Czy niemiecka oferta dla USA jest rzeczywiście szansą dla Polski?

Tym razem krótki tekst polemiczny z najbardziej aktualną tezą podnoszoną przez Jacka Bartosiaka dotyczącą tego, że niemiecka oferta nowego dealu z USA jest korzystna z punktu widzenia strategicznych interesów Polski.

Przypomnijmy, temat ma swoją genezę w wypowiedzi niemieckiej Minister Obrony Narodowej: Annegret Kramp-Karrenbauer (z końca października), która zaproponowała nowy ład w relacjach transatlantyckich. Niemiecka minister przyznała chęć dążenia do pozostania Niemiec w świecie szeroko rozumianego Zachodu. Sugerowała wznowienie rozmów dotyczących np. umów handlowych (nowego TTIP) oraz poszerzenie współpracy transatlantyckiej. Niemcy miałyby w ramach tego dealu zainwestować w zbrojenia, dzięki czemu mogłyby wspierać dyplomację realną siłą zabezpieczającą np. wschodnią flankę NATO. Innymi słowy, Niemcy chciałyby niejako ulżyć Amerykanom zaangażowanym w starcie z Chinami oraz przejąć odpowiedzialność regionalnego żandarma w Europie Środkowej. Ku tej narracji zaczęły też dryfować wypowiedzi niemieckiego ministra Heiko Maasa. Deklarację o chęci zwiększenia nakładów na obronność – nawet w czasie pandemii – niemiecka MON powtarzała również w listopadzie. Wyraźnie adresując swoją ofertę w stosunku do nowej administracji amerykańskiej, która przejmie władzę wraz objęciem urzędu prezydenta USA przez Joe Bidena.

Głównym argumentem popierającym wspomnianą na wstępie tezę jest ten, że w ramach niemiecko-amerykańskiego dealu Niemcy mogłyby się zobowiązać do finansowania Wojska Polskiego. Co byłoby dla nas szalenie korzystne. Pomysł ten – po raz pierwszy w debacie publicznej – został przedstawiony w moim tekście z 1 października 2020 roku pt.: „Oferta Niemiec dla Polski”. Następnie – co mnie niezmiernie cieszy – został spopularyzowany przez dr Jacka Bartosiaka (notabene nie obrażam się, gdy czytelnicy polecają darmowo udostępniane przeze mnie teksty innym lub choćby powołują się na nazwisko ich autora 😉 ). Pomysł finansowania przez RFN wschodniej flanki NATO zainspirował najwyraźniej dra Jacka Bartosiaka do postawienia konkluzji, że taka postawa władz niemieckich jest rzeczywiście możliwa, lub choćby prawdopodobna.

Rozwijając poniekąd mój wcześniejszy tekst muszę zaznaczyć, że ani niemieckie władze ani społeczeństwo nie są gotowe by spełnić choćby ten jeden z wielu postawionych przeze mnie warunków jakie musiałyby być częścią niemieckiej oferty dla Polski. Co istotne – w tekście, który zapoczątkował w ogóle dyskusję w tym temacie jasno sprecyzowałem, że oferta Niemiec musiałaby zostać skierowana bezpośrednio do Warszawy. I tu tkwi sedno sprawy, do czego chciałem nawiązać w kontekście tezy dra Jacka Bartosiaka o geopolitycznym oknie w relacjach polsko-niemieckich. Otóż okno to dotyczy de facto relacji niemiecko-amerykańskich, a nie polsko-niemieckich. Niemcy składając ofertę Amerykanom ponownie działają ponad głowami Polaków. Oczywiście nie ma co się na ten stan rzeczy obrażać. Fakty są takie, że Niemcy są w stanie sami pokazać Polsce jej miejsce w szeregu o ile Warszawa nie będzie wspierana przez Waszyngton. Tylko zaangażowanie się Stanów Zjednoczonych w relacje z Polską daje polskim władzom podstawę do asertywnej postawy wobec Niemiec. Jeśli Berlin bezpośrednio dobije targu z Waszyngtonem, wówczas Polska racja stano zostanie zwyczajnie pominięta.

Oczywiście w polskim interesie narodowym jest to, by wytłumaczyć Amerykanom, że Niemcom nie można ufać. Choć administracja demokratów powinna o tym pamiętać. Choćby przez wzgląd na niepowodzenia resetu z Rosją i piwotu na Pacyfik, do czego władze z Berlina mocno się przyczyniły. Pomysł dra Jacka Bartosiaka polegający na wmontowaniu polskiej racji stanu w niemiecko-amerykański deal jest z pewnością próbą na odpowiedzenie na pytanie, jak dopasować się do zaistniałej sytuacji. Czyli do zagrożenia niemiecko-amerykańskim układem pomijającym polską stronę. W tym celu należałoby przekonać Amerykanów, że w ich interesie jest by to Polska pilnowała tego, czy Niemcy dochowują zobowiązań wobec Waszyngtonu. Polska nadaje się do tego jak nikt inny, bowiem amerykańskim warunkiem dealu jest to, by Berlin nie współpracował z Moskwą. Tymczasem Polska leży między Niemcami a Rosją i może kontrolować strategiczne przepływy między tymi państwami (choć np. ewentualnie ukończenie NS II może tą kontrolę zmniejszyć). Jednocześnie Polska posiadająca silną i nowoczesną armię mogłaby pełnić rolę lokalnego policjanta NATO, a potęga militarna zwiększałaby niezależność Warszawy od Berlina. Dawałaby więc podstawę do rzeczywistej niezależności od Niemiec, a tym samym możności pełnienia funkcji amerykańskiego stróża.

Przekonanie Amerykanów do tego rodzaju rozumowania nie jest w tym wszystkim jednak ani najważniejsze (bo sami to powinni rozumieć lepiej od nas) ani najtrudniejsze. Bowiem jeśli przysłuchać się niemieckim ofertom kierowanym w stronę USA, to próżno szukać tam słów o Polsce a już zupełnie nie ma mowy o jej wzmacnianiu na koszt Niemiec. Tak więc  koncepcja dra Jacka Bartosiaka nie tyle nakłada na polską dyplomację obowiązek przekonywania Amerykanów, a właśnie głównym zadaniem polskich dyplomatów powinno być przekonanie do tej koncepcji władz z Berlina. Chodzi o to by pokazać, że atrakcyjna oferta Niemiec dla Polski oraz finansowanie Wojska Polskiego przez niemiecki budżet są w niemieckim interesie.

I tu pojawia się pewien problem. Bo w rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie. Mój tekst o tym w jaki sposób Niemcy powinni zacząć działać by utrzymać spójność Unii Europejskiej oraz odzyskać kontrolę nad Mitteleuropą (w tym Polską) zawierał również szereg propozycji z jakich powinna składać się niemiecka oferta dla Polski. Był to w gruncie rzeczy pakiet warunków brzegowych jakie zmusiłyby Warszawę, by wziąć pod rozwagę niemiecką ofertę i  zastanowić się czy proniemiecki kierunek polityki międzynarodowej nie byłby bardziej korzystny. W skrócie, chodziło m.in. o to, że jeśli Niemcy chcieliby utrzymać niezależność UE od potęg zewnętrznych to musieliby w pierwszej kolejności zadbać o jej spójność. A więc o wspólnotę interesów wewnątrz Unii. Gdyby UE miałaby być niezależnym kontynentalnym imperium to należałoby przekonać jej wszystkich najważniejszych członków (a takim jest Polska) do tego, że łączy ich wspólnota interesów. W takiej koncepcji, Niemcy powinni rozważać możliwość przekupienia Polski i wyciągnięcia jej z amerykańskiej strefy wpływów. Bowiem z proamerykańską Europą Środkową, Berlin i Bruksela nie są wstanie wyprzeć USA ze Starego Kontynentu oraz zadbać o swoją niezależność polityczną.

Przyjrzyjmy się teraz obecnemu stanowi rzeczy. Niemcy proponują Stanom Zjednoczonym deal w którym Unia Europejska byłaby zależna od USA. W tym pomyśle, niemieckim priorytetem nie jest już utrzymanie spójności UE oraz przekonywanie Europy Środkowej do czegokolwiek. Bowiem porozumienie ze Stanami Zjednoczonymi automatycznie likwiduje problem niepokornej Europy Środkowej. Polska i inni gracze lokalni (jak Rumunia, Chorwacja albo np. Bałtowie) straciliby podstawę dla swojej asertywności względem Berlina. Innymi słowy, Niemcy pozbywając się amerykańskiego bata oraz akceptując zwierzchność Waszyngtonu same odzyskałyby pole manewru naciskania na przestrzeń zwaną przez nich Mitteleuropą.

Odzyskanie kontroli nad Mitteleuropą jest jednym z głównych powodów dla których Niemcy są w stanie zaakceptować zwierzchność USA. Podległość USA oraz zwiększenie niemieckiej obronności to koszty, jakie Berlin jest w stanie zapłacić za pełnię wpływów w całej Unii Europejskiej. Jak widać, zrzekanie się tych wpływów i kontroli na rzecz Polski oraz finansowanie jej siły militarnej również mogącej stanowić podstawę asertywności względem niemieckiego stanowiska – jest kompletnie sprzeczne z interesami Niemiec. Berlin ma do wyboru dwie drogi. Kontynentalną, w której wspólnie z Paryżem budowałby niezależny blok w postaci Unii Europejskiej oraz transatlantycką ze Stanami Zjednoczonymi jako protektorem. W pierwszej koncepcji Niemcy musiałyby ponieść koszty utrzymania spójności UE poprzez zapłatę pewnej ceny Polsce. W drugiej, Berlin płaciłby Stanom Zjednoczonym. Nie można więc oczekiwać, że Niemcy wybiorą jedną z tych dwóch koncepcji (np. transatlantycką) tylko po to by ponieść podwójne koszty. Płacąc zarówno USA jak i Polsce. Godząc się jednocześnie na asertywność Mitteleuropy.

Jest wiele płaszczyzn nacisku, jakie mogą wykorzystać władze z Waszyngtonu przeciwko Berlinowi. Nie jest jednak tak, że Niemcy zgodzą się dobrowolnie na kompletną kapitulację. Rezygnując z niezależności UE i wpływów w Mitteleuropie jednocześnie. A już z pewnością nie można zakładać, że niemiecka oferta wystosowana do USA jest właśnie tego rodzaju kapitulacją. Niemiecka oferta jest pewnego rodzaju ucieczką do przodu. Propozycją, która ma wyprzedzić ewentualne dalsze naciski Amerykanów, ułagodzić ich, a jednocześnie dać Niemcom układ, który by ich zadowalał. Amerykanie mają tutaj również wybór. Albo dalej przeznaczać siły, środki i zaangażowanie w wywieranie presji na Berlin (co wszystko kosztuje czas i pieniądze) albo zgodzić się na niemieckie warunki, przyjąć hołd lenny, odhaczyć w notesie UE jako sojusznika oraz przejść do rozwiązywania kolejnych problemów (np. z Rosją czy Chinami). Niemcy nie pozostawiają tutaj pola do negocjacji o Polską rację stanu. Wręcz przeciwnie, chcą za wszelką cenę tej racji do stołu negocjacyjnego nie dopuszczać.

Uważam, że upatrywanie w zaistniałej sytuacji szansy i okna dotyczącego polsko-niemieckich relacji jest złudne. Wręcz kompletnie chybione. Porównywalne do chybionych kalkulacji Władysława Studnickiego, który wierzył w uczciwość niemieckich zapewnień o przyjaźni, a następnie sam oskarżał Hitlera o doprowadzenie do katastrofy w relacjach polsko-niemieckich (co czynił dwukrotnie w broszurze pt.: “Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej”). Różnica polega na tym, że wówczas Berlin składał oferty bezpośrednio do Warszawy, a teraz wszystko dzieje się ponad polskimi głowami. I nawet nikt słowem nie zająknął się o kwestii polskiej oraz o tym, by Niemcy miały finansować Wojsko Polskie. Uważam to za większą mrzonkę niż marzenia prezydenta Andrzeja Dudy o zbudowaniu w Polsce tzw. Fort Trump.

Tak więc przekonywanie Amerykanów, że powinni zgodzić się na niemiecką ofertę w zamian za wsparcie Polski uważam za marnowanie potencjału oraz strzelanie sobie w stopę. Efekt może być bowiem taki, że przekonamy Waszyngton do oferty z Berlina, ale deal zostanie zawarty bez uwzględnienia naszych interesów. Bo Niemcy ich zwyczajnie nie chcą i nawet nie mogą – z punktu widzenia logiki i słuszności ich postępowania – zaakceptować.

Polityka przekonywania Amerykanów do niemieckiej propozycji mogłaby okazać się przeciwskuteczna, a już z pewnością nie przyniosłaby oczekiwanych rezultatów. Dlatego najlepszym wyjściem byłoby przekonanie Amerykanów, że dotychczasowa polityka względem Niemiec powinna zostać utrzymana. Dlaczego? Ponieważ przynosi wyraźne efekty i jest skuteczna. Niemcy z postawy wyczekująco-neutralnej przeszli do hołdu lennego. Są obezwładnieni, jeśli chodzi o politykę prorosyjską. Polska i Europa Środkowa izolują Niemców od Rosji i Chin (kontynentalnie). Mogą wspólnie neutralizować niemieckie pomysły na niezależność UE (gdyby takie były dalej skrycie realizowane). Im Niemcy będą bardziej asertywne względem USA, tym większą asertywnością może wykazywać się Europa Środkowa względem Niemiec (ale do tego potrzebne jest zaangażowanie się USA). Jeśli Amerykanie zgodzą się na niemiecką ofertę oraz wyjście z Mitteleuropy (bo tylko taka opcja leży na stole) wówczas stracą kontrolę nad osią Paryż-Berlin-Moskwa. Tak jak to było w latach 2011-2013. Trzeba to przypominać, zamiast doszukiwać się na siłę ofert i szans, których realnie nie ma i nikt o nich nawet nie napomknął.

Polska może akceptować niemiecką dominującą rolę na kontynencie tylko wówczas, gdy Warszawa bezpośrednio otrzyma dobrą ofertę z Berlina z realnymi gwarancjami jej realizacji. Tymczasem Niemcy mogą ponieść koszty takiej oferty tylko wówczas, gdy dzięki niej będą mieli całkowitą kontrolę nad UE (całkowitą, czyli bez udziału USA). Niemcy mają spory kawał tortu, którym muszą się podzielić. Mogą oddać kawałek Stanom Zjednoczonym. Mogą też poczęstować nim Polaków. Natomiast z pewnością nie kalkulują opcji, w której muszą oddać cały tort i rozdzielić go pomiędzy swoich geopolitycznych konkurentów.

Natomiast należy dodać, że w mojej ocenie, Niemcy nie są zdolni i nie chcą niczego oferować Polsce. Uważają nasze państwo za słabsze, które nie ma mocy by przebić pewnego rodzaju sufit. Postrzegają nas jako przedmiot gry, który utracili, a który chcą odzyskać. Jednocześnie koszty naszych warunków brzegowych w zakresie niemieckiej oferty – opisane w „Oferta Niemiec dla Polski” są zbyt wysokie, by Berlin choćby spróbował je rozważać. Niemcy mogą kompletnie pominąć stanowisko i interesy Warszawy jeśli porozumieją się z Amerykanami lub wyprą ich z kontynentu (co jest w mojej opinii na dzień dzisiejszy nie do zrobienia-może stąd ta propozycja dealu). Chcą podporządkować na powrót Mitteleuropę samodzielnie lub pod parasolem Stanów Zjednoczonych. I musimy o tym pamiętać, by przypadkiem nie podcinać gałęzi na której sami siedzimy.

 

Pozdrawiam

Krzysztof Wojczal

Geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog

P.S.  Przemyślenia wynikłe w trakcie dyskusji po publikacji.

Próby przekonania Niemiec do jednoczesnej rezygnacji z Mitteleuropy oraz podległości UE względem UE można porównać do prób przekonywania kogoś do strzelenia sobie w głowę. Oczywistym jest, że osoba ta nie zrobiłaby tego nawet, gdyby była przekonywana przez własną matkę. Chyba, że byłaby samobójcą.

Liczenie, że w ramach oferowanego przez Niemcy dealu z USA, Berlin rzeczywiście sfinansuje polską armię można porównać do sytuacji naszego wschodniego sąsiada. Bo to jest tak, jakby po ofercie Moskwy dotyczącej nowego resetu z USA Ukraińcy naiwnie uwierzyli, że w ramach tego resetu Putin zgodzi się finansować ukraińską armię.

 

 

 

Wartościowe? Pomóż rozwijać bloga
Twitter
Visit Us
Follow Me
RSS
YOUTUBE
YOUTUBE

34 komentarze

  1. Jak zawsze bardzo cenne uwagi . Dodam, że na przestrzeni ostatnich wydarzeń o praworządność widać było upodmiotowienie Polski przez Niemcy. Powinno być dla wszystkich oczywistym, że Berlin nie traktuje nas po partnersku, i że w porozumieniu zostawili nam kij w mrowisku i gdy przyjdzie pora będą nim wiercili. W dobie takich nastrojów, jakiekolwiek zaufanie powinno być negowane i jedynie na czym powinniśmy się skupić to rozmowa z Berlinem z pozycji siły, i oczywiście budowanie tej pozycji, chodźby jesli będzie to konieczne to wziększając procent pkb na obronność, aby Niemcy nie myśleli, że tylko oni to mogą zrobić.

  2. Bardzo dobry tekst. W pełni się zgadzam z opisem sytuacji. Jedno jest pewne i niezmienne, Niemcom nie możemy ufać. Nic nam nie dadzą za darmo, a wręcz przeciwnie, będą robić co się da żebyśmy nie wzmocnili się przesadnie ponad to co umożliwia wyciąganie im zysków ze sprzedaży swoich produktów. Niemcy nie widzą nas jako partnera i nie chcą widzieć. I nie jest to postawa tylko na poziomie rządu, ale na poziomie jednostki. Czują się lepsi pod każdym względem i nie tylko od nas. Chcą być hegemonem w Europie, a po Covidzie będzie im jeszcze łatwiej. Ten Covid spadł im jak gwiazdka z nieba. Bardzo wyostrzył ich dominację. Mało tego oni do tego Covida przygotowywali się od kilku lat. Pamiętam, jak w zeszłym roku jesienią rozmawiałem z kolegą, który opowiadał jak jego kolega z Niemiec naśmiewał się z działań naszego rządu, że nadchodzi spowolnienie gospodarcze a nasz rząd tworzy zrównoważony budżet, zamiast dorzucać kasy. Ale wówczas zauważyłem, że Niemcy robią dokładnie odwrotnie niż te podpowiedzi i to od kilku lat, że pomimo spadającej dynamiki wzrostu, rok po roku notują rekordy nadwyżki budżetowej i nie dosypują żadnej kasy. Dlatego w tej rozmowie z kolegą stwierdziłem, że to wygląda jakby Niemcy szykowali się na poważny kryzys i ważną rozgrywkę. Jakbym miał wskazać kto sztucznie wprowadził Covida do obiegu w Wuhan na podstawie korzyści to wskazałbym Niemców. Nawet timing był idealny, bo niedługo przed niemiecką prezydencją w UE, gdy mogli pokazać siłę swoich możliwości finansowych, a przez to i politycznych, a także wywróciło sytuację polityczną w USA, gdzie jeszcze na koniec 2019 r. Trump cieszył się ogromnym poparciem dzięki znakomitym wynikom gospodarczym, a potem wszystko się odwróciło. Z tego mi wynika, że Niemcy mają idealną sytuację do podjęcia walki o realną dominację w Europie i to robią. Pompują ogromne środki do swoich przedsiębiorstw, które już przejmują swoich konkurentów. Całkowicie podporządkowują sobie południe, politycznie i finansowo. Potrzebują jeszcze podporządkować sobie krnąbrny wschód, a w zasadzie sprowadza się to do Polski, bo reszta potulnie się przyłączy jeśli nas złamią. Nie potrzebują więc żebyśmy byli silniejsi ale wręcz przeciwnie. Oni nawet nie czują zagrożenia ze strony Rosji, więc wcale nie potrzebują jakichś wielkich inwestycji w armię, a tym bardziej naszej pomocy. Wystarczy, że dogadają się z Rosją co do współpracy gospodarczej w zamian za obietnicę, że Rosja nie rusza państw bałtyckich, a Białoruś i Ukrainę mogą rozgrywać, ale bez działań kinetycznych, aby zachować pozory spokoju i porządku i wszyscy są zadowoleni. Oprócz naszej dumy i ambicji.
    Problem polega na tym, że Amerykanie mogą przystać na propozycje dealu z Niemcami, czy to z wygody, głupoty, czy braku wystarczających środków, albo ciśnienia ze strony Australii, Filipin, Tajwanu, że tam są potrzebni już teraz w dużo większym zaangażowaniu. Tak czy inaczej już za chwilę możemy stanąć w obliczu konieczności samodzielnego myślenia o bezpieczeństwie. A wówczas pojawią się te same dylematy co przed wojną. Oczywiście sytuacja nie jest wprost analogiczna, ale niewykluczone, że będziemy musieli zredukować swoje ambicje i podejście do wizji naszego kraju, przynajmniej na najbliższą dekadę i zamiast myśleć o odtwarzaniu naszej potęgi, najpierw trzeba będzie się skupić na tym aby przetrwać nadchodzącą zawieruchę.
    Niestety mamy niewielki wpływ na to jak się rozstrzygają decyzje o nowym porządku. Może wyjść, że zamknie nam się trzecia droga, przynajmniej na jakiś czas i pozostaną nam tylko Niemcy albo Rosja. Więc wyboru za dużego nie będzie. W Chiny nie wierzę, że będą tu game changarem. Nie sądzę aby oni się obawiali EuRosji od Lizbony po Władywostok. Taki twór będą mogli łatwo destabilizować. Prawdziwym rywalem Chin mogą być Indie. W tej chwili Indie są podobnie lekceważone, jak Chiny 20-30 lat temu, że niby mają potencjał, ale są jeszcze słabi, biedni, bez woli politycznej i z mnóstwem problemów wewnętrznych. Jednak Indie będą drugą gospodarką świata, a wraz ze wzrostem będzie się zmieniała ich wola polityczna i postawa. Dlaczego? Bo będą mogli.
    W całej tej układance dla nas obecnie najważniejsze jest aby przetrwać i umacniać się na ile się da, a przyjdzie jeszcze nasz czas. Przyglądam się Korei płd. i widzę jak w tym kraju rośnie asertywność obywateli wraz z ich bogaceniem się. To jest kraj który ma podobne dylematy do naszych, wciśnięty między wielkie potęgi, a potrafi prowadzić w miarę niezależną politykę i budzić szacunek na świecie. Dlatego upatruję nadziei, że Korea będzie dla nas przykładem i podążymy ich śladami. I z czasem oni połączą się z północą a my z naszymi partnerami z I RP.

  3. Bardziej bym się nie mógł zgodzić.
    Stare powiedzenie mówi, że “Niemców ma się pod butem albo u gardła”.
    Więc wzmacnianie USA w utrzymaniu sztywnej polityki wobec Berlina jest condicio sine qua non dla naszej emancypacji w rejonie. Niestety nie widzę innej drogi.
    Mam tylko nadzieję, że nasza generalicja jest tego świadoma i wspólnie z generalicją innych państw Wschodniej Flanki wywiera odpowiedni nacisk na Pentagon (jak sufluje tutaj na blogu Georealista).

  4. Ja propozycję Bartosiaka odczytałem jako najzwyklejsze ‘sprawdzam’, w kierunku Niemiec. Niemcy nie mają się zgadzać na naszą propozycję, one muszą to zrobić, bo tak każe Wujek Sam. Jeżeli się nie zgodzą, to znaczy, że knują. Co knują? Dozbrojenie i pojednanie z Rosją. Skoro my to wiemy to elity USA na pewno.

    Jeżeli Amerykanie zgodzą się na deal Niemców, bez zabezpieczenia sobie wschodniej flanki, to znaczyny tylko tyle, że ich elity są na tyle naiwne i głupie, że nie mają prawa piastować hegemonicznego miejsca w świecie i prędzej czy później zapłaciłyby za to surową cenę.

  5. W moje opini Ameryka sie zgodzi na propozycje Niemiec-nie mam co do tego zadnych watpliwosci-za duzo maja frontow otwartych i wlasnie przegrywaja nowa zimna wojne-“warto” jeden front odhaczyc szczegolnie ze Niemcy moga nieco amerykanskich obligacji kupic-glupie to ozywiscie,krotkotemrinowe i nie biorace pod uwage lekcji z historii ale takie sa wlasnie ostatnie dwie dekady amerykanskiej geopolityki.
    Wiec deal bedzie zawarty-wtedy Polska powinna zwrocic sie w kierunku Turcji i muzulmanow “wyzerajacych” Niemcy od srodka ale jak znam zycie to “najlepszy” pomysl jaki polskiemu establishmentowi przyjdzie do glowy to Rosja.Wiec bedziemy protektoratem Niemiec lub Rosji-to juz jest nie do unikniecia-nie z takimi “elitami”.Jedyna nadzieja w tym ze to za dlugo nie potrwa bo muzulmanie tak czy owak i tak w koncu to hitlerowo “zjedza”.

  6. W moje opini Ameryka zgodzi sie na propozycje Niemiec-nie mam co do tego zadnych watpliwosci-za duzo maja frontow otwartych i wlasnie przegrywaja nowa zimna wojne-“warto” jeden front odhaczyc szczegolnie ze Niemcy moga nieco amerykanskich obligacji kupic-glupie to ozywiscie,krotkotemrinowe i nie biorace pod uwage lekcji z historii ale takie sa wlasnie ostatnie dwie dekady amerykanskiej geopolityki.
    Wiec deal bedzie zawarty-wtedy Polska powinna zwrocic sie w kierunku Turcji i muzulmanow “wyzerajacych” Niemcy od srodka ale jak znam zycie to “najlepszy” pomysl jaki polskiemu establishmentowi przyjdzie do

  7. W gruncie rzeczy cała pierwotna propozycja AKK sprowadza się do ULEPSZNEJ [dla Berlina] powtórki “resetu” z 2009 i Deauville 2010, gdzie obiecuje się “na gębę” bycie posłusznym Waszyngtonowi, byle tylko siły USA wyszły z Europy. Dzięki czemu Berlin mógłby wzmocnić swoje władztwo nad Europą i wzmocnić się też militarnie – i to nie tylko bez kontrakcji USA – ale z “błogosławieństwem” USA. Gdy siły USA wyjdą z Europy [już całkowicie – bo w 2011 wyszły siły ciężkie co do Abramsa – ale zostały ramowe siły lekkie i część lotnictwa i logistyka] – wtedy Berlin mając i silne aktywa militarne i scentralizowaną UE pod butem – będzie równoprawnym partnerem dla budowy supermocarstwa Lizbona-Władywostok z Kremlem. Bo z Krymu i Donbasu Berlin wyciągnął jeden wniosek – nie wystarczy tylko siła ekonomiczna i finansowa – by skleić równoprawnie supermocarstwo z Kremlem, Berlin musi dysponować również twardą siłą militarną. Tym razem Berlin nie zamierza już dzielić się z Paryżem Europą [jak w Deauville 2010] – ani nie chce traktować go jako partnera do budowy supermocarstwa. Paryż ma zapłacić za to, że nie zgodził się na scedowanina na rzecz UE [czyli na rzecz Berlina w przebraniu Brukseli] ani głosu i prawa veto w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, a potem “krnąbrny” Paryż nie zgodził się na przekazanie kontroli strategicznych sił jądrowych [“czerwonego guzika atomowego”] na rzecz armii UE – czyli znowu pod zarząd Berlina. Toteż Berlin zasadniczo zmodyfikował plan poprzedniego resetu i wyrugowania USA z Europy – z dodatkowym wyrugowaniem Francji z triumwiratu na rzecz duumwiratu. Nie zgodzę się, że Chiny nie obawiają się supermocarstwa Lizbona-Władywostok. Obawiają się bardziej, niż więdnącej potęgi USA. Bo ten nowy scentralizowany totalitarny [tak twór] – połączyłby w nową jakość [i ilość] dla i technologię i środki dla inwestycji i B+R – i tanie surowce i potęgę militarną Rosji. Czyli powstałoby ROZWOJOWE agresywne pod każdym względem supermocarstwo z kołem zamachowym dla rozwoju technologicznego, ekonomicznego i militarnego. Z planów Pekinu uczynienia z Rosji najpierw kolonii surowcowej, a potem wchłonięcia Syberii i Arktyki – zostały by tylko plany. Indie zaczęły by balansować Chiny nowym supermocarstwem euroazjatyckim. To samo Japonia i generalnie kraje ASEAN. To byłby koniec “deficytu gwarancji bezpieczeństwa” dla państw sąsiadujących z Chinami – dzięki czemu ten obrót nabrałby cech trwałych strukturalnie. Supermocarstwo euroazjatyckie by odzyskało Azję Środkową i silnie wpłynęło na Zakaukazie i Bliski Wschód – w tym Zatokę. W TAKICH warunkach obrót Izraela i UK na nowe supermocarstwo byłby właściwie nieunikniony. I w TAKICH warunkach kapitulacja Francji i przystąpienie do tegoż supermocarstwa Berlin-Kreml [ale jako element składowy – co najwyżej jako junior-partner] – też byłoby nieuniknione. Oczywiście Paryż by przeszedł pomostowo dość gorzko i we wzburzeniu “5 faz reakcji na nieuniknioną degradację” – ale wzorem Vichy by skapitulował. W opozycji do Bartosiaka – pierwotna propozycja AKK – bez korekty wydzielenia nadrzędnej osobnej kontrolnej Wschodniej Flanki – to pełna katastrofa dla Polski, Wschodniej Flanki, PIIGS, UK – ale także [może najmocniej] dla Francji. Dlatego właśnie – pozornie paradoksalnie – w tym przypadku, po uświadomieniu Paryża w kwestii prawdziwych planów Berlina i Kremla – widziałbym we Francji W TEJ SPRAWIE zasadniczego sojusznika w Europie dla skontrowania Berlina. Oczywiście nie za darmo [i tylko w tej sprawie]. Dla Czytelników – sprawę “poróżnienia się” Kremla i Berlina w sprawie Nawalnego – mam za ustawioną pod stołem maskirowkę dla uśpienia i Europy i USA. To tylko sprawa “medialna” – a nie strategiczna. Tak samo obietnice Kremla, że w 2021 będzie uczestniczył w…pakistańskich ćwiczeniach morskich AMAN-21 z flotami NATO – mam za tanie kupowanie sobie złudzenia w NATO, że Rosja “zaczyna współpracować”. To tylko usypianie czujności ze strony i Berlina i Kremla – by za kilka lat [powiedzmy w 2025] w ciągu jednego dnia dokonać zasadniczego przewrotu globalnego układu sił i detronizacji OBU supermocarstw [a także strukturalnego podcięcia rozwoju i Chin i USA w dłuższym czasie]. Z detronizacją “króla dolara”. Dlatego – w przeciwieństwie do Bartosiaka – w tej konkretnej sprawie widziałbym Francję jako naszego bezpośredniego sojusznika strategicznego. I to też zapewne przez koła wysokiej generalicji francuskiej – która myśli geostrategicznie i pragmatycznie – w przeciwieństwie do Macrona i świata “ideałów i postępu”, które rządzą w Wersalu. Konstruktywnie: przy maksymalnej mobilizacji – propozycja AKK powinna być gruntownie skorygowana w Waszyngtonie przez presję i Wschodniej Flanki – i Francji – i UK. W jednym szeregu – zgodnym głosem. Francja zostałaby zneutralizowana bez jej upokarzania – jeżeli względem Berlina zacznie balansować nie Rosją, a Wschodnią Flanką [i UK]. Czyli kontrola władztwa [ekonomiczno-technologiczno-finansowego] Berlina – ze wschodu, zachodu i od północy. I częściowo od południa – biorąc pod uwagę dużo większe możliwości militarnej francuskiej projekcji siły na Morzu Śródziemnym – przynajmniej do Malty. Ale to wymaga bardzo asertywnego wytłumaczenia francuskim kolegom generałom, jak Berlin z Kremlem chcą ich wykiwać. Tu liczę na ambicje Francuzów – bo ewentualny “zjazd” w statusie w supermocarstwie euroazjatyckim byłby dla nich o rząd wielkości boleśniejszy, niż dla Polski. Sumując – trzeba wykorzystać przeciw pierwotnej propozycji AKK wspólny egoistyczny gardłowy interes Wschodniej Flanki, Francji i UK. Tak zmodyfikować – by Berlin stał się zdemilitaryzowaną “dojną krową” w ekonomii i rozwoju technologicznym – kontrolowaną czujnie ze wszystkich stron. Czyli chodzi o całkowite przewrócenie in minus statusu Berlina – i całkowite odwrócenie pozycji Wschodniej Flanki, Francji i UK. Czyli modyfikacja polityki Paryża polegałaby na zamianie Rosji jako balansera – na rzecz Wschodniej Flanki i UK. Ze strategicznym globalnym dalekim parasolem jądrowym USA. To by wzmocniło Francję – zwłaszcza dało jej bonusy w koncesjach ze strony USA w Afryce [nie tylko Saheli itd]. Aletrnatywa jest zrolowanie Francji – utrata suwerenności i stref wpływu i benefitów. W niemiecko-rosyjskim rydwanie. Jeszcze uwaga: plan Berlina już po ustanowieniu supermocarstwa z Kremlem jest dość prosty – przez siłę polityczną, ekonomiczną i technologiczną i militarną – doprowadzić do zwiędnięcia wzrostu ograniczonych i faktycznie otoczonych Chin – i do wymuszenia preferencyjnego udziału [zwłaszcza kapitału niemieckiego] na rynku chińskim. Marzenie Berlina to stać się nową “fabryką i motorem rozwoju świata” – detronizując Chiny. No i USA. I Kreml na pewno temu kibicuje – bo w 2035 Chiny osiągną taką siłę ekonomiczna – ii militarną [opartą o deklasujący skok generacyjny RMA] – że Rosja nie będzie w stanie obronić się militarnie – bo WTEDY nawet maksymalny zmasowany saturacyjny atak rakiet i hipersoników zostanie odparty przez systemy “Wielkiego Muru” RMA opartymi o skierowane bronie energetyczne wielkiej mocy. Za to Rosja – nie odeprze zmasowanego ataku Chin – które po prześcignięciu technologicznie USA w umownym 2035 [termin naznaczony przez Xi] – będą miały wolne ręce do zrobienia “porządku” w swoim sąsiedztwie. Z Rosją jako nr 1 na liście.

    1. Zastanawiałem się nad tym tworem od Lizbony do Władywostoku i w teorii to faktycznie wygląda na możliwość stworzenia siły przewyższającej nawet Chiny, zwłaszcza gdyby spasować te wszystkie możliwe synergie. Żeby to urzeczywistnić to najpierw Niemcy muszą podporządkować sobie UE a zwłaszcza Polskę, natomiast Rosja Białoruś i Ukrainę. Tylko że wtedy będą stali naprzeciw siebie jak pomiędzy 39 a 41. To będzie niezwykle trudne dla nich, dwóch agresywnych, imperialistycznie myślach narodów stworzyć taką platformę współpracy, aby te możliwe synergie wykorzystać. Bardziej mi to pachnie tym, że w którymś momencie jeden bandyta będzie próbował wykiwać drugiego bandytę, aby samodzielnie przejąć pełną kontrolę. A jak rozpęta się wojna to straty mogą być tak duże, że będą nici z dominacji a Chiny jeszcze przejmą Syberię przy okazji. Dlatego według mnie Chinom będzie łatwo podsycać te antagonizmy i podejrzenia między Rosją i Niemcami i nie uda się wersja light na pełną kooperację.

      1. To, o czym wielokrotnie pisze Georealista, ma pewne podstawy w faktach:
        1. W marcu 2009 roku Prezydent USA zgodził się na reset w stosunkach z Rosją – u nas 17 września 2009 roku ogłosił, że USA jednak nie wybuduje w Polsce baterii rakiet THAAD. W wyniku tego resetu faktycznie USA w 2011 roku wycofały ostatni czołg z Europy oraz rozwiązano II Flotę USA, która nadzorowała tzw. GIUK na Morzu Północnym i Alantyku.
        2. Z kolei 18 października 2010 roku odbył się szczyt francusko-niemiecko-rosyjski w Deauville, gdzie zaproponowano utworzenie Jednolitego Obszaru Bezpieczeństwa od Władyswostoku do LIzbony.
        3. W dniu 20 grudnia 2011 roku Prezydent Polski Bronisław Komorowski i przewodniczący ChRL Hu Jintao podpisali oświadczenie o strategicznym partnerstwie między obu krajami. W następstwie tego porozumienia polscy generałowie zaczęli jeździć np.na konferencję do Quingdao. Dodać jednak należy, że takie umowy CHRL ma również z Francją i Niemcami.
        4. W 2012 roku minister obrony narodowej Chin gen. Liang Guangli był z wizytą w Polsce. Przyjechali też ich specjaliści od artylerii i sił powietrznych.
        Być może to wtedy faktycznie Chińczycy poinformowali, że celem współpracy NIemiec, Francji i Rosji jest powstanie supermocarstwa, mogącego zagrozić pozycji Chin i USA. Gdy później USA dowiedziały się o celach traktatu z Deauville, odpalono Majdan na Ukrainie i przywieżli znowu czołgi na kontynent europejski.
        5. Następnie w dniu 2 wrzesnia 2014 roku minister Siemoniak spotkał się z generałem Wanquanem Changiem, szefem resortu obrony Chin i porozmawiali sobie o relacjach Chin i NATO oraz sytuacji w Europie Środkowo-Wschodniej i w Azji Wschodniej. Omówili też sytuację polityczno-wojskową w Europie Środkowo-Wschodniej i w Azji Wschodniej.
        Stąd z kolei można wnosić, że Chiny zadeklarowały przerzucenie mostem powietrznym artylerii dalekiego zasięgu i jednostek przeciwlotniczych w razie ataku Rosji.
        6. Następnie USA przerzuciło część wojsk do Polski i nałożyło sankcje na NS II, Deutsche Bank itd., oraz uniemożliwiłyo sprzedaż przez Polskę działki z koncówką szerokiego toru kolejowego Chinom.

      2. Żeby była jasność – proszę sobie poszukać w internecie ówczesne wypowiedzi George’a Friedmana ze Stratforu, który wprost stwierdził, że połączenie technologicznego, ekonomicznego i finansowego potencjału UE zdominowanej przez Niemcy z rosyjskim potencjałem militarnym, surowcowym i przestrzennym, to najgorszy możliwy koszmar dla USA. Tak się wypowiadał pod koniec 2013 i w 2014. I to jest przyczyna – JEDYNA – obecności sił USA w Polsce i na Wschodniej Flance. Nie żadna “przyjaźń” czy “wartości” czy “historyczne więzi” czy “obrona demokracji” itd…na czym naiwnie opierają się nasi sternicy… A pozycja Polski – jest kluczowa na lądowym przesmyku bałtycko-karpackim – zresztą dlatego przez ostatnie 300 lat z okładem przez ten przesmyk maszerowały ze wschodu na zachód i z zachodu na wschód wielkie armie. Czyli “być albo nie być hegemonem” dla USA – zależy od bycia niezależnym od Kremla i Berlina silnym podmiotem. Ponieważ nasi sternicy w ogóle nie rozumieją tego lewara na USA – więc Waszyngton po taniości za okrągłe gadki i poklepywanie po plecach ma za darmo to – co musiałby uzyskiwać dużym zainwestowaniem w Polskę. Szczególnie po zdradzie 2009-2013 naszym kosztem. Więcej – USA ze wszystkich sił dąży do utrzymania bezkosztowo Polski pod swoim batem [czyli nie marchewką, a kijem] – i temu m.in. służy bat 447 – zawsze do odpowiedniego “uruchomienia”. Amerykanie byli ślepi na budowanie supermocarstwa Lizbona-Władywostok, ponieważ Krem, Berlin i Paryż udali już w 2009 [gdy już WTEDY odbywał się REALNIE “pacific pivot”, który dwa lata później Hillary Clinton ogłosiła publicznie] – ze zgadzają się na tzw. Strategiczną Wizję Brzezińskiego – stworzenia wielkiego antychińskiego sojuszu – w tym z UE, Rosją. Strategiczną Wizję opublikowano też dwa lata później w 2011, a już przedtem w lipcu 2010 w Deauville Kreml, Berlin i Paryż dogadały się co do współpracy i budowania “nowej lepszej unii euroazjatyckiej od Lizbony do Władywostoku. Co USA przyjęły z wielkim zadowoleniem, ponieważ z pozycji biurka w Waszyngtonie wszystko wyglądał na realizację wielkiego antychińskiego sojuszu. Amerykanie naiwnie od 2011 wycofywali wszystkie siły ciężkie co do Abramsa [proces zakończono w 2013], także w 2011 rozwiązali 2 Flotę US Navy odpowiedzialną za GIUK. Czyli głupio sami likwidowali siłowe ZABEZPIECZENIE realizacji antychińskiego i proamerykańskiego sojuszu. Na dodatek jeszcze pogorszyli swoją sytuację – od 17 września 2009 oddając w lenno pomost bałtycko-czarnomorski. Czyli dali z góry [a konto] wynagrodzenie i Rosji i Niemcom, ułatwiając stronom układu w Deauville zbudowanie SWOJEGO supermocarstwa. No, ale tak jest, jak się prowadzi politykę przy biurku daleko w Waszyngtonie, życzeniowo “odhaczając” działania jako przebiegające wg swojej myśli. Można powiedzieć, że Amerykanie prócz pychy, sami stali się ofiarą myślenia idealistyczno-konstruktywistycznego – opartego o układy na papierze [a raczej na gębę – bo to było wszystko pod stołem]. Doszło do zasadniczej sprzeczności strategicznej – Amerykanie zagrożeni utratą hegemonii i słabnący – jednocześnie budowali wielką strategię, jakby dalej byli tak silni, by narzucić układy wg UTRACONEGO ładu konstruktywistycznego absolutnej hegemonii USA – gdzie taki ład owszem działa i nikt im “nie podskoczy” – ale tylko wtedy gdy mają miażdżącą przewagę siły – a przecież właśnie ją utracili…. Tymczasem, gdy Kreml, Berlin i Paryż zobaczyły słabość Waszyngtonu w swoim regionie – natychmiast wykorzystały szansę realnej polityki opartej o siłę i ustanawianie faktów dokonanych – wg klasycznej geostrategii. Zwodzili USA co do przystąpienia do konkretnych działań antychińskich wymawiając się potrzeba wzmocnienia i przygotowania – w istocie poszerzali i umacniali tylko swoje strefy wpływów pod budowę wspólnego supermocarstwa Lizbona-Władywostok. Notabene – Chiny od razu zrozumiały o co chodzi z tą “nową lepszą unią euroazjatycką” i jak śmiertelne jest to zagrożenie dla Chin. Dlatego “nagle i niespodziewanie” po 55 martwych dyplomatycznie latach zaczęły ofensywę dyplomatyczną w Warszawie – co zakończyło się podpisaniem 20 grudnia 2011 traktatu o strategicznej przyjaźni i współpracy Chiny-Polska. Uczestnicy z Klubu Jagiellońskiego dyskusji z Bartosiakiem mylą się ZASADNICZO co do “nieważności” Polski. Bo wtedy w 2011 Polska została zaliczona do jednego z 7 strategicznie ważnych państw świata dla Chin. Jesteśmy superważni dla Chin [dla USA zresztą też] – ale nie ekonomicznie – a GEOSTRATEGICZNIE. Inicjatywa 16+1 w Warszawie w 2012 była wzmocnieniem ostrzegawczego komunikatu strategicznego do Kremla, Berlina i Paryża. A ogłoszenie w 2013 w Astanie budowy nowego Jedwabnego Szlaku – było dalszym logicznym podtrzymaniem i “dopięciem” 16+1, dającym pretekst do wejścia Chin w region. Jeżeli ktoś pyta – TAK – w tym sensie inicjatywa [przynajmniej lądowa] nowego jedwabnego szlaku [z głównym hubem w Polsce] była w istocie kontrakcja geostrategiczną rozwijająca 16+1. Nasza totalna nieudolność władz [poprzednich i obecnych] cała tę szansę wykorzystania Chin do wzmocnienia Polski – niestety zaprzepaściło. Proszę pamiętać – Chińczycy stopniowali sygnał strategiczny i zwiększenie współpracy z Polską. Także wojskowo – stąd wizyty szefa chińskiego MON w Warszawie, stąd narady sztabowe polskiej generalicji w…Quingdao od 2012 pod wodzą gen. Packa [proszę sprawdzić – dla niedowiarków]. W ejfekcie w kuluarach Quingdao nasi generałowie dowiedzieli się od chińskich kolegów, na czym w istocie polega wg Pekinu ta “nowa lepsza unia euroazjatycka od Lizbony do Władywostoku” – taki kontrolowany przeciek do Pentagonu. I rzeczywiście – nasi generałowie przekazali te wieści kolegom amerykańskim, Pentagon zaczął naciskać na Biały Dom o bardziej realistyczne podejście do Kremla, Berlina i Paryża, ten jeszcze tkwił w obłokach wydumanych planów i samozakłamania myślenia życzeniowego – aż do upokorzenia USA w Syrii latem 2013 – dopiero wtedy Biały Dom przejrzał na oczy i zszedł na ziemię. Te “rekolekcje” okresu totalnej pychy i głupoty Białego Domu warto przypomnieć ASERTYWNIE różnymi kanałami Joe Bidenowi, gdy tylko zainstaluje się w Białym Domu. Od razu na wstępie ucinając wszelkie gadki o “ideach’ i “wartościach” – a twardo przypominając klęskę wielkiej strategii 2009-2013. Do której Biały Dom będzie zmierzał przyjmując naiwnie niezmodyfikowaną propozycję AKK – w istocie jeszcze bardziej bezczelną i roszczeniową niż w poprzednim resecie. Trzeba otwartym tekstem jak chłop krowie przy rowie: “bez ZABEZPIECZENIA interesu USA w układzie z “niemiecką” Europą – przez siłę NADRZĘDNEJ i osobno traktowanej [preferencyjnie] Wschodniej Flanki [z Polską jako tym centrum siły] – to USA popełni samobójstwo.” I na odwrót – stworzenie ze Wschodniej Flanki nadrzędnego nad Berlinem konstruktu, zasilanego na koszt Berlina w finansach i technologii [przy ZEROWYM wzroście militaryzacji samego Berlina] – tylko i wyłącznie to gwarantuje, że DOPIERO WTEDY Berlin i zarządzane przez Berlin dominium europejskie [bez Wschodniej Flanki] – wprzęgnie się w rydwan wzrostu i interesów proamerykańkich. Bo Berlin nie będzie miał innego wyjścia – i będzie ostro kontrolowany i rozliczany przez Wschodnią Flankę i jej siłę – jako żandarma USA. Tak samo Kreml dopiero wyłącznie wtedy spasuje z przeciągania liny i podnoszenia poprzeczki i grania na przetrzymanie USA – gdy siła Wschodniej Flanki uniemożliwi najtańszy [i jednocześnie dający największy zysk] projekt supermocarstwa Lizbona-Władywostok. Dopiero WTEDY – mając oddech smoka na karku – i nie mogąc wykonać ucieczki do przodu w supermocarstwo euroazjatyckie – dopiero wtedy Kreml zgodzi się na realne podporządkowanie względem Waszyngtonu – i to na kolanach – już nie za marchewki naszym kosztem – ale za samo utrzymanie się Rosji w “jednym kawałku” – zwłaszcza co do utrzymania Syberii i Arktyki. Owszem – nowa Jałta – ale ze Wschodnią Flanką jako gwarantem siłowym [i poniekąd beneficjentem] – jako oddział zaporowy wobec Rosji. W tej grze na pewno warto wykorzystać na rzecz naszego interesu [w ramach Wschodniej Flanki] i Francję i UK. Powtarzam – skoro USA nie mają siły w regionie – to muszą poprzeć i “namaścić” sojuszników, którzy tę siłą będą mieli. Bez siły Wschodniej Flanki z centrum w Polsce – się nie obędzie. Siła – i tylko siła – i brak innych realnych lepszych opcji – ZMUSI Berlin i Kreml do posłuszeństwa. A gadanie o “ideach” i “wspólnych wartościach” i “postępie” i “ubogacaniu gender&LGBT” to Biden może sobie zostawić na ZWIEDZENIE Merkel – która winna opuścić Biały Dom w skowronkach, pewna, że pierwotny plan oszukania USA powiódł się doskonale….a gdy Berlin ogłosi zwrot i spali mosty, WTEDY Waszyngton winien ogłosić “małą” korektę w postaci wyjęcia Wschodniej Flanki z władztwa Berlina i ustanowienia go silnym żandarmem gwarantującym egzekucję interesów USA. Czyli chodzi o zasadnicze odwrócenie pierwotnego planu Berlina – by z władcy stał się koniem roboczym w zaprzęgu…gdzie to Wschodnia Flanka ma trzymać amerykańskie lejce… Zobaczymy – czy nasi sternicy zdadzą darwinowski bezwzględny test na szybką adaptację do realu w oparciu o geostrategię i tylko geostrategię [i to na poziomie rozumienia układu graczy konfrontacji hegemonicznej] – to samo dotyczy Białego Domu. Gardłowo i zasadniczo – to przesądzi “albo – albo” dla Polski, Wschodniej Flanki, Niemiec, Francji, Europy [z UK] – i dla USA. No i na tym etapie konfrontacji – dla Chin. Bo te mają jeszcze w polu działania Pakistan i przyszły zjednoczony świat islamu jako zasób do przetworzenia w sojusznika strategicznego [w tym militarnego], w wielki zewnętrzny rynek zbytu zastępujący rynek szeroko pojmowanego Zachodu [po decouplingu], w strategicznego dostawcę surowców [nie tylko ropy i gazu] – z odcięciem od tych zasobów świata Zachodu. Bo Sinchiang i Ujgurowie to tylko sprawy taktyczne, przejściowe i do “szybkiego zapomnienia” – na poziomie przyszłych strategicznych układów dwóch wielkich graczy połączonych wspólnym interesem łamania. W tym akurat etapie sprawdza się stare powiedzenie Mackindera, że kto kontroluje Europę Środkowo-Wschodnią – ten ostatecznie włada światem. Bo tylko dzięki temu Sowieci, znacznie słabsi od świata atlantyckiego – trzymając nogę na gardle Europy – mogli tyle lat utrzymywać konfrontację. Oczywiście MAD zamrażał układ konfrontacyjny – ale bez wrogiego przejęcia Europy Środkowo-Wschodniej – ZSRR nie miałoby lewara [z perspektywą pancernych dywizji do Atlantyku] na świat atlantycki w trakcie zimnej wojny. Dlatego tu w Europie był najważniejszy front konfrontacji obu bloków – z największą koncentracją sił.

        1. Errata: nie “Bo Sinchiang i Ujgurowie to tylko sprawy taktyczne, przejściowe i do “szybkiego zapomnienia” – na poziomie przyszłych strategicznych układów dwóch wielkich graczy połączonych wspólnym interesem łamania.” – tylko winno być dopowiedziane: “Bo Sinchiang i Ujgurowie to tylko sprawy taktyczne, przejściowe i do “szybkiego zapomnienia” – na poziomie przyszłych strategicznych układów dwóch wielkich graczy połączonych wspólnym interesem łamania szeroko rozumianego Zachodu”.
          Swoją drogą – załóżmy hipotetycznie, ż Chiny i świat islamu [Atomowego Kalifatu] zwyciężają – i szeroko rozumiany Zachód i Indie.
          Co oznacza, że na placu boju pozostaną Chiny i Kalifat. Już jako fundamentalnie sprzeczni “mentalnie” i cywilizacyjnie przeciwnicy. Zapewne wygrałyby Chiny dzięki przewadze technologicznej – aczkolwiek sporym kosztem.
          Czyli wariant [ale z udziałem zupełnie innych graczy] “starcia ostatecznego”, jaki był przedstawiony w “Człowieku z Wysokiego Zamku” Dicka – świetnie rozwiniętym w serialu Ridley’a Scott’a pod tym tytułem. By uniknąć tego – Scott zastosował rozwiązanie “deus ex machina” via multiversum…
          Moim zdaniem w naszym realu przy takim scenariuszu – po ostatecznym zwycięstwie Chin nad Kalifatem – prócz miliardowych strat w ludziach – obejmujące większość ludności Ziemi – ze względu na załamanie łańcuchów dostaw żywności, leków, także zniszczenia wojenne [ w tym bojowe ukierunkowane genetycznie pandemie], a także katastrofy klimatyczne niszczące klasyczne rolnictwo i jego wydajność [przy braku mechanizacji, środków ochrony roślin, nawozów – zielona rewolucja i jej wysoka wydajność by się cofnęły do poziomu ca pierwszej połowy XX w.] – w TAKICH warunkach WSZYSCY by byli przeciw Chinom. Zaś wyegzekwowanie władzy globalnej i profitów przez Pekin byłoby praktycznie niemożliwe z przyczyn zapaści infrastruktury i chaosu. Oczywiście można rzecz poprowadzić konsekwentnie dalej – w takim świecie dla “ostatecznego rozwiązania kwestii wrogich nacji niechińskich” pragmatyczny Pekin mógłby się posunąć do genocydu wszystkich “nie-Chińczyków” na pełną skalę. No i same Chiny po tych bojach o hegemonię – były by w sytuacji jak po rozstrzygnięciu rywalizacji Czou z Han – gdy jak powiadano – w całym zwycięskim zjednoczonym imperium nie znalazło by się czwórki jednakowej maści koni do zaprzęgnięcia do jednego rydwanu. Oczywiście propaganda by postarała się zatrzeć wszelkie ślady owego ludobójstwa – wiec ów zwycięski twór by popadł w sidła totalitarnego systemu hiper-orwellowskiego – z tępieniem wszelkiej zbrodni myśli na czele. Niewesoła perspektywa uprzedmiotowienia i totalnej kontroli Chińczyków – przez scentralizowaną władzę wspartą AI z dziesiątkami miliardów kamer – i z dziesiątkami miliardów sensorów i elektroniki kontrolnej w każdym z ciał obywateli – z oczywistą ścieżką transhumanizmu Człowieka 2.0 i potem 3.0 – stąd na końcu najbardziej ta przyszłość byłaby przykra dla samych pozostałych “zwycięskich” Chińczyków – czyli to, co by osiągnięto – byłoby zupełnie odwrotne do dzisiejszych obietnic dobrobytu i renesansu narodu chińskiego. Czyli w imię owego dobrobytu i renesansu – Chiny by osiągnęły na samym końcu klatkę totalnego uprzedmiotowienia i odczłowieczenia [dosłownie – literalnie] przez zgniatający ich system [trwały i nie do pokonania – bo wsparty przez AI – więc odpada dylemat z czasów Rzymu: “a kto będzie kontrolował kontrolujących” – bo odpowiedzią jest niezawodne AI]. Tak by do tego wyniku doszli od teraz aż do “ostatecznego zwycięstwa” – krok za krokiem – gdzie każdy poszczególny krok byłby operacyjnie [instrumentalnie] uzasadniony i “logiczny” na poziomie taktycznym – ale ostatecznie osiągając strategicznie dokładnie odwrotny wynik do wyznaczonego. Jestem naprawdę ciekaw, czy ktokolwiek w Chinach doszedł tak daleko w budowaniu scenariuszy ewentualnościowych…. Oraz – czy schował je do szuflady? – czy też przekazał je do góry? I jeżeli przekazał – co na to góra? Czy widzą tam konieczność założenia nieprzekraczalnych “bezpieczników”, by środki nie przerosły [a właściwie nie unicestwiły] pierwotnych celów strategicznych? Czyli w istocie kontrolne nieprzekraczalne zabezpieczenia wszystkiego, co w swym rdzeniu osiągnęła chińska cywilizacja? Czy też na odwrót – czy sternicy w Pekinie już zaakceptowali totalną zagładę “starej” cywilizacji? – i tej nie-chińskiej i tej chińskiej? – czyli cywilizacji ludzkiej w ogólności? – czy zaakceptowali odczłowieczenie ludzkości – mentalne i fizyczne – włącznie z całkowitą cyborgizacją zamiast “przestarzałego” ciała biologicznego? – i już się gotują do walki buldogów pod dywanem? – dla zajęcia jak najwyższego miejsca wierchuszki w “porządku dziobania” i szczebla władzy w tym totalnym świecie? Świat, jaki rysuję, ma niestety swoje dość relatywnie spore prawdopodobieństwo realizacji przez mechanizmy strukturalno-systemowe – pytanie, jak zbudować REALNIE REALIZOWALNE alternatywy…pomijam chowanie głowy w piasek i zachowanie w stylu “trzech małp”… cóż – obym się “tylko” mylił…

  8. To zależy, czy czas tak bardzo ich nagli. USA to przecież mocarstwo potrafiące grać jednocześnie w wielu miejscach na swiecie i w różny sposób.
    Nawet jeśli militarnie nie wszędzie już jednocześnie podoła, to zostają im jeszcze wojny zastępcze, służby specjalne, sankcje, różne dziwne deale, dostawy broni za darmo. Na razie USA czas chyba nie goni. Następuje tam zmiana władzy, jak już wielokrotnie miało to miejsce.
    Natomiast Niemcy wyskoczyły przed szereg licząc, że stara administracja już nic nie zrobi, a nowa jeszcze nie będzie wiedzieć o co chodzi. Tydzień temu rząd USA zatwierdził przeznaczenie 300 mln $ ( przy obecnej mizerii finasowej ) na Fundusz Trójmorza, z Nord Stream II nadal jest szlaban i to zapowiedziany również przez nową administrację. Nie widać więc zmian w nastawieniu USA do Niemiec, czy Polski.
    A zapowiadana niespodziewana wizyta M. Pence’a, jest sygnałem, że USA nadal trzyma rękę na pulsie i będzie dbać o swoje ( no przecież, że nie o nasze ) interesy. Pewnie po tej wizycie Izrael pogodzi się z Bahrajnem, a tu w Polsce M. Pence być może wypowie, to czego wcześniej nie powiedział ( za J. Bartosiakiem powtarzam ). A skoro Niemcy całkowicie ignorują nasze interesy, to my tak samo powinnniśmy zignorować ich interesy. Po prostu trzeba.
    My w tej sytuacji powinniśmy USA przekazać listę, czego potrzebujemy, by utrzymać się mimo nacisków Niemiec. A potrzebujemy w tej sytuacji dostępu do kapitału ( niezależnego od Niemiec i UE ) i technologii ( z mozliwością eksportu – nie jak przy montowaniu niemieckich silników ), jeśli nie całej od USA, to na pewno nie od Niemiec i Francji, a raczej od skandynawów, Korei Południowej i Japonii. Potrzebujemy dostępu do systemów rozpoznania, nuclear sharing, opl, technologii budowy rakiet, elektrowni jądrowych, łączności satelitarnej, używane F16 do nuclear sharing, HIMARS-ów na Litwie i Mazurach itd.
    Może biznes z USA odkupiłby część polskich mediów i portali internetowych od kapitału niemieckiego, bo ich przecież nie zakrzyczą brakiem demokracji?
    Norwegia, Polska, Włochy, Wielka Brytania, Szwecja potrzebują nowego czołgu, a na rynku poza Koreą Płd i Japonią praktycznie nie ma nic sensownego – może amerykańskie rynki, które nie wiedzą w co ulokować pieniądze mogłyby oprócz energetyki jądrowej zastanowić się nad stworzeniem konsorcjum, które będzie budować na razie K2 w Europie, a potem K3 lub inny opacowany pod wschodnioeuropejskie warunki. Może dla nas byłyby miejsca pracy, a dla nich dobra lokata kapitału?

    1. OK – ale proszę zrozumieć do końca jedno [Bartosiak też tego nie rozumie i dalej promuje czołgi w WP] – na saturacyjny pełnoskalowy Polski Teatr Wojny czołgi – nawet jakieś przyszłe K3 PL – [nawet z laserami] – to już “białe słonie” – zwyczajnie nieopłacalne w kalkulacji koszt/efekt. Czołg to broń do ognia bezpośredniego [góra 5 km przy dobrych układach terenu] – a dzisiaj już królują pozahoryzontalne efektory precyzyjne. Dzisiaj z głowicą dupletową – do przełamywania pancerza reaktywnego i pasywnego – a już w projektach są efektory precyzyjne z głowicą trypletową – do przełamania pancerza aktywnego, reaktywnego, pasywnego. Na dzisiaj liczy się 2 kppanc na zniszczenie 1 czołgu [bez ASOP]. A taki czołg z całym “doposażeniem” logistycznym, szkoleniowym, operacyjno-zaopatrzeniowym i ewakuacyjnym – jest wart 100 kppanc z głowicą dualna. Czyli za koszt 1 czołgu kupię 100 kppanc [i nieco mniej wyrzutni] – i zniszczę ca 50 czołgów. Pop prostu katastrofa kosztowa w użyciu czołgów – w ogóle nieopłacalne. Użycie ASOP ograniczy NIECO straty czołgów – ale po pierwsze – zamiast 2 kppanc z głowica dualna może zaatakować czołg 5 kppanc – i wtedy kalkulacja koszt/efekt nie będzie 50:1 tylko 20:1 na korzyść kppanc. Tyle, że czołg z ASOP jest strasznie drogi – więc pewnie realnie relacja koszt efekt będzie rzędu np. 25-30:21 na korzyść nawet starych kppanc z głowicą dualną. Zresztą – skutecznośc systemów aktywnej obrony strasznie spada z prędkością kppanc [kwestia prędkości reakcji i skrócenia “okienka obrony”]. Zapewne rosyjski system aktywny poradzi sobie z pojedyńczymi kppanc Spike o prędkości lotu 220m/s. Ale czy poradzi sobie z kppanc Brimstone 2/3 – który ma prędkość 450 m/s? Na takie pytania analitycy rosyjscy nabierają wody w usta. Wracając do konstruktywnych modeli osiągnięcia przewagi Wschodniej Flanki: potrzebujemy licznych przełamujących saturacyjnych rojów dronów spiętych sieciocentrycznie i wyposażonych w efektory precyzyjne także plot i prak – dla ustanawiania lokalnej przewagi przełamującej w powietrzu] – najlepiej pozahoryzontalne. Takie dynamiczne ofensywne przełamujące liczne strefy A2/AD – ofensywne – ale z własnym parasolem prak/plot i WRE. Po wybiciu i oślepieniu wrogiej prak/plot – rolujące i wybijające w grze do jednej bramki wszystkie aktywa bojowe przeciwnika. Czas czołgów minął – ich użycie ma sens jedynie jako wozy ogniowe wsparcia bezpośredniego – w konfliktach asymetrycznych. Nawet czas statycznych A2/AD minął – liczy się wyłącznie saturacja ataku roju dronów. Szybkich i wolnych, małych i dużych – odpowiednio do wymaganego czasu reakcji i wagi/gabarytów sensorów czy efektorów. Cała militarna wielka strategia Wschodniej Flanki sprowadza się w istocie do wspólnego zbudowania interoperacyjnego systemu licznych rojów dronów. Jeżeli w czasie pokoju Rosja gdzieś robi pokaz siły, koncentrację sił – to Wschodnia Flanka dokładnie naprzeciw ustawia WIELOKROTNIE silniejsze dynamiczne siły przełamujące rojów “miecza i tarczy”. Z WIĘKSZĄ szybkością [mobilnością] i saturacją – niż Rosjanie koncentrują i manewrują swymi siłami. A całe zwycięstwo Wschodniej Flanki polega na przygotowaniu takiej siły w razie eskalacji przez Kreml – by Kreml zrozumiał, że te roje dronów przełamią NARAZ WSZYSTKIE rosyjskie bastiony A2/AD od Siewierodwińska przez Petersburg, Kaliningrad, Białoruś [tam też będzie A2/AD po anschlussie za kilka lat], po Krym. A Turcy zgniotą A2/AD w Syrii [Latakia, Tartus] i w Libii. Tak, by Kreml spasował już na etapie analizy sytuacji. I żadne czołgi do tego nie są potrzebne – przeciwnie – czołgi tylko zabierają cenne fundusze i zasoby materiałowo-techniczne i ludzkie – potrzebne do koncentracji na systemach RMA. Sumując – tysiące i dziesiątki tysięcy skalowalnych dronów zadaniowych, dziesiątki tysięcy sensorów, środków WRE, dziesiątki tysięcy efektorów precyzyjnych na różne domeny – plus sieciocentryczne spięcie C5ISR i autonomizacja głębokich działań oparta o AI – i wszelkie posowieckie systemy broni PRZEGRYWAJĄ – w tym statyczne rosyjskie bastiony A2/AD. A reszta – to już jest jednostronne rolowanie w ramach “turkey shoots”… Czyli roje dronów, sieciocentryczność “każdy nosiciel-każdysensor-każdy efektor” spięta w C5ISR i chroniona przewagą WRE – i kluczowa interoperacyjność w ramach sił zbrojnych państw szeroko rozumianej Wschodniej Flanki. Nie interoperacyjność z siłami USA [dlatego zakupy sprzętu z USA pod hasłem interoperacyjności nie mają sensu] – bo to siły Wschodniej Flanki będą musiały realnie powstrzymać Rosję – a siły USA będą co najwyżej dawały [oby…?!] daleki strategiczny parasol jądrowy, dane rozpoznawcze z satelitów i AWACSów,…i tyle… Nie wierzę nawet w amerykańskie samoloty tankujące w strefie Polskiego Teatru Wojny [ogólnie Teatru Wojny Wschodniej Flanki] – no, chyba, że złamiemy bastiony A2/AD – ale wtedy amerykańska pomoc to będzie musztarda po obiedzie… Musimy mieć owszem interoperacyjność – ale nie z siłami USA [tu liczy się tylko jednostronny link komunikacyjny danych z sensorów USA] – tylko interoperacyjność [na poziomie RMA] sił zbrojnych Wschodniej Flanki. Najlepiej na bazie własnych narodowych C5ISR – mających linki interfejsów dla synchronizacji sieciocentrycznej real-time – do spięcia w nadrzędny system całej Wschodniej Flanki. Pod tym względem zakupy F-35A [których lotniska będą “nakrywane” projekcją siły nowych Cyrkonów, Kalibrów, Iskanderów – a w powietrzu przez S-500] zwyczajnie nie mają sensu. Rosjanie w TAKIEJ rozgrywce “klasycznej” mają asymetryczną przewagę pierwszego uderzenia – które na pewno na liście celów priorytetowych zniszczy punktowo wszystkie F-35A – na ziemi czy w powietrzu. Rosjanie od ca 2025 wchodzą w sieciocentryczność dla swych efektorów “miecza i tarczy” – więc kontrola Polski w powietrzu i na powierzchni będzie całkowita i real-time. Gdyby nasi decydenci i eksperci mieli nieco zrozumienia realiów przygotowania do wymogów nadchodzacej konfrontacji , zamiast F-35A by już kupili licencję na sieciocentryczne pozahoryzontalne Brimstone 3 od BAE, od Turcji licencję “startową” do produkcji i potem kolejnych wersji dronów TB2 [z zasięgiem operacyjnym 300 km, a w nowej wersji satelitarnej 1500 km],potem Anka, do tego licencję LM MHTK [antyrakietowy i C-RAM tani efektor po ok 60 tys zł sztuka], z doposażeniem dronów w Pioruny [dzięki czemu DYNAMICZNIE by wzrastał ich zasięg i pułap przechwycenia], a do każdego naszych Krabów już by była zakupiona i licencja produkcyjna i podwójna jednostka ognia amunicji precyzyjnej dalekiego zasięgu [np. półaktywnie pozycjonowana amunicja Leonardo Vulcano-Dardo o zasięgu 80+ km – która może służyć jako przeciwlotnicza i przeciw mniej zaawansowanym rakietom], a już by rozmawiali z Nammo nt zakupu licencji na amunicję strumieniową Nammo 3 Mach 155 mm do Krabów – o zasięgu 150 km. Kupować topowe licencje, know-how – i rozwijać – także we współpracy w B+R – ale zawsze z własnym przemysłem. No, ale nasi eksperci, MON, IU, SG, WITU, wszelkie OBRy, WAT, sieć Łukasiewicz – jako całość “myślą” i działają jak muchy w smole…zawsze spóźnieni, niezborni, cząstkowo i chaotycznie myślący i planujący [od ściany do ściany], robiący nie to co trzeba i nie tak jak trzeba [za drogo i o zbyt niskich parametrach – jedyny wyjątek to Piorun] …na dodatek główne decyzje programów modernizacji technicznej WP oparte są dalej [mimo 2 korekt] o PMT 2013 – przywieziony nam w teczce w 2013 przez hegemona. Do zrobienia [na rzecz interesu USA – a nie Polski] z WP poręczną ekspedycyjną armię [mięsa armatniego do wyciągania cudzych kasztanów z ogniska] do Bałtów i na Ukrainę – ZAMIAST sił USA i UK. A nasi sternicy kupują drogie “białe słonie” – które Polski nie obronią – nie zapewnią też w “godzinie W” żadnej wdzięczności sprzedawcy – czyli USA… Nie piszę tego, by dogryźć obecnym sternikom i obozowi władzy [bo poprzednia ekipa była zupełnie beznadziejna – w zasadzie targowica podliftowaną funkcyjnie i wizerunkowo propagandą Berlina pod wyznaczone im “europejskie” [czyli na rzecz Niemiec] służalstwo kompradorskie kosztem demontowanej metodycznie Polski] – ale by pokazać rozziew miedzy obecną złą trajektorią opartą o stare rozumienie sztuki wojennej [i o dobre chęci decydentów-laików – którymi to chęciami niestety piekło wybrukowane] – a konieczną korektą dla uczynienia z WP skutecznego narzędzia do zapewnienia NAM [w interoperacyjnym synergicznym sojuszu Wschodniej Flanki] strategicznej zbrojnej suwerenności i obrony w drabinie eskalacyjnej warunkach “wszechwojny” – także na szczeblach kinetycznych. A dokładniej – chodzi o przygotowanie takiej siły – by agresja dla Kremla na Wschodnią Flankę była nieopłacalna w kalkulacji koszt/efekt – by Kreml te plany agresji zaniechał na etapie…no właśnie planowania. Si vis pacem – para bellum…sprawdzone od przynajmniej 2 tys lat w praktyce…

      1. Ostatnio w jakiejś debacie Bartosiak powiedział, że Polska powinna inwestować wszystko w rakiety ofensywne i systemy radarowe, zeby w razie konfliktu po prostu przeciążyć systemy przeciwrakietowe Rosji.

        Ja, jako laik widzę to tak:
        – Rosja jest zbyt słaba gospodarczo, żeby utrzymać jakiekolwiek terytorium Polski na stałe. Zwłaszcza, że my jesteśmy popieprzeni i będziemy uprawiać partyzantkę. Ot nasz narodowy sport.

        W związku z powyższym nie potrzebujemy czołgów jako takich, ale lekko opancerzonych pojazdów, które mogą razić cele na dalekie odległości będąc w ruchu. Najlepiej bezzałogowe, no ale chcieć sobie można. My nawet nie musimy mieć super kontynentalnych rakiet -> nie będziemy atakować Rosji, po prostu musimy zezłomować ich zabakwi, którymi chcieliby nas podbić.

        Przecież nie będą na nas wysyłać Kalibrów raz w miesiącu.

        Nawet jak rosja wjedzie tysiącami czołgów to takie czołgi zostaną zlikwidowane, jeżeli będziemi mieli mnóstwo rakiet, które przeciążą ich systemy.

        Poza tym, w każdej gminie powinien być skład karabinów z granatnikami i każdy Polak powinen być wyszkolony w obsłudze tejże broni.

        Nie zapominajmy, że użycie taktycznej atomówki, nawet o małej sile rażenia spowoduje ogromny chaos na arenie międzynarodowej. Pierwsze państwo, które jej użyje zostanie oficjalnie wyklęte na arenie międzynarodowej. Czy Państwa nagle przestałyby handlować z Rosją? Oczywiście, że nie, ale oficjalnie sankcje musiałyby nałożyć, nie mówiąc już o całym PR i miękkich reperkusjach, które na przestrzeni lat osłabiałyby Rosję gospodarczo.

        Podsumowując -> jeżeli będziemy w stanie zezłomować Rosyjskie fizyczne pojazdy bezpośrednio przy naszej granicy, albo bezpośrednio w Polsce, Rosja nie będzie miała na nas nic. Konwencjonalne oderwanie terytorium? Odpada. Atomówka? Bez naszego ataku na Rosję to też odpada. Dodatkowo, to Rosja chce się dogadać z zachodem, a musi to zrobić z nami (przez nasze położenie geograficzne).

        1. Przepraszam, że się wtrącę. Myślenie stereotypami i ogólnikami wiedzie na manowce. Każdy rodzaj uzbrojenia jest potrzebny i posiada swoje zastosowanie. Na polskim teatrze wojny czołgi są niezbędnym narzędziem walki. Oczywiście brak systemów rakietowych to nasza słabość. Trzeba również szybko zainwestować w systemy anty-dronowe czyli obrony plot bardzo krótkiego zasięgu. Tak się składa, że takie systemy możemy i produkujemy już sami.

          Nie można popełniać błędu polegającego na tym, że doświadczenia z wojen prowadzonych w zupełnie innych warunkach przez zupełnie inne armie (vide konflikt w Karabachu) przekłada się bezpośrednio na warunki krajowe. Czołgi w warunkach górskich tracą swoje atuty. Natomiast drony wręcz zyskują. Zupełnie odwrotnie sprawa wygląda na otwartym, płaskim terenie gdzie łatwo manewrować i dokonywać szybkich pancernych uderzeń. Drony i zagrożenie z powietrza łatwo szybko wykryć i je zneutralizować (góry nie przysłaniają horyzontu). Natomiast płaski teren umożliwia wykonanie szybkiego frontalnego lub flankującego uderzenia przez czołgi. Nie dysponując mobilnymi oddziałami pancerno-zmechanizowanymi bylibyśmy skazani siedzieć w okopach na głównych kierunkach i trzymać na tyłach artylerię. Problem byłby taki, że przeciwnik mógłby omijać statyczne i mało ruchliwe punkty obrony , robić zagony na tyły i niszczyć artylerię lufową i rakietową. Omijając obronę i zdobywając strategiczne punkty. Tak więc należy siły lądowe budować kompleksowo.

          Natomiast drony-pojazdy to bardzo słaby pomysł i jeszcze dlugo nie będą wiele znaczyły na polu bitwy. Ujmijmy to tak.

          Dron-pojazd łatwo zniszczyć piechotą. By obronić pojazd-drona trzeba by było wysyłać go w eskorcie piechurów, których trzeba przewozić pojadami opancerzonymi… Co mija się z celem. Lepiej wsadzić piechurów do zwykłego BWP i zawieść ich na miejsce.

          pozdrawiam
          KW 🙂

          1. Nie myślę o dronach lądowych jako podstawie. One są potrzebne głównie jako zautomatyzowane stacje bazowo-zaopatrzeniowo-serwisowe dla dronów latających. To drony latające mają zapewnić dynamiczną projekcję A2/AD – miecz i tarczę sieciocentryczną. A co do czołgów – powtórzę – tu decyduje kalkulacja koszt/efekt. W tej kalkulacji czołg [czyli narzędzie dohoryzontalnej projekcji siły] jest ZAWSZE przegrany – także taktycznie – względem precyzyjnych, saturacyjnie używanych efektorów pozahoryzontalnych. Rozmawiałem na ten temat wiele razy z pancerniakami z doświadczeniem i na stanowiskach. Gdy tylko dawałem kalkulację koszt/efekt – od razu nabierali wody w usta i zmieniali temat. Zresztą polecam [jako Dalej Patrzący] mój komentarz na d24 do artykułu o czołgach w Karabachu. Można przyjąć, że JESZCZE drony starego typu [czyli wielkie drogie i zwykle samotnie działające motoszybowce działające b. długo dozorowo na średnim pułapie nad wyznaczonym sektorem] w wojnach partyzanckich [np. w Afganistanie] nie mają sensu – bo tam rakieta Hellfire plus koszt godziny lotu Reaper’a wielokrotnie przekracza koszt straty jednego-kilku Kałaszników w rękach partyzantów. Nie mówiąc o samym sensie ponoszenia wszelkich powiązanych kosztów ataku na taka [niekoniecznie partyzancką] grupę ludzi z Kałasznikami – bo przecież tam każdy chłopak od dziecka jest zapoznany z Kałasznikiem – praktycznie każdy męski cywil [no może poza Kabulem]. Dlatego drony nie sprawdziły się w Afganistanie i w wojnach partyzanckich. Natomiast w wojnach z pełnoskalowym użyciem czołgów, przy zastosowaniu znacznie tańszych [lepiej zeskalowanych] i lepiej uzbrojonych w efektory rojów dronów – te stanowią zawsze wystarczająco wartościowy cel – i jednocześnie wystarczająco tanie są koszty zniszczenia tegoż czołgu efektorami precyzyjnymi. Jak samoloty z lotniskowców kontra pancerniki w II w.św. – to jest wyłącznie operacyjnie patrząc gra do jednej bramki – przegrana na starcie dla czołgu także w kalkulacji koszt/efekt. Powtórzę – dla czołgu [MBT] na Polskim teatrze Wojny miejsca nie ma. Oczywiście – czołg może zostać przeznaczony do innych funkcji, niż zagony pancerne sił szybkich – może np. być wozem wsparcia bezpośredniego/ogniowego [czyli WWB/WWO] dla działań piechoty – ale to już podrzędna parafia – a i tę działkę moim zdaniem w ciągu dekady zabiorą drony latające ze względu na ich skalowanie i dokładność rozpoznania i rozszerzane wszechstronnie zdolności skalowalnych efektorów. Polecam mój komentarz na: https://www.defence24.pl/czolgi-w-ii-wojnie-karabaskiej Wiem, że wielu ludziom sprawiam przykrość [na logiczny wywód i na kalkulację koszt/efekt odpowiadają mi zwykle – prócz wypominek o polskich tradycjach pancernych – tylko bezmyślnym “owczym” argumentem, że “inni mają i nie rezygnują”] – ale wizja wywalenia w błoto dziesiątków miliardów na wymarzony zakup 800 K2 PL – to po prostu dramat – i tracenie środków, zasobów, czasu i ludzi – koniecznych na modernizację w oparciu o RMA. Drony, automatyzacja, sieciocentryczność “każdy nosiciel-każdy sensor-każdy efektor precyzyjny”, AI , wielokrotnie od 2014 podkreślana przeze mnie łączność natychmiastowa na splątaniu kwantowym [nieekranowalna i niedekodowalna], komputery kubitowe – dla własnej C5ISR [i WRE] spinającej real-time wszystkie domeny w jedną nadrzędną [skrajnie defensywno-ofensywną] dynamiczną A2/AD – opartą głownie o roje dronów. Tego potrzebujemy. A posiadane czołgi – do przeróbki na ciężkie dopancerzone BWP w stylu izraelskiego Achzarita, na Terminatory i WWO/WWB – na zdalnie sterowane wozy pierwszej linii [jak w rosyjskiej formacji “Burza”. Szczerze? – wszystkie T-72 i Twarde bym przerobił na ww role. Zaś na Leo 2 – posadowiłbym wieżę [z nadbudówką] od najnowszego M109A8 155mm/L58 – by uzyskać szybkie Super-Kryle. Gdzie zasięg ich ognia precyzyjnego amunicją strumieniową Nammo – można by ocenić dla armaty L58 na 180 nawet ca 200 km [obecnie 150 km dla L52]. A zdjęte wieże z T-72/Twardych – z automatem ładowania i magazynem amunicji – przeznaczyłbym na budowę zautomatyzowanych [czy zdalnie sterowanych] linii zaporowych i punktów dozorowych. Tylko po to by ostro podnieść poprzeczkę i koszty dla działań specnazu, jednostek aeromobilnych, opóźnienia jednostek przełamujących itd. I by wysłać czytelny medialnie komunikat strategiczny o determinacji do aktywnej obrony. Zwłaszcza w strefach przygranicznych z Kaliningradem [pozycje ryglowe] – i szczególnie na linii z Białorusią. Możnaby takie stanowiska przygotować nadmiarowo i wieże przerzucać miedzy różnymi liniami stanowisk – w różnych konfiguracjach. By łamać układ statyczny – i wprowadzać niepewność. Rzecz oczywista – kłania się zgranie z inteligentnymi zdalnymi polami minowymi [mamy takie – kupowane w ilościach aptecznych] , z pionowymi zamaskowanymi w ziemi wyrzutniami pozahoryzontalnych kppanc, granatników automatycznych i stanowisk ZSMU. Z przykryciem dynamicznym i wsparciem z dronów. I z liniami rowów zalewowych, Skoro geografia od strony Białorusi nam nie służy – to trzeba ją odpowiednio statycznie i dynamicznie “urozmaicić”. Wg kalkulacji koszt/efekt.

          2. O ile mogę się zgodzić co do priorytetów (lepiej teraz sfinansować coś innego, bo czołgi już mają program modernizacyjny i Leo2 nam póki co wystarczą) o tyle przerobienie Leo na artylerię to jest w mojej opinii totalna fantastyka. Na polu bitwy ekonomiczne cyfry przestają odgrywać znacznie, gdy jedna ze stron nie może powstrzymać szybkiego pochodu drugiej. Koszt/efekt działa tylko w długich konfliktach wówczas tańsze Shermany i T-34 mogą przeważyć Tygrysy. Ale gdyby jedno szybkie skoncentrowane uderzenie Tygrysów miało rozstrzygnąć wojnę, to właśnie Tygrysy by ją rozstrzygnęły.

            Odchodząc od tych hipotetycznych scenariuszy. NA każdą broń znajdzie się środek zaradczy. W tej chwili wszyscy zachwycają się nad mieczem (drony), ale za moment upowszechni się również tarcza (zagłuszanie, tanie lufowe systemy plot). I na koniec dnia okaże się, że czołg jest w stanie dotrzeć do celu po płaskim terenie w bardzo szybkim tempie. Więc trzeba mieć coś by temu przeciwdziałać. Np. własne mobilne siły pancerne. Ponadto my potrzebujemy na odcinku białoruskim mobilnych i ciężkich sił taktycznych. Bo jak Niedźwiedź poczęstuje nasze statyczne punkty oporu lub artylerię taktyczną bronią jądrową to wszystko wyparuje. Ba, Rosjanie mają taką przewagę w ilości konwencjonalnych systemów rakietowych, że choćby przerobili wszystkie czołgi, to tego nie zrównoważymy. A zaniedbamy pancerz.

            Powtarzam. W zależności od warunków, okoliczności i pola bitwy KAŻDY ŚRODEK BOJOWY ma swoje zastosowanie. REzygnowanie z czołgów ogranicza nam zwyczajnie pole manewru. A właśnie jak będzie trzeba pomóc Ukrainie, to tam można wysłać szybko zmech i czołgi. Jak trzeba będzie uderzyć na Białoruś – to potrzebne będą czołgi do zagonów omijających np. Brześć i odcinających miasto od dróg dojazdowych. By razić skutecznie artylerią w ofensywie, trzeba mieć świetne rozpoznanie. Bez takowego, można zrównać np. bronione miast z ziemią (jak USA we Francji) a obrońcy i tak przetrwają i będą się bronić. Czołg fizycznie może zająć terytorium odciąć przeciwnika od zaopatrzenia utrzymać pozycje i stanowić świetne wsparcie dla piechoty. Żadne tam koszt/efekt. Potrzebujemy mieć czołgi, BWP, drony, PLOT i piechotę. Potrzebujemy każdego znanego środka bojowego by móc użyć pełnego wachlarza możliwości na polu bitwy. No nawet w defensywie, jeśli okaże się że np. I Gwardyjska będzie miała dobrą obronę antydronową, to dojedzie nienaruszona do naszej stolicy w manewrze pobije nas w polu o będzie mogła się przeprawić na lewy brzeg Wisły. Samą artylerią nie zatrzymasz szybkiego pochodu pancernego, gdyby tak było to w czasie II WŚ nikt nie robiłyb czołgów tylko walczono by samą artylerią i lotnictwem. Tak nie było.

            Pisanie, że czołg jest przestarzały i niepotrzebny stało się modne na początku XX wieku wraz z wynalezieniem pierwszej pancerfausta i rusznicy. Minęło sto lat i to właśnie m.in. czołgi wygrywały wojny w Iraku. Po prostu trzeba ich używać w odpowiedni sposób w odpowiednim czasie i przy odpowiednim wsparciu.
            pozdrawiam
            KW

          3. Bardzo dziękuję za dyskusję. Co do sieciocentryczności, dronów (jak i całego wachlarza bronii zdalnej) i AI -> Chiny podobno skonstruowały ultraszybki komputer kwantowy. Proszę sobie teraz wyobrazić, że mogą złamać każde zabiezpieczenia dosłownie w kilkanaście sekund i przejąć kontrolę nad rakietami/dronami.

            Jest to niewątpliwie zagrożenie dla elektronicznej armii pod każdą postacią.

            https://spidersweb.pl/2020/12/chiny-supremacja-kwantowa.html

          4. Panie Krzysztofie – Rosjanie na przystosowanych podwoziach czołgów lokują swoją mobilną artylerię dalekiego zasięgu [np. Msta-S na podwoziu T-72 czy T-80 czy ostatnia Koalicja-SW na podwoziu T-90, a docelowo T-14 Armata]. Podwozie Leo 2 ma tak duży potencjał instalacji takich ciężkich artyleryjskich systemów przy zachowaniu nadmiarowej wytrzymałości mechanicznej i ciężarowej i stabilności jako platforma ogniowa [po zdjęciu wieży czołgowej] – że z łatwością by się nadało do zabudowy wieży M109A8 z armatą 155 mm L58. Zwyczajnie wiem, bo trochę na ten temat rozmawiałem z Łabędami, OBRUMem i Cegielskim. Na początku byli nasrożeni, bo zapatrzeni wLeo 2 PL czy K2 PL, ale jak wyjaśniłem korzyści i szybkości zintegrowania takiej hybrydy – i jej skuteczności bojowej – to wyraźnie “zmiękli”. Proszę zrozumieć przy kalibrze 155 mm trafienie bezpośrednie w czołg [nawet z głowicą HE zamiast kumulacyjnej] to jego gwarantowana nieoperacyjność. W ciągu kwadransa z dalekiego dystansu już obecny Krab potrafi [z amunicją precyzyjną i z sieciocentrycznym pozycjonowaniem półaktywnym celów z dronów] – wybić pełen batalion rosyjskich czołgów “do nogi” [a na pewno uczynić je nieoperacyjnymi] – i to nawet tych z pancerzem aktywnym. I czołgi nawet nie będą mieli szansy na podjęcie boju. Tu wszelkie porównania z Tygrysami “wysiadają” – po prostu jest to zdeklasowanie czołgów przez mobilną ciężką precyzyjną artylerię dalekiego zasięgu z pozycjonowaniem sieciocentrycznym. Dlatego pomysły na zmarnowanie dziesiątków miliardów złotych na 800 K2 PL – mam po prostu za najgorszą możliwą opcję w PMT. Zamiast rozpraszać środki na poboczne przestarzałe drogie programy wojowania w stylu zimnej wojny – musimy koncenrrowac ich kosztem środki na zasadniczy starategiczny program budowy dynamicznej strefy A2/AD Tarczy i Miecza Polski Z Korei owszem potrzebujemy bardzo wiele licencji i know-how do produkcji i rozwoju [głównie rakiet – i elektroniki] – ale nie K2 Pl. Czy nawet K3 PL – który jest przewidywany w realnym prototypie na ca połowę lat 30-tych. Jeżeli w ogóle program wyjdzie z fazy makiety.

          5. Przypominam, że Rosjanie oprócz czołgów mają własną artylerię rakietową i lufową. Dużo jej mają. Do tego do skutecznego ognia artyleryjskiego trzeba przede wszystkim rozpoznania na poziomie real-time. Do takiego rozpoznania potrzeba dobrych warunków albo rewelacyjnego sprzętu. Warunki w czasie boju mogą być do **** a rewelacyjnego sprzętu rozpoznawczego też nie mamy. Wystarczy przegapić moment ataku lub nie rozpoznać jednego kierunku natarcia i jest klops. Budujemy Kraby i na tym się skupmy. Mamy moderkę Leo2 do wersji PL – super. Przebudowa Leo na artylerię to tak daremny pomysł, że szkoda strzępić klawiatury. Lepiej zrobić więcej Krabów/Raków i art. na podwoziu kołowym. Pan po wydaniu tych miliardów na czołgi chce je przebudowywać? To trwałoby kolejne 10 lat koncepcyjnych prac i zmarnowanego czasu. I kombinowania jak koń pod górę w sytuacji , gdy możemy robić artylerię bez potrzeby przebudowy czołgów. KTóre są wciąż potrzebne na polu bitwy! Pokazały to doświadczenia z Iraku i Donbasu. Turcy w Syrii również używali czołgów. Wszystkie te teatry działań cechowały się płaskim terenem. Amerykanie właśnie ulepszają silniki do Abramsów. Francja i Niemcy zamierzają budować MGCS. Włosi szukają partnerów na własny czołg. Rosjanie przeznaczają miliardy rubli na odmalowanie starego sprzętu który modernizują.

            Także analizy analizami, ale jak wróg będzie miał czołgi a my nie – to będziemy w gorszej sytuacji. Zwyczajnie.
            pozdrawiam
            kW

  9. W kwestii czołgów powiem tak za 20 lat z pewnością się zmienią, ale będą istnieć. Może będą im towarzyszyć mniejsze bezzałogowe pancerne drony, zdolne do zwalczania czołgów i bwp przeciwnika, przenoszące drony – myśliwce zwalczające drony przeciwnika, drony rozpoznawcze i naprowadzające pociski na cel.
    Natomiast należy mieć na uwadze, że Rosjanie mają rozwinięte wojska WRE, a w ostateczności mogą odpalić głowicę jądrową na wysokości 400-600 km n.p.m. i powstały wówczas impuls EMP wykasuje większość elektroniki w Europie, z wyjatkiem tej posiadającej filtry EMP / HEMP.
    I teraz mam takie pytanie, czy te wszystkie drony, inteligentna amunicja itd.są wyposażone w filtry zdolne wytłumić impuls EMP/HEMP na poziomie 20 dB dla częstotliwości powyżej 10 kHz i na poziomie 80 dB w zakresie częstotliwości od 10 MHz do 1 GHz?
    Jeżeli odpowiedź na to pytanie brzmiałaby tak, to to, co Pan pisze ma sens.
    Ale jeżeli odpowiedź na to pytanie brzmi nie, to bez ciężkich, topornych czołgów, armatohaubic, bwp-ów po wywołaniu impulsu EMP w bardzo krótkim czasie cała Europa stałaby się bezbronna.
    Polska i wymienione przeze mnie kraje są zainteresowane zakupem nowych czołgów w perspektywie kilku lat i nie mogą czekać 25 lat na dostawy Leoparda 3 ( nawet nie wiadomo, czy będzie on odpowiedni dla polskiego pola walki ).
    Taka koreańska inwestycja to postawienie stopy koreańskiego przemysłu, dająca nam lewar na inne oferty przemysłu niemieckiego, francuskiego, włoskiego, USA ( są informacje, że w USA rozważa się wprowadzenie nowego silnika diesla do Abramsa ).
    Za tą koreańską inwestycją może poszłaby współpraca w zakresie kupna w przyszłości ich okrętów podwodnych ( najnowsze koreanskie KSS III mają AIP i wyrzutnie rakiet o zasięgu 1500 km i ładunku około 0,5T, a w planach jest kolejna generacja o zasięgu 1800 km, a skoro Turcja ma mieć rakiety morskie Atmaca o zasięgu 3 000 km – może dałoby sie to “pożenić”? ), przemysłu rakietowego, elektroniki itd.
    Co do celowości zakupu Brimstone nie neguję potrzeby ich nabycia, one akurat powinny być kupione “na wczoraj” i zamontowane na Mi-24 i opancerzonych samochodach.
    Tak samo jak już powinny być prowadzone rozmowy z konsorcjum SAAB, NAMMO i Boeingiem w celu dostosowania rakiet GLSDB do przenoszenia zasobników z podpociskami kasetowymi ppanc ( to głównie pytanie do Boeinga, czy dałoby radę? Może ze względu na to, że USA wycofało się ze stosowania pocisków kasetowych mogliby otworzyć filę w Polsce i zająć się tym tutaj np. w ramach offsetu za zakupy tych rakiet ?), co pozwoliłoby precyzyjnie zniszczyć brygadę pancerną pzeciwnika, czy systemów opl z odległości 150 – 200 km z nielicznych zakupionych wyrzutni HIMARS – wówczas te krytykowane przez Pana, za ich zakup, samoloty F-35 mogłyby się przydać ze względu na ich dalekie możliwości rozpoznawcze, choć może nie aż w takiej ilości jak zamowiliśmy.

    Ale zboczyliśmy z tematu artykułu, bo to dyskusja raczej na forum defence24 – na razie Pan Szczerski zapowiedział, że Mike Pence nie wyląduje w Polsce z wizytą na początku stycznia, motywując to pandemią. Nic mi nie wiadomo, by Pan Pence był zarażony, albo miał się z kimś zarażonym w Bahrajnie lub Izraelu spotykać.Jak by Pan skomentował to wydarzenie? Czy to już znak, że już poddalismy się Niemcom i nawet nie chcemy z USA już rozmawiać, bo nam Niemcy zakazali? Czy może znowu coś próbujemy ugrać?

    1. Co do EMP – jest sporo niezrozumienia w temacie – polecam choćby poglądowy artykuł: https://www.konflikty.pl/technika-wojskowa/w-powietrzu/impuls-elektromagnetyczny-emp-mity-rzeczywistosc/ Generalnie relatywnie łatwo jest ekranować obiekty “skupione” – a najtrudniej – obiekty “długie”. Co do Pence’a – bladego pojęcia nie mam. Może Waszyngton chce nas docisnąć do ściany – by nasi wystraszeni sternicy rozmawiali na kolanach. Co do dalekiej projekcji siły [dronami czy rakietami czy uskrzydlonymi pociskami manewrującymi] generalnie korzyść jest dla nas taka – że Rosja jest dużo, dużo większa od Polski. Co oznacza, że my możemy skoncentrować obronę plot/prak praktycznie całoobszarowo – a Rosjanie tylko “wyspowo”. Sama groźba użycia precyzyjnych dronów/efektorów dalekiego zasięgu powoduje, że Rosja musi wtedy przeznaczać i wiązać duże zasoby na obronę prak/plot. No i zupełnie inaczej wygląda wtedy logistyka transportu i centrów produkcyjno-naprawczo- serwisowych na zapleczu. Ale żeby nasze rakiety i drony i samoloty [np. z JASSM/JASSM-ER] wystartowały – to musza mieć własny parasol prak/plot. Czyli pełnokrajową saturacyjną A2/AD Tarczę I Miecz Polski. Gdzie koniecznym komponentem tej obrony jest – oślepienie i ogłuszenie sensorów i łączności nieprzyjaciela. Dopiero wtedy rakiety i drony uderzą skutecznie. Inaczej zostaną w bardzo dużej części zniszczone na wyrzutniach – lub w locie. Po prostu – skuteczna obrona i oślepienie przeciwnika oznacza własne widzenie i multiplikacje skutecznego ataku. Dlatego absolutnie nie zgadzam się z Bartosiakiem, by zrezygnować z obrony antyrakietowej. “Bo za droga” – jasne, że za droga od Amerykanów. Korea Płd rozwija właśnie system L-SAM, gdzie efektor ma ponad 2,5 razy większy pułap przechwycenia i ponad 2 krotnie większy zasięg przechwycenia niż amerykański Lockheed-Martin PAC-3MSE – który kupujemy przepłacając w systemie Patriot. Gdzie offset wynosi…5%. A tymczasem powinniśmy kupić licencję i pełen know-how dla suwerennej produkcji L-SAM, a obrone plot oprzeć o Pioruny posadowione na skalowalnych dronach. Od większej wersji Łosia, przez cięższy klon JET-2A, po zdronizowanego Flaris Lar – ten ostatni najcięższy – może startować z krótkich nieutwardzonych lotnisk polowych – idealny na saturacyjny Polski Teatr Wojny. Tarcza antyrakietowa [skalowana – na dole winny być systemy “obrony bezpośredniej” klasy C-RAM jak LM MHTK [za 15 tys dolarów sztuka]. Zaś ciężkie efektory antyrakietowe [właśnie jak L-SAM] winny być umieszczone na jak najwyższym pułapie – najpierw w “oknie stratosferycznym” na pułapie 20 km [Francuzi już budują Thales Stratobus – jako retransmiter z dyspozycyjnością wieloletnią na pułapie – z ogniwami PV dla silników elektrycznych]. A kolejny etap – już realizowany przez Chiny i USA – to nosiciele w postaci aerostatów HALE o pułapie ca 40 km. Co oznacza trzy rzeczy zasadnicze in plus względem mobilnych systemów naziemnych – pułap przechwycenia wyższy o 20 i docelowo 40 km, zasięg o około 50%, zaś najważniejszy czas reakcji – o około 30-50 sekund. Najważniejszy parametr – bo Polski Teatr Wojny jest “krótki” dystansowo dla rakiet – i przez to bardzo wymagający dla antyrakiet, nawet dla plot. To jedzie też synergicznie na jednym wózku z zasięgiem radarów horyzontalnych [na pułapie 20 km horyzont radarowy to ca 500 km, na 40 km to 900 km] i szybką retransmisją w ramach C5ISR. Stać nas na saturacyjną całokrajowa A2/AD Tarczę i Miecz – “tylko” trzeba poucinać bezsensowne stare programy modernizacyjne PMT – wywiedzione w istocie od PMT 2013 – który hegemon przywiózł nam w teczce – kompletnie nie zabezpieczając strategicznej obrony Polski – i czyniąc z WP poręczną dla realizacji interesów hegemona – armię ekspedycyjną do Bałtów i na Ukrainę. Byśmy ponosili wszelkie koszty i straty – a hegemon zbierał bonusy polityczne. A także – byśmy cały czas wisieli na pasku obiecanek Waszyngtonu zapewnienia nam bezpieczeństwa stategicznego. Ja odpowiem krótko – z 524 mld zl przeznaczonych dla WP w kolejnym planie – lwia część winna być skoncentrowana [kosztem anulowania wielu kosztownych zimnowojennych programów] na A2/AD tarczy i Mieczu Polski [zapewniającym bardzo wysokie podniesienie poprzeczki Rosji i bardzo silne związanie jej sił na wielkim terytorium przez “power in being” naszej dalekiej precyzyjnej projekcji siły. Plus pozyskane pod stołem głowice asymetrycznego odstraszania jądrowego do użycia przez specsłużby – i USA nie potrzebujemy. Waszyngton jest na to wyczulony – dla tego AM został zdymisjonowany, gdy ogłosił pełną suwerenna obronę Polski przez WP – uzyskaną do 2033. Chodziło też ucięcie owego “przynajmniej 50%” offsetu [czyli – pomijając kwestię pozycję monopolisty przez amerykańskie koncerny dyktującego ceny sprzętu z wielokrotnym przebiciem [około 5 krotnym względem cen dla sił USA] – szło o technologiczne utrzymanie Polski w podległości w oparciu o możliwe zablokowanie serwisu, dostaw części, a także poprzez czarne skrzynki i kody źródłowe]. Do naszych sterników nie dociera prosta kalkulacja – że koszty ponoszone w wyniku uzależnienia się od USA – są dużo większe, niż ewentualne koszty “gniewu” USA, gdy bez patrzenia na USA [i bez “łaski”] będziemy budowali strategiczną zbrojną suwerenność i realne skuteczne odstraszanie strategiczne. Myślą krótkofalowo, tymczasowo, aby się “utrzymać w łasce”. W ten sposób – USA mają nas stale na pasku i drenują i odcinają z tego kupony w każdej sprawie. Politycznej, finansowej, ekonomicznej. I mają za darmo to, za co z uwagi na geostrategiczną pozycję Polski- musieliby płacić nam ciężkie pieniądze [plus dawać koncesje polityczno-ekonomiczne – np. względem państw UE z Niemcami na czele – czy otwarciem bezcłowym/preferencyjnym rynku USA czy nawet NAFTA]. Jest takie powiedzenie – kto żałuje pieniędzy na własną armię – po pewnym czasie musi łożyć dwu i trzykrotnie więcej – na cudzą. My już teraz łożymy na armię amerykańską i jej zbrojenia i modernizację – z kosztem wszelkich bonusów dla USA, wynikających dokładnie z tego, że “nasza” armia jest w istocie kontrolowana i politycznie i technicznie przez USA. Jedynym wyjściem z tego błędnego koła jest konsekwentne budowanie własnej suwerenności w technologiach high-tech podwójnego zastosowania. Czyli – w porzuceniu wytresowanej i utrwalonej już za PRL-u postawy “nawet nie próbujmy zrobić coś sami, bo Wielki Brat będzie się gniewał”. Szczerze? – to już za ZSRR był większy “luz strategiczny” w demoludach. Rumunia szła z Jugosławią, a w Polsce za Gierka Kalicki robił nasz własny program jądrowy – oparty o rozwijaną stale w świecie ideę wykorzystania laserów dla uzyskania koncentracji wysokiej energii. Kalickiego dopadło GRU – ale przynajmniej próbowaliśmy. Wtedy silna Armia Czerwona była i w Polsce i wokół Polski. dzisiaj słabe siły USA w Europie podtrzymują w naszych politykach iluzję siły i sprawczości USA. Dzięki czemu nasi sternicy boją się popełnić “zbrodnię własnego myślenia” wobec Wielkiego Brata. I rozpaczliwie ślepo wiszą na Wielkim Bracie – i koło się zamyka. Czyli wszystko w budowaniu suwerenności, w odcinaniu kuponów od coraz wyższego statusu uzyskanego tym twardym lewarem – musi się zacząć od naszych sterników. Zaś technicznie i organizacyjnie przepis jest prosty i wykonalny przy zassaniu odpowiednich technologii [nie tylko od Korei, także Japonii, koncernów europejskich rozgrywanych pod stołem bez parasola rządów – tak samo technologia z Izraela]. Jak da radę to przekupywać skupiając się na wąskiej chciwej grupce beneficjentów w zarządach, a przynajmniej robić suboptymalizację na korzyść koncernów kosztem ich rządów i ich pozycji – i koniecznie uzyskać własne głowice pod stołem. I przede wszystkim – nie odpuszczać [co najwyżej tylko udawać posłuszeństwo i zaniechanie planów budowy suwerenności] – skończyć ze słomianym zapałem i obijaniem się od ściany do ściany. Zaprząc się – i ciągnąć aż do końca – jednocześnie z oczami dokoła głowy, by wyzyskać wszelkie “okienka okazji”. Obecna sytuacja to w myśleniu i działaniu naszych sterników to “nie chcieć, to gorzej, niż nie móc”. Na zbudowanie suwerenności realnej, gwarantowanej zbrojnie jw – mamy wystarczające pieniądze. Tak samo przy skoordynowanej mobilizacji ośrodków akademickich i rozwojowych mamy wystarczającą bazę do zassania technologii – i mamy chętnych [bo chciwych] dostawców technologii. Których możemy rozgrywać negocjacyjnie. Ale dla naszych sterników wszystko zaczyna i kończy się na USA [czy na innym Wielkim Bracie – w zależności od ekipy] – co już na starcie zamyka powyższą opcję działania. Problem jest wyłącznie w ludziach u steru – w ich niewolniczym wytresowaniu.

      1. “Problem jest wyłącznie w ludziach u steru – w ich niewolniczym wytresowaniu.”

        Dokładnie tak – cała klasa polityczna w Polsce jest do wymiany, tylko pytanie jak to zrobić z mediami i służbami w obcych rękach? Jest też opcja pracy u podstaw, ale ona da rezultaty dopiero w średnim i długim okresie kiedy może być już po zawodach.

        Obecny rząd jest trzymany na krótkiej smyczy nie tylko w sprawach wojskowych ale także energetycznych, forsowany projekt elektrowni jądrowej do spólki z utrzymywaniem patologii w górnictwie( spełnianiem żądań związkowców) może wykończyć polską gospodarkę. Naimski już głosi, że trzeba będzie dopłacać do tej elektrowni, ale bezpieczeństwo kosztuje – co jest skandaliczną wypowiedzią, zważywszy na fakt, że jeszcze nie podjęto jakichkolwiek decyzji odnośnie tej inwestycji. Amerykanie nie mają zbytu na reaktory (w kraju czy za granicą) dlatego wciskają je krajom Trójmorza za wątpliwe gwarancje bezpieczeństwa. Mogę się założyć, że jeśli PIS nadal będzie u władzy, gdy będą zapadać decydujące decyzje odnośnie EJ, to cały proces będzie delikatnie mówiąc nieprzejrzysty, podobnie jak to jest z kontraktami wojskowymi i tłumaczony bezpieczeństwem, wyższą koniecznoscią itp.

      2. Jeszcze uwaga – efektory antyrakietowe, szczególnie na aerostatach wysokiego pułapu, można [prócz oczywistej funkcji plot przeciw samolotom i śmigłowcom] wykorzystać, gdy się “zestarzeją” w parametrach – jako ofensywne efektory “hit-to-kill” np. na mobile wyrzutnie rakiet, radary, samoloty na lotniskach. Przechwycenie takiej antyrakiety jest najtrudniejsze – co podwyższa skuteczność ataku. W tym sensie obrona i atak są komplementarne. Za błąd uważam rozdzielanie programu antyrakietowego Wisła i plot Narew. Powinien być jeden program antyrakietowy – z funkcją plot. Co oznacza jeden worek zasobowy, zakupowy, serwisowy itd. To znacznie optymalizuje koszty, organizację i cały cykl życia produktu. Czyli zamiast NASAMS 2 czy CAMM – winniśmy kupić od Korei Płd najnowszy wdrożony przed chwilą system krótkiego zasięgu Cheingung II [przeciwlotniczy i przeciwrakietowy]. Polecam https://www.defence24.pl/korea-poludniowa-wprowadza-nowy-system-obrony-powietrznej Jako niższe piętro obrony – poniżej L-SAM [a także dla skalowania kosztowego efektorów względem celów]. CAMM może owszem zwalczać rakiety – ale nie balistyki, jak CH II, tylko manewrujące poddźwiękowe rakiety przeciwokrętowe operujące “sea skimmer” – tuż nad powierzchnią morza. Najniższe pietro obrony to tanie systemy C-RAM [np. LM MHTK – po 15 tys dolarów sztuka]. A zwalczanie rakiet manewrujących niskiego pułapu zwłaszcza Kalibrów możemy scedować na nasze Pioruny – co jest realne – polecam https://www.defence24.pl/gromy-i-pioruny-przeciwko-kalibrom Zwłaszcza przy wpięciu sieciocentrycznym w pozycjonowanie celów, oraz przy posadowieniu Piorunów na dronach – co zupełnie dynamicznie zmienia in plus parametry saturacji obronyprzechwycenia. Jeszcze jedno – od kilku lat promuję Kraba i w pewnym stopniu Kryla jako ciężką artylerię prak/plot. Już wykorzystanie amunicji Leonardo Vulcano-Dardo daje takie możliwości [ma naprowadzanie półaktywne] – po tą ją zresztą zaprojektowano [głównie dla obrony prak/plot dla okrętów w szerokim zakresie 76-155 mm – chociaż na okrętach kończy się to zwykle [za wyjątkiem Zumwaltów i prób w Bundesmarine]] na 127 mm] , a ostatnio sami Amerykanie dokonali udanego testu antyrakietowego wykorzystując haubicoarmatę M109A7 Paladin [z pociskiem BAE HVP] – polecam https://www.milmag.pl/news/view?news_id=4437 albo https://www.konflikty.pl/aktualnosci/wiadomosci/m109-pocisk-manewrujacy/ Wpięte w ramach systemu ABMS, gdzie w kolejnym etapie przewiduje się wykorzystanie amunicji HVP do likwidacji rakiet balistycznych. Cytuję: “USAF podchodzi do ABMS tak entuzjastycznie, że chce porzucić dalszy rozwój systemu Joint STARS i anulować prace nad następcą samolotów dowodzenia E-8C.” Dlatego właśnie promuję Kraba – jako precyzyjny system uniwersalny [przeciwpowierzchniowy i przeciwlotniczy także do zwalczania celów morskich, zwłaszcza na tak ciasnym i wąskim Bałtyku, nie tylko celów nawodnych – bo już jest amunicja superkawitacyjna dla broni lufowych – na razie 30 mm – na śmigłowcach ASW US Navy – ale nic nie szkodzi na przeszkodzie do zwiększenia kalibru]. Tak z efektorami ofensywnymi – najlepiej koreańskimi o zasięgu już teraz 1500 km, a wkrótce 3 tys km, oraz z uzupełniającymi JASSM/JASSM-ER i NSM [i ATACMS i ew, przyszłych PrSM do tego przepłaconego Himarsa] – oraz z rojami dronów przełamujących [mających własny parasol prak/plot dzięki dronom z MHTK i Piorunami] – możemy stworzyć maksymalnie efektywny system sieciocentryczny dynamicznej A2/AD Tarczy i Miecza Polski. System zasadniczo obronny [i to na poziomie całokrajowym-strategicznym] – ale “tylko” po to, by maksymalnie podnieść poprzeczkę kosztową w kalkulacji koszt/efekt – oraz by zapewnić własną skuteczną projekcję przełamującej i rozpraszającej ofensywnej projekcji siły. Jeszcze jedno – aerostaty HALE na pułapie 40 km – to pełna stała dynamiczna siatka triangulacyjna dla własnego niezależnego i SKUTECZNIE CHRONIONEGO systemu pozycjonowania a la GPS. LEPSZEGO od GPS – ze względu na obronę w ramach A2/AD Tarczy i Miecza Polski [stanowiąca w istocie jej część]. W przeciwieństwie do satelitów – w rozpoznaniu, pozycjonowaniu, retransmisji – aerostaty stale są dyspozycyjna “tu i teraz”. No i łatwa w serwisie i w “upgrade” sprzętowym i programowym wymiana i naprawa/serwis wszelkich systemów. Dlatego zresztą te tzw. sub-satelity czy quasi-satelity są rozwijane – było już o tym dość szczegółowo. No i posadowienie systemów WRE oraz walki optoelektronicznej [w tym oślepiania wrogich satelitów – ale także zagłuszania i oślepiania rakiet, samolotów i systemów naziemnych przeciwnika] jest nieporównanie skuteczniejsze w takiej sieciocentrycznej siatce – wzajemnie się pokrywającej. Wracając do ciężkiej UNIWERSALNEJ samobieżnej artylerii – dlatego tak ważna jest przebudowa podwozi Leo 2 do posadowienia wież M109A8 155mm/L58 – i uzyskanie Super-Kraba [i to SZYBKO – czas jest tu ważny]. Taki Super-Krab będzie tez przy okazji wymarzonym Tygrysem Królewskim – ale operującym względem czołgów i innych aktywów bojowych – na maksymalnie dalekim zasięgu. Powtórzę – z wpięciem sieciocentrycznym i amunicją precyzyjną Krab czy Super-Krab [nawet Kryl i jego odpowiednik Super-Kryl z armatą L58] wybiją batalion czołgów w kwadrans – nawet nie dając szansy na wejście czołgów nieprzyjaciela w kontakt ogniowy. Dlatego jako priorytet widzę przebudowę wszystkich podwozi Leo 2 na Super-Kraba. By pasywny cel “gry do jednej bramki” dla kppanc i dla powietrznej projekcji siły – zamienić w agresora – który panuje na powierzchni i na niebie. Oczywiście nie sam – z całym wielowarstwowym systemem sieciocentrycznym, rojami dronów, aerostatami HALE, C5ISR/WRE spinającymi real-time wszystkie domeny w jedną. A wracając do przebudowy Leo 2 na Super-Kraba – to jak z przebudowa w II w.ś. kadłubów krążowników na lotniskowce bojowe [też z uniwersalną wielodomenową daleką projekcją siły] – co robili seryjnie Amerykanie, a Japończycy w ten sposób przebudowali kadłub trzeciego superpancernika klasy Yamato na najcieższy lotniskowiec II w.św – Shinano. Powtórzę z pełną odpowiedzialnością – czas czołgów na Polskim Teatrze Wojny minął. Przynajmniej – jeżeli chcemy uzyskać asymetrycznie przewagę. Argumenty typu “bo inni uważają czołgi za wartościowe i je rozwijają” – to żadne argumenty. Przed II wojna światową – gdy minęły “wakacje morskie” – też wszystkie czołowe floty budowały pancerniki i wszyscy się nawzajem zapewniali, że będą nowoczesne i królami morza, a na lotnictwo poradzą armaty uniwersalne i duża ilość działek kalibru 20-40 mm. Oczywiście praktyka operacyjna zweryfikowała to podtrzymywanie pancerników – które spadły do roli podrzędnej względem lotniskowców i lotnictwa – zwłaszcza pokładowego. Fuller już w latach 20-tych otwarcie przewidywał i logicznie argumentował za zdecydowanym awansem i prymatem lotniskowców i zmierzchem pancerników – ale “stara szkoła” wolała udawać 3 małpy i forsować pancerniki. Tak samo Mitchell w latach 20-tych promował “1000 samolotów zamiast 1 pancernika” i argumentował merytorycznie – to mu zrobili sąd pokazowy pod pretekstem “nieregulaminowego użycia lotnictwa” [nie żartuję – tak było] i zmarginalizowali – i po “wakacjach morskich” też budowali pancerniki [zbudowali 12 sztuk w 3, właściwie 4 typach – a mogli za nie zbudować od razu z 10 lotniskowców z pełnym opancerzeniem – odpowiedników klasy Midway]. Argumenty, ze pancerniki “przydały się jakoś” jako pływające baterie plot, jako ciężka artyleria dla artyleryjskiego przygotowania desantu itd. – mam za racjonalizację post factum frustracji wynikłej z klęski zwolenników pancerników. Czyli w istocie kosztownych i mało użytecznych “białych słoni”. Nawet nocne bitwy [Guadalcanal, Surigao] były w istocie niepotrzebne – bo ich zadania mogło wypełnić lotnictwo nocne. Tyle, że Japończycy dopiero od 1943 zaczęli je rozwijać, a Amerykanie w 1942 mieli tylko jedną nocną grupę lotniczą na Waspie – którego szybko stracili pod Guadalcanalem od salwy japońskiego OP. A w bitwach o Filipiny – Amerykanie z lotniskowcami zapędzili się za japońskimi lotniskowcami – wysłanymi właśnie po to na wabia – i stąd było Surigao – zresztą w połowie wygrane przez amerykańskie niszczyciele – i tylko dobite przez linię amerykańskich pancerników względem samobójczo szarżującego 1 pancernika z krążownikami. Dlatego mówię – nie patrzmy na stare lobby i na ich śliską i tak naprawdę pozamerytoryczną argumentację [motywowaną w istocie utrzymaniem się na stołkach i obroną “pozycji statusowej” ich rodzaju sił zbrojnych] – tylko budujmy sieciocentrycznie wpięte systemy w ramach RMA. Budujmy maksymalnie asymetrycznie korzystną przewagę – i w obronie i w ataku – co tak naprawdę przy integracji sieciocentrycznej – jedzie synergicznie i w dodatnim sprzężeniu zwrotnym – na jednym wózku. I niech nam nie przyświecają boje spotkaniowe czołgów a la Kursk 1943 – tylko Kuantan 1941 i Okinawa 1945 – gdy Yamato wykonał samobójczy rejs w jedną stronę – a i tak został zatopiony [ z 1 krążownikiem i 4 niszczycielami] daleko przed osiągnięciem celu – przez 300 samolotów pokładowych. Za cenę 15 samolotów. Dowódca zespołu amerykańskich szybkich pancerników osłony Okinawy, ostrzący zęby na pojedynek z Yamato, melancholijnie rzecz podsumował, że “pelikany wybrały im ryby, zanim wybrali się na połów”… I o to chodzi na wojnie – by tak ustawiać systemowo swoją przewagę. I tylko wtedy – mając taką przewagę systemową – można wojny uniknąć, bo agresor zdecyduje o jej anulowaniu na etapie planowania – po kalkulacji koszt/efekt. Si vis pacem – para bellum…

        1. Do tych wspominanych polskich JASSM/JASSM-ER i NSM-ów zdałoby się kupić kilka głowic CHAMP. Amerykanie testowali je i impuls EMP wyłącza elektronikę, w urządzeniach będących pod pociskiem lecącym po zaplanowanej trasie lotu.
          A jak się już zlikwiduje radary, sieci łączności, to na spokojnie zwykłą artylerią i lotnictwem robi się, co się chce.

  10. Pan Bartosiak jest niepoważny. Pojawił się w kraju z pewnymi owszem interesującymi koncepcjami, ale to wszystko im dalej “w las” to coraz bardziej się ośmiesza i wychodzi na wierzch jego niekompetencja. Ostatnio w “debacie” z panem gen Andrzejczakiem twierdził min że nie powinniśmy kupować systemów OPL i przeciw balistycznej “Wisła” i “Narew” bo są za drogie tylko nasze zgrupowania powinny się rozproszyć ….. Takich idiotyzmy to ciężko wymyśleć a jednak panu Bartosiakowi się udało. Czyli jak się rozproszymy to Rosjanom trudniej będzie nas wymordować. No to tyle są warte jego pomysły. Co do oddania Europy Niemcom też Bartosiak postrzega jako zbawienne dla Polski , w tym wypadku to już rozum odmówił mu całkiem posłuszeństwa, gdyby tak się stało to na powrót stalibyśmy się Generalną Gubernią a pakt Ribbentrop Mołotow znowu stałby się aktualny. Broń Boże nas przed takimi strategami

    1. Proszę pamiętać, że Pan Bartosiak w ramach S&F występuje oficjalnie [jako osoba z tytułem doktorskim – niejako ex cathedra – i to przez rozmowy ze znanymi osobami – na poziomie da facto międzynarodowym] – i nie może sobie pozwolić na taką szczerość i otwartość , jak my na blogu. Musi działać metodą małych kroków – a pewne rzeczy mówić dopiero dużo później, gdy nowe podejście się utrwala – a i sytuacja przez bieg zdarzeń potwierdza jego prognozę i daje mu “okienko możliwości” wprowadzenia wzbogaconej narracji – co razem stopniowo eroduje i roluje jego oponentów na stołkach. I tak [mówiąc slangiem młodzieżowym] ryzykownie “jedzie po bandzie” zachęcając do samodzielności strategicznej – co pewnie dla Waszyngtonu brzmi jak herezja [a wręcz jak “zbrodnia myśli” z punktu widzenia Wielkiego Brata]. Co do spraw militarnych – budowę saturacyjnej całokrajowej A2/AD Tarczy i Miecza Polski uważam za absolutną konieczność w strefie zgniotu – wobec przewagi rosyjskiej A2/AD, która będzie jeszcze rosła skokowo po wprowadzeniu sieciocentryczności wraz z S-500 i wpięciem “starych-nowych” efektorów ofensywnych – oraz po anschlussie Białorusi, co dla nas strategicznie będzie oznaczało PRZEDE WSZYSTKIM powstanie drugiego rosyjskiego bastionu A2/AD i całkowite odcięcie Bałtów – oraz podwójne “nakrycie” Polski kontrolą real-time i sprzęgniętą z nią rakietową projekcją siły w powietrzu i na powierzchni – dając też Rosji [w “drugim rzucie”] całkowite panowanie w powietrzu – no i najpierw strategiczne zdruzgotanie Polski w pierwszym kwadransie działań kinetycznych – za czym pójdzie zniszczenie zasadniczych możliwości operacyjno-taktycznych w ciągu 1 dnia – właśnie przez przewagę w powietrzu. Kluczowa jest nasza C5ISR i system WRE – sieciocentryczny system – który w architekturze otwartej wepnie wszystkie sensory, nosiciele, efektory [precyzyjne] – tworząc jedną sterowaną real-time całość [“wszechdomenę”] ze wszystkich domen naraz. Bez czarnych skrzynek, z własnymi kodami źródłowymi. Widzieć daleko, samemu oślepiając wrogie widzenie – czyli wygrana w “niewidzialnej wojnie” WRE – już podczas pokoju – to warunek konieczny. Powtórzę – na rosyjskie A2/AD nie ma innego wyjścia, jak nasza silniejsza i nowocześniejsza A2/AD. Żadne tam ciężkie dywizje itd. – najpierw WRE, potem kontrola sytuacyjna C5ISR, potem uzyskana asymetryczna przewaga naszej pozahoryzontalnej jak najdalszej precyzyjnej projekcji siły [rakiety, drony] łamiącej rdzeń rosyjskiej A2/AD [radary, retransmisja, stanowiska prak/plot, mobilne wyrzutnie rakiet, lotniska], potem dopiero lotnictwo do rolowania aktywów sił lądowych – pancernych, zmechanizowanych itd. I to rolowania zeskalowanego wg koszt/efekt – czyli np. samolot to tylko “pierwszy stopień” do dowiezienia i odpalenia uskrzydlonego drona klasy “makro” z napędem, z którego blisko celu wysypie się cały rój dronów mini i mikro. W tym do likwidacji aktywów piechoty już na poziomie batalionu, kompanii, plutonu, drużyny – a drony nano – np. do neutralizacji pojedyńczych żołnierzy. Sumując – rosyjska A2/AD już wymusiła BEZWARUNKOWO budowę naszej A2/AD, która musi być saturacyjna, silniejsza i nowocześniejsza. I to od OBU rosyjskich A2/AD razem wziętych [obecnej w Kaliningradzie z przyszłą na Białorusi].

    2. Jeszcze jedno – rozproszenie i mobilność [czyli aktywa bojowe cały czas w ruchu] to jeden z warunków koniecznych w strefie zgniotu. Ale warunek niedostateczny. Finowie – owszem, postawili na rozproszenie – i nie zamawiają systemów antyrakietowych. Powierzchnia ciutkę większa od Polski – a ludzi ponad 7 razy mniej. I mają gdzie w razie czego ewakuować ludzi z ośrodków miejskich, zresztą nielicznych. W tym – w ramach Skandynawskiej solidarności – do innych krajów NORDEFCO. No i w razie potrzeby na pewno mają dogadane pod stołem ze Szwecją relokację szwedzkich Patriotów – w ramach wysuniętej obecności obrony przeciwrakietowej NORDEFCO. Choćby bateria dla obrony Helsinek. NORDEFCO może liczyć też na szybkie transporty antyrakiet mostem powietrznym via USA-GIUK. Tak naprawdę głębią strategiczną i trwałą podstawą operacyjną dla Finlandii i NORDEFCO jest Atlantyk – gdzie panuje US Navy i Royal Navy – i ich przewaga lotnicza także. Reszta państw skandynawskich – może poza Danią – też ma zasadniczo rozproszenie już “na dzień dobry”. Ale Dania przyległa do “kontynentalnych” Niemiec – siłą rzeczy jest w “zielonej strefie”. Finlandia i Skandynawia to zupełne przeciwieństwo naszej sytuacji. Nie mamy głębi strategicznej i zaplecza [na Niemcy trudno liczyć]. Nie mamy spójnego sojuszu regionalnego – jak ma Finlandia w NORDEFCO [plus “złoty sojusz” bilateralny z USA – nie wymagający jednomyślnej zgody wszystkich państw NATO]. Na NATO nie liczyłbym – obstrukcja i zawetowanie kolektywnej pomocy przez Niemcy i pomagierów- jest praktycznie pewne. Jedynym wyjściem jest STWORZENIE sobie DYNAMICZNEJ głębi strategicznej – przez rozszerzenie kontroli real-time strefy zagranicznej. W praktyce oznacza to konieczność budowy saturacyjnej A2/AD Tarczy i Miecza Polski. Gdzie szczelna obrona antyrakietowa oznacza, że Rosja nie może zastosować wariantu deeskalacyjnego. Nawet jak wysoko odpalą atomówkę – to wcale nie będzie oznaczało “game over” – jeżeli mamy tarczę antyrakietową, która ochroni ośrodki na ziemi. To zupełnie “spala” sens podprogowego ograniczonego uderzenia “deeskalacyjnego. A pełnoskalowy atak [skrajnie – atak saturacyjny] to dla Kremla zabawa zapałkami w prochowni. Jak Rosjanie odpalili 4 rakiety z Morza Ochockiego z “boomera” w kierunku Europy – to w Ramstein ogłosili czerwony alarm. https://www.defence24.pl/niemcy-falszywy-alarm-w-amerykanskiej-bazie-w-ramstein Jaka byłaby reakcja sił USA w Europie, UK, Francji – gdyby Rosja odpaliła np. 50 rakiet? A 100? I nie z Morza Ochockiego – tylko bliżej? A przecież kalkulowałem obronę na atak do 400 rakiet. To DUŻO DUŻO powyżej “deeskalacyjnego” uderzenia jedną czy nawet kilku rakietami. Skutek polityczny – złamania Polski – co najmniej wątpliwy [szacuję poniżej 5%] – zaś skutki polityczne i ekonomiczne i finansowe dla Rosji – KATASTROFALNE. Bo WSZYSCY wielcy gracze, na czele z graczami atomowymi – by zastosowali skrajne “pokojowe” środki do założenia Rosji “żelaznej kurtyny”. Bo nie mogą pozwolić, by Rosja wyszła przed szereg w “porządku dziobania” – stosując “w biały dzień” terroryzowanie innych graczy – jak bandzior z majchrem – i wprowadzając “na rympał” zmianę równowagi sił. Mieliby dwie drogi – albo eskalować wzorem Rosji wywijając atomową pałą – ale tego nie chcą i nie będą chcieli, póki nie będą przygotowani [co nastąpi pewnie w latach 30-tych] – wiec pozostaje zduszenie Rosji i pokazanie jej miejsca w szeregu. Przy czym to Chiny – bardziej, niż USA – w takim przypadku ostro potępią [i ukarzą ekonomicznie i finansowo najboleśniej] działania siłowe Rosji – na rzecz rozwiązań pokojowych/dyplomatycznych. Powiem więcej – dla Pekinu to by była wymarzona okazja, by zrobić zwrot o 180 stopni względem Rosji – i zacząć politykę kija i…jeszcze większego kija – pod pressing dla przejęcia Syberii i Arktyki. Ale musimy najpierw przetrwać i “spalić’ taką demonstrację siły Rosji – czyli mieć A2/AD Tarczę i Miecz Polski [de facto ofensywną z punktu widzenia zachowania naszego “power in being” i naszej projekcji siły – bo obrona multiplikuje nasze aktywa ofensywne i naszą projekcję siły, która najbardziej rozproszy Rosję “w głąb” – nawet gdybyśmy nie mieli sojuszu i skoordynowanych działań Wschodniej Flanki – dla rozproszenia Rosji]. I musimy pokazać, że “atak deeskalacyjny” nie ma sensu, nic z niego nie wynika, a poprzeczka naszej obrony i kosztów Rosji jest podniesiona do poziomu absolutnie nieopłacalnego dla Kremla do ataku saturacyjnego. Jeszcze jedno – dana antyrakieta Tarczy Polski, nawet jeżeli stanie się “przestarzała” do zwalczania rakiet – dalej będzie najwyższej klasy sprzętem do zwalczania samolotów, śmigłowców, ciężkich dronów. Oraz będzie bardzo trudnym do przechwycenia efektorem ofensywnym “hit-to-kill” na powierzchniowe cele punktowe [mobilne wyrzutnie rakiet, radary, stanowiska plot/prak, samoloty na lotniskach]. Tu celność i szybkość [energia kinetyczna idzie do kwadratu prędkości] i dużo wyższe szanse przejścia obrony antyrakietowej nadrabiają niską masę głowicy bojowej [czy nawet jej brak]. To jedna z podstawowych cech wojowania w epoce RMA – względem zimnej wojny. Czyli – nawet w latach 30-tych – po wprowadzeniu laserów i emiterów skierowanych energii dużej mocy – te antyrakiety pozostają do użycia w warunkach “złej pogody” i coraz bardziej uzupełnią saturacyjną siłę ofensywną Polski.

      1. Ogólnie się zgadzam, tylko ten konflikt Chińsko – Rosyjski wygląda tylko na pobożne życzenie strategów USA. Chiny i Rosja od 2000, czyli całą obecną epokę Putina współpracują ze sobą. Dla Chin pokonanie USA jest ważniejsze od wszystkiego. Z Rosją sobie poradzą POTEM, kiedy będą jedynym światowym mocarstwem.

        Rosja to główny militarny sojusznik, a pokonanie USA w realnej wojnie to wyzwanie jakich mało. Ponadto, z wyłączeniem Tajwanu, Chiny oferują reszcie świata gospodarczo-handlowe podejście, bez wojen, żeby stworzyć anty-anglosaski sojusz na skalę planety. Zaduszenie USA to lepsza strategia niż otwarta wojna. A to wymaga współpracy. Jak ostatnia pan-azjatycka umowa handlowa.

        Nawet ten szlak arktyczny, czy przewaga militarna w latach 30, nie są argumentem do wyciśnięcia Rosji i pokazaniu reszcie świata prawdziwej twarzy Chińskiego imperializmu. Rozprawianie się z Rosją przed konfliktem USA to jak dzielenie skóry na niedźwiedziu. Lepiej oferować ruskim marchewkę i trzymać w swoim obozie.

        http://eng.chinamil.com.cn/view/2020-12/23/content_9957169.htm

        http://www.xinhuanet.com/english/2020-12/18/c_139600959.htm

        1. Absolutnie odwrotnie. Najpierw słabsza Rosja – potem USA. To już w starożytności wiedziano, że nikt nie idzie naprzód, mając silną twierdzę nieprzyjaciela na tyłach. A co dopiero takie mocarstwo militarne. Chiny dopiero po “ostatecznym rozwiązaniu kwestii rosyjskiej”, wzmocnione Syberia i Arktyką, dopiero wtedy postawią USA w sytuacji tak dużej przewagi, że zmuszą USA [najpewniej bez wojny] do uznania Chin za nr 1. Nie teraz, ale dopiero po osiągnieciu przewagi generacyjnej RMA nowych systemów broni, zwłaszcza po uzyskaniu przewagi strategicznej systemów broni energetycznych [skierowanych – lasery i emitery wiązek energetycznych] obrony antyrakietowej nad pełnym atakiem saturacyjnym [rakietami i hipersonikami]. Paradoksalnie – nie chodzi o przewagę nad Rosją [tę zyskają znacznie szybciej] – tylko o uzyskanie przewagi technologicznej w systemach militarnych Chin nad USA. Co Xi naznaczył na 2035. I nie ruszą Rosji, dopóki konkretnie przewaga obrony strategicznej nie zostanie osiągnięta i względem [razem licząc] sił strategicznych i Rosji i USA. Pekin pójdzie po panowanie nad Azją dopiero, gdy będą pewni przewagi swej technologii militarnej i swych systemów globalnych [i kosmicznych] nad USA – po to, by [nie obawiając się USA] mieć wolne ręce w robieniu porządków w Azji. Gdy jesienią 2013 Xi w Astanie ogłosił że na jednym pagórku może stać tylko jeden tygrys – to było dla wszystkich [a najbardziej dla Kremla] jasne, że pagórkiem jest Azja, a tygrysem Chiny – które nie ścierpią docelowo NA RAZIE silniejszego konkurenta za miedzą. Pekin doskonale rozumie, że Rosja chce przyłączyć się do walki, gdy oba supermocarstwa się wykrwawią. To samo dokładnie rozumie Waszyngton. Kreml gra na to, że do wielkiej konfrontacji supermocarstw dojdzie JESZCZE WTEDY, gdy Rosja będzie silna. Dokładniej – cały program zbrojeń Rosji 2009-2020 był tak ustawiony, by Rosja osiągnęła za wszelką cenę szczyt potęgi militarnej na początku lat 20-tych. Bo tak kalkulował Kreml początek wielkiej konfrontacji. Gdy chińscy generałowie zaczęli od 2011 uczestniczyć w ćwiczeniach z Rosjanami – to bynajmniej nie jako wyraz hołdu wobec silniejszego. Odwrotnie – od pierwszego razu przy każdym ćwiczeniu zaczynają od rozłożenia mapy sztabowej, a tam 1,6 mln km2 FR na Dalekim Wschodzie – jest zawsze osobno zaznaczonych i opisanych [i to cyrylicą – żeby nie było niezrozumienia] jako “ziemie rdzennie chińskie pod tymczasową administracją rosyjską”. TYMCZASOWĄ. Jak pierwszy raz chińscy generałowie rozłożyli taka “hiper-prowokacyjna” mapę, ich koledzy rosyjscy struchleli – poprosili o “przerwę organizacyjna” i zadzwonili na Kreml, po godzinie Putin zdecydował “kontynuować ćwiczenia, udawać, że się nic nie widzi”. I tak jest do dzisiaj. Te 1,6 mln km kwadratowych zostało odebrane przez Rosję w 1860 tzw. “traktatem Pekińskim” – dla Chin było to największe upokorzenie i największa strata ze strony białych imperialistycznych kolonizatorów w “wieku hańby”. Odzyskanie tych ziem jest uznawane za warunek sine qua non “chińskiego renesansu” – w razie potrzeby – poprzez “wojnę konieczną”. Dla Pekinu porządek wzrostu Chin jest jasny i logiczny – najpierw hegemonia w Azji i przejęcie rosyjskiej Arktyki – co wymaga likwidacji Rosji w Azji – a dopiero potem pokonanie USA – najlepiej przez postawienie ich w beznadziejnej sytuacji geostrategicznej – by NIEPOTRZEBNEJ wojny uniknąć. Kreml źle skalkulował “timing” licząc na konfrontację USA-Chiny w pierwszej połowie lat 20-tych – tymczasem cierpliwe Chiny idą na długi bieg – i będą coraz bardziej uzależniały Rosję jako kolonię surowcową, wysuwały coraz ostrzejsze żądania. Rosja będzie słabła względem Chin – co jeszcze bardziej będzie nakręcało ten mechanizm. Polecam lekturę: https://kresy.pl/publicystyka/podszczypywanie-ruskiego-tylka-czyli-najnowsza-historia-relacji-pekin-moskwa/ W sensie geostrategicznym/długofalowym owa wojna konieczna dla odzyskania 1,6 mln km2 – będzie tylko pretekstem do zrolowania całej Syberii i Arktyki. Zapewne pod hasłami wyzwolenia spod ostatniego kolonialnego imperium białego człowieka. Bo tak to widzą w Pekinie i kładą do głowy od pierwszej klasy szkoły. A “zwrot na Chiny” w 2014 przez Kreml – jest tylko na rękę Pekinowi. Który cały czas pilnuje, by z tytułu owego “zwrotu” i tzw. “przyjaźni” pod każdym względem wszelkie relacje [zwłaszcza ekonomiczne, finansowe] były jednostronnie skrajnie korzystne dla Chin. Udzielają kredytów dewizowych Rosji na rolowanie jej zobowiązań – i owszem – ale na zbójecki procent. Kiedyś te długi rozlicza. Co zapewne będzie nowa zapaścią i bankructwem dla Rosji – nieporównanie silniej, niż w latach 90-tych. A na razie Pekin wykorzystuję Rosję [wg klasycznej definicji “pożytecznych idiotów”] jako darmowy bezkosztowy taran na proatlantycki porządek – gdzie koszty ponosi Rosja, a bonusy są dla Pekinu. No i wykorzystują Kreml do wykupu od Rosji technologii militarnej – po to, by skrócić czas…. przegonienia właśnie Rosji w technologiach militarnych. Co jeszcze bardziej zwiększy asertywność żądań Pekinu wobec Kremla – orientacyjnie od początku lat 30-tych. W sumie, parafrazując Lenina, ta druga strategia Pekinu [zakupu technologii wojskowych] to również klasyczne leninowskie “kupowanie przez Chiny rosyjskiego sznurka – by powiesić na nim Rosję”. Rosjanie-Sybiracy pokazują do kamer filmików [umieszczanych np. przez ultra-nacjonalistyczny rosyjski portal “trzeciego Rzymu” na Youtube] chińskie podręczniki szkolne i atlasy – a tam już Syberia “rozparcelowana” przez Chiny. A w chińskich mediach stały element wyśmiewania “potęgi” Rosji – to zdjęcia teleobiektywem na granicy rosyjsko-chińskiej, gdzie na budkach wartowniczych Rosjanie ustawiają wg rozkazów manekiny ubrane w mundury sołdatów. Bo demograficznie słabną – i już teraz nie są w stanie obstawić granic. Pekin z Kremlem zamienili się co do roli Wielkiego Brata – i ta bezlitośnie wykorzystywana przewaga Chin tylko rośnie. A Kreml udaje, że pada deszcz – i w zaparte coraz bardziej okłamuje ZWŁASZCZA Rosjan. Pewnie dlatego Putin [widząc klęskę strategiczną całej polityki od 2009] – zapewnił sobie immunitet dożywotni. Ale – czy ten immunitet mu cokolwiek pomoże, gdy w Rosji naprawdę urwie się ucho od dzbana…? Moim zdaniem – i nie tylko moim – Putina przyszłe pokolenia nazwą krótkowzrocznym grabarzem Rosji. Taktykiem jest bardzo sprawnym – strategiem żadnym. A ucieczka do przodu w proxy wars tylko przyśpieszy bankructwo Rosji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *