naszej demografii? Chyba żeby zrobić jakąś jasną ścieżkę naturalizacji Ukraińców, np. praca bez konfiktów z prawem kilka lat, egzamin z języka, rok w armii i polskie obywatelstwo. Byłabby rekrut do zawodowej armii oraz do poboru w razie W, mocno antryrosyjsko zmotywowany.

  2. Przez całe życie nie widziałem lepszej goepolitycznej analizy. Szacunek za merytoryczne wyjaśnienie, ogromną wiedzę i chęć podzielenia się informacjami.
    Oby te wieści trafiły do jak największej ilości osób. Nie tylko z tego wpisu ale i całego bloga.
    PS. Przewiduje Pan pełną mobilizację Polski, wprowadzenie stanu wojennego i obowiązkowy nakaz obrony kraju dla całej zdolnej do walki ludności polskiej?

    1. Bardzo dobra analiza poza bledem ze przyklad KUBY – dowodzi determinacji, raczej dowodzi ze jedna ze stron musi ustapic. Wtedy Chruszczow teraz USa.

  3. 100/100 i za to Pana lubię, dopiero teraz przeczytałem. czytam, czytam i jest Pan ostatnią nadzieją białych ludzi. KKK TX+19 Trzy lata później ten tekst ma jeszcze WIEKSZĄ wartość.
    herr Wojczal, proszę to przetłumaczyć na niemiecki i ang i szybko wysłać do Wessa Mitchella oraz Elbridga Colby’ego a także Hudson Institute i ostrych chłopaków z Geogretown znad Potomacu. To z nimi winien Pan teraz utrzymywać czerwoną linię. Hasło NOVEMBER. Warto też powalczyć aby zrobić z nimi rozmowę, co dalej i z prof Friedmanem póki żyje. W kontekscie najważniejszych najbliższych dwóch lat, bo TO ONE ustawią nam kolejne dwie/trzy dekady pokoju.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *