Niemcy, Polska i „nowe” otwarcie?

Gdy kanclerz Olaf Scholz użył po raz pierwszy terminu „Zeitenwende”, wszyscy zastanawiali się jak będzie wyglądała niemiecka strategia geopolityczna po owym przełomie (datowanym na 24.II.2022r.). Cytowany zwrot stał się niemieckim słowem 2022 roku, jednak czy postępowanie Niemiec zmieniło się w sposób diametralny?

Zeszły rok okazał się katastrofalny dla niemieckiej strategii politycznej realizowanej przez co najmniej ostatnie dwie dekady. Władze z Berlina odniosły klęski na trzech priorytetowych kierunkach, co szeroko opisywałem w analizie z grudnia 2022 roku pt.: „Bankructwo niemieckiej strategii geopolitycznej”. Rosyjska inwazja na Ukrainę zdewastowała projekt budowy osi na linii Paryż-Berlin-Moskwa. Storpedowała niemieckie próby odzyskania politycznej kontroli nad Mitteleuropą. Wysadziła w powietrze wizerunek Niemców jako liderów Europy, którzy zawsze „wiedzą lepiej” i za którymi należy podążać. Republiki Federalnej Niemiec, która miałaby być – wespół z Francją – reprezentantem reszty Europy w sfederalizowanej Unii. Polityka Olafa Scholza prowadzona w pierwszym roku pełnoskalowej wojny na Ukrainie spopieliła niemiecki wizerunek do reszty.

Wobec tak skrojonej katastrofy – która była wynikiem niemieckiej strategii a także rosyjskiego działania – niemieckie władze musiały podjąć decyzje w zakresie obrania nowej drogi. I rzeczywiście, tak się stało. Wybrano drogę prowadzącą dokładnie w tym samym kierunku, czyli w stronę realizacji poprzednio obranych ambicji. Jakby Niemcy nie zrozumieli, że jeśli celem wędrówki jest otchłań, to każda ścieżka będzie prowadziła w dół.

 

Zeitenwende

Na prawdziwe zmiany w niemieckiej polityce zagranicznej musieliśmy czekać aż rok od wybuchu wojny. Jednocześnie nie ulega już chyba wątpliwości, że niemieckie auto wcale nie zawróciło z wcześniej obranego kierunku. Kanclerski kierowca dokonał jedynie pewnej korekty. Rząd w Berlinie uznał, że federalizacja Unii pod niemiecko-francuskim przywództwem wciąż powinna stanowić priorytet niemieckiej dyplomacji. Podobnie jak przejęcie politycznego zwierzchnictwa nad Mitteleuropą. Zrozumiano, że nie da się tego zrobić bez naprawy wizerunku Niemiec oraz zmiany punktu oparcia niemieckiej polityki zagranicznej.

Dlatego postanowiono o przestawieniu wajchy w kwestii pomocy udzielanej Ukrainie. Olaf Scholz – który zasłynął z działań opóźniających oraz torpedujących niemieckie wsparcie dla Kijowa – rozpoczął kampanię narracyjną pod hasłem domyślnym: „Niemcy są drugim największym sojusznikiem Ukrainy po Stanach Zjednoczonych”. Rozpoczęła się intensyfikacja w zakresie reklamowania RFN jako Unijnego lidera, jeśli chodzi o wsparcie dla Ukrainy. Na każdej z płaszczyzn: finansowej, humanitarnej, materialnej oraz militarnej. Jednocześnie niemiecki minister obrony Boris Pistorius nie omieszkał przypomnieć, że Niemcy są największym parterem NATO w Europie. Wygłaszanie tego rodzaju tezy należy odczytywać jako brak niemieckiej pewności co do tego, czy partnerzy z NATO rzeczywiście jeszcze tak uważają. Niemcy najwyraźniej zmierzają do tego, by rozwiać tego rodzaju wątpliwości.

Oprócz prób naprawienia wizerunku oraz odzyskania wiarygodności dokonano równocześnie geopolitycznego zwrotu. Administracja w Berlinie zdała sobie sprawę z tego, że Putin może wojny nie wygrać. W takim przypadku Rosja mogłaby pozostać w izolacji na długie lata. Ba, nawet gdyby Moskwa odzyskała pole manewru w zakresie rozmów z Europejczykami, to po klęsce militarnej na Ukrainie jej znaczenie polityczne byłoby nikłe. Innymi słowy, powrót do strategicznego partnerstwa na linii Berlin-Moskwa stał się mało prawdopodobny, albo i nawet niemożliwy w dającej się przewidzieć przyszłości. A gdyby nawet mógłby zaistnieć, to nie spełniałby już swojej roli. Bowiem to współpraca z Rosją ułatwiała Niemcom pacyfikowanie środkowo-europejskiej asertywności, zwłaszcza w przypadku Polski. Tymczasem brak militarnego zwycięstwa Rosji na Ukrainie, a także fakt uniezależnienia się UE – w tym Polski – od rosyjskich surowców energetycznych sprawiłyby, że Moskwa straciłaby możliwość oddziaływania na Europę Środkowo-Wschodnią. Polska, państwa bałtyckie i Ukraina stałyby się odporne na groźby i szantaże ze wschodu. Tym samym, Berlin nie miałby partnera do wspólnego zarządzania Mitteleuropą.

Innymi słowy, plan politycznego odzyskania kontroli nad Europą Środkową w oparciu o rosyjskiego partnera stał się nieaktualny. Berlin – działając już tylko w pojedynkę – dostrzegł swoją ograniczoną sprawczość w opisywanej materii zwłaszcza w z uwagi na współpracę polsko-amerykańską.

Ponadto zachodni, europejscy partnerzy nie są de facto zainteresowani tym, by Niemcy wzmocniły swoją pozycję w UE. Dlatego żadne z państw tj. Francja, Hiszpania czy Włochy nie angażują się specjalnie we wspieranie ambicji Berlina związanych Mitteleuropą.

W takiej sytuacji niemiecki rząd dostrzega potrzebę rozerwania amerykańsko-polskich więzów. Metodą na to wydaje się być próba ponownego wejścia Niemiec w bliskie relacje ze Stanami Zjednoczonymi oraz zmarginalizowanie roli Polski. Dlatego powoli stajemy się świadkami pewnego rodzaju licytacji. Niemcy mogą zmierzać do próby udowodnienia Amerykanom, że Berlin może więcej, szybciej i bardziej niż Polska. Niezależnie od tego, co akurat znajduje się na agendzie.

Tego rodzaju taktyka postępowania nie jest zresztą niczym nowym, jednak istnieje istotna różnica pomiędzy dawną a aktualną ofertą niemiecką dla USA. Dotyczy ona wymogu kategorycznego zerwania relacji politycznych i związków gospodarczych z Federacją Rosyjską. Niemcy są gotowi przestać udawać i rzeczywiście stanąć po stronie Waszyngtonu w rywalizacji przeciwko Moskwie. Co jednak istotne, tego rodzaju jasne stanowisko nie zostało wyrażone w kontekście amerykańskich zmagań z Chinami.

W konsekwencji władze z Berlina wchodzą – ponownie zresztą – na rywalizacyjną ścieżkę z Polską o to, kto stanie się po wojnie na Ukrainie najważniejszym amerykańskim partnerem. I nie tylko zresztą o to.

 

Mitteleuropa

Po klęsce dotychczasowej strategii politycznej Niemcy mieli do wyboru dwie opcje. Uznać Polskę jako – wciąż słabszego ale jednak – partnera lub też traktować Warszawę jako zbędny ośrodek decyzyjny, który należy zneutralizować i podporządkować. Tak, by móc pomijać go przy podejmowaniu najważniejszych decyzji dotyczących Europy Środkowej.

W tym miejscu należy odnotować, że przedstawienie tego rodzaju alternatywy posiada uzasadnienie, ponieważ rola Polski w Unii Europejskiej oraz w NATO znacząco wzrosła. Po 24.II.2022 roku nasz kraj stał się najważniejszym europejskim członkiem NATO, jeśli chodzi o udzielanie wsparcia przez sojusz dla Ukrainy. Nie chodzi tu tylko o skalę pomocy przekazywanej przez Warszawę, ale również fakt, że proces przekazywania Ukrainie zasobów pochodzących z innych państw odbywa się przy udziale lub za pośrednictwem Polski. Zwłaszcza na płaszczyźnie zarządzania logistyką i organizowania zaplecza. Polska odgrywa tutaj pierwszoplanową rolę.

Ponadto elity polityczne z Warszawy właściwie rozeznały powagę momentu historycznego i stanęły w awangardzie, jeśli chodzi poszukiwanie rozwiązań zwiększających wsparcie Zachodu dla Ukrainy. Polska okazała się lojalnym i wiarygodnym partnerem w regionie. Partnerem na którego można liczyć nawet w najcięższych chwilach, a który pomocy udziela natychmiast i bez zbędnej zwłoki.

Jednocześnie ambitne plany dotyczące rozbudowy sił zbrojnych zwiastują, że Polska zamierza w przyszłości wziąć na siebie odpowiedzialność za bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO i Unii Europejskiej. Siły Zbrojne RP mają więc stać się narzędziem politycznym, które będzie umożliwiało pogłębienie regionalnej współpracy na płaszczyznach politycznej oraz gospodarczej. Co wzmocniłoby siłę polityczną Polski na arenie międzynarodowej, w tym w samej Unii Europejskiej.

Wszystko to sprawiło, że wcześniej niechętna rządowi w Warszawie administracja prezydenta USA Joe Bidena wróciła do zacieśniania relacji z Polską. Skutkowało to dwiema wizytami Joe Bidena w Warszawie i to w ciągu 12 miesięcy. Tego rodzaju sygnał nie mógł być przez Niemców zignorowany. I nie został.

 

Zmarginalizować, ale nie umniejszając

Narracja dyplomatyczna Niemiec od kilku tygodni nastawiona jest na podkreślanie istotnej roli Berlina w zakresie pomocy dla Ukrainy. Oczywiście jest to naturalne działanie, które podejmowane jest również przez polskie władze. Te także podkreślają szczególne: pozycję i działania Polski w kontekście trwającej wojny. Problem polega na tym, że przystąpienie Niemców do pewnego rodzaju licytacji nie jest zawieszone w próżni. Bowiem licytacja ta odbywa się na tle rywalizacji o europejską palmę pierwszeństwa w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi. A to znów ustawia Polskę i Niemcy na kursie kolizyjnym. W Berlinie najwyraźniej zdano sobie z tego sprawę, co skutkowało dość osobliwym zachowaniem niemieckiej strony. Dla przykładu w styczniu tego roku Olaf Scholz  – po decyzji o wysłaniu na Ukrainę czołgów Leopard – stwierdził: „teraz można powiedzieć, że w Europie to my i Wielka Brytania dostarczamy większość broni dla Ukrainy”. Pominięcie w tym temacie Polski raczej nie było przypadkowe. Pojawiły się również manipulacje danymi dotyczącymi niemieckiej pomocy dla Ukrainy.

Na nasze szczęście Niemcy nie mogą działać otwarcie, bowiem dyplomacja polegająca na umniejszaniu polskiej roli w kontekście wojny na Ukrainie jest z góry skazana na porażkę. Tak więc zamiast otwartych ataków, władze z Berlina starają się pomijać i ignorować zaangażowanie Warszawy. Jest to jednak trudne, ponieważ polskie władze robią wszystko by utrzymać wizerunek najbardziej zaangażowanych w pomoc dla Kijowa. Wciąż nowe propozycje w tym zakresie przekraczają kolejne – wydawałoby się czerwone – linie. Jako pierwsi przekazaliśmy czołgi, jako pierwsi poruszyliśmy temat przekazania myśliwców, jako pierwsi podnieśliśmy temat przekazania zachodnich czołgów i jako pierwsi dostarczyliśmy Ukrainie swoją partię Leopardów 2 A4. Mało tego, przeforsowaliśmy pomysł dostarczenia niemieckich wyrzutni Patriot, a także zainicjowaliśmy przekazanie MiGów-29 dla ukraińskiego lotnictwa. W zasadzie część niemieckiego zaangażowania idzie wizerunkowo również na nasze konto (choćby wspomniana kwestia Leopardów). Staliśmy się ukraińskim rzecznikiem w Unii Europejskiej oraz NATO. Trudno sobie też wyobrazić, by proces dozbrajania Ukrainy mógł przebiegać dalej bez nas. Wsparcie dociera do Kijowa przez Polskę, a więc nowe pomysły w tym zakresie muszą być z nami konsultowane. To daje możliwość dołączenia do inicjatyw państw trzecich oraz przejęcia współodpowiedzialności za kolejne dostawy.

Ponadto nie da się już nam zabrać tego, czego dokonaliśmy. Polska zawsze będzie posiadała argument w postaci stwierdzenia: „być może Wasze wsparcie będzie większe, ale gdyby nie nasza szybka reakcja, to nie mielibyście komu pomagać”.

Nieśmiałe próby uderzenia w wizerunek Polski z innej strony, również wydają się być mało skuteczne. Tak jak ta, gdy niemiecki ambasador w Warszawie zrównuje polską i niemiecką odpowiedzialność za wywołanie wojny przez Putina:

https://twitter.com/Amb_Niemiec/status/1630866404210626561

Tego rodzaju argumentacja jest łatwa do zneutralizowania, bowiem postawy obu państw po pierwszym rosyjskim ataku na Ukrainę z 2014 roku były skrajnie różne. W czasie gdy Polska budowała Baltic Pipe by uniezależnić się od rosyjskiego gazu, Angela Merkel rozpoczęła budowę Nord Stream II, który miał umożliwić na podwojenie wolumenów transferu błękitnego paliwa z Rosji do Niemiec.

Jednak twitterowa reakcja ambasadora Niemiec była znamienna, jeśli chodzi o ujawnienie rzeczywistego niemieckiego postrzegania rzeczywistości. Niemieckie władze – które przez lata przekonywały, że lepiej wiedzą co należy robić w imię dobra ogółu i chciały podejmować decyzje za mniejszych i słabszych partnerów – nie potrafią pogodzić się z faktem, że to m.in. Polacy mieli rację. I co gorsza teraz wytykają niemieckie błędy. Uderzając dodatkowo w niemieckie: wizerunek i wiarygodność. Cytowany wyżej twitt osiągnął oczywiście efekt odwrotny do zamierzonego. Wzbudził sporo kontrowersji, a także dał polskiej stronie sygnał, że Niemcy nie będą się wiecznie kajać i są gotowi przejść do narracyjnej ofensywy. To z pewnością powinno zapalić u nas czerwone lampki ostrzegawcze sygnalizujące, że niemiecka gra marketingowa o odbudowę wizerunku oraz wypromowanie Berlina jako największego donatora i przyjaciela Ukrainy jest równoczesną próbą marginalizacji znaczenia Polski.

Ciekawym wątkiem w tym kontekście jest temat przekazania przez Polskę MiG-ów 29 dla Ukrainy. Fakt, że dostarczane maszyny mogłyby być tymi, które wcześniej Polska kupiła od RFN wywołał niepokój po stronie niemieckiej. Olaf Scholz nie chciał komentować sprawy w sposób jednoznaczny, a niemiecki MON stwierdził jedynie, że Polska nie złożyła żadnej oficjalnej prośby o zgodę na taką transakcję. Wreszcie kanclerz dał do zrozumienia, że nie popiera przekazywania samolotów dla walczących Ukraińców. A mógł przecież – w imię sprawy – oświadczyć, że nie widzi przeciwskazań dla tego rodzaju działania. Tak się jednak nie stało. Co skłania do zadania pytania na ile ten niemiecki zwrot w sprawie pomocy Ukrainie jest szczery oraz czy Niemcy nie chcieli rozegrać kwestii MiG-ów w taki sposób, by chwała za ich dostarczenie do Kijowa spadła właśnie na Berlin?

Oczywiście wszystko co napisano powyżej, można odczytać jako subiektywną ocenę, która nie musi wcale odpowiadać rzeczywistym relacjom na linii Warszawa-Berlin. Tyle tylko, że do tej pory strona niemiecka nie zrobiła absolutnie żadnego gestu, który zwiastowałby odwilż i chęć przejścia na płaszczyznę partnerskich relacji. Tymczasem odpowiedzialność za te relacje zawsze w większej mierze leży po stronie silniejszego.

 

Pomoc chętnie przyjmiemy, ale współpracy nie planujemy

Warto zauważyć, że Polacy zademonstrowali już gotowość do współpracy z Niemcami. Chodzi o temat transferu ropy do Niemiec za pośrednictwem Naftoportu w Gdańsku. Polska infrastruktura wykorzystuje zaledwie połowę swojego potencjału by zaspokoić rodzimy rynek. Tym samym, moglibyśmy wykorzystać możliwości Naftoportu, a także istniejące i dotychczas wykorzystywane ropociągi do Niemiec. Problemem dla strony polskiej jest fakt, że rurociąg „Przyjaźń” trafia po niemieckiej stronie do rafinerii Schwedt, która w połowie należy do rosyjskiego Rosnieftu. Warszawa zgodziła się na transfer ropy do Niemiec, ale pod warunkiem wywłaszczenia Rosjan. Zresztą w tym kontekście strona Polska wyraziła także zainteresowanie przejęciem współwłasności nad rafinerią. Byłby to korzystny deal dla obu stron. Polska pompowałaby do Brandenburgii ropę, a w zamian uzyskałaby udziały w rafinerii. Jednak strona niemiecka nie tylko nie zaproponowała Polakom takiej opcji, ale nawet nie wywłaszczyła Rosnieftu (wprowadziła jedynie zarząd powierniczy). W tym miejscu warto zauważyć, że Schwedt to dopiero piąta największa rafineria w Republice Federalnej Niemiec, tak więc deal z Polską nie byłby ryzykowny. Natomiast mógłby otworzyć zupełnie nowy rozdział w relacjach obu państw.

 

Rozwój Polski niemile widziany

Nie doczekaliśmy się więc przełomu w relacjach niemiecko-polskich – na co można było mieć nadzieję w grudniu 2022 roku – za to wciąż odczuwamy efekty niemieckiej presji. Dla przykładu strona niemiecka wciąż oprotestowuje budowę polskiego terminalu kontenerowego w Świnoujściu. To jest strategiczna inwestycja dla Polski.

Nadal tli się spór niemiecko-polski związany z regulacją dróg rzecznych, zwłaszcza Odry. Strona polska chciałaby wykorzystywać największe rzeki dokładnie w taki sam sposób w jaki robią to Niemcy, Francuzi czy Brytyjczycy. Chodzi odtworzenie transportu rzecznego, który zresztą odbywał się na Odrze, gdy ta była rzeką stricte niemiecką. W lipcu 2022 roku Brandenburgia złożyła sprzeciw wobec decyzji środowiskowej dotyczącej prac na Odrze, a następnie jej władze interweniowały w Komisji Europejskiej. I to pomimo istniejącego porozumienia zawartego jeszcze przez Angelę Merkel.

Niemcy protestują również w kwestii polskich planów dotyczących budowy elektrowni atomowych. Cztery niemieckie kraje związkowe domagają się wstrzymania tych krytycznych inwestycji. I to w sytuacji, gdy z drugiej strony – z uwagi na przyjęte regulacje unijne – wymaga się od Polski odejścia od węgla. Strona niemiecka nieprzychylnie patrzy również na projekt budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, jednak w tej sprawie nie posiada żadnego pola manewru. Podobnych przykładów można by mnożyć, zwłaszcza gdyby sięgnąć kilka lat wstecz.

Łatwo więc zauważyć, że na płaszczyźnie inwestycji infrastrukturalnych nie istnieje taka polska inicjatywa, która nie rodziłaby sprzeciwu lub niezadowolenia na zachodnim brzegu Odry (wyjątkiem była budowa autostrad wschód-zachód). Fakt, że to poszczególne landy – a nie władza centralna – starają się utrudniać realizację polskich projektów nie ma tutaj żadnego znaczenia. Działalność poszczególnych krajów związkowych jest bowiem na rękę władzom z Berlina.

Wszystkie te przykłady świadczą o tym, że Niemcy mają spore pole manewru, jeśli chodzi o okazanie intencji wejścia na partnerskie relacje z Polską. Rezygnacja z wywierania presji w powyższych tematach nie kosztowałaby niemieckiej strony ani jednego euro.

Wyborcza perspektywa

Nie bez znaczenia w tym wszystkim jest fakt, że 2023 jest rokiem wyborczym w Polsce. Historia relacji na linii Warszawa-Berlin po 2015 roku nie wyglądała dotąd najlepiej. Możliwe jest więc, że administracja Scholza czeka na nowe otwarcie, ale nie własne, a to po polskiej stronie. Nie można w tym miejscu nie pozwolić sobie na odrobinę złośliwości. Ponieważ mając na względzie ostatnie 30 lat sąsiedztwa, trudno sobie wyobrazić, żeby na skutek ewentualnej zmiany władzy w Polsce, Niemcy nagle zrezygnowali z oddziaływania na nasz kraj i zaczęli uwzględniać nasze interesy (czego nie robiono np. jeszcze przy budowie pierwszej nitki Nord Streamu). Raczej oczekiwania w Berlinie są takie, że niemieckie stanowisko pozostanie bez zmian, natomiast nowe – słabsze politycznie – władze z Warszawy będą ponownie grzecznie słuchać sugestii zachodnich partnerów.

Tego rodzaju perspektywa jest oczywiście bardzo realna. W tej chwili koalicja Zjednoczonej Prawicy posiada fotel prezydenta oraz premiera z większością sejmową. Co pozwalało dotychczas na prowadzenie politycznej, wielofrontowej wojny wewnątrz kraju, ale i w polityce zagranicznej. Jednak po wyborach może okazać się, że polski ośrodek polityczny może znacząco osłabnąć. Zjednoczona Prawica może nie uzyskać stosownej większości w sejmie, co wymagałoby poszukania koalicjanta. Gdyby taki się nie znalazł, może okazać się, że rząd będzie mniejszościowy. Jeszcze w innym przypadku, to dotychczasowa opozycja może przejąć władzę. Wówczas musiałaby powstać bardzo szeroka koalicja uwzględniająca interesy wszystkich, co znów osłabiałoby ośrodek decyzyjny w naszym kraju. Tak czy inaczej może się więc okazać, że przyszły polski rząd będzie zbyt słaby wewnętrznie by toczyć liczne spory na płaszczyźnie dyplomatycznej. Nawet, gdyby byłaby taka wola.

Wówczas Niemcy mogliby odzyskać kontrolę nad sytuacją w Europie Środkowej oraz wysforować się na lidera NATO w Unii Europejskiej. Co wzmocniłoby ich pozycję w rozmowach z Waszyngtonem. W efekcie można z dużą dozą pewności stwierdzić, że do jesiennych wyborów nie nastąpi żaden przełom w relacjach polsko-niemieckich. W Berlinie czekają na nowe rozdanie kart.

 


Autoreklama: Zakup książkę lub ebooka: “TRZECIA DEKADA. Świat dziś i za 10 lat” i dowiedz się, co nas może jeszcze czekać w nadchodzących latach. Oprócz wojny na Ukrainie, która została opisana w rozdziałach z prognozami.

TRZECIA DEKADA. Świat dziś i za 10 lat


Oś Berlin-Kijów?

W wariancie politycznie korzystnym dla administracji z Berlina, Niemcy liczyliby na dobrowolne zrzeczenie się przez Polskę ambicji dotyczących stania się regionalnym liderem. Wówczas – po wygaszeniu kwestii spornych w wyniku ustępstw Warszawy – polityczny środek ciężkości w Unii Europejskiej wróciłby na swoje miejsce. Do Berlina. Oznaczałoby to, że Niemcy staliby się najważniejszym partnerem Stanów Zjednoczonych w Unii Europejskiej w zakresie bezpieczeństwa. To nie wszystko. Również relacje polsko-ukraińskie dryfowałyby w kierunku zachodnim. Prezydenci z Kijowa zaczęliby jeździć do Berlina w celu uzgadniania i koordynowania pomocy dla Ukrainy. Warszawa/Rzeszów stałyby się tylko mało znaczącymi stacjami, służącymi do kurtuazyjnych wizyt „w przelocie”.

Sentyment i wdzięczność strony ukraińskiej względem Polski to jedno. Jednak w sytuacji, gdyby Polska sama oddała względy bezpieczeństwa i rozwoju regionu w ręce Niemców, Ukraińcy nie mieliby innego wyboru. W celu przetrwania, musieliby również zorientować się na Berlin i mieć wątpliwą nadzieję, że albo więcej wojen nie będzie, albo trzecim razem Niemcy stanęliby w końcu na wysokości zadania. Byłoby to myślenie tak naiwne, że nie można w tym miejscu wyciągnąć dość istotnego dla nas wniosku. Ukraińcy modlą się o to, by Polska dźwignęła ciężar odpowiedzialności za bezpieczeństwo regionu i poradziła sobie z czekającymi ją wyzwaniami. Nic więc dziwnego, że prezydent Zełeński wysyła tyle pozytywnych komunikatów wobec Warszawy. Nie tylko z uwagi na aktualne uzależnienie od polskiej pomocy, ale i w nadziei, że Polacy nie zejdą z już obranej drogi. Bowiem od nas zależy i będzie zależeć los Ukrainy. Polska jako jedyna mogła tak szybko zareagować na rosyjską inwazję z 24 lutego 2022 roku i to zrobiła. Ukraińcy mają nadzieję, że w przyszłości również będziemy do tego skłonni i –  co najważniejsze – przygotowani. Z uwagi na geografię możemy zareagować najszybciej. Ze względu na potencjał państwa, jesteśmy najsilniejsi w regionie. Z punktu widzenia dotychczasowych doświadczeń, wśród państw z UE posiadających realne możliwości, tylko my okazaliśmy być niezawodni. To jest olbrzymi kapitał polityczny w relacji z Kijowem. Głupotą byłoby rezygnować z niego. Dlatego niezwykle istotnym jest, by nasze elity polityczne rozumiały to wszystko bez względu na przynależność partyjną. Polska nie może w tym aspekcie odpuścić. Politycy wszystkich ugrupowań muszą zrozumieć, że Polska – przez te 19 lat w Unii – stała się zupełnie innym krajem o zupełnie innej wadze. Jeśli sami tego nie zrozumiemy, to nikt inny nie zaakceptuje nowej roli Polski w europejskim systemie polityczno-ekonomicznym. Musimy myśleć ambitnie i realizować ambitne założenia. Litwini, Łotysze, Rumunii, a zwłaszcza Ukraińcy będą nam w tym pomagać, bo od tego będzie zależeć ich bezpieczeństwo. Muszą jednak zobaczyć po naszej stronie wolę, determinację oraz konsekwencję.

Należy mieć też świadomość, że jeśli Polska nie zrezygnuje z budowania swojej pozycji w regionie, przy współpracy na linii Warszawa-Kijów, to Niemcy – niezależnie od tego kto będzie u nas rządził – będą wywierać presję na nasz kraj.

Jednocześnie – tak jak pisałem w artykule pt.: „Ukraina będzie dla Polski ciężarem – strategia wschodnia Polski po wojnie” – Niemcy będą chcieli uzyskać lewary na Kijów poprzez uzależnianie Ukrainy od niemieckiej pomocy finansowej a także pozycji politycznej w UE. Administracja z Berlina może stwierdzić, że w celu neutralizacji asertywnej i ambitnej postawy Warszawy, należy postawić na zacieśnienie relacji z Ukrainą. I obiecać Ukraińcom, że współpraca z Niemcami opłaci się najbardziej.

Należy być tego świadomym, wspierać odbudowę Ukrainy z unijnych a nawet niemieckich pieniędzy w imię realizowania naszej długofalowej strategii politycznej. Przy jednoczesnym budowaniu własnej pozycji w regionie jako lidera w zakresie bezpieczeństwa. Jeśli zadbamy o odpowiedni potencjał militarny oraz będziemy prowadzić własną politykę w tym zakresie, to w średnim i długim terminie (po stanięciu Ukrainy na nogi) Ukraina zdecyduje się na budowanie przyszłości w oparciu o współpracę z Polską.

 

Relacje polsko-niemieckie to nierozwiązywalny konflikt interesów?

Naiwnością byłoby liczenie, że władze z Berlina same uznają Warszawę jako pełnoprawnego partnera oraz ośrodek polityczny współodpowiedzialny za kierunek w jakim miałaby podążać Unia Europejska. Niemcy uprawiają politykę zagraniczną z kalkulatorem. Niemiecka gospodarka jest wciąż sześciokrotnie większa od polskiej. W oczach Niemców inne kwestie nie mają znaczenia.

W polityce międzynarodowej nikt z własnej woli nie odejmie sobie z talerza by dołożyć komuś innemu. Musimy sami zawalczyć o większy udział w Unii Europejskiej oraz udowodnić Niemcom, że wskaźniki gospodarcze to nie wszystko. Przez udowodnienie należy rozumieć zwycięstwo Polski na płaszczyźnie politycznej. Tylko wówczas niemieccy politycy podniosą wzrok z kalkulatora. Zwycięstwem takim będzie stworzenie – choćby niewielkiego – politycznego bloku wewnątrz Unii, który działałby i głosował wspólnie. Ten blok musi zostać stworzony przy udziale Ukrainy należącej już do UE. Tak więc jest to strategia polityczna na co najmniej lat kilkanaście. Żadne zrywy, zwroty czy machanie szabelką. Mozolna realizacja długoterminowej strategii przy świadomości kosztów odnoszonych w krótkim terminie.

Oczywiście można również odpuścić. Oprzeć swoje projekty polityczne o współpracę z Niemcami. W nadziei, że pozwoliliby nam na choćby częściową samodzielność i nie ograniczaliby działań w zakresie potrzeb dotyczących bezpieczeństwa. Byłoby to podejście znacznie łatwiejsze i bardziej wygodne. Jednakże jednocześnie niezwykle ryzykowne, a może nawet w dalszej perspektywie samobójcze. I z pewnością też naiwne. Czasy się bowiem zmieniły i nie żyjemy w świecie sprzed 2014 roku. Oddanie cugli komuś innemu mogło obejść się bez konsekwencji tylko w czasie, gdy droga wiodła przez przyjazną krainę mlekiem i miodem płynącą. Okolica za oknem naszego powozu znacząco się zmieniła i stała się niebezpieczna. W takiej sytuacji czas samemu chwycić za lejce.

Z kolei Niemcy nie chcą pozwolić na budowę polskiej potęgi militarnej. Bowiem potencjał wojskowy staje się również narzędziem politycznym, a co za tym idzie zwiększa samodzielność i pole manewru dyplomatycznego danego państwa. Jednocześnie Niemcy nie mogą pozwolić na polsko-ukraiński sojusz na jakiejkolwiek płaszczyźnie. Bowiem tego rodzaju partnerstwo automatycznie zwiększałoby potencjał polityczny Warszawy i stwarzało asertywność postawy polskich elit politycznych względem Niemiec. Na tych płaszczyznach Niemcy i Polska posiadają nierozwiązywalny konflikt interesów. Wzrost siły politycznej Warszawy osłabia Berlin.

Ponadto liczenie na Niemców w zakresie bezpieczeństwa byłoby wielką naiwnością. Gdybyśmy po tych wszystkich historycznych i współczesnych doświadczeniach uzależnili losy naszego kraju od polityków z Berlina, nie zasługiwalibyśmy na niepodległość. Trzeba to otwarcie przyznać. Polityka Niemców prowadzona przez ostatnie dekady doprowadziła nas do katastrofy. Nie tylko nie zapobiegli wybuchowi wojny w Europie, ale i się do tego ponownie wydatnie przyczynili (zgoda na Nord Stream II po inwazji na Ukrainę z 2014 roku). Mało tego, gdyby pomoc dla Ukrainy zależała tylko od decyzji Niemiec, to Kijów zostałby już zapewne zajęty przez Rosję. Polską racją stanu jest stworzenie odpowiedniego potencjału militarnego oraz wzięcie na siebie znacząco większej części odpowiedzialności za bezpieczeństwo własne oraz wschodnich sąsiadów.  W polskim interesie jest stworzenie militarnego, politycznego i gospodarczego partnerstwa z Ukrainą. Od realizacji obu tych celów zależy nasz los. Jednocześnie realizacja tychże zadań przez Polskę siłą rzeczy da jej większe pole manewru oraz zwiększy asertywność i odporność na naciski z Berlina. Stąd opór Niemiec. Jeśli jednak Berlin nie zaakceptuje polskich ambicji w wyżej wymienionym zakresie, to Polska będzie zmuszona realizować swoją rację stanu wbrew woli Niemiec. Niemcy – z własnej winy – okazali się partnerem niewiarygodnym.  Tak więc z polskiej perspektywy to jest gra o być albo nie być. Albo zadbamy o siebie sami, albo grozi nam kolejna wojna lub ponowny, pokojowy rozbiór Polski. Pytanie brzmi, czy politycy w Berlinie zrozumieją nasze stanowisko i – dla dobra Unii, Polski i samych Niemiec – zaakceptują nową rolę Warszawy czy też będą udawać że między 2014-2023 nic się nie wydarzyło a Polska powinna wrócić do roli pariasa. To w jaką stronę będą podążać relacje polsko-niemieckie zależy w dużej mierze od decydentów z Berlina. To na nich ciąży obowiązek zrozumienia sytuacji w Europie, w Polsce i na Ukrainie. Nas z kolei będą rozliczać przyszłe pokolenia z tego, czy zadbaliśmy o ich przyszłość. Niezbędnym wydaje się więc zrozumienie, że w obliczu teraźniejszych i przyszłych zagrożeń musimy robić wszystko co w naszej mocy by zagwarantować sobie bezpieczeństwo. Nawet jeśli nasze działania będą rodziły sprzeciw w Berlinie. Z całymi tego konsekwencjami.

Z drugiej strony, jeśli niemieccy decydenci nie zmienią swojego postrzegania w zakresie przyszłości relacji z Polską oraz obrazu całej UE, to Niemcy same doprowadzą do podziału w Unii. Co osłabi a nie wzmocni tę organizację. Dążenie do federalizacji oraz osłabiania pozycji mniejszych państw wywołuje sprzeciw. Nie tylko w Polsce. Zwłaszcza, że już się wszyscy przekonali, jak Niemcy “dbają” o wspólny interes unijny. Robią to zresztą podobnie do Francuzów, którzy uważani są za wielkich unijnych egoistów, zwłaszcza na zachodzie i południu Europy. Czego wyrazem była choćby ostatnia wizyta prezydenta E.Macrona w Chinach i francuska narracja po niej. Duet Paryż-Berlin nie ma szans na odzyskanie wiarygodności i zaufania, zwłaszcza gdy wciąż wywierana jest presja w zakresie zwiększania integracji Unii. Co w rozumieniu Francuzów i Niemców oznacza zwyczajne przekazanie im odpowiedzialności za los pozostałych członków UE.

Jednocześnie strategia usilnego i konfrontacyjnego powrotu do koncepcji podporządkowania sobie Mitteleuropy z Polską włącznie, będzie tworzyć dodatkowy podział w UE. I zostanie odebrana nieprzychylnie przez Państwa Bałtyckie i Rumunię. Państwa te – podobnie jak niezrzeszona jeszcze Ukraina – wolałyby w zakresie bezpieczeństwa polegać na Polsce niż na Niemcach. Za taki obrót sprawy winę ponoszą same władze w Berlinie i to one powinny pogodzić się popełnionymi błędami oraz ponieść ich konsekwencje oraz polityczne koszty.

Jeśli się tak nie stanie, to powstanie Unii dwóch prędkości będzie nie tylko prawdopodobne, ale wręcz pewne. To z kolei doprowadzi do sytuacji, że Francja i Niemcy osiągną efekt odwrotny do zakładanego. Zamiast zwiększenia spójności i sfederalizowania UE, dojdzie do jej skłócenia i powolnego rozpadu. Co nie byłoby korzystne dla nikogo.

 

Krzysztof Wojczal

Geopolityka, polityka, gospodarka, prawo, podatki – blog

Wartościowe? Pomóż rozwijać bloga
Twitter
Visit Us
Follow Me
RSS
YOUTUBE
YOUTUBE

79 komentarzy

  1. Niemcy nie odpuszczą. Oni są jak wielki tankowiec na morzu, nie zatrzymają się na kilku metrach nie skręcą szybko. Są mało sterowni jako Państwo. A Kanclerz Niemiec – każdy jest na pasku koncernów, które mają swoje interesy, które nie muszą być zgodne z interesem państwa. W praktyce Niemcy nie zmienili swojej polityki względem Rosji, a udział w sankcjach i przekazywanie broni to tylko fasada. Zgrzytali zębami i przeklinali w duchu, że muszą to robić. W rzeczywistości tylko czekają i przebierają nogami, by powrócić do tego co było. Realnym scenariuszem jest podział i rozpad unii na dwa bloki. Nasza część europy zmierza zupełnie w innym kierunku niż Paryż i Berlin. Napięcia będą rosły, a w końcu to wszystko pęknie.

    1. Tyle, że pod względem gospodarczym nie ma czegoś takiego jak wschodnia flanka uni. Rozpad stref wolnego handlu na linii Odry byłby dla wszystkich tych państw kompletną katastrofą i tu jest największy tragizm tej sytuacji. Mapa gospodarcza i mapa bezpieczeństwa rozjeżdżają się w przeciwnych kierunkach. Z kolei Niemcy mogą jeszcze zagrać z nimi w “kto stchórzy pierwszy”.

  2. Jestem pod wielkim wrażeniem Pana artykułu i w pełni podzielam wyrażone opinie i poglądy. Nie miejmy złudzeń, gdyby w USA rządził Trump byłoby po Ukrainie i nasza pomoc również byłaby na nic, a Polska w 100% byłaby już pełnym wasalem Niemiec. Niestety Baiden ma swoje lata, a USA swoje problemy.

    1. Wrecz przeciwnie gdyby rządził Trump to nigdy nie doszloby do kompromitacji z kabulską porażką amerykańskiej armii. To słabość Bidena i USA zacheciły Putina do podboju Ukrainy.

      1. Moim zdaniem, Putina, do inwazji “zachęciły” w znacznej mierze inne czynniki.
        Słabość czy też bierność USA to raczej przysłowiowy kwiatek do kożucha.
        Ok, to moje zdanie, jestem wstanie się zgodzić ze stwierdzeniem, że wspomniana słabość ogólnie zachodu miała znaczenia, ale był to tylko jeden z wielu powodów inwazji na UK.
        Zresztą autor bloga w licznych publikacjach podejmował (wymieniał i omawiał) przyczyny inwazji.
        Pozdrawiam
        Łukasz

  3. Bardzo dobry tekst, zgadzam się ze wszystkim oprócz ostatniego zdania. Przyroda nie znosi próżni, więc rozpad UE z pewnością uruchomiłby kolejne procesy integracyjne. Z łatwością mogę sobie wyobrazić “Klub Wasali USA”, uzależniony od USA politycznie i ekonomicznie, w którym wspólnie z UK odgrywalibyśmy wiodącą rolę. Mogę sobie wyobrazić wymuszone gwałtowne zerwanie naszych powiązań gospodarczych z Niemcami i obsługiwanie na takich samych zasadach interesów gospodarczych USA, UK i Skandynawii. Mogę sobie wyobrazić, że Polska, jako poddostawca, wyszłaby z tego prawie bez szwanku, natomiast Niemcy (zakładając decoupling z całą CEE) zostałyby gospodarczo zrujnowane, ponieważ to właśnie tania praca CEE, w większym stopniu niż tanie surowce z Rosji, zbudowały potęgę Niemiec. Co więcej, mogę sobie wyobrazić, że ta “piękna katastrofa”, wskutek konfrontacyjnej postawy prezydenta Macrona, mogła się rozpocząć właśnie przed chwilą. Jeśli tylko premier Morawiecki uzgodnił preferencyjne warunki dla amerykańskich inwestycji produkcyjnych, które to inwestycje będą miały, na mocy IRA, preferencyjne warunki dostępu do amerykańskiego rynku, to jest to pierwszy kamyk, który uruchomi lawinę. Postulowany przez amerykańskich komentatorów politycznych, preferencyjny dostęp do amerykańskiego rynku dla partnerów “wyznających te same wartości”, spotka się zapewne z oburzeniem krajów i przedsiębiorstw UE nie objętych preferencjami, ale wskutek wymaganej jednomyślności co do sankcji, z niczym ponadto. Nie przez przypadek Niemcy i Francja chcą uzyskać wyłączną kontrolę nad tą jedyną bronią jaką dysponuje UE i jednomyślność znieść.

  4. Idzie nowe. Nie ma powrotu do starego. Niemcy i Francja nie chcą się z tym pogodzić. Pomijając swoje emocje i chęci stwierdzam, że te zmiany przerastają “starą Europę”. To oni popełniają błąd poznawczy. My powinniśmy robić swoje i pilnować aby koszty tego błędu nie obarczyły nas, a prawowitych właścicieli.

    1. Ta „stara Europa” postrzega siebie szerzej jak element układanki z USA.
      Chce sama o sobie stanowić, tzn. ja to widzę tak, że temu mają służyć wycieczki do Chin, kreacja Macrona, i w sumie innych przywódców EU, mająca na celu stworzeni układu USA, Chiny, EU
      +reszta (celowo pomijam kwestie Indii, Ameryki Łac., itd.). Chodzi mi o o że My jasno wybraliśmy stroną, owszem nie odcinamy się od Chin, ale pełna zgoda co do naszej polityki i roli, możemy uprawiać samodzielną politykę, ale jesteśmy zależni od USA (choć by do czasu zbudowania siły militarnej). Fra i Niemiaszki chcieliby być stroną, tylko nie wiem czy aby nie jest już “po ptakach”.

  5. Z kilkoma punktami moge się zgodzić, trzeba robić swoje, budować własną autonomie i nie patrzeć się na innych. Niestety tekście jest pełno nacjonalistycznego bełkotu, autor to swoje opinie chyba buduje na artykułach od prawicowych ścieków powiązanych z władzą.
    1. Niby w jaki sposób Niemcy nie chcą pozwolić nam na budowanie własnej potężnej armii? Tutaj autor nie podaje żadnego dowodu, tylko swoje wymysły. Kolejne kontrakty są podpisywane, sprzęt przypływa do Polski, wszystko jest w porządku.
    2. Kolejna sprawa to wizja współrządzenia UE w trójkącie DE-FR-PL. Już pomijając to, że władza traci najlepszy moment na wygaszenie konfliktu z KE tylko przez to że jest konflikt wewnętrzny na linii Morawiecki-Ziobro (Premier jedzie do Brukseli, na coś się umawia po czym jego minister mówi mu że nie będzie tego realizował bo to szantaż i tak gra się toczy od 2020 roku). Niedawno Morawiecki w Niemczech na jednym uniwersytecie wygłaszał mowe na temat przyszłości UE. NIE PRZEDSTAWIAŁ TAM ŻADNEJ PROPOZYCJI REFORM UE. Mieliśmy tam festiwal narzekania tylko i walki z chochołami. Z jednej strony Morawiecki chce dezintegracji UE czyli tak zwanej Europy Ojczyzn, a z drugiej strony mówi że np UE powinna walczyć z rajami podatkowymi. No chwila chwila, skoro Mateusz chce europy ojczyzn, to gówno mu do tego że jakiś suwerenny kraj chce być rajem podatkowym. Niestety widać że Morawieckiemu przebywanie w tej nacjonalistycznej partii siada na mózg czasem i polityke zagraniczną musi uzależniać od tępej polityki wewnętrznej opartej na teorii oblężonej twierdzy. TRACIMY NAJLEPSZY MOMENT NA ZYSKANIE SPRAWCZOŚCI W UE. Nasze 5 minut może się szybciej skończyć niż ktokolwiek myśli.
    3. To czego autor znowu nie bierze pod uwage, że my w tym regionie jesteśmy osamotnieni w tej naszej germanofobii ;). Oj ile to ja się nasłuchałem od 24.02.2022 że Niemcy całkowicie straciły swoje wpływy, zaraz tutaj wleci duet polsko-koreański, który podbije rynek. A jak się stało w rzeczywistości? Norwedzy, Włosi, Czesi, Słowacy biorą czołgi od Niemców. Ostatnia nadzieja jest w Rumunii, na pocieszenie, ale raczej marne ;).

    Możemy też pominąć wątek militarny i skupić się na rzeczach czysto politycznych. Nasi nacjonaliści często lubią roztaczać wizję tzw. ”Międzymorza”, problem jest taki że międzymorze to mrzonki. W regionie europy-środkowo-wschodniej, są kraje o różnych interesach, które patrzą na Niemcy zupełnie inaczej niż my, i nie zamierzają budować jakiegoś bloku anty-niemieckiego. Obecni prezydenci Czech i Słowacji negatywnie mówią o bloku V4 czyli o grupie niezdolnej do prowadzenia własnej polityki. Czechy i Słowacją wolą stawiać na współprace w trójkącie z Austrią. Z kolei Węgry to zupełnie osobny temat, nie warty komentowania. Mamy kraje Bałtyckie, które też są rozczarowane polityką Niemiec, ale są dalekie od naszych niemieckich uprzedzeń i też wolą stawiać na współpracę z Niemcami. Ale najbardziej to podoba mi się to nasze podejście nacjonalistów do Ukrainy. Wy naprawdę myślicie ze jak Ukraina wejdzie do UE, to będzie takim sojusznikiem który będzie nam pomagał wszystko wetować w UE przeciw Niemcom i powstanie tutaj mocny blok Warszawa-Kijów przeciw blokowi Paryż-Berlin. Szanse wejścia Ukrainy do UE są nikłe. Nie ma na to zgody państw UE, we Francji musialoby by byc referendum w tej sprawie. Te wizje naszych nacjonalistów, przecież to są jakieś odmęty szaleństwa. Ukraina przez wiele, wiele lat będzie słabym, upadłym państwem uzależnionym od kroplówki zachodu. Im się nie opłaca budować tutaj jakieś durniej koalicji anty-niemieckiej z nami. Tak jak już powtarzałem MY JESTEŚMY SAMI W TEJ SWOJEJ GERMANOFOBII.
    4. Autor wbija szpileczke w opozycje ze liczyli na to Niemcy są gwarantem bezpieczenstwa. Tyle że nikt tak z opozycji nie myśli. Zawsze to USA były naszym gwarantem bezpieczenstwa. Od czasów 2WŚ oczekiwania Europy do Niemców były takie że to będzie spokojny i pacyfistyczny kraj ze słabą armią. W 2011 Sikorski nawoływał Niemców do większej odpowiedzialności za Europę, z kolei w 2022 Morawiecki tez nawoływał Niemców do wiekszej odpowiedzialnosci za Europe. No i kiedy Niemcy ogłaszają że rozbudują swoją armie(pomijam to czy zrobią to naprawdę) to wtedy najwspanialszy lider III RP car Jarosław Kaczyński ten od mówienia ze na bazie UE buduje się IV Rzesze, wypala z tekstem że on nie wie czy te Niemcy to sie zbroją przeciw ruskim czy przeciw nam. Takich nieścisłości u naszych prawicowców jest pełno. Oni sami nie wiedzą jak idealne Niemcy według nich powinny być. Tzn ja jednego jestem pewny, jakby Niemcy na kolanach przez kolejne 30 lat prosili o przebaczenie i płacili grube reparacje to wtedy byłoby między nami fajnie. No ale ze tak nie bedzie no to jedynie co im zostało to oblężona twierdza i wmawianie swoim wyborcom że wróg zachodu chce upodlić Rzeczpospolitą i zmienić ją w land niemiecki.

    Tyle, kończe ten tekst, bo tyle w nim absurdów że głowa mała.

    1. Dziękuję za uwagi krytyczne, choć uważam że większość wynika z braku zrozumienia tekstu. Odnosząc się:
      AD.1. Gdzie jest napisane w tekście, że Niemcy blokują nasze zbrojenia? Napisałem, że nie jest w ich interesie posiadanie silnego militarnie sąsiada, który będzie asertywny. Niemcy nie mogą teraz blokować naszych zbrojeń niemal w żaden sposób. Warto jednak pamiętać, że tak powinno pozostać i w tym kontekście zakup sprzętu z innych kierunków jest jak najbardziej prawidłowy. Jednocześnie należy zakładać, że w przyszłości będą używali swoich wpływów do tego, by programy rozwoju SZ RP ograniczać, jeśli zyskają taką możliwość. Warto w tym miejscu pamiętać, że wśród polskich polityków są tacy, którzy otwarcie do kamery mówili, że pozyskiwali finansowanie z fundacji, która z kolei otrzymywała finansowanie z niemieckiego MSZ… Tak więc sporą naiwnością byłoby sądzić, że Niemcy nie używają i nie użyją w przyszłości swoich wpływów. Także w omawianej płaszczyźnie.

      AD.2 “wizja współrządzenia UE w trójkącie DE-FR-PL” –> proszę mi wskazać miejsce, gdzie takowa wizja została wskazana w tekście? Jestem realistą i żadnego trójkąta Weimarskiego zarządzającego UE nie będzie (co zresztą próbował lobbować L. Sykulski i w czym sie z nim nie zgadzałem od samego początku). W tekście jest napisane tylko tyle, by uzyskać LEPSZĄ pozycję w UE niż dotychczas.

      AD.3. Tutaj zupełnie nie wiem do czego Pan pije. Widać, że ma Pan żal do “nacjonalistów” i zastrzeżenia do projektu Trójmorza (jak można wnioskować z kontekstu, a nie Międzymorza), natomiast w tekście nie ma żadnego słowa o kwestiach, z którymi Pan polemiuje. Wymieniłem konkretne kraje które w konkretnej sprawie będą miały określone stanowisko. Pan natomiast pisze o V4, Trójmorzu i państwach których nie wymieniłem. “Wy naprawdę myślicie ze jak Ukraina wejdzie do UE, to będzie takim sojusznikiem który będzie nam pomagał wszystko wetować w UE przeciw Niemcom” –> nie wiem kto to jest “Wy” , nie wiem z kim się Pan tam kłóci w swojej głowie , ale na pewno nie z moim tekstem. Zresztą wyraźnie wskazałem w innej analizie, że Ukraina będzie politycznym obciążeniem po wejściu do UE a nie żadnym aktywem dla Polski. Jednocześnie w jednym z innych tekstów również wskazywałem, że Polska musi sama kontrować Niemcy bo jeśli nie pokażemy, że sami potrafimy być asertywni to nikt za nami nie stanie w żadnej sprawie. Tu się jak widać zgadzamy.

      AD4. “opozycja liczy, że to Niemcy są gwarantem bezpieczenstwa” — znów, gdzie ja to napisałem? Widze, że ma Pan jakiś zbiór poglądów z którymi Pan się nie zgadza. Natomiast zmarnował Pan sporo czasu. Zamiast odnieść się merytorycznie do tekstu który Pan komentuje, to wylewa Pan w komentarzu odpryski swojej myślo-kłótni z jakimiś “nacjonalistami” i “germanofobami”.

      Ja jestem zdania, że nawet w opozycji jest świadomość, że to od USA zależy nasze bezpieczeństwo i z tego przekonania pochodzi chyba teza R.Sikorskiego, że robimy Amerykanom (ł)askę. Ba, tam nawet może być świadomość potrzeby wzmacniania armii, choć są tacy politycy opozycji jak np. Rostowski, którzy publicznie podważają programy zbrojeniowe i mówią, że są one niepotrzebne.

      Gdybym nie uważał, że nawet opozycja będzie zmuszona wejśc w buty aktualnego rządu (czyli wziąć odpowiedzialność za bezpieczeństwo) – z uwagi na np. presje otoczenia ale i samych Amerykanów – to nie postawiłbym tezy, że Niemcy będą wywierać na Polskę presję bez względu na to kto będzie rządził. A taka teza w tekście stanęła.

      Także proszę swoją polityczną wojnę, która toczy się w Pańskiej głowie, przenieść gdzie indziej, ochłonąć, przeczytać tekst jeszcze raz i zapraszam do merytorycznej dyskusji. 🙂

      pozdrawiam
      KW

      1. Jestem podobnie do przedmówcy bardzo zawiedziony poziomem tego artykułu.
        Podam jeden przykład :

        “Chodzi odtworzenie transportu rzecznego, który zresztą odbywał się na Odrze, gdy ta była rzeką stricte niemiecką.”

        W obecnych czasach odtworzenie transportu na Odrze nie ma uzasadnienia ekonomicznego a tym bardziej społecznego. Koszty byłyby olbrzymie i nigdy by się nie zwróciły ( podobnie jak przekop na zalewie wiślanym ). W dorzeczu Odry należy zorganizować strefę ochrony przyrody i parki narodowe a nie Narodowy Ściek opadów przemysłowych ze śląska i KGHM .

        1. Tyle, że to nie artykuł o zasadności inwestycji dot. Odry tylko o tym, że jest to jedna z płaszczyzn sporu, w której Niemcy starają się blokować działania po polskiej stronie. I to wbrew wcześniejszym porozumieniom. Zasadność odtwarzania dróg rzecznych do transportu rzecznego jest dyskusyjna, ale w tym zakresie nie dokonywałem żadnych pogłębionych analiz więc wypowiadać się nie zamierzam. 🙂

          pozdrawiam
          KW 🙂

          1. Od ponad 20 lat wiadomo że w pobliżu mojego miasta są bogate złoża miedzi , niestety na głębokości na której ich wydobycie jest NIEOPŁACALNE . Ale co wybory populistyczni kandydaci opowiadają ,że wybudują kopalnie i wszyscy będziemy bogaci.

            Na Odrą mieszkam od 70 lat . Od wielu sezonów w Odrze wody NIE MA i nie będzie ( urbanizacja terenów górskich i podgórskich ) . Przez letnie miesiące w Odrze głębokość spada poniżej 100 cm i nawet statki wycieczkowe o zanurzeniu 50 cm przez połowę sezonu stoją w porcie.

            Odtwarzanie drogi wodnej na Odrze czy też reparacje to nie jest spór między Państwem Polskim a Niemieckim . Są to konflikty w sferze PROPAGANDOWEJ wywoływane przez partię rządzącą w celu konsolidacji elektoratu i odwrócenia uwagi od takich tematów jak : zadłużenie , inflacja , fatalny stan służby zdrowia.

            Niestety , Pański artykuł doskonale wpisuje się w główne kierunki partyjnej propagandy PiS i oprócz tego nic więcej nie zawiera.

          2. Strona niemiecka podejmuje realne kroki prawne w zakresie regulacji Odry. Też mieszkam nad tą rzeką i też widzę niski poziom wód. Specjalistą w tym zakresie nie jestem, ale opisałem fakty dotyczące działań prawnych i politycznych podejmowanych przez stronę niemiecką. Jeśli uważa Pan, że napisałem w tym zakresie nieprawdę proszę podać napisać gdzie konkretnie i dlaczego 🙂 Jeśli nie ma Pan w temacie nic do dodania to dziękuję za komentarz. W zakresie dyskusji o poziomie wody w Odrze lub o złożach miedzi – tej się nie podejmuję bo po pierwsze to nie temat artykułu, po drugie nie ma realnego wpływu na ten temat.
            pozdrawiam 🙂
            kw

          3. Do JW. Czy mógłby Pan podać źródło w którym wyczytał Pan że transport rzeczny na Odrze byłby nieopłacalny dla Polski? Rozbudowa portu w Świnoujściu jest skorelowana właśnie z żegluga na Odrze i obie te kwestie trzeba rozpatrywać razem jako próbę udrożnienia transportu na kierunku północ poludnie bez udziału Niemiec Problemem wydaje mi się cytując klasyka P. Sikorskiego pewna “murzynskosc” czyli wyznawany przez część społeczeństwa i elit serwilizm wobec państw tzw zachodu który torpeduje wszystkie próby usamodzielnienia się od niego. Chyba każdy musi najpierw przejść sam ze sobą swoistą terapię aby zacząć myśleć o sobie i Polsce przedmiotowo a nie podmiotowo.

          4. do Marcin Padzik

            50 lat temu autobus PKS podjeżdżał pod samo schroniska przy Morskim Oku. Dziś trzeba iść na piechotę prawie 10 km z Palenicy.
            Dziwne , że nikt nie postuluje tam wybudowanie nowoczesnej drogi z olbrzymim parkingiem , centrum hotelowo – gastronomicznym i licznymi apartamentowcami . Interes murowany.

            50 lat temu setki barek pływały po Odrze wożąc węgiel , kruszywo , nawozy. Teraz nie pływają z różnych przyczyn , ale podstawowym jest niski stan wody. Żeby to zmienić trzeba wybudować wiele stopni wodnych , śluz i zapór . Inwestycja na ponad 100 miliardów złoty na 20 lat. Nie wiadomy jak będzie wyglądał transport za 20 lat i czy wówczas po Odrze nie będą pływały tylko łódki i kajaki jak przez kanał mierzei wiślanej.
            Jedno byłoby pewne , Odra zamieniłaby się w ściek i śmietnik ( woda stojąca ) podobnie jak gdyby odnowiono drogę do Morskiego Oka i postawiono tam olbrzymi parking.

    2. Współrządzenia UE w trójkącie DE-FR-PL….chyba się naćpałeś…Niemcy nie widzą dla Polski żadnej innej roli jak swojego wasala. Jesteśmy ich strefa wpływow i zresztą to jest wspólny projekt Rosyjski Niemiecki aby rejon Europy srodkowo wschodniej nie miał nic do powiedzenia. Teraz Rosja sama się zaczęła wyłamywać z tej układanki po przez wywołanie nie przemyślanej wojny ale Niemcy z kursu nie mają zamiaru zjeść. To jest konflikt interesów i Niemiecka gospodarka będzie miała konkurencję gospodarczą jeśli Polska zacznie się rozwijać i inwestować w strategiczne projekty jak np. rozbudowa portu w Świnoujściu czy regulacja rzeki Odry aby ta mogła stać się rzeka w pełni żeglowna. Niemcy nie chcą aby Polska stały się też w pełni suwerenna w produkcji energii elektrycznej i dlatego nie zgadzają się na powstanie w Polsce elektrownii atomowych. Niemcy to skur…ny i Polacy powinni o tym dobrze pamiętać i tępić każdy rząd który zaczyna prowadzić pro Niemiecka politykę bo to oznacza że jest to rząd który został już kupiony przez Niemców i gra tak jak Niemcy mu zagrają.

  6. Uważa Pan elity opozycyjne za bandę idiotow którzy nie są w stanie postrzegać rzeczywistości. Radosław Sikorski ma swoje wady ale jest lepszym dyplomatą niż wszyscy których PiS wystawił.

    1. Kowalski napisał
      ,,Uważa Pan elity opozycyjne za bandę idiotow którzy nie są w stanie postrzegać rzeczywistości. Radosław Sikorski ma swoje wady ale jest lepszym dyplomatą niż wszyscy których PiS wystawił.”

      Pytanie nie było do mnie. Zirytowało mnie jednak na tyle , ze musiałem odpowiedziec . W 100 % zgadzam się z Kowalskim , ze tzw. ,,elity opozycyjne ” swietnie postrzegaja rzeczywistosc , oczywiscie na swój sposób.To banda bardzo drobnych cwaniaczków którzy ponad żałosne pyskówki w TV i zwykłe kłamstwa nie ma tak naprawde nic do zaproponowania społeczenstwu . Zadnego pomysłu czy planu na wybicie się Polski na niezaleznosc od Niemiec . Mają co najwyzej plan zarobienia paru euro na łapówkach i frymarczeniu losem ojczyzny. Tak ta banda bardzo szybko dostrzegła , ze wiatr historii zmienił kierunek i teraz nie liże sie tyłka ruskiemu Iwanowi tylko niemieckiemu Hansowi . Smiech i zazenowanie budzic moze jak dawne komuchy Miller,Kwasniewski, Cimoszewicz i reszta dawnych towarzyszy udaje teraz demokratów w Komitecie Obywatelskim 🙂 . To samo dotyczy tzw. liberałów z PO Donalda Tuska zwanego od niedawna równiez Wurstem ( z niemieckiego kiełbasa ) .Ta siatka niemieckich konfidentów którzy pracuja dla dobra……..ale wielkich Niemiec. Na pewno nie na kraj który niby reprezentują i który dał im zaszczyty i godnosci . Rzygac sie chce gdy słucha sie tych zakłamanych gęb pełnych wyswiechtanych frazesów . Po czynach i owocach ich poznacie , a nie po słowach jak w ewangelii Mateusza ,,Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w odzieniu owczym, wewnątrz zaś są wilkami drapieżnymi”
      Co sie tyczy ,,dyplomatołka ” Sikorskiego – tego od arabskich łapówek “=) to mozemy go zestawic i porównac np. z profesorem Ryszardem Legutko z Pisu w parlamencie europejskim . Roznica klas i przepasc intelektualna .
      https://www.youtube.com/watch?v=1Lq0Ji6MDA8
      Furiat Sikorski jak to sam powiedział moze co najwyzej zrobic laske np. Amerykanom . To by było na tyle co do tzw. elit opozycyjnych które w Polsce mają wielowiekową tradycje zdrady i jawnego zaprzedawnia się interesom osciennym mocarstw.

      1. Drogą do wymiany tych elit, są dziennikarze, którzy muszą nauczyć się rozumieć geopolitykę. Wówczas zaczną zadawać pytania politykom o stanowisko na tematy ważne dla naszego kraju, co wymusi zainteresowanie się tematem przez polityków i umożliwi przeciętnemu wyborcy zrozumienie, która partia proponuje coś w kwestiach ważniejszych, niż bieżące dzielenie elektoratu w czwartorzędnych sprawach.

        Do dziennikarzy zatem skierowałbym słowa z filmu Pulp Fiction „Ścieżka sprawiedliwych wiedzie przez nieprawości samolubnych i tyranię złych ludzi. Błogosławiony ten, co w imię miłosierdzia i dobrej woli prowadzi słabych przez dolinę ciemności, bo on jest stróżem brata swego i znalazcą zagubionych dziatek.”

        1. Legion XXX-ty Ulpia Victrix napisał ”
          ,, Drogą do wymiany tych elit, są dziennikarze, którzy muszą nauczyć się rozumieć geopolitykę. Wówczas zaczną zadawać pytania politykom o stanowisko na tematy ważne dla naszego kraju ”
          .
          Bardzo słuszna uwaga. Problem w tym , ze jest za póżno . Ze wzgledu na swe znaczenie rynek medialny jest juz dawno podzielony .
          Dziennikarze graja i spiewaja tak jak im pozwalają i maja prztkazane ich szefowie. Dziennikarze tez maja rodziny ,kredyty, chcą dostatnio zyc. Rzadko który czasem się wyłamie.
          Ogólnie prawde mówiąc nie ma czegos takiego jak niezalezne dziennikarstwo .
          Kto 10 -go kazdego miesiąca przelewa pensje na konto ten wymaga swojej wizji , a nie widzimisie jakiegos Pana dziennikarza .
          Rząd dusz NAD STADEM to zbyt powazna sprawa , by istniała na nim dowolnosc i rządziła PRAWDA. W koncu musi byc jakas KONTROLA nad społeczenstwem . Media to IV władza . W wiekszosci rządzą nim Niemcy i tzw. Amerykanie ( ale żydowskiego pochodzenia) .
          Nawet w Ameryce media są wyłacznie w zydowskich rekach ze wzgledu na ich strategicznie wazną pozycje w przekazie opinii i przede wszystkim kontroli co ma myslec STADO . Pis niestety za pozno sie zirientował w tej kwestii. Stąd NON STOP wsciekłe ataki opozycji na TVP , by przypadkiem nie istniał odmienny punkt widzenia i przekazu niz ,, jedynie słuszny ” z TVN , czy wydawnictw niemieckich .
          TVN jest nie do ruszenia chocby skały sraxx ,.
          Wydawnictwa gazetowe papierowe mimo , ze to rynek spadający i od lat przynoszacy gigantyczne milionowe straty jest o dziwo cały czas trzymany przez Niemców gdyz liczy sie niemiecki przekaz i niemiecki punkt widzenia , a nie jakis tam interes ekonomiczny wydawnictwa . Bauerowi czy Axel Springerowi rzad niemiecki w Niemczech zrekompensuje straty w niepokornej Polsce . O gazecie Wyborczej wręcz się mówi ze to żydowska gazeta dla Polaków .
          Interia i Polsat to dawna ubecja którą firmuje swym juz chyba 4 nazwiskiem figurant TW ,,Zegarek ” alias Solorz vel Żak vel Podgórski vel xxxx który w kręgach dawnej SBecji zwany jest pieszczotliwie Piotrusiem . Grupa SBecji skupiona wokół figuranta Solorza jest juz tak potężną orgaznizacją gospodarczą w Polsce ze są nie do ruszenia przez nikogo . I trzeba przyznac , ze przy rzadach Pisu ich Polsat jest w miare najbardziej neutralny w swym przekazie . Póki co 🙂
          Podsumowując …… im bardziej podzielony i ogłupiony jest naród tym łatwiejszy do sterowania przez Rosje i Niemcy ,
          Bo ilez % ludzi czyta regularnie blogi i stara się szukac prawdy i rzetelnych opinii.Wiekszosc niestety ma lasowane mózgi TVN em i tak jak w Rosji gdy propaganda od ilus lat wbija systematycznie okreslony przekaz bez mozliwosci skonfrontowania tego w konkurencyjnych mediach to w głowach ludzi czyni spustoszenia jak w stadzie baranów . Jesli rynek jest podzielony to gdzie szary Kowalski zmeczony po pracy ma szukac rzetelnych informacji wy eyrobic sobie opinie ? \takich miejsc poza blogosferą po prostu nie ma. A przeciez i w samej blogosferze coraz czesciej nastepują przejecia co poczytniejszych blogów by forsowac swój punkt widzenia .

  7. Wcale nie jest powiedziane, że byłoby po Ukrainie. USA nie jest realnie rządzone przez Prezydenta. Tam również z drugiego rzędu potężny wpływ na władze ma przemysł zbrojeniowy, koncerny, instytucje finansowe. Deep State w USA jest potężne i żaden prezydent nie może robić co mu się podoba.

  8. Panie Krzysztofie,

    Wybaczy Pan, że nie w temacie artykułu, ale nie mogłem się powstrzymać.
    Jestem czytelnikiem Jacka Bartosiaka, ale jednocześnie krytykiem ANW, stąd też poznałem Pana działalność – m. in. krytyczny raport nt. ANW (nabyłem też książkę “Trzecia dekada”).

    Czytam właśnie najnowszą książkę JB i to, o czym napiszę, po prostu pasuje jak ulał do tego mema:
    https://wykop.pl/cdn/c3201142/comment_1647118464z5Y6udBIvp868AfzTr32ac.jpg

    Otóż – książka “Najlepsze miejsce na świecie”, str. 243, pierwsze zdanie podrozdziału “Sztuka wojowania”:
    “Wojna, do której powinniśmy przygotować nową strategię wojskową, nie musi być wcale krótka”.
    A raport “Armia nowego wzoru” (plik pdf), str. 157:
    “Wojna będzie krótka, acz bardzo intensywna, z dużym zużyciem i zniszczeniem sprzętu.”
    Oraz:
    “Gdyby wojna wybuchła dzisiaj, czyli na przełomie roku 2021 i 2022, byłaby krótka i skończyłaby się naszą przegraną.”

    Nie chcę się dłużej rozpisywać , ale na koniec ogólna uwaga:
    cenię J. Bartosiaka za analizy geopolityczne, ALE skoro zna się na geopolityce i strategii, to niech nie schodzi na poziom taktyczny, strukturę drużyny piechoty, sztukę operacyjną itp., bo tu akurat lepiej znają się lekceważeni przez niego “specjaliści od śrubek”.

    Ale oczywiście wiadomo, że “Armia nowego wzoru sprawdziła się na Ukrainie”…

  9. Nie, nie, NEIN herr Wojczal! Autor po raz kolejny w kolejnym tekście nie wiem czy świadomie powiela propagandowe kalki Berlina.
    Zakłada pomoc dla UKR jako pomoc Zachodu tożsamego z Niemcami i UE. Kosztem Polski oczywiście, co ma uniemożliwić skuteczne i szybkie odtworzenie federacji z UKR. Drogi Autorze od 24 lutego Niemcy przestały być lojalnym i wiarygodnym członkiem Zachodu rozumianego jako wspólnota EUROATLANTYCKA, co Berlin jawnie od 2007 roku potwierdzał za kadencji bolszewickiej Merkel o czym sam Pan wielokrotnie bardzo klarownie pisze.
    Skoro US za Obamy zidentyfikowały Chiny jako głównego rywala, skoro ich wieloletnia polityka odstraszania NATO poniosła porażkę, skoro w końcu z sukcesem wciągnęły Rosję w wojnę zastępcza na UKR, której to wojny Rosja nie wygra i w wyniku której sama ulegnie rozpadowi i okupacji, to dlaczego zwycięzcy rozumiani jako Anglosasi mieliby dać owoce swojego zwycięstwa, te konfitury sojusznikom Rosji- Niemcom? Czy Londyn, Waszyngton, MFW nie maja pieniędzy na sfinansowanie odbudowy UKR? Mówimy tu o kwotach do 2 BLN USD, o umorzeniu wojennych pożyczek w zamian za postawienie granicy NATO i PAX AMERICANA na rubiezy rzeki DON i wzgórzach Waldaju.
    Agresja Rosji obnażyła strategiczne plany państw Osi: Berlina- Paryża – Moskwy i Pekinu czyli wypchnięcia US z Europy poprzez budowę EUROAZJATYCKIEJ wspólnoty. Więc w nagrodę za ten brak lojalności, wieloletnia jazdę na gapę w NATO i sabotowanie działań sojuszu teraz Niemcy mieliby od US dostać nagrodę w postaci wolnej ręki PONOWNEGO zwasalizowania Mitteleuropy i UKR? Niemcy które miałyby w kierowniczy sposób odbudowywać UKR jako sojusznik Rosji i Chin są dla Anglosasow NIE DO PRZYJECIA. Wolne żarty herr Wojczal.
    Będzie dokładnie na odwrót- to MFW Bank Światowy, Londyn i Waszyngton pokierują strumieniem pieniędzy na odbudowę ( do 2BLN USD). Zaś w ramach konferencji pokojowej w Sztokholmie w 2024 roku uruchomiony zostanie przez Anglosasow lewar wypłaty w DEKADE niemieckich reparacji dla Polski. 1,5BLN USD w 10 lat, czyli po 150MLD USD rocznie w formie rezerw złota, akcji niemieckich koncernów z DAX30 oraz dolarów. Przy niemieckim budżecie 480MLD USD kwota do udźwignięcia. Same roczne dywidendy z przejętych na fundusze powiernicze akcji koncernów zabezpiecza proces odzyskania środków.
    Tak Niemcy zapłacą za 60 lat OST POLITIK. Po pierwsze aby OSTATECZNIE ROZWIAZAC problem niemiecki w Europie czyli przeciąć 350 letni sojusz prusko-ruski na kontynencie, po drugie żeby ich osłabić ekonomicznie i pozbawić zdolności dominacji w UE. Po trzecie żeby finansowo stworzyć i wzmocnić odbudowę UKR i stworzenia federacyjnej IV RP z granicami na rzece Doń i wzgórzach Waldaju. Ten cel reparacji – współuczestnictwo w finansowaniu odbudowy POKOJU i nowej architektury bezpieczeństwa w Europie, posłuży jako element nacisku. Nikt nie będzie protestować, ani ruskie południe UE, ani Francja ani Skandynawia, bo każdy w wyniku polityki Berlina do tej pory tracił.
    Oczywiście UKR nie zostanie przyjęta do niemieckiej UE ani NATO, to naiwne bajki znowu POWIELANE przez Autora w ślad za przekazem Berlina dla Kijowa. Nikt nie zgodzi się na otwarcie rynków, podwyższenie składek członkowskich, nowe podatki na odbudowę UKR w sytuacji gdy PRAWIE nikt w UE jeszcze otrzymał pieniędzy z KPO na propandemiczna odbudowę. Fiasko tego funduszu, unijna powolnośc i biurokratyczne problemy będa zapamiętane i będą skutecznie studzić powojenny entuzjazm. Czy kraje które dziś płacą koszty obłędnego fit55 zgodzą się na oparta na węglu gospodarce UKR, czy wojska UKR zgodzą się na gender, LGBTQ i tym podobne propagandowe fanaberie uzależniające wypłatę środków? Czy UKR przyjmie ETS? Wątpię. To będą już dziś zauważalne sprzeczności wewnętrzne NIE DO POGODZENIA.
    Poza tym najważniejsze- bez członkostwa w NATO NIE będzie na UKR żadnego poważnego inwestycyjnego kapitału. Taka jest właściwa kolejność. Najpierw NATO potem UE i pomoc finansowa. A przyjęcie UKR do NATO będzie mogło nastąpić znowu przez Warszawę na zasadzie powołania wspólnego federacyjnego państwa czyli podobnie jak to było z DDR po traktacie 2+4 w 1990 roku. Ten precedens zostanie powtórzony. Opór ruskich koni trojańskich w pakcie-Francji, Niemiec i Niderlandów zostanie tym przełamany. W innym przypadku RP udzieli UKR jednostronnych gwarancji bezpieczeństwa, co z pewnością powtórzy GB co wykluczy niemiecka powojenna OST POLITIK na wschodzie. Mając do wyboru twarde gwarancje wojskowe lub unijna kroplówkę, wybór będzie prosty. I to jest karta która powinnismy grać, mając ograniczone zasoby finansowe na odbudowę naszego sąsiada.

  10. Bardzo dobre teksty, dające pewne pojęcie o szachach geopolitycznych. Ale coś mi się nie zgadza. Piszę to tutaj, bo hurtem przeczytałem kilka artykułów, a ten tekst jest najnowszy, a nie wiem, czy wraca Pan do starszych artykułów. Otóż twierdzi Pan, że Putin, podobnie jak Hitler musiał zacząć wojnę ze względu na fatalny stan finansów Rosji w ostatnich latach. Tylko, że jeśli koncerny przemysłowe Hitlera były zadłużone, bo nie państwo niemieckie, to gdzie ten fatalny stan finansów Rosji, która w tym czasie gromadzi 600 mld $, z czego 300 mld $ zachód zamraża. W czasie gromadzenia tego zapasu aktywów oligarchowie kupują jachty i szastają kasą. Są pieniądze na korumpowanie niemieckich polityków i pewnie europejskich, na niezliczoną armię troli udzielających się na różnych forach na całym świecie, na kasę dla najemników Wagnera i ruskich żołnierzy, którzy dostają większe pieniądze, niż Ukraińcy., na operacje wojskowe w Syrii itd. A ponieważ ostatnio siedzę na rosyjskojęzycznym forum, odpowiednik polskiego Wykopu, zwykli Rosjanie nie odczuwają za bardzo skutków wojny. Mają po kilka kotów. Najbardziej zabolał ich brak europejskich samochodów, ale mają chińskie i to po bardzo wysokich cenach, a są o wiele gorsze jakościowo. Są problemy ze służbą zdrowia, mniej więcej, czy raczej gorzej niż u nas. W ostatnich dniach dopiero ich ruszyło, bo wprowadzili cyfrowe, za pomocą aplikacji powołanie do wojska. Inflację mają w normie, emerytury wypłacane Wiec coś tu jest nie tak z tym fatalnym stanem finansów. Być może miał Pan na myśli przyszły stan, gdy się ropa kończy, albo jednak PKB nie odwzorowuje dobrze stanu finansów, ewentualnie PKB jest zaniżone ze względu na olbrzymią korupcję, szarą strefę i inne złodziejstwo. Zresztą podobnie jak na Ukrainie, gdzie przestawia sie nam jako biedne państwo, a tu się okazuje nawiększa huta, największa ferma drobiu, najnowsze sprzęt rolniczy i po zbombardowanych domach nie widać tej biedy. Zresztą chociażby Anglicy dostają zdziwienia, jak widzą w jakich domach mieszkają Polacy w Polsce.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *