Na ulicach Kabulu doszło niedawno do kolejnego krwawego zamachu (to już drugi w odstępie miesiąca), który przypomina, że Afganistan to wciąż strefa wojny. I to bez jasno określonej linii frontu. Po tym jak Donald Trump zdecydował się zeszłego lata wysłać do Afganistanu dodatkowo kilka tysięcy żołnierzy, sytuacja w regionie wcale nie ulega zmianie na lepsze. Wręcz przeciwnie, zaognia się. Być może to sami talibowie wysyłają wiadomość okupantom: „to zły ruch – wracajcie”, a być może siły trzecie próbują ponownie uwikłać hegemona w niewygodny konflikt. Lub jedno i drugie jednocześnie. Jeśli chodzi o przekazaną wiadomość – nie została prawidłowo odczytana, albo ją zignorowano. W zakresie skupienia uwagi USA na Afganistan – taki skutek z pewnością został odniesiony. Po ostatnich zamachach amerykański Prezydent zdecydował o skróceniu szkolenia nowych jednostek i jak najszybszym wysłaniu ich do Azji. Być może śpieszy się przed zajęciem Afganistanu przez Chińczyków? A być może fraza: „porażka USA w Afganistanie” jest zbyt nieprzyjemna dla uszu w Waszyngtonie?
Nieco historii
15 lutego 1989 roku ostatni sowieccy żołnierze wycofali się z „Afganu” po blisko 10 letniej, bezowocnej wojnie. Mudżahedini triumfowali. Jeszcze w grudniu tego samego roku Michaił Gorbaczow poddał Związek Radziecki – ogłaszając zakończenie zimnej wojny. To był koniec drugiej najpotężniejszej siły świata.
7 października 2001 roku (zaledwie miesiąc po atakach na World Trade Center – co jest niezwykle zastanawiające) światowy hegemon rozpoczął wojnę w Afganistanie. Jednak współczesne USA, nie jest dawnym ZSRR. To nowoczesne, bogate, kontrolujące światowe finanse i handel technokratyczne państwo. Siły zbrojne USA uchodzą za najsilniejsze i najlepiej wyposażone. Amerykański budżet jest praktycznie nieograniczony.
Przeciwnikiem są talibowie wywodzący się z grup afgańskich mudżahedinów, którzy wcześniej walczyli z ZSRR. Do dziś walczą przy pomocy post-sowieckiego sprzętu. No właśnie. Do dziś walczą. Wydaje się to być nieprawdopodobne, że fanatyczne ugrupowanie z biednego i zacofanego Afganistanu skutecznie stawia czoła największej potędze świata. Już 16 lat. Jedyną przyczyną braku zakończenia wojny, jest fakt, że Amerykanie mogą pozwolić sobie na tak rozciągniętą w czasie interwencję, a jednocześnie nie stać ich na przyznanie się do porażki. Choć jest już ona oczywista.
Afganistan rzeczywiście może zostać symbolem upadku najpotężniejszych światowych mocarstw XX i XXI wieku. I nie dlatego, że mudżahedini pokonali ZSRR i USA zadając druzgoczącą klęskę. Tylko dlatego, że Amerykanie podążają śladami sowietów. Nie potrafią przyznać się do przegranej i wycofać wojska. Jeśli decydenci Waszyngtonu nie pójdą po rozum do głowy, to talibowie faktycznie doczekają się upadku USA. Ponieważ US Army może być zmuszona stacjonować w Afganistanie do kresu sił północnoamerykańskiego hegemona. Czy to będzie kolejnych 5, 10, 50 czy nawet 100 lat. USA w końcu upadnie, jak każde inne mocarstwo. Do tego czasu talibowie mogą siedzieć pochowani w jaskiniach, żuć tytoń i nosić wodę w wiaderkach. Gdy ostatni jankes w końcu opuści afgańską ziemię, legenda o niezwyciężonych afgańskich bojownikach będzie już dawno zakorzeniona w kulturze tamtejszego ludu.
Amerykańska logika
To co robi Waszyngton zostało kapitalnie skomentowane poprzez film „Machina Wojenna” z Bradem Pittem w roli głównej, który jest ekranizacją książki „Wszyscy ludzie generała” Michaela Hastings’a (książki nie czytałem, a film nie jest może dziełem sztuki, ale świetnie podkreśla pewne realia). Amerykańska administracja zamiast dokonać ucieczki do przodu, wciąż pcha kolejnych dowódców w to samo bagno. Ambitni generałowie dokonują analiz, wyciągają wnioski, opracowują strategie i… Proszą o dosłanie większej ilości sił i środków, by te strategie wdrożyć w życie. Oczywiście wszystko to zawodzi, wobec czego Waszyngton wysyła na miejsce innego ambitnego oficera…. Można zakładać, że na Kapitolu urzędują sami idioci, a West Point zamiast generałów, kształci nieudaczników – jednakże byłoby to zbyt łatwe. I zamykałoby temat. Tymczasem można też spróbować dowiedzieć się, czy jest coś dalej? Czy podtrzymywanie stanu wojny w biednym, położonym na krańcu świata państwie ma jakiś głębszy sens?
„Po co?” – ktoś może zapytać. Przecież Amerykanie znaleźli się w Afganistanie niejako przypadkiem (w odwecie), na skutek zamachów z 11 września 2001 roku. Innymi słowy, nie było w tym żadnego geopolitycznego czy strategicznego celu.
I już tutaj należy się zatrzymać. Właśnie na samym początku. Zniszczenie 3 wież World Trade Center (tak trzech) oraz uszkodzenie budynku Pentagonu nastąpiło nieoczekiwanie w dniu 11 września. Winnymi zamachu okazali się bojownicy z nic wówczas nikomu nie mówiącej Al-Ka’idy. 15 z 19 zamachowców było obywatelami Arabii Saudyjskiej. Głównym organizatorem zamachu był współpracownik CIA oraz prywatnie miliarder z Arabii Saudyjskiej – Osama bin Laden. Dlatego prezydent G.W. Bush junior postanowił dokonać inwazji właśnie na… Afganistan. Legalizacja tegoż ataku nastąpiła 12 września 2001 roku, poprzez wydanie rezolucji ONZ nr 1368. Kolejne rezolucje dotyczyły samego Afganistanu (nr 1378 i 1383).
Pierwsze bombardowania amerykańskie i brytyjskie lotnictwo rozpoczęło już 7 października (26 dni po zamachach). Inwazja sił lądowych nastąpiła na początku listopada, a stolicę państwa – Kabul, zdobyto 13 listopada 2001 roku. Dwa miesiące po zdarzeniach z Nowego Jorku. A przypomnijmy. Afganistan leży w samym sercu Azji…
Nawet dla laika powinno być oczywiste, iż planowanie wojny wymaga co najmniej:
- zgromadzenia odpowiednich danych wywiadowczych w terenie (wówczas jeszcze bazowano na tradycyjnych metodach szpiegowania – drony były wykorzystywane w późniejszym okresie),
- zebrania informacji z białego i czarnego wywiadu, połączenia ich oraz dogłębnej analizy,
- przewidzenia wielkości oraz jakości sił przeciwnika, a także ich rozmieszczenia,
- określenia celów strategicznych i taktycznych przyszłej operacji militarnej, naniesienie ich na mapę obszaru zmagań wraz z danymi wywiadowczymi,
- przeanalizowania i zabezpieczenia logistyki,
- określenia sił własnych niezbędnych do realizacji wyznaczonych zadań,
- wyznaczenia kolejnym jednostkom konkretnych celów operacyjnych.
Oprócz prac planistycznych, dochodzi jeszcze kwestia realizacji tego, co zostało nakreślone. I tutaj najważniejsza jest logistyka, w zakres której wchodzą m.in.:
- zabezpieczenie polityczne operacji (stworzenie sojuszy, uzyskanie poparcia międzynarodowego, soft power)
- uzyskanie zgody na dostęp do terytorium państwa atakowanego (nie zapominajmy, że Afganistan nie leży nad morzem), zabiegi dyplomatyczne, a także szczegółowe ustalenie z pakistańskimi w tym wypadku władzami – korytarzy powietrznych wyznaczonych dla lotnictwa USA, dróg tranzytowych dla armii lądowej, dróg zaopatrzenia, etc. etc.
- przygotowanie wyznaczonych sił i środków do operacji (ukompletowanie kadrowe jednostek, uzupełnienie wyposażenia, przygotowanie merytoryczne do operacji),
- przetransportowanie wyznaczonych sił i środków w rejon operacji.
Jesienią 2001 roku wszystko zdawało się sprzyjać Stanom Zjednoczonym. Szok i niedowierzanie po zamachach z września, natychmiast przerodziły się w bezwarunkowe poparcie świata dla akcji odwetowej USA. Jednocześnie Amerykanie (jak również Brytyjczycy) posiadali w regionie odpowiednie siły, gotowe do natychmiastowego rozpoczęcia operacji (dzięki czemu oszczędzili kilka tygodni, jakie potrzebowaliby na przemieszczenie floty na Morze Arabskie). Tym samym większość problemów związanych z logistyką odpadła. Operacja „Enduring Freedom” okazała się na początku wielkim sukcesem (chwilowym).
Czy była to brawurowo przeprowadzona spontaniczna akcja odwetowa, czy też zaplanowana z odpowiednim wyprzedzeniem inwazja?
Ponieważ zgłębianie tego tematu mocno zahacza o tzw. „teorie spiskowe”, to pozwolę sobie na jego pominięcie. Choćby dlatego, że uważam, iż w takich sprawach każdy powinien zaspokajać swoją ciekawość samodzielnie. Nie chciałbym odbierać komuś tej przyjemności 😉
Niemniej fakty zdają się mówić jedno. Amerykanie chcieli tu (w Afganistanie) być. Pytanie brzmi, dlaczego?
Dokładnie takie samo pytanie można zadać w kontekście chińskich planów stworzenia wojskowej bazy w Afganistanie. Jednak w tym przypadku odpowiedź na nie jest zdecydowanie prostsza.
Chiny przejmują pieczę nad regionem
Pekin dąży do stabilizacji regionów, oddzielających chińską gospodarkę od europejskiego rynku zbytu. Chińczycy posiadają w chwili obecnej zdolność do wielotorowego działania na wszystkich możliwych kierunkach, o czym wspominałem między innymi w tekście dotyczących szlaków handlowych.
Chińskie zaangażowanie w Afganistanie może mieć na celu nie tylko wygaszenie tamtejszego konfliktu, w celu zabezpieczenia szlaku biegnącego wzdłuż pakistańsko – afgańskiej granicy pomiędzy Kaszgarem, a portem w Gwadarze (który bardziej szczegółowo opisałem tutaj).
Dodatkowym plusem uzyskania wpływów w Kabulu, będzie dla Pekinu możliwość wprowadzenia pewnej przeciwwagi dla Islamabadu. W chwili obecnej Pakistan posiada w regionie pewnego rodzaju monopol negocjacyjny z Chinami. Innymi słowy, jeśli Chiny nie uzyskają porozumienia z Pakistanem, wówczas znajdą się w dość trudnej sytuacji, jeśli chodzi o budowę szlaku handlowego i tranzytowego (surowce) przez południe Azji. To stawia Pakistan w dość silnej pozycji negocjacyjnej, co widać po tym, jaką cenę płacą Chińczycy w zamian za dostęp do Gwadaru (wielomiliardowe inwestycje w infrastrukturę oraz siły zbrojne Pakistanu).
Stworzenie pewnego rodzaju alternatywy dla Pakistanu da Chińczykom większą swobodę w rozgrywaniu regionu.
Konsekwencją takiej polityki jest również zwiększanie wpływów Pekinu na coraz odleglejsze krainy. Jeśli chińskie władze myślą o przejęciu roli światowego hegemona, tego rodzaju postępowanie wydaje się być nieodzowne. Pytanie tylko, czy da się stworzyć światowe imperium w oparciu o lądowe szlaki komunikacyjne wiodące przez najtrudniejsze i najbardziej niedostępne tereny Azji (Himalaje)? Jak dotąd żadnej potędze się to nie udało (trwale).
Amerykańska okazja do odwrotu.
Próby przejęcia Afganistanu przez Pekin, niosą ze sobą zagrożenia, ale i okazję dla USA. Z jednej strony Amerykanie będą musieli liczyć się z tym, że Chiny uzyskają dodatkowy dostęp do Iranu i Bliskiego Wschodu (a więc do gazu i ropy). Z drugiej strony, jeśli Chiny będą chciały przejąć rolę stabilizatora regionu i wyciszyć konflikt z talibami, będzie to doskonałą okazją na wycofanie amerykańskich sił zbrojnych z afgańskiego piekła. Jednocześnie, opierając się na sprawdzonej strategii, USA mogłoby wspierać afgańskich bojowników przeciwko Chinom, wikłając to państwo w niezwykle trudny do wygrania konflikt.
Oczywiście skorzystanie z tej okazji do odwrotu oznaczałoby utratę prestiżu i przyznanie się do porażki – co może okazać się zbyt trudne do zniesienia dla Amerykanów. I dlatego do dziś nie widać nadziei na zakończenie wojny wywołanej w 2001 roku.
Niezależnie od tego, jak wojna w Afganistanie się zakończy, do dziś do końca nie wiadomo, dlaczego się rozpoczęła. Z punktu widzenia geopolityki trudno zakładać, że w 2001 roku władze USA przewidywały, że przejęcie Afganistanu może okazać się pomocne przy powstrzymywaniu rosnącej siły Chin (wówczas jeszcze nie było nawet oczywistym to, że Chiny zdołają się tak wybić). Od strony militarno-wojskowej wysyłanie armii w najtrudniej dostępny region Azji również nie było posunięciem najmądrzejszym. Oba te czynniki przemawiają za tym, iż inwazja na Afganistan była zdarzeniem spontanicznym. Reakcją na zamachy z 11 września.
Jednakże w polityce i geopolityce nie istnieją przypadki. Trudno jest również zakładać, że decyzje podejmowane są tylko i wyłącznie w oparciu o emocje. Jednocześnie przygotowanie operacji wojskowej na drugim końcu świata, jest nie tylko praco, ale i czasochłonne. Wojen nie toczy się poprzez zwiad bojem, a poprzez realizację wcześniej przygotowanych planów (dotyczy to przede wszystkim 1 fazy wojny). Zdecydowania i niezwykle szybka inwazja sił USA na Afganistan daje powody do zastanowienia.
Niewątpliwie tzw. „wojna z terroryzmem”, która rozpoczęła się w 2001 roku, stała się pretekstem do ograniczania praw obywatelskich przez państwa zagrożone tym terroryzmem, a jednocześnie do zwiększania wpływów i możliwości służb (inwigilacja etc.etc.). Przemysł zbrojeniowy od początku tego wieku kwitnie. Podobnie jak plantacje opium w Afganistanie. Do tego „wojna z terroryzmem” była doskonałym usprawiedliwieniem dla kolejnych inwazji (Irak) oraz politycznych interwencji (Północna Afryka, Bliski Wschód). Dziś to wszystko wydaje się być oczywiste, ale wciąż nie wiadomo, czy te kwestie były celem samym w sobie, czy też jedynie stanowiły pewnego rodzaju korzyści odniesione niejako przy okazji realizacji jakiegoś większego planu. Być może chodziło o ogromne pokłady surowców w Afganistanie, o których oficjalnie zaczęto informować po 2006 roku? (Ale przecież do dziś nie są one eksploatowane).
Osobiście uważam, że wojna w Afganistanie została wywołana z rozmysłem i posiada jakiś konkretny cel. Trudno mi jest bowiem przyjąć do wiadomości, że Amerykanie przez 16 lat finansują interwencje, tylko i wyłącznie dlatego, że duma nie pozwala im się wycofać. Oczywiście jest to ważny czynnik polityczny, ale nawet tak pacyfistycznie nastawiony (oficjalnie) prezydent jak Barack Hussein Obama, nie wycofał całkowicie wojsk USA z Afganistanu. A przecież trudno zakładać, że jego elektorat byłby temu przeciwny.
Czy talibowie doczekają się swojego kolejnego zwycięstwa, tym razem z jedynym światowym hegemonem, jakim jest USA? Szanse na to są wbrew pozorom całkiem spore. Podobnie jak na to, że stanie się to jeszcze za naszego życia.
Krzysztof Wojczal
geopolityka, polityka, dyplomacja, gospodarka, prawo, podatki – blog
Panie Krzysztofie,
Zapomnial Pan o bardzo trywialnej sprawie w USA. Lobby Jastrzebi Pentagonu, uwiklanych w koligacje z Lockheed-Martin, Boeing, Raytheon, General Dynamics, Northrop Grumman Corporation…
Kim byl Donald Rumsfeld. Oficjalnie Sekretarzem obrony. Jakie koligacje ma rodzina Bush z tymi firmami.
Donald Rumsfeld nawet mial firme slupa, ktora dostarczala posilki US Army w Afganistanie i Iraku. To zwykly deal byl a placil amerykanski podatnik.
Ten konflikt powinien sie tlic, bo wtedy mozna na nim robic pieniadze.
A to Chinczycy chca afganskie zloza miedzi.
Pozdrawiam Serdecznie.
To wszystko prawda 🙂 Jednak formowanie tezy, że Amerykanie pojechali tam zarobić, to nadal insynuacje. W tym wpisie wolałem tego uniknąć – ponieważ temat Afganistanu jest tak pojemny, iż można w nim zmieścić nieskończoną ilość podobnych historii 🙂
również pozdrawiam 🙂
KW