Zjednoczenie Korei? Kapitulacja Kim Dzong Una? – Czy 2018 rok będzie przełomem w międzynarodowym układzie sił? [ANALIZA]

Czy ostatnie wydarzenia to wstęp do przyszłego zjednoczenia półwyspu oraz zawarcia paktu Xi – Trump, a tym samym odwrócenia Chin i całkowitego wyizolowania Rosji?

Przypomnijmy, że w maju tego roku ma dojść do spotkania pomiędzy Kim Dzong Unem, a Donaldem Trumpem. Inicjatorem jest strona północnokoreańska. Wieść ta byłaby ogromnym zaskoczeniem, gdyby nie fakt, że przymiarki do tego scenariusza obserwowaliśmy już w czasie Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pjongczangu. Najwyraźniej rozmowy pomiędzy siostrą Kim Dzong Una, a prezydentem Korei Południowej okazały się niezwykle owocne.

Odwilży w relacjach koreańskich nie da się przeoczyć. Grudniowy szczyt napięcia pomiędzy USA, a Koreą Północną mamy już za sobą. Jeśli wierzyć północnokoreańskiemu dyktatorowi, do maja powinien być spokój (obietnica wstrzymania testów rakietowych).

By odpowiedzieć sobie na te pytania, warto w pierwszej kolejności przywołać chronologię „negocjacji”, które doprowadziły do obecnej sytuacji.

 

  1. Od 2016 roku reżim Korei Północnej znacznie przyśpieszył z badaniami dotyczącymi broni nuklearnej i środków jej przenoszenia.
  2. W odpowiedzi na rosnącą presję, Donald Trump zdecydował o wysłaniu w pobliże półwyspu koreańskiego aż trzech lotniskowców US Navy i przeprowadzenie w tym regionie manewrów wojskowych. Pierwsze informacje o tej decyzji pojawiły się w kwietniu 2017 roku.
  3. Niemal natychmiast po tej zapowiedzi, Chiny postanowiły przesunąć część swoich wojsk na granicą z Koreą Północną. Początkowo źródła informowały o przegrupowaniu 150 tys. żołnierzy. W lutym 2018 roku niektóre zachodnie portale oszacowały przygraniczne siły chińskie na 300 tys. dodatkowych żołnierzy.
  4. Na początku września 2017 roku Korea Północna przeprowadziła kolejną próbę jądrową (bomba wodorowa?), co spotkało się z odpowiedzią ONZ w postaci nałożenia nowych sankcji.
  5. Pod koniec września Pjongjang wypuszcza film propagandowy, który ukazuje jak siły Korei Północnej niszczą amerykańskie lotnictwo, a także zatapiają lotniskowiec.
  6. W listopadzie amerykańska flota (3 lotniskowce) grupuje się w pobliżu koreańskiego półwyspu i rozpoczyna morskie ćwiczenia wraz z flotą japońską. Jednocześnie Donald Trump odwiedza Chiny, podpisuje umowy handlowe, jednak nie dochodzi do przełomu w sprawie Korei Północnej.
  7. 28 listopada 2017 roku władze z Pjongjangu przetestowały międzykontynentalną rakietę balistyczną, a Kim Dzong Un zapowiedział, że w zasięgu broni Korei Północnej znajduje się cały obszar Stanów Zjednoczonych Ameryki.
  8. W dniach 4-8 grudnia zeszłego roku lotnictwo amerykańskie i południowokoreańskie przeprowadza olbrzymie manewry lotnicze, w których symulowane są bombardowania północnokoreańskich: infrastruktury nuklearnej i wyrzutni rakiet. Dokładnie w tym samym czasie własne manewry wojskowe na granicy z Koreą Północną rozpoczęła Rosja
  9. W dniach 11-15 grudnia armie Korei Południowej i USA przeprowadzają manewry wojsk lądowych (Warrior Strike IX), którym celem jest przeprowadzenie symulacji przejęcia broni masowego rażenia znajdującej się w rękach Kim Dzong Una. W opisywanych ćwiczeniach udział wzięło kilkanaście tysięcy żołnierzy USA.
  10. Tuż przed nowym rokiem (29 grudnia) USA udostępnia zdjęcia satelitarne, które dowodzą, że Chiny nie przestrzegają sankcji i wysyłają do Korei Północnej ropę naftową. „Nie taka była umowa!” komentuje Donald Trump i grozi: „Jeśli nam nie pomogą [Chiny] z Koreą Północną, zrobię to, co zawsze zapowiadałem.”. Waga groźby jest dość spora, biorąc pod uwagę fakt, iż na Morzu Japońskim została zgrupowana najpotężniejsza flota jaką świat widział w jednym miejscu od kilkudziesięciu lat, nad Koreą Południową krążyło ponad 200 samolotów w tym bombowce B-1B oraz najnowocześniejsze myśliwce F-35 Lightning i F-22 Raptor, a na lądzie znajdowali się amerykańscy żołnierze. Wszystkie w/w rodzaje wojsk były świeżo po manewrach symulujących uderzenie na Koreę Północną.
  11. W przemowie noworocznej przywódca Korei Północnej oświadczył, iż: „przycisk nuklearny zawsze znajduje się na moim biurku, To nie groźba, to rzeczywistość” – co zostało bardzo wyeksponowane przez media, zwłaszcza, że do tego fragmentu wypowiedzi odniósł się właśnie Donald Trump stwierdzając: „(…) I too have a Nuclear Button, but it is a much bigger & more powerful one than his, and my Button works!”. Jednak najistotniejsze słowa dyktatora dotyczyły złagodzenia relacji z Koreą Północną. Kim Dzong Un życzył udanych igrzysk Korei Południowej, zapowiedział wysłanie reprezentacji z Północy oraz stwierdził, że ta impreza sportowa byłaby dobrą okazją na zademonstrowanie jedności koreańskiego narodu
  12. Na prośbę Korei Południowej, Trump zapowiedział przesunięcie kolejnych manewrów wojskowych w regionie na kwiecień, tak, by nie zakłócać sportowej atmosfery na Igrzyskach Olimpijskich.
  13. W dniu 9 stycznia dochodzi do rozmów pomiędzy delegacjami obu Korei, które oficjalnie dotyczą występu reprezentacji Korei Północnej w nadchodzących igrzyskach.
  14. W dniu 16 stycznia 2018 roku dochodzi do rozmowy telefonicznej na linii Xi – Trump, która ma miejsce tuż przed spotkaniem ministrów 20 państw w Vancouver, dotyczącym Korei Północnej. Na spotkaniu brakuje przedstawicieli Rosji i Chin. Zostaje podjęta decyzja o utrzymaniu twardego stanowiska wobec Kim Dzong Una i kontynuację wywierania presji poprzez sankcje.
  15. Władze Korei Północnej w dniu 25 stycznia 2018 roku wydały apel do: „wszystkich Koreańczyków świata”, w którym odwołują się do „świetlanej przyszłości zjednoczonej, potężnej kwitnącej nacji”. Reżim z Północy wskazał winnego zaistniałego konfliktu (Waszyngton) i wyraził nadzieję, że rok 2018 będzie rokiem ostrego zakrętu w kwestii zbliżenia relacji pomiędzy Koreami.
  16. Rosja w dniu 9 lutego 2018 roku zwróciła się do stron o podjęcie dialogu bez warunków wstępnych.
  17. Oficjalnie dochodzi do zwrotu w dotychczasowej retoryce. Reprezentacje obu Korei występują pod wspólną flagą na ceremonii otwarcia Zimowych Igrzysk Olimpijskich 2018. „Zachodnie” media poświęcają wiele uwagi rzekomym masowym protestom Koreańczyków z południa, przeciwko takiemu rozwojowi wypadków (osobiście widziałem jedynie wąskie kadry przedstawiające małe grupki protestujących). Rząd Japonii oprotestowuje wygląd wspólnej flagi (z przyczyn dyplomatycznych, nie może przecież oprotestować pokojowych sugestii zjednoczenia półwyspu i rozwiązania zagrażającemu pokojowi na świecie konfliktu).
  18. Na igrzyskach stawiła się siostra Kim Dzong Una, która odbyła spotkanie z prezydentem Korei Północnej, w spotkaniu tym, z własnej woli nie wziął udziału wiceprezydent USA (który został wysłany w celu: „nie dopuszczenia do użycia przez Koreę Północną jej potężnego ładunku symbolicznego, przesłaniającego prawdę o reżimie.”).
  19. Amerykański senat przegłosował Taiwan Travel Act, co należy uznać niejako za uznanie niepodległości Tajwanu – 2 marca Chiny ostrzegają Tajpej i grożą interwencją zbrojną.
  20. Prezydent Tajwanu odwiedziła USA i spotkała się z amerykańskimi politykami, na co Chiny wyraziły kolejny sprzeciw.
  21. Na początku marca (6-tego) delegacja Korei Południowej odwiedziła Kim Dzong Una w Pjongjangu. Północnokoreański dyktator wyraził chęć, by: „napisać nową historię narodowego zjednoczenia”.
  22. W piątek (9 marca) Donald Trump ogłosił na Twitterze, że Kim Dzong Un rozmawiał z przedstawicielami Korei Południowej o denuklearyzacji oraz obiecał zaprzestanie testów rakietowych na czas negocjacji. Amerykański prezydent nazwał to wielkim progresem, jednak zapowiedział, że sankcje pozostaną do czasu zawarcia porozumienia. Jednocześnie zaplanowano spotkanie pomiędzy przedstawicielami USA i Korei Północnej na maj.
  23. Dzień później Donald Trump poinformował o telefonicznej rozmowie z prezydentem Chin – Xi o zainicjowanym procesie pokojowym z Koreą Północą.

 

Warto tutaj przytoczyć cytaty twittów D.Trumpa:

9 marca:

Kim Jong Un talked about denuclearization with the South Korean Representatives, not just a freeze. Also, no missile testing by North Korea during this period of time. Great progress being made but sanctions will remain until an agreement is reached. Meeting being planned!

 

10 marca:

North Korea has not conducted a Missile Test since November 28, 2017 and has promised not to do so through our meetings. I believe they will honor that commitment!

 

Chinese President XI JINPING and I spoke at length about the meeting with KIM JONG UN of North Korea. President XI told me he appreciates that the U.S. is working to solve the problem diplomatically rather than going with the ominous alternative. China continues to be helpful!

 

Długa lista chronologicznie zestawionych wydarzeń nie jest być może pasjonującym utworem do czytania, jednak bardzo ułatwia analizę i interpretację tego, co się właściwie dzieje na linii USA – Chiny w kwestii sportu dotyczącego Korei Północnej. Dzięki temu można wyciągnąć konkretne wnioski, a mianowicie:

  1. Końcówka zeszłego roku była dotychczasowym apogeum konfliktu, który mógł rzeczywiście przerodzić się w starcie zbrojne, a napięcie na półwyspie koreańskim sięgało wówczas zenitu (choć po naszej stronie globu może nie odczuwaliśmy tego aż tak bardzo). Świadczą o tym nie tylko manewry USA i sojuszników, ale także ćwiczenia przeprowadzone w tym samym czasie przez Rosję, jak również gotowość bojowa świeżo rozlokowanych na granicy chińsko-koreańskiej znacznych sił Chińskiej Republiki Ludowej.
  2. To prawdopodobnie z inicjatywy Kim Dzong Una nastąpiło spuszczenie powietrza z balonu, co zostało zrobione w porozumieniu z Koreą Południową. Najwyraźniej zagrożenie wojną było realne i podziałało mobilizująco na obie strony. Obawy z pewnością dotyczyły w szczególności władz z Seulu.
  3. Odwilż i rozpoczęcie rozmów dyplomatycznych pomiędzy Koreami nastąpiło niejako niezależnie od woli USA. Mike Pence był obecny na igrzyskach, w celu kontrolowania sytuacji, a pomimo zaproszenia – nie wziął udziału w spotkaniu delegacji z obu części podzielonego półwyspu.
  4. Japonia przyjęła normalizację stosunków pomiędzy Koreami również z niechęcią.
  5. Wystąpienie reprezentacji obu Korei pod wspólną flagą na inauguracji Igrzysk Olimpijskich jest symbolicznym potwierdzeniem kierunku, w jakim zmierzają zarówno Północ jak i Południe. Co jest dość znamienne, ale i zaskakujące, terminu „zjednoczonej Korei” jako pierwszy użył Kim Dzong Un.
  6. Chiny co najmniej akceptują aktualny stan rzeczy, o czym świadczą ruchy Xi Jinpinga (a może nawet są inicjatorami i pomysłodawcą przeprowadzonego rozwoju wypadków). Należy pamiętać, że Pekin ma największe i bezpośrednie przełożenie na Pjongjang (vide pomoc w dostawie surowców-ropy, bez których Korea Płn. byłaby w dramatycznej sytuacji).
  7. Jeśli wierzyć twittom D.Trumpa, Kim Dzong Un nie tylko chciałby doprowadził do zjednoczenia półwyspu (co samo w sobie jest już NOWINĄ przez duże „N”), ale i ma zamiar zgodzić się na denuklearyzację państwa. W konsekwencji sprowadza się to do tego, że Kim Dzong Un de facto będzie negocjował warunki kapitulacji własnego reżimu (!). Jeszcze 2-3 miesiące temu tego rodzaju teza wywołałaby co najwyżej uśmiech, a nawet dziś wydaje się być nieprawdopodobna…
  8. USA rozgrywa kwestię Tajwanu przeciwko Chinom. Pekin wciąż stanowczo broni polityki jednych Chin.

 

Jednocześnie należy dodać, że USA zapowiedziały wspólne manewry wojskowe z Koreą Południową, które mają rozpocząć się na początku kwietnia tego roku. Na tą chwilę nie wiadomo, czy w związku z planowanymi w maju rozmowami z Kim Dzong Unem, manewry się rzeczywiście odbędą.

Nie wiadomo również, czy planowane rozmowy są jedynie grą na zwłokę ze strony północnokoreańskiego dyktatora, czy też rzeczywiście ma on zamiar usiąść do stołu negocjacyjnego z intencją zawarcia jakiegoś dealu. Jeśli mamy do czynienia z zagrywką, wówczas można spodziewać się w przyszłości prawdziwej furii ze strony przywódcy światowego hegemona. Donald Trump z pewnością nie puści płazem takiej zniewagi. Jeśli natomiast obaj panowie podadzą sobie rękę i siądą do stołu, to o czym będą rozmawiać?

 

Kapitulacja dyktatora?

W dość luźnym tekście napisanym niemal rok temu pt.: Bezcenna głowa Kim Dzong Una, zastanawiałem się, o co tak na prawdę gra północnokoreański dyktator.

Od samego bowiem początku wydawało się dla mnie oczywiste, że reżim Kima jest zwyczajnie wykorzystywany przez Chiny (a może i nawet Kreml, wspólnie i w porozumieniu z Pekinem) w celu wywierania presji na USA. W tym kontekście, wojownicza i wyzywająca postawa północnokoreańskiego reżimu wydawała się być drogą ku samobójstwu. Skoro bowiem Kim Dzong Un jest wykorzystywany przez sąsiednie mocarstwa, to jego głowa może trafić na szafot następnego dnia po tym, jak mocarstwa te doprowadzą do porozumienia z USA. Władze w Pjongjangu zdawały się tego nie dostrzegać. Tak mi się przynajmniej dotychczas wydawało.

Tymczasem koreański dyktator nie tylko doprowadził do rozmów z sąsiadami z południa, ale i wynegocjował sobie audiencję u najpotężniejszego polityka świata – prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jeśli spotkanie z Donaldem Trumpem dojdzie do skutku, to szanse Kim Dzong Una na przetrwanie i wyjście cało z potrzasku drastycznie wzrosną (z poziomu zerowego to nie wyczyn, ale zawsze 🙂 ).

Trudno jest uwierzyć, że północnokoreański wódz będzie w stanie zgodzić się na dobrowolną abdykację z funkcji dyktatora (zjednoczenie Korei), a jednocześnie pozbędzie się jedynego tak na prawdę oręża, gwarantującego mu bezpieczeństwo (broń atomowa).

Jeśli rzeczywiście taki wariant brany jest pod uwagę, to oznacza dokładnie to, co napisałem powyżej. Kim będzie negocjować swoją kapitulację. Oczywiście będzie to jedynie część większego dealu, w którym nigdy nie chodziło o Koreę Północną. Niemniej, szalony wydawałoby się dyktator być może znalazł sposób na przetrwanie.

 

Chiński interes – okno na Pacyfik.

Teza, że to Pekin należy oskarżać o podżeganie Korei Północnej wydaje się być oczywista. Zmagania amerykańsko-chińskie toczą się od kilku lat na wielu płaszczyznach. Bez wsparcia Chin (lub Rosji), Korea Północna nie byłaby w stanie robić tak znacznych postępów, jeśli chodzi o rozwój broni jądrowej i środków jej przenoszenia. Ponadto izolowany sankcjami kraj potrzebował pomocy, a przede wszystkim dostaw surowców energetycznych tj. ropa naftowa (która, jak się okazało, pochodziła właśnie z Chin).

Wobec powyższego, skoro za plecami Kim Dzong Una stał ogromny smoczy brat, to jaki ostatecznie cel przyświecał Pekinowi? Przecież to, że zwiększanie presji i poczucia zagrożenia, rozjuszy USA, było jak najbardziej do przewidzenia. Podobnie jak fakt, iż obdarzony sporym temperamentem Donald Trump zdecyduje się na twardą grę w cykora. Tym bardziej Chiny muszą mieć przygotowany wariant ugody z USA, na podstawie której zgodzą się na definitywne rozwiązanie problemu Korei Północnej w zamian za konkretne ustępstwa. Jakie to mogą być ustępstwa? Wystarczy odpowiedzieć na inne proste pytanie, które jest kluczowe w omawianej kwestii.

Co chciałyby uzyskać władze Pekinu, czego same nie były w stanie do tej pory osiągnąć? 

Na dobrą sprawę, takich rzeczy jest niewiele. Chińczycy, bez pomocy, a nawet czasem bez zgody Amerykanów:

  1. budują Nowy Jedwabny Szlak,
  2. omijają Cieśninę Malakka poprzez realizowanie strategii Sznura Pereł, oraz poprzez zacieśnianie współpracy z Pakistanem,
  3. zabezpieczają pozyskanie surowców (gaz, ropa) od Rosji i z Bliskiego Wschodu (m.in. właśnie poprzez Pakistan),
  4. przejęli kontrolę nad Morzem Południowochińskim, poprzez usypanie archipelagu wysp, na których postawili instalacje wojskowe i infrastrukturę (porty, lotniska),
  5. rozbudowują flotę morską,
  6. zbudowali arsenał atomowy, a także pozyskali nowoczesne technologie wojskowe,
  7. budują własny system finansowy o potencjalne globalnym, w tym realizują politykę wypierania dolara przez yuana,
  8. uzależnili w dużym stopniu rynek europejski (konkretnie Niemcy) od własnej produkcji i realizują politykę uzależniania finansowego Europy,
  9. kolonizują Afrykę.

 

Czy jest jeszcze coś, co Amerykanie mogą im łaskawie „dać”, a czego Chińczycy sami nie mogą zwyczajnie „wziąć”?

Jeśli chodzi o kwestie gospodarcze, chińskie ograniczenia praktycznie nie istnieją. Państwo Środka rośnie i przyciąga siłą swojej grawitacji wszystko wokół, co tylko przyśpiesza proces.

Władze w Pekinie są jednak ograniczane i uzależnione od środowiska międzynarodowego (a w konkretnie USA) w kwestiach politycznych.

Handel morski „z” i „do” Chin zależy tylko i wyłącznie od dobrej woli Amerykanów. To ich flota i wpływy polityczne gwarantują bezpieczeństwo szlaków. I nawet po wybudowaniu przez Chińczyków własnej armady, nie będzie ona w stanie pełnić roli opiekuna handlu. Dlaczego? Ponieważ jest zamknięta u wybrzeży Chin (vide Pierwszy Łańcuch Wysp). Żaden admirał nie zaryzykuje rejsu lotniskowcem, w sytuacji, gdy ten może zostać zatopiony w cieśninach kontrolowanych przez wrogie lotnictwo.

Nie sposób również pominąć kwestii Tajwanu. Pekin uważa wyspę za zbuntowaną prowincję, która wcześniej czy później powinna wrócić do macierzy. Wyspę, której zdobycie uniemożliwili Amerykanie.

No właśnie. Tajwan. Ostatni bastion Republiki Chińskiej, która uległa na kontynencie Chińskiej Republice Ludowej pod przywództwem Mao Zedonga. Formoza. Chińskie okno na Pacyfik. Zamknięte okno. Jak dotąd.

Tajwan to jedyna duża wyspa u wybrzeży Chin, którą Pekin może bardzo łatwo kontrolować. Po pierwsze, Republika Chińska zamieszkiwana jest przez… Chińczyków mówiących w j. chińskim – konkretnie mandaryńskim (oczywiście w dużym skrócie, bowiem skład etniczny tak Chin jak i Tajwanu nie jest jednolity, podobnie jak język). Po drugie Formoza znajduje się bardzo blisko u wybrzeży Chin kontynentalnych. Dzięki temu Pekin może łatwo na nią oddziaływać gospodarczo i militarnie (jest w zasięgu lotnictwa, floty, systemów rakietowych).

Skoro tak jest, to dlaczego władze Chińskiej Republiki Ludowej nie sięgnęły jeszcze po „swoje”?

Ponieważ otwarty konflikt zbrojny z Tajpej mocno nadszarpnąłby reputację Chin na arenie międzynarodowej (co mogłoby mieć wpływ na handel, tak ważny dla chińskiej gospodarki), ale przede wszystkim dlatego, że Pekin nie posiada jeszcze odpowiedniej floty zdolnej wykorzystać geografię Tajwanu i przeciwstawić się US Navy na Pacyfiku. Dlaczego to takie ważne? W przypadku inwazji na Formozę, USA mogłoby zastosować sankcję handlowe względem Chin kontynentalnych. Amerykanie i ich sojusznicy z łatwością mogliby zablokować handel morski wokół Chin (a pamiętajmy, że Nowy Jedwabny Szlak jeszcze de facto nie powstał).  To oznaczałoby katastrofę gospodarczą dla Pekinu.

By móc w sposób siłowy przejąć Tajwan (co jest już zapewne możliwe jeśli chodzi o zdolności militarne, choć niektórzy to jeszcze kwestionują), Chiny potrzebują ogromnej floty morskiej, która natychmiast skorzysta z tajwańskiego „okna”, wypłynie na Pacyfik i tam stawi czoła, lub chociaż zablokuje US Navy. Tak by ta nie mogła swobodnie udać się na Ocean Indyjski w celu zablokowania szlaków morskich do Europy i na Bliski Wschód. Oprócz tego, Pekin musiałby oczywiście dysponować drugą, równie silną flotą, która byłaby w stanie odstraszyć Indie od jakichkolwiek reakcji.

Są to wyzwania, z którymi Chińczycy nie są i nie będą w stanie sobie poradzić jeszcze przez co najmniej kilkanaście lat (budowa lotniskowców, okrętów eskortujących, opracowanie doktryny, wyszkolenie załóg, wyszkolenie bojowe, etc.etc.).

Czy wobec tego Pekin jest zmuszony czekać? Niekoniecznie. Inną drogą jest dyplomatyczny deal z USA. To pozwoli na wcześniejsze przejęcie kontroli nad Tajwanem i przygotowaniem wyspy i jej infrastruktury do pełnienia roli wysuniętej bazy morskiej i niezatapialnego lotniskowca, kontrolującego jedyne wyjście dla floty chińskiej na Ocean Spokojny.

Jestem przekonany, że po odzyskaniu Makau oraz Hong Kongu, a także po zajęciu Tybetu, Chińczycy chcieliby wykonać kolejny krok w kierunku zjednoczenia dawnego imperium.

 

Amerykańska strategia – odwrócenie sojuszy?

W tekście: Polska – kluczem do strategii USA? opisałem strategię Stanów Zjednoczonych, którą Amerykanie obrali w celu utrzymania hegemonii na świecie. W skrócie, by to zrobić, USA musi wygrać rywalizację z Chinami. Jednak nie będzie w stanie tego osiągnąć, jeśli dojdzie do założenia bloku UE – Rosja – Chiny. Stąd metoda izolacji najsłabszych ogniw (w pierwszej kolejności Rosja) w celu rozbijania konkurentów pojedynczo. Tak, by na koniec Chiny zostały osamotnione, a tym samym łatwiejsze do pokonania.

Środki już podjęte przez USA nie wystarczyły jak dotąd, by bądź to przekonać Władimira Putina do wspólnej krucjaty przeciwko Chinom, bądź to do zdławienia gospodarczego Rosji i jej marginalizacji. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest to, że Kreml pozyskał wsparcie (oczywiście nie za darmo) ze strony Pekinu. Tym samym Moskwa dość dobrze znosi izolację polityczną od Europy, nałożone sankcje, utratę Ukrainy, a nawet zaangażowanie w Syrii.

Dlatego właśnie, by pokonać Rosję, Amerykanie muszą doprowadzić do ponownego, taktycznego odwrócenia sojuszy. Przekupić Chiny, by te zostawiły Rosję samą, na pastwę USA.

Być może dla niektórych taki scenariusz może wydawać się mało prawdopodobny, ale Amerykanie najwyraźniej w niego wierzą. Stąd być może zatrudnienie przez administrację Donalda Trumpa człowieka, który miał niebagatelny udział w podobnym przedsięwzięciu za czasów Nixona. Mowa oczywiście o Henrym Kissingerze.

Nawiązanie do tej postaci nie jest przypadkowe. Jeśli ktoś czytał jego książkę pt.: „O Chinach”, lub choć ogólnie wie, co się działo w czasie tzw. „dyplomacji ping-pongowej”, wówczas z pewnością zauważył wiele podobieństw między współczesnymi wydarzeniami, a tymi z lat 70-tych.

W jednym i drugim wypadku dyplomatyczna niemoc została przerwana na skutek wykorzystania imprezy sportowej. W jednym i drugim przypadku mamy do czynienia z okresem Zimnej Wojny między Waszyngtonem, a Moskwą. W jednymi i drugim wypadku zarówno Chinom, jak i USA może opłacać się zawarcie krótkotrwałego taktycznego porozumienia (o czym za chwilę). Jedyna różnica polega na tym, że tym razem to Chińczycy (za pośrednictwem Kim Dzong Una, a konkretnie jego siostry) wykonali pierwszy ruch w celu podjęcia właściwych negocjacji.

 

Kształt i koszty dealu.

 Jeśli przedmiotem ewentualnego układu ma być m.in. Korea Północna, Tajwan i „odwrócenie sojuszu”, to należałoby się zastanowić jak ów układ mógłby wyglądać i czy jest w ogóle możliwy do zawarcia (jeśli chodzi o interesy stron).

 

Zjednoczenie półwyspu koreańskiego.

Wystąpienia Kim Dzong Una nie pozostawiają wątpliwości. Koreański dyktator wielokrotnie i jasno sugerował, że półwysep powinien się zjednoczyć (propozycja jest tym bardziej zaskakująca, że została wyrażona właśnie przez Kim-a). Jednocześnie jest rzekomo w stanie zgodzić się na denuklearyzację Korei Północnej. Warunkiem takiego scenariusza, dla samego Kim Dzong Una, z pewnością jest gwarancja nietykalności dla niego i jego ludzi. Ta cena jest dla USA z pewnością do zaakceptowania. Zwłaszcza, że za kilka lat, były już dyktator może nabawić się jakiejś śmiertelnej choroby… I problem sam się rozwiąże.

Dla USA najważniejszą kwestią jest zneutralizowanie (na stałe) zagrożenia bronią jądrową. Innymi słowy priorytetem jest pełna denuklearyzacja, co powinno być zagwarantowane poprzez możliwość sprawowania kontroli nad ośrodkami i ew. badaniami na północy półwyspu. Doświadczenia z wysyłaniem różnego rodzaju komisji w celach sprawowania kontroli na cudzym terytorium z pewnością nie napawają optymizmem, jeśli chodzi o ich skuteczność. Dlatego argument zjednoczenia Korei, byłby w tej akurat kwestii atutem. Zjednoczenie państwa gwarantowałoby, że Koreańczycy z południa mieliby znacznie lepsze instrumenty i możliwości kontrolowania procesu rozbrojeniowego. Zagrożeniem dla Amerykanów z pewnością będzie utrata samodzielnej kontroli nad Koreą Południową. Stracą istotnego i dość silnego sojusznika w regionie, a także doskonałe geograficznie pozycje wyjściowe, jeśli chodzi o presję na Pekin. USA musiałoby również zadbać o interesy Japonii, dla której Zjednoczona Korea byłaby ogromnym zagrożeniem i rywalem. Ponieważ dla USA, sojusz z Japonią jest kluczowy w tym regionie, jedynym możliwym rozwiązaniem byłaby całkowita demilitaryzacja półwyspu koreańskiego.

Taki wariant byłby również niezwykle istotny dla samych Chin. Z Korei Południowej można bowiem kontrolować Morze Żółte (co jest obecnie faktem). Innymi słowy całkowita demilitaryzacja półwyspu uwalnia ujście, głównego dla stolicy Chin – Pekinu, szlaku morskiego (również dla floty wojskowej)  wiodącego przez w/w morze. Oddala również zagrożenie ewentualnym atakiem na północne wybrzeże Chin (wrogie lotnictwo musi startować z baz w Japonii, skąd jest dalej). Zagrożeniem dla Chin, jest ewentualne przesunięcie granicy „zachodu” na granicę z Chinami. Jednak w przypadku demilitaryzacji, nie powinno stanowić to problemu. Zwłaszcza, że to Korea Południowa powinna bardziej bać się połączenia z Północą niż odwrotnie.

W przypadku zjednoczenia Korei z jednoczesną całkowitą demilitaryzacją półwyspu:

  1. Japonia może czuć się stosunkowo bezpieczna,
  2. USA pozbywa się problemu Kim Dzong Una i jego arsenału jądrowego,
  3. Chiny uwalniają szlaki morskie przez Morze Żółte,
  4. Koreańczycy się jednoczą.

Oczywiście w zaistniałej sytuacji, to USA znajduje się pod presją i to Amerykanom bardziej powinno zależeć na poszukiwaniu ugody (w końcu jeśli konflikt znów powróci, to Amerykanom pozostanie przyznać się do bezsilności, albo uderzyć zbrojnie – co zawsze jest ryzykowne, kosztowne i niekoniecznie musi się udać). Chińczykom natomiast wcale nie zależy ani na jednoczeniu Korei, ani na uspokajaniu Kim Dzong Una.

Dlatego z punktu widzenia Chin, w zamian za propozycję zjednoczenia Korei i pozbycie się zagrożenia uderzeniem jądrowym, Waszyngton winien zaoferować Pekinowi coś w zamian.

 

Tajwan – zwieńczenie polityki jednych Chin

Przejęcie Formozy dla Chińczyków, jest w mojej opinii, jednym z priorytetów obecnej polityki zagranicznej Pekinu. Powody opisałem wcześniej. Jak sprawa wyglądać będzie od strony USA?

Przede wszystkim Amerykanie zdają sobie sprawę z tego, że nie są w stanie zapobiec ewentualnej zbrojnej inwazji na Tajwan. Chińskie systemy A2AD oraz lotnictwo są prawdopodobnie zdolne do odizolowania wyspy od amerykańskiej pomocy. Jednocześnie kluczowa rola Tajwanu, jako „okna na Pacyfik”, sprawia, że USA wciąż osłaniają politycznie Republikę Chińską przed zakusami komunistycznego reżimu z Pekinu. Osłona ta ma już jednak charakter jedynie pośredni (jeśli zaatakujecie, może i was nie powstrzymamy, ale użyjemy opcji „atomowej” i zatrzymamy wasz cały handel). Tego rodzaju relacja i uwiązanie polityczne, stanowi pewnego rodzaju obciążenie dla Waszyngtonu (który musi wciąż demonstrować swoją obecność i siłę w regionie).

Jest wiele czynników przeciw temu, by Amerykanie zgodzili się na poddanie Tajpeji. Choćby taki, że opuszczenie swojego sojusznika, miałoby ogromny wpływ na pozycję dyplomatyczną USA w regionie (co dla Waszyngtonu jest niezwykle istotne). Mogłoby to spowodować całkowite załamanie amerykańskich sojuszy, a wszyscy regionalni gracze zaczęliby pozycjonować się na Chiny.

Jest tylko jeden powód, dla którego USA byłoby skłonne poddać Tajwan. I jeden warunek.

W zamian, Chiny musiałyby zostawić Rosję. A warunkiem układu, byłaby jego całkowita tajność (co również byłoby niezwykle istotne dla Chin).

Amerykanie mogą pozwolić sobie dzisiaj na utratę kontroli nad Formozą z jednego względu, o którym pisałem wcześniej. Chiny nie posiadają jeszcze dostatecznie silnej floty, by wykorzystać to, co przedmiotowa wyspa może im zaoferować. Dlatego w krótkiej perspektywie czasowej, poddanie Tajwanu nie będzie dla USA niebezpieczne. A patrząc szerzej… Jeśli do tego rodzaju porozumienia dojdzie, to znaczy, że USA zakłada, iż Chiny nie zdołają lub nie zdążą zbudować dostatecznie silnej floty w ciągu kolejnych kilkunastu lat. Innymi słowy, będzie to znak, że Waszyngton liczy na jakiś bardzo ważny zwrot wydarzeń, który znacząco osłabi pozycję Pekinu w przyszłości.

 

Odwrócenie sojuszy

Dla USA poddanie Tajwanu byłoby olbrzymią prestiżową porażką. Dlatego ewentualny układ musi nosić znamiona porozumienia typu win-win situation. I tutaj jest miejsce na kontrpropozycję USA, która może zakładać taktyczne odwrócenie Chin przeciw Rosji. Dlaczego jest to dla Amerykanów istotne, opisałem powyżej. Dlaczego Chińczycy mieliby się na to zgodzić?

Przede wszystkim dlatego, że to nie USA jest postrzegane jako bezpośredni konkurent Chin. Stany Zjednoczone to potęga morska oddzielona od Państwa Środka największym oceanem świata. USA jest postrzegane jako podmiot, który może ograniczać rozwój Chin, ale który nie stanowi dla Pekinu bezpośredniego, żywotnego zagrożenia. USA nie posiada względem Chin żadnych roszczeń terytorialnych. I vice versa (pomijając kwestię Tajwanu opisaną wyżej). Tymczasem Rosja graniczy z Chinami i negocjuje z nimi bezpośrednio w wielu kwestiach np. regionalnej polityki międzynarodowej, polityki energetycznej etc. etc. Innymi słowy Pekinowi wcale nie zależy na silnej Moskwie. Wręcz przeciwnie. Im słabsza jest pozycja Kremla, tym lepsze warunki we wzajemnych relacjach mogą uzyskać władze z Pekinu. Im mniejsze znaczenie odgrywa Rosja, tym Chiny stają się bardziej wpływowym graczem w rejonie Zachodniego Pacyfiku.

Tym samym możliwość osłabienia Rosji, Chiny mogą potraktować nawet jak dobrą, promocyjną okazję. Przecież budowa Nowego Jedwabnego Szlaku będzie tym tańsza, im Moskwa będzie biedniejsza.

Oczywiście w tej chwili Rosja współpracuje z Chinami, jednak jest to układ raczej jednostronny. To Moskwa jest zależna od Chin, a nie odwrotnie. Sojusz z Rosją zabezpiecza wprawdzie znaczną część Nowego Jedwabnego Szlaku i daje potencjał do odblokowania w przyszłości Północnego Szlaku Morskiego, ale na dzień dzisiejszy lądowa droga przez Moskwę i tak jest blokowana przez działania polityczne USA (m.in. kontrola Międzymorza – Polska, Rumunia, Ukraina). Słaba Rosja, to silniejsze Chiny.

 Jedynym i najpoważniejszym zagrożeniem dla Pekinu jest to, że spacyfikowana przez Stany Zjednoczone Rosja, podporządkuje się w przyszłości woli Waszyngtonu w starciu przeciwko Chinom. To jest argument, który może zaważyć o decyzji o ewentualnym odwróceniu Sojuszy. Chińczycy będą musieli przekalkulować, czy taki scenariusz będzie możliwy, czy posiadają jakieś atuty, które to zrównoważą i czy zdążą do tego momentu zbudować flotę morską i się dostatecznie wzmocnić.

 

Podsumowanie

W mojej opinii pakt Xi – Trump dojdzie rzeczywiście do skutku. Wcześniej, lub później (inaczej skończy się to wojną, której nie chce żadna ze stron). Czy nastąpi to już w tym roku, czy też zawarcie układu zostanie oddalone w czasie przez kolejny wzrost napięcia – czas pokaże. Należy jednak pamiętać, że Kim Dzong Un przekroczył już swój Rubikon. Jeśli się wycofa, całkowicie straci wiarygodność i nie będzie już dla niego drugiej szansy. Dlatego wszystko wskazuje na to, że koreański problem zostanie rozwiązany właśnie teraz.

Jakiego rodzaju porozumienie zostanie zawarte?

Światowa opinia publiczna z pewnością dowie się tylko o jednym (i to może też nie od razu). O ewentualnym zjednoczeniu Korei. Nawet, jeśli strony (Chiny i USA) porozumieją się w zakresie Tajwanu oraz odwrócenia sojuszu, będzie to stanowiło tajną część umowy. Z jednej strony – dlatego, że upublicznienie informacji o poddaniu Tajwanu, okazałoby się dla amerykańskiej dyplomacji prawdziwą katastrofą. Z drugiej strony, z tych samych względów, Chińczycy nie będą mogli przyznać się do opuszczenia Rosji (zwłaszcza, że oba państwa są ze sobą w tej chwili mocno powiązane różnego rodzaju porozumieniami).

Niemniej, gdyby Xi – Trump deal składał się z wszystkich wymienionych w tym artykule aspektów, to wówczas będziemy mogli obserwować:

  1. ocieplanie stosunków pomiędzy Północą, a Południem półwyspu koreańskiego,
  2. demilitaryzację półwyspu,
  3. proces jednoczenia Koreańczyków,
  4. stopniowe ocieplanie relacji między Pekinem, a Tajpej (proces powrotu do macierzy będzie zapewne realizowany podobnie do tego jaki obserwujemy w przyp. Hong-Kongu).

Dalsze skutki porozumienia widoczne będą gdzie indziej. Niewątpliwie o odwróceniu Chin będzie świadczyć wyraźne zaostrzenie relacji na linii Waszyngton – Moskwa. Jeśli Rosjanie zaczną podejmować agresywne i gwałtowne działania (jak w przypadku zajęciu Krymu, czy inwazji na Donbas), wówczas będziemy mogli być pewni, że zostali przyparci do muru. Chińskiego Muru.

Konsekwencje Xi – Trump deal w wyżej opisanej postaci, będą widocznie właśnie w pierwszej kolejności w Europie Środkowej (Ukraina, Białoruś, Państwa Bałtyckie). To tutaj Rosja może łatwo oddziaływać na dużo słabsze państwa. To tutaj również Amerykanie szykują się na ewentualne retorsje (wojskowa obecność, budowa baz logistycznych etc.etc).

W przypadku odwrócenia Chin, Władimir Putin może zostać zmuszony do gry va bank, tj. do natychmiastowej i silnej reakcji (ponieważ zwłoka może oznaczać powolne słabnięcie i utratę pozycji negocjacyjnej). Jeśli rzeczywiście do tego dojdzie, to należy pamiętać o tym, co mogło być tego przyczyną.

Oczywiście istnieje taka opcja, w której strony rozwiążą problem Korei i na tym poprzestaną. Jednak ten scenariusz nie interesuje żadnej ze stron. Chinom na tym wcale nie zależy, więc korzystają z okazji – chcą wynegocjować coś konkretnego. USA z kolei jest zdeterminowane by powalić na kolana Rosję. Odwrócenie Chin jest dla nich kluczowe. Dlatego też w mojej opinii obie strony wykorzystają koreański problem, by załatwić w/w kwestie.

Czy rzeczywiście tak się stanie, tego będziemy dowiadywali się wraz z upływem czasu. Niewątpliwie w odgadnięciu układów i treści porozumień pomocne będzie uważne obserwowanie kolejnych wydarzeń.

 

 

Krzysztof Wojczal

geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog

 

P.S.

Tak bardzo skupiłem się na „wielkiej grze”, że zapomniałem opisać plusy i minusy dla Kima 🙂

Cóż. W dużym skrócie (bo tekstu i tak już jest nie mało). Nagła zmiana zachowania dyktatora z północy może świadczyć o tym, iż otrzymał on od swoich sojuszników ultimatum. Najwyraźniej groźba Trumpa (w czym pomógł jego wizerunek kreujący nieobliczalnego furiata) została odczytana przez Pekin na poważnie (grudzień 2017?). Dlatego w celu uniknięcia wojny w pobliżu własnych granic, władze w Pekinie stwierdziły, że czas najwyższy rozpocząć rozmowy. Uzależniony od Pekinu Kim Dzong Un, nie miał wyjścia. Musiał posłuchać się żywiciela. Nawet pomimo posiadania broni nuklearnej. (Zapewne napięcie osiągnęło taki poziom, że Pekin mógł zagrozić Pjonjangowi brakiem pomocy w przypadku ataku USA – wobec którego Korea Północna mogłaby się okazać bezbronna).

Wartościowe? Pomóż rozwijać bloga
Twitter
Visit Us
Follow Me
RSS
YOUTUBE
YOUTUBE

28 komentarzy

  1. 1. A jak ocenia Pan możliwości przewrotu pałacowego u Kima, sterowanego z Pekinu? Gdyby USA daly wolną rękę Chinczykom na coś takiego i umieszczenie tam chińskiej marionetki to wszyscy na tym zyskają:
    -) Chiny zamiast kaprysnego pseudosujusznika mają kogoś swojego
    -) USA mają spokój a południe półwyspu bezpieczeństwo
    -) równowaga w regionie zostaje w miarę zachowana
    Kim w takiej sytuacji stwierdził, że zamiast czekać postara się bezpośrednio dogadać z USA.
    2. Jakie jest pańskim zdaniem stanowisko negocjacyjne Kima? Co on chce i ma szanse osiagnać? Gwarancje bezpieczeństwa w ulubionej częsci świata w zamian za abdykacje? Oddanie borni atomwej w zamian za status quo (stwierdził, że przelicytował i chce wrócić do punktu wyjścia)?

    1. A jaka jest róznica dla USA pomiędzy Kim-em, a innym „sterowanym ludzikiem” przez Chiny? Nie ma żadnej 🙂 Przecież Chiny zawsze będą mogły naciskać przycisk „Korea Płn.” twierdząc, że nagle ich człowiek się zbuntował…

      pozdrawiam 🙂
      KW

      1. Różnica jest taka, że USA pozbywają się nieobliczalnego wariata z bronią atomową. W tym jest przecież problem. Deal z Chinami zawierałbym przecież rozbrojenie północy.

  2. A jak myślicie czy w takim przypadku, gdyby przypięto Putina do muru (ugoda USA-Chiny), zapewne USA ruszy na Rosję z całą pompą, aby prawdopodobnie zubożyć ten kraj jeszcze bardziej lub kto wie, pozbyć się raz na zawsze.
    Przyparty do muru Putin musiałby zaryzykować wojną, oczywiście nas też w to by wciągniętą. Ale hipotetyczne pytanie…..jak myślicie po której stronie stanęły by Chiny?

    Według mnie byłoby im to na rękę, na wojnę z USA i Zachodem nie są jeszcze gotowi i nie będą gotowi długi czas…..zatem kto wie w potencjalnym konflikcie Rosja z Zachodem, możliwe że Chiny staną przeciwko Rosji.
    Mają w końcu do zdobycia tereny Syberii gdzie prowadzą politykę kolonializmu oraz posiadaliby wszystkie potrzebne im zasoby. Taak więc, mam nadzieję, że na Rosję zapadł już wyrok i kiedyś dojdzie do jej likwidacji, rozbicia etc.

    1. Niektóre wypowiedzi są wypowiedziami wisielca który dyndając na linie śni o tym że USA pokona Rosję.USA nigdy nie zaryzykuje konfliktu nuklearnego z Rosją dla Polski lub Korei Północnej.Rosja obszarowo jest większa póltora razy od USA.Póki co USA szuka dyżurnych frajerów-idiotów którzy wzorem Ukrainy będą się wykrwawiać.Na pierwszy cel brana jest Polska która wyskakuje przed szereg na kolanach domagając się o lanie po którym Polska zostanie wymazana fizycznie i politycznie z mapy świata.Darz nam bór narodzie samobujców

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *